Rozdział 19 - Teraz już tak

- Wróciłem, moja pani.

- Mam nadzieję, że przynosisz mi dobre wieści.

- Wszystko poszło zgodnie z planem, pani. Aurorzy nie przystąpili do zaawansowanej procedury kontroli genetycznej.

- Doskonale. Dobrze się spisałeś.

- Dziękuję, pani.

- Możesz odejść.

***

- Dasz radę stanąć? - spytał cicho Harry, nie przestając gładzić pleców Ślizgona. Nie wiedział ile czasu już tak siedzieli, ale jego żołądek zaczął dawać o sobie znać. On sam nie miał nic przeciwko sprostaniu jego wymaganiom, jednak wszystko zależało od stanu blondyna.

- Chyba tak – odpowiedział słabo chłopak, wyplątując się ostrożnie z jego objęć.

- Poczekaj – rzucił szybko Potter, wstając szybko i chwytając go jedną ręką w pasie, a drugą opierając o jego pierś. - Tak ci będzie łatwiej.

Malfoy nie odpowiedział. Harry był pewny, że w jego umyśle toczy się teraz wojna pomiędzy racjonalną częścią z ulgą dziękującą za pomoc, a tą dumną, która uważała całą sytuację za upokarzającą. W końcu jednak uniósł na niego nieśmiałe spojrzenie i przeniósł ciężar na nogi, najwyraźniej starając się jak najmniej opierać na Gryfonie. Gryfonie, który bardzo cieszył się, że postanowił chwycić go wcześniej, bo ledwo Draco zdążył się wyprostować, już leciał do przodu, całkowicie nie panując nad swoim ciałem.

- Spokojnie – powiedział Harry, trzymając go blisko siebie i nie pozwalając na jakikolwiek upadek. - Będzie dobrze – dodał łagodnie. - Twój umysł przyzwyczaił się do nieco mniejszych rozmiarów i musi od nowa nauczyć się żyć w takim ciele. Nie powinno mu to zająć dużo czasu. W końcu jednak wrócisz do dawnej sprawności.

- Praktycznie nie czuję nóg – stęknął Malfoy, najwyraźniej porzucając jakąkolwiek dumę i całkowicie się na nim wieszając. - Chociaż nie, to złe określenie. Nie panuję nad nimi. Po prostu robią co chcą.

- W takim razie...

Potter nie zastanawiał się długo, jednym zgrabnym ruchem podnosząc chłopaka tak, że jedną rękę miał na jego plecach, a drugą pod kolanami. Zlekceważył zaskoczony pisk blondyna, który uczepił się go jeszcze mocniej niż wcześniej i, jakby nigdy nic, ruszył w kierunku łazienki, po drodze każąc swojej magii zdobyć dla nich jakieś ubrania.

- Jestem ci bardzo wdzięczny, że mi pomagasz – odezwał się w końcu Draco, kiedy posadził go na brzegu wanny. - Ale mógłbyś mnie wcześniej ostrzec.

- Wybacz mi więc – zaśpiewał Gryfon, zadowolony z faktu, że na twarz Malfoya powróciły namiastki koloru. - Postaram się zapamiętać na przyszłość.

- Na jaką przyszłość? - spytał Draco, obrzucając Pottera niepewnym, ale jednocześnie trochę oburzonym spojrzeniem. Nie otrzymał odpowiedzi. W zamian za to, Harry zbliżył się do niego i zaczął powoli rozpinać guziki jego koszuli. - Co ty robisz?

- Rozbieram cię – powiedział spokojnie i całkowicie zgodnie z prawdą. - Musisz się umyć, a nie da się tego zrobić w ubraniu – wyjaśnił. - A przynajmniej nie powinno – dodał.

- Ale...! Ale...! - twarz blondyna zrobiła się jeszcze bardziej różowa niż kilka chwil temu. - Przestań! - krzyknął w końcu, najprawdopodobniej używając całej swojej obecnej siły i odpychając go rękami.

Pech chciał, że chłopak zapomniał, że siedzi na brzegu wanny. Energia jaką włożył w odsunięcie go od siebie sprawiła, że poleciał do tyłu, z głową niebezpiecznie blisko ostrego brzegu półki, na której stało mnóstwo kolorowych butelek. Niewiele myśląc, widząc wszystko jak w zwolnionym tempie, Harry szybko odzyskał równowagę i rzucił się do przodu, samemu nurkując do wanny i osłaniając chłopaka sobą. Krótki lot, głośny trzask i ślizg później, zorientował się, że leży na plecach z mocno przyciśniętym do piersi Malfoyem, a także pierwszorzędnym widokiem na biały sufit łazienki.

Jaki ładny. Może w naszych komnatach w Hogwarcie też taki zrobimy?

- Harry! - spanikowany głos przebił się przez jego otumaniony umysł. - Mój Merlinie! Ty krwawisz! - ton Malfoya otrzeźwił go na tyle, że spojrzał w dół, na próbującego się podnieść chłopaka. - To wszystko moja wina! Przepraszam! Nie powinienem cię popychać! Ja... - w oczach Dracona po raz kolejny tego dnia pojawiły się łzy, a on załamał się kompletnie, nie panując ani nad słowami, ani nad rękami, które usilnie starały się przywrócić mu widoczność, jednak przez większość czasu jedynie uderzały go w policzki w nieskoordynowany sposób. - Ja po prostu... Nie wiem co się dzieje. Czuję się jakbym nagle wylądował w ciele, które do mnie nie należy i nie mam nad nim żadnej władzy – wyjąkał, nadal starając się powstrzymać płacz i łzy. - Kiedy jednak spojrzę w lustro widzę siebie i... I to mnie przeraża. Tak dawno nie byłem sobą.

Pomimo delikatnie wirującego światopoglądu, Harry wpatrywał się w chłopaka jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Połowa jego mózgu krzyczała żeby coś z tym zrobił, pocieszył go, czy chociaż spróbował zmienić temat, jednak reszta kazała mu jedynie patrzeć, chłonąć widok jaki miał przed oczami. Nie wiedział dlaczego, ale fascynowało go to. Fascynowały go wzory jakie tworzyły łzy Dracona na jego twarzy, fascynowały go te błyszczące oczy, teraz wpatrzone tylko w niego, pełne niepokoju i żalu, fascynowała go ta blada skóra, z wyraźnie zaznaczonymi różowymi plamami na policzkach, fascynowały go te czerwone, napuchnięte od ciągłego przygryzania usta, poruszające się cały czas, w niekończącym się potoku słów, jaki z nich wypływał. Nie do końca wiedząc dlaczego, uniósł powoli ręce, ostrożnie otaczając nimi głowę chłopaka i ciągnąc ją w dół, a następnie składając delikatny pocałunek na jego czole. Ciągle wypowiadane przez Ślizgona przeprosiny ucichły, jednak on nie zwrócił na to uwagi, manewrując jego twarzą tak, aby mógł dosięgnąć każdego jej skrawka i go także pocałować. Najpierw skronie, potem policzki, nos i podbródek aż w końcu zatrzymał się kilka centymetrów od jego ust, unosząc spojrzenie do tych szarych, nadal jasno błyszczących oczu, jakby czekając na jakąkolwiek reakcję. Draco jednak nie zrobił nic, będąc albo w wielkim szoku, albo po prostu nie wiedząc co. Zdecydował się więc na działanie. Za długo czekał, aby się teraz wycofać.

Nie zwlekając, ponownie przyciągnął do siebie blondyna, tym razem całując go prosto w usta. Gdy tylko ich wargi się zetknęły przez całe jego ciało przeleciała iskra, sprawiając, że jęknął cicho, przenosząc jedną z rąk na szyję Malfoya i tym samym zbliżając ich do siebie jeszcze bardziej. Długo nie trwało zanim Draco rozluźnił się w jego uścisku, samemu zaczynając odpowiadać na pieszczotę z jeszcze większym entuzjazmem niż Harry.

Dlaczego czekał tak długo? Na ulotnie zadane pytanie pojawiło się od razu mnóstwo odpowiedzi. On jednak miał je gdzieś. Skupił się jedynie na tym, co działo się teraz, mając nadzieję, że nigdy się nie skończy. Wtedy właśnie poczuł, jak jedna z drżących dłoni chłopaka przesuwa się powoli w górę aż w końcu wplątuje w jego włosy, zaciskając się na nich lekko. To było dla niego za wiele.

Odsunął się delikatnie, przerywając kontakt, ale jedynie na tyle, aby mógł połączyć ich czoła. Oboje dyszeli ciężko, wpatrując się w siebie nieznanymi dotąd spojrzeniami, które Potter mógł odczytać tylko jako pożądanie. Bo to właśnie przepełniało go w tym momencie od stóp do głów. Nie wykonał jednak żadnego ruchu, czekając na jakąś reakcję.

Zapadła cisza. Ani jeden ani drugi nie planował się odzywać jako pierwszy, nie tylko nie chcąc jej przerywać, ale także nie do końca wiedząc, co mogliby w takiej sytuacji powiedzieć. W końcu jednak spojrzenie Malfoya odbiegło nieco w prawo i jego oczy otworzyły się szeroko w przerażeniu.

- Krew – szepnął, zabierając dłoń z jego włosów i również zauważając na niej czerwone krople. - Ty nadal krwawisz. I to z głowy. Musimy jak najszybciej...

Tym razem Harry przerwał mu najzwyczajniej w świecie zatykając usta ręką, po czym zamknął oczy i skupił się na własnym ciele. Dopiero kiedy całe napięcie z niego opadło, wyczuł delikatne pulsowanie z tyłu głowy, najwyraźniej pozostawione przez kąt półki, przed którą próbował ochronić Ślizgona. Skierował w to miejsce swoją magię, czując jak natychmiast reaguje i zajmuje się zranienie.

- Już wszystko w porządku – powiedział po chwili, uśmiechając się delikatnie do nadal przestraszonego blondyna. - Moja moc się tym zajęła. Nic mi nie będzie.

Po raz kolejny zrobiło się cicho. Potter nie był pewny, czy chciał aby ta cisza się kiedykolwiek skończyła, czy nie, ale kiedyś musiało to nastąpić. Dotarło również do niego w jak pokręconej sytuacji się znajdują.

- Możesz sobie wyobrazić, że właśnie całowaliśmy się na dnie pustej wanny? - zachichotał, puszczając Ślizgona i chwytając się brzegu wanny aby usiąść. - Ja rozumiem w łóżku, na kanapie, czy nawet pod ścianą, ale akurat w wannie, wannie bez wody?

Ku jego uldze, Draco przyglądał mu się jeszcze tylko chwilę, zanim kąciki jego ust zadrżały, a on sam wybuchł śmiechem, który z łatwością wypełnił łazienkę, odbijając się od ścian i potęgując swoją moc. Harry uśmiechnął się szeroko, ciesząc tym, że poprawił chłopakowi humor, a następnie spróbował przybrać obrażoną minę.

- Nie wiem z czego się śmiejesz – powiedział, jednak jego groźny ton nie zabrzmiał tak jak to sobie zaplanował. - Jak ja to mam niby umieścić w moim życiorysie? Wyobrażasz to sobie? - uniósł dłoń, udając że czyta gazetę. - Najświeższe wiadomości! Skandal w świecie gwiazd! Nasi reporterzy śledzą fakty na bieżąco i mogą przysiąc, że widzieli, jak Harry Potter, znany w Wielkiej Brytanii jako Wybraniec, chłopak, który ocalił nas przed Sami-Wiecie-Kim zaraz po rzuceniu prawie niemożliwego zaklęcia, rzuca się tym razem na ludzi, aby następnie skończyć na całuśnej sesji w wannie! Czyżby to zachowanie miało stać się nowym trendem wśród młodzieży? - teraz to już Draco śmiał się bez opamiętania. Gryfon zamilkł, z fascynacją przyglądając się ekspresji chłopaka tak innej niż ta sprzed kilkunastu minut, lecz równie hipnotyzującej.

W końcu Malfoy zaczął się uspokajać na tyle, że był w stanie zauważyć jak uważnie jest obserwowany.

- Wszystko w porządku? - spytał, przekrzywiając głowę na bok i rzucając mu delikatnie zaniepokojone spojrzenie.

I w tym momencie Harry zrozumiał. Zrozumiał wszystko, co było mu w tym momencie potrzebne. Szeroki, czuły uśmiech rozświetlił jego twarz, gdy ponownie złączył ich usta w krótkim, ale wiele mówiącym pocałunku.

- Tak – odpowiedział, opierając czoło na ramieniu siedzącego na nim Dracona. - Teraz już tak.

***

- Nie wierzę, że się na to zgodziłem – jęknął Draco, kiedy jakiś czas później został posadzony na łóżku przez Harry'ego, który zajął się teraz wycieraniem jego włosów. Od zawsze preferował naturalny sposób ich suszenia, wierząc, że zaklęcia jedynie je niszczą.

- Nie miałeś innej opcji – rzucił z uśmiechem Potter, nawet na niego nie patrząc i nadal sprawnie manewrując przy jego głowie. - Nie musisz się martwić. Nikomu o tym nie powiem.

Malfoy nie odpowiedział, zamykając oczy. Chciał zapomnieć. Zapomnieć, że właśnie dał się wykąpać, ubrać i wysuszyć jak małe dziecko, które samo nie potrafi tego zrobić. Pierwotna panika jaka go ogarnęła zaraz po przebudzeniu powoli niknęła, oczywiście dzięki Harry'emu, zastąpiona przez złość i irytację na samego siebie. Przecież żył w tym ciele przez wiele lat! Dlaczego, po zaledwie trzech miesiącach jako dziecko, nie mógł sobie przypomnieć jak funkcjonował przez cały ten czas? Miał nadzieję, że Gryfon nie zarzucał go jedynie powierzchownymi zapewnieniami o powrocie do normalności i naprawdę uda mu się samodzielnie stanąć na nogi lada dzień. Nie wspominając już jak krępujące było to, że cały czas nim się zajmowano. Nadal był Malfoyem, a dla Malfoya nic nie stanowi większego problemu.

- I gotowe – oznajmił Potter, puszczając ręcznik, który upadł na niewidzialną platformę i odleciał w stronę łazienki. Od wydarzeń w wannie wydawał się jakiś podejrzanie radosny i Draco nie do końca wiedział co o tym myśleć. To nie tak, że miał coś przeciwko, bo było dokładnie na odwrót, jednak kiedy Gryfon był szczęśliwy, promieniowało od niego coś niepokojącego. - Jesteś gotowy na spotkanie z resztą?

Skinął głową, tym razem bez słowa sprzeciwu dając się podnieść i wynieść z pokoju.

Im bliżej salonu się znajdowali, tym większy niepokój go ogarniał. Jak zareagują jego rodzice? Przez ostatnie miesiące dawali mu taryfę ulgową, ze względu na trudną sytuację w jakiej się znalazł, ale teraz? A co jeśli uznają, że skoro nie jest w stanie zapanować nad własnym ciałem to już do niczego się nie nadaje i go wydziedziczą? Co z Severusem? Czy będzie chciał przyznawać się do niego po tym jak pokaże się wszystkim z tak żałosnej strony?

- Przestań tyle myśleć – usłyszał cichy, uspokajający głos Gryfona.

- Ale...!

- Cisza – przerwał mu Potter, spoglądając teraz na niego i obdarzając go karcącym uśmiechem. - Czy możesz w końcu zacząć mi ufać i zrozumieć, że wszystko będzie dobrze?

- Ufam ci, tylko...

- Tylko nie ufasz sobie i swoim wyborom – dokończył za niego Harry.

Nie to chciał powiedzieć, jednak... Czy nie było to czystą prawdą? Chłopak miał rację. Jak zawsze zresztą. Jak to się stało, że przez tak krótki okres został całkowicie zrozumiany przez kogoś, kogo jeszcze kilka miesięcy wcześniej uważał za największego wroga?

Westchnął, kręcąc głową i doskonale wiedząc, że Potter rozumie, co chce mu w ten sposób przekazać.

- A więc chodźmy.

***

W salonie panowała inna atmosfera niż się tego spodziewali. Zamiast wesołych rozmów i śmiechów, wokół siedzących przy stole dorosłych panowała całkowita cisza. Kiedy weszli do pokoju, Narcyza uniosła głowę ukazując im puste spojrzenie i niewyraźną minę. Remus bez słowa popchnął leżącą pomiędzy nimi gazetę w ich kierunku.

Harry posadził Draco na jednym z wolnych krzeseł i zerknął na wielki nagłówek, znajdujący się na samym środku strony.

BELLATRIKS LESTRANGE NIE ŻYJE!

Co?

Uniósł wzrok, mając nadzieję, że ktoś wytłumaczy mu coś więcej, jednak nikt nie podjął się tego zadania. Siedzący obok niego blondyn, zachłysnął się powietrzem i szybko chwycił go za rękę.

Wczorajszego wieczora, w okolicach ósmej, aurorzy dostali pilne wezwanie od skrzatki państwa Lestrange, która zapłakana poinformowała ich o ciele swojej pani znalezionym przez nią jakiś czas wcześniej. To rzadkość, aby przesłuchiwano akurat skrzata w takich sytuacjach, jednak w posiadłości nie znajdował się wtedy nikt inny. Mąż pani Lestrange, Rudolfus, przebywa aktualnie we Francji, u boku swojej matki. Autorzy dokładnie przebadali zwłoki, potwierdzając tożsamość kobiety, a także odnajdując ślady po rzuconych na nią zaklęciach, w większości tych zakazanych przez Ministerstwo. Nie wiadomo kto mógł przyczynić się do tak okrutnej zbrodni. Czyżby ktoś nadal miał jej za złe wszystkie złe czyny jakie wyrządziła na służbie u Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i postanowił się zemścić? Dochodzenie pozostaje w toku.

Na następnych stronach został uwzględniony dokładny życiorys pani Lestrange.

Redakcja pragnie również złożyć najserdeczniejsze kondolencje rodzinie zmarłej.

Rita Skeeter

Harry wpatrywał się w artykuł z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony śmierć to nadal śmierć. Bellatriks, nieważne jak wielką wariatką była, nadal jest siostrą Narcyzy i ciotką Dracona, a także kuzynką Syriusza, bez znaczenia było jak bardzo się nienawidzili. Z drugiej strony, był pewny, że odkąd jej nie ma, świat stanie się w pewnym sensie spokojniejszy. Nie wierzył w ani jedno słowo usprawiedliwienia, jakie wypowiedziała w sądzie, podczas swojej rozprawy i nie miał pojęcia jakim cudem nie wysłano jej na dożywocie do Azkabanu. Nie rozumiał dlaczego Dumbledore uparł się, aby dać jej drugą szansę. Nie tylko była szalona, ale uwielbiała torturować, znęcać się nad niewinnymi i bezbronnymi, a, co najgorsze, fanatycznie kroczyła za Voldemortem, całkowicie z własnej woli. Co jednak mógł teraz powiedzieć? Cieszył się, że kobieta nie będzie już sprawiać problemów, ale czy Narcyza i Draco zasługiwali na dowiedzenie się o jej śmierci z gazety?

Uniósł wzrok, łącząc spojrzenie ze swoim ojcem chrzestnym. Zdecydowanie myśleli o tym samym. Mężczyzna wzruszył po chwili ramionami, dając mu do zrozumienia, że sam nie do końca wie, jak na to wszystko zareagować i chwycił w dłonie kubek z herbatą. Ten ruch musiał jakoś wpłynąć na resztę towarzystwa, która zrobiła to samo, nadal nie mówiąc ani słowa. Śniadanie przebiegło w całkowitej ciszy.

***

Tymczasem, kiedy Harry wypruwał sobie flaki, próbując w jakikolwiek sposób rozładować atmosferę przy stole, daleko od małej chatki na polanie, stał sobie wielki, i zdecydowanie bardzo stary zamek, górując nad otaczającymi go łąkami. W tym właśnie miejscu, mieszkał już od wielu lat pewien staruszek, aktualnie zajmujący miejsce w swoim ulubionym fotelu przy oknie i kończący pisać długi list.

- Różyczko! - zwołał, odkładając pióro, a tuż przed nim pojawiła się bardzo zadbana skrzatka w różowej sukience.

- Tak, Wasza Wysokość? - zapytała kłaniając się do ziemi - W czym Różyczka może pomóc?

- Przynieś tutaj wszystko co mam na biurku w gabinecie, bardzo proszę - polecił staruszek, zmieniając pozycję na wygodniejszą.

- Różyczka już biegnie, Wasza Wysokość!

W ciszy obserwował, jak formuje się przed nim stos pergaminów, zajmując praktycznie całą powierzchnię małego stolika.

- To już wszystkie, Wasza Wysokość!

- Bardzo ci dziękuję, moja droga – westchnął staruszek, uśmiechając się do niej słabo. - Czy jesteś gotowa wypełnić moje ostatnie polecenie?

W oczach skrzatki doskonale widoczne były łzy, jednak powstrzymała się od płaczu, kiwając zawzięcie głową.

- Różyczka zrobi wszystko, czego Wasza Wysokość będzie od niej oczekiwał.

Mężczyzna uśmiechnął się po raz kolejny i wskazał na stertę pergaminów.

- Udasz się teraz do Anglii – zaczął. - Znajdziesz tam pewnego młodzieńca, o imieniu Harry Potter. Nie powinnaś mieć z tym większych problemów. Po prostu kieruj się magią. Przekaż mu te zwoje. Opisałem w nich wszystko na tyle dokładnie, że powinien wiedzieć, co robić. Opiekuj się nim dobrze, moja droga. To był zaszczyt, być pod opieką takiego skrzata jak ty.

Różyczka pokłoniła się po raz kolejny.

- Niech błogosławieństwo skrzatów domowych i całego świata zabierze twą duszę na wieczny spoczynek - wyrecytowała ze smutnym uśmiechem tradycyjne pożegnanie po czym chwyciła zwoje i zniknęła z cichym trzaskiem.

Staruszek patrzył za nią jeszcze przez kilka sekund, by następnie zapaść się w fotelu z cichym westchnieniem.

- Powodzenia Harry – powiedział, zamykając oczy. - Jestem pewny, że sobie poradzisz.

Ciało Charlesa Harolda Pottera IV powoli rozsypało się w proch, a lekki wiaterek wpadający przez otwarte okno wyniósł go na zewnątrz i rozniósł po całym świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top