3.Nie pochwalam urywania się z lekcji.

16 Lutego 2021

Kolejne dwa trzy dni ściśle unikał dwójki dziwnych typów z klubu siatkarskiego, co w pewnym momencie zaczynało być niemiłosiernie irytujące i upierdliwe. Jedyny plus, że nikt oprócz Itsuniki i Yachi nie wiedział o jego ulubionym miejscu na dachu, gdzie nikt nie mógł mu przeszkodzić. Nauczyciele nie widzieli niczego złego w jego znikaniu z lekcji, bo oceny miał zawsze wybitne, ale nie zmiennie próbowali go namówić na socjalizację z klasą, czego wystrzegał się jak ognia. Podkradł tym razem ze składziku piłkę do nogi, którą teraz odbijał na przemian kolanem to głową i tak na zmianę. Pamiętał jaką radość sprawiło mu pierwszy raz zagranie w piłkę do nogi i pomoc przyjacielowi w jego drużynie, dotarcie powoli na szczyt i... Ściągnął brwi, podbijając piłkę wyżej, żeby zaraz ją odbić głową. Oczywiście, że powoli z czasem ta rozgrywka zaczęła się robić nudna i bezsensowna, gdy przeciwnicy powoli przestawali nawet się starać z nim walczyć. Nie było jego winą, że miał fotograficzną pamięć i umiał idealnie odwzorować wszystko, co zobaczył nawet przez sekundę. Zdolności sportowe, fotograficzna pamięć i wysoki iloraz inteligencji, to wszystko było jego cudem i klątwą. Uwielbiał je i nienawidził jednocześnie.


- Nuda... - Złapał piłkę w dłonie i spojrzał na ceglaną ścianę obok drzwi. - W sumie, nic lepszego nie znajdę...


Wzruszył ramionami i zaczął kopać piłkę w kierunku ściany, a gdy odbijała się, przyjmował ją na klatkę lub odbijał główką, po czym kopał ponownie w ścianę. W takim jednym ostrym kopnięciu ktoś otworzył drzwi, od których piłka rykoszetem odbiła się i uderzyła zaskoczonego Shōyō prosto w twarz. Wyrżnął efektownie do tyłu, obijając sobie plecy. Jęknął boleśnie, trzymając się za twarz.


- Jezu, nic ci nie jest?!


Z niemałą pomocą podniósł się do siadu i spojrzał na dłoń. Kilka kropelek krwi. Przejechał językiem po dolnej wardze i zaraz poczuł metaliczny smak. Świetnie, miał pękniętą wargę...


- Proszę.


Podniósł oczy wprost w te barwy jasnego brązu. Niepewnie wziął podaną chusteczkę i przytknął do pękniętej wargi. Przyjrzał się starszemu chłopakowi. Szare włosy, jasnobrązowe oczy i pieprzyk nad lewym okiem. Był na pewno ze starszej klasy, ale nigdy nie widział go na dachu, a Shōyō spędzał tu większość czasu.


- Może zaprowadzić cię do pielęgniarki albo łazienki?


- Nie trzeba... - Shōyō mruknął cicho, próbując ukryć zdenerwowanie. - W-Właściwie co tu robisz, Senpai?


- Oh, w pewnym sensie postanowiłem sprawdzić, czy pogłoski o lewitujących przedmiotach i duchu na dachu mają podłoże w realiach. - Przyznał z rozbawieniem. Wyciągnął zaraz rękę. - Sugawara Koushi, jestem w klasie 3-4.


Hinata niepewnie zerknął na starszego, zmienił rękę, którą trzymał chusteczkę i uścisnął dłoń.


- Hi... Hinata Shōyō... - Wydusił bardzo cicho. - K-Klasa 1-5...


Jak bardzo chciał w tym momencie schować się w swoim kapturze, to wręcz niewyobrażalne. Czuł, jak bardzo pieką go policzki i bucha z nich gorąco, a zaraz poczuł chłodną dłoń na czole. Spojrzał wielkimi oczami w poważne, jasnobrązowe oczy i niczym spłoszona łania, odskoczył do tyłu. Odtrącił gwałtownie dłoń Sugawary, czym go kompletnie zaskoczył. Kiedy Hinata zrozumiał, co zrobił, natychmiast założył kaptur i skulił się pod ścianą, mamrocząc nieskładne przeprosiny.


- Nie masz za co przepraszać, Hinata. - Przyznał lekko. - To ja przepraszam, myślałem, że masz gorączkę i chciałem to sprawdzić. Nie miałem w zamiarze ciebie wystraszyć.


- Przepraszam, uderzyłem cię, Sugawara-San...


- Wystarczy Suga.


Shōyō niepewnie zerknął na Senpai'a i z zaskoczeniem odkrył, że nie był w żadnym wypadku zły, a wręcz uśmiechał się ciepło. Niepewnie poruszył się, pod spojrzeniem starszego, zaciągając zaraz mocniej kaptur na głowę. Nie lubił być w centrum uwagi... Drgnął spłoszony i spojrzał w bok, gdzie napotkał wesołego Sugawarę, który usiadł tuż obok niego. O dziwo nie czuł się przy nim niekomfortowo jak przy reszcie szkoły. Emanował podobną aurą jak Itsunika...


- Wiesz, Hinata... - Zerknął kątem oka na szarowłosego. - Nie pochwalam urywania się z lekcji.


- To nie ma sensu... - Wymamrotał cicho.


- To znaczy? Musisz się uczyć, żeby mieć lepsze oceny, a urywaniem się z zajęć...


- To nie ma sensu. - Shōyō powtórzył głośniej. Zacisnął nieznacznie palce na kolanach, które obejmował rękoma. - Przychodzę tu tylko dlatego, że Itsu nie lubi chodzić sama, a ja tu jestem tylko na doczepkę... Nie potrzebuję się uczyć, bo jestem bez tego najlepszy w klasie. Jestem zbyt dobry we wszystkim, czego się tknę, więc nic też nie ma większego sensu... - Przygarbił się lekko. - To mój dar i przekleństwo...


Nie rozumiał, czemu zwierzał się tej właściwie obcej osobie. Nie znał go. Dopiero kilka minut temu dowiedział się, kim jest, do jakiej chodzi klasy i właściwie tyle. Z drugiej zaś strony, Sugawara emanował czymś niesamowicie przyjemnym, odprężającym. Miał w sobie tyle pozytywnej, lekkiej energii, że mógł śmiało porównać ją do tej, którą emanowała Itsunika. Czy to dlatego czuł się przy nim tak swobodnie i szczerze? Nie wiedział...


- Czyli jesteś utalentowany naukowo. - Sugawara nie wydawał się bardzo zaskoczony. - To musi bardzo ci ułatwiać spędzanie czasu w klubie.


- Nie przynależę do żadnego klubu...


- Jak to?


- To nie ma sensu... - Powtórzył kolejny raz. - Jestem zbyt dobry w sportach, próbowałem już każdego i wszystkie są z początku ciekawe i fajne, a potem... - Ściągnął brwi z rozczarowaniem, które odbijało się w jego oczach. - Potem wszystko staje się bezsensowne, przeciętne, nudne...


- Może nie próbujesz wycisnąć z gry wszystkiego?


- Po co ja mam próbować, skoro przeciwnik nawet nie stara się i odpuszcza, bo jestem zbyt dobry?! - Shōyō wybuchnął ze złością, patrząc na Sugawarę i zaraz opuścił głowę, naciągając kaptur żółtej bluzy. - Przepraszam, nie chciałem krzyczeć...


Poczuł dłoń na głowie, więc ostrożnie zerknął w bok na Sugawarę. Uśmiechał się ciepło, pociesznie. Dlaczego był dla niego taki miły? Przecież go nie zna...


- Może nie miałeś odpowiedniej drużyny?


- Co? - Zamrugał zaskoczony. - Miałem dobre drużyny...


- Może z faktu, że byłeś zbyt dobry i ostatecznie próbowałeś sam wszystko robić, reszta twojej drużyny przekazywała tobie pałeczkę i pozwalali działać, samym nic nie wnosząc od siebie. - Suga przekrzywił głowę w bok, a widząc, że trafił w sedno, uśmiechnął się nikle. - W co grywałeś?


- Chyba we wszystko, dosłownie...


- A w siatkówkę?


- To babski sport. - Shōyō parsknął kpiąco.


- Czyli nie. - Suga uśmiechnął się wyzywająco.


- Tylko z przyjaciółką, ale to były raczej pomaganie w jej treningu drużynowym, bo mam podobno silny wyrzut przez granie w koszykówkę. - Wywrócił oczami. - Tego nie można nazwać graniem w siatkówkę, więc w sumie nie, nie grałem oficjalnie. Powtórzę, to babski sport, a ja jestem chłopakiem. Niskim, ale nadal...


- Skoro tak... - Chłopak wstał na równe nogi, otrzepując siedzenie. - Ale gdybyś zmienił zdanie, to zapraszam na zajrzenie na nasz trening dziś po szkole. Jestem wice kapitanem klubu siatkarskiego. Jeżeli nie spodoba ci się, to nie będę naciskać, ale siatkówka to całkowicie sport grupowy i nie jest zależny od jednostki, a całej drużyny.


Patrzył oniemiały wprost w Sugawarę. Jego włosy lekko rozwiał wiatr, a oczy błyszczały jakąś nieodgadnioną tajemnicą. Hinata wpatrywał się niczym zaklęty w starszego chłopaka, a później w miejsce, gdzie stał, jeszcze dłuższą chwilę, żeby ostatecznie wbić wzrok na porzuconą, samotnie piłkę do nogi. Prawie każda gra sportowa to sport drużynowy, a nie jednostki, wiedział o tym doskonale, ale... Zacisnął nieznacznie wargi. Nic nie potrafił poradzić na to, że zawsze kończyło się tak samo, on robił prawie wszystko, a reszta czekała tylko, aż on ich uratuje i niemal nic ostatecznie nie robili. Był ich Małym Księciem, który zawsze ratował każdą sytuację, zagrywkę i brnął do zwycięstwa, ciesząc resztę drużyny. Wiedział, że drużynowe granie jest najważniejsze... Wiedział, a jednak wszyscy wręcz czekali, aż to on cokolwiek zrobi. Prychnął cicho.


- Siatkówka to babski sport i niczym się nie różni od innych sportów...


...prawda?




★♡★♡★♡★♡★

Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:

Kurieiti

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top