Część dwunasta
Obudził go hałas, śpiew, pisk i skakanie po łóżku. Oczywiście mógł się domyślić, że jego siostry i brat nie odpuszczą i zgotują mu miły urodzinowy poranek. Ziewnął głośno i otworzył oczy, lustrując wzrokiem twarze wszystkich członków swojej rodziny oraz przyjaciół, brakowało tylko Harry'ego, ale to nawet go nie zaskoczyło.
-Dlaczego mnie budzicie? - jęknął i zakrył twarz poduszką, ale po chwili ktoś wyszarpnął mu ją z rąk.
-Lou, głuptasie, są twoje urodziny! - wykrzyknął Ernest i uderzył go poduszką w brzuch.
-Wstawaj Louis, musimy zjeść tort - usłyszał głos Doris, która skakała po łóżku z głośnym śmiechem.
-Dalej Lou, nie mamy całego dnia na składanie życzeń - stwierdziła, jak zwykle urocza Daisy - wszystkiego najlepszego staruszku - bliźniaczki uściskały go krótko i wyszły z jego sypialni, a chwilę później wybiegła za nimi Doris, ścigając się z Ernestem.
-Wszystkiego najlepszego skarbie - jego mama pochyliła się i cmoknęła go w policzek - czekamy na ciebie na dole.
-Gdzie jest Harry? - nie myślał zbyt dużo, gdy zadawał to pytanie, ale naprawdę był ciekawy, gdzie podziewa się loczek.
-Mówił, że musi załatwić coś na mieście - powiedziała Jay i wyszła z pokoju posyłając mu czuły uśmiech.
-Gdzie jest Harry? - parsknął Niall i rzucił się na wolne miejsce obok Lou - wszystkiego najlepszego stary, spełnienia wszystkich marzeń - Lou został pociągnięty do mocnego uścisku, do którego dołączył Liam, a zaraz po nim Gemma, ale mógł myśleć tylko o tym, że jego marzenie już się spełniło, ale nie miał odwagi, by powiedzieć o tym najważniejszym ludziom w swoim życiu.
***
Siedział przy kuchennym stole i zajadał się swoim urodzinowym tortem. Raz w roku mógł nie zjeść śniadania i od razu przejść do słodkości. Po odśpiewaniu tradycyjnego sto lat wszyscy domownicy wrócili do swoich zajęć, więc spędzał wolny czas samotnie, nie licząc Luny. Drzwi wejściowe otworzyły się i ktoś wszedł do środka tupiąc głośno i wycierając ośnieżony buty. Usłyszał głośne chrząknięcie, a po chwili do kuchni wszedł zarumieniony od mrozu Harry.
-No nareszcie, a ciebie gdzie wywiało? - zapytał Louis, przelotnie zerkając na Stylesa, który trzymał jakąś paczuszkę w dłoniach i obracał ją nerwowo.
-Musiałem pojechać po coś do mieszkania - wyjaśnił Harry i podszedł powoli do Louisa, czujnie go obserwując - wszystkiego najlepszego Lou - powiedział i pochylił się, całując go krótko w policzek.
Louis popatrzył na niego zaskoczony i nagle do niego dotarło. Och... och, czyli zaczynamyp udawać, dobrze ok. Jest na to gotowy, prawda? Są święta, więc czas zacząć przedstawienie. Ktoś powinien ich zobaczyć i to jak najszybciej. Myśli szalały w jego głowie i usłyszał głos swojej mamy, która zbliżała się do kuchni.
-Dzięki Hazz - uśmiechnął się i stanął naprzeciwko niego.
Ich twarze dzieliła tak mała odległość, czuł oddech mężczyzny muskający jego policzek, wiedział, że musi zrobić to teraz, musieli mieć świadków, ale nie miał ochoty myśleć o tym teraz, nie w momencie w którym wpatrywał się w zielone tęczówki Harry'ego, zatracając się w nich z coraz większą mocą. Pocałował lekko kącik jego ust, przejeżdżając dłonią po ciele Stylesa, kierując się coraz wyżej, aż do jego karku. Nie odrywał swojego wzroku od oczu młodszego, szukając w nich podpowiedzi, czy może zrobić coś więcej. Miał dość tej przestrzeni między nimi, więc przybliżył się o krok i połączył ich usta, to było zaledwie muśniecie warg, sprawdzenie, czy nie zostanie odrzucony, ale gdy nic takiego się nie stało wplótł swoje palce we włosy mężczyzny i poczuł, jak dłonie Harry'ego obejmują go w pasie. Westchnął cicho w jego usta i pocałował go mocniej, przejmując kontrolę.
-O mój Boże! - usłyszeli krzyk Jay i oderwali się od siebie z trudem łapiąc oddech - co tu się dzieje? - zapytała zszokowana kobieta, patrząc to na jednego to na drugiego, domagając się odpowiedzi.
Nadal obejmowali się i wpatrywali w siebie z rumieńcami rozprzestrzeniającymi się po ich twarzach. To był ten moment, w którym musieli zacząć kłamać i Louis nie chciał nic mówić, ale wiedział, że nie ma wyboru. Przysunął się bliżej Harry'ego, przytulając się do jego ciała i spojrzał na swoją mamę. Czuł mocny uścisk mężczyzny i to dziwnie dodawało mu otuchy, ponieważ nie był w tym sam.
-Mamo, mieliśmy powiedzieć ci wcześniej, ale jakoś nie było odpowiedniej chwili - zaczął przepraszającym tonem, ale widząc pochmurne oblicze Jay wiedział, że lepiej powiedzieć wszystko od razu i nie przeciągać tego - ja i Harrym jesteśmy razem.
-Proszę? - oczy kobiety wyrażały zszokowanie, niedowierzanie i doszukiwały się żartu.
-Jesteśmy parą - powiedział Harry, odchrząkując cicho - mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
-Oczywiście, że nie mam, od dawna traktuję cię jak syna Harry i zawsze jesteś mile widziany w tym domu, ale nie mogę uwierzyć, przecież wy ciągle się sprzeczaliście i dogryzaliście sobie. Jak to się stało? Kiedy?
-Cóż - Lou spojrzał na Harry'ego, szukając u niego pomocy, bo do cholery skąd miał wiedzieć, jak długo są w związku.
-To zaczęło się niespodziewanie, po prostu mieliśmy dość tych kłótni i pewnego dnia usiedliśmy sami u mnie w mieszkaniu i porozmawialiśmy, odkryliśmy ile nas łączy i zaczęło się - wyjaśnił spokojnie loczek, łącząc swoją dłoń z dłonią Louisa.
-Nie mogę uwierzyć, ale cieszę się ogromnie - kobieta podeszła i przytuliła ich mocno - tylko nie zepsujcie tego. Anne oszalej z radości, kiedy się dowie - powiedziała z uśmiechem i wyszła z kuchni zostawiając ich samych.
-O Boże - westchnął Harry, nadal obejmując Lou - to było przerażające.
-Mi to mówisz? To była moja mama - powiedział cicho Louis, relaksując się w ciepłych objęciach mężczyzny - ale chyba poszło nam dobrze, prawda? - podniósł głowę, by popatrzeć na twarz Harry'ego.
-Tak, chyba tak - zielonooki odsunął się od niego i potarł swój kark -ja... ja chyba pójdę się przebrać czy coś - powiedział wymijająco - odpakuj swój prezent, mam nadzieję, że się spodoba.
Z tymi słowami zniknął z kuchni, a Louis obserwował go, gdy oddalał się szybko. To, co poczuł podczas pocałunku było nieoczekiwane, ale tak przyjemne. Dotknął swoich ust i uśmiechnął się do siebie, kto by powiedział, że Harry całuje tak dobrze.
***
Już wszyscy wiedzieli, że są parą poza najważniejszą osobą... Doris. Jakoś dziewczynka nagle była bardzo zajęta czymś w swoim pokoju i nie spędzała z nimi czasu. Szykowali stół do kolacji, gdy Lou postanowił podejść do Harry'ego i podziękować mu za prezent, cały czas czuł się obserwowany przez mamę, która chyba nadal nie mogła uwierzyć w to, że są parą Zaszedł mężczyznę i objął go w pasie od tyłu, poczuł jak Harry spiął się, ale najwidoczniej rzut oka na dłonie, które go obejmowały sprawił, że rozluźnił się od razu.
-Wystraszyłeś się - wytknął mu ciepło i oparł swój policzek na jego ramieniu.
-Cóż, nie lubię być zaskakiwany - wyznał młodszy, ale mały uśmiech formował się na jego ustach.
-Nie lubisz niespodzianek, prawda?
-Wiesz, że nie.
-Chciałem podziękować za prezent, nie musiałeś mi nic kupować - wyszeptał mu do ucha i pocałował go krótko w kark.
-Zawsze ci coś kupuję - powiedział drżąco Harry i obrócił się stojąc do niego przodem - spodobał się chociaż?
-Tak, jest piękny, dziękuję - złączył ich usta, uśmiechając się podczas pocałunku. Nie mógł uwierzyć, że bycie z Harrym jest tak łatwe. Bał się, że udawanie będzie trudne, że będą kłócić się i odpychać, ale prawda była taka, że nie potrafił trzymać rąk przy sobie, chciał cały czas czuć Harry'ego.
-Nie ma za co, to drobiazg - zielonooki uśmiechnął się słodko, a Lou oczywiście dotknął dołeczka, który pojawił się na jego twarzy.
-Muszę przeczytać ten komiks, który czytałeś ostatnio - przypomniał mu Louis, gdy szli na piętro trzymając się za dłonie.
-Och, jest świetny, naprawdę - głos Harry'ego od razu stał się podekscytowany - na pewno ci się spodoba, to znaczy nie wiem, co lubisz, ale ten jest dobry, naprawdę dobry - zapewnił, patrząc na niego przez cały czas aż dotarli do pokoju szatyna.
-Widzimy się za kilka minut, tak? - upewnił się Louis, wchodząc do swojej sypialni.
-Jasne.
-Tylko ubierz się ładnie - krzyknął Lou, gdy Harry poszedł się przebrać w coś bardziej odpowiedniego do kolacji.
-Zawsze ubieram się ładnie - odkrzyknął loczek i starszy zachichotał cicho, otwierając swoją szafę.
Nie mógł uwierzyć w to, co się działo, Harry był miły, uroczy i zabawny i naprawdę nie potrafił zrozumieć, jak mógł tego wszystkiego nie dostrzec wcześniej. Lubił spędzać z nim czas, jego dotyk był przyjemny i czuły i mieli wspólne zainteresowania. Doris otworzyła mu oczy i był jej wdzięczny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top