Rozdział 8

Siedział w swoim pokoju, a na uszach miał słuchawki przez który leciał kolejny test piosenki w innym języku. Co chwila na nowo ją zastopował chcąc przetłumaczyć samodzielnie cały jej tekst. Przed nim leżała biała kartka coraz bardziej wypełniana znakami kanji, ale i również literami układających się w zdania po angielsku. Szatyn odsunął nieco pióro od białej kartki wpatrując się w swoje dzieło. Był to utwór niejakiej Melanie Martinez pod tytułem "Sippy Cup", który niewiadomo dlaczego jakoś specjalnie przypadł mi do gustu. Opowiadał on o grze pozorów prowadzonej przez ludzi oraz morderstwie męża przez żonę, która nie była w stanie znieść zdrady. Spodobała mu się na tyle, że obiecał sobie też przejrzeć resztę piosenek tej wokalistki i miał nadzieję, że się nie zwiedzie. Westchnął i przetarł twarz chcąc przegonić zamgloną wizję pomieszczenia w którym się znajdował. Nie spał tego dnia praktycznie nic. Wczoraj też położył się dość późno co razem dawało dość nieprzyjemny skutek w postaci niewyspania.

Nie wiedział dlaczego tak się stało, to prawda, że bardzo krótko spał żeby mieć więcej czasu na naukę jednak nigdy wcześniej nie siedział do tak późna, że nie mógł zmrużyć oka. Zdarzało się to też coraz częściej co zwyczajnie zaczynało go męczyć. Nie chciał być potem półżywy na lekcjach, nie o to przecież chodziło w uczęszczaniu do szkoły. Dzisiaj też po obowiązkowych zajęciach miał kilkugodzinne korepetycje, tym razem w szkole ze względu na to, że mężczyzna, który do niego przychodził był chory, i pewnie nie zdołałby nic nadrobić. Westchnął ciężko i spojrzał na zegarek stojący na blacie biurka. Była już szósta trzydzieści więc wypadałoby się zacząć już powoli zbierać. Wstał czując odrętwienie jak i jednocześnie mrowienie przechodzące mu po nogach na co skrzywił się niezadowolony. Zrobił kilka niepewnych kroków, a gdy upewnił się, że przypadkiem się nie wywróci i skierował swoje kroki w stronę czekającego na niego mundurka zawieszonego na wieszaku na klamce od szafy.

Jego pokój był dość dużych rozmiarów, dla niego zdecydowanie za dużych jednak lepsze było to niż mała klitka. Przy oknie miał postawione łóżko, a po lewej stronie koło drzwi stało spore biurko na którym od pewnego czasu nie chciało mu się utrzymywać porządku. Na jego powierzchni też powoli już pojawiały się grudki kurzu więc wiedział już, że wreszcie będzie musiał je ogarnąć. Jego podłoga była wyłożona deskami, których nic nie przykrywało. Ściany były w białym odcieniu przez co miał te nieprzyjemne uczucie jakby znajdował się ciągle w szpitalu, a na suficie zawieszona była lampa której klosz był czarny. Oprócz niej światłu do środka pozwalało wpadać jeszcze okno nie zasłonięte, kto by się spodziewał, białymi firankami, a pod nim stała skrzynia w której trzymał większość swoich rzeczy. Miał też szafę koło niego stojąca po prawej stronie. I to było tyle. Szatyn wolał się tutaj nie panoszyć chociaż ten pokój został całkowicie mu przydzielony. Odczuwał też dyskomfort na myśl, że ktoś wszedłby do jego pokoju bez jego wiedzy i zobaczył coś czego nie powinien zobaczyć, na przykład coś zawstydzającego. Zresztą nie miał też wielu rzeczy co w sumie z jego naturą nie było niczym zaskakującym.

Chwycił ubranie zdejmując z wieszaka najpierw górę od mundurka. Zdjął spodnie w których chodził po domu po czym założył na siebie te drugie. Tak samo postąpił z górą od stroju. Przygotował się już wcześniej jednak i tak znów poszedł do łazienki porządnie wyszorować zęby i ostrożnie przemyć twarz wodą tak by nie pochlapać materiału. Następnie ponownie wrócił do siebie i spakował zeszyty do torby wraz z przedmiotami typu ołówek, długopis oraz linijka, które znajdowały się w specjalnie oddzielonym do tego przedziale. Chwycił swój telefon i włączył kamerę by jeszcze raz się przejrzeć po czym widząc jak bardzo jest jego bateria rozładowana podłączył go do ładowarki. Westchnął po czym popatrzył jeszcze chwilę na zegarek. Była szósta pięćdziesiąt na co zmarszczył brwi, a jego usta lekko się uchyliły. Najwyraźniej jego wydajność też spadła. Wyszedł z pomieszczenia dość powolnym jak na niego krokiem i skierował się do schodów z których już zeskoczył po dwa stopnie. Przechodził właśnie przez korytarz chcąc dostać się do drzwi wyjściowych i już skierować się do szkoły kiedy usłyszał piskliwy dziewczęcy głosik.

— Nie zjesz z nami? Wredota z ciebie — oburzyła się blondynka patrząc na niego przez otwór w ścianie powstały przez niedomknięcie drzwi.

— Spokojnie Elise-chan, — Mori uśmiechnął się w jej stronę, a potem kątem oka spojrzał na stojącego w bezruchu chłopaka — Dazai-kun ma dużo nauki na głowie. To jasne, że nie zawsze będzie mógł z nami zjeść.

— Nie no! Jak tak bardzo chcecie to nie ma problemu — na jego ustach pojawił się niemalże mechaniczny uśmiech. Nie miał akurat teraz ochoty na przebywanie z ludźmi z którymi będzie musiał rozmawiać jednak nie zamierzał też odmawiać.

Wesołym krokiem dołączył do reszty w głowie odnotowując dezorientujący go fakt, że byli przy stole naprawdę wszyscy. O tej godzinie jego opiekun prawny powinien być już w pracy, Yosano na stacji, a Yumeno z Elise powinni zostać już zawiezieni do szkoły. Akiko spoglądała na niego przez chwilę dopóki nie usiadł i dopiero wtedy odchrząknęła i się wyprostowała. Bawiła się jedzeniem na jej talerzu to nadziewając je na widelec lub lekko przyciskać je do niego. Jej mina była całkowicie poważna.

— Dobrze, a więc skoro już jesteśmy tu wszyscy chciałabym cię o coś poprosić — odezwała się w końcu, a po jej słowach nastąpiła głucha cisza. Ona nigdy nie prosiła Moriego o nic.

— Zamieniam się w słuch — odpowiedział z miłym dla oka uśmiechem. Dazai czuł się coraz bardziej nieswojo nie rozumiejąc do końca o co tu chodzi. Podniósł tylko widelec nadziewając na niego siadanie jako jedyny z młodszych odważają się ruszyć i zacząć je konsumować choć praktycznie wcale nie był głodny.

— Jak wiemy w tym roku kończę dziewiętnaście lat i będę już prawie pełnoletnia — zaczęła powoli. — Jestem odpowiedzialna, moje oceny są praktycznie nienaganne, a moje zachowanie wzorowe. Nie można mi odmówić, że jestem jednym z lepszych materiałów na lekarza z dziewcząt jak i chłopców na moim roku.

— Tak, to prawda. A jeszcze pamiętam jak miałaś te jedenaście lat i wypytywałaś mnie o anatomię człowieka — uśmiechnął, a Osamu wiedział, że wypominanie jej to tylko dlatego, że wzmianki o niej z dzieciństwa ją zawstydzały. Coś stanowczo było nie tak. — Proszę jednak przejdź do sedna. Wiesz przecież, że wszyscy powinniśmy już wychodzić.

— Chcę się wyprowadzić.

Te słowa padły tak nagle, że brązowooki wypuścił aż sztuciec z swojej dłoni. Jego usta rozchyliły się szeroko w niemym zaskoczeniu jednak po chwili to poprawił wracając do swojej wcześniejszej mimiki choć i tak przykuł na chwilę uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Nie znosił tego kiedy przydarzało mu się coś takiego i wszyscy nagle na niego spoglądali jakby zrobił coś nienormalnego. Nie mógł jednak w stu procentach ukryć, że swojego szoku kiedy połączył fakty. Nie umiał też sobie wyobrazić, że dziewczyny, która dosłownie była gotowa dla niego siedzieć z nim przez kilka godzin i go wypytywać miałoby nagle zabraknąć. Yosano była nieodłącznym elementem jego życia odkąd miał czternaście lat. I fakt może na początku miał ochotę wyrzucić ją z okna, ale potem faktycznie się przywiązał.

— Rozmawialiśmy już o tym wcześniej-

— I nie uzyskałam satysfakcjonującej mnie odpowiedzi więc rozmawiamy jeszcze raz — przerwała mu, a wyraz jej twarzy stał się bardziej zacięty. — Pomyśl, nie będę musiała cały czas dojeżdżać. Mamy już jeden plus-

— Powiedziałem nie — wtrącił jej się surowo w słowo na co ona zamilkła choć jej wzrok nie stracił woli walki. — A teraz szybko to kończymy bo wszyscy się spóźnimy.

Przez resztę dnia rozmyślał o tym całej tej krótkiej dyskusji. Młodsi nie zaprzątali nią sobie głowy tak naprawdę nie widząc w niej nic poważnego jednak nie oznaczało to, że on też już po chwili wypuścił to z głowy. Słowa obijały mu się po czaszce nie dając spokoju, nie umiał się skupić na lekcjach bardziej niż zazwyczaj, całkowicie przeszedł mu apetyt gdy żołądek zacisnął się w supeł nie chcąc przyjąć żadnego pokarmu. Musiał wciskać w siebie obiad szkolny okropnie na siłę co zaniepokoiło nawet Chuuye, który miał zazwyczaj wywalone na narzekanie szatyna na posiłek. Przygryzał wargę w zastanowieniu oraz odruchowo uderzał niesłyszalnie podeszwą buta o podłogę. Blisko szkoły Akiko mieszkał Ranpo. Rocznikowo miał już dwadzieścia lat więc jego ojczym postanowił pozwolić mu zamieszkać samemu, nie zdziwiłby się gdyby to właśnie tam miała się wprowadzić za propozycją starszego. Wiązałoby się to z tym, że dziewczyna nie widziałby się z nimi przez naprawdę długi czas bo nie opłacałoby się jej jeździć. Byliby skazani na rozmowy video jeśli w ogóle byłaby do nich okazja W co wątpił biorąc pod uwagę to ile mieli pracy.

Nawet nie zauważył kiedy obowiązkowe lekcje się skończyły, a on kierował się do odpowiedniej sali na matematykę. Był zbyt pogrążony w swoich myślach żeby zarejestrować w którą stronę idzie więc nic dziwnego też, że nie zwrócił uwagi na sylwetkę przed nim. Z transu wytrąciło go dopiero uderzenie, następnie jego upadek na ziemię. Syknął cicho pod nosem czując ból w kości ogonowej po czym spojrzał z mordem w oczach do góry chodź wiedział, że to on zawinił. Zawinił bo nie uważał, bo zbyt bardzo skupił się na sobie. Zamrugał jednak zdezorientowany widząc przed sobą starszego mężczyznę w eleganckim ubraniu. Od razu zrozumiał kim on jest, znał wszystkich nauczycieli i tylko jednego nie miał przyjemności widzieć osobiście. Czerwonowłosy wyraźnie chciał wystawić do niego pomocną rękę jednak ten podniósł się z ziemi zanim to zrobił po czym ukłonił się w przepraszającym geście.

— Najmocniej przepraszam! — Nadal stał zgięty w pół dopóki nie poczuł dotyku na swoich włosach. Konsternacja tylko pogłębiła się w jego umyśle.

— Nic się nie stało. Proszę nie kłaniaj się nie jestem taki stary — chłopak posłuchał nauczyciela, a gdy tylko uniósł głowę wyczuł na sobie czujny wzrok mężczyzny czujnie lustrującego go wzrokiem. — Czy wszystko w porządku? Wydawałeś się zamyślony.

— Ah tak — pokiwał głową. — Nic mi nie jest tylko w sumie za bardzo pogrążyłem się w rozważaniach. Jeszcze raz przepraszam, ale muszę iść na zajęcia.

Niebieskooki kiwnął głową, a gdy niższy zaczął oddalać się dalej odwrócił nieco głowę w jego kierunku by ostatni raz spojrzeć na jego sylwetkę po czym zamknął oczy z westchnieniem idąc dalej. Postanowił mieć go na oku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top