prolog





gdzieś w szuwarach
zbłądził wiatr





— Chyba nic z tego — Ida z frustracją zamknęła laptop i oparła głowę o blat biurka.

Jak zwykle panował na nim iście artystyczny nieład składający się z mnóstwa bibelotów, które trafiały tam po każdej wizycie dziewczyny w sklepie papierniczym, w którym w przeciągu ostatnich miesięcy wydała zdecydowanie za dużo oszczędności.

— To już chyba piąty leśniczy, który nie chce wydać mi pozwolenia, a do obozu zostały dwa tygodnie. Co mi strzeliło do głowy, żeby zostać Akelą?

Tadeusz, który leżał na podłodze wśród kartek i różnokolorowych markerów i szyfrował czekoladką zadania na Wielką Grę, oderwał na moment wzrok od zielonego kawałka papieru i spojrzał na dziewczynę.

— Ej, Iduś — odezwał się, szukając ręką zatyczki od flamastra. — Dwa tygodnie to sporo czasu. Na pewno znajdzie się jakiś zwariowany gość, który z chęcią przyjmie do swojego lasu dwadzieścia pięć głośnych dziewczynek.

— Dwadzieścia trzy. Kasia jednak wyjeżdża gdzieś z rodzicami, a Madzia zakwalifikowała się do jakichś mistrzostw Polski w pływaniu — wymruczała Ida, nadal nie podnosząc głowy znad biurka. — Mam ochotę się poddać.

Tadek pokręcił głową i bez słowa otrzepując się z kolorowych ścinków, które teraz pokrywały znaczną część dywanu, wstał i podszedł do obrotowego krzesła, na którym siedziała podłamana przyjaciółka.

— Pamiętasz ósme prawo? — spytał, chociaż doskonale wiedział, że dziewczyna wyrecytowała by całe prawo nawet obudzona w środku nocy. W końcu należała do skautingu nie od dziś.

— Harcerka panuje nad sobą, uśmiecha się i śpiewa w kłopotach — Ida wymamrotała, jakby nie była do końca przekonana co do sensu wypowiedzianych słów. — Ale jak ja mam się uśmiechać, kiedy obóz mojej gromady dosłownie wisi na włosku, hufcowa domaga się szczegółów, a ja nawet głupiego lasu nie mogę znaleźć. Dlaczego niektórzy potrafią łączyć skauting z nauką? Taka Joasia nie dość, że ogarnia drużynę, to jeszcze studiuje medycynę, a ja nie wyrabiam z wilczkami i głupią lingwistyką.

Tadek poznał, że Ida wsiadła na dobrze znaną mu samonakręcającą się karuzelę nerwów i jeśli zaraz nie wyciągnie z niej przyjaciółki, nabierze takiej prędkości, że w szybkim tempie się wykończy.

— Hej, hej — uklęknął przed krzesłem, starając się nawiązać z Idą kontakt wzrokowy. — Gdzie się podziała druhna Kamińska, która nigdy nie odpuszcza i walczy do końca? Uratujemy twój obóz, słowo skauta. Znam parę miejscówek, może akurat w tym roku nikt tam nie jedzie. W najgorszym wypadku mogę podzielić się Mazurami. Myślę, że tamtejszemu leśniczemu nie będzie przeszkadzać dodatkowa dostawa wilcząt.

— Jesteś dla mnie za dobry, Tadek — Ida uśmiechnęła się, mierzwiąc chłopakowi rudą czuprynę. — Mazury brzmią naprawdę dobrze — rozmarzyła się, przymykając oczy. — Wyobraź sobie wschodzące słońce, które odbija się w srebrzystej tafli jeziora, siedzenie na drewnianym pomoście z idealnym widokiem na bezkres wody...

— Komary tnące gdzie popadnie — dokończył chłopak, burząc idealną fantazję przyjaciółki, która słysząc jego słowa, zmarszczyła z niezadowoleniem nos. — No co? Sama przecież kiedyś ujęłaś, że jestem twardo stąpającym realistą, któremu Bóg bał się podarować choćby odrobiny romantyzmu.

— I zdania nadal nie zmieniam — Ida posłała Tadkowi wyzywające spojrzenie, a zaraz dodała. — Ale przyznaj, że zaśpiewanie Mazurskiego Rejsu na Mazurach byłoby wspaniałą rzeczą.

Owszem, w głębi duszy Tadeusz Piasecki uważał, że pomysł przyjaciółki był cudowną rzeczą. Choć nie zamierzał tego mówić na głos, oddałby wiele, by doświadczyć opisanej sytuacji w towarzystwie inicjatorki, czyli Idy Kamińskiej we własnej osobie.

Nie wiedzieć czemu zgrywał przeciwnika wszelkich aktywności, które w choćby najmniejszym stopniu zakrawały o romantyczny nastrój. Bo przecież Mazurski Rejs należał do tego rodzaju piosenek harcerskich, które aż prosiły się o zaśpiewanie ich swojej sympatii. Tadek dałby sobie rękę siekierą odciąć, że gdyby w pojezierskim otoczeniu oraz przy wtórze dźwięków gitary zaśpiewał Idzie któryś z obozowych utworów, chociażby nawet Krajkę, która to od dłuższego czasu wydawała mu się jakaś oklepana, podbiłby jej serce.

Nie żeby planował to zrobić.

— O czym tak rozmyśla druh Piasecki? — melodyjny głos Idy wyrwał chłopaka z objęć jego bujnej i nad wyraz nieobliczalnej wyobraźni, która to pokazywała mu obraz niego samego siedzącego na wspomnianym wcześniej drewnianym pomoście z gitarą w ręku i przyjaciółką u boku.

— Mam takie jakieś dobre przeczucie co do tych wakacji, Iduś — odpowiedział po chwili milczenia, nim na dobre uwolnił się od romantycznych wizji. — Miejmy nadzieję, że się sprawdzi i nie będę musiał wyławiać z jeziora topiących się wilczków.




ponowna publikacja: 13/07/2024

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top