Część pierwsza


Zapraszam na pierwszą część krótkiego świątecznego tekstu. Będzie słodko i uroczo, tak tylko uprzedzam :) 

Siedzieli na dywanie w pokoju Louisa i milczeli. Każdy z nich uparcie wpatrywał się w jakiś odległy punkt, udając, że jest pogrążony w swoich myślach. Louis nerwowo poruszał stopą, wiedząc, że zaraz któryś z jego przyjaciół wybuchnie, nie wytrzymując napięcia. Mieli poważną sprawę do obgadania, ale najwyraźniej każdy z nich postanowił zamienić się w tajemniczego myśliciela, nie odzywając się ani słowem. Zaczynał czuć się zirytowany i cholernie zły, ale nie miał ochoty odzywać się jako pierwszy, jeżeli ta banda dzieciaków chciała siedzieć cicho to ok, niech tak będzie. Rozglądał się po swoim pokoju i z radością dostrzegł książkę, którą zaczął czytać kilka dni temu, teraz była cudowna okazja, by kontynuować miłą lekturę, w końcu panowała tutaj zupełna cisza i spokój. Podniósł się z trudem i chwycił powieść kryminalną, którą chciał przeczytać od dawna. Rozsiadł się wygodnie, otwierając w miejscu w którym przerwał czytanie i już chciał zatopić się w mrocznym krajobrazie zimowej Norwegii, gdy w pokoju rozległ się zachrypnięty głos.

-Ty chyba sobie żartujesz Tomlinson! Serio chcesz to teraz czytać?

-Tak, na to wygląda i tak nie mam nic lepszego do roboty, a wy kiedy w końcu postanowicie zachowywać się jak dorośli faceci, dajcie mi znać – odparł obojętnie i wrócił do czytania, ale ktoś postanowił wyrwać mu książkę z dłoni – oddawaj to frajerze! – krzyknął i chciał odebrać złodziejowi swoją własność, ale niestety ten podły osobnik zdążył się już odsunąć – świetnie Styles, tak chcesz ze mną pogrywać? Dobrze, bardzo dobrze – wstał ze swojego miejsca i popatrzył po kolei na każdego ze swoich przyjaciół – czas najwyższy podjąć jakąś decyzję i wziąć się w garść. Ile mamy lat? Pięć? – zapytał retorycznie i warknął, gdy dostrzegł, jak Niall otwiera usta, by odpowiedzieć – nic nie mów Horan – zastrzegł od razu.

Krążył po pokoju obmyślając jakiś dobry plan, który pozwoliłby im wyjść z tej sytuacji w której się znaleźli z własnej woli. Zatrzymał się przed oknem, obserwując śnieżycę panującą na zewnątrz. Za kilka dni mieli rozjechać się do swoich rodzin, by spędzić z nimi święta i koniecznie musieli ustalić wszystko dziś, by mieć co świętować w sylwestrową noc. Z uśmiechem dostrzegł, że stary samochód Harry'ego został całkowicie zasypany przez śnieg. Domyślał się, jak zły będzie loczek, a to tylko napawało go jeszcze większą radością. Uwielbiał takie prezenty od losu.

-Dobrze głąby, może ktoś sam zgłosi się na ochotnika? – zaproponował, ale odpowiedziało mu tylko prychnięcie Harry'ego – co znów Styles? – spojrzał na niego, czekając na jakąś odpowiedź – nic? Tak właśnie myślałem, że tylko coś mi się wydawało.

-Lou, to bez sensu, przecież wiesz, że Harry zgłosił się na ochotnika – wtrącił cicho Niall, ale zamilkł zgromiony morderczym wzrokiem szatyna – dobrze, dobrze, już nic nie mówię.

-Harry jest gówniarzem i nie będzie nami rządził, co to, to nie, nie zgadzam się. Nawet nie próbujcie mnie przekonywać – odpowiedział poważnie, widząc miny swoich przyjaciół.

-Stary wyluzuj – uspokoił go milczący jak dotąd Liam – po prostu powiedz, że chcesz być szefem i daj nam wypić to piwo, które kilka dni temu kupił Niall.

-Nie chcę być szefem Payne, gdybym chciał, to uwierzcie nie rozmawialibyśmy teraz na ten temat – uciął szybko i ponownie usłyszał prychnięcie Harry'ego – jaki ty masz problem Styles?

-Twoje wielkie ego jest tutaj jedynym problemem Tomlinson.

-Świetnie, czyli nie dojdziemy do porozumienia, tak? – wyjęczał Niall, rozkładając się wygodniej na dywanie.

-Dobra, w takim razie musimy podjąć męską decyzję – zarządził poważnie Louis – Liam, masz przy sobie zapałki, prawda?

-Co? Niby dlaczego mam je mieć przy sobie? – obruszył się od razu chłopak, ale widząc uniesioną brew Lou, wygrzebał pudełko z kieszeni swoich spodni i położył na wyciągniętej dłoni przyjaciela.

-I po co było się tak rzucać? I tak wszyscy wiemy, że palisz – zaśmiał się z niego szatyn i wyciągnął cztery zapałki – ten, kto wyciągnie najkrótszą  zostaje szefem – wyjaśnił, widząc zaskoczone twarze reszty.

-I to jest ta twoja męska decyzja? – zapytał spokojnie brunet, obserwując go czujnie.

-Tak, masz coś przeciwko?

-Mam, ale nie zrozumiesz połowy słów, które chcę wypowiedzieć, więc to przemilczę – przesycony jadem głos Harry'ego sprawił, że Louis miał ochotę uderzyć go w twarz bardzo, bardzo mocno, jednak świadomość, że odbiera chłopakowi coś, na czym  mu zależy, odrobinę go uspokajała.

-Dobra, to dalej, do dzieła panowie, niech los przesądzi naszą przyszłość – wyciągnął w ich stronę dłoń, uśmiechając się maniakalnie.

-Może ci się poszczęści, stary – Niall poklepał po plecach zielonookiego, który z nachmurzoną miną wybrał jedną zapałkę i wpatrywał się w nią zmieszany.

Kiedy w dłoni Louisa została tylko jedna należąca do niego, uspokojony popatrzył na swoich przyjaciół, każdy z nich trzymał między palcami zapałkę. Sam był ciekaw, kogo wybrał szczęśliwy traf. Nie odzywali się do momentu, gdy Liam westchnął z ulgą.

-Ufff, całe szczęście to nie ja – Payne pokazał im zapałkę, którą wybrał, o normalnej długości – powodzenia pechowy zwycięzco, kimkolwiek jesteś – zaśmiał się i popatrzył na nich z radosnym uśmiechem.

-Dziękuję Liam – wydusił z siebie Niall, wpatrując się z przerażeniem w swoją dłoń.

Louis pochylił się w jego stronę i roześmiał głośno, a po chwili dołączył do niego jeszcze mocniej rozbawiony Liam. Tych dwóch leżało na dywanie prawie dusząc się ze śmiechu, gdy Niall przeżywał swój mały dramat.

-Ja nie chcę – wyjęczał blondyn odrzucając zapałkę – Harry może ty chciałbyś...

-Nawet się nie waż – ostrzegł go szybko Louis – od dziś jesteś właścicielem naszej powstającej kancelarii adwokackiej, gratulacje stary – poklepał go po plecach, a Liam uściskał go krótko – a teraz, moi drodzy, możemy iść wypić to piwo – podnieśli się powoli i ruszyli do salonu, gdy Tomlinson przystanął nagle – a Harry, twój samochód jest cały zasypany, więc chyba będziesz musiał przespacerować się samotnie w tę uroczą, mroźną noc – stwierdził złośliwie, z przyjemnością obserwując przerażoną twarz loczka, który w samych skarpetkach wybiegł z mieszkania, by sprawdzić, czy słowa Louisa są prawdą.

-Jesteś dla niego taki okrutny Lou- zauważył Horan, kręcąc głową z niezadowoleniem – co on ci właściwie zrobił?

-Nic takiego, po prostu jest małym, nadętym dupkiem, tylko tyle – wyjaśnił, rozsiadając się wygodnie na sofie, czekając na Harry'ego, który zapewne miał w planach zafundowanie mu małego piekła. 

Uwielbiał swoich przyjaciół i swoje życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top