Rozdział 16

Chuuya chyba nigdy nie był w takim stanie zawieszenia jakim był tamtego dnia. Odkąd tylko wstał nie był za bardzo świadomy tego co robił i jak robił. Nie pamiętał do końca kiedy wstał z łóżka ani tym bardziej kiedy się obudził, nie pamiętał tego jak poszedł do łazienki się umyć i ubrać w na razie zwykłe ubranie, nie pamiętał jak usiadł do stołu by coś zjeść chociaż jego organizm nie odczuwał realnie w tej chwili takiej potrzeby. Był jednak pewien, że to zrobił inaczej Paul by mu takiego niedbalstwa nie podarował. Na dodatek za tym, że to zrobił przemawiało to, że jego żołądek był pełny, miał na sobie zielony t-shirt oraz jakieś stare spodnie, które najpewniej leżały u niego na półce kilka lat no i jeszcze we włosach miał włożoną wsuwkę żeby grzywka nie wpadała mu do oczu w jakikolwiek sposób. Siedział przed telewizorem w salonie wpatrując się tępo w ekran i obserwując z praktycznie zerowym zaangażowaniem historię jakiejś nastolatki zakochanej w wampirze. Cały czas skupiał się bardziej na tym jak źle zostało to zrobione niż na fabule co czasami i jego denerwowało.

Odciągało to jednak dość skutecznie jego myśli od tego co miało się jeszcze dzisiaj stać i nie spoglądał cały czas w kierunku pokrowca na garnitur. Nie myślał o tym co się działo, a przynajmniej próbował. Łapał się każdego tematu który przychodził mu do głowy aż w końcu nie zatrzymał się na jutrzejszym powrocie do szkoły oraz ostatniej sytuacji na moście. Nie mógł opuszczać zajęć tak często. Ledwo nadrabiał materiał, a zapewne gdy wróci będą czekały go kartkówki do nadrobienia. W następnym roku kończył liceum oraz zdawał egzaminy próbne na studia, nie mógł sobie na to pozwolić. Potem jego myśli przekierowały się na jego przyjaciela. Nie odzywał się do niego przez ostatnie kilka dni tak jakby chciał go unikać jednak z tego co napomknął raz Paul wnioskował, że dalej chodził bez żadnych zmian do szkoły. Próbował do niego dzwonić czy pisać jednak zawsze wiadomości były nie odczytywane, a telefony nie odbierane co go martwiło i jednocześnie irytowało.

Martwił się, że ten sobie coś zrobił jednak był też pewny tego, że jeśli na prawdę zostawił list pożegnalny i został on znaleziony zanim wrócił do domu, ktoś będzie go miał na oku. Wierzył, że jego starsza siostra się nim zajmie, porozmawia z nim. Yosano była dobrą dziewczyną, mógł w tej kwestii na niej polegać. Inną kwestią natomiast był opiekun prawny nastolatka. Wiedział z własnego doświadczenia, że był on dobrym i rzetelnym lekarzem. Nigdy nie zaniedbywał pracy, był uprzejmy w stosunku do pacjentów oraz jego diagnozy nigdy się nie myliły. Nie miał jednak z nim do czynienia praktycznie nigdy poza gabinetem lekarskim oprócz tylko kilku nielicznych i krótkich przypadków. Nie umiał stwierdzić jaki był na co dzień, ale skoro pomimo protestów chłopaka ten zapisał go do psychologa nie mogło być aż tak źle. Był pewien, że raczej nie powiedzą o tym wszystkim najmłodszym czyli Yumeno i Elise. Nie byłoby to raczej zbyt dobre zwłaszcza, że oni nie byli jeszcze w stanie zrozumieć takiego rodzaju tematów. Westchnął pocierając twarz. Chciał mieć to już wszystko za sobą.

Nawet nie zorientował się kiedy rozpoczęło się czuwanie, a wszyscy zaproszeni na pogrzeb przyszli by się z nimi za niego pomodlić. Chuuya tonął w morzu czernych ubrań nie chcąc do nikogo podchodzić by przypadkiem nikogo nie pomylić. Byłoby to dość niezręczne gdyby nagle pomylił osoby przez to, że założone mieli takie samego ubrania. Dookoła rozbrzmiewały głosy wymawiające buddyjskie sutry, a w jego nozdrza uderzał przytłaczający zapach palonego kadzidła od którego zawsze było mu nie dobrze za dziecka. Co jakiś czas rozglądał się wokół chcąc się zorientować kto jest kim jednak jednocześnie nie był w stanie patrząc cały czas na zdjęcie zmarłego. Zanim się obejrzał już odbywała się ceremonia pogrzebowa i słuchał jak zmarłemu nadawane było nowe imię*. Później znajdował się już w samochodzie gdy wraz z resztą rodziny jechali szosą do najbliższego krematorium. Wyszedł z pojazdu po około pół godzinie przez co zachwiał się lekko samemu nie wiedząc czy było to przez to ile siedział w bezruchu czy to jak się obecnie czuł. Całkowicie zignorował ciotkę podążającą za nim choć wiedział, że nie jest dla niej zbyt przyjemne. Nie miał jednak głowy teraz przepraszać gdy zamykał za wszystkimi zebranymi drzwi.

Przez około kilkanaście minut wszystko zostało powoli przygotowane i po kolejnych kilku chwilach ryży mógł na własne oczy zobaczyć to jak trumna powoli wjeżdża do pieca. Przed oczami stanął mu widok martwego ciała Rimbauda ubranego w białe kimono oraz ulubionymi cukierkami pod ręką z twarzą tak bardzo spokojną, że na prawdę przez jedną pełną nadziei złudną chwilę myślał, że zaraz otworzy oczy wybudzając się z drzemki i zacznie wszystkich przepraszać za sprawione problemy. Tak się jednak oczywiście nie stało, a wraz z tą wizją w połączeniu z uderzającą rzeczywistością jego organizm zapragnął wyjść i się przejść. Zaczerpnąć świeżego powietrza. Z resztą nie on jeden zdecydował się na takie rozwiązanie. Spalanie ciała miało potrwać dwie godziny więc na spokojnie mógł przespacerować się bez obaw, że się spóźni na to jak jego ojciec otworzy pomieszczenie z popiołem pozostałym z ciała mężczyzny. Wyciągnął telefon wpatrując się w ekran i zasiadając w parku. Rozejrzał się dookoła by zobaczyć czy nikt nie nadchodzi po czym niemalże się na niej położyć ignorując to, że potem będzie mógł mieć mały problem z brudem znajdującym się na drewnie oraz, że będzie widać białe ślady na czarnym materiale. Kouyou chyba by go zabiła gdyby faktycznie tak było jednak na jego szczęście nie było żadnych śladów.

Nie zorientował się nawet kiedy już musiał wracać, a potem wpatrywał się niczym zahipnotyzowany w swojego starszego brata który przekręcał klucz w zamku drzwi. Następną częścią ceremonii było włożenie pozostałych kości do urny poczynając od stóp by zmarły nie poszedł z zaświaty do góry nogami. Wzdrygnął się kiedy mistrz ceremonii zaczął opisywać i podziwiać po kolei wszystkie kości, a następnie zaczął uderzać ceremonialnymi pałeczkami w czaszkę by rozbić ją na mniejsze części. Był już uczestnikiem takiego rytuału jednak był pewnien, że bez względu na wszystko za żadne skarby by się nie przyzwyczaił i nie przyzwyczai. Na wierzchu kupki natomiast położona została kość gnykowa wraz z jabłkiem Adama. Słyszał kiedyś od jednego mnicha, że jest ono najważniejszą kością w ciele człowieka i przypomina Buddę podczas medytacji.

Popiół natomiast trafił do trzech urn. Jedna miała zostać schowana w ich rodzinnym grobie, drugą w świątyni, a trzecia miała przeznaczenie zostać wysłaną do miejsca pracy granatowowłosego. Pamiętał, że mokre policzki miało większość zebranych. Czy to płakali wcześniej lub pozwalali łzom płynąć teraz, ten widok i tak wyrył mu się w pamięci uświadamiając go, że nie tylko on cierpi. Nie rozumiał też dlaczego od samego początku dnia ani jedna, mikroskopijna łza nie wypłynęła z jego oka. Tak jak jeszcze dzień temu był pewny, że płakałby jak małe dziecko to teraz nie czuł zupełnie nic. Nawet przy żegnaniu rodziców nie czuł się w ten sposób i to go trochę straszyło. Czy oznaczało to, że całkowicie wyzbył się wszelkich emocji, które nosił przez tak długi czas? Czy mógł spojrzeć w lustro i nazwać swoje duszę i ciało z tak apetyczną twarzą na przodzie człowiekiem? Ta myśl krążyła w jego głowie aż wszystko się nie skończyło, a oni nie wrcalali okrężną drogą do domu. Co prawda nie mieszkali aż tak blisko jednak Paul był w tych sprawach dość przesądny.

Było już dawno popołudniu, ceremonia rozpoczęła się około dziesiątej więc nawet nie wyobrażał sobie jak dużo czasu spędzili na tym wszystkim. Nie żałował chociaż był zmęczony. Chciał wrócić do swojego pokoju i położyć się wreszcie na łóżku mając pewność, że nikt mu nie przeszkodzi. Zagrzebać się w pościeli, ukryć pod kołdrą. Wbrew pozorom był jeszcze bardziej zmęczony niż by był gdyby chodził do szkoły, a nic by się nie wydarzyło. Wziął głęboki wdech wchodząc do środka budynku po czym niemalże trzasnął za sobą drzwiami. Nie obchodziło go to zbytnio. Skierował się do przodu wymijając instynktownie wszystkie przeszkody na swojej drodze. Kiedy już zaczynał powoli wchodzić na schody usłyszał krzyk Paula wołającego go do salonu. Przymknął na chwilę oczy by wrócić na parter, a wraz z tym jak brał głęboki wdech był już w pomieszczeniu w którym miał się pojawić. Kiedy blondyn poklepał miejsce koło siebie zajął je patrząc przed siebie. Przez chwilę panowała całkowita cisza podczas której starszy bawił się palcami. W pewnym momencie jednak westchnął patrząc na profil chłopaka obok.

— Słuchaj, przepraszam — zaczął, a gdy oko ryżego drgnęło nieco w jego stronę kontynuował. — Nie wiem co mnie wtedy napadło, rozumiem, że schrzaniłem po całości jednak chcę ci to jakoś wynagrodzić.

— Nic nie zrobiłeś źle — odpowiedział cicho obracając się całkowicie w jego stronę i łapiąc z nim kontakt wzrokowy. — Rimbaud był twoim chłopakiem, kochaliście się, a gdyby była taka możliwość to nawet byście się pobrali przy pierwszej lepszej okazji. Gdybym zareagował szybciej i lepiej pewnie zdołano by go uratować.

— Chuuya nie byłeś w stanie nic zrobić, dopiero wróciłeś ze szkoły — nie zgadzał się z nim co wydawało się Nakaharze niemalże zabawne z myślą, że ten sam człowiek jakiś czas temu mówił dokładnie co innego. — Nie powinienem cię o to obwiniać. Jesteś dzieckiem, dla ciebie też to nie było łatwe-

— Czasami mam wrażenie, że lepiej by było gdybym zginął zamiast rodziców — przerwał mu beznamiętnie, a to co Verlaine poczuł gdy to usłyszał znalazło idealne ujście na jego twarzy. — Nie targnął bym się na swoje życie — od razu go uspokoił przewidując jego obawy. — To nic by nie zmieniło, a po za tym wyszedłbym na hipokrytę przed jedną osobą. Chodzi mi bardziej o to, że myślę, że za mną nie przepadasz. Na samym początku uważałem, że wziąłeś mnie tylko z swojego rodzaju obowiązku.

— Nie, nie, nie, nie — pokręcił głową. — Nie sądziłem, że mogłeś coś takiego pomyśleć jednak to nie to. Po prostu... Po prostu przypominasz mi naszą matkę. I to bardzo.

— Jedyne co mnie z nią z wyglądu łączy to rude włosy — zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

— Macie podobny charakter — naprostował powodując u młodszego jeszcze większą konsternację.

— Nie, przecież to ty jesteś tym do niej podobnym — pokręcił głową przyglądając mu się uważnie. Jeśli to był jakiś nowy sposób na pocieszenie go to wyraźnie mu to nie wychodziło.

— Nie do końca — westchnął ponownie tłumacząc. — Sam przecież widziałem się zachowuje. Na prawdę myślisz, że ona byłaby w stanie ci tak powiedzieć prosto w twarz szczerze w to wierząc?

— Byłeś pijany-

— I to mnie ani trochę nie usprawiedliwia. Niestety, ale ludzie po alkoholu stają się niebywale szczerzy. Żałuje tego co zrobiłem i powiedziałem tobie jednak na pewno nie żałuję tego, że cię do siebie wziąłem. Nie oczekuję wybaczenia bo to już byłoby stanowczo za wiele jednak chciałbym żebyś mi dał jeszcze jedną szansę, a postaram się być lepszym opiekunem. W końcu nie tylko ja tu teraz przeżywam żałobę.

Objął nastolatka przyciskając go z całej siły do siebie, nie myśląc nawet o tym by go wypuścić dopóki mu nie uwierzy. Oczy Chuuyi natomiast rozszerzyły się nieco w zaskoczeniu po czym powróciły do swojego pierwotnego rozmiaru. Pociągnął nosem i schował twarz w klatce piersiowej wyższego jednak nie płakał. Nawet nie zauważył kiedy oboje tak na prawdę zaczęli się do siebie dystansować jednak wiedział jedno. Szczerze nie chciał żeby to się działo.

***

*Zmarłym nadaje się nowe imiona bo wierzono, że jeśli by tego nie zrobiono to duch byłby przyzywany za każdym razem kiedy wymawiało się jego ziemskie imię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top