Rozdział 11
Chuuya nie lubił tego uczucia w sercu, które zawsze pojawiało się u niego, kiedy tylko przynajmniej pomyślał o tamtym dniu w którym wszystko się zaczęło. Rodzice zaczęli się unikać, a właściwie to mama zaczęła unikać ojca. Cały czas wychodziła gdzieś z przyjaciółkami, pomagała w wolontariacie lub odwiedzała swojego starszego syna często u niego zostając. Od czasu do czasu brała też ze sobą Chuuye mówiąc, że pójdzie z nim na spacer. I faktycznie tak robiła tylko, że chłopcu nie podobało się to, że jak chciał coś powiedzieć to nie mógł bo jego rodzicielka rozmawiała z kimś przez telefon z swoją siostrą, a jego ciocią. Czasami próbował się wtrącać jednak widząc powagę na twarzy kobiety rezygnował i po prostu szedł cicho koło niej trzymając ją za rękę. Czasami też zabierała go na plac zabaw gdzie bawił się z innymi dziećmi przez co nie odczuwał nieobecności duchem swojej mamy aż tak bardzo.
Potem sytuacja się polepszyła, a jego rodzice na nowo byli razem szczęśliwi. Jak był potem nieco starszy zaczynał powoli rozumieć ich zachowania w tamtych czasach. Do rudowłosej na nowo przyczepił się ojciec Paula, chciał walczyć o prawa do opieki chociaż nie było podstaw do tego by musiał go od niej zabrać. Raz musieli nawet lecieć do Paryża, a on siedział cały czas u babci co zaczynało się robić dla niego coraz bardziej zrozumiałe. Kiedy natomiast skończył czternaście lat wiedział już wszystko i było mu nieco głupio z powodu tego, że nie mógł im pomóc, że nawet nie zdawał sobie zbytnio sprawy z powagi sytuacji. Nikt go jednak nie winił, wszyscy rozumieli to, że był dzieckiem i zasługiwał na całkowicie beztroskie dzieciństwo. Wtedy też jednak jego ojciec zaczął brać więcej zmian w pracy. Nie było dnia, nocy czy nawet kilku godzin żeby nie widziano go poza zakładem lub by nie chodził z nosem w dokumentach. Raz Chuuya chciał podejrzeć czym on tak pilnie się zajmował jednak ten od razu wyczuł jego podstęp i go przegonił, oczywiście nie zrobił mu krzywdy tylko po prostu zbył go swoim zwyczajowym "To są sprawy dorosłych" czego szczerze nienawidził.
Brązowooka zaczęła być coraz bardziej nerwowa z takiego obrotu spraw. Była przyzwyczajona do tego, że jej mąż naprawdę dużo pracował, ale nie aż tyle. Nigdy też nie wracał o takich godzinach gdzie zaczynała się godzina policyjna. Martwiła się o to czy to w niej był problem przez co starała się bardziej w domu. Sprzątała częściej niż była potrzeba, gotowała bardziej czasochłonne dania czy nawet po nocach jak myślała, że nikt nie patrzy szlifowała swoje umiejętności Japońskiego. Nic to jednak nie dawało, sytuacja nie zmieniła się nawet trochę. Chuuya wraz z Paulem wielokrotnie namawiał ją do porozmawiania z mężczyzną. Ta jednak cały czas odmawiała, a jej aparycja i zachowanie mimowolnie przypominało ryżemu coraz bardziej zakochaną nastolatkę w swoim pierwszym prawdziwym związku. Rozumiał jednak, że sprawa była poważniejsza niż to, że ubrała sukienkę, która mu się nie spodobała i zamierzał zrobić wszystko żeby to jakoś załagodzić.
Przekonał starszego od niego żeby poszli porozmawiać również z jego ojcem. Do dziś jak młody Nakahara wspominał tamtą sytuację czuł delikatny dyskomfort. Jednocześnie chciało mu się śmiać na wspomnie tego jak poważnie wyglądał mężczyzna pytając się ich z oburzeniem czy oni mu coś sugerowali. Oni nie, ale jego żona owszem. Raz podczas obiadu zapytała się wprost czy go zdradza na co chyba wszyscy oprócz niej zakrztusili się swoim jeszcze dość ciepłym jedzeniem. Umiał nawet w głowie odtworzyć uczucie dłoni jego starszego brata, który klepał go po po plecach by przypadkiem nie udusił się za pomocą sushi. Kazano im iść do pokoju co też od razu wykonali chociaż zatrzymali się na końcu schodów i nasłuchiwali. Słowa jego rodziców nie były zbytnio wyraźne jednak z czasem stawały się coraz głośniejsze dzięki czemu mógł coraz więcej zrozumieć. W którymś momencie jednak blondyn zaciągnął go do swojego pokoju mówiąc, że zaraz wróci po czym sam zszedł na dół z powrotem do pomieszczenia z którego zostali wygonieni.
Przez kolejny tydzień jego rodzice mieli ciche dni. Widział jak jego tata próbował jakoś zagadać, rozluźnić atmosferę, ale nie wychodziło mu to jakoś specjalnie dobrze więc po pewnym czasie zrezygnował. Nienawidził tego poczucia bezsilności, które mu towarzyszyło przez cały następny tydzień. Pewnego rodzaju odskocznię stanowiła dla niego nauka. Zaczął więc czytać coraz więcej książek naukowych, robić sobie kartkówki czy nawet i sprawdziany z całych działów w domu, wkuwał wszystko na pamięć wpychając sobie do głowy coraz więcej materiału. Nie rozumiał więc dlaczego jego oceny się nieco pogorszyły. Nie chciał przyprawiać swoich bliskich o kolejne problemy więc starał się poprawić. Skończyło się nawet na tym, że praktycznie przestał wychodzić z pokoju i praktycznie nie odpoczywał. Było jednak coraz gorzej tak jakby wcale nie wymuszał siebie również wiedzy z poza materiału danego im przez nauczyciela. Nawet się nie obejrzał, a z każdą kolejną oceną poniżej piątki (ewentualnie czwórki) zaczęły towarzyszyć mu duszności. Płuca rozrywały mu się na kawałki, były jakby zmniejszone gdy desperacko pragnął nabrać powietrza i odetchnąć. Zaczął bardziej się pocić, czasami jego ręka dziwnie drgała podczas pisania czegokolwiek co tylko jeszcze bardziej go stresowało. Bo co jeśli nauczyciel tego nie uzna przez pismo, którego nie byłby w stanie rozczytać?
Zaczął mniej jeść, unikał kontaktów z ludźmi i zamykał się na cztery spusty. Wiedział, że to co robił było więcej niż nie odpowiednie. Wiedział, że takie podchodzenie do tego wszystkiego nie było zdrowe jednak jednoczesnej nie widział w swojej chęci do bycia wystarczającym nic złego. Nie uważał przepracowywania się za coś złego, czasami nawet myślał, że pracował niewystarczająco. Nie spodziewał się jednak, że właśnie takie zachowanie z jego strony przyniesie takie rezultaty jakie przyniosło. Był szczerze zaskoczony, kiedy pewnego dnia bez pukania do jego pokoju weszli jego rodziciele (najbardziej go chyba zszokowało, że byli w jednym pomieszczeniu w tym samym czasie) i nagle oznajmili mu, że potrzebuje pomocy. Oni go nie zapytali, po prostu stwierdzili fakty. Wiele razy wcześniej próbowali go jakoś przekonać do otworzenia się przed nimi, tak samo robił Paul tylko, że nigdy nie przeprowadzili ataku we dwójkę. To chyba był pierwszy raz od dłuższego czasu, kiedy po rozmowie z kimś tak po prostu płakał jak małe dziecko.
Wszystko zaczęło się powoli wyjaśniać. Co prawda nie został wtajemniczony w szczegóły jednak jego tata został zapisany na kilka spotkań z terapeutą. On sam również zaczął uczęszczać na spotkania z psychologiem choć na początku był więcej niż negatywnie nastawiony. Wtedy zaczęły się wakacje. Czarnowłosy kupił im nowe auto będące w czarnym kolorze. Jego matka cały czas pukała się w głowę kierując tą wiadomość w stronę ojca i próbując go przekonać, że przecież mają już jedno idealnie działające, ale nie wyglądała jakby posiadanie drugiego jej przeszkadzało. Nikt natomiast nie potrafił odkleić rudowłosego od pojazdu. Cały czas przy nim siedział, raz nawet odrabiał w nim lekcję i ku przerażeniu rodziców wniósł jedzenie. Wyglądali jednak tak jakby tak naprawdę nie byli na niego źli z tego powodu. Wydawali się raczej cieszyć, że powoli wracał do swojej normalności po tych praktycznie dwóch miesiącach kłótni z ich strony.
Przed tym jak mieli nim pojechać po raz pierwszy zrobili sobie zdjęcie. Verlaine był wtedy akurat zajęty więc nie było go z nimi. Rudowłosa chciała kierować jednak niebieskooki jej nie pozwolił wpychając się w miejsce kierowcy. Ich syn za to usiadł na siedzeniu zaraz za siedzeniem pasażera towarzyszącemu z przodu kierującemu. Nawet kiedy nie zauważył, kiedy ruszyli przez co zapomniał zapiąć pasów. Następne co pamiętał to był krzyk, zgrzyt metalu, to, że w ostatnim momencie udało mu się coś zrobić tylko nie pamiętał co. Wspomnienia z tamtego dnia były dość przymglone. Pamiętał, że coś go bolało tylko nie wiedział co, było mu okropnie gorąco tylko nie wiedział z jakiego powodu, szarpał za coś tylko nie pamiętał tego celu, wolał kogoś tylko, że nie potrafił sobie przypomnieć kogo. Później obudził się w sali szpitalnej gdzie powiedziano mu co zaszło. Zaraz po wypisaniu trafił do domu Paula, niedługo po tym jego przyjaciele też zerwali z nim kilkuletnią przyjaźń jak gdyby nigdy nic. Postawił sobie wtedy za cel jedną rzecz, miał nigdy więcej się do nikogo nie przywiązać. Zaczął też o wiele ostrożniej dobierać grono znajomych o przyjaciołach nie wspominając. Stał się również oschły. Nie chciał już nikogo więcej stracić.
— Hej! Obudź się! Ej, słyszysz mnie?! — Panikował.
Nie chciał patrzeć na to jak ludzie odchodzą z jego otoczenia zostawiając go całkowicie samego. Nie chciał już uczestniczyć w niczyjej śmierci...
— Błagam nie rób sobie ze mnie żartów! Bo zadzwonię do Paula! — Był coraz bardziej przepełniony desperacją. Pochwycił w dłonie urządzenie w panice prawie je wypuszczając. Czuł jak w kącikach jego oczu formują się łzy. Pociągnął nosem szybko wybierając odpowiedni numer. Mężczyzna odebrał po pierwszym sygnale. — Paul wracaj szybko. Nie wiem co robić. Co się dzieje? Ja... On... R-rimbaud nie oddycha.
...nigdy więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top