*2*
***SYRIUSZ I REMUS***
Pierwszy szok u Syriusza szybko został zastąpiony niezwykłą radością na widok tego jednego najciekawszego człowieka, którego przecież nawet jeszcze nie znał. Brunet zwyczajnie nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął szelmowsko, doskonale widząc jak szatyn bacznie mu się przygląda najprawdopodobniej czując przeogromne zażenowanie.
- To jest... - zaczął James.
- Lupin. - wtrącił się Remus okrążając stół i podchodząc do bruneta, po czym wyciągnął do niego dłoń, starając się, by ta nie zadrżała, nie wiedział czy zwyciężało poczucie zażenowania, czy może lęk przed tym jaką reakcję na jego widok może ukazać brunet. - Remus John Lupin. Dyrektor operacyjny i jak do tej pory jedyny wspólnik Jamesa.
Szatyn starał się jak mógł, by wytrzymać to pewne i władcze spojrzenie szarych tęczówek co było niezwykle trudne. Zauważył doskonale jak kącik ust bruneta podnosi się do góry, a oczy błyszczą nieznanym dotąd Remusowi blaskiem.
- Miło mi poznać. - Syriusz uścisnął dłoń i odezwał się, specjalnie wkładając w swój głos trochę erotyzmu, którym to szatyn poczęstował go przy taksówce, zaraz przed pocałunkiem. - Jestem Sy...
- Doskonale wiem kim pan jest. - zadrwił sobie szatyn i wyrwał dłoń, która zdecydowanie zbyt długo była obejmowana przez tą bruneta, lęk i małe zażenowanie zostały zajęte przez irytację i odrobinę wszechobecnej w szatynie ironii. - Wszystkie gazety plotkarskie o panu piszą.
- Za to o panu nie widziałem ani słowa. - odezwał się Syriusz, czując jak Remus rzuca mu pewnego rodzaju nieme wyzwanie, starając się go usadzić w ławce z innymi gwiazdeczkami tanich czasopism.
- Pokazują i piszą o mnie tyle, na ile im pozwalam. - skomentował Remus i nie czekając na odpowiedź wrócił na swoje miejsce, doskonale czując zainteresowanie swoją osobą, nie tylko Syriusza, ale także Lily i Jamesa. - Dbam o swoją prywatność najlepiej jak potrafię. Nie lubię wokół siebie sztucznych tłumów.
- Ciekawe... - szepnął Syriusz pod nosem, przyglądając się badawczo szatynowi, który to jeszcze bardziej go intrygował.
- To dobrze, że już się poznaliśmy. - James klasnął w dłonie czując jakąś dziwnie napiętą atmosferę.
- Nie przedstawisz Lily? - Remus uniósł brew do góry, doskonale wiedząc o tym, że to zazwyczaj Evans jest pierwszą osobą przedstawianą i wychwalaną przez Jamesa.
- Evansównę znam już dobre kilka lat, więc nie widzę w tym potrzeby. - zaśmiał się Syriusz patrząc na szatyna. - Chodziliśmy razem do szkoły i pomagałem Rogaczowi ją poderwać.
- Rogaczowi? Poza tym jakim cudem... - Remus chciał dowiedzieć się jakim cudem nie poznali się wcześniej w szkole, ale urwał nie wiedząc czy chce drążyć ten temat.
- Miałeś indywidualny tok nauczania i gdy ja, Peter i James chcieliśmy się z tobą spotkać, magicznie Blackowi zawsze musiało coś wypaść. - odezwała się Lily patrząc niechętnie na jej przyjaciela Syriusza, powstrzymując się od powiedzenia, że to przez panienki na jeden wieczór, nie miał czasu na te spotkania.
- Oh tak. Był bardzo zajęty. - zaśmiał się James poruszając brwiami do Syriusza i nie zdając sobie sprawy jak jego narzeczona morduje go wzrokiem, a Remus przygląda się z zaciekawieniem.
- Są sprawy ważne i ważniejsze. - Syriusz postanowił się obronić, wzruszając przy tym ramionami, ale później znowu spojrzał na szatyna i nie dając po sobie poznać rozgoryczenia swoją młodocianą głupotą, uśmiechnął delikatnie. - Choć jakby spojrzeć, chyba jednak jest czego żałować.
- Ekhem. - Remus doskonale zrozumiał grę słowną bruneta i aby nie dać po sobie poznać, jak ta go nie tyle zawstydziła co popieściła jego ego, odchrząknął znacząco i spojrzał na papiery, które mieli przygotowane na to spotkanie. - Może lepiej skupmy się na umowie, którą mamy podpisać. Rozmowy możemy przełożyć na kiedy indziej.
- Może na dziś wieczór? Zapraszamy do nas. - tym razem to Lily postanowiła się odezwać.
- Mi pasuje. - Syriuszowi zdecydowanie spodobał się pomysł poznania jednego konkretnego chłopaka bliżej, więc nie mógł przepuścić co do tego nadążającej się okazji. - O której?
- Ja niestety nie mogę. - wtrącił Remus kartkując po raz nawet nie wiadomo który, tak dobrze znaną mu już umowę. - Przeprowadzam się dziś do nowego mieszkania.
- Naprawdę!? Nic nie mówiłeś Luniaczku. - zaśmiał się James, a Syriusz słysząc dość ciekawy, ale i uroczy pseudonim uniósł brew zainteresowany.
- Luniaczku? - zapytał, specjalnie zerkając nie na Jamesa, a na Remusa, który dalej zaczytany w kartkach papieru wywrócił ostentacyjnie oczami i prychnął pod nosem.
- Raz zdarzyło mi się zasnąć w pracy, a do końca życia będzie mi o tym przypominać. - warknął Remus odkładając poukładane strony umowy na miejsce.
- Przepracowujesz się i potem są tego konsekwencje, Rem. - odezwała się zmartwiona Lily, szybko jednak zmieniając nastrój na radosny. - Poza tym powiedz coś więcej o tym nowym mieszkaniu. W Londynie?
- Później. - Remus uśmiechnął się przepraszająco do dziewczyny i spojrzał na Syriusza. - Pozwoli pan, że zaczniemy spotkanie odnośnie naszej współpracy.
- Syriusz. - odezwał się chłopak uśmiechając do szatyna. - Darujmy sobie formalną otoczkę.
- Ewentualnie używaj jego pseudonimu. - wtrącił James siadając z Syriuszem do stołu i biorąc kopię dokumentów.
- Pseudonimu? - Remus uniósł brew do góry przyglądając się brunetowi badawczo, który właśnie mordował Jamesa wzrokiem. - Jakiego?
- Łapa. - powiedział niechętnie Syriusz. - To i tak lepsze niż Rogacz.
- Lily nawet nie myślała o Smarkerusie jak o potencjalnym chłopaku! - James wyrzucił ręce do góry, a Lily zaśmiała się z oburzenia swojego narzeczonego. - Jakim cudem miałaby przyprawić mi rogi nie będąc zainteresowana tamtym facetem?
- To proste. - skomentował Syriusz rozbawiony zachowaniem Jamesa. - Jesteś Rogaczem nawet o tym nie wiedząc.
- Ja ci zaraz coś zro...
- Łapo. - groźby Jamesa przerwał głos Remusa, który szybko sprowadził wszystkich na ziemię, a Syriusz słysząc znowu ten wibrujący szept, przesączony erotyzmem, wstrzymał oddech uważnie spoglądając na szatyna. - Jeśli skończyłeś już zabawiać się z Jamesem to może wrócimy do tematu umowy?
- Ja... - Syriusz nie wiedział co mógłby powiedzieć, tak naprawdę chciał mu dać odpowiedź, że to z nim, a nie z Jamesem chciałby się teraz zabawiać, najlepiej tutaj, na tym stole, ale ostatecznie zamknął tylko usta i delikatnie pokiwał głową biorąc kopię dokumentów od uśmiechającego się ironicznie szatyna.
- Na pierwszy ogień stosunki prawne związane z fuzją dwóch wielkich korporacji...
Zaczął Remus dostojnie i poważnie, tak jakby był stworzony do pracy w tak dobrze funkcjonującej firmie... i był. Nikt nie mógłby tego zakwestionować, ponieważ Lupin w swojej krótkiej karierze u Jamesa zdołał rozwinąć jego firmę i wynieść ją na rynek międzynarodowy, skupiający innych znanych kontrahentów, dzięki którym ich zyski rosły ciągle w górę. Prawda była taka, że to on pół żartem pół serio, kiedyś wieczorem przy piwie w tanim barze, bawiąc się z Jamesem i Peterem napomknął o współpracy z Syriuszem Blackiem, nie wiedząc, że chodzili do tej samej klasy, a rzeczony facet był najlepszym przyjacielem Pottera. Teraz czytając artykuły i paragrafy związane z umową ich współpracy nie mógł się nadziwić jak los potrafi płatać figle, jednak nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Przez głowę bowiem przechodziły mu tylko myśli, o tym jak idiotycznie dzisiaj rano w stosunku do bruneta się zachował. No przecież jakby wiedział, że to ten właśnie facet, to by go nie pocałował, a teraz siedzi przed nim jak gdyby nigdy nic i czyta punkty umowy. Szatyn westchnął z powodu natrętnych myśli przerywając na chwilę czytanie ostatnich artykułów.
- Czy do tej pory wszystko jest jasne? - zapytał osób znajdujących się w sali konferencyjnej i spojrzał uważnie na bruneta. - Masz jakieś obiekcje Syriuszu?
I choć Syriuszowi podobało się to jak Remus nazwał go przezwiskiem wcześniej, tak teraz bał się, że gdyby nie jego cudowna gra aktorska i wyćwiczony do perfekcji spokój na twarzy, najprawdopodobniej rzuciłby się na tego cholernie przystojnego zielonookiego mężczyznę, nie zwracając uwagi nawet na Jamesa i Lily, siedzących przecież w tej sali razem z nimi. Prawda była taka, że już od samego początku nie zwracał na nich uwagi, skupiając się na tym jednym intrygującym i wyjątkowo pociągającym chłopaku, który teraz jak gdyby nigdy nic siedział przed nim i czytał mu kruczki prawne związane z ich współpracą. Jak gdyby wcale ten sam facet, dzisiaj rano nie pocałował go, sprawiając wewnętrzny mętlik w głowie i burząc codzienny spokój największego Casanovy i rekina biznesu. Brunet nie wiedział tylko, że rzeczony szatyn jest, o dziwo, tak jak mówił James, wyjątkowo kompetentny i nadający się idealnie na stanowisko dyrektora operacyjnego każdej dobrze prosperującej korporacji, nawet też o dziwo i jego firmy, co było przerażające w myśli szarookiego, pewnego, że na świecie istnieje tylko jedna tak zorganizowana i kompetentna osoba - on sam. Przerażające było też to, że zielonooki mężczyzna, podobnie jak Syriusz, potrafił grać i to cholernie dobrze... Bowiem ani razu nie drgnęła mu powieka odkąd zauważył bruneta w sali konferencyjnej, po tym ich małym, acz według Syriusza przyjemnym incydencie z rana. I najgorsze w tym było to, że szatyn potrafił wygrywać, wygrywać w grę, którą nawet nie planując obaj sobie narzucili, wymieniając się, być może tylko troszeczkę dłuższymi spojrzeniami i krótkimi niedopowiedzeniami, bo Remus według Syriusza był graczem i to niezwykle aroganckim w swojej wyniosłości, a to niezaprzeczalnie intrygowało i kręciło szarookiego, który wręcz za punkt honoru wziął sobie, okiełznanie tej przyjemnej aparycji, uroczej nutki arogancji i irytacji, drapieżnej strony wyższości i opanowania, a także niezaprzeczalnie widocznej zmysłowości. To było jak pierwszy papieros bruneta, który raz spróbowany, ciągnie do siebie jak magnes i nie pozwala zrezygnować zatracając człowieka ciągle w nowe to nałogi.
- Nie mam żadnych, Remusie. - Syriusz odpowiedział przyjmując narzucone mu odgórnie wyzwanie, teraz wytrzymując zainteresowane i pełne buntowniczości spojrzenie szatyna. - Możemy kontynuować.
Remus uśmiechnął się tylko kącikiem ust i wrócił do czytania końcowych punktów umowy. Gdy już wszystko zostało przeczytane, a Syriusz nie wyraził żadnych wątpliwości odnośnie sporządzonej przez szatyna umowy, zielonooki podał oryginał umowy szarookiemu, nie pokazując oznak jakiejkolwiek radości z nawiązania współpracy, ale tak naprawdę zdradziły go oczy, które błyszczały być może tylko trochę bardziej jak na gust Syriusza. Szarooki przyjął papiery i oferowane mu pióro zdecydowanie należące do tych droższych i złożył swój oficjalny podpis zaraz podając umowę Jamesowi, który bez drgnięcia powieki także złożył na nim swój podpis, następnie umowę dostała Lily i po podpisaniu oddała ją w ręce Remusa. Lupin z zainteresowaniem spojrzał na oferowane mu jego własne pióro z rąk Syriusza, po czym przyjął je, być może tylko przez własny kaprys, palcami muskając "niespecjalnie" dłoń bruneta. Spojrzał na wszystkie podpisy, zatrzymując się o sekundę dłużej na tym Syriusza Oriona Blacka, by zaraz tuż obok niego złożyć swój, skupiając się, by zupełnie przypadkiem nie zrobić wpadki w postaci kleksa na tak ważnej umowie. Chwilę poczekał, aż tusz z pióra wiecznego wchłonie w papier pieczętując zawartą między firmami "Quidditch" i "Canis Major" umowę, a kopie zostaną podpisane przez członków obu firm, by na sam koniec z delikatnym uśmiechem na ustach wstać z miejsca i wyciągnąć rękę w stronę szarookiego.
- Miło nam powitać nowego wspólnika i drugiego dyrektora generalnego. - odezwał się Remus słysząc jak Lily i James także wstają z miejsc.
- Liczę na owocną współpracę. - Syriusz objął dłoń szatyna i odwzajemnił głębokie spojrzenie pełne ironicznych niedomówień.
- Trzeba to uczcić! - krzyknął James chcąc, by ta dziwnie gęsta atmosfera w końcu zniknęła. - To w końcu moja firma, więc raczej nikt nie będzie miał przeciwko jak skończymy dzisiaj wcześniej.
- Po pierwsze James, wiesz, że nie możesz tego zrobić, za dużo umów masz do podpisania. - odezwał się Remus odsuwając szybko od szarookiego, który teraz patrzył na niego tak jakby chciał poruszyć temat dzisiejszego poranka, o którym to Remus chciał jak najszybciej zapomnieć. - A po drugie, ja tym bardziej odpadam. Mam jeszcze sporo roboty i imprezy zarządu zdecydowanie mi w tym nie pomogą.
- Rem ma rację. - odezwała się Lily kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela, przez co być może tylko troszeczkę powieka Syriusza drgnęła. - Kiedy indziej Potter.
- Skarbie wiesz przecież... - zaczął James, ale Remus już go nie słuchał kierując się do drzwi odprowadzany bacznym spojrzeniem Syriusza. - A ty dokąd Lunatyku?
- Mówiłem. Mam sporo roboty. Papiery same się nie uzupełnią, poza tym jeszcze kilka spotkań przede mną i wiele ważnych telefonów.
- Co ty... - Lily chciała odezwać się do szatyna, wiedząc doskonale, że na dzisiaj nie miał żadnych zaplanowanych spotkań, a telefonami szatyna zajmowały się zazwyczaj sekretarki, jednak widząc wzrok Remusa mówiący "później ci powiem", zrozumiała, że szatyn po prostu chce się wymigać z ich spotkania, nie wiedziała jednak dlaczego, podejrzewając, że to nadpobudliwość Jamesa, miała coś z tym wspólnego, nie myśląc nawet, że chodziło o kogoś innego... kogoś z szarymi tęczówkami, ciemnymi długimi włosami i idealnie przystrzyżonym zarostem. - No tak, Rem. Przepraszam zapomniałam o tych spotkaniach, ale później w wolnej chwili musimy porozmawiać, dobrze?
- Skoro nalegasz. - Remus wiedział, że i tak z Lily nie wygra, więc na spotkanie musiał się zgodzić. - A teraz wybaczcie, muszę uciekać. Miłej zabawy.
Wychodząc z sali konferencyjnej mimowolnie zerknął na cichego do tej pory Syriusza, który od dłuższej chwili skupiał swój wzrok na szatynie. Zielonooki przyłapany na zerkaniu na bruneta, zestresował się, szybko odwracając wzrok i wychodząc z pomieszczenia, chcąc jak najszybciej schować się w swoim biurze. A Syriuszowi zajęło dosłownie sekundę postanowienie ruszenia za nim, spojrzał tylko na Lily i Jamesa rozmawiających teraz na temat potencjalnego spotkania z przyjaciółmi, a później na wyjście, w którym to zniknął Remus.
- Muszę zadzwonić. Potem dołączę. - mówił już ruszając w stronę drzwi, nawet nie fatygując się szczególnie, by jego kłamstwo brzmiało wiarygodnie, udając tylko, że w kieszeni faktycznie szuka rzeczonego telefonu.
Nim James i Lily zdążyli coś powiedzieć, Syriusz już był poza zasięgiem ich głosu, idąc przed siebie korytarzami firmy "Quidditch" mając tylko nadzieję, że to właśnie w tym kierunku udał się Remus. Najwidoczniej szczęście go jeszcze nie postanowiło opuścić bowiem zauważył szatyna idącego lekko sztywnym, szybkim krokiem w stronę windy. Syriusz zastanowił się czy Remus ma na innym piętrze biuro, ale zaraz zrezygnował z tego pomysłu, przypominając sobie jak to James opowiadał mu, że cała dyrekcja jego firmy, w tym także dyrektor operacyjny, mają biura na tym samym, najwyższym piętrze. Nie przejmując się jednak swoimi myślami przyśpieszył widząc, że drzwi windy już otwierają się przed szatynem. Remus nie wiedząc, że na horyzoncie pojawił się jego natręt myślowy, wszedł spokojnie do środka, zaraz naciskając przycisk parteru, gdzie znajdował się mały bufet, w którym kawa była naprawdę dobra, a kelner przyjemny do rozmowy. Z rozmyślań o dobrej herbacie ziołowej i przyjaznym kelnerze, wyrwał go dźwięk butów, których właściciel właśnie wbiegł do zamykającej się już windy. Zanim jednak zdołał spojrzeć na delikwenta, już był osaczony przez ręce bruneta teraz spoczywające obok głowy szatyna na jednej ze ścian windy. Przez myśl przeszło mu by udusić Jamesa, za wstawienie wind z przeszklonym wejściem i ścianami po bokach. Z mieszaniną zażenowania i szoku spojrzał na szarookiego, który uśmiechnął się wręcz ironicznie, tylko jednym kącikiem ust.
- To teraz grzecznie powiesz mi. - zaczął Syriusz wibrującym głosem zbliżając się delikatnie do twarzy Remusa. - Co tak właściwie stało się rano?
- Nie wiem o czym mówisz. - skomentował szatyn, sam nie wierząc jak to krótkie kłamstwo żałośnie brzmiało, przekręcił głowę na bok i chcąc uniknąć spojrzenia Blacka, wpatrywał się w panel z guzikami, widząc jak na małym wyświetlaczu pojawiają się cyfry mijanych przez nich pięter.
- A mi się wydaje... - zaczął Syriusz przerywając na chwilę, by jedną z dłoni zabrać ze ściany i dwoma palcami objąć podbródek szatyna, odwracając jego głowę w swoją stronę, tak by ich spojrzenia mogły się spotkać. - ...że doskonale wiesz o czym mówię.
Remus wstrzymał powietrze w płucach, gdy spoglądając w szare tęczówki zauważył jak twarz bruneta, powoli zbliża się, usuwając przestrzeń między nimi. Nie wiedział czego mógłby się teraz spodziewać... czy Black naprawdę chciał go pocałować? Z westchnieniem i wdzięcznością zauważył kątem oka jak drzwi od windy otwierają się na przypadkowym piętrze. Szybko wykorzystał moment zaskoczenia bruneta odsuwając się od niego na drugi koniec windy akurat w momencie, gdy do środka weszła niska dziewczyna, której imienia Syriusz nie pamiętał i którą miał ochotę teraz udusić.
- Dzień dobry. - kobieta zarumieniona skłoniła się spoglądając maślanymi oczkami na Remusa, a w Syriuszu wręcz wrzało, przerwała mu, a tego bynajmniej nie umiał znieść. - Panowie na górę? Na dół?
- Ja... - zaczął Remus spoglądając kątem oka na Syriusza. - ...właśnie wysiadam.
Skomentował i nim drzwi się całkowicie zamknęły, minął kobietę i wyskoczył z windy odwracając się akurat w momencie, gdy zdesperowany Syriusz próbował jeszcze nacisnąć guzik otwarcia drzwi. Gdy winda ruszyła w górę, ich oczy na moment się spotkały, a Remus uśmiechnął się ironicznie i wzruszył ramionami, podczas gdy Syriusz kręcił głową, rozbawiony zachowaniem Remusa, wiedząc, że w tej firmie, szczególnie z przystojnym szatynem, nie będzie się nudzić.
***SYRIUSZ***
Stojąc w windzie uśmiechał się pod nosem przypominając sobie sytuację sprzed chwili, jak to miał zamiar pocałować chłopaka o zielonych oczach. Nie jego wina, że już od sytuacji z rana miał zamiar to zrobić, nie spodziewając się, że nadarzy się na to okazja, a rzeczony nieznajomy stanie się jego wspólnikiem biznesowym.
- A pan na górę? - odezwała się kobieta zwracając na siebie uwagę i urywając myśli Syriusza krążące wokół Remusa.
- Tak. - odezwał się do kobiety. - Jadę na najwyższe piętro, do Pottera.
Kobieta nic nie mówiąc spojrzała na tablicę z guzikami i nacisnęła rzeczony numer "10" zastanawiając się tylko czemu jedynym świecącym się guzikiem był ten kierujący na parter. Syriusz natomiast do samego końca podróży nie odzywał się już do kobiety, skupiając myśli w pełni na intrygującym mężczyźnie, a gdy winda otworzyła się na jego piętrze, bez żadnego słowa wyszedł i ruszył do biura Jamesa, chcąc z nim porozmawiać o interesującym go osobniku...
***REMUS***
Mężczyzna nie wiedział czy zdesperowany Syriusz nie postanowi nagle wysiąść na następnym piętrze i wrócić na to, na którym wysiadł szatyn, więc niewiele myśląc szybko przeszedł korytarzem i otworzył wyjątkowo głośno drzwi, po czym ruszył klatką schodową w dół. Naprawdę miał ochotę na dobrą herbatę, a i rozmowa na neutralnym gruncie z uroczym kelnerem mogła być czymś satysfakcjonującym. Już po kilku minutach drogi, siedział na obrotowym krześle przy blacie, czekając aż kelner zaszczyci go swoją obecnością. Gdy ten zobaczył Remusa, uśmiechnął się i szybko podszedł do niego, zaraz opierając rękę na blacie i patrząc wesoło na szatyna.
- Coś dla pana dyrektora? - powiedział mężczyzna ciesząc się z wizyty Remusa. - To co zwykle?
- Wiesz co lubię najbardziej. - Remus nie odwzajemnił uśmiechu tak jak zawsze, myślami dalej błądząc wokół szarych tęczówek bruneta. - Choć w tym przypadku powinienem sięgnąć raczej po jakieś procenty, możesz mnie poczęstować jeśli coś takiego masz.
- Wiesz, że mam. - zaśmiał się mężczyzna spoglądając na szatyna znacząco, w końcu nie raz kończyli razem z Jamesem zlani w trupa na ulicach Londynu. - Jednak raczej nie wypada, szczególnie, że i ty i ja jesteśmy w pracy. Potter raczej nie będzie zadowolony.
- Błąd. - skomentował Remus patrząc na mężczyznę jak ten oddala się od blatu. - Kto jak kto, ale ty Richard doskonale wiesz, że James zawsze jest zadowolony jeśli chodzi o procenty.
- Nie jeśli chodzi o jego firmę. - skomentował przygotowując herbatę ziołową, którą tak uwielbiał jego dobry przyjaciel, po czym wrócił do chłopaka i podał mu napój. - A teraz do rzeczy. Co się stało, że umierasz załamany?
- Aż tak widać? - Remus spojrzał ironicznie na chłopaka.
- Nie da się ukryć. - zaśmiał się mężczyzna nie przejmując tym, że pytanie najprawdopodobniej było retoryczne. - Znam cię aż za dobrze, by nie wiedzieć, że coś się dzieje.
- To że po jednej z imprez całowałeś mnie i chciałeś przelecieć, nie oznacza że mnie dobrze znasz, Richard. - skomentował Remus rzucając ironiczne spojrzenie rozbawionemu Richardowi.
- Przyznaj, że było ci całkiem dobrze w tym pocałunku. - zaśmiał się mężczyzna.
- Było, nie było. To już przeszłość. - zadrwił sobie Lupin. - Szczególnie jak wspomnę sobie, gdy nazwałeś mnie Marlene i zrzygałeś na spodnie.
- Ha! Nie zaprzeczyłeś, że było ci dobrze. - zaśmiał się mężczyzna nie przejmując tym, że po jego głośnym wybuchu inni klienci bufetu zerkają w ich stronę. - A teraz grzecznie do rzeczy to może przemyślę możliwość wspólnie spędzonej nocy.
- Że niby z tobą? - Remus uniósł brew lekceważąco, lustrując przy tym faceta. - Byłem pijany, załamany i dodatkowo zdesperowany, a ty byłeś w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Nie dopowiadaj sobie, że jesteś w moim typie i masz u mnie szanse. Poza tym jeszcze niedawno twierdziłeś, że jesteś stuprocentowym hetero. Coś się zmieniło?
- Ty się pojawiłeś. - Richard posłał Remusowi całusa, śmiejąc się zaraz z jego grymasu. - Dla ciebie mógłbym zrobić wyjątek. Wystarczy słówko.
- Zapomnij. - warknął Remus bynajmniej nie mając ochoty na drwiny Richarda.
- Nie wiesz co tracisz. - skomentował kokieteryjnie mężczyzna, jednak i to nie zrobiło na Remusie wrażenia, w głowie dalej wibrował mu głos Syriusza, Richard zauważył, że Remus błądzi gdzie indziej myślami. - Przystojny był chociaż?
- Cholernie. - Remus nawet nie wiedział, że wydał się przed Richardem, który już od samego początku podejrzewał powód zdenerwowania swojego przyjaciela.
- Coś więcej? - zapytał Richard, a do Remusa dotarło, co wcześniej powiedział, odchrząknął znacząco i zaczął pić swoją herbatę. - No Lupin! Nie bądź taki. Co musiało się stać, że jesteś taki załamany? Słabo obciąga czy co?
- Chciał mi zabrać taksówkę, więc go pocałowałem. - stwierdził, a Richard nie wiedział czy to żart czy Remus naprawdę jest taki tępy.
- Że co? - zapytał inteligentnie spoglądając na Remusa. - Pocałowałeś obcego kolesia, bo chciał zabrać ci taksówkę? Ty w ogóle słyszysz jak to idiotycznie brzmi?
- Słyszę. - zaśmiał się Remus żałośnie. - Dodatkowo on pra...
- Nie chce ci przerywać. - wtrącił Richard zauważając znajomych w drzwiach. - Ale może cię zainteresować ktoś kto właśnie wszedł do bufetu.
- Kto taki? - Remus chciał się odwrócić, ale Richard szybko przytrzymał go ręką w miejscu, widząc znak od znajomej osoby, by nie zdradził Remusowi kto idzie. - Co ty!?
- Cicho. - stwierdził mężczyzna obserwując dalej mężczyzn zbliżających się powoli w ich kierunku i uśmiechając do nich szeroko. - Powiesz chociaż czy był przystojny? Jak wyglądał?
- Co to ma do... - zaczął, ale westchnął widząc zirytowaną minę przyjaciela, już nawet zapomniał o osobach zmierzających w ich stronę, myślami odpływając w stronę Syriusza. - Wysoki, dobrze zbudowany, elegancki, na twarzy idealnie przystrzyżony tygodniowy zarost podkreślający kości policzkowe, długie kruczoczarne włosy.
Odpłynął totalnie wyobrażając sobie, jakby brunet stał przed nim i pozwalał się szatynowi opisywać z najmniejszymi szczegółami. A Remus nie narzekał, bezkarnie odkrywając wzrokiem każdy skrawek przystojnego ciała Syriusza Blacka.
- I te oczy. - skomentował Remus nie patrząc na Richarda tylko na herbatę, co było błędem, bowiem Richard właśnie chciał wzrokiem wstrzymać opis szatyna, przyglądając się znajomym, którzy byli już tylko kilka kroków od nich i doskonale słyszeli co szatyn mówił. - Szare jak blask pełni księżyca... Przeszywające, pełne arogancji niemych niedopowiedzeń i tajemnic spojrzenie, wywiercające dziurę w środku głowy.
- Ciekawe.
***SYRIUSZ***
Gdy brunet wszedł do biura swojego przyjaciela spodziewał się, że ten będzie siedział w papierach, natomiast zastał okularnika w całkiem innej sytuacji... Bowiem jeden z bardziej znanych biznesmenów i dodatkowo dorosły mężczyzna... Zwyczajnie bawił się piłką, strzelając w bramkę, zrobioną z dwóch kubków, obok ściany. Syriusz wszedł akurat w momencie, gdy James zamierzał strzelić, przez co zdezorientowany okularnik nie trafił dobrze w piłkę, która łukiem z ogromną prędkością poleciała w stronę lampy i zwyczajnie ją zniszczyła.
- Jak Evans będzie krzyczeć to zgonie całą winę na ciebie. - odezwał się James podchodząc do telefonu i wybierając szybko numer. - Dzień dobry panie Dumbledore, może pan wezwać do mojego biura kogoś od sprzątania? Tak? Dziękuję, do widzenia.
- Prędzej ja wyznam, że bawisz się jak dziecko w miejscu pracy. Jak myślisz, komu uwierzy bardziej? - Syriusz uniósł ciekawsko brew i spojrzał na rozbawionego przyjaciela. - Jakim cudem twoja firma osiąga takie zyski, mając tak tępego dyrektora?
- Zwyczajnie jestem genialny. - zaśmiał się James, a Syriusz spojrzał na niego sceptycznie. - No dobra. Remus jest genialny. I moja Lily trochę także. Ale to ja ich zatrudniam, więc mój geniusz nie równa się innym.
- To na pewno. - zaśmiał się cicho brunet, przypominając po co właściwie tutaj przyszedł. - Odnośnie Remusa...
- Zapomnij. - wtrącił szybko James widząc to spojrzenie u bruneta, znaczące tylko jedno - kłopoty. - Kogo jak kogo, ale Lunatyka wybij sobie z tej zapchlonej głowy.
- Zanim coś powiesz to... - Syriusza chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu stary mężczyzna, który jakby do siebie wszedł do pomieszczenia i bez żadnego słowa zgarnął odłamki zniszczonej lampy.
- Nawet dla biednej lampy nie mają poszanowania. Takich to w piwnicy powinno się wieszać do góry nogami. Oj tak. - powiedział mężczyzna i wyszedł, zostawiając zaskoczonego Syriusza i rozbawionego Jamesa samych.
- Kto... - zaczął brunet patrząc na przyjaciela.
- Argus Filch. - wyjaśnił James. - Nasz woźny. Pracuje tu odkąd pamiętam. Tak samo jak Dumbledore i kilka innych osób. Po śmierci rodziców nie chciałem nikogo zwalniać, taki mały cel by ich uczcić.
- Sentymentalny się zrobiłeś. - stwierdził Syriusz, jednak sam zasmucił się gdy usłyszał o rodzicach Jamesa. - Też za nimi tęsknię, Rogacz. Zastępowali mi rodziców, gdy najbardziej ich potrzebowałem.
Prawda była taka, że gdy za młodu Syriusz pokłócił się z rodzicami i doszło między nim, a jego matką do szarpaniny, uciekł z domu i nikomu nic nie mówiąc, udał się do jedynego znanego i cenionego mu miejsca - domu Jamesa, w którym został aż do ukończenia szkoły średniej. Rodzice Jamesa przyjęli go od razu, nie potępiając i nie oceniając, dając mu dom, prawdziwy dom, którego nigdy nie miał. Podczas studiów, gdy dowiedział się o śmierci Euphemii i Fleamonta Potterów, przez tydzień razem z Jamesem imprezowali, płacząc i kompletnie nie radząc sobie z żałobą, dopiero Lily zdołała pomóc, dzięki czemu dwójka przyjaciół z czasem zaakceptowała to co się stało. To jednak nie był koniec tragedii w życiu Syriusza, bowiem niecały rok później dowiedział się o tym, że jego wuj zmarł przez chorobę, o której nawet sam nigdy nie wiedział. Był zaskoczony gdy odkryto testament, w którym to napisane było, że Syriusz odziedzicza całą fortunę swojego wuja. W tamtym czasie jego rodzice, tak wściekli się na tą wieść, że z każdego rodzinnego zdjęcia wydrapali Syriusza, a także z rodzinnego gobelinu matka wypaliła jego portret, tłumacząc, że ona nie ma już syna. To jednak nie przejęło Syriusza tak bardzo, jak wieść o tym, że jego młodszy brat - Regulus, także nie chce go już znać i że to on odziedziczy firmę gdy rodzice umrą. Tak stało się kilka lat później, gdy to sam Regulus oznajmił, że rodzice zmarli w szpitalu, po ciężkiej walce z chorobą. Nie wyjaśnił nic więcej... Jaka to była choroba, dlaczego tak szybko wyniszczyła i zabiła ich rodziców... Nic. Wyjaśnił Syriuszowi tylko, że to on będzie teraz sprawował władzę nad firmą, z którą i tak starszy Black nie chciał mieć już nic wspólnego, a także, że postanowił spełnić wolę ich zmarłego wuja i oddać Syriuszowi posiadłość przy Grimmauld Place, która do tej pory jest domem bruneta.
- Wiem. - James uśmiechnął się smutno klepiąc przyjaciela po plecach. - Teraz zostaliśmy tylko my... no i oczywiście nasi przyjaciele... Lily, Peter, Remus...
- No właśnie. - Syriusz uśmiechnął się delikatnie pod nosem. - Remus.
- Mówiłem ci już. - odezwał się James stając przed Syriuszem i łapiąc go za ramiona. - Zapomnij.
- O co ci tak właściwie chodzi? - Syriusz uniósł wysoko brew spoglądając na poważnego przyjaciela. - Jak dobrze pamiętam to jeszcze nigdy nie zabroniłeś mi kogoś podrywać.
- Tak, nie zabroniłem. - skomentował James. - Zabraniam ci teraz. On... On już za dużo przeżył... Nie potrzebuje palanta, który wykorzysta go na jedną noc i zostawi.
- Ranisz mnie, Rogacz. - Black teatralnie złapał się za serce. - Naprawdę uważasz, że nie umiem z kimś wytrzymać dłużej nic noc?
- A umiesz? - James spojrzał na przyjaciela sceptycznie krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Daj mi chociaż jeden przykład osoby, która faktycznie przetrwała dłużej.
- No nie wiem, na przykład... No ten no... Yyy... - Syriusz stracił zapał, gdy faktycznie w swojej pamięci nie mógł znaleźć nikogo takiego. - Cholera.
- Właśnie. - James pstryknął palcami i uśmiechnął się ironicznie. - Nie umiesz. Odpuść sobie Remusa. On nie potrzebuje już w życiu drugiego...
James urwał w pół zdania, orientując się, że prawie wydał sekret Remusa dotyczący mężczyzny, który zniszczył mu życie. Syriuszowi jednak to nie umknęło i ciekawsko spojrzał na przyjaciela.
- Drugiego? - zapytał patrząc jak James przeklina pod nosem. - Dlatego zabraniasz mi startować do niego? Bo jakiś facet dał mu kosza?
- Nie o to chodzi. - powiedział spokojnie James. - Tamten facet zniszczył mu psychikę i nie pozwolę byś ty rozdrapał stare rany. Łapo naprawdę w tej firmie masz tysiące innych osób. Odpuść.
- Nie wiem czy nie jest już za późno, Rogacz. - Syriusz nie planował tego, że ten intrygujący szatyn go tak zainteresuje. - Mogę ci tylko obiecać, że jak Lupin nie zrobi pierwszego kroku by bliżej się poznać, to ja sam nic nie zrobię.
- No nie wiem. - James zastanawiał się, czy aby na pewno jest to dobry pomysł. - A co jeśli zrobi?
- Wtedy nie będziesz się między nas wtrącać. - wyjaśnił spokojnie Syriusz. - No chyba, że faktycznie dopuszczę się czegoś złego. Wtedy będziesz mógł wymierzyć sprawiedliwość, zgoda?
- Czemu dalej jestem negatywnie nastawiony do tego pomysłu? - zapytał okularnik niby siebie.
- Bo nie wierzysz, że umiem utrzymać przy sobie kogoś dłużej niż dzień. Udowodnię ci, że się mylisz.
- Jeśli to Remus zrobi pierwszy krok? - zapytał James.
- Jeśli. - zgodził się Syriusz.
- Jak nie, to dopuścisz go sobie i nie przelecisz gdy nie będę patrzeć?
- Nie przelecę i odpuszczę. - potwierdził brunet i wyciągnął do Jamesa dłoń. - To jak? Umowa stoi?
- Zabije cię, jeśli Remus tego nie zrobi przede mną. A Lily mi w tym pomoże. - odezwał się James i złapał dłoń pieczętując tym umowę. - Stoi.
- Cudownie. - Syriusz uśmiechnął się szelmowsko. - To będzie ciekawe wyzwanie. Naprawdę mam na niego ochotę.
- Remus jest wymagający jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Na to by na ciebie zwrócił uwagę są... - mówił spokojnie James. - ...małe szanse.
- Nie wierzysz we mnie. A tak zmieniając temat, słyszałem, że nasz stary przyjaciel pracuje u ciebie w bufecie. Może skusi się na męski wypad?
- Że Richard? - zaśmiał się James. - Myślę, że znajdzie czas.
- Kto lepiej niż on, umie dobrze się bawić?
Zaśmiał się Syriusz i objął ramieniem przyjaciela, po czym ruszył z nim do drzwi. On osobiście nie zapomniał, jak Potter proponował uczcić fuzję ich firm i brunet planował przy tym doskonale się bawić, w końcu do pracy, mógł się spóźnić - był przecież szefem. Spojrzał na Jamesa, który wykrzywiał twarz w grymasie, tak jakby właśnie postawił na Remusie krzyżyk, a przecież tak nie było. Syriusz za punkt honoru wziął sobie za cel poznanie bliżej szatyna, nawet jeśli nie mógł go jawnie podrywać. Przecież rozmowy i spotkania "biznesowe" nie zostały mu zabronione i planował z nich dobrze skorzystać. James nie musiał o tym wiedzieć. Uśmiechnął się na myśl o tym, że to przecież szatyn go pocałował, i że może jednak jakieś szanse były na to, że Remus zrobi pierwszy krok.
- To on zabrał mi dziś taksówkę. - odezwał się Syriusz postanawiając trochę zirytować swojego najlepszego przyjaciela. - I pocałował. Masz racje, szanse są małe, ale dalej są.
- I łaskawie nie mogłeś mi o tym powiedzieć jak o nim gadaliśmy? - James zatrzymał się w windzie patrząc zaskoczony na Syriusza. - Teraz to na pewno ci zabraniam się do niego zbliżać.
- To on się zbliżył. - wyjaśnił Syriusz rozbawiony oburzeniem przyjaciela. - I to bardzo. Powiem tak... dobrze całuje. Szkoda, że tak krótko.
- Weź przestań. - James przeczesał sobie nerwowo włosy. - Jakim cudem Lunatyk pocałował takiego parszywca jak ty? To obrzydliwe.
- Oh wręcz przeciwnie, Rogasiu. Mam to coś. - wyjaśnił Syriusz uśmiechając się dostojnie. - Coś przez co kobiety mają mokro, a facetom staje na mój widok.
- Nie gadaj, że Remusowi stanął.
- Co!? - Syriusz dopiero ogarnął, że James zrozumiał jego słowa na opak i zaśmiał się z głupoty okularnika. - Nie, nie stanął mu.
- A tobie.. na jego widok?
Zapytał James przyglądając się ciekawsko reakcji Syriusza na te słowa. Ten tylko zaśmiał się pod nosem wciskając przycisk parteru i spojrzał znacząco na Jamesa, który już wiedział. To spojrzenie było aż nadto wymowne. Black podniecił się na widok nieznajomego, który pocałował go i ukradł taksówkę, a James nie chciał znać szczegółów. Wywrócił tylko oczami i uderzył Syriusza w głowę.
- Jesteś niewyżytym nimfomanem. - wyjaśnił James po czym wysiadł z windy, gdy ta zjechała na wybrane przez bruneta piętro. - Przysięgam, że utnę ci kutasa jak zrobisz coś Remusowi.
- Nie za ostro, siostro? - Syriusz w obronym geście zasłonił sobie miejsce intymne patrząc rozbawiony na Jamesa. - Moje klejnoty mogą mi się jeszcze przydać. Byłaby to aż nazbyt wielka strata, takowe stracić.
- Ja cię tylko ostrzegam. - James zaśmiał się z komentarza swojego przyjaciela po czym ruszył do bufetu. - Szkoda, że Lunatyk nie mógł dzisiaj się spotkać. Taki wypad na miasto byłby dobry. Peter też ma zajęty ciągle grafik.
- A właśnie co z Pettigrew?
- To co zwykle. Odkąd stwierdził, że nie chce pracować za biurkiem, to ciągle jest w rozjazdach i tylko od czasu do czasu podsyła mi kontrahentów. - wyjaśnił James.
- Praca za biurkiem nie jest zła. - odezwał się Black otwierając Potterowi drzwi do bufetu jak kobiecie.
- On chciał zostać razem z Lunatykiem dyrektorem, ale razem z Lily delikatnie mu powiedzieliśmy, że inteligencją to on nie grzeszy. - wyjaśnił okularnik. - Nie obraził się, ale wolał pracować w terenie.
- Gdybym wiedział, że Lupin jest taki kompetentny, to bym ci go zabrał już dawno temu.
Syriusz spojrzał na mężczyznę stojącym za barem i uśmiechnął się szeroko. Imprezy które były warte zapamiętania, albo wręcz odwrotnie - tych, których wcale nie pamiętał, zawsze organizowane były przez kelnera podającego teraz komuś napój. Syriusz zachwycony widokiem Richarda Cartera nawet nie zwrócił na tą osobę swojej uwagi, jednak gdy dotarło do niego kto to, zaraz szybko uśmiechnął się do Jamesa, który także zauważył siedzącego przy blacie chłopaka, po czym sugestywnie poruszył brwiami i zaraz pomachał Richowi ręką, by ten ich zauważył. Barman powiedział coś do chłopaka, a gdy ten chciał się odwrócić, Syriusz szybko pokręcił głową, co na szczęście zostało zrozumiane przez kelnera, który powstrzymał chłopaka przed spojrzeniem na Jamesa i Syriusza.
- Coś knujesz. - szepnął James przyglądając się całej tej sytuacji. - I wcale mi się to nie podoba. Pamiętaj o naszej umowie, Łapo.
- Doskonale pamiętam. - uśmiechnął się i ruszył dumnie w stronę Richarda Cartera rozmawiającego teraz z Remusem Lupinem.
***SYRIUSZ I REMUS***
Syriusz czuł jak Richard mu się przygląda z rozbawieniem, ale nie zamierzał reagować. Chciał zaskoczyć szatyna swoją obecnością, tak jak on sam zaskoczył jego. W końcu brunet był pewny, że szatyn uciekł już do jakiegoś biura, albo domu, byle nie musieć rozmawiać o dzisiejszym poranku, a tu w najlepsze popijał sobie gorące napoje z bruneta starym przyjacielem ze studiów. Rozbawiony absurdem całej tej sytuacji, tylko zdążył w porę się zatrzymać przed szatynem, by po pierwsze na niego nie wpaść i po drugie by usłyszeć to co zielonooki ma do powiedzenia, a miał wiele i to bardzo ciekawych informacji. Bowiem jak Syriusz szybko się domyślił, Remus, ten chłopak, który pocałował go i uciekł taksówką, a także zostawił go w windzie bez wyjaśnień, właśnie w najlepsze rozmawiał sobie z Richardem... o samym chłopaku.
- I te oczy. - skomentował Remus zaskakując teraz nie tylko Syriusza, ale także Jamesa, który także zrozumiał o kim jest teraz mowa. - Szare jak blask pełni księżyca... Przeszywające, pełne arogancji niemych niedopowiedzeń i tajemnic spojrzenie, wywiercające dziurę w środku głowy.
- Ciekawe.
Każdy był zaskoczony, gdy to nie sam opisywany chłopak się odezwał, a James, który zrobił to by ocalić choć trochę Remusa, przed arogancją Syriusza, którego ego właśnie rosło do rozmiarów zysków jego firmy. Remus rozlał trzymaną w dłoniach herbatę, a Richard uśmiechnął się pod nosem już szybko dodając jeden do drugiego i wiedząc o kim to szatyn postanowił mu opowiedzieć, bowiem stojący przed nim Syriusz co do każdego najmniejszego szczegółu pasował do opisu zielonookiego. Remus nie przejmując się aż nadto rozlanym napojem zaskoczony odwrócił się i jego zaskoczenie zaraz zmieniło się w przerażenie, gdy okazało się, że to nie był sam James, a także sam, opisywany tak dokładnie przez szatyna, Syriusz, który teraz uśmiechał się do szatyna szelmowsko jeszcze bardziej wprowadzając go w stan totalnego przerażenia, tym co właśnie zrobił.
- Cholera. - Remus wstał ze swojego miejsca i wściekły chwycił Richarda za kołnierz białej koszuli, zaraz przyciągając chłopaka bliżej siebie. - Czy nie mogłeś mi powiedzieć wcześniej kto właśnie do nas idzie?
- Wybacz. - Carter zaśmiał się z zachowania szatyna, który widocznie ani trochę nie czuł się zawstydzony całą sytuacją. - Nie mogłem się powstrzymać, Lupin. Twoje opisy są... Aż nazbyt barwne.
Stwierdził kelner spoglądając rozbawiony na Syriusza, który tylko na ten komentarz wyprostował się i poprawił włosy zaraz uśmiechając się kącikiem ust do swojego starego przyjaciela. Remus natomiast załamany swoją głupotą westchnął tylko i puścił biednego kelnera, obiecując sobie, że zemsta będzie słodka, po czym niechętnie spojrzał na Jamesa i Syriusza.
- Nie miałeś pracować? - zapytał Remus okularnika, starając się nie złapać kontaktu wzrokowego z Syriuszem.
- A ty? - James odbił piłeczkę uśmiechając ironicznie do przyjaciela. - Myślałem, że siedzisz nad papierami i w telefonie, a nie rozmawiasz z Carterem o... no właśnie.
- O Blacku? - zapytał Richard ironicznie i spojrzał na bruneta. - Wpadacie w idealnym momencie. Poza tym cześć stary kutasie.
- Jesteśmy w tym samym wieku, kretynie. - wyjaśnił Syriusz, po czym ku wielkiemu zaskoczeniu Remusa przybił żółwika z Richardem. - Co tam u ciebie, stary?
- Chwila. - wtrącił się Remus rękoma wskazując to na Syriusza, to na Richarda i patrząc na zdezorientowanego tym wszystkim Jamesa. - To oni się znają?
- Gdybyś mnie zapytał. - wtrącił Richard uśmiechając się do Remusa i klepiąc go po ramieniu. - To byś wiedział, że tak.
- I to bardzo dobrze. - zaśmiał się Syriusz. - Ale to chyba temat na inny dzień. Bardziej interesuje mnie, czemu stałem się obiektem twoich opisów, Remusie.
- To proste. - wtrącił szybko Richard rozbawiony. - Podobno jesteś gościem, którego Lupin pocałował, by zdobyć taksówkę.
- To była moja taksówka. - wtrącił Remus i spojrzał poważnie na Richarda. - I to on chciał mi ją zabrać.
- Ale to ty go pocałowałeś. - wtrącił się nagle James nadal nie wierząc w to co się dzisiaj stało. - Nie wiem jakim cudem, ale jednak.
- To był wypadek. - wyjaśnił Remus.
- I mam rozumieć, że przez wypadek... - wtrącił Syriusz zwracając na siebie uwagę Remusa. - ...mnie pocałowałeś tak? Wiesz, że brzmi to banalnie.
- Banalnie jest zabierać komuś sprzed nosa środek transportu. - powiedział sarkastycznie Remus. - Wtedy sądziłem, że to jedyny sposób by pozbyć się takiego natręta.
- I to niby jest sposób? - zaśmiał się Richard. - Lupin nie wiem czy jestem bardziej dumny czy załamany twoim zachowaniem.
- Było, minęło. - Remus wzruszył ramionami. - Coś jeszcze chcecie wiedzieć o mojej interakcji z Blackiem, czy odpuścimy temat?
- Oh nie odpuszczę ci go tak łatwo. - wyjaśnił Syriusz, specjalnie modulując głos, wzbogacając go o przyjemne męskie barwy. - Ale nie musi być to dzisiaj. Poza tym to tak się pracuje, hm? Zabawiając się z Carterem w bufecie?
- Nie sądzę by była potrzeba kontynuowania tematu. - warknął Remus i wyminął Jamesa i Syriusza, zaraz odwracając się do nich. - Właśnie skończyłem na dzisiaj pracę i idę do domu. Do jutra panowie.
- Do jutra. - odezwał się tylko Richard dalej rozbawiony całą sytuacją.
- I to mój biznes z kim, jak i gdzie się zabawiam.
Wtrącił Remus zanim całkowicie nie załamał się nad swoją głupotą, po czym nie czekając na komentarz ze strony swoich przyjaciół ruszył do wyjścia. Syriusz uśmiechnął się szeroko do Jamesa, który tylko znając aż za dobrze to spojrzenie wywrócił oczami i machnął mu ręką, gdy to brunet wybiegł za szatynem, zostawiając okularnika samego z Carterem.
- Muszę się napić, idziesz ze mną Carter?
- Skoro nalegasz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top