Eleven
Hejka misie kolorowe!
Chciałabym wam życzyć, zdrowych, wesołych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia! Mam nadzieję, że spędzicie je dobrze ♥️
Wrzucam przed ostatni rozdział tej "mini" książki. Życzę wam również miłego dnia i wytrwałych przygotowań do kolacji wigilijnej! ♥️
*****************
*A few days later*
Szatyn przetarł swoje zmęczone oczy, wzdychając głośno. Upił ostatni już łyk kawy z termosu i odłożył go na siedzenie obok.
Ostatnie kilka dni, było sporym wyzwaniem. Na przemian był na służbie, albo u Erwina. Praktycznie nie przebywał w swoim mieszkaniu, no chyba, że się przebrać lub umyć.
Mała ilość snu była dla niego normalna, gdyż zazwyczaj tak właśnie funkcjonował, lecz ograniczenie go jeszcze bardziej nie było zbyt korzystne.
Był przy Erwinie codziennie, nawet ponad swoją “wartę”. Laborant kilkakrotnie upominał go, aby nie siedział przy nim zbyt długo, gdyż właśnie po to się zmieniają, ale Gregory i tak robił po swojemu.
Siwowłosy czuł się trochę lepiej. Rana na nodze się goiła, a jego organizm w końcu mógł odpocząć.
Nie wiedząc czemu, młodszy naprawdę ufał Montanhie i słuchał go w każdej kwestii.
Maria miała rację i złotooki próbował sięgnąć po alkohol, jednak jak na razie, mu się to nie udało. Kilka razy zafundował policjantowi naprawdę niezłe przedstawienie, błagając go choć o łyk procentów.
Gregory jednak się nie łamał, tłumaczył mu, że to dla jego dobra. Zazwyczaj wtedy Erwin stawał się agresywny i wyzywał go od najgorszych.
Bolało. A mimo to szatyn się nie poddawał. Uspokajał go wtedy, a lekarze dawali mu leki, aby się wyciszył. Kilka godzin później, młodszy go przepraszał.
Było to dość dziwne. Bardzo rzadko używał tego słowa na co dzień , a podczas choroby zdarzało mu się to dość często.
Bazyl wciąż nie znał wytłumaczenia, na nieobecności swojego szefa, ale nie kwestionował tego. Wiedział, że na pewno ten ma ważny powód.
Brązowooki zastanawiał się nad tym, co dalej, powinien zrobić. W końcu Erwin był poszukiwany za dwa morderstwa i jeden współdział w nim.
Starał się tym nie przejmować, a zająć na razie chorym pastorem. Miał nadzieję, że rozwiąże to jakoś po tym jak młodszy wyzdrowieje, choć częściowo.
Martwił go też zakshot, który wciąż go szukał. Laborant starał się ich zwodzić na złe tropy i nie wzbudzać podejrzeń. Jednak ekipa już dwa razy szukała Erwina w szpitalu.
Na szczęście lekarze współpracowali i pomogli ukryć go, w najdalszej części szpitala, oraz tłumaczyli im, że siwowłosy nie odwiedzał ich dłuższy czas.
Policjant zaparkował na parkingu podziemnym i wysiadł z samochodu, zamykając go.
Wszedł do windy, wjeżdżając na górę. Gdy z niej wyszedł, ruszył korytarzem. Po chwili usłyszał krzyki z daleka, co go zaniepokoiło.
Przyspieszył kroku, docierając do sali, na której leżał złotooki. To stamtąd dochodził hałas. Otworzył drzwi i wszedł do środka.
— Daj mi do cholery alkohol! — krzyknął siwowłosy.
Erwin leżał na łóżku, a dwójka lekarzy go przytrzymywała. Po jego czole leciał pot, a ciało drżało.
Quinn stał obok, pomagając lekarzom go trzymać.
— Uspokój się. Nie możesz pić, dobrze o tym wiesz — odparł Michael.
— W DUPIE TO MAM! DAJCIE MI GO DO KURWY! — wydarł się siwowłosy, szarpiąc się mocniej.
Gregory wypuścił ciężko powietrze i podszedł do pozostałych.
— Zostawcie nas na chwilę.. — rzekł szatyn.
Medycy spojrzeli na niego niepewnie, a zielonooki od razu go posłuchał, wychodząc z sali. Wiedział, że policjant wie co robi.
— Ale.. — zaoponował niebieskowłosy.
— Wyjdźcie proszę — powtórzył, łapiąc Erwina za nadgarstki.
Lekarze niepewnie puścili pacjenta i opuścili pokój, zamykając drzwi.
Brązowooki chwycił młodszego i objął go ramionami, unieruchamiając go tym jednocześnie.
— PUŚĆ MNIE DO CHOLERY! — krzyknął Knuckles, wyrywając się i wbijając paznokcie w przedramiona starszego.
— Erwin, słyszysz mnie? Uspokój się malutki.. Musisz się uspokoić.. — Gregory mówił spokojnym głosem, delikatnie bujając ich na boki.
— Ja muszę! Muszę rozumiesz?! — krzyczał złotooki, powoli opadając z sił.
— Wiem malutki.. Musisz to przezwyciężyć wiesz? Dasz radę. Jesteś bardzo silny. Już dużo wyrwałeś, więc poradzisz sobie jeszcze z tym. Razem sobie poradzimy tak? — wspierał go Montanha.
— Ja j-uż nie moo-gę… — zapłakał siwowłosy, drżąc bardziej, przez szloch, który nim zawładnął.
— Już dobrze.. Już jest dobrze.. — rzekł policjant, obracając go przodem do siebie.
Erwin od razu objął go ramionami, chowając twarz w jego golf. Pozwolił sobie na chwilę słabości, tuląc starszego.
— Przep-praszam… — wymamrotał cicho Knuckles, zaciskając mocniej palce na jego ubraniu.
— Nie szkodzi. Spróbuj się przespać, dobrze? Na pewno jesteś zmęczony.. — mruknął szatyn, pomagając mu się wygodnie ułożyć.
Złotooki opierał głowę o jego ramię, obejmując go jedną ręką. Przymknął swoje powieki, starając się uspokoić oddech.
Już po kilku minutach wyciszył się na tyle, że ze zmęczenia zasnął, oddychając miarowo.
Gregory wciąż go nie puszczał, nie chcąc by się obudził. Siedział w bezruchu, obserwując jego spokojny wyraz twarzy.
Po chwili usłyszał ciche pukanie, a zza drzwi wychyliła się głową Laboranta, który wszedł do środka. Gestem pokazał mu na młodszego, dając do zrozumienia, aby nie zachowywał się głośno.
— Chciałem sprawdzić, czy na pewno wszystko w porządku. Było strasznie cicho i wolałem się upewnić — odparł zielonooki.
— Już jest okej.. Przejmę nad nim wartę. Możesz wrócić do domu i się wyspać — stwierdził funkcjonariusz.
— To ty powinieneś się przespać. Wyglądasz jak żywy trup. Zbyt dużo czasu tu spędzasz. Mieliśmy się dzielić po połowie, a jak narazie to przez większość dobry to ty z nim siedzisz. Chodzisz na służbę, na 5-6 godzin, a później tu przychodzisz i tak w kółko. To niezdrowe — mówił Michael.
— Muszę mu pomóc wyzdrowieć i przypomnieć sobie wszystko.. — wymamrotał szatyn, spuszczając wzrok.
— Tak, rozumiem to. Ale w tym wszystkim zapominasz o samym sobie. Naprawdę musisz odpocząć, bo jeszcze ty ześwirujesz! — prychnął Quinn.
— Dam radę. Nic mi nie jest! — warknął policjant, po chwili wstrzymując oddech, gdy młodszy poruszył się niespokojnie. — Jak mu pomogę, wtedy odpocznę.. — dodał ciszej.
— Nie widzisz tego prawda? — zapytał zielonooki, a widząc pytający wzrok młodszego, dodał: — Naprawdę coś do niego czujesz Grzesiek. Zależy ci na nim.
— Daj mi spokój… — mruknął Gregory.
— Spójrz prawdzie w oczy. Wreszcie rzeczywistość stawi wam czoło. Wiesz, że jak sobie wszystko przypomni, to również będzie mógł odpowiedzieć za swoje czyny. Co wtedy zrobisz? Wsadzisz go na krzesło? — ironizował starszy.
— A jeśli, to co ci do tego? — fuknął brązowooki.
— W takim razie po co go ratowałeś? Mogłeś go zostawić, aby się wykrwawił. Nie pomagać mu i nie siedzieć przy nim dzień w dzień. Nie pilnować, nie starać się, nie przywiązywać się do niego — wyliczał Laborant, krzyżując ręce na piersi.
Szef policji dłuższy czas milczał, zaciskając mocno wargi. Wpatrywał się w siwowłosego w swoich ramionach.
— Co mam powiedzieć? Że nie chcę aby był chory? Że nie chcę aby dalej pił alkohol i truł się nim? Że nie chcę aby trafił do więzienia? Że mimo wszystko co zrobił to wciąż do cholery mi na nim zależy? — wyrzucił z siebie funkcjonariusz.
Michael siedział dłuższą chwilę w ciszy, a po chwili zaczął cicho klaskać, śmiejąc się pod nosem.
— W końcu. Powinni ci medal wręczyć za szybkie spostrzeżenia — prychnął maskarz, opierając się o ścianę. — Masz jeszcze trochę czasu zanim sobie wszystko przypomni. Zastanów się, co z tym zrobisz. Połóż się razem z nim i prześpij trochę, naprawdę wyglądasz jak trup..
Gregory nie zdążył zaoponować, gdyż starszy opuścił salę, zostawiając ich samych. Westchnął głośno i położył głowę na oparciu łóżka, wpatrując się w sufit.
*************
1130 słów (bez notatki)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top