4.Hinata, spójrz na mnie...

Cóż... Dziś miało być Shall we Play?, ale nie wyrobię się z nim dziś, więc będzie w czwartek, a w zamian macie rozdział dziś. Enjoy~!

- TobiMilobi

*****

23 Lutego 2021

Stał przed drzwiami prowadzącymi na salę gimnastyczną , gdzie słyszał cichy pisk butów o świeżo wypolerowany parkiet, lekkie odbicia piłki i skromne, niemal szepczące odgłosy rozmów. Zacisnął dłonie na pasku beżowej torby, ściągnął brwi, patrząc z konsternacją na drzwi. Co on w ogóle robił? Nie miał zamiaru grać w siatkę. Skończył z klubami sportowymi w szkole dokładnie pod koniec ostatniej klasy gimnazjum i obiecał sobie, nigdy nie pakować się w ten bezsensowny archetyp zabawy współczesnej. Skoro tak, to czemu stał jak idiota i patrzył w ciemne wrota, nie wiedząc, co właściwie powinien zrobił. To wszystko było kompletnie irracjonalne i błędne...


- Bzdura...


Odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia i wpadł na kogoś. Odsunął się gwałtownie w tył i zbladł, widząc przed sobą groźnie łypiącego łysego kolesia. Mimowolnie skulił się i chciał umknąć bokiem, ale chłopak złapał go za kołnierz i uniósł w górę, dając do zrozumienia jak bardzo jest znaczna różnica w ich wzroście i masie ciała.


- Wiedziałem, że jesteś cholernym szpiegiem! - Warknął z furią.


Zdawał sobie doskonale sprawę, że jest niziutki i waży naprawdę niewiele, ale ten jeden gest był upokarzający i niemiły w wielu aspektach. Zamachał rozpaczliwie nogami, a oczy zalśniły szkliście. Czuł się bezradnie, a warczenie łysego chłopaka, żywcem wyrżniętego jak z młodocianej yakuzy, wcale nie pomagało w uspokojeniu powoli zbliżającego się ataku paniki.


- Komu donosisz maluchu, ha?!


Hinata spiął się, patrząc wielkimi jak spodki oczami w wściekłego starszaka.


„Zabawimy się, maluchu?"


Powoli zaczął oddychać coraz szybciej, co chyba zaskoczyło łysego kolesia, bo zaraz Shōyō poczuł grunt pod nogami, więc niezgranie podpełzł do niskiej ścianki i skuliwszy się, zasłonił uszy rękoma, zaciskając mocno oczy. Potrzebował Itsu, Lynax, Fireball, MayDay, Malin, Kyouken albo chociażby panikującą o wszystko Yachi... Potrzebował kogokolwiek, kto wyrwie go ze szponów niebezpieczeństwa. Wyrwie z tego bagna, na które bezmyślnie się zgodził.


- Hinata?


Poczuł delikatny dotyk na ramieniu i ze zdławionym wrzaskiem odskoczył w bok. Tracił powoli oddech, łapczywie łapiąc hausty powietrza, jakby został zamknięty w pomieszczeniu, z którego zostawało ono wypompowywane. Ktoś go chwycił za twarz, na co zaczął drżeć i zacisnął mocniej powieki.


- Hinata, spójrz na mnie...


Zimne dłonie. Znał ten dotyk. Kojarzył ten głos. Niemalże dusząc się z przerażenia, uchylił mimo woli oczy, patrząc wprost w jasnobrązową głębię. Skąd go kojarzył? Nie mógł racjonalnie myśleć. Każda myśl umykała nim w ogóle się pojawiła.


- Patrz na mnie. Nic ci nie grozi... - Spokojny ton głosu. Ciepłe spojrzenie. - Wszystko jest dobrze, nikt nie chce cię skrzywdzić, Hinata... - Kojący, chłodny dotyk. - Już dobrze... Pamiętasz mnie? Oddychaj, Hinata...


Hinata zacisnął powieki, próbując się skupić i przypomnieć sobie, skąd właściwie kojarzy tego chłopaka... Myśl, Shōyō, myśl... Powoli zaczął normować oddech, a po policzkach spływały niewielkie łzy, gdy znów spojrzał na klęczącego przed nim chłopaka. Szare włosy, spokojny ton głosy, ciepłe jasnobrązowe oczy, chłodne dłonie...


- Su... Suga-Senpai?


- Hej. - Sugawara uśmiechnął się raźno.


- H-Hej...


- Już dobrze? - Wyciągnął z kieszeni chusteczkę.


- Przepraszam... - Pokiwał niepewnie głową i zaczął wycierać oczy.


- Ej, to nie ty powinieneś przepraszać, a Tanaka. - Tu Suga spojrzał przez ramię na skołowanego łysego typa. - Zamiast rzucać się i warczeć na bezbronnego ucznia, mógł wprost i grzecznie zapytać czemu tu jesteś, a nie doprowadzać cię do ataku paniki. - Nachylił się do Shōyō. - Wbrew pozorom jest bardzo miłym facetem, obiecuję. - Szepnął konspiracyjnie z uśmiechem.


- Ne, ne! Zażegnaliście już problem?!


Nagle tuż nad Hinatą zawisł niziutki chłopak z śmiesznym blond pasemkiem. Jak tylko zobaczył rudzielca, z okrzykiem zaskoczenia wytknął go palcem.


- TO TY!!!


Shōyō szybko naciągnął na nowo jasnożółty kaptur, chcąc się jakoś odgrodzić od świata zewnętrznego. Nienawidził być na widoku... Niziutki chłopaczek zaraz uwiesił się płotka, niemal przelatując fikołkiem do przodu, chcąc jak najbardziej zbliżyć się do rudzielca. Patrzył natarczywie orzechowymi oczami błyszczącymi czymś dziwnym z zarumienionymi policzkami, a uśmiech rozciągał się do granic możliwości. Im mocniej on się nachylał, tym bardziej Hinata odsuwał się niemal dotykając ziemi.


- Mo-Mogę ci w czymś p-pomóc? - Zapytał ostrożnie.


- To ty! - Powtórzył szatyn. - Ten chłopak od zarąbistego skoku!


- Noya zaraz spadniesz. - Tanaka, jak został nazwany, złapał mniejszego za fraki, gdy ten niemal przekoziołkował przez ściankę płotka. - Straszysz go... Wystarczy, że ja już go nastraszyłem poważnie, ty nie musisz...


- Oh, wybacz. - Noya stanął na równe nogi i zaraz obiegł płot, zjawiając się naprzeciw rudzielca. - Jestem Yū Nishinoya, ale wszyscy mi mówią Noya! - Wyciągnął rękę.


- Shōyō Hinata... - Mruknął.


Ostrożnie chwycił podaną dłoń i niemal ze zdławionym okrzykiem, został poderwany w górę. Noya uśmiechnął się wesoło, ukazując ząbki, co w jakimś stopniu złagodziło jego wyobrażenie z ich pierwszego spotkania. Co prawda niejaki Tanaka wciąż wzbudzał w nim niemałe reakcje lękowe, ale starał się raczej go unikać wzrokowo na tyle ile mógł. Poprawił kaptur, który lekko zsunął się do tyłu. Co powinien w tej sytuacji zrobić? Teoretycznie przyszedł właściwie tylko dlatego, że Sugawara-Senpai by dla niego miły i umiał powiedzieć wszystko, co skrywa, jakby czytał w myślach. Nie było grzecznym odejść bez słowa, ale też stanie jak idiota wydawało się bardzo nie na miejscu...


- Lubisz nosić kaptur, nie? - Noya nachylił się lekko, a Hinata odsunął, unosząc ramiona. - Wiesz, fajnie byłoby mieć kogoś takiego jak ty w drużynie. Ostatnim razem zrobiłeś takie ziuuu, a potem szuuu i poleciałeś w górę jakbyś dostał skrzydeł! - Zaczął dziwnie gestykulować rękoma i na koniec spojrzał na niego z błyszczącymi oczami. - To było niesamowite! Musisz mnie tego nauczyć!


- Umm, to... - Zacisnął niepewnie dłonie na pasku torby. - To tylko parkour... I nie wiem czy chcę grać... Przyszedłem, bo Suga-Senpai poprosił i nie wiem czy dobrze zrobiłem, więc no... - Zaczął niepewnie wykręcać pasek. - Przepraszam pójdę już...


- Hej, hej, czekaj! - Sugawara złapał go lekko za ramię na co spiął się mimo woli, co nie uszło starszemu, ale postanowił nie komentować. - Skoro już tu jesteś, to możesz chociaż obejrzeć nasz trening. Grałeś już w inne rodzaje sportów, więc może znajdziesz jakieś ewentualne rozwiązania lub podpowiedzi.


- A może spodoba ci się na tyle, że do nas dołączysz, Shōyō! - Noya zakrzyknął z entuzjazmem.


Shōyō? Zamrugał powoli, patrząc na podekscytowanego chłopaka. Łatwo przyszło mówienie do niego po imieniu, jakby byli przyjaciółmi od lat lub coś w tym guście... Aż dziwnie się z tym czuł... Zerknął na Sugawarę, który uśmiechnął się zachęcająco. Westchnął cicho i skinął krótko głową. Jak mógłby zrobić jemu przykrość, gdy drugi już raz od ich dzisiejszego spotkania pomógł bezinteresownie. Dlaczego on był taki dla niego miły? Przecież się nie znają? Czemu? Shōyō tego kompletnie nie rozumiał. Ci ludzie byli dla niego zagadkowi i strasznie dziwni...


- Chodź Shōyō, poznasz resztę!


Westchnął cicho, przymykając na chwilę powieki. Jakież to frustrujące. Nie rozumiał ich. Nie lubił nie rozumieć...




★♡★♡★♡★♡★

Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:

darmuch

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top