Mały Cień

Napisałam tego oneshota siedzą w pracy... znowu... ale po prawdzie on akurat siedział długo na moim dysku, więc postanowiłam do skończyć i wstawić, bo szczerze nie mogę się doczekać sezonu 5 Lego Monkie Kid i mam nadzieje, że nowe studio nie spierdoli :)

Also, może kiedyś zrobię kontynuację tego... Może :D

🐵🐵🐵

Ledwie żywy wrócił do domu, lekko utykając i choć nie lubił przyznać się do porażki, to ta była bardzo bolesna. Nie chciał przyznać tego na głos, ale polubił MK i, gdyby nie fakt, że był protegowanym Wukonga, to może szkoliłby go nadal. Niestety zemsta na Wukongu była zbyt wielką pokusą i próbował ukraść moce chłopaka, ale przegrał. Był na siebie zły, ze tak łatwo dał się załatwić dzieciakowi, śmiertelnemu, ale nie mógł uciszyć ukłucia dumy w sercu. Sam przecież nauczył MK ataku, którym został pokonany. Westchnął przeciągle, opierając się o ścianę opuszczonego dojo. Nie potrafił uciszyć rozpierającej dumy z postępów dzieciaka i żalu, że nie jemu został przez los podarowany protegowany. Czy umiałby kogokolwiek właściwie nauczyć swojej sztuczki z cieniami? Skrzywił się, odrzucając takie myśli. Był samotnym wilkiem od czasu zdrady Wukonga i nie potrafił nikomu w pełni zaufać, więc uczenie kogokolwiek jego zdolności odpadało.


Z ciężkim westchnięciem stworzył kilka cieni, żeby przygotowały bandaże, jedzenie, zmieniły pościel, gdy on sam poszedł pod prysznic z zamiarem zmycia z siebie brudu i ciężaru dnia. Nie było to nic nadzwyczajnego. Nie raz tworzył cieniste klony samego siebie, kogoś innego czy stworzeń różnej rasy, o ile sytuacja tego wymagała. Używał swoich mocy od tysiącleci i jak daleko sięgał pamięcią, ale nigdy nie miał z nią żadnych problemów. Nigdy.


Następnego dnia obudził się całkowicie wykończony i z bólem całego ciała. Ostatni raz tak mocno poturbowany był po walce z Wukongiem pięćset lat wstecz, gdy próbował z nim zawalczyć o coś tam, nawet nie pamiętał o co. Światło go raziło po oczach, więc zasłonił je ramieniem. Chciał dać nauczkę dawnemu przyjacielowi, a sam skończył jako worek treningowy i gdzie tu cholerna sprawiedliwość?


Nagle usłyszał ciche mruczenie i coś niewielkiego usiadło przy jego boku. Zignorował to. W okolicy było pełno bezpańskich kotów, które często do niego zaglądały i bywało, że sypiały na nim lub obok i mruczały. Co jednak sprawiło, że jego mózg zaczął działać na pełnych obrotach, to fakt, że koty nie mają dłoni, a to coś definitywnie je posiadało i położyło na jego boku. Ze ściągniętymi brwiami, odsunął rękę i spojrzał w dół.


- Co do...?!


Odskoczył gwałtownie, uderzając boleśnie o ścianę. Zasyczał cicho i pocierając tył głowy, spojrzał skonfundowany na kilkumiesięczne dziecko. Małpka, o ciemnym futerku i fioletowych dużych oczach. Przełknął ciężko ślinę i potarł oczy palcami, próbując usunąć resztki snu. Definitywnie musiał śnić. Spojrzał ponownie. Dzieciak nadal tam siedział i teraz przekrzywiało głowę w bok. Niepewnie dotknął go palcem w brzuch, co zaowocowało uroczym dźwięcznym chichotem. Nim jednak zdążył zareagować, dzieciak przekrzywił się zbyt gwałtownie do tyłu, a kiedy chciał je złapać, zmieniło się w cień i ponownie pojawiło się na podłodze bezpiecznie. Macaque z wrażenia prawie spadł przodem z łóżka, patrząc z niedowierzaniem na małpie dziecko. Jego dziecko? Tylko skąd? Jak? Czy ktoś tam w górze uznał, że to będzie bardzo dobry dowcip i dał mu dzieciaka z jego mocami, czy co się właśnie działo?


- Cholera... - Przetarł twarz dłonią i spojrzał znów na dzieciaka. - Skądś ty...


Nagle coś w jego głowie kliknęło. To było głupie, ale może nie aż tak? Wczoraj miał w swoich rękach moce Wukonga, które zabrał od jego protegowanego i niby MK je odzyskał, ale co jeżeli śladowe ilości zostały w nim i zmieszały się z jego cieniami, przez co pojawiło się to młode? Wczoraj co prawda rozmyślał nad tym, że fajnie byłoby mieć kogoś, kto przejmie jego rolę w świecie i będzie mógł szkolić manipulacji cienień, ale to definitywnie nie było to, o co prosił wszechświat. Ba! Nawet nie prosił, a dostał i tak!


- I, co ja mam z tobą teraz zrobić, co? - Cienista dłoń wyłoniła się z podłogi, chwyciła małą za skórę i podała w ręce Macaque. Małpiątko zamrugało. - Nie patrz tak, na pewno nie zostaniesz. Zapomnij.


Młode zostało z nim.



Macaque spojrzał z niesmakiem na rzeczy, które zdobył dla Małego Cienia, jak w myślach zaczął nazywać młode. Nie wiedział, czy to permanentne, czy zniknie za jakiś czas, ale wiedział jedno; nie mogła chodzić bez ubrania lub głodna. Nie wiedział, czym właściwie ją karmić i czy w ogóle będzie jeść cokolwiek, więc zaufał instynktowi i zdobył kilka owoców. Nie była ludzkim dzieckiem, właściwie nie była prawdziwym dzieckiem, ale z każdą godziną powoli przyzwyczajał się do myśli, że Mały Cień zostanie z nim na dłużej, choć miał inne zdanie na samym początku. Wiedział na pewno, że potrafiła zmieniać się w cień i przyjmować ponownie stałą formę, ale nie przejawiała żadnych innych zdolności, z czego był niejako zadowolony. Nie chciał jej szukać, gdyby przypadkiem użyła cienistej teleportacji i wylądowała na drugim końcu świata.


Problem jednak zaczynał się w momencie, gdy uświadomił sobie, że nie może jej zostawić samej, a miał kilka niewielkich misji do zrobienia, dzięki którym mógł opłacić skromny koszt utrzymania dojo. Drobne kradzieże na zlecenie czy zdobywanie informacji tam, gdzie inni polegli. Nie mógł jej zabrać ze sobą, ale też nie mógł zostawić całkiem samej. Nie chciał również, żeby ktokolwiek się dowiedział o jej istnieniu, choć podejrzewał, że Celestial Realm doskonale wiedzieli, co się właśnie dzieje w jego życiu i mają niebiański ubaw z jego prób opieki nad dzieckiem z mocą cieni.


Zerknął na jedyny zegar wiszący nad drzwiami wejściowymi do sali treningowej i skrzywił się z niechęcią. Za godzinę miał spotkanie z klientem w sprawie zdobycia informacji, a on utknął z dzieciakiem w dojo bez wyjścia. Nie mógł stworzyć kolejnych cienistych klonów, bo nie zregenerował na tyle magii. Wczoraj też nie powinien był ich przywoływać, ale był na tyle zmęczony, że było mu kompletnie obojętne i dziś płacił niejako za to. Spojrzał znów na dzieciaka, w chwili jak wgryzła się w całą pomarańczę. Skrzywił się i natychmiast zanurkował palcami w jej buzi, żeby następnie wyciągnąć kawałek owocu, co spotkało się z oburzonym pomrukiem. Z obrzydzeniem wyrzucił odgryziony kawałek i zabrał owoc, żeby obrać go ze skórki.


- To masz definitywnie po Wukongu. - Mruknął i ze zgrozą wykrzywił twarz. - To zabrzmiało jakbym zrobił sobie z nim dzieciaka, Bogowie!


Mała zakwiliła niezadowolona, więc szybko obrał owoc i oddał nim zaczęła wyć lub szarpać go za futro. Musiał pomyśleć, z kim zaufanym może zostawić młode? Lista była niewielka, bo większość dawnych przyjaciół, czy osób zaufanych dawno była martwa lub została jego wrogiem (Wukong).


MK odpadał, bo sam był roztrzepany jak ekstra pianka latte macchiato z podwójną warstwą bitej śmietany. To samo jego przyjaciółka.


Wukong... Ha! Nie ma mowy, Po jego kolejnym trupie dałby mu dziecko do pilnowania.


Pigsy niby wychował dzieciaka, więc wie coś na ten temat, ale Macaque od razu jego i Tanga skreślał z listy, bo nie chciał, żeby Wukong wiedział o małej, a mógłby się dowiedzieć pośrednio przez MK. Nawet nie był do końca pewien, czy w ogóle by mu pomogli. W końcu kilka godzin temu próbował zabić MK i skraść jego moce, a oni nawet pewnie nie wiedzieli o jego istnieniu, o ile dzieciak nic nie powiedział. To nieco skomplikowało sytuację.


- Jesteś tu ledwie od kilku godzin i już robisz mi problemy egzystencjonalne, o których nie nigdy nie myślałem, że będę posiadał... - Warknął, pocierając palcami oczy. - Rodzina Byków odpada, bo z temperamentem ich syna, to... - Zamrugał powoli, patrząc na niebieską koszulkę z kaczuszką, którą miał na sobie Mały Cień. - Właściwie jest jedna osoba, którą mógłbym zapytać, ale nie do końca się przyjaźnimy... - Skrzywił się, ściągając mocno brwi.


Próbował znaleźć jakiekolwiek inne rozwiązanie, ale nie miał nic lepszego. Z frustracją potargał futro na głowie i spojrzał krzywo na Mały Cień, a ona patrzyła na niego próbując zrobić to samo, co on ze swoimi włosami. Małpa widzi, małpa robi, hm?


Dziesięć minut później stał przed drzwiami wejściowymi i szybko przekalkulował kilka razy, czy na pewno nie ma nikogo innego godnego zaufania do opieki przez kilka godzin nad Małym Cieniem. Niestety nie umiał pomyśleć nad nikim innym. Jak bardzo nie był chętny do przyznania tego, to z goryczą musiał włożyć własną dumę do kieszeni i zapytać. W ostateczności był jeszcze świński demon, ale chciał najpierw zapytać pierwszą osobę, nim zapyta kolejną. Mała siedziała ukryta w jego szaliku na plecach, jak typowe małpiątko przy rodzicu, za co był wdzięczny, że instynkt naturalny istnieje i schowała się przed ewentualnymi drapieżnikami. Dzięki temu może będzie w stanie najpierw pogadać z...


Drzwi gwałtownie otworzyły się, a w progu stanął olbrzymi niebieski mężczyzna z rudą brodą i irokezem. Patrzył z wyraźną konsternacją na Macaque, a niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu. Macaque szybko odzyskał rezon i odchrząknął, próbując skleić sensowne zdanie w głowie. Chociaż... Jeżeli właśnie wychodził, to nie miało sensu go pytać o opiekę nad Małym Cieniem.


- Pan Maquack? - Demon wody przerwał jako pierwszy ciszę. - Mogę w czymś pomóc?


Tak.


Nie.


Nie?


- Macaque do kurwy zdecyduj się i powiedz coś! - Skarcił się w myślach i wydusił szybko na głos. - Właściwie, to skoro wychodzisz, to nie ma znaczenia, więc...


- Ach, nie, nie! Nigdzie się nie wybieram, po prostu Mo dał mi znać, że ktoś stoi pod drzwiami i pomyślałem, że to może MK. - Uśmiechnął się pocieszenie. - W czym mogę pomóc, panie Maquack?


- Macaque... - Poprawił go. - Niezręcznie mi o to prosić, ale nie znam nikogo innego, kto byłby w stanie mi pomóc, więc...


Sandy przechylił głowę na bok, a Macaque czuł nieodpartą chęć stworzenia cienistego portalu i ucieczkę z podkulonym ogonem. Sam nie rozumiał, dlaczego tak strasznie się stresował, przecież to była bzdura, nic takiego!


Wypuścił głośno powietrze. Niech się dzieje, co chce.


- Potrzebuję pomocy z...


W tym momencie Mały Cień postanowiła wysunąć głowę ciekawsko z szalika i wyjrzeć ponad jego ramieniem. Najpewniej nie wyczuła żadnego zagrożenia i uznała, że jest bezpiecznie. Sandy nabrał głośno powietrza, a jego oczy zaświeciły jak dwie żarówki. Zasłonił usta pięściami. Wyglądał jak nastolatka, która zobaczyła swojego ulubionego idola.


- Właśnie... - Macaque odchrząknął niepewnie. - Potrzebuje, żeby ktoś przypilnował małą przez kilka godzin, gdy będę w pracy, a nie mogę jej zabrać ze sobą. - Sięgnął po młode i ujął w obie ręce, gdy ciekawsko wyciągała rączki w stronę niebieskiego kota, który teraz siedział na ramieniu olbrzyma. - Nie prosiłbym, gdyby to nie było naglące. Jeżeli to zbyt duża prośba, to zrozumiem.


W końcu nie jesteśmy przyjaciółmi, chciał dodać, ale ugryzł się w język w ostatniej chwili. Nie uznał od dawien dawna nikogo za bliskiego miana przyjaciela czy choćby kumpla.


- Nie ma problemu, panie Maquack!


- Przepraszam, to było...


Czekaj.


Co?


Podniósł oczy na Sandy'ego. Zamrugał raz, drugi.


- Naprawdę?


- Oczywiście! Nie raz dostarczałeś dla mnie zioła z trudno dostępnych miejsc do mieszanek herbacianych, więc jeżeli w ten sposób mogę się odwdzięczyć, to nie ma problemu! - Sandy uśmiechnął się szeroko. - Rozumiem jak ciężko musi być samotnemu rodzicowi pogodzić pracę i opiekę nad dzieckiem. Chociaż muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że ze wszystkich to ty masz w tajemnicy dziecko.


- Ja też... - Macaque przyznał w myślach. Podał młode olbrzymowi wraz z niewielką torbą. - Tu są wszystkie jej rzeczy. Niedawna zjadła, ale za godzinę pewnie znów zgłodnieje. - Podrapał się po głowie, patrząc zmieszany w bok. - Uhh, ciężko mi to przyznać, ale nie przestrasz się, jeżeli zmieni się w cień. Czasami tak robi, żeby dostać się, gdzie nie może dosięgnąć.


- Ach, ma twoje moce.


To nie było pytanie, ale Macaque i tak przytaknął cichym pomrukiem. Nie był pewien, czy dobrze robi, ale naprawdę nie miał kogo innego poprosić o pomoc. Czuł się i tak wyjątkowo dziwnie z opieką nad młodym. Co prawda tysiąc lat temu, gdy jeszcze on i Wukong żyli razem na Górze Kwiatowo-Owocowej, to bywały młode, przy których pomagał Królowi jako jego wierny wojownik, jego prawa ręka, jego...


Odchrząknął.


- W razie potrzeby masz oba moje numery. Gdyby sprawiała jakiekolwiek problemy, to dzwoń.


Po krótkiej rozmowie i zapewnieniom od demona wody, że mała jest w dobrych rękach, Macaque w końcu zniknął w cieniu. Miał naprawdę cichą nadzieje, że nie popełnił błędu. Pamiętał dokładnie jakim narwanym i brutalnym typem demona był Sandy, zanim nie poszedł na terapię, bo nie potrafił zrozumieć czemu znaleziony na ulicy kot jest dla niego taki przymilny i nie chciał mu zrobić krzywdy. Macaque nie rozumiał tego dziwnego zafascynowania terapeutycznymi kotami, ale był winnym zarażenia Sandy'ego herbacianą obsesją i w życiu nie przypuszczał, że demon wody stworzy własny herbaciany ogródek.


Jak o tym pomyśleć, to Macaque nigdy nie przypuszczałby, że ze wszystkich jego klientów, to właśnie Sandy okaże się być bliskim przyjacielem MK, a tym bardziej że w ogóle on i Pigsy znają się jakkolwiek. Wiedział oczywiście, że świński demon posiada dziecko, ale też nie pomyślałby nigdy, że jest nim MK, który stanie się protegowanym Wukonga w kilka lat później. Ach, los bywa czasami surrealistyczny.



Coś, co miało być jednorazową przysługą, stało się rutyną. Macaque musiał wyjść na kilka godzin na różne dłuższe zlecenia, a Sandy zajmował się Małym Cieniem, później Macaque ją odbierał i tak koło się zamykało.


Moce Macaque powoli zregenerowały się do odpowiedniego poziomu, w którym mógł bez problemu stworzyć kilka klonów i sam się zajmować młodym, ale Sandy był bardziej wytrzymały niż jego cienie. I Mały Cień zdawała się bardzo go lubić i jego koty, a Macaque lubił mieć spokój przy herbacie, wsłuchując się w szum morza, z dala od miastowego zgiełku. Czy używał młode jako wymówkę do spokojnego spędzenia czasu? Być może, ale nikt mu nic nie udowodni. Nope.


Czas płynął powoli, mozolnie wręcz i gdyby ktokolwiek powiedział ten ponad trzy miesiące wstecz, że Macaque zostanie rodzicem małego rozbrykanego małpiątka, to wyśmiałby tę osobę i sprawdził, czy w którymś psychiatryku nie zgubili pacjenta. Teraz zaś nie potrafił sobie wyobrazić życia bez tej małej ruchliwej kulki futra. I wszystko zdawało się układać i Macaque naprawdę poczuł pierwszy raz od wielu wieków, że może być znów szczęśliwy.


Oczywiście świat postanowił zepsuć mu spokojne chwile, gdy pewnego ranka z miską owoców w ręce nie mógł znaleźć nigdzie Małego Cienia. Nie mogąc jej nigdzie dostrzec, postanowił nasłuchiwać jej serduszka, oddechu, choćby małego kichnięcia, ale kiedy nie usłyszał nic, jego własne serce zamarło. Upuścił talerz i wniknął gwałtownie w cień Dojo, przemykając po okolicy i nasłuchując, ale młode nigdzie nie było.


Przetarł twarz dłonią, próbując uspokoić powoli wzbierającą w nim panikę. Musiał pomyśleć, uspokoić się i wsłuchać w świat.


Zamknął oczy i skupił słuch. Wsłuchiwał się w świat zewnętrzny i wyodrębnić każdy dźwięk, którego nie chciał usłyszeć. Musiał ją znaleźć.


Otworzył gwałtownie oczy, gdy tylko usłyszał jej miarowe serduszko przytłumione magiczną barierą. Niemal natychmiast wskoczył w portal i wyszedł na wprost wodospadu. Zacisnął mocno wargi. Jego słuch musiał się pogorszyć. Nie było mowy, że młode tu było, bo jak niby...


Jego uszy zastrzegły gwałtownie, gdy usłyszał cichy pisk jego Małego Cienia. Jakkolwiek dostała się tam, to nie miało znaczenia. Jeżeli Wukong tknął młode, to zabije gołymi rękami. Nie zważając na magiczną barierę, ruszył naprzód stąpając ostro, miarowo, a z każdym krokiem jego gniew i poczucie, że młode jest w niebezpieczeństwie rosły. Wszedł przez korytarz i nasłuchując choćby drobnego szelestu, drgnięcia serca, pisku, cokolwiek, co pomogłoby mu w zlokalizowaniu, gdzie Małpi Król przetrzymuje jego Mały Cień.


- Macaque...?


Odwrócił powoli głowę. Jego oczy były szeroko otwarte, a cienista aura wylewała się z niego niczym ostry dym z płonącego budynku. Nie zwrócił uwagi kiedy stworzył Mglistego Potwora, swoje Kaiju Cienia, którym przyszpilił zaskoczonego Małpiego Króla do ściany. Nie obchodził go oburzony okrzyk protestu. Miał zamiar kogoś bardzo dotkliwie i boleśnie uszkodzić, o ile nie otrzyma stosownej odpowiedzi.


- Gdzie. Jest. Mój. Cień?


Jego głos był zimny, sztywny i przeraźliwie pusty. Tak bardzo niepodobny do zwykle sarkastycznego, kpiącego i złośliwego tonu, którego używał. Oczywiście, Wukong jak zwykle był zbyt nie widział oczywistych faktów i jak nieświadomy idiota postanowił zażartować.


- A patrzyłeś może w dół? Cienie zazwyczaj są pod nogami.


Cienista łapa przycisnęła go mocniej do ściany, a oczy Macaque zalśniły upiornie fioletową poświatą. Jego całe ciało zaczęło glitchować pomiędzy normalną formą i tą bez uroku. Jego ślepe oko ze szrama wzdłuż, sześcioro kolorowych uszu opuszczone w dół, nastroszone zmatowiałe futro z białymi przesmykami.


- Nie igraj ze mną, Sun Wukong. - Warknął gardłowo, nisko. - Gdzie. Ona. Jest?


Wukong chyba w końcu pojął, że coś jest na rzeczy, bo patrzył na Macaque z lekko uchylonymi ustami i zmarszczonymi brwiami.


- Kto? Jaka znowu „Ona"?


Nope. Jednak nie. Wukong pozostawał twardogłowy idiotą, który najpierw mówi, a potem myśli, o ile w ogóle to robi.


Macaque zwęził oczy w ciemne świecące linie, a wydostająca się z jego ciała mgła stała się gęstsza. Mglisty Potwór przycisnął mocniej Wukonga do ściany, gdy nagle wszystko ustało przez jeden niewielki odgłos, jeden pisk radości.


- Boo!


Macaque natychmiast odwrócił się gwałtownie w kierunku dźwięku. W wejściu stał zszokowany MK z Małym Cieniem w rękach, która z wielkim uśmiechem wyciągała rączki w górę. Macaque natychmiast zniknął w cień Wukonga i pojawił się na wprost chłopaka i zabrał młode.


Wukong natychmiast stanął w gotowości do obrony i niemal nie wywrócił się, słysząc zmartwiony głos Macaque.


- Nigdy, przenigdy więcej nie znikaj tak, bo osiwieje! Zdajesz sobie sprawę ile czasu zajęło mi znalezienie cię? Prawie nie wywróciłem całego miasta do góry nogami!


- Plasiam, tata... - Mała wtuliła się buzię w miękkie futro Macaque. - Ale to nie ja! To dziula!


- Dziura?


Macaqwur zignorował okrzyk Wukonga, który powtórzył "tata?!" oraz MK mamroczącego coś nieskładnego pod nosem.


- Dziula! Puff!


Patrzył na nią z coraz bardziej zaniepokojonym wyrazem twarzy, próbując zrozumieć o jakiej dziurze mówiła. Przecież całe jego dojo było zabezpieczone przed magicznymi włamaniami i nikt oprócz użytkowników cieni nie mógł dostać się do środka, a on i Mały Cień byli najpewniej ostatnimi, więc skąd...


Zamrugał.


- Czy ty stworzyłaś portal? - Zapytał głucho.


- Dziula! - Wyrzuciła rączki w górę.


Macaque potarł oczy palcami wolnej dłoni. No tak, czego innego się spodziewał po dziecku, które powstało niejako z jego mocy? To była kwestia czasu, żeby nauczyła się też innych zdolności, ale tej najbardziej nie chciał, żeby umiała, a na pewno nie tak szybko.


- To wyjaśnia jak pojawiła się u mnie w pokoju. - MK zauważył nieśmiało.


Macaque spojrzał na chłopaka i otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale mała zmieniła się w cień i wskoczyła w ramiona chłopaka.


- MK!


- To ja! - Zaśmiał się.


Nie umiał powstrzymać głupiego uśmiechu, gdy widział jak MK zachowuje się względem Małego Cienia niczym starszy brat, a znał ją ile? Ze dwie godziny?


- Zostałem wujkiem?


Zmierzył wrogo Wukonga i warknął cicho. Kompletnie zapomniał o tym rudym kretynie.


- Śnij dalej, Wukong.


Ogon Wukonga zaczął machać z nerwową ekscytacją.


- A dowiem się chociaż, kto jest matką?


- Patrzysz na niego. - Macaque prychnął.


Wukong zatrzymał wzrok na jego klacie. Ściągnął brwi.


- Ale jesteś facetem.


- Yhy.


- Wiem, bo sam widziałem kiedy...


- Zmieńmy temat! - Macaque wtrącił, a jego policzki natychmiast oprószył delikatny rumieniec. - Pojawiła się z moich mocy cienia trzy miesiące temu, więc jestem w pewien sposób jej matką. I nie, nie będziesz jej wujkiem, po moim kolejnym trupie.


- Ale do stworzenia dziecka trzeba dwojga, więc coś kręcisz, Macaque! - Wukong nie dawał za wygraną. - Poza tym, nie ma nigdzie żadnego kamienia, z którego mógłbyś sobie zrobić dzieciaka, a same w sobie cienie nie wystarczą do stworzenia żywej samo świadomej istoty!


- Tak po prostu się stało, przestań drążyć! - Odwarknął. - Koniec tematu!


- Właściwie ma kolor oczu jak twoja magia cieni i rudą końcówkę z plamkami na końcu ogona jak futro Małpiego Króla. - MK wtrącił.


Obie małpy spojrzały na niego i zaraz na ogon Małego Cienia.


Okej, możliwe, że Macaque pominął jeden istotny fakt w wyglądzie Małego Cienia i nie tylko miała ona odrobinę futra Wukonga, ale też z jakiegoś chorego powodu uwielbiała brzoskwinie najbardziej ze wszystkich owoców, ale to nie oznaczało, że on...!


- CZEMU NIE POWIEDZIAŁEŚ, ŻE ZOSTAŁEM OJCEM??!!


- JAK CHOLERA ZOSTAŁEŚ!!


Definitywnie po jego kolejnym trupie, Wukong dostanie młode do rąk i uzna go za ojca. To, że powstała z cząstki jego mocy, to kompletnie nic nie oznacza! Nu-uh! Nope!



Po tygodniu przekonywania przez MK, że Wukong poradzi sobie i nadaje się na ojca, Macaque pozwolił mu zająć się Małym Cieniem.


Zmienił jednak zdanie, gdy po godzinie znalazł młode w kolorowej farbie z liśćmi w futrze i syropie klonowym, zarzekając się, że Wukong nie dostanie już opieki nad młodym przez kolejne kilka tysiącleci, ale to historia na inny czas...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top