Monika Pawliczak "W Obiektywie" - Gościnnie
Przyjaciółka odbiera mnie z dworca kolejowego, zawozi do swojego apartamentu w Sea Tower, po czym jedzie do kancelarii dostarczyć wspólnikowi dokumenty. Postanawiam wykorzystać czas wolny na spacer brzegiem plaży. Zabieram ze sobą ukochanego nikona. Nie darowałabym sobie, gdyby przeszła mi koło nosa okazja do świetnego zdjęcia. Fotografia to nie tylko praca. Odkąd doznałam kontuzji i musiałam zrezygnować z tańca, to także, a może przede wszystkim, moja pasja.
Wychodzę z mieszkania i podchodzę do jednej z siedmiu wind. Przywołuję ją i czekam, sprawdzając na wyświetlaczu aparatu ostatnie zdjęcia, zrobione podczas turnieju tańca towarzyskiego. Brała w nim udział moja młodsza kuzynka. Jestem tak zafascynowana fotografiami, że słysząc charakterystyczny dźwięk rozsuwających się drzwi, nie podnoszę wzroku, tylko wchodzę do windy. A przynajmniej próbuję. Zderzam się z czymś twardym i wypuszczam z rąk aparat.
– Chole...
Nie kończę wymawiać przekleństwa. Obserwuję moje maleństwo, lądujące w czyjejś dłoni. Zszokowana refleksem wybawiciela, stoję sparaliżowana, nie potrafiąc wydobyć z siebie podziękowań. Nie robię tego nawet kiedy opuszczają mnie emocje związane z chwilą grozy. Nie robię tego, ponieważ coś sobie uświadamiam.
– Przez ciebie o mało nie zepsułam sprzętu – warczę.
Podnoszę wzrok, żeby spojrzeć na twarz niedoszłego mordercy, i ponownie nieruchomieję. Zerkam w najbardziej błękitne oczy, jakie kiedykolwiek miałam możliwość podziwiać. Ich głębia jest tak intensywna, jak intensywne jest to, co moje ciało właśnie przeżywa. Miękną mi nogi, serce przyspiesza swój rytm, a dłonie zaczynają się pocić.
Robię jedyną rzecz, jaka przychodzi mi do głowy – wyrywam mu aparat i odwracam się do niego plecami. Prawdopodobnie, a nawet na pewno powinnam mu podziękować za uratowanie mojego dzieciątka, ale do diabła! To on na mnie wpadł! To była jego wina!
Ukradkiem zerkam na panel wyświetlający numery pięter i przeklinam nazwę „winda szybkobieżna". Wlecze się jak żółw, albo to ja odnoszę takie wrażenie. Gdy docieramy do trzeciego piętra, wydaje mi się, że czas się zatrzymał. Mam pełną świadomość jego spojrzenia na sobie. Na szczęście jestem zadowolona ze swojego wyglądu. Nie należę do kobiet, które się nie akceptują i poprawiłyby wszystko, co tylko można. Trenuję odkąd sięgam pamięcią. Dzięki temu nie wstydzę się swojej figury. Jestem przyzwyczajona do męskiego towarzystwa oraz sprośnych komentarzy. W całej redakcji magazynu stricte dla facetów jestem jedyną kobietą fotografem. Codziennie spotykam się ze sportami pełnymi testosteronu, potu i krwi, a mimo to na myśl o mężczyźnie za mną czuję ciarki.
Nie rozumiem, dlaczego tak reaguję na jego obecność. Prawdopodobnie to mój instynkt samozachowawczy funkcjonuje prawidłowo. Widziałam jedynie jego oczy, reszta została ukryta pod zaciągniętym kapturem. Prawdopodobnie gdzieś z tyłu głowy narodziła się myśl, iż ma złe zamiary? Cokolwiek to jest, czuję dreszcze.
Winda zatrzymuje się. Wybiegam z niej jakby się paliło. Staję dopiero na zewnątrz. Przyjemna nadmorska bryza muska moją twarz. Wciągam głęboki wdech, biorę się w garść i ruszam w stronę plaży, starając się nie myśleć o wcześniejszym incydencie.
Kocham przyjazdy do Trójmiasta poza sezonem letnim. Uwielbiam tę ciszę i spokój, spacerując wzdłuż plaży. A najbardziej wielbię brak zgiełku turystów, miliona parawanów i bezmyślnie pozostawionych śmieci. Można wtedy uchwycić aparatem piękne chwile.
W tym roku maj okazuje się dla nas łaskawy. Mamy piękną i ciepłą polską wiosnę. Siadam na miękkim piasku, obserwując spacerującą parę nastolatków. Trzymają się za ręce, rozmawiając o czymś na spokojnie. Za nimi w tle widać statek, który za chwilę będzie wpływał do portu. I to jest ten moment, więc podnoszę aparat.
Klik.
Fascynuje mnie ten dźwięk, bo chwila, która już nigdy się nie powtórzy, zostaje uwieczniona, a ja będę mogła do niej wrócić, jak tylko zapragnę.
Zatoka Gdańska o tej porze dnia jest wyjątkowa. Dominujące kolory to błękit wody i nieba oraz złoto piasku.
Klik.
Pstrykam zdjęcie mewy, lądującej nieopodal mnie. Grzebie dziobem w piasku, ale nic tam nie znajduje. Chciałabym zobaczyć u niej jakąkolwiek emocję, niestety wiem, że to się nie wydarzy.
Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu czegoś interesującego i kilkanaście metrów dalej dostrzegam trenującego mężczyznę. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym od pozostałych ćwiczących na plaży ludzi, aczkolwiek pewien szczegół nie daje mi spokoju. Kładę aparat na nogach i wyciągam telefon. W wyszukiwarce Google wpisuję Bielikov. Po chwili wyświetlają mi się zdjęcia.
Darmowe fragmenty promocyjne już niebawem oficjalnie wydanej antologii tematycznej grupy Ailes i La Noir czyli "MDS: Miłosne Rewolucje". Autorzy tekstów wchodzących w skład antologii zysk z jej sprzedaży przeznaczają na Fundację Hospicjum dla kotów bezdomnych.
Codziennie będziemy dodawać po kilka fragmentów prac z najnowszej antologii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top