*5*
***SYRIUSZ I REMUS***
Po pytaniu Rity, na sali zapanowała totalna cisza, taka, że nawet mucha bała się zatrzepotać skrzydłami, by jej przypadkiem nie zniszczyć. Trwała jednak dosłownie kilka chwil, w których to Remus przetwarzał w głowie słowa redaktorki Proroka Codziennego. Zaskoczony spojrzał najpierw na kobietę a później na Syriusza, chcąc sprawdzić jego reakcję. Black natomiast choć zdziwiony tak bezpośrednim odniesieniem do jego prywatności i relacji z innymi, niezwykle rozbawił się brakiem choć krztyny kultury u Skeeter, spojrzał tylko na nią wyniośle, po czym na twarzy zagościł u niego wścibski uśmieszek. Zerknął na Lupina, obserwującego teraz go z mieszanką przerażenia i zdezorientowania, to sprawiło, że jego rozbawienie jeszcze bardziej się powiększyło. Poprawił się na krześle, niespecjalnie poruszając nim i sprawiając, że po sali rozszedł się głuchy dźwięk szurania drewna o parkiet, wszyscy goście wstrzymali oddech, a szarooki dalej delikatnie uśmiechnięty przysunął się do mikrofonu i ostentacyjnie spojrzał prosto w oczy redaktorki, która odważyła się zadać takie pytanie.
- To było dość... zaskakujące pytanie. - sarknął cicho Syriusz, po czym krótko zaśmiał się sprawiając u innych zaskoczenie na twarzach, spojrzał na szatyna i puścił mu oczko, dalej świetnie się bawiąc. - Nie uważasz podobnie, Remusie? Wracając jednak do pani pytania... Nim odpowiem na nie chciałbym zrozumieć co panią kierowało w jego doborze, a także czy ma pani podstawy by móc sądzić tak, jak stanowi samo pytanie.
- Widziałam... Zresztą nie tylko ja... Jak to pan, razem z panem Lupinem przyjechali pod hotel motorem i ręka w rękę podeszli do głównego wejścia. To trochę niespodziewane, przybyć na takowe spotkanie razem, wręcz można by rzec, że panowie spoufalali się w miejscu publicznym.
- Spoufalali się w miejscu publicznym? - powtórzył Syriusz próbując tych słów w ustach, znowu spojrzał na Remusa, który teraz wręcz mordował kobietę wzrokiem. - Nie sądziłem, że okoliczności pozwolą innym osobom wyciągnąć zbyt pochopnie wnioski i podsunąć takowe dywagacje na temat potencjalnych relacji moich i pana Lupina.
- Czyli zaprzecza pan rzekomym oskarżeniom? - zapytał jakiś redaktor, który choć zaskoczony pytaniem, tak jak reszta prasy, nie omieszkał włączyć nagrywania na dyktafonie, by jak najlepiej odwzorować później w rubryce całą rozmowę. - Nie przywiózł pan, pana Lupina na konferencję i nie łączy panów żadna relacja, oprócz tej związanej z pracą?
- Bardzo wiele bardzo złożonych pytań. - zaśmiał się Syriusz, po czym znowu spojrzał na Remusa, za każdym razem spodziewając się uroczych rumieńców zawstydzenia, których to jednak ani razu nie dostał, wracał więc spojrzeniem do dziennikarzy. - Nie jestem w stanie zaprzeczyć doniesieniom o tym, że faktycznie przywiozłem tutaj pana Lupina, ale nie sądziłem, że zostanę za to osądzony. Powiem tak, nasze relacje, moje i pana Lupina, są jak najbardziej naszą prywatną sprawą i nie powinniśmy o nich rozmawiać, podczas gdy konferencja dotyczy całkiem innego tematu. W końcu fuzja firm nie powinna odnosić się do prywatnych relacji pracowników, prawda?
- Pan Syriusz Black chciał po prostu powiedzieć... - nagle odezwał się James, który był przerażony tym co działo się w czasie konferencji, którą notabene sam zorganizował. -... że oprócz pracy, go i pana Lupina nie łączy żadna bliższa relacja, a szczególnie taka na poziomie prywatnych relacji. Dlatego temat ten powinniśmy zakończyć i wrócić do bardziej biznesowych dywagacji.
- To, że jej nie ma nie znaczy, że nie może jej być. - skomentował Syriusz, doskonale wiedząc, że za jakie komentarze może nieźle oberwać nie tylko od Pottera, ale i samego szatyna, którego to dyskusja w równym stopniu co jego, także dotyczyła. - Jednak to czy może być czy nie, nie powinno być podstawowym zagadnieniem na tej konferencji.
- Przynajmniej w tym się zgadzamy. - odezwał się cicho Remus, do tej pory skupiony na własnych myślach, które od samego początku dotyczyły tego niewygodnego pytania, spojrzał poważnie na wszystkich dziennikarzy, dłużej zatrzymując się na kobiecie. - Czy na tak ważnych konferencjach dotyczących założeń fuzji dwóch potężnych przedsiębiorstw, zawsze skupia się pani na tak mało ważnych czynnikach jakimi są na przykład prywatne relacje przedstawicieli tychże firm? Nie powinienem urazić tutaj nikogo stwierdzeniem, że zwyczajnie pani pytanie było nie na miejscu i osobiście mamy z panem Blackiem pełne prawo, nie tylko do prywatności, ale także do możliwości nie odpowiedzenia na te dywagacje. Czy ktoś ma inne pytanie... Nie dotyczące prywatnych relacji przedstawicieli obu firm?
- Czy to prawda, że firma "Quidditch" traci na rynku światowym, na rzecz korporacji "Voldemort"? - odezwał się ten sam reporter, co wcześniej wtrącał swoje dwa grosze do dyskusji z Ritą Skeeter. - Na giełdzie można odnotować spadek zysków sprzedaży aut, a także część wpływów z eksportu ich. Czy to prawda, że nie jaki Tom Marvolo Riddle zabiera pańskiej firmie potencjalnych kontrahentów?
- Spadek na giełdzie dotyczy sprzedaży aut, które w najbliższych latach zostaną wycofane z linii produkcyjnej. - odezwał się Remus przeglądając dokumenty i szukając konkretnych wykresów giełd. - Ponadto spadek ten jest w najmniejszej możliwej skali od powstania firmy, więc co za tym idzie, reszta naszych zysków w najbliższym czasie zniweluje wahania wskaźników i wykresy firmy "Quidditch" znowu zaskają na wadze.
- Firma "Voldemort" nie jest w stanie choćby zbliżyć się do naszych zysków. - odezwał się dumnie James, a Remus przybił sobie mentalnie piątkę z czołem, okularnikowi najprawdopodobniej jeszcze nie przeszedł kac i postanowił postawić na gadanie głupot. - Nawet nie wiem jakim cudem taki ktoś jak pan Tom Riddle jeszcze utrzymuje się na powierzchni, nie zbliżając do bankructwa i upadłości.
- Skoro temat spadków na giełdzie mamy już za sobą. - zaczął Remus zerkając na Syriusza, bojąc się, że i ten zechce dodać jakiś głupi komentarz, brunet jednak zajęty był sprawdzaniem czegoś w telefonie. - To może jakieś inne pytania? Może do pana Blacka?
- Co? - zapytał głupio Syriusz, na szybko chowając urządzenie, na który to właśnie dostał wiadomość od Richarda, jednak przez usłyszenie swojego imienia nie zdążył przeczytać. - Można powtórzyć pytanie?
- Typowe. - sarknął cicho Remus, a kilka osób z sali się zaśmiało. - Skoro już wszyscy uważają, to wróćmy do pytań.
- Czy...
I znowu się zaczęło, Remus szczerze tylko od pytania Rity Skeeter miał już dość tej konferencji, dodatkowo widział, że James i Syriusz dalej męczą się ze skutkami wczorajszego picia, a Lily i dziewczyny z niecierpliwością zaglądają do telefonów najprawdopodobniej prowadząc tam dyskusję na temat poważnych spraw, czyli mniej więcej wyboru koloru sukienki i jakie buty do niej akurat powinny pasować. Cierpliwie jednak wszystkie pytania przyjmowali i lepiej lub gorzej na nie odpowiadali, co trwało mniej więcej ponad godzinę, a im bardziej się przedłużało, tym bardziej przedstawiciele obu firm mieli powoli dość.
- Ktoś chciałby jeszcze o coś zapytać? - zapytał Remus starając się nie ziewnąć, powoli odechciewało mu się wszystkiego, a pytania ciągle dotyczyły tylko zysków i strat, a nie na przykład nowych celów, planów i potencjalnie nowych kontrahentów, niechętnie spojrzał na dziennikarzy. - Tak? Pan w czerwonej czapce.
- Czy to prawda, że firma "Canis Major" postanowiła kooperować z firmą "Quidditch", ponieważ handel samymi jednośladami staje się powoli nieopłacalny?
- Bzdury. - oburzył się Syriusz, o mało nie wstając z miejsca, jedyne czego tak nie lubił wśród dziennikarzy to tego, że zawsze maszyny jednośladowe stawiali na półkach niżej od samochodów, dodatkowo fakt, że kac znowu zaczął dawać o sobie znać, a pytań zamiast mniej było co raz więcej, wcale w tym nie pomagał, jego humor stawał się jeszcze bardziej kiepski niż był zaraz po pytaniu redaktorki Proroka Codziennego. - Patrząc na wyniki kwartalne, a także zestawienia roczne i wykresy z giełd wyników mojej firmy, śmiało można powiedzieć, że samodzielne prowadzenie jej w tym samym kierunku, nie wniosło by nic negatywnego. Połączenie firm mojej i mojego dobrego przyjaciela było tylko sposobem rozwinięcia przedsiębiorstwa o kolejne cele i możliwe korzyści. Dlatego nie wiem, dlaczego takie mało polotne gryzipiórki jak...
Syriusz jednak urwał swoją wypowiedź, w której to zamierzał obrazić wszystkich dziennikarzy zgromadzonych na sali, bo ku jego zaskoczeniu znalazł odpowiedni powód by to zrobić... a była nim dłoń Remusa... na jego udzie. Lupin zadziałał pod wpływem emocji. Zwyczajnie już od początku wypowiedzi bruneta, zrozumiał, że jego duma została wystawiona na próbę, a choć szatyn szarookiego znał krótką chwilę, już doskonale wiedział, że ten ma bardzo rozbudowane i wygórowane ego. Oczywiście początkowo starał się zwrócić uwagę patrząc na bruneta, pod nosem chrząkając czy szturchając delikatnie w ramię, ale gdy to wszystko nie zostało zauważone przez mężczyznę, zwyczajnie musiał sięgnąć po tak ciężki kaliber. Zauważając efekt postanowił szybko zabrać dłoń, nie spodziewając się jednak, że ta zostanie zablokowana przez tą należącą do Syriusza, który to postanowił chwycić jego dłoń i przytrzymać ją na swoim udzie. Naprawdę niewiele zabrakło by Remus pierwszy raz od nawet nie pamiętał kiedy, poczuł się zawstydzony, jednak nim zdążył pomyśleć choćby o rumieńcach, w jego głowie już stworzył się mętlik z jednej strony mordujący Syriusza, z drugiej pochwalający jego działanie i szatyn naprawdę już nie wiedział co z jego myślami jest nie tak. Spojrzał tylko zaskoczony na bruneta, który uśmiechał się delikatnie, dalej obserwując zdezorientowanych dziennikarzy tym, że urwał nagle swoją wypowiedź. Najgorsze jednak w tym nie było ani działanie bruneta, ani dziwne reakcje i działania szatyna, a szybka interwencja Jamesa, który stuknięciem w swój mikrofon dał znać innym o swojej obecności.
- Skoro odpowiedzieliśmy na większość pytań, to myślę, że to dobry moment by zakończyć konferencję. - odezwał się cicho i spojrzał na dziennikarzy, po czym szybko zerknął na Syriusza i Remusa, podejrzewając, że właśnie są znowu na etapie dziwnych interakcji i gęstej atmosfery, a na to wolał nie pozwalać przy tak sporej grupie ciekawskich dziennikarzy. - W imieniu swoim, swojej firmy, jak i przedsiębiorstwa "Canis Major" należącego do Syriusza Blacka, serdecznie dziękuję wszystkim za przybycie i liczę na owocną współpracę z czasopismami, gdy to w najbliższym czasie zaczniemy uwidaczniać się na rynku światowym jako największa fuzja w historii branży motoryzacyjnej. Jeszcze raz bardzo dziękujemy.
Czy Syriusz usłyszał te słowa? Być może, jednak wylądowały one tak daleko na dnie jaźni bruneta, że równie dobrze mógł ich nikt nie wypowiadać. Podobnie było z aplauzem zgromadzonych dziennikarzy, podziękowaniami dziewczyn, szukaniem odsuwanych krzeseł, gwarem wychodzących osób z sali. To wszystko było tylko cichym głosikiem w głowie, podczas gdy sam szarooki zajęty był kontemplacją nad faktem, iż choć minęło dobre kilka minut on dalej trzymał dłoń szatyna siedzącego obok niego. I co z tego, że chłopak ciągle próbował wyrwać się z uścisku Syriusza? To był tylko mało ważny szczegół, który Black skrupulatnie pomijał, zostawiając tylko słodki posmak faktu, iż dłoń Remusa, choć z bliznami, jest wyjątkowo miękka i delikatna, tak jakby wcale nie trzymał dobrze zbudowanego, silnego i przystojnego faceta, a młodą, uroczą i delikatną dziewczynę, choć Black nie był pewny czy to aby mu się przypadkiem tylko nie wydawało. Remus natomiast w tym samym czasie, gdy Syriusz bujał w chmurach naćpany niebieskimi migdałami, sam walczył, by w końcu po ciągnącym się w nieskończoność czasie, uwolnić rękę, ale im bardziej próbował, tym bardziej przegrywał z siłą Blacka. Z ratunkiem przyszedł mu James, który po wyjściu ostatniego dziennikarza, wstał ze swojego miejsca, obszedł stół i stanął centralnie przed Syriuszem i Remusem omiatając ich, według niego, bardzo negatywnym spojrzeniem.
- Łapo czy choćby pięć minut nie umiesz się powstrzymać, od molestowania Lunatyka? - zapytał James opierając ręce na stole prosto przed twarzą Syriusza, który mimo nagany dalej uśmiechał się głupkowato, pod stołem walcząc z wyrywającym się szatynem. - Dodatkowo przed salą pełną ciekawskich dziennikarzy?
- Nie wiem o czym mówisz. - Syriusz uśmiechnął się niewinnie, w tym samym czasie kciukiem masując spiętą dłoń szatyna. - Pytanie powinno raczej brzmieć kto kogo molestuje, prawda, Remusie?
- Nikt nikogo nie molestuje. - Remus spojrzał oburzony na bruneta i znowu spróbował wyrwać dłoń, bez rezultatu. - Czy z łaski swojej możesz zostawić moją rękę w spokoju?
- A kto niby chciał mnie zmacać? - parsknął Syriusz spoglądając na zdenerwowanego szatyna. - Nie sądziłem, że pójdzie to tak szybko w takim kierunku.
- Gdybyś z łaski swojej reagował na szturchnięcia albo ostrzegające spojrzenie to bym nie musiał używać takiej techniki. - oburzył się Remus patrząc na bruneta z politowaniem. - Czy ty naprawdę miałeś w planach obrazić większość dziennikarzy, bo urazili twoje wyolbrzymione ego!?
- Nie psuje się takiej chwili. - Syriusz żartobliwie pokręcił głową, zerkając na co raz bardziej zdenerwowanego szatyna. - Nie mogliśmy pozostać przy tej miłej części, jak to uroczo kasujesz mi udo ręką?
- Co robi!? - oburzył się James, w ostatniej chwili powstrzymując od zetknięcia pod stół.
- To nie było masowanie. - oburzył się Remus wstając ze swojego miejsca, dalej jednak mając uwięzioną rękę. - Planowałem go uszczypnąć albo uderzyć w nogę.
- Kręcą cię takie zabawy? - zapytał Syriusz najwidoczniej doskonale się bawiąc. - A wyglądałeś na takiego grzecznego chłopca.
- Planujecie tu tak siedzieć i bawić się w te wasze dziwne gierki? - zapytał James patrząc spod byka na Syriusza. - Nie zapomniałeś o czymś, Łapo? Może o naszej umo... znaczy o naszych ustaleniach. Tak, ustaleniach.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale już wcześniej Lily was wydała. - wtrącił Remus patrząc z politowaniem na zdenerwowanego Jamesa. - Dodatkowo później Black przyznał, że umowa dotyczy mnie, więc z łaski swojej możecie przestać. Mógłbyś mnie w końcu puścić?
- Nie wydaje mi się. - Syriusz rozłożył się wygodnie na krześle, dalej spokojnie masując sobie dłoń Remusa złożoną w pięść. - Mówił ci ktoś, że masz bardzo miłe w dotyku dłonie?
- Mówił ci ktoś, że mam bardzo silnego sierpowego? - odgryzł się Lupin patrząc oburzony na bruneta.
- Potter! Co tak długo!? - nagle usłyszeli głos Lily, która zdenerwowana zerkając na zegarek podeszła do nich szybko. - Jak zaraz nie ruszymy, to mogą zamknąć nam salon. Dziewczyny też mają już dość czek... Rem... czemu Black trzyma twoją rękę?
- To nic takiego, Lily. - odezwał się Remus próbując znowu wyrwać dłoń, w końcu po wielu niezliczonych próbach, udało mu się. - Nie ma o czym mówić.
- A było tak miło. - westchnął Syriusz zerkając jak zielonooki morduje go wzrokiem. - Nie powiesz, że ci się nie podobało.
- Ja to już lepiej nic nie będę mówić. - westchnął Remus cierpiętniczo i zaczął zbierać swoje dokumenty i rzeczy. - Lepiej już jedźcie, bo faktycznie w końcu się nie wyrobicie. Nie zapomnij Lily wysłać mi zdjęć.
- Mam być zazdrosny? - zaśmiał się James obejmując zarumienioną Lily. - Albo może to Łapa powinien?
- A może chciałbyś przekonać się jak to jest wypełnić wszystkie papiery i sprawdzić sprawozdania samemu? - Remus uniósł ironicznie brew ku górze.
- Tylko żartowałem, Luniaczku. - James teatralnie uniósł do góry ręce, po czym znowu objął Lily i spojrzał na zniecierpliwione dziewczyny, stojące już w wyjściu. - No nic, my uciekamy, a ty Black mniej się na baczności. Nasza umowa dalej zobowiązuje.
- Przecież sam Remus powiedział, że nie obowiązuje. - oburzył się Syriusz pomagając szatynowi zgarnąć wszystkie dokumenty na jedną kupę. - Kto jak kto, ale w tym względzie to chyba on ma najważniejsze słowo?
- Zapomnij. - odezwał się Potter już ruszając w stronę wyjścia. - Gdyby tylko wiedział czego dotyczy, sam by się nie zgodził.
- Ale wy wiecie, że on tu dalej jest, prawda? - zapytała Lily idąc razem z Jamesem, odwracając się na chwilę do Syriusza i Remusa.
- Nie przejmuj się tym Lily. - zadrwił Remus, zdecydowanie zdezorientowany całą sytuacją, spojrzał na Syriusza, który dalej głupkowato się uśmiechał. - Prędzej czy później z kogoś zdołam wyciągnąć informacje. Miłych przymiarek, nie pozwól Jamesowi włożyć różowego garnituru.
- Wręcz przeciwnie. - zaśmiał się Syriusz wyobrażając swojego przyjaciela w takiej stylizacji, krzyknął jeszcze do wychodzących już przyjaciół. - Niech założy! Tylko nie zapomnij robić zdjęć!
- Ty już lepiej siedź cicho. - Remus wywrócił oczami i zgarnął dokumenty, gdy byli już sami w sali. - Poza tym co to było podczas konferencji?
- Właśnie miałem zapytać o to samo. - Syriusz usiadł na stole i założył nogę na nogę, uśmiechając się do szatyna znacząco. - Nie żebym jakoś szczególnie narzekał.
- Mówiłem już, nie reagowałeś, a ja nie wpadłem na lepszy pomysł. - Remus wzruszył ramionami i poprawił marynarkę, po czym chwycił torbę z dokumentami. - Idziemy? Mam nadzieję, że odwieziesz mnie do biura.
- Nie dosyć już pracy na dzisiaj? - zapytał brunet, rezygnując z rozmowy o sytuacji podczas konferencji, wstał ze swojego miejsca i ruszył za szatynem do wyjścia. - W taki sposób można szybko się przepracować, a mówi to typowy pracoholik.
- Chodź pracoholiku i nie marudź. - zironizował zielonooki i machnął ręką szarookiemu. - Muszę wypełnić jeszcze kilka papierów i sporządzić sprawozdanie z konferencji, a także przejrzeć jakie mam w najbliższym czasie spotkania biznesowe.
- Jesteś większym pracoholikiem ode mnie. - zaśmiał się Syriusz i zrównując krok z chłopakiem, razem wyszli przed budynek hotelu. - Dalej uważam, że do mojej firmy nadawał byś się bardziej niż do Rogacza.
- Ciekawe co by powiedział James, gdyby to usłyszał. - zaśmiał się szatyn idąc w stronę motoru bruneta. - Właśnie próbuje przekonać mnie jego najlepszy przyjaciel bym u niego pracował.
- Staram się przekonać ciebie, że wcale nie jestem taki zły, nawet jeśli chodzi tylko o bycie szefem. - stwierdził Syriusz pół żartem pół serio, wsiadając na motor i wyciągając kask w stronę szatyna. - Mam nadzieję, że choć trochę mi to wychodzi.
- Dziękuję. - odezwał się zielonooki przyjmując kask i wsiadając za brunetem, gdy Syriusz odpalił silnik, szatyn automatycznie wręcz objął go w pasie, jedna myśl jednak nie dawała mu spokoju. - Nie jesteś zły, nawet nie wiem skąd wpadłeś na taki pomysł. Nieokrzesany, nieodpowiedzialny, niepoważny i aż nazbyt ironiczny owszem, ale nie zły. To ostatnie czym mógłbym cię określić.
- Na swój pokrętny sposób umiesz powiedzieć tak komplement, że osoba słysząca go musi naprawdę długo się nagłówkować, by go zrozumieć, wiesz? - zaśmiał się Syriusz jadąc ulicami Londynu, ze świadomością iż właśnie wraz z Remusem, prowadził zwykłą i dość przyjemną rozmowę. - Nie mam pojęcia co siedzi w twojej głowie, wiem tylko, że jesteś zagadką, a ja lubię łamigłówki.
- Coś sugerujesz? - zapytał Lupin zaskoczony stwierdzeniem Blacka. - Uwierz nie jestem z tych co lubią mówić o sobie i zwierzać się dopiero poznanym, wręcz obcym osobom.
- W takim razie może pora to zmienić? - zapytał Syriusz podjeżdżając pod firmę "Quidditch".
- Chcesz poznać się bliżej? - Remus nie był pewny czy dobrze zrozumiał bruneta.
- Jesteś zagadką, a one są po to by je rozwiązywać. Czemu więc nie zacząć od teraz? - zapytał brunet gasząc silnik i obserwując jak szatyn zdejmuje kask z głowy.
- O ile mnie pamięć nie myli, nie tylko ja tu jestem zagadką. - napomknął Remus oddając kask Syriuszowi.
- To znaczy?
- To znaczy, że zarazem ty, jak i James, a nawet Lily ukrywacie przede mną poważny fakt zawarcia jakiejś chorej umowy, dotyczącej mojej osoby.
- Oh. O to chodzi. - Syriusz uśmiechnął się nerwowo, poprawiając włosy, po czym spojrzał na szatyna z błyskiem w oku. - To może zrobimy tak, ja ci opowiem o umowie, a ty powiesz mi coś o sobie?
- Czemu miałbym wierzyć, że nie oszukujesz? - zapytał Remus, o dziwo pozytywnie rozpatrując w głowie pomysł szarookiego. - Z reguły nie ufam nowo poznanym osobom.
- Zwyczajnie możesz później zapytać Rogacza i Evans. Nie zamierzam cię okłamywać. - Syriusz spojrzał rozbawiony na szatyna, po czym odpalił silnik. - Przemyśl to i daj mi znać jak już się zdecydujesz. Do zobaczenia Remusie.
***REMUS***
Nim Remus zdołałby jakkolwiek odpowiedzieć, Syriusz już wyjeżdżał z parkingu firmy zostawiając szatyna samego z mętlikiem w głowie. Z jednej strony, oczywiście chciał dowiedzieć się o jakiej umowie jest mowa, z drugiej jednak wolał nie ujawniać niczego ze swojego życia, nawet jeśli czuł nieodpartą pokusę wygadania się przed brunetem, który choć ironiczny, czasem cyniczny i odrobinę szalony, wydawał się sztaynowi naprawdę ciekawym i wartym poznania człowiekiem. Z tymi myślami udał się prosto do głównego wejścia firmy, zerknął jeszcze przez ramię, tak jakby upewniając się, że Syriusz na pewno już odjechał, po czym zamaszystym marszem ruszył w stronę biurka Albusa Dumbledore'a. Ten jak go zobaczył, uśmiechnął się życzliwie i skłonił głową, na znak szacunku.
- Witamy ponownie, panie Remusie. - starszy mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej. - W czymś mogę pomóc?
- Właściwie to tak. - odezwał się Remus patrząc przed siebie bez celu. - Ma pan może gdzieś zapisany numer dyrektora "Canis Major" - Syriusza Blacka?
- Oczywiście, proszę chwileczkę poczekać, już szukam. - odezwał się mężczyzna i dosłownie po kilku sekundach już w stronę sztayna wyciągał karteczkę ze starannie napisanymi liczbami. - Pan James podał ten numer, gdyby ktoś z zarządu chciał skontaktować się z panem Syriuszem osobiście. To jest numer bezpośrednio do niego, mogę oczywiście podać także do jego sekretariatu.
- Nie trzeba. - Remus uśmiechnął się szeroko po czym trzymając karteczkę w dłoni ruszył do windy. - O ten właśnie numer mi chodziło.
Szatyn szybkim krokiem ruszył do windy, gdzie jeszcze kilka razy przyjrzał się liczbom na kartce, tak jakby zupełnie przypadkiem planował je zapamiętać. Widząc, że zostało mu jeszcze kilka pięter, wyciągnął z kieszeni marynarki telefon, odblokował go, po czym wpisał numer bruneta i kliknął ikonę wiadomości. Początkowo zastanawiał się czy nie zadzwonić, jednak nie był pewny, czy brunet przypadkiem dalej nie prowadzi, więc wolał nie ryzykować rozpraszaniem go podczas jazdy, SMS wydawał się bezpieczniejszy.
- "Nie jestem pewny czy na pewno to przemyślałem, ale zdecydowałem i zgadzam się na propozycję rozmowy. R.J.L." - powoli wystukał na klawiaturze wiadomość, akurat wraz z dojechaniem windy na 10 piętro. - Żyje się raz, najwyżej będę żałować.
Skomentował, po czym kliknął małą niebieską ikonkę "wyślij". Wygasił wyświetlacz, po czym schował telefon do kieszeni i ruszył do swojego gabinetu, w planach mając najpierw posprzątać zrobiony rano bałagan, a później wziąć się za raporty i sprawozdanie. Wszedł do biura od razu z niechęcią zerkając na przewrócone sterty dokumentów, po czym rzucił torbę w kąt i rozsiadł się wygodnie na skórzanym fotelu tuż obok swojego biurka. Gdy miał już zamiar sięgnąć po pierwszą teczkę z podłogi, jego telefon wydał dźwięk oznaczający wiadomość przechodzącą, to zdecydowanie odciągnęło szatyna od dotychczasowego zajęcia i nim się sam ogarnął, już wyświetlał wiadomość zwrotną od Syriusza.
- "Kawiarnia "Dziurawy Kocioł", piątek w przerwie na lunch, pasuje? S.O.B." - szatyn przeczytał wiadomość kilka razy dziwiąc się bezpośredniości bruneta. - Czy on właśnie mnie zaprasza na kawę?
Pisząc wcześniej wiadomość nie chodziło szatynowi o stawianie go w nerwowej sytuacji, jaką było potencjalne spotkanie z Syriuszem. Miał nadzieję, że między jednym spotkaniem biznesowym, a drugim pogadają o tym co tak nurtowało zielonookiego, a tu nagle Syriusz wyjeżdża z pomysłem spotkania w kawiarni i to aż za dobrze znanej i lubianej przez szatyna. Remus jeszcze raz zerknął na wyświetlacz telefonu po czym westchnął cierpiętniczo.
- "Myślałem, że do takiej rozmowy, nie potrzeba specjalnej atmosfery. Szczególnie jeśli chodzi o spotkania towarzyskie w kawiarni. R.J.L." - Remus powoli wystukał odpowiedź po czym wysłał, będąc aż nazbyt ciekawym odpowiedzi bruneta. - Może zbyt infantylna ta wiadomość?
Lupin zapytał sam siebie spoglądając na wyświetlacz, najwidoczniej rezygnując z działań ku porządkowi w biurze, a w pełni skupiając się na dialogu elektronicznym z szarookim. Tym razem także nie miał czasu na kontemplację nad pomysłami Syriusza, gdyż telefon znowu, w bardzo krótkim czasie wydał z siebie sygnał.
- "Lepiej rozmawia się przy kawie, niż przy ludziach. Nie sądzisz? I skoro mamy już swoje numery to proponuję już nie używać inicjałów na końcu wiadomości. Możesz zapisać mnie w kontaktach jako TEN NIEZIEMSKO PRZYSTOJNY"
Remus zaśmiał się cicho, czytając drugą część wypowiedzi Syriusza. Dodatkowo mile zaskoczył go fakt, iż sms-owanie z Blackiem jest naprawdę przyjemne i tak jakoś nie zamierzał z tego rezygnować. Z uśmiechem przyjął tylko fakt, że sam Syriusz najwidoczniej też tak uważał, nawet tak głupim sposobem próbując pociągnąć rozmowę dalej, ale szatyn nie zamierzał ułatwiać mu życia.
- "Wolę herbatę od kawy. R.J.L."
Napisał i wysłał, w końcu postanawiając zerknąć na rozwalone wszędzie dokumenty. Zgarnął pierwsze trzy teczki, gdy telefon dał sygnał o nowej wiadomości, ale tym razem postanowił ją zignorować. Miał przecież pracę do wykonania i nie mógł się rozpraszać rozmowami z brunetem. Te myśli przetrwały jednak dosłownie kilkadziesiąt sekund, podczas gdy teczki wylądowały na biurku, telefon szatyna już znajdował się w jego ręce.
- "A ja wolę ciebie. Jesteś w menu? Poza tym "Dziurawy Kocioł" serwuje naprawdę dobrą herbatę."
Remus uśmiechnął się na drugą część wiadomości, doskonale o tym wiedząc, w końcu był naprawdę częstym bywalcem tej kawiarni. Na pierwszą wolał nie zwracać uwagi, po pierwsze, była zdecydowanie nie na miejscu, po drugie, wolał nie myśleć i tym, że przypadła mu do gustu.
- "O której chodzisz na lunch?" - napisał szybko i wysłał, ale po chwili przyszła mu jedna nie dająca spokoju myśl, więc ją też postanowił uwidocznić w wiadomości. - "A ja jak jestem zapisany u ciebie w kontaktach?"
Remus zostawił telefon na biurku, po czym wstał i ruszył do wyjścia, planował przejść do socjalnego zrobić sobie herbatę, mając nadzieję, że ta zmotywuje go do pracy. Na korytarzu minął kilku pracowników, z którymi kulturalnie wymienił uprzejmości, po czym szybko wszedł do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na nic innego, od razu podszedł do blatu i wstawiając wodę na herbatę, z szafki wyciągnął swój kubek z wizerunkiem wilka wyjącego do księżyca. Szczerze nie znosił tego kubka, który był żartem Lily, gdy zaczynał tu pracę. Tłumaczyła to wtedy tym, że liczy na szybkie stłuczenie się tego kubka jako znak zamknięcia przeszłości i zaczęcia wszystkiego od nowa. Najzabawniejsze było to, że mimo kilku upadków, od tylu lat, trzymał się i wyglądał jak nowy, nie mając na sobie nawet jednej rysy.
- O czym tak myślisz, Remusie? - nagle szatyn usłyszał głos jego znajomej, o mało nie wypuszczając kubka na podłogę. - Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
- Nic się nie stało Molly. - Remus uśmiechnął się do swojej rudowłosej przyjaciółki. - Nie zauważyłem, że ktoś oprócz mnie jest w socjalnym. Co robisz o tej porze jeszcze w pracy, dodatkowo kiedy nie ma Lily?
- Musiałam uporządkować dokumenty. - Molly Weasley wzruszyła ramionami. - Lily, papierkowa robota i stres związany ze ślubem to zdecydowanie nie jest najlepsze połączenie.
- I komu to mówisz. - zaśmiał się szatyn, widząc zdezorientowany wyraz twarzy przyjaciółki, postanowił wyjaśnić. - Ostatnio szukaliśmy jej telefonu przez ponad godzinę, wiesz gdzie go znaleźliśmy? W lodówce.
- Nawet nie wyobrażam sobie co będzie, jak razem z Jamesem zdecydują się na dziecko. - zaśmiała się kobieta. - Tak poza tym to słyszałam, że mój mąż pomagał ci w przeprowadzce, jak tam nowe mieszkanie?
- Całkiem nieźle, podziękuj jeszcze raz Arturowi, gdyby nie on to nie wiem jakbym sobie poradził. - Remus zalał kubek z torebką herbaty po czym spojrzał na rudowłosą. - Słyszałem, że dzieciaki dają wam w kość, szczególnie bliźniaki.
- To prawda. - na twarzy Molly pojawił się cień zmęczenia. - Fred i George potrafią naprawdę zmęczyć. Jak jeden się budzi, to zaraz i drugi, jak jeden jest głodny, to drugi też.
- A mówią, że malutkie dzieci są takie urocze. - Remus uśmiechnął się delikatnie. - Za każdym razem podziwiam cię, że dajesz sobie radę z tyloma dziećmi i dodatkowo mężem.
- Ktoś musi być odpowiedzialny i cierpliwy. - zaśmiała się Molly. - Może wpadłbyś do nas na herbatę i poznał nowych członków rodziny? Wiem, że Artur zapraszał cię na imprezę z okazji naszej rocznicy, w następnym tygodniu, ale może wcześniej byś znalazł też czas?
- Jak uporam się z papierkową robotą, przeprowadzką i kupieniem garnituru na ślub Lily i Jamesa to pewnie. - zaśmiał się Remus i wziął kubek z parującym napojem. - A teraz przepraszam, muszę wracać do pracy, dokumenty same się nie poukładają. Dodatkowo muszę jeszcze zrobić sprawozdanie z konferencji.
- Nie ma sprawy i miłej pracy.
Remus kiwnął przyjaciółce głową na pożegnanie, po czym wolnym krokiem, by nie wylać napoju, ruszył z powrotem do swojego biura. Przez cały czas, który spędził poza gabinetem, w głowie układał możliwe wiadomości, jakie to mógł wysłać mu już Syriusz. Poza tym zastanawiał się, czy może brunet, zaczął już się martwić, że przez kilkanaście minut nie odpisuje. Wszedł do pomieszczenia, nie odkładając na biurko kubka i trzymając go w jednej ręce, sięgnął drugą po telefon, spodziewając się tony wiadomości, były tam jednak tylko dwie.
- "Jeśli to twoje "zgadzam się" tylko na około, to 12, najbliższy piątek w "Dziurawym Kotle", nie przyjmuję już odmowy." - przeczytał, uśmiechając się przy tym delikatnie, po czym spojrzał na drugą wiadomość. - "SŁODKA I UROCZA ZAGADKA".
I właśnie wtedy stało się coś, czego nikt nie spodziewał się w najbliższym czasie. Kubek, który przetrwał tyle lat w posiadaniu Remusa, upadł głucho o posadzkę rozbijając się na dziesiątki kawałków, rozlewając herbatę na pobliskie dokumenty i buty szatyna, który dalej dzierżąc telefon patrzył na wyświetlacz, po raz setny czytając tą samą, jedną wiadomość. "SŁODKA I UROCZA ZAGADKA".
***SYRIUSZ***
Syriusz na początku planował jechać do domu, albo ewentualnie do jakiegoś klubu choć trochę wyluzować, ale po rozmowie z szatynem postanowił jednak samemu zajrzeć do swojej firmy, w której notabene nie przebywał trochę czasu zajęty fuzją z Jamesem, dodatkowo sama siedziba jej, znajdowała się zdecydowanie bliżej niż dom bruneta. Dlatego też już po chwili szybszej jazdy, podjechał pod budynek "Canis Major" uśmiechając się na jej widok. Co jak co, ale ze swojego biznesu był naprawdę dumny i na lewo i prawo szczycił się swoim sukcesem, a swoją firmę traktował jak dziecko. Zaparkował jak najbliżej, by jak najmniej musieć chodzić, po czym zgasił silnik i ruszył w stronę głównego wejścia, po drodze poprawiając włosy. W środku od razu został zauważony przez swoją sekretarkę, która poważnym, a zarazem lekceważącym wzrokiem spojrzała na bruneta. Bądź co bądź, tej kobiety większość osób, które jej nie znały, były w stanie się bać. To jak patrzyła na innych, nie jednemu mroziło krew w żyłach.
- Dzień dobry profesor McGonagall. - zaśmiał się Syriusz ignorując spojrzenie sekretarki, która faktycznie w młodości, wykładała na uczelni, na emeryturze postanawiając zająć to stanowisko, Syriusz uwielbiał sobie z tego żartować. - Coś się działo jak mnie nie było?
- Bardzo słaby żart, nawet jak na pana, panie Black. - powiedziała kobieta z nad swoich okularków. - Oprócz tego, że ominął pan dwa ważne spotkania, zaniedbał dokumentację i zapomniał podlać kwiaty w własnym gabinecie, to nic nowego.
- Dokumentację postaram się dzisiaj ogarnąć, a kwiatki już dawno miały zniknąć z mojego gabinetu, jak ich nie podlewam, to je przelewam. I tak źle i tak niedobrze. - zironizował szarooki. - Poza tym jakie spotkania? Byłem pewny, że nikogo nie umawiałem na te kilka dni.
- Przedstawiciele Miedzynarodowej Komisji Kontroli I Współpracy Biznesowej przybyli wczoraj po południu z zaproszeniem na galę dla najlepszych przedsiębiorców z wielu krajów świata.
- Zostawili zaproszenie?
- Owszem. Leży na twoim biurku. - kobieta wywróciła oczami.
- A to drugie spotkanie?
- Jeden z naszych kontrahentów ogłosił bankructwo i przysłali przedstawiciela, by rozwiązać umowę.
- Kto taki?
- Firma Hertz.
- Ta od wypożyczania samochodów?
- Owszem. - potwierdziła kobieta i podała brunetki plik papierów. - To ostatnie wyniki z giełd, a także szacowane szkody, w tym suma odszkodowania za nieplanowane zerwanie umowy z "Canis Major".
- Dziękuję. - odezwał się brunet już przeglądając papiery. - Jeśli to wszystko, to uciekam do biura, a i jeszcze jedno. Dzisiaj mnie dla nikogo nie ma, więc nie umawiaj żadnych spotkań.
- Dobrze. Miłej pracy panie Black.
Syriusz machnął tylko kartkami, po czym ruszył do windy, co prawda jego firma liczyła skromne 5 pięter, tak szerokość i rozbudowanie wewnętrzne budynku nie miało sobie równych. Szczerze, że gdyby Black podczas budowy nie widział planów, to teraz spokojnie sam gubiłby się we własnej firmie. Nim zdążył nawet wejść do elewatora, gdy to w jego kieszeni wyczuł wibracje swojego telefonu, wyjął urządzenie i przyjrzał się wyświetlaczowi, zaraz po tym na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- "Nie jestem pewny czy na pewno to przemyślałem, ale zdecydowałem i zgadzam się na propozycję rozmowy. R.J.L."
Brunet przeczytał wiadomość dwa razy, po czym wszedł do windy i kliknął guzik prowadzący na 5 piętro, a później w pełni skupił się na komórce, zaraz wchodząc w edycję kontaktu i zastanawiając się jaką nazwę powinnien ustawić Remusowi. "Obiekt westchnień" brzmiał dwuznacznie i gdyby Remus postanowił do niego zadzownić podczas spotkania, mogłoby być niezręcznie. Dlatego też główkował przez dłuższą chwilę, w tym samym czasie gdy winda dojechała na jego piętro i gdy jednostajnym marszem szedł w stronę swojego biura. Gdy w końcu dotarł do gabinetu, a także rozsiadł się przy swoim biurku na skórzanym fotelu przymknął oczy, wyobrażając sobie przed sobą oblicze szatyna, a nazwa zupełnie sama pojawiła się w myślach bruneta. Niewiele już myśląc, uśmiechając się jak wariat wpisał w rubrykę "imię" jedyne co tak bardzo dobrze pasowało do Lupina, który od tej pory w liście kontaktów bruneta znajdował się pod wyjątkową nazwą "SŁODKA I UROCZA ZAGADKA". Uśmiechnął się na ten widok, w ostateczności powstrzymując od szczeniackich serduszek obok nazwy, później kliknął w ikonkę wiadomości, nie chcąc pozostawiać Remusa bez odpowiedzi.
- ""Kawiarnia "Dziurawy Kocioł", piątek w przerwie na lunch, pasuje? S.O.B."
Uśmiechnął się na samą myśl planowanego spotkania z szatynem, po czym niechętnie sięgnął po stertę dokumentów znajdujących się na biurku. Im szybciej się z tym upora, tym szybciej wróci do domu i w końcu będzie mógł odpocząć, a także przemyśleć swoje nastawienie do zielonookiego. Pierwsze papiery dotyczyły starszych kontraktów z firmami przewozowymi, które to pomagały w dostarczaniu części motocyklowych do fabryk współpracujących z firmą szarookiego. Nim jednak zdołał dokładnie przejrzeć ostatnie zamówienia i warunki umów dostaw, telefon znowu zawibrował. Syriusz wręcz odrzucił teczkę z papierami na hebanowy blat biurka, ignorując ją w pełni, od razu chwytając za urządzenie.
- "Myślałem, że do takiej rozmowy, nie potrzeba specjalnej atmosfery. Szczególnie jeśli chodzi o spotkania towarzyskie w kawiarni. R.J.L."
Black zaraz po przeczytaniu tej wiadomości zaśmiał się w głos, nie sądząc, że szatyn jest w stanie wysłać taką wiadomość. Dodatkowo nie sądził, że chłopak nie zamierzał się z nim spotkać osobiście, tylko pewnie gdzieś w firmie pogadać na przerwie o tym o czym rozmawiali wcześniej. Syriusz jeszcze raz spojrzał na wiadomość, znowu parskając cicho pod nosem, po czym zaczął odpisywać.
- Trochę infantylna ta wiadomość, Lupin. - zaśmiał się brunet dalej stukając o ekran telefonu, w celu odpisania szatynowi, gdy zamierzał wysłać już skróconą wiadomość, przyszło mu coś na myśl, więc i to postanowił dopisać, będąc ciekawym co na to postanowi odpowiedzieć szatyn. - "Lepiej rozmawia się przy kawie, niż przy ludziach. Nie sądzisz? I skoro mamy już swoje numery to proponuję już nie używać inicjałów na końcu wiadomości. Możesz zapisać mnie w kontaktach jako TEN NIEZIEMSKO PRZYSTOJNY"
Uśmiechnął się do ekranu, w głowie pochwalając swoją pomysłowość, odwagę i pewność siebie. W końcu tylko on był w stanie napisać coś takiego, nie rumieniąc się przy tym jak burak. Ostatni raz zerknął na wyświetlacz, czekając na wiadomość zwrotną, gdy ta jednak przez dłuższą chwilę nie pojawiła się, odłożył telefon na biurko i zaczął zbierać rozrzucone wcześniej dokumenty. Szybko poskładał je z powrotem do teczki, kończąc akurat, gdy telefon zawibrował. Już automatycznie uśmiechnął się na myśl o nowej wiadomości od Remusa, z radością przyjmując, że dalej prowadzą ten sms-owy dialog, po czym odczytał wiadomość.
- "Wolę herbatę od kawy. R.J.L."
Uśmiechnął się na myśl, że uparty szatyn najprawdopodobniej zignorował drugą część wiadomości, postanawiając trochę podroczyć się z brunetem. Szarooki przeczesał włosy dłonią, naprawdę nie mogąc w głowie wyjść z podziwu tego chłopaka, który z każdą chwilą robił się bardziej intrygujący. Syriusz jednak nie byłby sobą gdyby sam także nie zaczął droczyć się z zielonookim, zauważając, że wychodzi im to już chyba naturalnie, nawet jak znają się od wczoraj.
- "A ja wolę ciebie. Jesteś w menu? Poza tym "Dziurawy Kocioł" serwuje naprawdę dobrą herbatę."
Napisał uśmiechając się przy tym głupkowato, po czym trzymając telefon w dłoni, wrócił do przeglądania papierów. Gdy skończył z firmami transportowymi, przyszedł czas na wydatki i zyski jego firmy, a to była jedna z wielu bardzo nielubianych przez bruneta czynności. Nigdy nie czuł się najlepiej w księgowości, ale mając tak wymagających rodziców, od najmłodszych lat szkolił się na dobrego przedsiębiorcę, dlatego chcąc nie chcąc nauczył się przynajmniej podstaw rachunkowości, a to jak widać przydało mu się w życiu. Nim zdążył w pełni zanurzyć się we wspomnieniach związanych z rodzicami, telefon znowu dał o sobie znać.
"O której chodzisz na lunch?" - przeczytał wiadomość wewnątrz już skacząc z radości, rozumiejąc, że na okrętkę Remus właśnie zgodził się na ich wyjście do kawiarni i pyta o godzinę spotkania, nim jednak zdążył odpisać, dostał powiadomienie o kolejnej wiadomości od szatyna, zdziwiony przewinął w dół ekranu. - "A ja jak jestem zapisany u ciebie w kontaktach?"
Syriusz widząc tą wiadomość otworzył szeroko oczy nie spodziewając się takiego pytania od szatyna, a jednak ten mu je zadał i najpewniej domagał się szybkiej odpowiedzi. Spojrzał jeszcze raz na wyświetlacz, na którym to widniał ich krótki dialog, a tuż nad nim nazwa kontaktu, jakim to Syriusz zapisał sobie numer Remusa. Nerwowo przełknął ślinę, wątpiąc by zielonookiemu spodobał się sposób w jaki to został nazwany przez bruneta, dlatego szarooki walczył teraz wewnętrznie ze sobą nie będąc do końca pewnym czy powinien napisać szatynowi prawdę i przyznać się do dość nietypowej nazwy, czy lepiej oszukać chłopaka i napisać, że jest typowym randomowym kontaktem z imieniem i nazwiskiem. Dywagacje w głowie trwały jednak chwilę, gdyż Syriusz słyną ze swojej porywczości i pewności, dlatego niewiele już się zastanawiając zaczął wystukiwać odpowiedź szatynowi, licząc, że ten go za to nie zabije.
- "Jeśli to twoje "zgadzam się" tylko na około, to 12, najbliższy piątek w "Dziurawym Kotle", nie przyjmuję już odmowy." - napisał pierwszą wiadomość, w ostateczności patrząc na klawiaturę i po chwili wpisując drugą, zdecydowanie nerwowo. - "SŁODKA I UROCZA ZAGADKA".
***REMUS***
Stał tak jeszcze kilka dobrych minut na okrągło czytając tą samą wiadomość, tak jakby zaraz miała zmienić swój sens. Herbata powoli rozlewała się małym strumykiem po gabinecie, mocząc przy tym kolejne dokumenty. Szatyn zareagował dopiero gdy kątem oka zauważył jak herbatą dopływa powoli do jego teczki z dokumentami firm Jamesa i Syriusza, przerażony odłożył telefon z hukiem na blat biurka i sięgnął po ręcznik papierowy stojący pod biurkiem, właśnie w razie takich wypadków. Potem na szybko zatrzymał strumyk dalej ciepłego napoju i wytarł większość posadzki, następnie zajął się wyciąganiem mokrych już papierów na biurko, planując później je jakoś osuszyć i sprawdzić ich uszkodzenia. W następnej kolejności postanowił zająć się rozbitym naczyniem, w głowie karcąc się za to, że cała ta sytuacja go... bawi, a zdecydowanie nie powinna. Zerknął na odłamki porcelany, delikatnie uśmiechając się pod nosem, na myśl, się to pośrednio Syriusz Black był odpowiedzialny za, według Lily, symboliczne pożegnanie się z przeszłością i zaczęcie nowego etapu. Odłamki wylądowały w koszu, podobnie jak papier, którym to Remus wycierał cały ten bałagan. Na koniec postanowił zerknąć na szkody jakie wyrządziła herbata wylana na dokumenty, stanem butów pomartwi się już w domu.
- Kiepsko to wygląda. - skomentował szatyn patrząc na zmyty tusz i rozmazane pieczątki na dwóch ważnych umowach zawartych z firmą wypożyczalni samochodów, szybko sięgnął po telefon i wybrał numer Albusa Dumbledore'a. - Panie Dumbledore, to ja Remus, w gabinecie miałem mały wypadek z herbatą i ucierpiała na tym ważna umowa. Czy może mnie pan połączyć z firmą Hertz?
- Przepraszam, ale to jest niemożliwe, pan Potter nie mówił? - zapytał mężczyzna, a szatyn nie wiedział o co chodzi. - Ta firma kilka dni temu oficjalnie ogłosiła bankructwo i dwa dni temu nasza firma za pośrednictwem pana Pottera rozwiązała współpracę.
- Czyli umowy u mnie w biurze są nieważne? - Remus zapytał bardziej siebie niż sekretarza. - Dziękuję w takim razie za informację i życzę miłej pracy, dyrektorze Dumbledore.
- Nie jestem żadnym dyrektorem. - oburzył się mężczyzna, a Remus zaśmiał się cicho. - W razie potrzeby jestem stale pod telefonem.
Lupin poczekał aż mężczyzna rozłączy się, po czym chwycił mokre papiery, zgniótł je i wrzucił do kosza, wiedząc, że te na nic się już nikomu nie przydadzą. Dziwił go tylko fakt, że James nie poinformował go o tak ważnej kwestii, jaką było bankructwo ich kontrahenta. Postanowił jednak przynajmniej na razie się tym nie przejmować i porządnie wziąć za pracę, dziś zwyczajnie nie mając chęci i siły na zostanie z papierkową robotą po godzinach. W głowie dalej majaczyła mu wiadomość Blacka, ale ją także zepchnął w kąt świadomości starając się ignorować fakt, jak bardzo nim wstrząsnęła.
- Od czego by tu zacząć?
Zapytał sam siebie spoglądając na trzy przewrócone sporych ilości kupy papierów. Westchnął cierpiętniczo spoglądając na bałagan i podszedł do najbliższej sterty, zaraz zaczynając zbierać wszystkie kartki po kolei, przy okazji przeglądając je i segregując na miejsca. Sprzątając bałagan jaki sam dzisiaj zrobił szukając teczki na konferencję, nawet nie zauważył jak zleciało mu kilka godzin, przekonał się dopiero o tym jak zaczęły boleć go plecy od ciągłego schylania się i prostowania. Wtedy to postanowił sobie zrobić przerwę i zerknął na zegar, który wskazywał kwadrans do 9 w nocy. Zaskoczony szatyn, przetarł oczy i jeszcze raz dokładnie przyjrzał się wskazówkom godzinowym i minutowym, które nie zmieniły swojej pozycji, słychać było tylko tykanie wskazówki sekundowej, odmierzając dalej upływający czas. Remus pomasował sobie dłońmi skronie, czując lekkie ból głowy, po czym spojrzał na pozostałą pracę, okazało się, że z trzech kupek nie została żadna, a rozpędzony i rozkojarzony szatyn zwyczajnie najwidoczniej od dłuższego czasu przeglądał inne sterty dokumentów. Chłopak przybił sobie mentalnie piątkę z czołem, po czym podszedł do biurka i sięgnął po telefon, a także wygrzebał z dna torby klucze do starego i nowego mieszkania. Planował jeszcze dzisiaj pojechać do dawnego mieszkania, by wziąć trochę rzeczy, ale teraz idąc ciemnymi i pustymi już korytarzami firmy, zrezygnował z tego pomysłu. Dopiero będąc pezy wyjściu z budynku został zauważony przez dwóch ochroniarzy, którzy pilnowali porządku podczas nocy.
- Jak zwykle w pracy? - zapytał Sturgis Podmore, starszy znajomy ze szkoły, który zawsze po skończonym roku oddawał notatki Remusowi, wiedząc, że ten na indywidualnych może mieć problem z ich uzyskaniem. - Wiesz, że człowiek do funkcjonowania potrzebuje snu?
- Dlatego też wracam już do domu. - zaśmiał się Remus i przywitał z chłopakiem po czym podał rękę drugiemu, chcąc się przedstawić. - Remus Lupin, wspólnik Jamesa. Jesteś nowym ochroniarzem?
- Kingsley Shacklebolt. - chłopak o ciemnej karnacji ukłonił się i odwzajemnił uścisk dłoni. - Zgadza się, dzisiaj jest mój pierwszy raz, Sturgis pokazuje mi co i jak.
- Znacie się? - zapytał Remus, Podmore'a. - Zawsze to łatwiej odnaleźć się w nowym miejscu.
- Przyjaźnimy się od kilku lat, raz nawet na imprezie postanowiliśmy wspólnie zbadać mechanizm kuchenki mikrofalowej. - zaśmiał się Sturgis. - Pamiętasz Kingsley?
- Pamiętam jak jej właściciel chciał nas wyrzucić z imprezy za to, że mu ją zniszczyliśmy. - zaśmiał się nowy ochroniarz.
- Muszę zapamiętać żeby schować piekarnik jak będę organizować imprezę w mieszkaniu. - zażartował Remus, a dwójka ochroniarzy zaśmiała się. - No nic panowie, życzę miłej pracy i spokojnej nocy. Przy moim gabinecie w socjalnym, mamy herbatę, kawę i gdzieś powinna być czekolada, także bez problemu się częstujcie. Ja uciekam, do następnego.
Szatyn podszedł do drzwi, akurat w momencie, gdy Sturgis mu je otworzył, uśmiechnął się więc do chłopaka, po czym pożegnał jeszcze raz i ruszył w stronę przystanku autobusowego, mając nadzieję, że o tej porze coś jeszcze jeździ i że tym razem przez pomyłkę nie pojedzie gdzieś na drugi koniec Londynu. Gdy znajdował się już na przystanku, z ulgą zauważył, że na nim znajdują się też inni pasażerowie czyli ostatni transport do centrum jeszcze nie przyjechał. W oddali zauważył czerwony pojazd, więc szybko zerknął na rozpiskę, by sprawdzić gdzie on jedzie, a gdy okazało się, że zatrzymuje się niedaleko jego nowego domu uśmiechnął się szeroko, co dla innych pasażerów może wydawało się dziwne i niezrozumiałe. Razem z innymi czekającymi wsiadł do pojazdu, gdy ten zatrzymał się przy przystanku i otworzył drzwi, po czym usiadł na jednym z wolnych miejsc przy oknie i obserwując mijane ulice Londynu, ukryte pod baldachimem nocy, rozmyślał o jednej konkretnej osobie, która, choć poznał ją dopiero kilkadziesiąt godzin temu, już zdążyła znaleźć sobie naprawdę wygodne miejsce w głowie szatyna, co zarazem go cieszyło jak i niepokoiło. Bynajmniej nie chciał powtórki i drugiego Greybacka w swoim życiu. Może nie powinien zagłębiać się w nową znajomość z przystojnym brunetem i zostać tylko współpracownikami?
***SYRIUSZ***
Szczerze? Nie zdziwił go brak odpowiedzi zwrotnej, wręcz przeciwnie, nie był pewny, czy chciałby w ogóle takową zobaczyć. Oczywiste było to, że bał się potencjalnej reakcji szatyna, bądź co bądź naruszył jego komfort i w pewnym stopniu prywatność, śmiało dając znać o tym, że nie wstydzi się pokazywać, iż traktuje go jako kogoś uroczego i wartego uwagi. Westchnął cierpiętniczo na swoje myśli, rozumiejąc, że najpewniej szatyn, który już raz przeszedł przez nieudany związek, nawet nie spojrzałby na bruneta, jak na potencjalnego rozmówcę na tle całkowicie prywatnym. Te myśli sprawiły, że choć jeszcze chwilę temu humor miał wręcz wspaniały, tak teraz najchętniej usiadłby w swoim salonie przed kominkiem, nie przejmując się, że jest koniec lata, po czym otworzyłby jeden z droższych trunków, że swojej kolekcji i duszkiem wychyliłby całą szklankę.
- Zachowuje się jak nastolatka, której właśnie w jakimś sensie dano kosza. - zaśmiał się sam z siebie, po czym usiadł przy biurku, odłożył telefon i włączył laptopa. - Muszę się czymś zająć, bo zwariuję przez ciebie, Lupin.
Włączył aplikację do faktur i zaczął nanosić korekty, a także wprowadzać nowe wydatki, koszty i potencjalne dochody. Po jednak niespełna godzinie mial6 dość, dlatego mailem przesłał resztę dokumentów McGonagall, która to często zajmowała się jego księgowością, a on sam w tym czasie postanowił w końcu wziąć się za układanie dokumentów. Nim jednak to zaczął robić, na blacie biurka zauważył zaproszenie, o którym to wcześniej mówiła mu McGonagall, dlatego zostawiając papiery z boku, sięgnął po kopertę i jednym szybkim ruchem otworzył ją, nie przejmując się, że droga, barwna i pięknie zapieczętowana koperta, właśnie przestała takową być. Wyjął z niej zaproszenie napisane pięknym kaligraficznym pismem i zaczął czytać. Na wiadomość o tym, że został nominowany do nagród w dziedzinie biznesu, jego ego wybiło mu ładny rytm w głowie, dlatego też doczytał do końca, w końcu zauważając na samym dole datę i miejsce imprezy, wyjął z szuflady biurka kalendarz i zapisał sobie przypomnienie, po czym razem z zaproszeniem schował z powrotem do szuflady.
- Ciekawe czy James także dostanie. - zastawił się głośno zerkając przy okazji na wyświetlacz laptopa, by sprawdzić godzinę, a ta wskazywała prawie 18. - Może już skończyli przymiarki?
Sięgnął po telefon, po czym wybrał numer Jamesa i przyłożył urządzenie do ucha, słuchając sygnału połączenia. Miał nadzieję, że choć roztrzepany i nieprzystosowany do dorosłego życia James, zechce odebrać jego połączenie.
- Co tam Pchlarzu? - usłyszał z głośnika i uśmiechnął się delikatnie. - Już zdążyłeś się stęsknić?
- Za tobą zawsze, mój rogaty przyjacielu. - sarknął brunet i wstał od biurka, po czym podszedł do przeszklonej ściany w swoim biurze. - Skończyliście już z Evans?
- Jeśli pytasz o to czy załatwiliśmy sprawy z ubiorem, to tak. - zadrwił James. - Jeśli chodzi ci o coś innego, to nawet jeszcze nie zaczęliśmy, musimy być do tego sami.
- I niby to ja jestem zboczeńcem. - zironizował szarooki obserwując jak większość pracowników jego firmy opuszcza budynek, kończąc pracę po godzinach. - Czyli jesteście jeszcze gdzieś na mieście?
- Dziewczyny biegają jeszcze po sklepach, a ja siedzę w kawiarni i jem dyniowe ciastko.
- Pozwoliły ci? - zaśmiał się brunet.
- Nie wiem z jakimi to panienkami się zabawiasz, ale w przeciwieństwie do nich, moja przyszła żona nie musi mi pozwalać bym mógł zjeść ciastko i nie chodzić za nią jak pi.. poczekaj chwilę. - James na chwilę urwał, jednak Syriusz nie wiedział o co może chodzić, dopiero słysząc głos Lily i Jamesa, zrozumiał, że właśnie pojawiła się rudowłosa. - Tak, skarbie, już idę. Mogę tylko zjeść ciastko do końca? Nie? No dobrze, już idę. Oczywiście, skarbie. Przepraszam stary, już mogę gadać, tylko wiesz trochę szybko, bo bateria mi pada.
- A nie przypadkiem królowa rozkazuje robić z nią zakupy? - zaśmiał się Syriusz, po czym usłyszał prychnięcie oburzenia Jamesa. - Evans trzyma cię pod pantoflem, mój drogi.
- Żeby zaraz ciebie ktoś nie trzymał. - powiedział wściekły Potter. - Lepiej gadaj po co konkretnie dzwonisz o tej porze. Stało się coś?
- Przecież rzekomo się z tobą stęskniłem. - wyjaśnił Syriusz powtarzając wcześniejsze słowa okularnika. - A tak serio, to dostałem zaproszenie na galę najlepszych przedsiębiorców świata. Chciałem zapytać czy też dostałeś, czy sam będę musiał się męczyć z tymi półgłówkami.
- Dostałem, dostałem. Zapomniałem ci dzisiaj powiedzieć, wszystko przez tego kaca. - zaśmiał się okularnik. - Lunatyk też dostał jakby cię to interesowało.
- Serio? - Syriusz chyba zbyt entuzjastycznie to powiedział, bo w słuchawce usłyszał prychnięcie Jamesa.
- Wątpię jednak czy się zdecyduje, nigdy nie chciał chodzić na takie imprezy. - wyjaśnił spokojnie Potter. - Nawet wtedy gdy miał nominacje do nagród nie przychodził, tłumacząc się jakimś ważnym spotkaniem. Lunatyk to typ samotnika, nie lubi tej bogatej otoczki.
- Wielka szkoda. - powiedział brunet nim zdążył ugryźć się w język, musiał szybko uratować sytuację. - Słyszałem, że podobno świetnie wygląda w garniturze.
- Ta? I niby od kogo to słyszałeś? Poza tym czy przypadkiem pierwszego dnia waszej znajomości nie był w garniturze? - odezwał się James, po czym znowu słychać było w tle oburzony głos Lily, która upominała go by kończył już rozmowę.
- Dlatego mówię, że wygląda świetnie. - zaśmiał się Syriusz, ignorując znowu prychnięcie okularnika. - Lepiej rób jak Evans mówi, bo jeszcze z wieczornych zabaw przedmałżeńskich nic nie będzie.
- Wieczornych zabaw przedmałżeńskich? - zapytał James, po czym było głuche uderzenie i jęk bólu okularnika. - Za co Lily!? To tylko Pchlarz tak powiedział!
- Nie ma za co dziękować. - sarknął Syriusz i uśmiechnął się dumnie. - Sprawie, że Lupin zmieni zdanie i przyjdzie na galę.
- Umowa dalej obowiązuje. - odezwał się cicho okularnik
- Pierdolisz. - zapał okularnika ukrucił komentarz bruneta. - Chociaż nie, nie pierdolisz. Evans nie da ci po tym jak usłyszała o wieczornych zabawach przedmałżeńskich. Takie życie pod pantoflem. No leć do swojej pani, bo nie dostaniesz kolacji.
- Jutro za to oberwiesz, Pchlarzu.
Syriusz zaśmiał się i nim okularnik zdążyłby coś dodać, już rozłączył ich połączenie, podszedł do biurka i telefon odłożył na blat. Niechętnie spojrzał na jeszcze kilka teczek dokumentów do przejrzenia, po czym usiadł i wziął się do pracy. Chciał wyjść z pracy do domu, przed 8 w nocy, niestety mu się to nie udało i gdy skończył ostatnie papiery podpisywać i archiwizować, zerknął na zegarek, na którym to widniał kwadrans po 9 w nocy. Oczywiście ochroniarz patrzył się na niego ze współczuciem, że z pracy wychodzi dopiero o tej porze, ale Syriusz miał to do siebie że ignorował takie współczucie, lubił pracować i nie narzekał zostając sporo po godzinach w swojej firmie. Machnął tylko mężczyźnie ręką, nawet nie pamiętając jego imienia, po czym ruszył w stronę swojego motoru, który jak najszybciej kluczykiem odpalił i wjechał na główną ulicę, od razu kierując się w stronę swojego mieszkania, planując wziąć szybki prysznic i wcześniej położyć się spać. Będąc po kilkunastu minutach jazdy pod swoją posiadłością, postanowił nie chować pojazdu do garażu, po pierwsze pogoda nie zapowiadała się na deszcz, po drugie zwyczajnie mu się nie chciało. Wziął tylko kask, który już kilka razy musiał dokupować, po tym jak ktoś zwietrzył okazję i mu go ukradł. Teraz chodź na podjazd i dookoła posiadłości miał kamery, podłączone do jego laptopa, jak i firmy ochrony, nie zamierzał robić komuś problemów, głupią pokusą. Wszedł do mieszkania, po czym od razu skierował się do kuchni, planując nastawić wodę na naprawdę późną herbatę. Gdy woda się gotowała w elektronicznym czajniku, on poszedł pod szybki prysznic. W samym ręczniku i bosych stopach podszedł do szafki obok drzwi wyjściowych i zabrał z niej telefon, który zostawił tam po wejściu do mieszkania. Z urządzeniem ruszył do kuchni, zalał herbatę, po czym oparł się o blat wyspy kuchennej i po chwili zastanowienia wszedł w konwersację jego z szatynem. Nie chciał zostawić między nimi żadnych niedomówień, poza tym szczerze jego duma została urażona, faktem że od tylko godzin nie dostał żadnej, nawet obraźliwej wiadomości zwrotnej.
- "Ciekawa reakcja. Chyba powinienem się zapytać czy wszystko okej, skoro od tylu godzin nie dałeś oznak życia i mi nie odpisałeś. No chyba że powodem była moja niespodziewana wiadomość. Aż tak mocno wbiła cię w fotel?"
Powstrzymał się od wyrzucenia wszystkich męczących go myśli z siebie, ale nie omieszkał użyć trochę sarkazmu w swojej wiadomości, chwilę później jednak spojrzał na wyświetlacz i po następnej chwili znowu chwycił klawiaturę.
- "Wiem, że bywam bezpośredni, ale nie moja wina, że naprawdę jesteś wyjątkowo uroczy. Jak chcesz to mogę zmienić twój kontakt na TEN NIEZIEMSKO PRZYSTOJNY, też będzie pasować..."
Spojrzał na wysłane wiadomości, a później na kubek parującej herbaty, w głowie mając tylko jedną myśl. "Naprawdę przez ciebie zwariuję, Remus."
***REMUS***
Jego wcześniejsze rozmyślenia, gdy to zastanawiał się nad relacją czystą biznesową z Syriuszem, starciły jaki kolwiek stan bytu w momencie, gdy to Remus siedział na kanapie w salonie i czytał książkę, a jego telefon, leżący kilka metrów dalej na jednej z szafek, wydał dźwięk o przychodzącej wiadomości. Zanim jednak Remus zdążył po niego wstać i spojrzeć, ten już wydał powtórny dźwięk, świadczący o kolejnej wiadomości. Zdezorientowany szatyn, nie miał pojęcia kto mógł do niego napisać o tej porze, w końcu było blisko do 11 w nocy. Na pewno jednak, nawet w najśmielszych snach, nie spodziewał się, że autorem wiadomości będzie... Syriusz Black. O mało co przez to nie wypuścił urządzenia z ręki, dopiero później poważnie przyglądając się wyświetlaczowi, gdzie faktycznie widniało imię i nazwisko wspólnika Jamesa. Bez zbędnego już myślenia i przeciągania odblokował telefon i kliknął na ikonkę wiadomości, zaraz wchodząc w konwersację z brunetem.
- "Ciekawa reakcja. Chyba powinienem się zapytać czy wszystko okej, skoro od tylu godzin nie dałeś oznak życia i mi nie odpisałeś. No chyba że powodem była moja niespodziewana wiadomość. Aż tak mocno wbiła cię w fotel?" - przeczytał na spokojnie, zaraz otwierając szeroko oczy, zaskoczony bezpośredniością bruneta. - Ten to ma tupet.
Skomentował szatyn jeszcze raz od początku i na spokojnie czytając wiadomość. Czyli tak postrzegał to brunet? Szatyn nie był pewny co miałby o tym myśleć, w końcu tak naprawdę Syriusz raczej się na niego nie powinien złościć za brak odpowiedzi zwrotnej na tak bezpośredni krok w dziwnym kierunku ich relacji. Zmiana nazwy kontaktu, a co będzie następne? Seks na biurku Jamesa? Wstrząśnięty tym, że sam o tym pomyślał, szatyn potrząsnął szybko i nerwowo głową, chcąc pozbyć się tak głupiej myśli, po czym by choć spróbować o tym zapomnieć, spojrzał na drugą wiadomość.
- "Wiem, że bywam bezpośredni, ale nie moja wina, że naprawdę jesteś wyjątkowo uroczy. Jak chcesz to mogę zmienić twój kontakt na TEN NIEZIEMSKO PRZYSTOJNY, też będzie pasować..." - kolejny raz Remus został wstrząśnięty, nie za bardzo wiedział jak miałby zareagować na te wiadomości, szczerze to nawet przeszło mu przez myśl, że Syriusz się nawalił i właśnie pisze do niego po pijaku. - Czy on jest poważny?
Zapytał sam siebie, po czym zerknął na wyświetlacz i z westchnieniem przyjął, że zbliżała się 11 w nocy. To niestety jeszcze bardziej potwierdzało myśl o pijanym brunecie, któremu to szatyn nadepnął na odcisk, nie odpisując wcześniej na wiadomość. Niewiele mogąc już zrobić, sięgnął po klawiaturę i zaczął dotykać ekranu, bojąc się że może sprowokować zbyt bardzo bruneta tłumaczeniem, więc zdecydował się na wiadomość na neutralnym gruncie.
- "Wiesz, która jest godzina?"
Napisał i wygasił telefon, po czym podszedł do kanapy i wziął ze sobą książkę, następnie kierując się do sypialni. Zamierzał się w końcu położyć, podejrzewając, że Syriusz może mu już nie odpisać, pewnie śpiąc samemu w najlepsze, dlatego też naprawdę się zdziwił, gdy tym razem w jego całej sypialni rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Choć z tyłu głowy miał myśl, że może to być brunet, dalej jednak widząc jego imię i nazwisko na wyświetlaczu czuł dziwne uczucie w środku klatki piersiowej. Niewiele już zwlekając, czując lekkie stres, przeciągnął palcem, zieloną słuchawką po ekranie, odbierając.
- Tak? - odezwał się cicho, chcąc dać znać Syriuszowi, że zdecydował się na tak drastyczny krok, jakim było odebranie jego połączenia. - Coś się stało, że do mnie dzwonisz o tej porze?
- Cześć, Lupin. - zaczął Black, ku zaskoczeniu szatyna, który w głosie nie wyczuł żadnych drgań, tak jakby Black był w pełni trzeźwy. - Szczerze? Ty się stałeś.
- Ja? - zapytał szatyn głupio, na nowo akceptując proponowaną mu przez mózg sugestię, że Syriusz jest pod wpływem procentów i gada głupoty. - Co masz przez to na myśli?
- A co mogę mieć? Nie chcesz wyjść mi z głowy i dodatkowo nie odpowiadasz na moje wiadomości. Nawet nie wiesz jakie jest to frustrujące.
- Czemu nie chce ci wyjść z głowy? - Remus zaskoczony, położył się na łóżku i patrząc na sufit rozmyślał w jakim to kierunku idzie ta rozmowa. - Co niby miałbym ci odpisać na taką wiadomość?
- Nawet jak nie chce to głowa mi pęka od myśli o tobie i to nie chodzi o to, że jestem jakimś psychopatą, tylko o to, że zwyczajnie jesteś zbyt interesujący. Rozumiesz?
- Nie za bardzo. Syriusz, czy ty na pewno dobrze się czujesz? - zapytał szatyn obserwując dalej sufit. - Mam nadzieję, że dzisiaj nie postanowiłeś ponowić możliwości jutrzejszego kaca.
- Pytasz mnie na około czy czegoś nie piłem? - zapytał Syriusz, a później szatyn w telefonie usłyszał śmiech szarookiego. - Jestem w pełni trzeźwy i zdeterminowany by równo opieprzyć cię za to, że nie chcesz mi wyjść z głowy.
- A to niby moja wina? - zadrwił Remus unosząc jedną brew, tak jakby brunet miał to zobaczyć. - Nie pchałem ci się do głowy. W jakimś dziwnym kierunku zmierza ta rozmowa, lepiej zmieńmy temat zanim całkowicie popłyniemy w bagno.
- Rozumiem, że nie chcesz słyszeć o tym, że ciągle o tobie myślę? Dobrze. W takim razie możemy porozmawiać o tym, że masz zjawić się na gali dla najbardziej znanych przedsiębiorców.
- Czekaj. - odezwał się szatyn o mało z zaskoczenia nie siadając na łóżku. - Też dostałeś zaproszenie? Poza tym skąd wiesz o tym, że też takowe otrzymałem?
- Przypominam ci, że Rogacz jest moim najlepszym kumplem i mówimy sobie wszystko. - Remus znowu usłyszał śmiech bruneta. - Jeśli jeden coś wie, drugi zaraz też będzie.
- Jesteście jak bliźniaki syjamskie. - wywnioskował Remus. - To trochę przerażające. Czy mówicie sobie o wszystkim? No wiesz... wszystkim, wszystkim?
- Pytasz czy opowiadamy sobie historię łóżkowych podbojów czy może czy znamy własne hasła do kont bankowych?
- Nie o to mi... ugh... jesteś irytujący.
- A ty słodki. Razem możemy być irytująco słodcy.
- Długo myślałeś nad tym tekstem? ,- sarknął Remus po czym poprawił poduszki. - Wracając, czemu niby mam zjawić się na tej gali?
- Odpowiadając na pierwsze pytanie, naprawdę krótką chwilę i uwierz takich tekstów mam naprawdę dużo w zanadrzu. Jeśli chodzi o drugie pytanie, to raczej odpowiedź jest oczywista. Chce żebyś tam był.
- Jakoś mnie tym stwierdzeniem nie zachęciłeś do decyzji na zjawienie się tam. - wyjaśnił spokojnie zielonooki, wywracając oczami. - Pewnie James co już powiedział, że nie chodzę na takie imprezy.
- Owszem, stwierdził, że jesteś cichociemny i nie lubisz ludzi. Ale mi to nie przeszkadza, możemy włożyć ci na głowę karton i wmawiać innym, że wcale nie jesteś Remusem Lupinem.
- W kartonie to ty co najwyżej możesz poszukać, czy przypadkiem nie zgubiłeś mózgu. - zadrwił sobie szatyn. - Nie chodzę na takie imprezy, bo zwyczajnie nie umiem się na nich odnaleźć. Wiesz, tam jest większość osób, które w sumie z biznesem w rękach już się urodzili, jacyś bankowcy, lekarze, biznesmeni, arystokraci, politycy, modele, celebryci. To nie dla takiego prostego człowieka jak ja. Ja musiałem sam do wszystkiego dojść, licząc tylko na pomoc przyjaciół i własnej nieugiętości. Czuję się tam... inny.
- Chodzi o to, że arystokratyczna otoczka wychodzi na światło dzienne i chwalą się na około jakiego to nie dorobili się majątku? Czy o to, że chwalą się jakie to mają wspaniałe życie, najwyższe uczelnie pokończone, najdroższe ubrania, czy najbardziej zachwycające wille na prywatnych wyspach?
- Wszystko na raz. - przyznał Remus układając się wygodniej na poduszce. - Nie mówię, że wszyscy tam tacy są, ale na dziesięć osób zawsze znajdą się co najmniej trzy wychwalające... samych siebie.
- Wiem co to znaczy, w końcu sam pochodzę z arystokratycznej rodziny.
- Ja nie chciałem... Znaczy... Kurcze... Przepraszam nie wiedziałem... Ja...
- Spokojnie Remusie. - zdenerwowany szatyn dopiero chwilę później usłyszał śmiech bruneta. - Nie traktuj mnie jak jakiegoś księcia. Każdy może mieć w rodzinie kogoś znanego, a całe życie o tym nie wiedzieć. Poza tym, nigdy nie utożsamiałem się z poglądami rodziny, to też nie traktowałem siebie jako arystokratę. I szczerze? Sam też nie lubię tych wszystkich fałszywych osób, które się szczycą fortuną swojej rodziny.
- Głupio wyszło. - skomentował szatyn, gdy cisza między nimi trwała kilka sekund. - Dlatego nie chodzę na takie gale. Zawsze palne coś głupiego, a później jest dziwna atmosfera.
- Między nami nie ma dziwnej atmosfery.
- Tak, ale ty w przeciwieństwie do innych, dokonałeś wielkości sam, a nie przez kontakty rodzinne. Czytałem czasopisma, które na całe strony rozpisywały się o tobie. Chłopak, który osiągnął sukces sam. Przystojny biznesmen wchodzi na szczyt notowań, a to wszystko tylko i wyłącznie jego zasługa.
- Czyli czasopisma kłamią. - odezwał się cicho brunet po przemówieniu szatyna. - Owszem mam całkiem nieźle funkcjonującą firmę, ale to tylko dlatego, że na jej początki miałem kapitał, który to odziedziczyłem w spadku po zmarłym wuju, ponadto przez całe moje młodzieńcze życie byłem szkolony na przedsiębiorce.
- I tak trzeba cię podziwiać. - skomentował szatyn, a po chwili tak jakby w transie dodał. - Ja cię podziwiam.
- I ty się mnie pytasz czemu o tobie myślę? - szarooki zaśmiał się znowu.
- Mieliśmy nie poruszać już tego tematu.
- A ty masz iść na galę. Ze mną.
- Z tobą? - zapytał zaskoczony szatyn. - Czemu akurat miałbym...
- Wtedy nie będziesz musiał obawiać się świty arystokratycznych dupków. Bądź co bądź ciągle czują respekt przede mną, a raczej moim nazwiskiem.
- Rozumiem, że media też bierzesz na siebie?
- Dam jeden wywiad, uśmiechnę się do kilku zdjęć i powinni dać mi spokój. Co ci szkodzi?
- No nie wiem, może opinią innych? A co z Jamesem i Lily?
- Przecież nie bronię im siedzieć z nami. Chce tylko byś wiedział, że nawet na takich imprezach nie musisz się przejmować niczym i nikim. Jesteś mądry, chyba nawet mądrzejszy od wszystkich osób razem zebranych na takich galach, ponadto masz talent, a także wiele innych wspaniałych cech, które się w tej branży jak i w każdej innej ceni.
- Jeśli chcesz mnie zawstydzić to ci to nie wychodzi. - sarknął Remus powstrzymując się od delikatnego uśmiechu. - No chyba, że jest to część twoich drętwych tekstów, to by znaczyło że jesteś w tym jeszcze gorszy niż podejrzewałem. Zastanawiałem się jak jedna osoba może być taka pewna siebie, ironiczna i cyniczna zarazem.
- Czy przez to mam rozumieć, że o mnie myślałeś?
- Chyba tak. - wtrącił Remus przymykając ze zmęczenia oczy. - Naprawdę sporo ostatnio o tobie myślałem.
- Nie chciałeś kontynuować tego tematu.
- Nie chciałem byś mówił o tym, że to ty o mnie myślisz. O mnie nie było mowy. Zresztą to głupie, znamy się kilkadziesiąt godzin, a zachowujemy jakbyśmy znali się od kołyski.
- To źle?
- Nie wiem. Wszystko mi się miesza, w głowie, w myślach. Czuję się jakbym zaraz miał oszaleć.
- W takim razie wiesz jak ja czuję się od momentu, a którym cię poznałem.
Remus słyszał te słowa, a jednak ledwo do niego docierały. Był naprawdę zmęczony i oczy mu się kleiły, co chwilę tylko ziewał i przecierał powieki, nie chcąc odpłynąć w połowie rozmowy, co jednak było niezwykle trudne, co chwilę jego świadomość wyłączała się chcąc już odpocząć, a jej właściciel jej na to nie pozwalał.
- Remus? Jesteś? Poszedłeś już spać? - szatyn usłyszał w telefonie i uśmiechnął się ciepło.
- Nie wiem, chyba chce mi się spać. - wyjaśnił pokrętle szatyn mając zamknięte oczy. - Z drugiej strony chciałbym jeszcze z tobą rozmawiać.
- Wiesz, że zmęczony jesteś jeszcze bardziej uroczy?
- Jestem uroczy? - zapytał Remus znowu powoli odpływając. - Wyglądam jak potwór, do tego na kilometr bije ode mnie sarkazm.
- Niby z której strony wyglądasz jak potwór? Jesteś uroczy nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru, nie zrozumiałym osób, które sądziłyby inaczej.
- Ta dziękuję, a teraz dobranoc. - skomentował szatyn i nie rozłączając się uciął sobie drzemkę ze świadomością, zaraz jednak wracając do żywych. - Ty też jesteś uroczy. Na ten swój wyjątkowy, Syriuszowy sposób.
- Wiesz, że zmęczony zachowujesz się jakbyś był pijany? I tak dalej uważam, że jesteś słodki. - zaśmiał się brunet. - Może faktycznie powinieneś iść już spać?
- Nie chce przerywać naszej rozmowy. - powiedział szatyn ziewnając przy tym przeciągle.
- W takim razie nie przerywaj. Zrobimy tak, odłożysz telefon obok poduszki, włączysz tryb głośnomówiący i zamkniesz oczy, nie będziemy nic mówić, do momentu aż nie zaśniesz, pasuje?
- Mhm.
Mruknął szatyn do telefonu i zrobił krok po kroku, to co polecił mu brunet. Przytulił się do poduszki, okrył kołdrą i ułożył wygodnie, po czym wsłuchiwał się tylko w cichy dźwięk oddechu Syriusza wydobywajacego się z telefonu. Na samą myśl, o tym, że z Syriuszem tak dobrze mu się rozmawiało, uśmiechnął się ciepło i powoli czuł, że odpływa do sennych wizji, nawet nie wiedząc gdy w sumie całkowicie starcił poczucie świadomości. Zupełnie przypadkiem i może tylko swojej wyobraźni słysząc ciche słowa Syriusza.
- Śpisz? - zapytał brunet nie wiedząc co mógłby powiedzieć, by sprawdzić czy faktycznie szatyn zasnął, gdy przez chwilę nikt się nie odzywał postanowił dodać. - Nawet nie wiesz, jak wariuje przez ciebie urocza zagadko. Słodkich snów, Remi.
Po tych kilku słowach w głowie Remusa słychać było jedynie cichy dźwięk zakończenia połączenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top