Wpis 12
Po cichu wyszła z kamienicy. Rozejrzała się, czy aby na pewno nie ma w pobliżu żadnego studenta. Zorientowała się w jakiej części Paryża się znajduje i natychmiast pobiegła do swojej norki.
Osłabiona i zdyszana dobiegła do małej uliczki i oparła się o ścianę. Coś jej tu nie pasowało.
No tak.
Gdzie jest norka?
Spanikowana zaczęła szukać swojego mieszkanka. Była przekonana, że to właśnie tutaj. Spędziła w niej tyle czasu. Nie mogłaby zapomnieć gdzie mieszka!
W końcu znalazła miejsce, w którym kiedyś spała. Jasne cegły, świeżo wmurowane odgradzały dziewczynkę od norki. Dziewczynka uderzyła w ściankę.
Nic.
Kopnęła.
Też nic.
Poczuła piekące ją łzy w oczach. To było wszystko co miała. Życie odebrało jej jedyną, cenną rzecz. Usiadła oparta o zamurowaną dziurę i podkuliła kolana. Zostało jej spać pod gołym niebem.
Chociaż... Może jednak pozwolą jej zostać? By było wesoło i w ogóle... Ale co jeżeli teraz oni zaczną ją bić za to, że ona ich skrzywdziła?
E tam, takie bogate ciamajdy nawet nie potrafią porządnie przyłożyć. Może przeczeka z kilka dni... Aby zapomnieli. Wtedy będzie bezpieczna.
I tak jak pomyślała tak zrobiła. Lecz nie było tak pięknie. Bez domu była zmuszona spać na ulicy. Z czasem zaczęło się coś dziwnego z nią dziać. Jakby tęskniła za nimi? Nie umiała tego opisać, nigdy tego nie doznała. Czuła się samotna...
Pierwszy raz było jej smutno z takiego powodu.
Patrole częściej pilnowały ulic, więc ciężej było kraść. A im ciężej kraść tym trudniej zdobyć jedzenie. Nadszedł czas, by powrócić do chłopców. Do Courfeyrac'a byłoby najbezpieczniej, ponieważ prawdopodobnie nie zrobiłby jej krzywdy.
Poszła więc na ulicę Szklarską. Zapukała do mieszkania. Słychać było śmiechy i rozmowy, aż ktoś otworzył drzwi. Był to Marius.
-Och - przesunął się aby ją przepuścić - Wejdź.
Niepewnie wkroczyła do środka. Wszyscy studenci patrzyli w stronę drzwi w ciszy. Nikt nie wiedział, dlaczego zniknęła. Martwili się o nią.
W końcu Grantaire jako pierwszy się ocknął i podszedł przyciągając ją do siebie.
-Piskle do gniazda wróciło! - poklepał ją lekko po plecach, a reszta uradowanych chłopców otoczyła ich i zaczęła dopytywać o to gdzie się podziewała, co robiła, dlaczego zniknęła.
Dziewczynka zaśmiała się cicho, gdy zobaczyła twarz Enjolrasa, na której siniak powstały na wskutek uderzenia bladł, ale nadal był widoczny. Nie powie im nic o norce, jeszcze tam pójdą i coś popsują.
Przytuliła się mocno do Grantaire'a. Czuła woń odrobiny wody kolońskiej i trochę większej ilości alkoholu.
-Proszę, to za kopnięcie - jako że nie umiała przepraszać, postanowiła po prostu coś im dać.
Nie znała się za bardzo na tym, co lubią studenci, zwłaszcza ci konkretni, miała nie wiele informacji o nich, dlatego podarowała Grantaire'owi haftowaną chusteczkę, ktorą wyprała w rzece. Spojrzał na nią i westchnął.
-Dziękuję.
Ukłonił się teatralnie i ucałował jej dłoń.
Podeszła do Apollina. Zastanawiała się chwilę co mu może dać. Kiedyś widziała parę spacerującą po Parku Luksemburskim. Dziewczyna calowała chłopaka w policzek.
W sumie to dobry pomysł. Zabrała chustke Grantaire'owi i pocałowała go w policzek, następnie Enjolras'a, a potem sie wytarła.
Uznała, iż jest to tak ochydne, że nigdy tego więcej nie zrobi. Zmęczona oparła się o ścianę. Marius zaprowadził ją do łóżka.
-Będziemy w Musain - oznajmił zakładając kapelusz i słabo się uśmiechając.
_____________
Pozwalam bić i krzyczeć
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top