Część ósma

Harry czasami ubiera uroczą, starą koszulkę z zabawnym kotem, wygląda w niej tak puchato.

Wstał dość wcześnie, nie mając ochoty wylegiwać się w łóżku. Nie słyszał żadnego krzątania ani rozmów, więc postanowił zejść na dół i zrobić sobie śniadanie. Spojrzał na swoją dłoń i wspomnienia zeszłej nocy od razu pojawiły się w jego głowie. Dotknął zaczerwienionej skóry i skrzywił się lekko, nadal bolało, ale to nie było coś, czego nie mógłby znieść. Mimo to zaskoczyło go zachowanie Louisa, który nie nakrzyczał na niego tak jak zawsze i nawet można było powiedzieć, że starał się być miły. Cóż, to musiała być ta cała magia świąt, zwierzęta zaczynają mówić ludzkim głosem, więc może Louis zaczyna mieć serce. Nie rozmyślając dłużej o szatynie, wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach.

W kuchni panowała przyjemna cisza, ale zbliżały się święta i miał ochotę posłuchać jakiś miłych piosenek. Włączył radio i uśmiechnął się radośnie, gdy z głośników popłynęła jedna z przedświątecznych, znanych melodii. Nie potrafił gotować, ale przecież kanapki umiał zrobić każdy, więc zaczął krzątać się po pomieszczeniu, wyciągając potrzebne produkty z lodówki i odnajdując kubek do herbaty. Kręcił się po kuchni, nucąc pod nosem, starając się dobudzić, gdy usłyszał tupot stóp, a po chwili w kuchni pojawiła się Doris.

-Dzień dobry Harry – przywitała się dziewczynka i wsunęła na krzesło, przypatrując mu się ciekawsko.

-Dzień dobry.

-Wyspałeś się?

-Tak, a ty? - zapytał, zerkając na tego małego rudzielca, który spędzał z nim każdą wolną chwilę.

-Tak, dlatego już wstałam – odparła radośnie, machając nogami i podpierając brodę na dłoni – Harry, możesz zrobić mi śniadanie? – zapytała po dłuższej chwili, gdy zorientowała się, co przygotowuje mężczyzna.

-Nie potrafię gotować Doris, więc może poczekasz na swoją mamę albo na Louisa i ktoś...

-Ale sobie coś robisz – przerwała mu szybko i wskazała palcem na jego kanapki – Harry przecież ty robisz najlepsze kanapki, mają zawsze takie ładne uśmiechnięte buzie – mówiła podekscytowana i Harry nie potrafił się nie uśmiechnąć, słuchając jej dziecięcej paplaniny.

-No dobrze – westchnął pokonany – mogę zrobić ci jakieś kanapki, ma pani jakieś specjalne życzenia?

-Nie, zrób mi po prostu to samo, co sobie – powiedziała – poproszę – dodała szybko z uśmiechem.

Zaczął przygotowywać śniadanie, opowiadając na pytania dziewczynki, śmiejąc się od czasu do czasu z jej słów. Przygryzł wargę, skupiając się na udekorowaniu ostatniej kanapki, z Doris, która wlepiała w niego swoje tęczówki.

-Twoje kanapki są najfajniejsze Harry, nawet mama nie robi takich dobrych – zauważyła siedmiolatka, przysuwając do siebie talerz z jedzeniem.

-A Louis? Przecież on na pewno też robi coś smacznego – powiedział ostrożnie Harry, nie chcąc, by ktoś słyszał to, co mówi. Doris wybuchła głośnym śmiechem i chichotała tak przez jakiś czas, więc usiadł naprzeciwko niej i zmarszczył czoło, obserwując roześmianą dziewczynkę.

-Och Harry, Louis nie robi sobie sam kanapek, to zawsze mama wstaje wcześnie rano i przygotowuje jedzenie dla nas wszystkich do szkoły i dla Louisa, kiedy idzie do pracy – wyjaśniła po chwili, a jej oczy nadal błyszczały od rozbawienia.

Nie mógł w to uwierzyć, Lou miał trzydzieści lat i nadal mama robiła mu kanapki do pracy, to było takie... sam nie wiedział, jakiego słowa użyć. Cóż, nie chciał nikogo oceniać, ale z pewnych rzeczy powinno się wyrastać, szczególnie, jeżeli pamięć go nie myliła i w czasie studiów Louis potrafił dobrze gotować, nie to co on. Siedział zamyślony, dopóki ktoś nie wszedł do kuchni.

***

Harry nie radzi sobie w kuchni, ale robi najlepsze kanapki na świecie.

-A co wy tutaj robicie? – oczywiście w kuchni musiał spotkać Harry'ego i Doris, oni naprawdę zaczynali mu działać na nerwy.

-Harry zrobił dla mnie najlepsze na świecie kanapki – odpowiedziała rozpromieniona Doris i Louis obrzucił wzrokiem jej talerz i udał zniesmaczenie na widok kanapek, mimo że chciał uśmiechnąć się szczerze.

Podniósł wzrok na mężczyznę i usiał szybko obok siostry. Cholerny Harry Styles miał na sobie zwyczajne spodnie dresowe i luźną koszulkę z cholernym kotkiem. Kotkiem! Skąd on miał taką koszulkę? Sam ją sobie kupił czy co? Był tak zaskoczony tym, co zobaczył, że siedział bez słowa i obserwował loczka, który jadł w ciszy swoje śniadanie. Pamiętał, jak mocno śmiał się, czytając o tym, że Harry wygląda w jakiejś koszulce puchato i wtedy to wydało mu się komiczne, ale teraz wiedział, o czym pisała jego siostra. Harry wyglądał w tym stroju puchato i śpiąco, przytulnie i domowo. To go przerażało i cieszyło w tym samym momencie. Zawsze widywał mężczyznę tylko w garniturach i eleganckich strojach, Harry wydawał się wtedy taki nieprzystępny i odległy. Louis nigdy nawet nie próbował nawiązywać z nim rozmowy, potrafili się tylko kłócić, chociażby o to, jakie sprawy przyjmował loczek i kogo chciał bronić w sądzie.

-Louis, Louis – usłyszał głos Doris i popatrzył na siostrę pytająco.

-Słucham?

-Zapytałam, czy nie chciałbyś też takiej kanapki – dziewczynka wyjaśniła, przewracając na niego oczami.

-Co? Och tak, pewnie.

-Co? – zaskoczony Harry wpatrywał się w niego tymi wielkimi żabimi oczami, z których Lou zawsze się śmiał.

-Zrób mi takie kanapki – odparł i popatrzył na Stylesa, który chyba niedowierzał.

-Co się mówi Lou – upomniała go Doris i parsknął cicho śmiechem na tę uwagę.

-Poproszę Harry.

***

Harry zawsze mnie słucha i pomaga mi.

Gemma przyglądała się swojemu bratu, który starał się jak mógł, by pierniczki, które ozdabiał były ładne. Doris siedząca obok, zagadywała go i uśmiechała się, emanując czystym szczęściem, gdy tylko loczek popatrzył na nią lub odpowiedział na jej pytanie.

Nie potrafiła się nie uśmiechać, to było rozczulające i słodkie. Wiedziała, że to zwyczajne dziecięce zauroczenie, ale i tak sprawiało, że czuła miłość w powietrzu. Obok niej Niall i Louis dyskutowali zacięcie o tej sytuacji, a Liam po prostu przysłuchiwał się bez słowa.

-To jest totalnie nieodpowiednie – zaczął po raz kolejny Louis – on mógłby być jej ojcem, a nie miłością.

-Co z tego, wiek to tylko liczba, prawda? Sam tak zawsze mówiłeś, gdy Liam chciał umówić się ze starszym facetem, a teraz, co? Nie bądź dupkiem stary.

-Nie jestem dupkiem, jestem tylko trzeźwo myślącym facetem – powiedział od razu Louis i skrzywił się, widząc, jak Doris chwyta dłoń Harry'ego i stara się przeszkodzić mu w ozdabianiu pierniczków.

-To jest zabawne Lou – zaczął jeszcze raz blondyn – przynajmniej mamy dobrą zabawę w te święta.

-Ja po prostu naprawdę nie mogę uwierzyć, że nie dostrzegliśmy tego wszystkiego – odezwał się nieoczekiwanie Liam i wszyscy obrócili głowy w jego stronę.

-Idź sobie Ernest – usłyszeli głos Doris, która odpychała brata, starającego się usiąść obok loczka. To było przerażające, mała była taka zaborcza, a Harry siedział tam obok, niczego nie świadomy.

-Jezu, muszę coś zrobić, jakoś zareagować – powiedział po chwili Louis, pocierając nerwowo twarz.

-Daj jej spokój, to minie – uspokoiła go Gemma. Faceci naprawdę uwielbiali dramatyzować.

-Właśnie, posłuchaj Gemms, ona wie, co mówi – stwierdził Niall i przytulił się do kobiety.

-Gdyby zakochała się w kimś innym, to miałbym to gdzieś, ale ludzie, to jest Harry – westchnął szatyn i wskazał dłonią na bruneta, który teraz śmiał się głośno, a jego twarz była brudna od mąki.

-Ma ładny śmiech – zauważył obojętnym tonem Liam, a Lou popatrzył na niego szybko – no co? Tylko mówię.

-To nie mów – warknął w jego stronę i ponownie skupił się na loczku – sprawdzę tą głupią listę do końca, a później wymyślimy, co zrobić, by odkochała się raz na zawsze.

-Sam lepiej się zakochaj, Louis – powiedziała złośliwie Gemma – może wtedy nie zajmowałbyś się tylko życiem uczuciowym innych ludzi.

***

Dawno nie bawiła się tak dobrze, uwielbiała pierniczki, a świąteczne pierniczki były jej ulubionymi. Jednak najcudowniejsze z tego wszystkiego było to, że Harry był obok niej i ozdabiali wszystko razem. Nie mogła uwierzyć, jak kochany i miły jest. Pomagał jej ze wszystkim, z czym sobie nie radziła, rozmawiał z nią i uśmiechał przez cały czas. To ona sprawiała, że był szczęśliwy i ta myśl rozgrzewała jej serce.

-Chyba skończyliśmy naszą porcję – powiedział Harry i uśmiechnął się do niej tak uroczo jak zawsze – resztę zostawimy dla Daisy i Phoebe, niech one też mają trochę zabawy.

-Dobrze – zgodziła się z nim oczywiście, bo nie potrafiłaby przeciwstawić się Harry'emu – miło robiło się tobą pierniczki Harry.

-Och, dziękuję, z tobą też miło się pracowało Doris – odpowiedział, a ona nie zastanawiając się zbyt długo, zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła go mocno – jesteś najlepszy, dziękuję za to, że pomagałeś mi – ucieszyła się jeszcze bardziej, gdy poczuła, że on również przytula ją delikatnie.

-Cała przyjemność po mojej stronie.

Kochała go tak bardzo.

***

Louis wcale nie zastanawiał się jak to jest objąć Harry'ego i poczuć jego oddech na swojej szyi. Wcale go to nie obchodziło, miał to zupełnie gdzieś. Harry był starym sobą, ponurym, drętwym dupkiem, myślącym tylko o pracy i tego postanowił się trzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top