Część siódma

Miłego czytania:)

Zaspany Harry, to najukochańszy Harry.

To był naprawdę męczący dzień, pozornie nie robili niczego ciężkiego, ale tak naprawdę przez cały dzień wszyscy krzątali się i kręcili po domu. Święta może i kojarzą się ze spokojem i odpoczynkiem, ale szaleństwo, jakie panuje w przedświątecznym czasie, zdecydowanie nie przypomina sielanki. Louis obserwował całą swoją rodzinę i uśmiechnął się, widząc ich wszystkich takich spokojnych w jednym miejscu. Pewnie, brakowało mu Lottie, ale rozumiał, że siostra chciała spędzić trochę czasu tylko z mężem. Domyślał się też, że Fizzy wykorzystywała właśnie najlepsze lata swojego życia na szaleństwie za granicą, więc nie miał zamiaru marudzić i narzekać na to, że nie wróciła na święta. Myśląc rodzina miał też na myśli swoich przyjaciół. Spędzili ze sobą już tyle lat, że gdy tylko starał  przypomnieć sobie, co robił przed poznaniem ich wszystkich, nie potrafił tego zrobić, tak jakby życie zaczęło się tego dnia, gdy usiedli razem na jednym przypadkowym wykładzie.

Zaśmiał się cicho, widząc, jak dorośli prawnicy wpatrują się w ekran telewizora, śledząc uważnie poczynania bohaterów bajki. Nie umknęło mu to, że Doris usiadła oczywiście obok Harry'ego i przysunęła się bardzo blisko niego. Naprawdę zaczynał tracić cierpliwość do swojej najmłodszej siostry, bo dobrze, może i Hazz miał ładny uśmiech, dołeczki, lubił bawić się z dziećmi i robił czasami cholernego koczka, ale po za tym był chodzącym kodeksem karnym, nie potrafił wyluzować, zabawić się i był nudny, okropnie nudny.

-Harry, która bajka jest twoją ulubioną? – zapytała dziewczynka, obracając się w stronę loczka, który spojrzał na nią, odwracając wzrok od ekranu.

-Ugh, sam nie wiem – zaczął mężczyzna, drapiąc się po karku.

-No Harry, na pewno masz jakąś, którą lubisz najmocniej na świecie – wpatrywała się w niego uparcie, ale z jej oczu biło ciepło i Louis naprawdę musiał stwierdzić, że Doris wpadła po uszy.

-Dobrze, więc lubię na przykład zakochanego kundla – powiedział po chwili zastanowienia Harry i Louis przewrócił oczami, ale przysunął się bliżej, chcąc usłyszeć dalszy ciąg tej rozmowy.

-Och, zakochanego kundla? – dziewczynka westchnęła i zatrzepotała rzęsami – to ładna bajka, ale widziałam ją tylko raz. Masz dobry gust Harry.

-Dziękuję – wyjąkał Styles – a jaka jest twoja ulubiona bajka?

-Hmm, bardzo lubię śpiącą królewnę i kopciuszka, ponieważ tam zawsze książę znajduje księżniczkę i są razem już zawsze, zawsze, i kochają się najmocniej na świecie. Wiesz, że wyglądasz, jak książę, Harry? – zapytała nieoczekiwanie i Lou omal wylał herbatę, znajdującą się w kubku, który trzymał w dłoni.

-Nie wydaje mi się żebym przypominał księcia, Doris – zauważył cicho zielonooki, przygryzając wargę i Louis powinien oderwać swój wzrok od ust mężczyzny, ale nie potrafił i to go przerażało.

-Ależ przypominasz Harry! – wykrzyknęła dziewczynka, a w jej głosie pobrzmiewała pewność – jesteś najprzystojniejszy, jesteś nawet przystojniejszy niż książę z bajki, wiesz? Mówię prawdę – zapewniła i uścisnęła dłoń Stylesa, który teraz chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić, ponieważ spuścił głowę i wpatrywał się w swoje kolana.

-Dziękuję Doris, to miłe, że tak uważasz.

-Dobrze – Jay przerwała tę  niezręczną rozmowę klaśnięciem w dłonie – Doris, Ernest, czas spać.

-Dlaczego już, mamo? – zapytał Ernest, wstając niechętnie i maszerując do swojego pokoju.

-Dobranoc Harry, słodkich snów – powiedziała Doris i cmoknęła Stylesa w policzek.

Oczy Louisa otworzyły się jeszcze szerzej, ponieważ to już była przesada, przekroczenie pewnych granic. Mała pozwalała sobie na zdecydowanie zbyt dużo, a Harry jej na to pozwalał. Spojrzał szybko na Gemmę i Nialla, dziewczyna uśmiechała się promiennie i wpatrywała w oddalającą Doris. Najwyraźniej wyczuła wzrok Louisa, bo spojrzała na niego i uśmiechnęła się jeszcze szerzej słodkich snów, powiedziała bezgłośnie, drażniąc go celowo.

-My też idziemy już spać – powiedziała i pociągnęła Nialla za dłoń – dobranoc wszystkim, słodkich snów Louis – wyszeptała, gdy mijała Tomlinsona.

-Tak, ja też będę się już zbierał – stwierdził Harry i szybko wyszedł z pokoju.

-Ona jest urocza – usłyszał głos Gemmy, która zatrzymała się w progu – wiem, że to nie ma racji bytu, nie jestem głupia, nikt z nas nie jest, ale musisz przyznać, że jej zauroczenie jest tak cholernie słodkie.

-Nie wiem tylko, jak Harry może być taki nieświadomy – powiedział Niall, który czekał na narzeczoną.

-Jest głupi, albo udaje, że niczego nie dostrzega – warknął szatyn, którego to wszystko denerwowało coraz mocniej – ale obstawiałbym to pierwsze.

-On tego nie widzi, Lou – Gemma przyglądała mu się z czymś dziwnym w oczach, nie wiedział co to takiego, ale czuł niepokój – to jest Harry, nie wiedziałby, że ktoś mu się oświadcza nawet, jeżeli miałby pierścionek na palcu.

-I on jest naszym najlepszym adwokatem? – zapytał Louis z uśmiechem majaczącym na ustach.

-Cóż, takie są fakty i po raz pierwszy powiedziałeś, że Hazz jest najlepszy – zauważył ze śmiechem Niall i cudem uniknął lecącej poduszki, która trafiła w obraz wiszący na ścianie.

-Idźcie już lepiej spać – szatyn  wygonił ich i został w pokoju zupełnie sam, a z sypialni Liama dobiegał głos mężczyzny, więc Li znów prowadził rozmowę z jakimś tajemniczym nieznajomym, o którym nie chciał nikomu nic zdradzić.

***

Nie miał ochoty iść spać, mimo męczącego dnia nie czuł się zmęczony, więc został w salonie i leżał na kanapie wpatrując się w kominek. Cały dom pogrążył się w ciszy i przyjemnie było mieć taką chwilę dla siebie, niezakłóconą rozmowami i krzątaniną reszty rodziny. Otulił się mocniej kocem i wtulił policzek w miękką poduszkę, lecz pomimo sennej atmosfery nie zamknął oczu, nie chciał zasnąć na kanapie i obudzić się z bolącym karkiem. Jutro mieli piec pierniczki i ubierać choinkę, więc ostatnie, czego pragnął, to złe samopoczucie. Myślał o tym, że musi powiedzieć coś chłopakom, ale naprawdę nie wiedział, jak to zrobić, bał się, że będą źli, że nie zrozumieją, a nie mógł pozwolić na to, by ich przyjaźń się skończyła.

Usłyszał kroki na schodach, więc obrócił głowę w tamtą stronę, chcąc dowiedzieć się, kto nie może spać tak jak on. Zauważył Harry'ego, który skierował się do łazienki. Obniżył się trochę na kanapie, tak by jego obecność nie została dostrzeżona. Loczek wszedł do łazienki i Louis miał nadzieję, że za chwilę zniknie ponownie w swoim pokoju. Niestety, Harry wyszedł i podreptał do kuchni, Lou stłumił śmiech, widząc jak idzie, ale zachichotał cicho, gdy Harry omal nie wpadł na ścianę. Czyżby chodził z zamkniętymi oczami? Chciał siedzieć cicho i przeczekać tą dziwną sytuację, ale po chwili przypomniał sobie jeden wpis z listy stworzonej przez Doris. Usiadł zaalarmowany i stwierdził, że musi dowiedzieć się, o co chodzi z tym zaspanym Harrym.

Podszedł na palcach do drzwi i zatrzymał się tam, nasłuchując. Usłyszał tylko jakieś mruczenie i nucenie, nic poza tym. Musiał zobaczyć, co robi Styles, więc  wychylił głowę, by widzieć więcej. Harry siedział na kuchennym blacie machając nogami to w przód to w tył, nucąc coś pod nosem z przymkniętymi powiekami. Mały uśmiech igrał na jego twarzy i chłopak wyglądał tak miło i przytulnie. Jego włosy opadały na ramiona i były tak zabawnie potargane. Louis nie spodziewał się takiego widoku, zawsze sądził, że Harry wychodzący z łóżka będzie koszmarnym widokiem, który przerazi go i sprawi, że będzie miał uraz do końca swoich dni. To, co widział teraz, było przyjemne i takie domowe. Cóż, wiedział, że przecież loczek nocował u nich bardzo często i zapewne dlatego Doris zauważyła w nim te wszystkie pozytywne rzeczy, ale i tak czuł się zszokowany i mile zaskoczony. Usłyszał ciche ziewnięcie i uśmiech pojawił się mimowolnie na jego ustach, ponieważ Harry zachowywał się uroczo, jeżeli można tak było powiedzieć o mężczyźnie.

Zielonooki potarł swoje oczy piąstkami i Louis musiał zasłonić usta, by nie westchnąć z zachwytu. Boże, zachowywał się okropnie niczym jakaś zakochana nastolatka, a przecież niecierpiał Harry'ego. Musiał jak najszybciej zmienić swoje zachowanie, bo inaczej zacznie wzdychać do mężczyzny tak jak Doris. Przewrócił oczami na własne myśli, bo przecież to nigdy by się nie stało, ale sam fakt nazywania Harry'ego uroczym był już przesadą. Z drugiej strony musiał przyznać, że mężczyzna pocierający swoje oczy, ziewający i prawie przysypiający tam w kuchni sprawił, że jego serce zabiło trochę szybciej. Wiedział, że to tylko chwilowe i za chwilę ponownie będzie patrzył na sztywnego bruneta, który nie był atrakcyjny, jednak teraz chciałby przytulić loczka i utulić go do snu.

-Jezu, świrujesz Tomlinson – powiedział głośno, zapominając o byciu cicho.

-Louis? – głos Harry'ego rozbrzmiał w kuchni i Lou prawie jęknął, słysząc tę barwę. Brzmiał tak leniwie i śpiąco, od razu zapragnął słuchać go w nieskończoność.

-A tak, to ja – wszedł nonszalancko do kuchni, wciskając dłonie w kieszenie spodni – usłyszałem jakiś hałas i postanowiłem to sprawdzić – skłamał umiejętnie, wiedział, że to potrafi, w końcu był adwokatem... no właśnie, był.

-Och tak ja... chciałem tylko napić się czegoś – Harry podrapał się po karku i Lou zdążył już zauważyć, że robił to zawsze, kiedy zaczynał się stresować.

-Jasne – mruknął szatyn, nie wiedząc, jak się zachować, bo przed chwilą uważał, że mężczyzna jest uroczy i chciał go przytulać, więc teraz poczuł, jak zdradziecki rumienieć pojawia się na jego twarzy.

-Chcesz herbatę? – zapytał cicho Harry, zsuwając się z blatu. Lou zauważył, że miał na stopach ciepłe skarpetki w jakieś wzorki i uśmiechnął się na ten widok. Uroczy.

-Och, nie, dziękuję, chyba pójdę już spać, żeby jutro funkcjonować normalnie – powiedział szybko, samemu nie wiedząc, dlaczego się tłumaczy.

-Siedziałeś tutaj przez cały czas? – loczek zaparzył herbatę i wyciągnął w jego stronę kubek z parującym napojem – nie jesteś zmęczony?

-Harry, nie chciałem herbaty – zaczął, widząc, że Styles mimo to zrobił też coś do picia dla siebie.

-Co? Och... och ja przepraszam – zreflektował się szybko i chciał wziąć kubek, ale Louis przytrzymał go i w ten sposób wrzątek wylał się prosto na dłoń młodszego, który spanikowany otworzył szerzej oczy, wyglądając przy tym jak jelonek.

-Boże, Harry – podszedł do loczka i popchnął go w stronę kranu, szybko odkręcił kurek, by ochłodzić poparzoną dłoń chłopaka – jesteś taką sierotą – trzymał jego dłoń i patrzył uważnie na twarz zielonookiego, który miał otwarte usta, którymi poruszał, nie wydając z siebie żadnych słów – będzie cię bolało tak bardzo –wyszeptał, a po chwili cichy pisk wyszedł z ust Harry'ego. Chłopak chciał wyrwać swoją rękę z delikatnego uścisku, ale Lou przytrzymał go mocniej – nie szarp się i bądź grzeczny.

-Boli – jęknął cicho i przymknął powieki, oddychając powoli.

-Bądź dużym chłopcem i nie płacz – zażartował Louis, ale po tym, jak Hazz zaczerpnął gwałtownie oddech zrozumiał, co powiedział – przepraszam, nie śmieję się, poważnie. Usiądź sobie na kanapie, a ja przyniosę jakąś maść na oparzenia, mama na pewno coś ma w apteczce, bo Ernest ostatnio też zmalował coś podobnego. Cóż, zauważmy tylko, że on ma siedem lat, a ty... – urwał złośliwie, ale widząc zbolałą minę Harry'ego podszedł do niego i zaprowadził go do salonu – siadaj tutaj i poczekaj na mnie, zaraz wracam.

Gdy odnalazł to, czego potrzebował wrócił do salonu i zatrzymał się w progu. Harry leżał zwinięty w kłębek, przypominając w tym momencie Lunę tak bardzo, jak to tylko możliwe. Uśmiechnął się i podszedł do chłopaka siadając obok.

-Daj rękę – poprosił, ale widząc, jak loczek ociąga się z tym, sam chwycił jego dłoń i ostrożnie ułożył ją sobie na kolanie – może trochę boleć, ale po chwili poczujesz chłód i ulgę – ostrzegł i delikatnie zaczął wsmarowywać krem w dłoń Stylesa.

Czuł na sobie wzrok mężczyzny, ale nie podniósł głowy, nie chciał na niego patrzeć, nie teraz, kiedy w jego głowie roiło się od głupich myśli dotyczących tego, jak delikatna w dotyku jest skóra Harry'ego, jak duże są jego dłonie i jak bardzo chciałby je ogrzać. Zachowywał się kretyńsko, ponieważ to był Styles, i znał go tak dobrze.

-Dobrze, gotowe – skończył i odsunął się szybko, by nie zrobić czegoś jeszcze głupszego – a teraz do łóżka – wiedział, że brzmi jak swoje mama, ale nie obchodziło go to w tym momencie – no dalej raz, raz, musisz odpocząć choruszku – zachęcił go i sam podniósł się z miejsca – idę spać i ty też idź.

-Louis – usłyszał głos Harry'ego, kiedy dotarł do schodów.

-Tak?

-Przepraszam, że wylałem twoją herbatę, której i tak nie chciałeś.

-Dobranoc Harry.

Wszedł po schodach do swojego pokoju i rzucił się na łóżko.

Zaspany Harry, to najukochańszy Harry. Cholerna Doris miała racje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top