Część szósta

Harry ma śliczne dołeczki w policzkach, kiedy się uśmiecha.

-

Harry masz tutaj listę zakupów – Jay podała mu kartkę, która wyglądała na tak długą, że pomyliłby ją z wypracowaniem do szkoły – mam nadzieję, że uda wam się dostać wszystko w jednym sklepie, ale jeżeli nie, to będziecie musieli pokręcić się trochę po mieście.
-To nie jest problem – powiedział od razu mężczyzna, zakładając swój czarny płaszcz, z którego za każdym razem wyśmiewał się Louis.
-Weź sobie kogoś do pomocy – doradziła, klepiąc go po ramieniu i zniknęła w pokoju, krzycząc na bliźniaczki, które od rana siedziały i oglądały jakieś głupoty w telewizji.
-Niall, pojedziesz ze mną na zakupy? – zapytał blondyna, który lenił się na kanapie, nie robiąc niczego konkretnego, czyli mniej więcej zajmował się tym, co zawsze.
-Nie stary, totalnie nie mam ochoty dziś wychodzić z domu, na zewnątrz jest zimno, pada śnieg i jest już tak szaro, niee, zdecydowanie nie mam ochoty wychodzić, radź sobie sam – to było takie typowe i w stylu Nialla, że Harry powstrzymał się od komentarza, w końcu znał Horana nie od dziś.
Mógł poprosić jeszcze Liama, ale nie miał ochoty wysłuchiwać monologu przyjaciela na temat rozprawy, która go czeka zaraz na początku nowego roku. Wolał załatwić wszystko sam, najwyżej będzie musiał spędzić w sklepie więcej czasu, jakoś to przeżyje.
-Harry, gdzie idziesz? – zapytała Doris, zbiegając szybko po schodach i trzymając kota w ramionach, zatrzymując się dopiero przed nim.
-Jadę na zakupy, twoja mama zrobiła listę potrzebnych rzeczy – wyjaśnił dziewczynce i owinął sobie ciepły szal dookoła szyi.
-Och, czy mogłabym jechać z tobą? – oczy dziewczynki zabłyszczały i gdyby Harry był trochę lepszym obserwatorem dostrzegłby to od razu, jednak mężczyzna odwrócił się w jej stronę z zaskoczonym wyrazem twarzy.
-Nie wolałabyś pobawić się w domu, albo pooglądać coś fajnego z siostrami? – zapytał, obserwując siedmiolatkę, która zaprzeczyła szybko, a rude włosy opadły na jej ramiona.
-Nie, bardzo chciałabym jechać z tobą Harry, mogę? – zapytała podekscytowana, prawie podskakując w miejscu z radości.
-Musisz zapytać swoją mamę – odparł zgodnie z prawdą, ale domyślał się, że Jay nie będzie miała nic przeciwko.
-Dobrze, poczekaj na mnie Harry, zaraz wrócę – dziewczynka wypuściła z rąk Lunę i pobiegła do kuchni.
Stał i nakładał właśnie na dłonie skórzane rękawiczki, gdy po schodach musiał zejść nie kto inny, jak Louis. Postanowił nie patrzeć na szatyna i nie odzywać się do niego, bo naprawdę nie miał ochoty na bezsensowną dyskusję z mężczyzną, który go nie cierpiał. Czasami Harry czuł się tak, jakby był znów w szkole średniej, a Louis stawał się oczywiście tym złym typem, który niszczył mu życie.
-Na co tutaj czekasz Styles? – zapytał od razu szatyn i oparł się o poręcz, przypatrując mu się wyczekująco.
-Jadę na zakupy.
-I czekasz tutaj na?
-Czekam na Doris – wyjaśnił krótko i zauważył, jak przez twarz Louisa przemyka jakiś grymas, nie miał pojęcia, o co chodzi mu tym razem i nawet nie chciał wiedzieć.
-Świetnie, w takim razie pojadę z wami – stwierdził i zaczął nakładać na siebie kurtkę, ignorując protesty Harry’ego.
-Nie wolisz zostać w domu i robić cokolwiek, co robiłeś wcześniej? – zapytał z nadzieją, bo naprawdę ostatnie, czego chciał, to godziny spędzone z Louisem na wspólnych zakupach.
-Nie, zdecydowanie chcę pojechać z wami na zakupy, to będzie świetna przygoda – szatyn klasnął w dłonie i wyciągnął dłoń w stronę Doris, która już biegła ubrana w ciepłą kurtkę, ale dziewczynka wyminęła go i chwyciła Harry’ego, który wzruszył tylko ramionami i otworzył drzwi, wychodząc na zewnątrz.
***
Louis żałował swojej decyzji już po kilku minutach, a po godzinie chciał popełnić samobójstwo na środku sklepu. Nie mógł już słuchać rozmów Harry’ego i Doris, a widok jego siostry, która wpatrywała się w Harry’ego niczym w gwiazdę filmową działał mu na nerwy. Naprawdę chciałby dostrzec w nim to coś, co zauważyła dziewczynka, ale nie potrafił, po prostu nadal widział tego irytującego kolesia, który przyplątał się do ich stolika na uczelni i został z nimi już do końca nauki.
Zerknął na maszerującą z przodu dwójkę i popchnął wózek z zakupami do przodu, chcąc przynajmniej słuchać o czym dyskutują, bo w końcu nie wybrał się na te męczarnie dla swojej masochistycznej przyjemności. Widział, jak Harry śledzi wzrokiem listę zakupów, a Doris szczebiocze do niego o jakiś głupotach. Był tak bardzo rozdrażniony i sfrustrowany, że najchętniej zostawiłby ten wózek i zniknął gdzieś daleko.
-Harry, lubisz czekoladę? – zapytała Doris, podnosząc głowę do góry i patrząc na loczka, który akurat wkładał do wózka jakieś produkty.
-Tak, czekolada jest w porządku. A ty lubisz?
-Tak i to bardzo Harry, ona jest najlepsza na całym świecie – powiedziała szczerze, ale po chwili zarumieniła się mocno – to znaczy ty jesteś najlepszy na całym świecie, ale zaraz później jest czekolada – wyjaśniła szybko, ściskając mocniej jego dłoń.
-Słucham? Nie. Sądzę, że czekolada jest o wiele lepsza ode mnie, zapewniam cię, że tak jest – powiedział poważnie, ale zdradzieckie rumieńce pojawiły się na jego policzkach.
-To zależy, jaka czekolada, prawda? Ale i tak uważam, że ty jesteś naj-najlepszy.
-Powinienem chyba podziękować, więc dziękuję Doris, to miłe, że tak sądzisz.
-A jaka jest twoja ulubiona czekolada Harry? – zapytała, a Lou zauważył, że ona uwielbia wymawiać jego imię, ciągle słyszał tylko Harry to, Harry tamto, oszaleć można.
-Hmm – wymruczał chłopak, drapiąc się po brodzie, a mała wprost niecierpliwiła się w oczekiwaniu – zastanówmy się, lubię zupełnie mleczną, bo jest taka słodka i rozpływa się w ustach, ale dobra jest też z bakaliami, bo uwielbiam rodzynki i…
-Lubisz rodzynki Harry?! – wykrzyknęła dziewczynka i Louis prawie uderzył się w czoło dłonią, bo kogo to obchodzi.
-No tak, a coś w tym złego?
-Nie, zupełnie nic Harry, rodzynki są smaczne – powiedziała i czekała na dalsze słowa mężczyzny.
-Dobra, więc lubię też czekolady z jakimś słodkim nadzieniem, ale na pewno nie jem gorzkiej czekolady, bo jest ohydna i jedzenie jej nie sprawia mi żadnej przyjemności.
-To, która jest ulubiona? Musisz mieć ulubioną – uparła się i zatrzymała w miejscu, gdy loczek wrzucił do kosza bakalie.
-Nie wiem, zagroź mi brakiem pierniczków na święta, ale nie mam pojęcia – podniósł ręce do góry – poddaje się.
-Musisz wybrać Harry – zaśmiała się Doris ,widząc, jak jej ulubieniec  stara się coś wymyślić – no dalej, jesteś najmądrzejszy, poradzisz sobie – zachęciła go ze słodkim uśmiechem, na który mężczyzna odpowiedział głośnym śmiechem.
Louis miał wrażenie, że świat się zatrzymał. Harry Styles śmiał się głośno, a w jego policzkach pojawiły się małe dołeczki, których nie wiedział nigdy wcześniej, a znali się przez tyle lat. Nie mógł w to uwierzyć, zatrzymał się w miejscu i przyglądał się temu, jak bardzo zrelaksowany jest mężczyzna, jak uśmiecha się, a chichot wydobywa się z jego gardła. To był taki przyjemny dźwięk, a jego uśmiech sprawiał, że zazwyczaj ponura i zmęczona twarz była teraz taka świeża i młodzieńcza. Teraz już rozumiał, co miała na myśli Doris, pisząc o uśmiechu Harry'ego, on był zniewalający i żałował tylko, że nie nagrał tego i nie zrobił zdjęcia, by móc przyglądać się temu widokowi. Przez chwilę zapomniał, o kim myśli, zapomniał, że to Harry Styles, facet którego nie cierpiał całym swoim sercem. Po prostu stał tam i zachwycał się tym widokiem, ciesząc się jak dziecko. Mógłby nawet powiedzieć loczkowi, że ma uroczy śmiech i powinien częściej się uśmiechać, bo jego twarz wygląda wtedy zachwycająco, ale powstrzymał się i zatrzymał tę informację tylko dla siebie.
-Louis, mamy już wszystko i idziemy do kasy – powiedział Harry, stojąc przed nim i machając mu dłonią przed twarzą – co ci się stało, miałeś taką dziwną minę, wyglądałeś jak nie ty.
-To ty wyglądasz jak nie ty – wyszeptał, zapominając się na moment.
-Słucham?
-Tak, tak, idźmy już do kasy – powiedział szybko i wyminął ich, chcąc uciec od nich prędko.
***
-Ja zapłacę – powiedział Louis, widząc, jak Harry wyciąga portfel z kieszeni.
-Co? Nie, nie trzeba – odpowiedział szybko i wyciągnął kartę, ale Lou zrobił dokładnie to samo.
-Ja zapłacę – powiedział ponownie szatyn, a Doris stała między nimi, spoglądając to na jednego to na drugiego.
-Nie ma takiej potrzeby, wrzuciłem tutaj dużo rzeczy od siebie, więc daj spokój i pozwól mi zapłacić – wyjaśnił spokojnie loczek, ignorując wściekły wzrok Louisa.
-To są zakupy mojej rodziny, zrobione dzięki liście mojej mamy, więc odpuść sobie Harry i daj mi zapłacić, nie musisz zgrywać tutaj bohatera – warknął i odepchnął dłoń mężczyzny, podając kasjerce swoją kartę.
-Wiesz co, zachowujesz się irracjonalnie Louis i mam nadzieję, że gdzieś tam w środku zdajesz sobie z tego sprawę. Nie wiem, co chcesz osiągnąć w ten sposób, ale jeżeli twoim jedynym planem na święta jest kłócenie się ze mną każdego dnia, to powiem ci, że świetnie sobie z tym radzisz – powiedział spokojnym tonem Harrym, a Tomlinson poczuł się jak na dywaniku u dyrektora, ponieważ Styles zbeształ go jak małego dzieciaka, a to on był tym starszym. Chciał być miły, a oczywiście zielonooki musiał zachowywać się jak pan całego świata. W jednej chwili zapomniał o tym, że przed chwilą Harry wyglądał tak lekko i radośnie, nie potrafił przypomnieć sobie tego miłego momentu, a to wszystko przez wyjątkowy tupet Stylesa – chodź Doris, niech on zapłaci za wszystko, a my pójdziemy kupić sobie jakąś smaczną herbatę.
Louis zauważył, jak jego siostra radośnie przytakuje i po raz kolejny przyczepia się do dłoni Harry’ego. Pokręcił głową z niedowierzaniem i odwrócił się w stronę kasjerki, która obserwowała go czujnie. Było mu trochę wstyd za taką kłótnie na oczach innych, ale nie miał zamiaru pozwolić na to, żeby Harry zniszczył mu cały dzień.
-Przepraszam za to – powiedział cicho, bo miał w sobie trochę kultury.
-Nic się nie stało, każde małżeństwo ma czasami taką kłótnię, a w tym okresie świątecznym wszyscy chodzą jacyś podenerwowani. Nie ma się co przejmować – podała mu paragon i uśmiechnęła się radośnie – no niech pan idzie do męża i córki, nie ma co się złościć, za dwa dni święta.

Odszedł do kasy i zerknął na kobietę przez ramię, ona pomyślała, że są małżeństwem i ta myśl powinna go obrzydzić, myślał, że poczuje dreszcz obrzydzenia na całym swoim ciele, ale pomylił się, jedyne co świtało w jego głowie to jedna myśl ona pomyślała, że są małżeństwem, nazwała Harry’ego jego mężem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top