rozdział 2.




nad plażami ognisk blask
w wodzie nocą lśni



Postawienie namiotów i doprowadzenie obozowiska do stanu użyteczności zajęło Idzie i Klementynie trzy godziny, w ciągu których zdążyły zarekwirować dwa noże, którymi Martynka razem z Basią rzucały do sosen. Kiedy zostały przyłapane na tej aktywności, wytłumaczyły zdumionej Akeli, że zawsze chciały być Zwiadowcami.

— Myślałam, że incydenty z imitacją broni to domena męskiego nurtu, a tu, proszę. Dziewczynki nie zamierzają być gorsze. — Ida rozsiadła się na rozwieszonym między dwoma drzewami hamaku. — Jakieś wieści od chłopaków?

Klementyna jedynie pokręciła przecząco głową. Pomagała właśnie na nowo zwinąć liliowo-srebrną chustę Zosi, której róg trzymała właśnie w zębach, kiedy dziewczynka składała materiał.

— Nie słychać żadnych wrzasków, w powietrzu nie czuć dymu, od strony jeziora nie widać ratowników, więc chyba wszystko w porządku — odpowiedziała, gdy wilczek miał już chustę gotową do założenia.

Przed samym wyjazdem Ida wspólnie z Tadeuszem zadecydowali, że mimo krótkiego dystansu, jaki dzielił ich dwa obozy, zamierzają pozostać niezależni od siebie, by nawzajem się nie rozpraszać. Nie wliczając w to Mszy Świętych, bo ani nie było sensu budować dwóch osobnych kaplic, ani kłopotać miejscowego księdza, by każdego dnia odprawiał w lesie dwie liturgie. Mimo tych ustaleń Ida po cichu liczyła na to, że przyjaciel jednak ulegnie mazurskiemu otoczeniu i zgodzi się chociażby na wieczorny spacer po jednej z dzikich plaż.

— Spokojnie, Iduś, obóz dopiero co się zaczął, więc ty i Piasecki macie jeszcze dużo czasu na przypadkowe spotkania przy baniakach i wspólne wyprawy po drewno na ognisko.

Klementyna usiadła teraz na mchu i zaczęła zaplatać włosy Zosi, która od momentu przyjazdu do lasu domagała się na głowie dwóch dobierańców. Ida zawsze śmiała się, że na wyjazdach harcerskich jej przyboczna mogłaby otworzyć salon fryzjerski, bowiem każdego ranka wilczki ustawiały się do niej w ogonku, trzymając w dłoniach szczotki i gumki do włosów.

— Zdecydowanie przedawkowałaś skautowe opowiadania — Ida odchyliła głowę i zaczęła wpatrywać się w niebo, po którym leniwie przesuwały się chmury.

Miała wielką ochotę zamknąć oczy i odpłynąć w błogi sen, jednak zważywszy na pełnione przez nią obowiązki, najbliższa okazja do zmrużenia oka czekała ją dopiero za jakieś siedem godzin. W tamtym momencie żałowała, że podczas podróży pociągiem nie zdecydowała się na drzemkę.

— Skautowych opowiadań nigdy za wiele — Klementyna oburzyła się, kończąc pierwszego z warkoczy. — Poza tym, znam cię nie od dziś i doskonale wiem, że za taki harcerski romans oddałabyś cały zapas obozowego kremu czekoladowego.

— Cały to raczej nie — Kamińska uśmiechnęła się pod nosem. — Ale połowę... Czemu nie?

Tak naprawdę była zdolna do znacznie większych poświęceń niż rezygnacji z ulubionej obozowej słodkości, a przynajmniej tak jej się zdawało. Bo hej! Która ze skautek pogardziłaby chłopakiem skautem? I to w dodatku takim, co to gra na gitarze, ma dryg do organizowania przeróżnych aktywności, potrafi zajmować się dziećmi, a do tego zabójczo dobrze wygląda w beżowej koszuli mundurowej.

Ida bała się przed kimkolwiek przyznać, że odkąd skończyła szesnaście lat, każdego ranka w modlitwie skrycie prosiła Boga, by ten postawił na jej życiowej drodze skauta, z którym mogłaby spędzić resztę życia i wspólnie wychować dzieci, przekazując im ideały nakreślone przez Baden-Powella.

— Koniec tej laby, druhno— Klementyna stanęła nad koleżanką, zasłaniając tym samym słońce, które swoimi sierpniowymi promieniami grzało piegowatą twarz Akeli. — Czas coś przedsięwziąć.



— Nie widziałeś gdzieś siekiery?

Tadeusz podniósł wzrok znad pryczy, którą pomagał wypleść Frankowi. Wilczek po raz pierwszy był na obozie gromady i jeszcze niezupełnie wychodziła mu sztuka sznurka i tworzenia z niego posłania. Kiedy więc po kilku nieudanych próbach stworzenia czegokolwiek przypominającego choćby w najmniejszym stopniu miejsca do spania chłopczyk pobiegł do namiotu kadry, by tam zasięgnąć porad.

W wejściu do wojskowego namiotu, w którym miała spać szóstka szara, stał wyraźnie zaniepokojony Tymek.

— Nie jest wbita w pieniek? — Tadek odpowiedział pytaniem na pytanie, a widząc że Franek powoli łapie, jak ma dalej wyplatać, podszedł do przybocznego. — Proszę, tylko nie mów, że ktoś ją stamtąd zabrał!

Oczyma wyobraźni widział już nagłówki lokalnych gazet na temat nieodpowiedzialnego harcerza, który nie zdołał dopilnować narzędzi obozowych, powodując tym samym wypadek u jednego z podopiecznych.

— Pójdę raz jeszcze sprawdzić — Irys podrapał się po karku, gdzie przed paroma minutami ugryzł go komar.

Te bzyczące kreatury były jedynym powodem, dla których nie mógł zaliczyć obozowania do ulubionej aktywności. Wspinaczka górska nadal plasowała się na pierwszym miejscu.

— Zrób to szybko — Akela rzucił błagalnym tonem w ślad za swoim przybocznym. — Zanim usłyszymy donośny płacz i wrzask na temat siekiery w kolanie.

Obozowanie z chłopakami znajdującymi się w przedziale wiekowym od lat ośmiu do dwunastu niosło za sobą wiele wrażeń, którym towarzyszyły nagłe zastrzyki adrenaliny. Mimo że Piasecki piastował funkcję opiekuna gromady już trzeci rok z rzędu i w teorii nic nie powinno go zaskakiwać, jego wilczki rok w rok dowodziły, że jeszcze wiele przed nim.

Chociażby na poprzednim obozie, który odważnie zdecydował się rozbić w Bieszczadach — zawsze miał słabość do tych gór — kilkoro chłopaków nocą wpadło na genialny ich zdaniem pomysł wytropienia wilka i porozmawiania z nim (jak to robił święty Franciszek), po tym gdy rzekomo usłyszeli jego wycie. Na całe szczęście i dla nich, i dla samego Tadeusza, żadnego dzikiego kuzyna psa nie znaleźli i przyprawili jedynie swojego Akelę o przyspieszoną akcję serca, gdy ten z latarką szukał ich po ciemnym lesie.

— No i patrz, wszystko idzie ci dobrze — Piasecki pochwalił Franka, widząc, jak zręcznie chłopak wyplata prycz i jest już za połową. — W razie gdyby skończył ci się sznurek, dowiąż koniec do żerdki i nawiń sobie kolejny kawałek. Nie ma sensu dowiązywać do końcówki, bo to zwykle się rozwiązuje.

— Dziękuję, Akelo — wilczek uśmiechnął się promiennie, po czym z powrotem zabrał się do pracy.

Kiedy Tadek wyszedł z namiotu, jego oczy potrzebowały chwili do przyzwyczajenia się do ostrych promieni słonecznych, które lały się z nieba. Sierpień zdecydowanie nie zamierzał szczędzić temperaturami obozujących harcerzy. Chłopak postanowił sobie, że gdy tylko pionierka dobiegnie końca, zwoła wszystkich z kubkami do polowej kuchni na przymusową dawkę chłodnej wody. Mimo, że posiadał certyfikat ukończenia kursu pierwszej pomocy, a postępowanie przy utracie przytomności miał w małym paluszku, ostatnie, czego mu było trzeba, to omdlenia.

Swoją drogą, ciekawe jak Ida razem z Klementyną radziły sobie z upałem. Od chwili rozdzielenia się obu gromad minęły przeszło trzy godziny, a on nadal nie usłyszał od dziewczyn ani słowa. W głębi duszy doskonale wiedział, że nie powinien się martwić, w końcu jego przyjaciółka wraz ze swoją przyboczną stanowiły idealny duet i nie był to ich pierwszy obóz.

— Mam siekierę! — zza drzewa znienacka wyłonił się Tymek, dziarsko idąc z narzędziem na ramieniu.

Wyglądał niczym dumny ze ściętego drzewa drwal. Co prawda Tadek nie znał żadnego drwala noszącego beret z krzyżem harcerskim, ale to tylko szczegół.

— Jakimś cudem wywiało ją poza obozowisko — zameldował Tymek zupełnie nie skonsternowany faktem, że znalazł siekierę gdzieś w środku lasu.

— Wywiało, powiadasz? — Akela zmarszczył brwi, a w duchu pomyślał, że może trzymanie narzędzi pod kluczem, nie jest wcale złym pomysłem.

— Przysięgam, że nie mam pojęcia, w jaki sposób się tam znalazła. Chociaż gdybym miał przyjmować zakłady, postawiłbym na Bartka i Józka. Pod naszą nieuwagę to oni zwykle coś zmalowują.

— Druhu, Irysie, żadnego hazardu w mojej gromadzie! — Tadeusz pogroził przybocznemu palcem, ale zaraz roześmiał się w głos. — Odłóż siekierę i pójdź sprawdzić, ile butelek wody mamy na zbyciu. Trzeba napoić spragnione wilki.

















ponowna publikacja: 13/07/2024

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top