Rozdział 5
Dazai siedział w swoim pokoju pochylając się nad swoim podręcznikiem i po raz setny próbując wykuć na pamięć treść tego jednego tematu. Za każdym razem jednak coraz bardziej był rozkojarzony przez co zapominał co przed chwilą czytał i musiał wracać do początku. Nie miał też żadnej ochoty tego robić, wolał położyć się na łóżku i zasnąć jednak nie było to żadne rozwiązanie. Od kiedy pamiętał nie miał z nauką żadnych problemów. Praktycznie wszystko co było powiedziane na lekcji zapisywało się w jego pamięci jakby jego mózg był jakimś dyskiem w komputerze, a tylko chwilowe przypomnienie informacji za każdym razem to utrwalało dzięki czemu nie musiał siedzieć cały czas i się uczyć jak jego rówieśnicy. Czasami potrafiło to być jednak męczące jak i utrudnić trochę życie. Przymknął oczy uderzając końcówką długopisu o biurko wybijając konkretny rytm po czym odsunął się od biurka odpychając się nogami wraz z fotelem od ściany. Przeleciał na drugi koniec pokoju i wyjrzał na zewnątrz poprzez małe okno.
Dzielnica w której mieszkał była dość dobra i bogata. Chyba nigdy nie wiedział tutaj żeby dziecko chodziło głodne lub w zaszytym innym materiałem ciuchem. Nie było tak jak w biedniejszych regionach co pomimo tego, że mieszkał tu od czternastego roku życia czasami nadal go krępowało. Dziwnie nie było widzieć jak ludzie wykłucają się o ostatnią kawę w sklepie lub dzieci tęsknię spoglądających za witryny sklepów wiedząc, że nigdy nie dostaną tego co sobie wymarzyły. Oparł głowę o szybę, która była tak przyjemnie chłodna po czym przymknął ciężkie powieki mimo tego, że doskonale się wyspał. Szybko się jednak wyprostował i z lekkim grymasem powrócił do książki chcąc przerysować schemat w niej zawarty na papier licząc, że w taki sposób to sobie utrwali. Prowadził rysik po papierze zostawiając na niej równe kreski całkowicie pochłonięty na tej czynności. Z transu wyrwało go dopiero pukanie do jego drzwi na co się wzdrygnął przyciskając mocniej narzędzie do kartki przez co złamała się jego końcówka. Przeklął cicho tak by osoba będąca na korytarzu tego nie usłyszała po czym poszedł otworzyć.
Jego oczom ukazał się mały chłopiec o dużych czarnych ślepiach oraz brązowej czuprynie. W rękach trzymał starą zniszczoną lalkę za to ubrany był jeszcze w piżamę chociaż była już jedenasta i wstał najpewniej dużo wcześniej. Wziął praktycznie niewidoczny wdech po czym kucnął przed nim z uśmiechem.
— No co tam? Potrzebujesz czegoś? — Zadał pytanie wiedząc, że młodszy nie przemówi sam z siebie.
— Chcę jeść — burknął wskazując palcem na schody prowadzące na dół.
Wyższy pokiwał tylko głową i chwytając drugiego za znaczenie mniejszą od jego dłoń zaczął prowadzić go do kuchni. W sumie pewnie Q przyszedł do niego jako ostatniego co ani trochę go nie dziwiło. Nie miał dobrego kontaktu z dziećmi, wręcz się odcinał nawet od tych z którymi mieszkał uważając ich za denerwujących. Po za tym z młodszym nie złapał dobre kontaktu głównie przez to, że po prostu tego nie chciał, ale też z powodu, że niższy zwyczajnie tego nie chciał woląc trzymać się z Elise. Pamiętał jak na początku jeszcze Yosano próbowała utworzyć z nim jakąś więź kupując mu czasami słodkości, opowiadając o sobie czy chcąc się z nim bawić jednak przez całkowity brak optymizmu ze strony młodszego w końcu zrezygnowała co nie znaczyło, że czasami nadal nie próbowała. Znając życie Mori musiał gdzieś wyjść i zabrał ze sobą Elise za to najstarsza musiała również gdzieś odejść i jeszcze nie wrócić. Szczerze mówiąc nawet na to nie zwrócił uwagi, a wraz z tego świadomością zmarszczył brwi. On nigdy nie przegapiał takich rzeczy.
Schodząc z ostatniego stopnia puścił mniejszego upewniając się, że nie spodnie po czym skierował się w prawo słysząc za sobą dreptanie małych nóżek. Otworzył drzwi kierując się do blatu i wyjmując z szuflady pod niej nóż. Pomieszczenie było dość duże. Znajdowało się w nim sporo urządzeń elektronicznych, które najpewniej pojawiły się tam za sprawą blondynki bo jakoś nie wydawało mu się żeby Mori kiedykolwiek jadł gofry, zwykły japoński stół z siedzeniami do okoła, dużo szafek, które były niebywale bogato wyposażone. Czasami potrafił przeszukiwać je kilka minut zanim znalazł to czego potrzebował jednak nie narzekał, to i tak przecież nie było jego mieszkanie. Otworzył lodówkę wyciągając z niej bekon oraz jajka nie mając pomysłu na nic innego po czym zagapił się na białą ścianę. Mrugnął szybciej nie do końca to rozumiejąc po czym skierował spojrzenie na ostry przedmiot na blacie nie rozumiejąc po co go wyjął jednak postanowił je wykorzystać krojąc mięso na mniejsze kawałki. Wyjął patelnię, a następnie szpachelkę i smalec dając go trochę na narzędzie i rozsmarowując go. Włączył gaz i po chwili wrzucił jedzenie na nagrzany metal. Potem dodał dwa jaja wiedząc, że tylko tyle chłopiec zje i zaczął mieszać dopóki wszystko nie było gotowe.
Wyłożył jedzenie na talerz czując jak przyjemne zapach uderza go w nozdrza. Zagryzł wnętrze policzka jednak szybko zaprzestał tej czynności odwracając się do niższego i stawiając przed nim naczynie po chwili podając również widelec. Skierował się do wyjścia pocierając twarz, a w szczególności oczy. Jego nogi zaczynały mu ciążyć jakby nie chciały pozwolić mu wrócić do swojego nudnego obowiązku nauki. Był ostatni dzień weekendu, a nie zdążył się jeszcze tego wyuczyć przed następną lekcją z tego przedmiotu. Cieszył się, że ma do niego przyjść jeszcze korepetytor z którym będzie mógł to powtórzyć, a nawet jeśli i wtedy mu się nie uda pozostawała zawsze jego starsza siostra lub ewentualnie mógł jakoś poprosić Moriego choć nie sądził by ten miał czas. Na pewno nie wtedy kiedy pracował i pewnie go dzisiaj nie zobaczy nawet gdyby przyszedł już do domu*.
Znajdując się z powrotem w swoim pokoju poczuł niewyjaśnioną ulgę, ale i również niechęć przed czekającym go zadaniem. Potargał się po włosach chcąc dodać sobie w ten sposób trochę otuchy po czym ruszył w przeciwnym kierunku do miękkiego łóżka.
***
Chuuya siedział w swoim salonie nie za bardzo wiedząc co ma teraz zrobić. Gdzieś z tyłu głowy miał, że powinien wracać i się uczyć jednak zamiast tego był tutaj i nie planował w najbliższym czasie nigdzie iść. Gdzieś na granicy świadomości przeleciało mu żeby poszedł spać skoro zdążył już w miarę wszystko powtórzyć jednak nadal to od siebie odpędzał wiedząc, że i tak spał dłużej niż powinien. Drapał się po ręce w mimowolnym odruchu dopóki nie poczuł nieprzyjemnego pieczenia. Skrzywił się po czym westchnął ciężko wstając wędrując wzrokiem po miękkiej białej sofie, trochę twardym dywanie w wzorki znajdującym się pod szklanym stolikiem oraz na ciężką drewnianą komodę przywiezionej jakimś cudem z Francji i na której stał telewizor. Obrócił głowę tak by w zasięgu jego wzroku była też wysoka gablota w której równo były poustawiane książki. Ruszył w jej stronę ignorując skrzypienie desek w jej okolicy po czym lekko nieśmiałym ruchem wyciągnął z pomiędzy ścisku lektur jeden konkretny album, który go interesował. Usiadł przy meblu opierając się o pomalowaną na biało ścianę i otworzył go na losowej stronie.
Zdjęcie będące schowane za delikatną folią przedstawiało kobietę o długich rudych włosach oraz brązowych oczach. Na jej opalonej buzi były widoczne od słońca piegi, a jej pełne malinowe usta rozciągały się w uśmiechu kiedy patrzyła się prosto w kamerę. W tle dało się zobaczyć innych ludzi, piasek oraz wodę co wyraźnie sugerowało to, że znajdowała się na plaży. Na fotografii wyglądała na dość młodą co podpowiadało mu, że było to zdjęcie z czasów będących kilka miesięcy po urodzeniu jego starszego brata. Ubrana była w strój kąpielowy, a mimo tego, że na jej brzuchu znajdowało się dość duże zszycie, nie wygląda tak jakby cokolwiek ją bolało co mogło być i prawdą przez to, że podobno miała dość rzadkie schorzenie przez co go nie odczuwała. Rudowłosy pamiętał jak pewnego dnia kobieta poparzyła się w rękę przez to, że chciała chwycić w dłonie nagrzaną przez piekarnik blachę. Jego ojciec tak spanikował, że kazał Paulowi zawieść ją do szpitala czego sam nie mógł zrobić przez to, że akurat miał pracę do wykonania.
Na zdjęciu obok stała przy jakiejś piekarni w towarzystwie blondwłosego mężczyzny będącego znacznie wyższym od niej. Z tego co się orientował to był chłopak jego mamy kiedy ta jeszcze mieszkała w Francji, a co za tym idzie był on ojcem szarookiego. Verlaine zdecydowanie przejął wygląd po mężczyźnie jednak charakter miał z pewnością po matce. Przewrócił jeszcze kilkanaście stron do przodu szukając tym razem czegoś czego pamiętał i w czym uczestniczył. No i znalazł zatrzymując się na ostatniej kartce gdzie były jeszcze jakiekolwiek zdjęcia. Wpatrywał się tępo w jego rodziców którzy stali po jego bokach. Mina jego młodszej wersji nie była ani trochę zadowolona, nie lubił kiedy ktokolwiek go fotografował i przez ten czas nic się nie zmieniło. Za nimi stał nowy czarny samochód, który jego ojciec przywiózł dzień wcześniej. Pamiętał swoją ekscytację i to jak nie byli w stanie go od niego odgonić. Zagryzł zęby zaciskając mocniej pięści i wbijając niekontrolowanie paznokcie w twardą obudowę albumu. Prychnął pod nosem zamykając go z hukiem po czym podnosząc się z małym ślizgiem odłożył go na miejsce. Spojrzał kątem oka na bliznę widniejącą na wierzchu jego dłoni po czym obrócił się gwałtowienie kierując w stronę schodów z zamiarem pójścia do pokoju. Zatrzymał się jednak w połowie drogi słysząc otwieranie drzwi wejściowych.
Jego brwi wygięły się groźnie, a on sam zszedł powoli znowu na dół uważając by nie nadepnąć na żaden skrzeczący stopień. Chodząc niemalże na palcach dotarł do drzwi wyglądając zza nich tak by w razie czego mógł nadal się schować. Jakież było jego zdziwienie kiedy jego oczom ukazał się mężczyzna o długich granitowych włosach w płaszczu i ciepłymi rękawiczkami na dłoniach.
— Rimbaud? — Jego usta poruszyły się samowolnie zanim ten zdążył pomyśleć o tym co chciał konkretnie powiedzieć.
— O, witaj Chuuya — uśmiechnął się do niego zdejmując buty wraz z płaszczem i zakładając kapcie** jednak nie zdejmując tego co nakrywali mu ręce.
— Wiem, że mogę zabrzmieć niegrzecznie, ale co ty tu robisz?
— Dostałem zwolnienie lekarskie na czas nieokreślony — zaśmiał się cicho, a widząc jak niepokój wypływa na twarz młodszego od razu pokręcił głową w uspokajającym geście. — Spokojnie to nic takiego. Wiesz przecież, że moja praca wymaga kontaktu z ludźmi i po prostu nie mogę narażać ewentualnych klientów.
Pokiwał głową po czym zaprowadził starszego do kuchni z zamiarem zaparzenia herbaty. Cały czas jednak spoglądał na drugiego kątem oka by się upewnić, że nic mu nie jest. W sumie nie wyglądał innaczej niż zwykle więc raczej nic wielkiego mu nie groziło i to faktycznie było tylko na wszelki wypadek. Kiedy skończył podał ciepłe picie mężczyźnie nie szczędząc miodu wiedząc, że ten za nim przepada po czym biorąc też swój kubek w dłonie ruszył z powrotem do siebie tak jak zamierzał na początku. Poinformował o tym wyższego, a gdy ten powiedział mu, że przyniesie mu obiad zaprotestował. Mimo wszystko wolał by ten się nie przemęczał. Siadając przed biurkiem wpatrywał się w zeszyty z przedmiotów, które według niego jeszcze powinien kilka razy powtórzyć i westchnął. Szykował się długi dzień.
***
Watt mi się schrzanił dlatego cały czas to aktualizuję.
*W Japonii większość dorosłych jest pracoholikami.
**Japończycy chodzą po swoich domach w kapciach, mają też przygotowane pary dla gości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top