34.1

                    Krajobraz dookoła był naprawdę piękny i nawet złość, która we mnie kiełkowała, nie mogła odebrać mi przyjemności z otaczających nas widoków. Milczałam i rozglądałam się dookoła. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajdowaliśmy, ale z wnętrza ogrzewanego samochodu, sporo śniegu i drzew zyskiwały naprawdę mnóstwo uroku. Momentami słońce przedzierało się przez gałęzie, a jego promienie tworzyły iście magiczną poświatę na warstwach białego puchu.
Odnosiłam wrażenie, że ktoś rozsypał w tych obszarach brokat.

    Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na Theo, skupionego na jeździe do tego stopnia, że zupełnie mnie ignorował. Samochód dobrze radził sobie z wymagającymi warunkami drogowymi. Podejrzewałam, że nawet w lecie ta trasa nie była zbyt bezpieczna.

    Dosłownie kolejne trzydzieści minut zajęło nam dotarcie na właściwe miejsce. Nie czekając na Theo, wysiadłam z pojazdu, żałując tego dosłownie po sekundzie, gdy poczułam silne uderzenie mroźnego wiatru na swoim ciele. Zacieśniłam poły płaszcza i rozejrzałam się dookoła, na końcu skupiając swoją uwagę na domu, przy którym zaparkowaliśmy.

    Zupełnie nie pasował on do otoczenia, a jednocześnie jego projekt imponował. Wykonany był ze szkła i drewna. Duże okna wpuszczały do środka mnóstwo światła i na pewno pozwalały na cieszenie się widokiem.

    Chwilę wpatrywałam się w chatkę, która przypominała dziwną asymetryczną bryłę.

    Gdy ja tak stałam, Theo zdążył wyciągnąć z samochodu nasze bagaże i umieścić je w domku. Stanął na progu i posłał w moim kierunku szeroki, wesoły uśmiech.

— Chodź, bo zmarzniesz.

    Nie kłóciłam się. Odczuwałam chłód do tego stopnia, że przytaknęłam ruchem głowy i ruszyłam do niego, od razu zsuwając ze stóp buty.

    Theodore zabrał ode mnie płaszcz i podał mi swój gruby, biały, wełniany sweter, który natychmiast na siebie naciągnęłam. Potrzebowałam się ogrzać, a przyjaciel znał mnie na tyle dobrze, że po prostu o tym wiedział.

    Wnętrze było duże, otwarte i jedyną ścianą, która znajdowała się w środku była pół-ścianką, oddzielającą kuchnię od reszty.  W jednym rogu znajdował się piękny, kamienny kominek, a w drugim jadalnia. Dopiero po chwili zauważyłam drzwi, za którymi najpewniej kryła się łazienka.

— Na górze jest sypialnia i łazienka. — Gestem głowy wskazał mi właściwy kierunek.

    Schody bardziej przypominały masywną drabinę, ale nie narzekałam na to. Wspięłam się po nich i rozchyliłam z niedowierzaniem usta. Mimo wszystko miejsce, które wybrał Theodore, jak dla mnie mogło uchodzić za idealne. Góra również była otwarta. Pod oknem stało duże, małżeńskie łóżko, obok sporych rozmiarów komoda, a naprzeciwko znajdowała się oszklona łazienka. Cała ścianka zbudowana była z matowego szkła, które dawało namiastkę prywatności, ale jednak nie w całości. Nie zamierzałam kaprysić. Zwłaszcza że w środku znajdowała się piękna wanna, stojąca na mosiężnych nogach.

    Uśmiechnęłam się pod nosem. Cała złość wyparowała ze mnie, ponieważ najwyraźniej Theo planował tę niespodziankę już jakiś czas. Nie sądziłam, by potrafił zorganizować to wszystko w niespełna dwie godziny.

    Mimo to nie mogłam mu odpuścić, odwróciłam się gwałtownie, chcąc zejść na dół, by z nim porozmawiać, ale wcale nie musiałam. Wpadłam wprost w jego ramiona, ponieważ nie zarejestrowałam momentu, w którym pojawił się za mną. Byłam zbyt zajęta zwiedzaniem domku.

— O, hej — wyrwało się spomiędzy moich warg.

— Cześć, ponownie. — Uśmiechnął się prawym kącikiem ust, lokując dłonie na moich biodrach. — Musisz mi wybaczyć, ale pobawimy się w dwadzieścia pytań później, jestem głodny i przyszedłem spytać, na co masz ochotę?

— Ty tak poważnie? — spytałam z oburzeniem, oswobadzając się z jego objęć. — Mam milion pytań i obiecałeś, że...

— Wiem, ale to nie ucieknie, a głodna nie jesteś sobą i...

— Milcz! — przerwałam mu, unosząc ostrzegawczo palec. — Albo źle się to dla ciebie skończy.

— Właśnie o tym mówię — zaśmiał się, machając dłońmi w geście kapitulacji. — Zjemy kolację i porozmawiamy. I Cecylio, odpuść sobie, to nie jest żaden gangsterski film, byś musiała snuć czarne scenariusze. Naprawdę miałem ochotę spędzić z tobą trochę czasu. A ten dowcip chłopaków jest niefortunnym zbiegiem wydarzeń, naprawdę — wyjaśnił, przechylając głowę w bok.

    Chwilę patrzyliśmy na siebie. Miałam ochotę się kłócić, nie odpuszczać, ale z drugiej strony również nie jadłam nic od śniadania i odczuwałam głód.

— A masz pewność, że to ich sprawka? — zapytałam dla pewności, kierując się za Theo na dół.

— Tak, chcesz, to mogę do nich zadzwonić. Robert albo Thomas chętnie odpowiedzą na twoje pytania, sam już z nimi rozmawiałem. — Przytaknął, zerkając na mnie poprzez ramię.

— Czyli, gdy zostawiłeś mnie samą...

— Spotkałem się z nimi i powiedziałem im, co myślę o straszeniu ciebie. W najbliższym czasie możesz spodziewać się bukietu na przeprosiny, zrozumieli swój błąd — wtrącił, otwierając lodówkę, która była w pełni zapełniona.

    Najwyraźniej Theodore pomyślał o wszystkim.

    Skapitulowałam.

— Jakoś ci nie wierzę — mruknęłam pod nosem i sama zajęłam się przeglądaniem produktów spożywczych.

— Co powiesz na stek? — zaproponował, zupełnie ignorując moje słowa.

— Z sałatką?

— Ze szpinaku i parmezanu? — Spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko pod nosem.

— Jasne, pasuje mi.

    Tym sposobem obydwoje zajęliśmy się przygotowywaniem kolacji. Theo wziął na siebie przyrządzenie steku, więc ja skupiłam się na sałatce. Moje zadanie skończyłam w dosłownie kilka minut, więc ustawiłam piekarnik, pamiętając, że Theodore najpierw smażył mięso na patelni przez kilka minut, a później wrzucał je do pieczenia, w międzyczasie zalewając je winem.

    To było jego popisowe danie, które uwielbiałam, ale jadaliśmy je całkiem rzadko. Właściwie przy jakichś większych okazjach, o ile nie wybieraliśmy się wtedy do restauracji.

    Nakryłam do stołu, a nawet wyjęłam z lodówki wino, które chłodziło się specjalnie na tę okazję. Przynajmniej tak twierdził Theo.

    Chwilę później obydwoje siedzieliśmy już przy stole, przed swoimi talerzami.

— Więc...

— Cecylio — upomniał mnie, rzucając mi pobłażliwe spojrzenie. —Możemy zjeść w spokoju kolację, nim zmienisz się w krwiożerczą bestię żądną odpowiedzi?

    Zrobiłam dziwną minę i zmarszczyłam z oburzeniem czoło, ponieważ ewidentnie mnie zbywał od samego początku. Co więcej, co jakiś czas słyszałam dźwięk jego telefonu, który on ignorował. To wcale nie pomagało w pozbyciu się podejrzeń, które kiełkowały w mojej głowie.

— Nawet nie wiesz, co chciałam powiedzieć — fuknęłam zła.

— Czyżby? — Rzucił mi wymowne spojrzenie, unosząc sceptycznie jedną z brwi, przy okazji wsuwając kawałek steku pomiędzy wargi.

    Wydęłam usta w dzióbek i zacmokałam z dezaprobatą. Nawet jeśli faktycznie mnie przejrzał, miałam prawo, by się gniewać.

— Mogę milczeć, jeśli ci to tak nie pasuje — zapewniłam, opierając się wygodniej na krześle.

    Założyłam dłonie na wysokości klatki piersiowej, niczym obrażone dziecko i zadarłam brodę do góry.

— Nie przekręcaj moich słów — poprosił, mrugając do mnie beztrosko okiem.

    Wiedział, co zrobić i kiedy, by wyprowadzić mnie z równowagi.

    Prychnęłam cicho i sięgnęłam po widelec. Normalnie mogłabym odejść, iść się położyć i zrobić scenę w totalnie infantylnym stylu, ale byłam głodna.

    Wolałam jeść, niż się kłócić. Szczególnie że posiłek, który przygotował Theo, był genialny. Mięso wręcz rozpływało się w ustach. Z tego powodu skupiłam się na jedzeniu i ignorowałam towarzysza, który zdawał się rozbawiony tą sytuacją.

    Miałam świadomość, że przypominałam nadąsane dziecko, ale musiał się z tym liczyć, że właśnie tak będę reagować. Znał mnie od lat.

    W ciszy zjedliśmy kolację, popijając ją winem. Właściwie to ja piłam alkohol, ponieważ zdołałam wypić trzy kieliszki, gdy ten Theo był nadal w połowie pełny.  Nie pomogłam mu sprzątać, nie. Usiadłam na kanapie, delektując się smakiem alkoholu, podczas gdy Theodore ogarniał wszystko. Musiałam go jednak jakoś ukarać za to, że nie chciał mi nic powiedzieć.

    Co więcej, zamiast faktycznie zdobyć się na szczerość, zajął się rozpalaniem w kominku, co zajęło mu kolejne kilkanaście minut. Nie odzywałam się jednak, ponieważ obiecałam sobie, że będę milczeć. Nie było to łatwe, ponieważ słowa same cisnęły mi się na usta, ale zaciskałam je i jakoś dałam radę.

    W mojej głowie pojawił się już lekki szum, ale nie zwracałam na to uwagi. Dzięki temu czułam się nieznacznie lepiej. Cały niepokój ulotnił się gdzieś i mogłam bezkarnie odpoczywać na kanapie.

— Dobra, wygrałaś, co chcesz wiedzieć? — Theo ponownie pojawił się obok mnie, w dłoni trzymając butelkę, którą dopiero co otworzył.

    Dolał mi wina, a sam złapał swój kieliszek, w którym nadal był alkohol.

    Spojrzałam na niego, wydymając wargi w wymownym geście. Zamierzałam się nie odzywać. Taki był plan.

— Okej, łobuzie, okej — zaśmiał się, upijając nieco wina. Złapał moje nogi i usadowił je sobie na udach, zaczynając masować je jedną dłonią. Całkiem przyjemnie i umiejętnie, ale nadal konsekwentnie zaciskałam usta, udając obrażoną.

    Nie pamiętałam, o co tak właściwie powinnam pytać, skoro i tak wyjaśnił mi sytuację. Zdjęcia były słabym dowcipem ze strony jego kumpli. I chociaż brzmiało to absurdalnie, uwierzyłam w to.

— Zaczniemy od Laio — zaczął, a ja momentalnie wyprostowałam się, niemalże wylewając na siebie zawartość kieliszka.

    Otworzyłam z niedowierzaniem usta, formując z nich nieme „o” i się skrzywiłam.

— Laio?! — pisnęłam, zupełnie nie wiedząc jakim cudem doszliśmy do tego tematu. I skąd ona pojawiła się w jego głowie.

— Tak, wiedziałem, że cię to zainteresuje — uśmiechnął się kpiąco. — Jakiś czas temu Laioness zniknęła z mojego mieszkania i w sumie nie wyjaśniłem ci, co się stało.

— Właśnie, tak! — Pokiwałam ochoczo głową.

    Zsunęłam nogi z jego ud i przysunęłam się do niego, czekając na ciąg dalszy. Nawet jeśli jeszcze byłam trochę wkurzona, wszystko mi minęło.

— Laio została przeniesiona przez mojego znajomego. Jest pod jego opieką, ponieważ to jej może grozić niebezpieczeństwo. Niechcący, przypadkiem w pracy w jej ręce wpadły dokumenty, które dały jej wiedzę, która jest bardzo niewygodna dla pewnych osób — oznajmił poważnie.

    Skrzywiłam się. Naprawdę nie lubiłam jej, całą sobą, ale to nie oznaczało, że życzyłam jej śmierci. A ton Theo sugerował, że naprawdę coś jej groziło.

— O czym ty mówisz? — zapytałam, nie potrafiąc ukryć szoku.

— Sprawa, którą prowadzę, nie dotyczy tylko molestowania, mobbingu, to coś więcej. To przekręty, kradzieże, a nawet zlecenie zabójstw — odpowiedział, kręcąc z rezygnacją głową. — I wcale nie powinnaś tego wiedzieć.

— Czyli ten facet...

— Nie, Ce. Nic ci nie grozi. Jestem tylko prawnikiem, są świadomi, że jeśli nie ja, to ktoś inny może to zrobić. Tylko Laio mogła być faktycznie zagrożona, dlatego ją ukryliśmy, aż do rozprawy, która rozpoczyna się w przyszłym tygodniu — przerwał mi, nie pozwalając mi na panikę.

    Złapał moje dłonie i zacisnął na nich swoje palce. Uśmiechnął się do mnie smutno.

— Cecylio, nigdy nie wybrałbym jej ponad ciebie. Wtedy w moim apartamencie musiałem, ponieważ gdyby się obraziła, rozzłościła, albo cokolwiek, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało. Nie dlatego, że ją kocham, ale z powodu poczucia winy. Ponieważ, gdy przyszła do mnie z tymi dokumentami, namówiłem ją na oddanie tego prokuratorowi. — Oparł jedną z rąk na moim policzku i westchnął ciężko. — Zawsze wybiorę ciebie, ale nie mogłem jej narażać, nie mogę. I mam nadzieję, że to zrozumiesz.

— Skoro tak...

— Nie, Ce — wtrącił. — Kocham cię. Jesteś moim wszystkim, moją drugą połówką, moją miłością, ale musisz to zrozumieć. Cieszę się, że jesteś o mnie zazdrosna, że jej nie lubisz, ale ona nawet w ułamku nie była dla mnie tak ważna, jak ty jesteś. I mimo to, jestem zobowiązany dbać o jej bezpieczeństwo, ponieważ ją w to wciągnąłem, rozumiesz, prawda?

— Naprawdę nic ci nie grozi? Naprawdę nikt ci nie grozi? — zapytałam, chcąc mieć pewność.

    Z perspektywy czasu wiedziałam, że Laio nie była dla mnie żadną konkurencją. Miałam pewność, ale nie potrafiłam pozbyć się wrażenia, że Theodore jednak kłamał.

— Naprawdę. Nie licząc zazdrosnych mężów, naprawdę nikt nie życzy mi śmierci — zapewnił, dokładając drugą dłoń, by móc objąć nimi moją twarz. Uśmiechnął się lekko. — Nic mi nie będzie, słowo.

— Właśnie, dlaczego w ogóle zajmujesz się tą sprawą skoro...

— Skoro jestem najlepszy z prawa rodzinnego? Skoro to moja specjalizacja? Ce, czasami potrzebuję czegoś więcej, niż oskubania skurczybyka, który był draniem dla żony. Naprawdę. Wybrałem ten zawód nie dla pieniędzy, a dla sprawiedliwości, przecież o tym wiesz — odpowiedział, wzdychając cicho.

    Ucałował moje czoło i przytulił mnie do siebie.

— Czasami może wydawać ci się, że zachowuję się dziwnie, że ranię cię celowo, ale zależy mi na tobie, zależy mi na nas. I zależy mi na tym, by pewni dranie dostali za swoje — dodał. — Nie mogę udzielić ci więcej informacji, nie dlatego, że ci nie ufam, ale po prostu nie mogę.

— W porządku — skapitulowałam, nie chcąc się kłócić.

    Powinnam mu wierzyć, wiedziałam, że powinnam, ale podświadomie czułam, że to wcale nie jest cała prawda. Że coś było na rzeczy, ponieważ w innym wypadku wcale do tego, by się nie przyznał.

    Odchyliłam się nieco w tył i wypiłam całą zawartość kieliszka w jednym, sporym łyku. Mimo wszystko to było sporo nowych rewelacji.

— A co z tym wojskiem? — spytałam, przypominając sobie słowa Maurycego.

— Po liceum, nie poszedłem od razu na uniwersytet. Dostałem się do wojsk lądowych. Służyłem rok, później wróciłem do nauki. Musiałem upewnić się, że to dobra droga. To wszystko. Nie jest to jakaś wielka tajemnica. Maurycy kontynuował karierę wojskową, a ja zostałem prawnikiem — odparł, uśmiechając się nieznacznie. — Vee nigdy ci o tym nie mówiła?

— Najwyraźniej mi to umknęło, nawet jeśli. — Zagryzłam do wewnątrz dolną wargę, przetwarzając wszystkie informacje.

    Odstawiłam kieliszek na blat i przekręciłam głowę, skupiając się na obserwowaniu ognia, który leniwie pochłaniał kolejne porąbane kawałki drewna. Chwilę tak po prostu siedzieliśmy, nie robiąc nic, dopóki Theo nie przejął inicjatywy.

— Potrzebuję cię — powiedział, patrząc wprost w moje oczy.

    To była pewnego rodzaju prowokacja, wiedziałam to. Nie wycofałam się, nie potrafiłam. Jego usta miały naprawdę wiele do zaoferowania, a ja chciałam przekonać się o tym, jak dużo. Wpił się w moje z namiętnością, jakiej do tej pory jeszcze nie było pomiędzy nami.

    Doprowadzał moją krew do wrzenia, dosłownie w ciągu krótkiego momentu. Zwinnym ruchem zmienił naszą pozycję w taki sposób, że to ja leżałam na kanapie, a on nade mną górował.

    Nasze przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą, a dłonie gorączkowo walczyły z kolejnymi warstwami ubrań.

    Bardzo szybko straciłam sweter, a Theo koszulę, którą miał na sobie.

    Chwycił w dłonie moje nadgarstki i splótł je nad głową, przyciskając lekko do poduszki, która zdobiła mebel. Moja koszulka uniosła się nieco, ukazując kawałek bladego brzucha.

    Nie umknęło to jego uwadze, nie. Właśnie tam skierował swoje usta, obsypując moją skórę tysiącami pocałunków. Wstrzymałam oddech, zagryzłam dolną wargę do wewnątrz i poddałam się temu uczuciu, które we mnie wywoływał.

    Miałam wrażenie, że zamiast krwi w moich żyłach płynęła lawa. I nie przeszkadzało mi to, ponieważ to był żywy dowód na to, że wraz z miłością mogłam liczyć na całkiem dużo przyjemności.


2291 słów
Cześć, nie spodziewaliście się mnie tu tak szybko, prawda? Wiem, że kilka osób czeka na Aleksandra, więc obiecuję, że chłop się pojawi, serio, jak już Ce wróci do domu.
Wiecie, co robić, nie wstydźcie się, czekam na komentarze, całuję

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top