*3*
***SYRIUSZ I REMUS***
Syriusz musiał się pospieszyć, tym razem nie zamierzał stracić okazji i mimo kategorycznego zakazu Jamesa, musiał choć przez chwilę porozmawiać z przystojnym chłopakiem. Dlatego też wybiegł z bufetu i pognał korytarzem, a później schodami do wyjścia, nie racząc nawet pana Dumbledore'a krótkim słowem pożegnania, ważniejszy był teraz chłopak, który już trzeci raz tego dnia planował uciec brunetowi. Szatyna zauważył stojącego przy jednym z betonowych murków prowadzących do firmy Jamesa. Rozmawiał z kimś przez telefon i szukał czegoś w torbie, której brunet nawet wcześniej nie widział, najwidoczniej nie zwrócił na nią uwagi. Na usta wkradł mu się uśmieszek, gdy Remus chyba przez przypadek, a może zwykłe przeczucie odwrócił się do niego i zamarł w pół kroku. Prawda była taka, że szatyn uciekł jak najszybciej z bufetu przez szarookiego, przy którym po sytuacjach przy taksówce i w windzie zwyczajnie nie mógł nie czuć większego zażenowania. Przerażony faktem, że Syriusz najprawdopodobniej w pełni celowo pobiegł za nim, modlił się wręcz w duchu, by zamówiona przed chwilą taksówka przyjechała jak najszybciej. Dodatkowo rozmawiając z dyspozytorem ogarnął, że nie zabrał z gabinetu papierów, które wieczorem, już w nowym mieszkaniu planował przejrzeć i poprawić błędy. Zdenerwowany zerwał kontakt wzrokowy, utrzymywany do tej pory z chłopakiem i ruszył przed siebie mając choć cień nadziei, że Syriusz przynajmniej dzisiaj mu odpuści. Nie wiedział jeszcze, że brunet należy do upartych osób i gdy tylko zauważył, że szatyn idzie przed siebie wznowił bieg, zaraz znajdując się za szatynem. Remus zarejestrował tylko cień, a gdy ogarnął co się stało, już był przy murku, oparty o niego plecami i drugi raz tego dnia zablokowany przez szerokie ramiona i umięśnione ręce Syriusza spoczywające po obu stronach jego głowy.
- To się robi już męczące. - odezwał się zirytowany Remus nie patrząc na bruneta tylko na parking, gdzie miała zaraz podjechać zamówiona taksówka.
- Zgadzam się. - odpowiedział Syriusz lustrując szatyna, który nawet nie chciał uraczyć go spojrzeniem. - Męczące jest ciągłe bieganie za tobą.
- Więc przestań. - Remus wręcz warknął, obdarzając szarookiego wzburzonym spojrzeniem. - Czego ode mnie chcesz?
- Dobrze wiesz czego. - skomentował brunet zabierając ręce z murku i chowając je do kieszeni, spojrzał głęboko w oczy szatynowi. - Wyjaśnień, co tak właściwie stało się dziś rano. Dosyć mam zabawy w kotka i myszkę, nawet jeśli myszka jest tak przystojna i intrygująca.
- I co mam ci odpowiedzieć? - Remus postanowił zignorować komentarz z porównaniem go do gryzonia. - Śpieszyłem się, ty mi chciałeś zabrać jedyny środek transportu, który tam znalazłem, a nie mogłem się spóźnić na to spotkanie. Skąd mogłem wiedzieć, że to z tobą ma ono być.
- A pocałunek to... - urwał Syriusz wyciągając z kieszeni telefon, który nagle zaczął wibrować, spojrzał na wyświetlacz, na którym wyświetlało się przychodzące połączenie od Rogacza. - Muszę odebrać.
Stwierdził brunet i nie spuszczając z szatyna wzroku przesunął po ekranie palcem, odbierając przychodzące połączenie. Był ciekawy czego to takiego mógłby chcieć od niego jego najlepszy przyjaciel, akurat w tym momencie.
- Czegoś zapomniałem? - Syriusz nawet nie starał się by jego głos brzmiał miło i łagodnie.
- Tak. - usłyszał w telefonie głos Jamesa. - O naszej umowie.
- Umowie? - Syriusz uniósł do góry brew, mimo, że Potter nie mógłby nawet tego zobaczyć. - Jakiej?
- O tej, w której główne, czyli wszystkie punkty dotyczą Remusa. - James podniósł głos. - A dokładniej trzymania łap od niego z daleka.
- Przecież trzymam je przy sobie. - zaśmiał się brunet i spojrzał jak Remus rozgląda się po parkingu. - Pamiętam o umowie doskonale.
- I ona niby nie dotyczy obłapiania Remusa przy murku zaraz przy wyjściu z firmy, hm? - zapytał Potter, a Syriusz zaśmiał się cicho zaraz rozglądając dookoła, James stał przy wejściu, razem z rozbawionym Carterem. - Jak teraz nie odpuścisz to skopię ci tyłek.
- A ja pomogę! - Syriusz usłyszał w głośniku głos Richarda. - Nie tylko ty masz ochotę na naszego Lupina.
- Carter ciebie też się to tyczy. - Syriusz jednak nie słyszał odpowiedzi Jamesa, już mordując wzrokiem Richarda, oj będzie musiał sobie z nim porozmawiać.
- Tylko żartowałem. - głos Richarda jednak uspokoił trochę bruneta, który znowu wrócił do obserwacji Remusa. - No chyba, że sam będzie chciał, raz już mi się prawie udało.
- Nie mam zamiaru tego słuchać. - Syriusz warknął do telefonu. - Umowa obowiązuje, ale nie zabrania dyskusji i zwykłych rozmów. A teraz muszę kończyć. Mam coś ważnego do załatwienia.
Syriusz rozłączył się i przyjrzał szatynowi, który znowu spojrzał na parking. Szatyn do tej pory nie wiedział co ze sobą zrobić. Musiał czekać na taksówkę, a dodatkowo Syriusz przerwał rozmowę o poranku, odbierając najwyraźniej jakiś służbowy telefon, a przynajmniej tak myślał zielonooki słysząc coś o jakiejś umowie, nie wiedział jednak, że dotyczyła ona jego skromnej osoby. Widząc jak brunet się rozłącza i chowa telefon do kieszeni poczuł mały uścisk w brzuchu i jeszcze raz, jakby w przypływie ostatniej błagalnej prośby, zerknął na parking, gdzie chciał zauważyć środek transportu, tam go jednak jeszcze nie było.
- Wracając. - z rozmyśleń o taksówce, Remusa wyrwał głos Syriusza. - Na czym skończyliśmy?
- Na pocałunku. - wtrącił zielonooki patrząc z politowaniem na szarookiego.
- Ah no tak? To co, możemy kontynuować? - zapytał Syriusz, rozbawiony przybliżając twarz do szatyna, tak jakby chciał go pocałować.
- Oszalałeś!? - Remus wyciągnął ręce odpychając bruneta i cofnął się o krok wpadając na murek. - Powinieneś się leczyć.
- Chyba dla mnie jest już za późno. - zaśmiał się brunet widząc oburzenie na twarzy szatyna. - Chciałem tylko coś sprawdzić.
- Co takiego? - zapytał Remus z ironią. - To czy rzucę się na ciebie przed firmą Jamesa?
- Bardziej czy w ogóle jakoś zareagujesz. Trochę się zawiodłem. - stwierdził brunet rozbawiony. - Liczyłem na urocze rumieńce i totalne zawstydzenie.
- To się przeliczyłeś. - Remus wywrócił oczami i zerknął na parking, na który właśnie podjechała taksówka. - Wspaniale się rozmawiało, ale muszę uciekać.
- Jak zwykle. - skomentował Syriusz wywracając oczami. - Taksówka poczeka, najpierw powiedz mi czemu mnie wtedy pocałowałeś. Nie wierzę w historyjkę z taksówką.
- A jednak to właśnie ta historyjka jest prawdziwa. - Remus uśmiechnął się ironicznie. - Poza tym... Zresztą nieważne.
- Wręcz przeciwnie. - Syriusz uśmiechnął się szeroko i złapał szatyna za rękę, gdy ten chciał już odejść, szybko jednak ją puścił czując jak znowu wibruje mu telefon, James i Richard dalej musieli stać na schodach. - Chce wiedzieć co chciałeś powiedzieć.
- Po prostu... - zaczął Remus idąc w stronę parkingu, spojrzał przez ramię na stojącego w miejscu Syriusza. -...nie umiałem się powstrzymać... masz... dość przyjemną aparycję. Trzymaj się Black.
- Do jutra Lupin. - Syriusz zaśmiał się, gdy Remus już nie czekając na jego odpowiedź pobiegł do taksówki.
***REMUS***
Chłopak wsiadł do taksówki i powiedział adres starego mieszkania po czym wyjrzał przez tylną szybę, Syriusz stał w miejscu i patrzył na niego uśmiechając się delikatnie. Gdy taksówkarz ruszył, szatyn zauważył jeszcze jak do chłopaka podchodzi James z Richardem, od razu zrozumiał, że najprawdopodobniej wybierają się na imprezę, miał tylko nadzieję, że James i Syriusz nie przyjdą jutro do pracy na kacu, bo tacy pracownicy są mniej produktywni. Z westchnieniem zaczął obserwować drogę, postanowił dzisiaj nie myśleć o innych sprawach niż przeprowadzka, którą planował skończyć w jeden dzień. Nie wiedział jednak, czemu nagle jego myśli nawiedził uśmiechnięty brunet i sytuacja w windzie. Pamiętał tą bliskość, a najgorsze było to, że miał cichą nadzieję na tamten pocałunek, za co nienawidził się. Nie powinien tak myśleć, nie jeśli chodzi o wspólnika jego i Jamesa, a także podobno największego Casanovę jakiego znał okularnik.
- Proszę pana. - odezwał się taksówkarz zwracając uwagę Remusa i wyrywając go z natrętnych myśli. - Już jesteśmy na miejscu.
- Co? - zapytał Remus spoglądając przez okno, faktycznie byli już na miejscu. - Oh faktycznie... ile się należy?
Taksówkarz podał sumę i gdy szatyn zapłacił, pożegnał się kulturalnie, podczas gdy Remus wysiadał z auta. Szatyn poczekał aż taksówka odjedzie, po czym ruszył do mieszkania. Po drodze zdążył zadzwonić do znajomego ze starszego roku studiów poznanego na jednej z imprez, który dorabiał przy przeprowadzkach, chłopak po jednej z wspólnie spędzonych imprez, obiecał szatynowi pomóc z przewiezieniem wszystkich rzeczy do nowego mieszkania z czego Lupin chętnie skorzystał. Tak też Remus nie czekając zbyt długo, wypił tylko szybko herbatę i zabrał się do pracy, klejąc ostatnie kartony taśmą, zabezpieczając szklane i porcelanowe rzeczy, a później wynasząc pudła na dół. Gdy zamknął na klucz mieszkanie i niósł ostatnie pudło spojrzał na podjazd, gdzie właśnie podjeżdżał samochód jego przyjaciela. Remus zatrzymał się i odłożył karton, który trzymał i pomachał wysiadającemu chłopakowi.
- Cześć Arturze. - uśmiechnął się do rudowłosego chłopaka i podał mu na powitanie rękę. - Co tam u Molly i dzieci?
- Cześć. - zaśmiał się mężczyzna odwzajemniając uścisk dłoni. - To co zwykle. Molly marudzi, że nie daje rady sama z dziećmi. Dodatkowo Fred i George ciągle w nocy się budzą nie dając nam spać.
- Kto by się spodziewał, że doczekacie się bliźniaków. - zaśmiał się Remus. - Ile to one już mają?
- Pół roku. - odezwał się mężczyzna dumnie. - Myślałem, że może teraz będzie córka. Molly zawsze marzyła o dziewczynce, no ale cóż...
- Nic jeszcze straconego. - uśmiechnął się Remus. - Zawsze możecie starać się dalej.
- Mamy już piątkę. - odezwał się chłopak poważnie, patrząc ironicznie na szatyna. - Molly by mnie udusiła jakbym zasugerował kolejne dziecko.
- Może sama będzie chciała? - Remus wzruszył ramionami.
- Może. - mężczyzna zmarkotniał na chwilę, po czym znowu uśmiechnął się do chłopaka. - To co? Pakujemy do auta? Chce już zobaczyć to twoje nowe mieszkanie.
- Będziesz pierwszy. - zaśmiał się Remus łapiąc jedno pudło w ręce, a Artur drugie. - Nikt oprócz mnie go jeszcze nie widział.
- Cieszę się. - mężczyzna odłożył pudło do auta i razem z satynem ruszył po kolejne. - Poza tym chciałbym cię zaprosić na małą imprezę u nas.
- Imprezę? - zainteresował się szatyn, pamiętając, że mimo kilku dzieci i opieki nad nimi, Molly i Artur Weasleyowie, umieją urządzać naprawdę dobre przyjęcia. - Z jakiej okazji?
- Rocznica ślubu. - odezwał się mężczyzna. - Lily i James przyjęli już zaproszenie. Podobno Peter też ma się zjawić. Powiem tak... będzie sporo osób.
- Jest co świętować. - zaśmiał się szatyn. - Oczywiście, że przyjdę. Mam nadzieję, że spotkam się z Fabianem i Gideonem. Ostatnio widzieliśmy się jeszcze na imprezie w szkole średniej, potem kontakt się urwał. Słyszałem, że rozkręcili już biznes na całego i ich lokal znany jest na cały Londyn.
- Dziwisz się? Już za starego właściciela miał niezwykłą renomę, a przy takich imprezowiczach musiał się rozkręcić na nowo. Poza tym na imprezie zjawią się na pewno. - zaśmiał się mężczyzna dobrze pamiętając, że bracia jego żony mieli niezwykle dobry kontakt z Remusem... i alkoholem. - O i Syriusz też będzie.
- Że Black? - zaskoczony Remus o mało co nie upuścił pudła. - Skąd go znacie?
- Jak to skąd? - zaśmiał się drugi raz Artur. - To najlepszy przyjaciel Jamesa, w szkole nie opuszczali siebie na krok. Oni razem nawet do łazienki chodzili. Wy się nie znacie?
- Dopiero co go dzisiaj poznałem. - Remus westchnął przypominając sobie o brunecie. - Czy tylko ja nigdy nie widziałem go wcześniej?
- Miałeś indywidualny tok nauczania, jak dobrze pamiętam. - stwierdził mężczyzna wzruszając ramionami, po czym odłożył pudło do auta. - No to już ostatnie. Coś jeszcze bierzemy z góry czy jedziemy?
- Jedziemy. Resztę dam radę przewieźć już sam. - odezwał się szatyn i razem z Weasleyem wsiadł do auta. - Jeszcze raz dzięki, że mi pomogłeś. Nie wyobrażam sobie teraz tego samemu przewozić. Dodatkowo popsuło mi się dzisiaj auto i byłby z tym kłopot.
- Nie ma sprawy. - skomentował mężczyzna i odpalił auto, zaraz wyjeżdżając na drogę. - To gdzie to mieszkanie?
- Bermondsey Wall.
- Tam gdzie ten pub? Anioł? - zainteresował się Artur kierując się we wskazane miejsce. - Dlatego pytałeś o braci Molly ?
- Nie daletgo o nich pytałem, naprawdę chce się z nimi zobaczyć. Z pubem dzieli nas kilka przecznic. - skomentował szatyn. - Na szczęście, bo nie wyobrażam sobie wstawania w środku nocy by uciszać pod oknem jakiś imprezowiczów.
- Byle byś nie był jednym z nich. - zaśmiał się Artur skręcając w jedną z londyńskich ulic. - Tak blisko, tak dobry bar może kusić. Poza tym skoro doskonale wiesz kto nim zarządza, czyżby to nie był dobry powód, by jednak tam się przejść?
- To że bracia Molly są właścicielami to nic nie zmienia. Chce się z nimi spotkać, ale nie w takim miejscu.
- Nie wiem jak ciebie, ale innych na pewno przekonałaby dobra muzyka i wysokiej jakości trunki. Na towarzystwo też raczej byś tam nie narzekał.
- Mnie to ani trochę nie przekonuje. - zaśmiał się Lupin wyglądając przez okno na Tamizę i widniejący w oddali Tower Bridge. - Urzekło mnie to miejsce i te widoki. Nie pobliski bar prowadzony przez przyjaciół.
- Cena pewnie też urzeka. - skomentował rudowłosy rozglądając się po pobliskich drogich kamienicach. - Słyszałem, że to jedna z droższych dzielnic Londynu, jeśli chodzi o mieszkania.
- Trafiłem jedno na okazji. Wynajem nie jest drogi, a poza tym jak zechcę to od razu od ręki mogę mieszkanie odkupić. - stwierdził szatyn i jeszcze raz wyjrzał przez okno. - Czuję, że polubię to miejsce.
- Mam taką nadzieję. - zaśmiał się mężczyzna i podjechał pod jedną z bogato zdobionych kamienic, którą wskazał mu szatyn. - Jest na czym oko zawiesić.
- Będąc dyrektorem operacyjnym firmy "Quidditch" nie mogę pozwolić sobie na mieszkanie w takiej klitce jak tamta. - zaśmiał się Remus. - A teraz, odkąd Syriusz jest naszym wspólnikiem, coś czuję, że reporterzy już tak łatwo nie dadzą mi spokoju. To też dlatego wybrałem to miejsce, podobno mają na tym osiedlu ochronę i całodobowy monitoring.
- Właśnie! Jak się czujesz z faktem, że Black jest waszym wspólnikiem? James pewnie jest zachwycony. - mężczyzna wysiadł z auta i otworzył tylną klapę zaraz sięgając po jedno z pudeł, podobnie postąpił szatyn.
- Poza tym, że zdążył już sprawić, że mam go dość? - zapytał sarkastycznie szatyn po czym ruszył schodami pod wyznaczony numer "69". - Świetnie.
- Nie no to chyba jakiś żart. - Artur parsknął śmiechem widząc pod jakim numerem się zatrzymali. - Czy ktoś ci coś sugeruje?
- Sam dalej w to nie mogę uwierzyć. - Remus spodziewał się takiej reakcji, dlatego nie przejmując się tym jak Weasley zaczyna się śmiać, przekręcił kluczyk w zamku i pchnął drzwi, zaraz ruchem ręki zapraszając Artura do środka. - Zapraszam na moje skromne włości.
Mężczyzna nie mogąc wyjść z podziwu tylko otwierał i zamykał usta rozglądając się po pomieszceniach, w których znajdowały się dopiero co poustawiane, nowe meble szatyna i puste pułki, na których już niedługo miały znaleźć się wszystkie rzeczy chłopaka. Rudowłosy długo mógł wyjść z podziwu, nawet wtedy gdy zdążyli już wnieść wszystkie rzeczy szatyna do mieszkania i siedząc na dużej kanapie popijali herbatę. Dopiero po prawie godzinie, Artur dostał telefon od żony, by wracał, bo podobno Charlie złapał jakąś jaszczurkę na dworze i biega z nią po domu krzycząc, że to jego smok. Remus rozbawiony historią pożegnał tylko mężczyznę, zapewniając jeszcze raz, że na imprezie z okazji rocznicy na pewno się pojawi, po czym sam niechętnie wziął się do wyjmowania rzeczy z pudeł.
***SYRIUSZ***
Odczekał chwilę aż szatyn ruszy, nawet nie czuł, że w tym samym momencie uśmiecha się delikatnie w stronę taksówki zamyślony, dopiero dłoń Jamesa na jego ramieniu przywróciła go do rzeczywistości. Przeniósł rozmarzony wzrok na okularnika, a uśmiech tylko mu się poszerzył widząc naburmuszonego Pottera patrzącego na niego wyczekująco.
- Coś nie tak? - zapytał jak gdyby nic przyjaciela i objął go ramieniem. - Nie pasuje ci mina naburmuszonego dzieciaka.
- A umowa? - oburzył się James spychając rękę Syriusza. - Co to miało być?
- Podryw Blacka. - zaśmiał się Carter do tej pory stojący na uboczu. - Prawie mu wyszło, tylko jest mały mankament. Lupin nie lubi zadufanych w sobie kutasów.
- No co ty nie powiesz Carter. - warknął Syriusz przypominając sobie co wcześniej przez telefon słyszał od chłopaka. - Poza tym co to za historia z tobą i Lupinem? Jak to prawie ci się udało?
- Tak to. - zaśmiał się Richard dumnie prostując. - Co z tego, że byliśmy ulani w trzy dupy, a ja myślałem, że Lupin jest dziewczyną.
- Coś między wami było? - zainteresował się James sam nie wiedząc o czym Carter mówi.
- Byłoby gdybym podczas całowania nie nazwał go Marlene. - zaśmiał się Carter i spojrzał rozbawiony na przyjaciół. - I gdybym nie zarzygał mu ciuchów.
Syriusz z politowaniem spojrzał na Cartera, po czym razem z Jamesem zaczęli się z niego śmiać. Co z tego, że tym śmiechem chciał tylko zatuszować zazdrość, która ściskała go od środka, wiedząc, że Carter był bliżej szatyna niż Syriusz kiedykolwiek będzie. Brunet westchnął tylko i z wymuszonym uśmiechem objął ramionami Jamesa i Richarda.
- To skoro już jesteśmy w tak zacnym gronie. - zaczął szarooki uśmiechając się szeroko i idąc przed siebie w stronę najbliższego postoju taksówek. - To może wybierzemy się do pubu i opijemy fuzję?
- Za trudne słowa jak na mnie. - stwierdził Carter, ale dał śmiało zaprowadzić się do jednej z taksówek. - Na picie z wami zawsze się zgadzam.
- Tylko przypominam, że jutro mamy pracę. - skomentował James i usiadł w pojeździe obok Syriusza.
- Nie posiedzimy tam długo. - Syriusz wzruszył ramionami i zaśmiał się pod nosem, doskonale wiedząc, że te kilka słów to jedno wielkie i czyste kłamstwo, spojrzał na taksówkarza i uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Do baru Anioł na Bermondsey Wall.
Już po krótkiej chwili jazdy, byli na miejscu, Syriusz zapłacił taksówkarzowi i ruszyli do środka, gdzie mimo wczesnej pory, już było sporo osób, bardziej lub mniej podpitych, a z głośników leciały ciche nuty nieznanego Blackowi przeboju jakiś smętów dla nastolatek. Muzyka jednak nie była powodem, dla którego wybrał ten bar, ponieważ było to jedyne miejsce, które kojarzyło mu się z jego zmarłym wujem, osobą bywającą w tym miejscu wyjątkowo często, gdy jeszcze miało starego właściciela. Pamiętał jak nie raz wuj zabierał nieletniego jeszcze Syriusza, gdy rodzice postanowili zrobić kolejną bezpodstawną awanturę. Zaszywali się przy jednym ze stolików i grali w karty, dlatego też jeśli chodzi o hazard, to Black raczej wśród znajomych, nie ma sobie równym. To tutaj spróbował pierwszy raz alkoholu i to tutaj przekonał się, że nie jest stuprocentowym hetero obserwując wszelkiego rodzaju mężczyzn, to też w tym miejscu miał swój pierwszy raz, w łazience, z mniej znaną mu dziewczyną, która poleciała tylko na jego wygląd, po fakcie nawet nie zapytał jak ma na imię, odprawiając ją machnięciem ręki z cichym "było minęło" na ustach. Najważniejszym jednak było, że to tutaj spotykał się ze swoimi przyjaciółmi i bawił się w najlepsze, nie hamując przed niczym. Nic dziwnego, że barman i zarazem nowy właściciel klubu razem z współwłaścicielem i bratem, znali bruneta doskonale i już od kilku lat byli z nim w przyjacielskich stosunkach. Dodatkowo to oni, z pomocą Jamesa, załatwili mu randkę z Edgarem Bones'em, który w tamtym czasie był zainteresowany brunetem, z wzajemnością. Młody Syriusz wchodzący w okres dojrzewania i dorosłości, zainteresowany swoją seksualnością, właśnie ze wspomnianym chłopakiem miał swój pierwszy raz z facetem, po niecałym miesiącu znajomości. Po fakcie, razem stwierdzili, że najlepiej będzie to przemilczeć, bowiem oprócz chwilowej słabości i podniecenia, nie poczuli do siebie nic, a wcześniejsze krótkie spotkania i zauroczenie nie było tą chemią, o której myśleli. Kilka lat później, Syriusz nie utrzymujący już kontaktów z chłopakiem, dowiedział się, że ten zaginął i nie wiadomo co się z nim stało, jedni mówili, że był narkomanem i zaćpał się na śmierć, inni, że to alkohol go zniszczył, a jeszcze inni, że przez nieodwzajemnione uczucie popełnił samobójstwo. Black jednak nie poczuł nic na wieść, że jego pierwszy, może nie żyć, był to bowiem okres gdy tracił naprawdę wiele bliskich osób, a osoba znana mu tylko, z tego, że dobrze obciągała, nie należała do pierwszych myśli bruneta po przebudzeniu. Podchodząc do barmana, nie mógł więc stwierdzić, że z tym klubem nie łączą go żadne wspomnienia.
- Cześć Gideon. - uśmiechnął się szeroko razem z Jamesem i Richardem siadając przy blacie na wysokich obrotowych siedzeniach. - Gdzie zgubiłeś brata?
- Podrywa jakieś panienki. - sarknął wspomniany barman wskazując głową na jeden ze stolików za parkietem, gdzie chłopak właśnie został oblany drinkiem przez jedną z dziewczyn, która zaraz razem z przyjaciółkami zebrała się i ruszyła do wyjścia. - Jak widać nieudolnie. Poza tym cześć chłopaki.
- Widzieliście to!? - zanim James i Richard zdążyli się odezwać, chcąc przywitać się z barmanem, do ich małego grona dołączył chłopak, którego dziewczyna oblała drinkiem. - Jedną z lepszych koszul mi zniszczyła!
- Co jej powiedziałeś? - James zaśmiał się widząc oburzenie na twarzy Fabiana.
- Stwierdziłem, że ma małe cycki, ale słyszałem, że masaż sprawia, że robią się większe. - powiedział jak gdyby nigdy nic i wzruszył ramionami. - Chciałem pomóc, a tak mnie potraktowano. Co was tutaj sprowadza?
- Szybka zmiana tematu, po nieudanym zarywaniu? - sarknął Syriusz unosząc ciekawsko brew.
- Odpieprz się Black. - Fabian zmierzwił mu włosy, doskonale wiedząc, jak Syriusz tego nie lubi. - Nie każdy musi być takim Casanovą jak ty. Przyszedłeś na łowy? Kto tym razem? Jakiś uroczy chłopaczek czy lalunia?
- Tym razem przyszedłem tylko się napić. - brunet spojrzał sugestywnie na Gideona, który już na blat zaczął wyciągać burbon, whiskey i kilka innych wysoko procentowych trunków.
- Black ma już kogoś na oku. - sarknął James, pierwszy chwytając za drinka przyrządzonego na szybko Syriuszowi i wypijając go szybko.
- Oh naprawdę? - Gideon i Fabian odezwali się jednocześnie i spojrzeli na Syriusza.
- Właśnie? Naprawdę? - Syriusz spojrzał zainteresowany na Jamesa.
- A nie? - sarknął James i sięgnął po kolejnego drinka. - Może mi powiesz, że wcale nie zjadasz Lupina wzrokiem, hm?
- Kolejny do kolekcji. - Carter wywrócił oczami i też wypił podany mu alkohol. - Czemu to Lupin ma takie branie?
- Lupin? - wtrącił nagle Gideon patrząc zaskoczony na Syriusza, dopiero co kojarząc nazwisko. - Nie pierdol, że chodzi o Remusa.
- No właśnie nie pierdoli. - zaśmiał się Fabian klepiąc Syriusza po plecach. - Skoro przyszedł tu bez niego to najwidoczniej nasz wspaniały Remus, dał mu przysłowiowego kosza.
- W tym problem. - sarknął Syriusz patrząc kątem oka na Jamesa, pijącego już nie wuadomo którą z kolejek. - Ktoś mi zabronił do niego startować.
- Że niby Potter? - zaśmiał się Gideon i spojrzał na okularnika. - Przecież ty nigdy się go nie słuchałeś. Ktoś taki miałby cię powstrzymać przed flirtowaniem?
- Ja tylko dbam o interesy Lunatyka. - skomentował James, a widząc zdezorientowane miny braci Prewett szybko dodał. - Remusa... taka ksywka. Mniejsza. Chodzi o to, że Black ma zasadę trzech "P".
- Trzech "P"? - zapytał Fabian.
- Poderwać, Przelecieć, Porzucić. - wyjaśnił Potter, a reszta zaśmiała się, tylko Syriuszowi nie było do śmiechu. - Nasz Casanova może wyrywać kogo chce, tylko nie Remusa... taka mała umowa między nami.
- Zostałeś ojcem wcześniej niż myślałem. - sarknął Richard spoglądając to na Jamesa to na Syriusza. - Black jak czujesz się z tym, że Potter ci matkuje?
- To e końcu matką czy ojcem? - Syriusz skomentował zirytowany, sięgając po szklankę burbonu. - Najwidoczniej Jamie zapomniał o małym mankamencie wam wspomnieć. Może i nie mogę go dotknąć, ale nie mam zabronionych rozmów, dodatkowo głównym punktem umowy, jest stwierdzenie, że Rogacz nie będzie się wpieprzać jeśli to Remus zrobi pierwszy krok.
- I wierzysz, że zrobi? - Gideon rozlał im kolejną kolejkę patrząc ciekawsko na Syriusza.
- Poczekamy zobaczymy. - Syriusz puścił Gideonowi oczko. - Co do tego faceta, mogę poczekać.
- Ostro. - skomentował Fabian poruszając znacząco brwiami. - Coś czuję, że szykuje nam się niezły romans.
- Przypomnieć ci jak startowałeś do Lupina w szkole średniej na jednej z imprez? - odezwał się Gideon sprawiając zaskoczenie u reszty i oburzenie u Fabiana. - I jak Lupin stwierdził, że jesteś za mało męski by zwrócić na ciebie uwagę?
- Byłem wtedy pijany. - Fabian postanowił się obronić podnosząc do góry ręce i patrząc na Syriusza, który przyglądał mu się badawczo. - To był tylko jeden wybryk. Umówmy się, że Lupin był podobnie jak Black na językach większości panienek że szkoły i dodatkowo facetów także.
- Tyle, że Blacka panienki miały na co dzień. - skomentował James. - No dobra, może nie na co dzień, a wtedy gdy łaskawie zjawiał się na zajęciach. Remus niestety miał indywidualne i tylko na imprezach mógł być powodem rozmów w sumie każdego.
- Oj dużo się o nim mówiło. - Richard spojrzał na pustą szklankę i uśmiechnął się do niej. - Nie znam osoby, która by o nim nie wiedziała.
- Znasz. - skomentował cicho Syriusz popijając dalej swój burbon.
- Serio!? - zaśmiał się Fabian. - Nie znaliście się?
- Nie moja wina, że gdy wy kręciliście z Lupinem, ja siedziałem z panienkami w łazience, albo w pokoju, albo na balkonie, albo...
- Zrozumieliśmy. - wtrącił James patrząc na Syriusza z politowaniem. - Byłeś bardzo zajęty, to teraz żałuj.
- Staram się nadrobić. - zaśmiał się Syriusz przechylając szklankę do końca.
- Kto by się spodziewał, że taki Black spojrzy na Lupina? - zapytał Fabian.
- Każdy? - odezwał się nagle Richard wywołując u innych śmiech.
- Odpieprzycie się w końcu od moich relacji? - warknął Syriusz sięgając po butelkę burbona i mimo oburzonego spojrzenia Gideona, upijając z niej spory łyk trunku. - Może zmieńmy temat, na mniej irytujący?
- Jaki drażliwy. - sarknął Richard, nie przejmując się tym, że Syriusz właśnie morduje go wzrokiem. - Nie nasza wina, że to właśnie twoje relacje z innymi są najciekawszym tematem rozmów. Poza tym umówmy się... nie słyszałem jeszcze by ktoś inny dał ci kosza i definitywnie odmówił twoim wdziękom. Lupin jest ewenementem wartym rozmowy.
- I mówi mi to ten, któremu Remus odmówił? - sarknął Syriusz pijąc kolejny łyk. - Mi jeszcze nie odmówił, bo nawet na dobre nie zacząłem. Mam ten zjebany zakaz od Rogacza.
- Nie jestem Rogaczem. - warknął James uderzając szklanką o blat. - Lily nigdy nie spojrzała na tego Wycierusa inaczej niż na przyjaciela.
- Wmawiaj sobie. - zaśmiał się Syriusz czując, jak trunek przyjemnie ogrzewa mu przełyk. - Doskonale wiemy, że gdyby nie akcja po sesji, wtedy jak wkurwiony Snape nazwał ją Wywłoką, to by dalej się przyjaźnili, a ty byś nie miał jeszcze narzeczonej.
- Jak on w ogóle śmiał tak do niej powiedzieć? - warknął James o mało nie krztusząc się przy tym alkoholem. - Frajer i tępy chuj widzący tylko swoje prochy.
- Czyli z tymi narkotykami, to prawda? - zapytał Fabian pamiętając, jak mówiono o nich w szkole średniej. - Snape, Wilkes, Mulciber, Avery i Rosier robili na czarno towar?
- I że niby byli śmierciożercami? - sarknął Gideon używając nazwy, która potocznie przyjęła się dla osób dilujących w szkole i poza nią, pracujących dla kogoś znanego ze światka przestępczego. - Kpisz czy o drogę pytasz?
- Niby po co by komuś był potrzebny taki Snape? - sarknął James przypominając sobie tego chłopaka. - Jak dobrze pamiętam, to jest teraz nauczycielem chemii w szkole. Tak skończyło się jego bawienie w proszki.
- Mój braciszek chyba znał ich szefa. - odezwał się nagle Syriusz zamyślając na chwilę. - Nie raz słyszałem jak przez telefon rozmawiał o tych śmiesznych śmierciożercach i że pracują tu uwaga cytuje "dla czarnego pana".
- Jakaś sekta czy jaki chuj? - zaśmiał się Richard patrząc na przyjaciół.
- Ta sekta. Już wyobrażam sobie jak codziennie okradają rolników londyńskich przedmieść z kogutów i czarnych kotów. - sarknął Syriusz. - A potem po nocach na cmentarzach odprawiają czarne msze przy świeczkach i tańczą nago wokół narysowanych krwią pentagramów.
- Temu panu już nie polewamy. - zaśmiał się James patrząc rozbawiony na Syriusza. - Stary może ty minąłeś się z powołaniem i zamiast biznesmenem to powinieneś pisarzem zostać? Z taką wyobraźnią?
- I co? - zaśmiał się Syriusz. - Codziennie bym ci wiersze miłosne pisał?
- Raczej Lupinowi. - wtrącił Gideon i odchrząknął znacząco polewając kolejną kolejkę. - No to na zdrowie.
- A wy czemu nie pijecie? - zapytał Richard Gideona i Fabiana, którzy nie sięgnęli po ani jedną kolejkę.
- I niby jak byś to widział? - Gideon uniósł brew w górę. - Właściciele już przed południem nawaleni obsługujący klientów baru?
- Ja bym nie narzekał. - Richard wzruszył ramionami i wychylił podany mu kieliszek. - Życie jest za krótkie, by przejmować się tym co powiedzą inni.
Nikt nie zamierzał się sprzeczać z tym co Carter właśnie powiedział, dlatego nawet Gideon i Fabian pozwolili sobie na jedną kolejkę, zaraz wracając do obowiązków, gdyż do klubu zaczęły schodzić się kolejne osoby, poszukujące dobrej imprezy. James, Richard i Syriusz bawili się w najlepsze już od dobrych kilku godzin, od czasu do czasu wymieniając zdanie z Gideonem, który dzisiaj stał przy barze. Fabian też czasem podchodził, gdy nie miał czasu zajętego obsługiwaniem sali. Dodatkowo, gdy w krwi mężczyzn zaczął buzować alkohol, ich światopogląd trochę zawirował, a niepewność i zażenowanie zniknęły, nikt z nich nie dziwił się, gdy James zaczął tańczyć makarenę na środku parkietu, bynajmniej nie do muzyki, która nie grała najbardziej znanego przeboju Los Del Rio, a mniej znane kawałki i mimo zmiany repertuaru, James ciągle dążył do perfekcji w "makarena performance" co z każdym kawałkiem wychodziło mu co raz gorzej, jednak nikt nie zamierzał podcinać okularnikowi skrzydeł komentując jego brak talentu tanecznego, Syriusz w tym czasie odpalił swój codzienny urok i wdzięk i już od ponad godziny podrywał przypadkowe osoby podchodzące do baru po drinki, Richard natomiast nie hamował się i pił do lustra, co rusz przechylając szklankę lub całą butelkę, przy lekceważącym spojrzeniu Gideona, nic więc dziwnego, że to on pierwszy poległ, waląc przysłowiowego zgodna, śpiąc w najlepsze, głową na blacie i ledwie utrzymując swoje cztery litery na obrotowym krześle. Gdy klub był już pełny w nieznajome osoby, a James, Syriusz i Richard nawaleni w trzy dupy, ledwie trzymając się na nogach, Fabian i Gideon zgodnie z niekontaktującymi już mężczyznami stwierdzili, że na dzisiaj zabawy wystarczy, dlatego nie czekając długo, Gideon wykręcił numer taksówki, zaraz zamawiając ją pod klub. Fabian pod czujnym okiem brata powoli zaczął wynosić z klubu trzy trupy, które tylko pod nosem bełkotały, że oni dopiero zaczęli się rozkręcać, przed budynkiem pomachał taksówkarzowi, który niechętnie podszedł i pomógł zaprowadzić mężczyzn do auta, ostrzegając tylko przed dodatkowymi opłatami, jeśli któryś się zrzyga na tapicerkę. Prewett machnął tylko ręką, podając pieniądze za kursy i za prawdopodobne wypadki, a także sowity napiek, które otrzymał jeszcze przed wstawieniem Syriusza, od bruneta, który stwierdził, że później może o tym zapomnieć. No tak grunt, to trzymanie głowy na karku, nawet jeśli masz zamiar stoczyć się przez alkohol. Fabian podał adresy mężczyzn, ciesząc się, że z każdym znał się na tyle, by wiedzieć gdzie który mieszka. Gdy taksówka odjechała z pijanymi przyjaciółmi, odetchnął głośno i wrócił do baru, współczując im przyszłego, jutrzejszego kaca.
***REMUS***
Początek dnia w nowym mieszkaniu, nie należał do szczególnie udanych, od braku budzika, przez oblanie kawą koszuli, po szukanie kluczy. Remus nie tak planował pierwszy poranek na Bermondsey Wall, ale zwyczajnie rozpakowywując wczoraj kartony, nie wiedział nawet kiedy usnął, nie nastawiając wcześniej nieszczęsnego alarmu, przez co dzisiejszy dzień rozpoczął w lekkim pośpiechu, dziękując cicho swojemu chronotypowi, przez który nie umiał spać do południa. Przez własną nieuwagę zdążył dodatkowo wylać zawartą w kubku kawę, na swoją czystą, świeżo wyprasowaną koszulę, przez co zamiast elegancko skompletowanego garnituru z białą koszulą i krawatem, założył tylko garniturowe spodnie i marynarkę, dodając do tego czarny elegancki golf. Później wiążąc wypastowane skórzane buty, zerknął na zegarek, orientując się, że zaraz powtórzy sytuację z wczoraj i spóźni się do pracy, los jednak nie byłby sobą, gdyby nie zadrwił sobie z szatyna, który przez kilka minut skazany był na szukanie po całym mieszkaniu kluczy, leżącycyh, jak się później okazało, na ziemi pod haczykiem, na którym powinny wisieć. Nie zrażając się całkowicie przeciwnościami i kłodami rzucanymi pod nogi, ruszył do pracy zamówioną taksówką, nie ufając już komunikacji miejskiej. Idąc do firmy westchnął cicho poprawiając torbę na ramieniu i czyszcząc niewidzialny kurz na marynarce, wygładzając ją przy tym. Będąc już w budynku, za biurkiem dostrzegł zdenerwowanego Albusa Dumbledore'a rozmawiającego z kimś przez telefon i rozglądającego się na boki, tak jakby przypadkowa osoba mogła go uratować. Remus już żałował, że o tym zdążył pomyśleć, widząc jak portier firmy Jamesa uśmiecha się błagalnie w jego stronę i machnięciem ręki przywołuje go do siebie. Szatyn westchnął i niechętnie podszedł do mężczyzny, racząc go wymuszonym uśmiechem i patrząc jak ten, po krótkim "przepraszam na chwilę" odsuwa od ucha telefon i zasłania go ręką.
- Dzień dobry, panie Lupin. - Dumbledore uśmiechnął się do szatyna i wskazał na telefon. - Reporterzy i redaktorzy od godziny dobijają się, chcąc wiedzieć czy odbędzie się konferencja prasowa, a pan Potter nie odbiera.
- Konferencja prasowa? - zapytał Remus nie słysząc nic wcześniej na ten temat. - Poza tym gdzie jest James? Nie pojawił się jeszcze?
- Nie! To znaczy... Dyrektor jest już w biurze, ale nie odbiera telefonów. - wyjaśnił mężczyzna. - Co mam powiedzieć wszystkim tym reporterom i redaktorom?
- Daj mi ten telefon. - Remus machnął ręką w stronę urządzenia. - Porozmawiam z nimi.
- Dziękuję! - mężczyzna z ulgą na twarzy oddał słuchawkę patrząc jak Remus przykłada urządzenie do ucha.
Remus mimo tego, że nie miał wcześniej pojęcia o żadnej konferencji prasowej, widząc to przerażenie w oczach starego portiera, postanowił całą rozmowę z rzekomymi reporterami wziąć na siebie. Oparł się wygodnie o blat biurka i spojrzał przed siebie, na przechadzających się po firmie pracownikach i klientach. Schował dłoń do kieszeni spodni i wyprostował się tak jakby osoba po drugiej stronie telefonu mogłaby go zobaczyć.
- Dzień dobry. - odezwał się cicho szatyn zerkając na Dumbledore'a. - Z kim mam przyjemność?
- Z tej strony Rita Skeeter - reporterka i redaktorka naczelna Proroka Codziennego. - odezwał się arogancki i piskliwy głos, na słuch Remusa jakiejś kobiety po trzydziestce. - A ja z kim mam przyjemność? Kolejna sekretarka?
- Remus John Lupin. - odezwał się szatyn swoim oficjalnym tonem, ignorując komentarz kobiety. - Dyrektor operacyjny firmy "Quidditch" i wspólnik Jamesa Pottera.
- No w końcu ktoś kompetentny. - usłyszał głos kobiety, który zirytował go jeszcze bardziej. - Już od kilkudziesięciu minut próbuję się dodzwonić do pana Jamesa Pottera, jednak bez skutku. Jak dobrze pamiętam na dzisiaj zostało umówione spotkanie z reporterami najwyżej cenionych i najlepiej opiniowanych brytyjskich czasopism, odnośnie fuzji firm "Quidditch" i "Canis Major". Mam rozumieć, że skoro prezes firmy nie odbiera, to spotkanie zostaje odwołane?
- Oficjalnie nie została podana informacja o rzekomej rezygnacji z terminu konferencji prasowej. - odezwał się Remus już nie znosząc tej kobiety, z taniego plotkarskiego dziennika, której nawet nie powinno być na liście zaproszonych redakcji. - Termin ten, więc uznaje się za zgodny i nie wymagający niepotrzebnych zmian.
- To znaczy, że konferencja odbędzie się? Dzisiaj?
- To właśnie powiedziałem. - sarknął szatyn nie mogąc powstrzymać się przed komentarzem. - Konferencja prasowa dotycząca fuzji firm "Quidditch" i "Canis Major" oficjalnie została ustalona na dzień dzisiejszy i odbędzie się...
- Hotel Corinthia, sala konferencyjna, godzina 12. - wtrącił szybko Dumbledore.
- W hotelu Corinthia, w głównej sali konferencyjnej, o godzinie 12. - powtórzył szatyn do telefonu.
- W hotelu? - kobieta zainteresowana uniosła głos, przez co Remus odsunął telefon od ucha robiąc ja twarzy grymas. - Czemu nie w firmie?
- Pan Potter nie chce tłumów w firmie, podczas pracy innych. - odezwał się Albus Dumbledore słysząc komentarz Rity Skeeter.
- Z przyczyn biznesowych. - skrócił szatyn wywracając oczami, czego jednak kobieta nie mogła zauważyć, poza tym chciał już zakończyć tą zbędną rozmowę. - Jeśli to już wszystko...
- Oczywiście. - wtrąciła się kobieta. - Więcej pytam zadam osobiście podczas konferencji. Liczę na pańską obecność. Do zobaczenia.
I zanim Remus zdążył coś odpowiedzieć, w telefonie dało się słyszeć sygnał, że połączenie zostało zakończone, co spowodowało u szatyna jeszcze większe zirytowanie, którego starał się jak mógł, nie okazać. Jeszcze raz westchnął tego poranka, poprawił marynarkę i zsuwającą się z ramienia torbę, po czym spojrzał na Dumbledore'a uśmiechając się miło.
- James w swoim biurze? - zapytał szatyn, nie mogąc się doczekać rozmowy z okularnikiem.
- Razem z panem Blackiem. - wyjaśnił portier czym zbił szatyna z tropu, który przez cały ranek nawet nie miał czasu pomyśleć choć przez chwilę o brunecie. - Zadzwonić i powiadomić o pańskim przybyciu?
- Nie trzeba. - wtrącił szybko szatyn i ruszył do windy. - Sam ich powiadomię.
***SYRIUSZ***
Pobudka nie należała do udanych, gdyż tak przeraził się budzika, że spadł z łóżka, uderzając przy okazji o szafkę nocną nogą, co do przyjemnych nie należało. Czując pulsujący ból nie tylko nogi, ale głównie głowy, wstał z podłogi, krótko rozciągnął zastałe mięśnie i niechętnie ruszył do kuchni, w której to włączył ekspres do kawy. Gdy urządzenie wytwarzało z siebie nektar bogów, brunet powlókł się do łazienki w celu szybkiego umycia się. Po niecałym kwadransie, przed lustrem związał wilgotne włosy w niedbałego koka, nie dbając o to, że kilka zagubionych pasemek włosów uciekło mu z gumki, po czym w samym ręczniku ruszył do swojej garderoby i z niechęcią spojrzał na szereg idealnie na niego skrojonych garniturów. Prychnął pod nosem, zaraz przekopując się przez oficjalne ubrania i doszukując się czarnych, spranych jeansów z dziurami, zwykłej białej bokserki i skórzanej kurtki. Nie omieszkał zabrać do tego lekko przykurzonych i obłoconych glanów, drogiego zegarka i czarnych przeciwsłonecznych okularów. Tak ubrany westchnął cierpiętniczo i ruszył znowu do kuchni, w celu skonsumowania przyrządzonego przez ekspres napoju, który już zdążył wystygnąć. Syriusz nie lubił zimnej kawy, ale nie mógł narzekać, ciesząc się, że chociaż w najmniejszym stopniu przyczynił się ona do zmniejszenia poczucia kaca, po wczorajszym imprezowaniu. Kolejnym niezbyt dobrym pomysłem bruneta, było łączenie kawy z aspiryną i innym lekiem na ból głowy. Zdecydowanie żałował, że nikt nie wymyślił żadnego magicznego środka na leczenie kaca. Z tymi trapiącymi go myślami, założył okulary przeciwsłoneczne, by słońce nie dowalało mu więcej problemów, chwycił kluczyki od motoru, telefon oraz portfel i zamknął dom, zaraz kierując się w stronę niesprawnej maszyny, miał nadzieję, że oszczędzając te kilka minut, które zazwyczaj potrzebował na wciskanie się w garnitur, przydadzą mu się choć w najmniejszym stopniu, by doprowadzić motor do stanu używalności. Jak się chwilę później okazało, było to zbędnym myśleniem, gdyż maszyna odpaliła już za pierwszym razem, najwidoczniej tego dnia nie planując niszczyć i tak złego humoru spowodowanego złym samopoczuciem, brunetowi. Ledwo zauważalnie uśmiechnął się słysząc tak znane i lubiane mu mruczenie maszyny, w głowie pojawiła mu się myśl, że raczej to nie jest dobrym pomysłem wsiadać na motor będąc wczorajszym, ale zepchnął ją na tył swojego umysłu i w tym samym momencie usiadł na siodełku, niechętnie zakładając kask na głowę, którego tak bardzo nie lubił. Zwolnił nóżkę podpierającą motor i złapał za kierownicę, zaraz operując sprzęgłem, dodając gazu, zmieniając bieg na wyższy i ruszając w stronę firmy Jamesa, mając nadzieję, że z najlepszym kumplem połączą się w bólu i jakoś razem będą próbowali zwalczyć kaca, przy papierkowej robocie i niesmacznej kawie z automatu. Dojechanie do firmy Jamesa, przez zatłoczone ulice Londynu, zajęło brunetowi pół godziny, niezwykle długie i męczące pół godziny. Zsiadając z motoru, musiał aż złapać się za głowę, czując jak świat wiruje, może pomysł z jechaniem motorem na kacu, wcale nie był takim dobrym pomysłem, jak wydawało się szarookiemu wcześniej. Wchodząc do firmy, nie zauważył nawet Jamesa stojącego obok dystrybutora wody, znajdującego się niedaleko biurka portiera. Zwyczajnie jak zawsze, nie racząc nikogo słowem powitania, chciał od razu skierować się do windy.
- Łapo! - wciskając przycisk zatrzymał się i odwrócił w kierunku idącego do niego Jamesa. - Ślepy jesteś, czy jaki chuj?
- Raczej skacowany. - jęknął żałośnie szarooki i machnięciem ręki zaprosił okularnika do windy. - Widząc ciebie, stwierdzam, że nie tylko ja mam ten problem.
- W punkt. - zaśmiał się Potter, zaraz krzywiąc i łapiąc za głowę. - To był ostatni raz, jak piłem dzień przed pracą.
- Oboje wiemy jak wielkie jest to kłamstwo. - zaśmiał się brunet i wcisnął guzik najwyższego piętra. - Jak wczoraj dotarłeś do domu?
- Z pomocą Lily, o ile dobrze pamiętam. - okularnik podrapał się po głowie i poprawił okulary. - Zaraz po tym jak taksówkarz wyjebał mnie z auta i opieprzył, że mu tapicerkę obrzygałem.
- Puściłeś pawia w taksówce? - zaśmiał się znowu szarooki, zaraz tego żałując, czując pulsowanie pod czaszką.
- Nie ja, a Carter. - stwierdził Potter. - Tylko taksówkarz nie wiadomo czemu, nie chciał mi w to uwierzyć.
- A jak na to wszystko zareagowała Evansówna? - zapytał Syriusz, gdy ostatkami sił toczyli się do biura Jamesa. - Była bardzo zła?
- Bardzo zła!? - James opadł na swój fotel i złapał za głowę. - To mało powiedziane! Myślałem, że mnie zatłucze! Była wściekła!
- Minus posiadania narzeczonej. - stwierdził brunet wzruszając ramionami.
James chciał coś odpowiedzieć, ale przeszkodził mu w tym dzwoniący telefon. Syriusz po chwili jęknął cierpiętniczo, widząc, że Potterowi nawet nie śpieszy się z odebraniem przychodzącego połączenia. Po kolejnej próbie kogoś nad wyraz upierdliwego, z grymasem totalnego wkurwienia, sięgnął na biurko okularnika po urządzenie, po czym przesunął palcem po ekranie i zaraz wyciszył irytujące dźwięki.
- A jak to coś ważnego? - zapytał okularnik obserwując poczynania przyjaciela. - Było odebrać.
- A co ja... sekretarka? - sarknął Syriusz odkładając telefon i podchodząc do kanapy stojącej w kącie biura okularnika.
- Gdybyś wbił się w czarną mini i miał ze sobą tacę z kawą... - zaczął James odchylając się na fotelu i zamykając oczy. - ...to jestem pewny, że byłaby z ciebie całkiem niezła sekretarka.
- Pierdol się, Rogacz. - Syriusz wystawił w stronę Jamesa środkowy palec, nie przejmując się tym, że okularnik tego i tak nie zauważy. - A teraz kurwa wybacz, ale muszę się kilka minut przespać. Później możemy wziąć się za jakąś papierkową robotę nie wymagającą zbyt dużego myślenia.
- Zgadzam się. - stwierdził Potter, zaraz opadając głową na blat biurka. - Kilka minut bez wirującego świata jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Zamknij się w końcu.
Odezwał się Syriusz nakrywając głowę przedramieniem i zamykając oczy. James zaśmiał się tylko na ten komentarz, samemu czując jak powoli odpływa. Skąd mogli wiedzieć, że w tym samym momencie jak oni odpoczywali w najlepsze, biedny portier nie wyrabiał z odbieraniem dręczących telefonów, dotyczących umówionej przez Pottera konferencji prasowej w sprawie fuzji ich firm. W końcu na kacu, umysł nie pracował wydajnie i w pełni prawidłowo.
***SYRIUSZ I REMUS***
Syriusz i James spali w najlepsze, nie spodziewając się, że w kierunku biura okularnika, właśnie zmierza prawdziwa furia, której nawet wczorajsze zdenerwowanie Lily widzącej własnego narzeczonego w stanie maksymalnego upojenia alkoholowego, nie mogło się równać. Remus bowiem miał kilka czynników w życiu, które ponad wszystko wyprowadzały go z równowagi i wprowadzały w parszywy nastrój. A zdecydowanie do tych czynników można było zaliczyć - brak organizacji i ignorowanie obowiązków, czego dopuszczał się jego przyjaciel. Zirytowany do granic możliwości, nawet nie raczył zapukać do drzwi biura Jamesa, bez pozwolenia pakując swoją skromną postać i nagromadzony w niej gniew, do środka pomieszczenia. To co zastał przerosło jego najśmielsze oczekiwania, bowiem zauważył jak to Potter w najlepsze urządza sobie drzemkę w swoim fotelu. Dopiero później ogarnął, że nie tylko okularnik wpadł na tak, jakże zacny pomysł, zauważając jak Syriusz rozłożony w najlepsze na kanapie, oddycha miarowo, pogrążony w przyjemnej drzemce.
- Nie no, to są chyba jakieś jaja!
Podniósł głos, wręcz warcząc, przy czym z całej siły zatrzasnął za sobą drzwi, tak aby przypadkiem reszta biura, nie usłyszała jak ma zamiar, ładnie mówiąc, opieprzyć dwóch idiotów. Dwóch idiotów, którzy po huku, jaki wyrządziły zatrzaskujące się drzwi, przebudzili się z uroczej drzemki. James ze strachu i zaskoczenia odchylił się na fotelu, tak, że razem z meblem poleciał na ziemię, podobny los spotkał Syriusza, który z zaskoczenia także spadł z kanapy, spotykając się z nieszczęsną podłogą. Zaraz jednak dwójka mężczyzn szybko zerwała się na równe nogi i powstrzymując jęk bólu, spowodowanego uraczeniem ich skacowanych głów nieproszonymi decybelami, spojrzała z przerażeniem na wściekłego szatyna.
- Co wy odwalacie!? - Remus znowu uniósł głos i spojrzał na Jamesa, a później na Syriusza.
- Remi. - odezwał się cicho Black, chcąc jakoś załagodzić napiętą atmosferę, nawet nie wiedząc, że zdrobnił imię szatyna.
- Błagam nie krzycz tak...
Jęknął James w tym samym momencie, w którym odezwał się Syriusz. I gdyby Remus zaskoczony tym, jak sam Black zdrobnił jego imię, nie usłyszał później zbolałego i zachrypniętego głosu Pottera, to pewnie zaprzestałby awantury, skupiając całą swoją uwagę na postaci Blacka. To jednak się nie stało, ponieważ słysząc okularnika uświadomił sobie jedną ważną kwestię, a mianowicie fakt, że jego znajomi, wylegujący się jeszcze chwilę temu, dodatkowo szanowani biznesmeni i dyrektorzy generalni międzynarodowych firm o ugruntowanych pozycjach na rynku światowym... zwyczajnie walczyli z kacem. To wszystko wzburzyło Remusa na tyle, że szatyn zwyczajnie nie potrafił ukryć już swojego wzburzenia, całkowicie zapominając o tym, jak to Syriusz chwilę temu uroczo zdrobnił jego imię, przyspieszając bicie jego serca.
- Czy was do reszty powaliło!? - krzyknął zakładając sobie ręce na głowę i spoglądając załamany na sufit, a później na mężczyzn. - Kto normalny, w dzień umówionej konferencji prasowej, przychodzi do pracy na kacu!?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top