*1*

***REMUS***

To był dzień jak każdy inny, a przynajmniej tak myślał Remus, jak zwykle z brakiem jakichkolwiek chęci podnosząc się z łóżka, po tym jak jego irytujący budzik wybudził go ze słodkiego snu, którego jak każdego przed nim i tak już nie pamięta. Omijając budzik, który przez brak pohamowania swojego krzyku, skończył na podłodze, doszczętnie zniszczony, jak wiele przed nim, ruszył do małej kuchni jego małej kawalerki wynajmowanej od małego starszego i lekko gburowatego pana za zdecydowanie zbyt wysoką, jak na te warunki stawkę. Patrząc na pleśń powoli trawiącą jedną ze ścian pokoju, czekał na wodę, nastawioną w elektrycznym czajniku, choć nie mógł zdecydować, który napój pije się lepiej z zalegającym w wodzie kamieniem - tanią kawę czy jeszcze tańszą herbatę. Chwilę później, oparty o stary blat, popijając herbatę ziołową czytał gazetę sprzed tygodnia, którą ktoś przypadkiem zostawił u niego w skrzynce. Szukał konkretnych informacji, aż za dobrze znając zawartość taniego czasopisma, nie zwracając przy tym uwagi na to, że rząd brytyjski znowu rotuje pracownikami i ich pensjami, gwiazda rocka zostaje złapana w burdelu, czy też jakie to wystawy przygotowało muzeum na tegoroczną rocznicę mniej ważnego wydarzenia. Na stronie zaraz za horoskopem, między bezsensownymi plotkami z życia ludzi znanych mniej czy bardziej, w końcu odnalazł tak ważne dla niego informacje. Jego współpracownica, a zarazem przyjaciółka i najbliższa mu osoba, opowiadała mu jak ich szef - także dobry przyjaciel chłopaka, postanowił podpisać bardzo ważny i niezwykle dochodowy kontrakt z zaprzyjaźnioną firmą, która na rynku zajmuje od długiego momentu czołowe miejsce, nie martwiąc się o swoją pozycję. Oczywiście wszystkie media, w tym także czasopismo dzierżone przez Remusa, rozpisało się na ten temat, nie kryjąc żadnych szczegółów, przynajmniej tych, które jakimś cudem zostały wyrwane z ust samych zainteresowanych. Remus jeszcze raz przejrzał pobieżnie tekst, nie mogąc wyjść z podziwu człowieka, z którym już dzisiaj mają zawiązać współpracę. Bowiem, niejaki Syriusz Black, mimo młodego wieku, był wręcz żywym rekinem biznesu, już jako młodzieniec dorabiając się fortuny, dobrego nazwiska i najlepszej firmy, znanej na całym świecie. Remus żałował tylko, że ta tania gazetka, nie dodała żadnego zdjęcia, wspomnianego biznesmena. Chłopak jak nikt, chciał zobaczyć jak wygląda bóstwo niejednej kobiety, a także punkt zazdrości innych przedsiębiorców mniejszych korporacji. Chłopak nie mogąc jednak nic poradzić na słabe zorganizowanie redaktora czasopisma, uśmiechnął się niemrawo idąc do łazienki, by wziąć szybką kąpiel, która trwała tylko kilkanaście minut dłużej niż zwykle, mimo to Remus wychodząc z małej, zdecydowanie za małej jak na chłopaka, wanny, z przerażeniem zrozumiał jak te kilka minut zdecydowanie zaważyło na jego punktualności. Nie ociągając się więc, biegał po małym mieszkaniu szybko zakładając służbowy, elegancki garnitur, przy okazji patrząc na spakowane pudła z jego rzeczami, by ostatni raz spojrzeć na stare mieszkanie, które jeszcze dzisiaj wieczorem miał opuścić, by w końcu przenieść się do bardziej cywilizowanych warunków. Czekał na to od dobrych kilku miesięcy, podczas których odkładał na najbliższe miesiące płacenia czynszu, każde możliwe do odłożenia pieniądze, rezygnując z dodatkowego jedzenia, albo wieczornego wyjścia ze znajomymi na piwo. Zwyczajnie chciał w końcu w swoim krótkim życiu odetchnąć w spokoju i móc cieszyć się każdą chwilą. Wyszedł z mieszkania zamykając drzwi na klucz i wręcz biegnąc na dół, dziękował w duchu swoim przyjaciołom, którzy mu pomogli, doskonale znając jego sytuację. A ta nie była zbyt ciekawa. Remus Lupin był bowiem chłopakiem mądrym i wykształconym, ale przez najgorszy błąd w życiu, do pewnego momentu, biedny jak mysz kościelna. Zdarzyło się to, przed czym zazwyczaj ostrzegają reklamy w telewizji, bowiem całe oszczędności i reszta majątku, zostały mu niechybnie skradzione, przez mężczyznę którego nazywał swoim przyjacielem, a może w pewnym momencie nawet kimś więcej mimo różnicy wieku. Tak... Remus Lupin, choć czasem się tego wstydził, był inny, bowiem mimo znania urody i przyjaznej aparycji kobiet, zwyczajnie nie darzył żadnej głębszym uczuciem, zauważając już w najmłodszych latach, że to u chłopców zauważa "głębię". Z czasem zdołał zaakceptować swoją odmienność, jednak nie okazywał jej innym bojąc się opinii, bowiem był człowiekiem, który po stracie rodziców w najmłodszych latach życia, nie chciał stracić już nikogo, na kim choć w najmniejszym stopniu zaczynało mu zależeć. Jedną z takich osób, był właśnie Fenrir Greyback - mężczyzna, który doszczętnie zniszczył mu życie i psychikę. Remus będąc młodzieńcem, który dopiero wchodził w świat dorosłości, poznał go pewnego słonecznego dnia w zimie, na ławce w parku, gdy to zapłakany siedział i trzymając się mocno za czerwony policzek przeklinał siebie za swoją głupotę, bowiem przez swoją "odwagę" chciał wyznać przyjaciołom, że nie czuję pociągu do dziewczyn, za co tamci zwyczajnie go pobili. Greyback zaproponował mu ciepłą kawę i rozmowę, a niemądry chłopak o zielonych oczach od razu się zgodził widząc w Fenrirze przyjaźń i radość ze wspólnie spędzonego czasu. Szybko okazało się, że serce Lupina zostało napełnione nieznanym mu dotąd uczuciem zauroczenia, a znajomość z Greybackiem rozwijała się jak grzyb na ścianach dotychczasowego mieszkania szatyna. Nie wiedział jeszcze wtedy tylko, że ten grzyb zdecydowanie nie należy do jadalnych. Pozwalał, by mężczyzna kupował mu ciastka i serwował kawę, później by przytulał go, a nawet całował, w pewien letni wieczór pozwolił mu siebie dotknąć, pieścić i sprawić krótką, ale silną rozkosz, pozwolił mu w pewnym momencie nawet ze sobą zamieszkać, a później przepisać mieszkanie na niego wiedząc, że sam nie poradzi sobie z jego utrzymaniem, poza tym czując, że Fenrir to "ten jedyny". Remus był naiwny. Prawdziwe zamiary Greybacka poznał dopiero, gdy pewnego dnia po szkole, wrócił do domu zastając mężczyznę pakującego cały dobytek szatyna do kartonów. To jednak nie było najgorsze, bowiem facet przyłapany na gorącym uczynku, zamiast tłumaczyć się szatynowi, rzucił się na niego, wtedy chcąc chyba czegoś więcej niż pocałunku, a gdy przerażony Remus uderzył go w twarz, w ręce mężczyzny pojawił się nóż, który do dzisiejszego dnia pojawia się w koszmarach szatyna, a blizny na jego ciele doskonale przypominają mu o tym dniu, kiedy to Greyback "naznaczył go". Chłopak wtedy nawet nie wiedział, jakim cudem zdołał kopnąć napastnika w krocze i cały zakrwawiony uciec ze swojego mieszkania. Nie pamiętał też jak dotarł do drzwi swojej najbliższej przyjaciółki - Lily Evans, nie pamiętał jak wylądował w szpitalu Św. Munga. Nie pamiętał jak zeznawał na policji w sprawie przestępstwa i tego jak mówili, że nie mogą nic z tym zrobić, bowiem Greyback miał prawo do sprzedania jego domu, a samego ataku nie są w stanie udowodnić, dodatkowo nie można skontaktować się z Frenrirem. Niczego zwyczajnie nie chciał pamiętać. Od tamtej pory, przy pomocy ze strony rodziny Evans zaczął pracować w różnych miejscach i opłacać tanie kawalerki starając się za to utrzymać i razem z przyjaciółką skończyć szkołę, w której to poznali Jamesa, a także Petera, z którymi mimo indywidualnego toku nauczania, trzymał się do samego końca studiów, a później spotykał w wolne od pracy dni. Od tamtej pory ciągnął życie biednego nastolatka bez rodziców i bez możliwości, dorabiając jako kelner, sprzątając hotelowe pokoje, czy sprzedając lody na sezonowych festynach. Mimo wykształcenia kierunkowego, nie był w stanie znaleźć przez swój wygląd pracy odpowiedniej. Każdy pracodawca widział w nim tylko chłopaka, który był podatny na bójki, bowiem "blizny" biorą się tylko z takowych, a tłumaczenia nic nie znaczą. Dopiero, gdy James przedstawił go jego rodzicom, Remus pomyślał, że los się do niego uśmiechnie. Rozpoczął pracę w ich firmie jako portier, od rana do wieczora witając klientów firmy państwa Potter. To jednak nie trwało długo, bowiem jego prześladowca pojawił się w jego życiu ponownie, rozkazując mu pod groźbą "dokończenia sprawy z bliznami", by pieniądze odłożone na lepsze życie, przesłał na podane przez mężczyznę konto. Przerażony szatyn nie chcąc nikogo martwić i chcąc żyć, spełnił prośbę, kilka dni później rezygnując z pracy w firmie rozdziców przyjaciela, bojąc się o ich bezpieczeństwo i ukrywając w opuszczonych domach Londynu, nie chcąc by jego prześladowca go znalazł. Dopiero cztery lata później odnowił kontakt z przyjaciółmi, którzy zupełnie przypadkiem wracając z imprezy spotkali go na ulicy, gdy ten wyrzucany był właśnie z kolejnego pustostanu. Nie mając wyboru, Remus wyjawił przed Jamesem, Lily i Peterem całą historię swojego marnego życia, a ci go nie odtrącili. Wręcz przeciwnie, wyciągnęli w jego stronę pomocną dłoń. Szatyn już następnego dnia został przyjęty, do firmy Jamesa, odziedziczonej przez niego po śmierci rodziców w tragicznym wypadku, a dzięki pomocy Lily znalazł mieszkanie w starej londyńskiej dzielnicy. W tym o to mieszkaniu mieszkał aż do dzisiaj, ciesząc się, że zdołał przez te kilka miesięcy odłożyć sobie na coś lepszego. Jako wspólnik Jamesa i jego najlepszy doradca był w stanie wynająć coś naprawdę drogiego i o wysokich standardach już wcześniej,  a nawet byłby w stanie kupić już coś swojego i to nie raz, ale uparcie chciał odłożyć na to jedno konkretne mieszkanie i do ostatniej chwili żyć tak jak przez większość swojej młodości, wytrzymując głośnych sąsiadów, pleść na ścianach i nieprzyjemnego właściciela, by dzisiaj spieszyć się do pracy, uśmiechnięty, wiedząc, że tej nocy już będzie spał w wymarzonym lokum.

Los nie był by jednak sobą, gdyby nie zadrwił sobie kolejny raz z szatyna. Akurat w dzień, w którym mieli z Jamesem i panem Syriuszem Blackiem podpisać umowę, Remusowi zepsuło się auto, zdecydowanie za stare, by jakkolwiek nadawało się jeszcze do próby naprawienia. Chłopak bowiem obawiał się, że nowsze auto, w takiej dzielnicy, zdecydowanie zostanie mu skrawdizone, więc pewnego dnia kupił najtańszego grata, w londyńskim komisie i aż do dzisiaj jeździł nim do pracy. Zdenerwowanie szatyna sięgnęło zenitu, gdy wsiadając do autobusu nie zauważył, że kursuje on w przeciwnym kierunku niż ten, w którym chce się udać, wysiadł więc na jednym przystanku, zupełnie nie wiedząc w jakiej części Londynu się teraz znajduje. Rozejrzał się wokół szukając jakiejś podpowiedzi, gdy na jednym z budynków, zdecydowanie zbyt bogato zdobionych jak na jego gust, zauważył pięknie grawerowany napis: "Grimmauld Place". Westchnął cicho nie za bardzo wiedząc i tak gdzie taki adres umiejscowić na mapie Londynu, dlatego niewiele myśląc zaczął rozglądać się za taksówką, która w tej sytuacji, była jego ostatnią szansą, by nie spóźnić się na planowane spotkanie. Widząc ratunek mieniący się ledwie widocznym napisem "taxi" uśmiechnął się dziękczynnie, zaraz gwiżdżąc na palcach głośno i machając do kierowcy. Szczęście należało teraz do szatyna, bowiem taksówkarz miał teraz wolne i zatrzymał się na poboczu czekając aż szatyn wsiądzie. Remus niewiele myśląc szybkim krokiem podszedł do drzwi i już sięgnął ręką do klamki z zamiarem ich otworzenia, gdy ten sam gest wykonał ktoś wchodzący mu w drogę.

  - Przepraszam, śpieszę się!

Krzyknął mężczyzna chcący wejść do jego taksówki. To było już dla Remusa za wiele. Spojrzał na natręta ostatecznie powstrzymując się przed rzuceniem mu się do gardła. Chłopak przed nim bowiem był na tyle przystojny, że szatyn przez kilka sekund patrzenia zatasanawiał się tylko, czy aby na pewno nie walczy teraz o taksówkę z pewnego rodzaju bóstwem, zauważył drogi strój, w tym czarny garnirur opinający jego każdy mięsień, na pewno droższy niż cała garderoba szatyna. Remus przyjrzał się chłopakowi, szczególnie zatrzymując się na szarych tęczówkach oczu, szybko jednak oprzytomniał przypominając sobie, że to o to bóstwo chce mu najzwyczajniej w świecie ukraść środek transportu sprzed nosa i skreślić możliwość zdążenia na umówione spotkanie. Szatyn zmarszczył brwi patrząc na przystojnego bruneta.

  - Nie ma mowy! - oburzył się. - Ja śpieszę się bardziej!
  - Będziemy się teraz kłócić kto śpieszy się bardziej? - chłopak w czarnym garniturze uniósł ciekawsko brew do góry lustrując zainteresowanym spojrzeniem Remusa od stóp do głów. - Może pan wezwać drugą taksówkę.
  - Pan również. - warknął Remus, zwyczajnie będąc zbyt zdenerwowanym na jakąkolwiek uprzejmość. - A teraz przepraszam, ale muszę już jechać.
  - To naprawdę sprawa życia i śmierci. - Mężczyzn przytrzymał drzwi, gdy Remus próbował je otworzyć.
  - Moja także! - Remus podniósł głos. - Mam do podpisania umowę, od której zależy moja przyszłość, więc proszę odejść i znaleźć własny środek transportu.
  - Ja także muszę podpisać ważną umowę i jestem pewny, że bez obrazy, jest ona ważniejsza od pańskiej. - wyjaśnił spokojnie brunet.
  - Wypraszam sobie. - oburzył się Remus i znowu ponowił próbę otwarcia drzwi, bez skutku.
  - W ostateczności zgodzę się na pojechanie tą samą taksówką. - odezwał się mężczyzna. - Tylko proszę się decydować szybko, bo nie za bardzo mam czas na dywagacje w sprawie tego, czy chce pan jechać ze mną w jednym aucie..
  - Zdecydowanie nie chce! - oburzył się Remus. - Proszę sobie znaleźć własny środek transportu. Taki drogi garnitur, a nie stać pana na auto?
  - Oh stać. - mężczyzna zaśmiał się cicho z komentarza szatyna. - Ale dzisiaj mój środek transportu odmówił posłuszeństwa. Więc jak będzie? Wygląda pan na mądrego i... o dziwo przystojnego faceta.
  - Wypraszam sobie! - Remus oburzył się tym komentarzem, myślał, że zapomniał po Fenrirze co to zawstydzenie, a jednak, prawie przy brunecie... się zarumienił... no właśnie... prawie.. - To nie jest tematem dyskusji. Tak samo jak miejsce w tej taksówce.
  - Czemu? - mężczyzna niezabezpiecznie zbliżył się do szatyna. - Czyżby bał się pan, że przez te kilka minut jazdy nie wytrzyma pan z takim przystojnym facetem?
  - Że niby pan? - Remus prychnął pod nosem i spojrzał poważnie na bruneta. - Takie zagrywki nie zadziałają, a teraz proszę się odsunąć, bo zamierzam wsiąść do tej taksówki.
  - A co jeśli tego nie zrobię? - zapytał rozbawiony brunet, nie wiedząc jednak, że Remus jest nie tylko zdenerwowany, ale także zdesperowany i zbytnio nie przejmujący się konsekwencjami.
  - Sprawię, że pan to zrobi.

Skomentował szatyn wręcz wibrującym szeptem, wkładając w te kilka słów jak najwięcej znanego mu przejęcia i wręcz erotyzmu, po czym szybko pochylił się do przodu i pocałował krótko, ale mocno mężczyznę w usta, który zaskoczony otworzył szeroko oczy i ku zdezorientowaniu szatyna, chciał oddać pocałunek, jednak nie o to chodziło Lupinowi, a o to że brunet, przez zdezorientowanie, zrobił krok do tyłu, co szatyn wykorzystał na swoją korzyść szybko znajdując się na miejscu w taksówce i zamykając drzwi. Rozkazał szybko ruszać zdezorientowanemu i zarumienionemu taksówkarzowi, widząc tylko w tylnej szybie, jak brunet stoi przy krawężniku z włożoną jedną ręką w kieszeni garnituru, a drugą przeczesując włosy, kręcąc głową i uśmiechając się do odjeżdżającej z szatynem taksówki. Lupin był zły na siebie za taki sposób na wygranie transportu, kiedyś używał go by wygrać jakąś dyskusję z Greybackiem, a później na ulicy, by przestraszyć potencjalnych "najemców" jego pustostanów, którzy z obrzydzeniem na twarzy krzyczeli coś o pedałach i uciekali, tak jakby bali się o swoją cnotę, ale szatyn nie mógł się tym wszystkim przejmować, teraz, będąc w drodze na bardzo ważne, służbowe spotkanie.

***SYRIUSZ***

Ze snu wybudziły go dwie kwestie - potworne uczucie pragnienia i zbyt głośne chrapanie dziewczyny leżącej obok, trzeba dodać, że całkowicie nagiej dziewczyny. Syriusz jednak nie czuł się szczęśliwie, zwyczajnie kolejna, która poleciała na jego pieniądze, wygląd i nazwisko, chciała skończyć pod nim, a przydała się tylko na szybką przyjemność - zrobienie wieczornego loda i tyle. Syriusz nie był z tych, co muszą zaliczyć, by poczuć się spełnionym, wystarczyło mu zdecydowanie dobre obciąganie, a tego, że dziewczyna do tego postanowiła się rozebrać, nie brał nawet pod uwagę. Przyjrzał się dziewczynie, przez co powstrzymał się od jęknięcia widząc twarz śpiącej... bowiem może i ciało miała niezłe, ale jej twarz była jednym wielkim nieszczęściem, które rozmyty makijaż tylko potęgował. Szybko, by nie obudzić dziewczyny, której nawet imienia nie pamiętał, wstał z łóżka i najciszej jak potrafił ubrał się i zebrał wszystkie swoje rzeczy. Na szafce nocnej leżała niedopita whiskey, ale tylko kolejny raz zrobił grymas, wiedząc, że musi wsiąść za kierownicę i nie powinien pić tak wspaniałego trunku, o tak barwnym i idealnym roczniku. Prychnął tylko chwytając za butelkę i z trzaśnięciem drzwiami wyszedł na korytarz taniego hotelu przy jednym z barów Londynu. Po drodze szukał w kieszeni swojej skórzanej kurtki kluczyków, które znalazł w wewnętrznej części ubrania, chwilę po tym jak zaczął odczuwać już lęk związany z pomysłem o zgubieniu tak ważnego przedmiotu. Nie pamiętał czy zapłacił za pokój, przechodząc obok recepcji, jednak nie przejął się tym zbytnio, najwyżej dziewczyna będzie miała nieprzyjemny poranek - wystawiona przez faceta, bez dobrych procentów w postaci drogiej whiskey i z ciążącym na niej rachunku, za zwykłe obciąganie znanemu rekinowi biznesu. Syriusz kochał swoje życie i bynajmniej nie zamierzał narzekać na niedogodności na jakie wystawiał tą panienkę na jeden wieczór. Z lekkim bólem głowy szedł przed siebie nie pamiętając, gdzie zaparkował. Dopiero po kilku minutach znalazł swoją maszynę, czekającą spokojnie przed barem. Uśmiechnął się na jej widok i podszedł... Oh tak... Kochał tę maszynę... Motor królów dróg i biznesu motocyklowego - Harley-Davidson Dyna Fat Bob Dark Custom. Jedyny w swoim rodzaju potwór o silniku przewyższającym większość motorów jeżdżących na drogach i wyróżniający się wspaniałym wyglądem głębokiej czerni. Pierwsza i tak głęboka miłość Syriusza, który zwyczajnie nie potrafił się z tą maszyną rozstać, wiedząc nawet, że na rynek weszły już lepsze, silniejsze i mocniejsze modele. Z uśmiechem na ustach usiadł na skórzane siodło i włożył kluczyk do stacyjki, by już po krótkiej chwili słyszeć piękny i jedyny w swoim rodzaju pomruk tak harmonijnie uspakajający. Później brunet niewiele myśląc dodał gazu i ruszył w stronę swojego mieszkania na Grimmauld Place 12. Miał dzisiaj do podpisania bardzo ważną umowę, dokonując fuzji ze swoim starym i najlepszym przyjacielem Jamesem Potterem. Do domu dojechał w kilka minut, wyłączając motor i udając się do własnego lokum, które niechybnie zawsze kojarzyło mu się z rodziną. Syriusz bowiem pochodził z arystokratycznego rodu Black, znanego z największych przedsiębiorstw pod okropną jak na gust Syriusza nazwą "Toujours Pur", która kojarzyła mu się tylko z fałszywością jego zmarłej matki Walburgi, arogancją zmarłego ojca Oriona i żałosnością irytującego młodszego brata Regulusa, który choć w porównaniu do rodziców żył, bynajmniej nie przyznawał się do Syriusza, unikając go i jedyne na co się zgadzając to odziedziczenie przez Syriusza mieszkania. Firma bowiem została na rękach młodszego Blacka i z czasem zaczynała niszczyć się sama od środka, ponieważ jej właściciel zapatrzony zbyt w swój wzór młodzieńczych lat - dobrze każdemu znaną korporację "Voldemort", prowadzoną przez Toma Marvolo Riddle'a potocznie znanego jako "Lord" - poprzestał w ogóle ingerować w biznes rodzinny skupiając się by jak najszybciej i jak najłatwiej zawrzeć współpracę z Riddle'em, co z czasem faktycznie mu się udało, ale to już starszego Blacka kompletnie nie odchodziło. Wszedł po schodach do swojej garderoby zaraz znajdując w niej czarny garnitur i podobną w odcieniu koszulę, a także mocno kontrastujący czerwony krawat i z takim ekwipunkiem ruszył pod prysznic. Nie lubił tej eleganckiej osłonki biznesu, ale też nie narzekał będąc w garniturze i czując na sobie wzrok innych, spoczywający na dolnych partiach jego ciała. W końcu to nie jego winna, że był wyjątkowo dobrze zbudowany, dzięki ćwiczeniom i dyscyplinie, a jego opinający tyłek aż nadto seksowny. Po długiej kąpieli w kabinie prysznicowej z hydromasażem i głośną melodią klasyków z repertuaru Aerosmith, The Eagles, a także Mettalicy i Nirvany, wyszedł z łazienki ubrany tylko w ręcznik, spoczywający na biodrach. Nie przejmował się tym, że pewnie stary opiekun domu - gburowaty facet potocznie zwany przez Syriusza "Stworek", gdyby nie wyprowadził się z jego bratem, pewnie od razu przyczepiłby się i ostentacyjnie oburzył na jego brak szacunku i wstydu. Już dawno brunet chciał go wywalić z głowy, ale doskonale wiedział, że było to niewykonalne, bowiem tylko ten mały szczegół przypominał mu o dawnych czasach. Pamiętał jak ten za każdym razem, gdy sprzątał dom, ciągle jęczał mu do ucha, że jest niepoważny i nieodpowiedzialny, ale sprzątał posiadłość perfekcyjnie, a akurat w tym opiekun domu był aż nadto przydatny i czasem przydałby się Syriuszowi ponownie. Poza tym nikt nie zamierzał kryć się z tym, że Syriusz zwyczajnie uwielbiał czasem dogryzać staremu dziadowi i poprawiać sobie tym, choć na chwilę, humor, teraz zwyczajnie nie miał takiej sposobności. Przechodząc obok siłowni, gdzie kiedyś był pokój służącego, wspominał jak to wpadał na Stworka na schodach, gdy ten wycierał z kurzu portret jego matki i słuchał aż nadto wyraźnych prychnięć, a także tekstów brzmiących mniej więcej: "Już dawno matka chciała byś się ustatkował i nie był hańbą dla rodziny!", ale zawsze rezygnował z dyskusji. Z tych rozmyśleń wyrwał go nagły i wyjątkowo donośny dźwięk, doskonale słysząc jak stary zegar na parterze upomina go i informuje, że jeśli się nie pośpieszy, to na spotkanie z Jamesem jako potencjalnym współpracownikiem, zwyczajnie się nie wyrobi. To było aż nadto dobrą motywacją, więc Syriusz najszybciej jak tylko mógł, wręcz już w drodze ubierał garnitur, dopijał zrobioną przez ekspres kawę i odsłuchiwał nagrane mu na skrzynce głosowej wiadomości, by w następnej chwili już wybiegać z domu w stronę motoru. Jakie więc było jego zdenerwowanie i załamanie, gdy po kilku próbach, uświadomił sobie, że jego maszyna odmawia mu posłuszeństwa i jak gdyby nigdy nic nie zamierza odpalić. Nie zastanawiając się jednak głębiej nad przyczyną tego zjawiska westchnął cicho, ze smutnym wyrazem schodząc z siodła motoru i ruszając drogą, już wybierając numer taksówki. Szybko jednak zaniechał tego czynu widząc, jak konkretny środek transportu zatrzymujące się przy krawężniku niedaleko przystanku autobusowego. Nie wiele myśląc ruszył szybkim krokiem w tamtą stronę w ostatniej chwili uniemożliwiając jakiemuś mężczyźnie otworzenie drzwi i ucieczkę z jego taksówką, która tak naprawdę nie była jego.

  - Przepraszam, śpieszę się!

Syriusz postanowił odezwać się do mężczyzny  stojącego obok niego, zaraz delikwenta omiatając przelotnym spojrzeniem, które jednak chwilę później zmieniło się na to bardziej badawcze i ciekawskie, bowiem chłopak przed nim jak na gust bruneta był wyjątkowo przystojny, a to że do takich Syriusz miał słabość, nie było żadną tajemnicą. Brunet zwyczajnie lubił urozmaicone życie towarzyskie i powiedzenie "żeby życie miało smaczek, raz dziewczyna, raz chłopaczek" było aż nadto prawdziwe i traktowane przez szarookiego poważnie. Brunet przyjrzał się przejemnej aparycji młodego szatyna, o delikatnie opalonej karnacji, przecinanej w wielu miejscach na twarzy przez płytsze i głębsze blizny, o które w ostateczności powstrzymał się zapytać, rozumiejąc, że w tej sytuacji, byłoby to nie na miejscu, zaraz jednak zatrzymał się na zielonych tęczówkach i czuł, że mógłby spędzić cały wieczór słuchając opowieści o tajemniczych znakach na ciele, albo robiąc o wiele przyjemniejsze rzeczy.

- Nie ma mowy! Ja śpieszę się bardziej! - z rozmyślania o  postencjalnych niegrzecznych zabawach z przystojnym szatynem, przerwał sam zainteresowany, niszcząc Syriuszowi już powoli poprawiony humor.
  - Będziemy się teraz kłócić kto śpieszy się bardziej? - Syriusz uniósł do góry brew, jeszcze raz badając zainteresowanym spojrzeniem szatyna od stóp do głów, by później powiedzieć pierwsze co mu przyjdzie na myśl. - Może pan wezwać drugą taksówkę.
  - Pan również. - warkął do niego mężczyzna najwidoczniej powstrzymując się od uderzenia bruneta w twarz, co tylko jeszcze bardziej intrygowało Blacka. - A teraz przepraszam, ale muszę już jechać.
  - To naprawdę sprawa życia i śmierci. - Syriusz łapiąc się ostatniej deski ratunku, wpływając na poczucie współczucia, zatrzasnął ręką drzwi szatynowi, który już miał zamiar je otworzyć.
  - Moja także! - chłopak znowu podniósł głos, sprawiając wewnętrzne rozbawienie bruneta, który czuł się jakby rozmawiał z obrażonym dzieckiem, wyjątkowo przystojnym i seksownym, ale jednak. - Mam do podpisania umowę, od której zależy moja przyszłość, więc proszę odejść i znaleźć własny środek transportu.
  - Ja także muszę podpisać ważną umowę i jestem pewny, że bez obrazy, jest ona ważniejsza od pańskiej. - wyjaśnił spokojnie chłopakowi, który spojrzał teraz na niego lekceważąco, co trochę zdezorientowało bruneta.
  - Wypraszam sobie. - oburzył się później chłopak i znowu ponowił próbę otwarcia drzwi, bez skutku, siła Syriusza była wyjątkowo w tej chwili pomocna.
  - W ostateczności zgodzę się na pojechanie tą samą taksówką. - odezwał się po chwili brunet, zdesperowany nie przejmując się, że najprawdopodobniej zapłaci za oba kursy, musiał po prostu jak najszybciej dostać się do firmy swojego przyjaciela, a uroczy szatyn nie mógł mu w tym przeszkodzić. - Tylko proszę się decydować szybko, bo nie za bardzo mam czas na dywagacje w sprawie tego, czy chce pan jechać ze mną w jednym aucie..
  - Zdecydowanie nie chce! - oburzył się chłopak, co jeszcze bardziej potwierdziło Blacka w tym, że jest on wyjątkowo uroczy. - Proszę sobie znaleźć własny środek transportu. Taki drogi garnitur, a nie stać pana na auto?
  - Oh stać. - Syriusz tym razem nie mógł się już powstrzymać i zaśmiał się cicho z komentarza szatyna. - Ale dzisiaj mój środek transportu odmówił posłuszeństwa. Więc jak będzie? Wygląda pan na mądrego i... o dziwo przystojnego faceta.
  - Wypraszam sobie! - Syriusz nie mógł powstrzymać się przed tym komentarzem, myślał jednak, że szatyn zareaguje bardziej zawtydzeniem, więc niezwykle się zdziwił, gdy chłopak przed nim powstrzymał jakąkolwiek reakcję niewerbalną. - To nie jest tematem dyskusji. Tak samo jak miejsce w tej taksówce.
  - Czemu? - Syriusz postanowił zagrać ostatnią kartą, mając nadzieję, że jego aparycja i seksapil zadziałają na chłopaka o zielonych oczach, szarmancko zbliżył się do szatyna. - Czyżby bał się pan, że przez te kilka minut jazdy nie wytrzyma pan z takim przystojnym facetem?
  - Że niby pan? - chłopak prychnął pod nosem i spojrzał poważnie na zdziwionego Blacka, który nie tego się spodziewał, chłopak był aż nadto zaskakujący, co niezwykle spodobało się brunetowi. - Takie zagrywki nie zadziałają, a teraz proszę się odsunąć, bo zamierzam wsiąść do tej taksówki.
  - A co jeśli tego nie zrobię? - zapytał rozbawiony Syriusz, nie wiedząc czego mógłby się jeszcze po szatynie spodziewać.
  - Sprawię, że pan to zrobi.

Ten głos, niski, wibrujący szept, ociekający erotyzmem, zadziałał na Syriusza jak magnes, przez który brunet chciał wręcz zabrać uroczego szatyna do siebie i odsłonić wszystkie jego tajemnice i sekrety, no a także przy tym niepotrzebne odzienie. Jakie było jednak jego zaskoczenie, gdy to szatyn zmniejszył dystans ich dzielący i przyłożył swoje usta do tych należących do zdezorientowanego bruneta, który przez samo zaskoczenie zrobił krok do tyłu. Szybko jednak szarooki się opamiętał, nie wiedząc nawet czemu chciał oddać pieszczotę, aż nadto wyczuwalną, jednak ta, tak jak szybko się zaczęła, tak też szybko się skończyła, a chwilę później Black obserwował jak taksówka, którą planował dostać się do firmy Jamesa odjeżdża mu sprzed nosa z piskiem opon i niezwykle interesującym szatynem w środku. Uśmiechnął się do siebie i sięgnął ręką do włosów drugą już wkładając do kieszeni i szukając w niej telefonu. Patrzył jak taksówka znika za zakrętem, wybierając numer swojego przyjaciela, który po zaledwie dwóch sygnałach odebrał połączenie.

  - Cześć. - odezwał się do telefonu ruszając przed siebie w stronę niedalekiego postoju taksówek znajdującego się za rogiem pobliskich kamienic - Mogę się chwilę spóźnić na nasze spotkanie. Później wyjaśnię ci powód..

***REMUS***

Remus wręcz wbiegł do budynku, ozdobionym przy samym dachu chwalebną nazwą "Quidditch", przez co zwrócił uwagę znajdujących się w nim pracowników i klientów. Spojrzał na siedzącego za biurkiem i czytającego modne czasopismo o polityce sekretarza, którego każdy potocznie nazywał tu dyrektorem, ponieważ był chyba najstarszy że wszystkich pracowników, a to jak przedstawiał się wszystkimi imionami każdy doskonale zapamiętywał. Taka mała wizytówka pana Albusa Percivala Wulfryka Briana Dumbledore'a.

  - Dzień dobry. - Remus uśmiechnął się do starszego człowieka, a ten przyjaźnie pomachał mu ręką znad czytanej gazety. - James u siebie w biurze czy znowu u Lily?
  - Wie pan jak to jest z panem Potterem. - zaśmiał się mężczyzna i wzruszył ramionami. - Tak roztrzepanego szefa to ja dawno nie miałem.
  - Poszukam go na własną rękę. - Remus ruszył w stronę windy. - Miłej pracy, dyrektorze.

Nie czekając na odpowiedź wsiadł do windy od razu naciskając guzik z numerem "10", oznaczającym numer najwyższego piętra w budynku, dokładnie tam, gdzie mieściło się biuro Remusa, a także jego szefa i przyjaciela - Jamesa. Chwilę jadąc i słuchając usypiającej melodii płynącej z głośników windy, rozmyślał o tym jak to pewien nieznajomy brunet chciał odwzajemnić jego nieplanowany pocałunek, a ręka szatyna mimowolnie pokierowała się do ust przypominając sobie doskonale fakturę, tak bardzo miękkich i delikatnych warg przystojnego mężczyzny. Zanim Remus się zorientował, już był na odpowiednim piętrze, a w drzwiach windy napotkał uśmiechniętego Jamesa, który oparty o filar naprzeciw jego windy rozmawiał z Lily Evans, jego narzeczoną. Uśmiechnięty podszedł do przyjaciół już całkowicie zapominając o nieprzyjemnym poranku.

  - A ci zamiast na spotkaniu, to obściskują się na środku korytarza. - zaśmiał się Remus, zwracając na siebie uwagę Lily i Jamesa.
  - To nie tak. - odezwała się Evans zawstydzona, po czym przytuliła na powitanie swojego najlepszego przyjaciela. - Poza tym spotkania jeszcze nie ma.
  - Nie ma? - Remus zdziwiony uniósł do góry brew, po czym spojrzał na zegarek, właśnie dane spotkanie powinno się zaczynać. - Czyżby pan Black się rozmyślił?
  - Nic z tych rzeczy Lunatyku! - zaśmiał się James widząc grymas Remusa, będący reakcją na przezwisko, które zostało mu przypisane po tym, jak przez nadgodziny w pracy, przestał dobrze sypiać i raz zdarzyło mu się zasnąć przed biurkiem. - Coś mu wypadło i chwilę się spóźni.
  - Czy dzisiaj każdemu siada poczucie punktualności? - Remus nerwowo podrapał się po karku. - Mi auto odmówiło posłuszeństwa, dodatkowo pomyliłem autobusy, przez co pojechałem na nieznaną część Londynu, a na koniec jakiś Casanova chciał mi zgarnąć sprzed nosa taksówkę.
  - Casanova? - zainteresowała się Lily. - Muszę...
  - Przepraszam. - wtrącił James, gdy jego telefon dał o sobie znać. - To Syriusz. Pewnie jest już na dole. Pójdę po niego.

Zanim Remus zdążył to jakoś skomentować, że dorosły mężczyzna raczej poradzi sobie z trafieniem na odpowiednie piętro sam, Potter już stał w windzie rozmawiając przez telefon i machając do nich rozbawiony. Szatyn westchnął kręcąc głową z bezradności po czym spojrzał na swoją przyjaciółkę, przyglądającą mu się teraz badawczo.

  - Gadaj kim był ten Casanova i czemu czuć od ciebie męskimi perfumami i to z tej droższej kolekcji. - wtrąciła rudowłosa idąc w stronę sali konferencyjnej, gdzie miało odbyć się spotkanie.
  - Jak ci powiem to nie uwierzysz. - zaśmiał się Remus i ruszył za przyjaciółką.

Po minucie marszu już byli w sali, zaraz siadając na swoich ulubionych miejscach, podczas gdy sekretarka Lily - Molly Weasley przyniosła im po filiżance herbaty ziołowej i z cichym "smacznego" ulotniła się do biura rudowłosej dyrektorki finansów.

  - Molly jak zwykle myśli za nas. - zaśmiał się Remus częstując ciepłym napojem. - A wracając do naszej rozmowy. Ten dobrze pachnący i nieziemsko przystojny Casanova chciał mi ukraść taksówkę, przez co prawie się spóźniłem na spotkanie.
  - Naprawdę? - Lily zaciekawiona spojrzała na chłopaka. - Nieziemsko przystojny tak? I co mu powiedziałeś, że zrezygnował ze swoich zamiarów?
  - Skąd wiesz, że zrezygnował? - zaśmiał się szatyn, ale zaraz spoważniał widząc minę Lily. - Nic mu nie powiedziałem. Pocałowałem go. W usta.
  - Remus! - kobieta uderzyła szatyna w ramię. - Tak nie załatwia się spraw!
  - Czemu nie? - prychnął szatyn masując bolące miejsce. - Zadziałało, a ja i tak tego faceta nigdy już więcej nie spotkam, więc czemu miałbym się przejmować jednym pocałunkiem?
  - Bo to...
  - Panie i Panowie! - komentarz Lily został przerwany przez uśmiechniętego Jamesa wchodzącego do sali konferencyjnej, przez co zwrócił na siebie uwagę Lily i Remusa, którzy niewiadomo nawet czemu, wstali z własnych miejsc. - Pragnę wam przedstawić, mojego starego i najlepszego przyjaciela, a od dzisiaj i wspólnika - Syriusza Blacka.  

A gdy rzeczony mężczyzna wszedł do pomieszczenia, serce Remusa zrobiło całkowity obrót, by w następnej chwili się zatrzymać.

***SYRIUSZ***

Czekanie na wolną taksówkę, a później dojazd do firmy Jamesa, zajęło dobre pół godziny, a gdy już znalazł się w budynku, nie miał pojęcia gdzie miałby iść, dodatkowo jego pojawienie się zostało szybko zauważone przez grupkę uroczych pań, co jednak aż w tak dużym stopniu nie przeszkadzało brunetowi, jednak z niewiadomych przyczyn przed oczami stanął mu szatyn o miękkich włosach, zielonych oczach i delikatnych ustach. Westchnął, przymykając na chwilę oczy, by zaraz je otworzyć i spotkać się z widokiem wspomnianej wcześniej grupki kobiet.

  - Czyżby to ten słynny Syriusz Black? - odezwała się jedna z nich, wysoka i aż nadto skromnie ubrana, jak na pracę w takim miejscu. - Jestem Dorcas. Dorcas Meadowes.
  - Syriusz Orion Black. - odpowiedział od niechcenia brunet, udając, że wcale nie zauważył wyciągniętej w jego stronę dłoni kobiety. - Przepraszam może panie lepiej się orientują. Szukam Jamesa Pottera... szefa tego przybytku.
  - Pewnie jest u Evans. - usłyszał głos drugiej kobiety, która zauważając, że Black zwrócił na nią uwagę, uśmiechnęła się delikatnie. - Ewentualnie u naszego Lupina.
  - Waszego... Lupina? Panno... - zapytał i urwał czekając na imię kobiety, bądź co bądź chciał wiedzieć z kim przyjdzie mu pracować, o ile ta grupka faktycznie była tu zatrudniona.
  - Marlene McKinnon. - uśmiechnęła się kobieta. - Nasz Lupin to jeden z przystojniejszych dyrektorów w tym biurze.
  - Przystojniejszych tak? - Syriusz znowu pomyślał o tajemniczym chłopaku z bliznami, zaraz jednak upominając się w duchu. - A jak się nazywa?
  - Oh to proste. - zaczęła najniższa z dziewczyn, dotąd siedząca cicho. - Jego imię to...
  - Czy mam uprzejmość z panem Blackiem? - w jej zdanie wtrącił się mężczyzna w podeszłym wieku, podchodzący do bruneta. - Szef prosił, by pan do niego zadzwonił, zaraz po tym jak się zjawi.
  - Oczywiście... - Syriusz uśmiechnął się do dziewczyn przepraszająco po czym wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer przyjaciela. - Do następnego panie i dziękuję za informację.

Mężczyzna pokiwał mu głową i ruszył w stronę biurka, przy którym już zaczęli pojawiać się nowi klienci wyjątkowo zainteresowani Syriuszem, którego większość z nich doskonale kojarzyła z okładek magazynów o biznesie. Black nie przejmując się tym, że jest jak zwykle obserwowany poczekał, aż po drugiej stronie, James w końcu odbierze.

  - Już jesteś, stary? - usłyszał w telefonie głos przyjaciela i uśmiechnął się ciepło. - Zaraz po ciebie będę. Czekaj w głównym holu.
  - Nigdzie się nie wybieram. - zaśmiał się Syriusz i rozłączył.

Black starając się nie skupiać na innych, zaczął rozglądać się po biurowcu uśmiechając się, widząc do czego doszedł jego przyjaciel i pomocą rodziców i jak po ich śmierci, rozwijał firmę. Nie mógł uwierzyć, że najprawdopodobniej od dziś ich biznesy w końcu zawiążą ścisłą współpracę, tworząc potężną i doskonale funkcjonującą megakorporacje. Z rozmyślań o pracy wyrwał go specyficzny dźwięk otwierającej się windy i nim w ogóle się zorientował, już trwał w przyjacielskim, niedźwiedzim uścisku Jamesa.

  - Cześć Pchlarzu. - usłyszał głos Jamesa i wywrócił oczami, nic nie mógł poradzić na to, że James słyną z tego jakie to wymyślał przezwiska, sam dostał takie, po tym, jak po pewnej długiej imprezie wracając z Jamesem do ich wspólnego mieszkania, jeszcze za czasów młodości, zaznaczał wszystkie drzewa, błagając własny pęcherz by przestał się upominać o uwagę... od tamtego momentu Potter wziął sobie za punkt honoru nazywać go Łapą, Psem, Wąchaczem, czy tak jak teraz Pchlarzem.
  - Dusisz, Rogacz. - Syriusz jednak nie byłby sobą, gdyby nie odegrał się na Jamesie w podobny sposób, James zyskał u niego przydomek rogatego jelenia, zaraz po tym jak wyszło na jaw, że w czasie studiów leciał na Lily Evans, która wolała spotykać się wtedy z jej najlepszym przyjacielem, niejakim Severusem Snape'em, który jednak obrażając dziewczynę, starcił u niej jakiekolwiek szanse na rzecz Pottera.
  - Nie przestaniesz z tym Rogaczem? - oburzył się James odsuwając od szarookiego. - My wtedy nawet nie byliśmy razem, więc jakim cudem mogła mi przyprawić rogi z tym... z tym Smarkerusem?
  - Wystarczy, że przez całe liceum i studia wzdychałeś do niej, a ona wolała tematego gościa od ciebie.
  - W końcu zrozumiała swój błąd.
  - Aż za bardzo. - zaśmiał się Syrisuz przypominając o tym, że ta para niedługo bierze ślub. - Nadal nie wierzę, że faktycznie będę świadkiem na twoim ślubie. Zresztą mniejsza o to, my chyba tu mamy pewną fuzję firm do wykonania, pamiętasz?
  - Jakbym miał zapomnieć. - zaśmiał się James obejmując przyjaciela ramieniem i ruszając w stronę windy. - Muszę ci przedstawić mojego wspólnika i dyrektora operacyjnego w jednym. Szkoda, że nie poznaliście się w szkole, ale niestety nic nie mogłem poradzić na jego indywidualne nauczanie i twoją niechęć do poznania go, gdy cię zapraszaliśmy na różnego rodzaju spotkania.
  - Wolałem pić i zabawiać się z panienkami w nocnych klubach, irytując matkę i ojca jeszcze bardziej. - stwierdził brunet czekając aż widna zamknie się za nimi. - Teraz będę miał okazję go poznać.
  - Właśnie! Co do panienek... - stwierdził James robiąc poważną minę i celując palcem w bruneta. - Czyżbyś spóźnił się na tak ważne spotkanie przez zabawy z jakąś nową panienką albo uroczym chłopczykiem?
  - Ph. - prychnął brunet patrząc z politowaniem na przyjaciela. - Zabawa była w nocy, a spóźniłem się przez to, że mój motor odmówił posłuszeństwa, a później gdy chciałem jechać taksówką, jakiś uroczy i wyjątkowo przystojny szatyn pocałował mnie i zgarnął mi ją sprzed nosa przed tym nim ja zrobiłem to jemu.
  - Wo! - James podniósł ręce do góry i zaskoczony spojrzał na przyjaciela. - Powoli! Jaki uroczy i przystojny szatyn? Jaki pocałunek? O czym ty gadasz, Łapo?
  - Wysoki, nie tak jak ja, ale jednak, dobrze zbudowany, przystojny, o wyjątkowo zielonych oczach i uroczej buntowniczości. - wyjaśnił Syriusz wyobrażając sobie znowu szatyna.
  - Gdybym cię nie znał to bym pomyślał, że się zakochałeś. - zadrwił sobie James. - I co zrobiłeś z tym faktem? Wziąłeś od niego numer i umówiłeś się na małe co nieco? Zamierzasz go przelecieć?
  - Chciałbym, ale jest mały mankament. Żadnego numeru nie wziąłem, bo nim zdążyłem się ogarnąć po tym jak mnie pocałował, on już uciekał moją taksówką.
  - Wtopa. - stwierdził James, akurat w momencie gdy winda się otworzyła na najwyższym piętrze. - Może los was kiedyś jeszcze połączy. A na razie zapraszam do połączenia naszych firm.
  - Ah tak? - zaśmiał się Syriusz idąc za rozbawionym Jamesem. - Coś czuję, że ta fuzja będzie najgłośniej i najbarwniej przedstawiana w plotkarskich czasopismach odkąd okazało się, że mój wuj dał mi cały swój majątek, albo jak uciekłem z domu.
  - Tego nic nie przebije. - stwierdził James i zatrzymał się przed drzwiami do jednej z sal konferencyjnych. - Zapraszam na moje włości.

Syriusz wywrócił oczami, nie omieszkając rozejrzeć się po korytarzu na najwyższym piętrze budynku, gdzie od dzisiaj będzie dość często bywał. Po czym zatrzymał się w wejściu do dużej sali konferencyjnej, z której słyszał kilka głosów, które zaraz ucichły, jak James postanowił wpaść i go przedstawić.

  - Panie i Panowie! - usłyszał jego głos i znowu wywrócił oczami uśmiechając się pod nosem z poczynań Jamesa. - Pragnę wam przedstawić, mojego starego i najlepszego przyjaciela, a od dzisiaj i wspólnika - Syriusza Blacka. 

Wtedy Syriusz postanowił się przedstawić, dlatego zaserwował na swoją twarz najbardziej szarmancki ze swoich uśmiechów i z włożoną jedną ręką w kieszeni spodni garnituru, dumnie wyprostowany wkroczył do sali, zaraz swój wzrok kierując na tą jedną konkretną osobę, od razu zauważoną przy niskiej rudowłosej dziewczynie. Zapomniał jak się oddycha.

Spojrzenia Syriusza Oriona Blacka i Remusa Johna Lupina spotkały się, a ich właściciele w tym samym momencie nie wierzyli jakim cudem ten świat był tak mały... Przecież na takie zrządzenie losu były zdecydowanie zbyt... "Małe szanse..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top