Wpis 7
Dziewczynka przestała jeść i wpatrywała się w niego. Nikt jej jeszcze takiego pytania nie zadawał. Jako ulicznica miała na bieżąco informacje o polityce. Nie zastanawiała się nad tym.
Lecz gdyby wolna Francja równała się końcu jej nędzy... Pokiwała powoli głową.
-Mamy szanse na naprawienie tego świata! Gdzież jest król kiedy lud go potrzebuje? Sprawmy, aby wszyscy żyli w harmonii. Dzięki naszej pracy, Francja zatętni pokojem, wszyscy posiadać będą równe prawa. Nie będzie wojen, nie będzie zlodziei. Walczmy! Walczmy dla naszych rodzin, dzieci, sióstr i braci!
Dziewczynka słuchała i aż otworzyła buzię z wrażenia. Te słowa były tak piękne, wypowiedziane z taką miłością.
-Po cóż się bić? Lepiej korzystać z tego, co się ma. Piękne dziewczeta, zabawy... I tak wszyscy utoną w otchłani śmierci, po cóż się tam pchać na się? - Grantaire ustał za Apollinem sprawdzając butelkę stojącą na stole.
-Opuść natychmiast ten budynek - rzekł poważnie Apollin.
-I znowu nie słucha moich rad... Dobrze! Wyjdę! Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać - i poszedł z powrotem na górę.
Dziewczynka patrzyła na Apollina i nagle się przytulila do niego. On zaskoczony chciał ją odepchnąć, ale nie chcąc krzywdzić tak drobnego stworzenia po prostu położył jej dłoń na plecach.
-Zrobię co chcecie, mosieur Apollinie. Courfeyrac zaśmiał się.
-Możesz na niego mówić Enjolras, nie pobije cię za to.
Ktoś wszedł do karczmy. Chłopak o starym i pozdzieranym na łokciach surducie uśmiechnął się lekko i dosiadł do stolu.
-Marius, jesteś! - wykrzyknął Courfeyrac.
-Spóźniłem się trochę... Kto to? - Marius szepnął cicho dk Courfeyraca i spojrzał na dziewczynkę.
-To ee... Znajoma - odrzekł Prouvaire.
-Courfeyrac - zawołał Enjolras - czy masz może jeszcze jedno miejsce w mieszkaniu?
-Jakoś się pomieścimy, jeżeli Marius nie ma nic przeciwko.
-Czy za moją odpowiedzialnością przyjelibyście ową pannę na noc?
Courfeyrac podrapał się po karku.
-Chodź, mała, zaprowadze cię - pomógł jej wstać i wyszli razem z karczmy. Courfeyrac zatrzymał dorożkę, a gdy wsiedli podał adres. I tak pojechali na ulice Szklarską.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top