5
Taehyung, po zjedzeniu obiadu w mieszkaniu pani Jeon.
- Nie za wygodnie Ci? - zaśmiałem się, całując głowę młodszego chłopaka, który miał opartą głowę na mojej klatce piersiowej.
- Bardzo wygodnie, strasznie wygodny jesteś.. - przełożył się na moje kolana, uśmiechając się do mnie słodko. - Mógłbyś zostać moją poduszką..
- Może kiedyś.. - mruknąłem, pstrykając go w nosek. Może i jego słowa nie miały brzmieć dwuznacznie, jednak w mojej głowie tak brzmiały..
Po chwili usłyszeliśmy przekręcany klucz w drzwiach, zapewne pani Jeon już przyszła..
Miałem racje, przywitała się z nami po wejściu do salonu i opadła na kanapę obok nóg młodszego.
- Co ty tu robisz TaeTae? - zapytała, pijąc sok z losowej szklanki. - To, że Jimin u nas zostaje to już wiem.. ale ty też? Nie mam aż tak dużego mieszkania.
- Nie ciociu, przywiozłem obiad. Twój został w kuchni, nie wiedziałem co Ci wziąć więc kupiłem to co zwykle je Jin.. - uśmiechnąłem się, czując jak młodszy podnosi głowę i jedynie obejmuje się moją ręką.
- Wiesz może ty dziecko moje drogie, gdzie jest mój najstarszy syn? Nie mogę się do niego dodzwonić od rana.. - spytała, patrząc na nas dziwnym wzrokiem.
- Na obiedzie, poprosiłem go by wziął za mnie jedno spotkanie.. musi jeszcze tylko postarać się zbić z ceny. Mężczyzna zaproponował sześćset tysięcy za dwa bloki mieszkalne w centrum, on je kupuje i remontuje potem sprzedaje za większą cenę do takich firm jak nasza. Bierzemy od niego po znajomosci i ma też dobry styl, dzięki czemu mieszkania wyglądają dobrze. Jednak zbyt wysoko się ceni.. - uśmiechnąłem się, patrząc na ledwo zasypiającego chłopaka. Przesunąłem z czoła jego spocone już lekko końcówki, masując delikatnie jego malusieńką dłoń.
- I tak nic nie zrozumiałam.. - zaśmiała się. - Słyszałam, że w weekend zabierasz moje dzieci do swoich rodziców?
- Tak, Jimin ssi też z nami jedzie.. dlatego jutro jeszcze zabieram ich na zakupy. - nie wiem co mnie podkusiło ale ucałowałem jego mokre czoło. - On, chyba ma gorączkę ciociu.. - mruknąłem, ponownie przybliżając usta do czoła.
- Ggukie! Gdzie jest termometr? - krzyknęła, by napewno usłyszał. - Poczekaj Tae.. - mruknęła zabierając od syna termometr, zdjęła moje dłonie z jego głowy i przyłożyła urządzenie. - Trzydzieści osiem i osiem..
- Macie jakieś tabletki? Na zbicie tego? - spytałem, biorąc chłopaka na kolana. Aby ciocia mogła przejść i poszukać leków. - Hej skarbie, nie trzęś się.. - uśmiechnąłem się delikatnie widząc jak otwiera swoje ślepia, wziąłem koc z rogu i lekko go okryłem. - Proszę Cię usiądź i weź tabletkę.. - szepnąłem, podając mu szklankę i lekarstwo.
- Jungkookie odejdź, znając życie zaraz Ci się udzieli. - mruknęła ciocia. - Jesteście mało odporni z Jinem. - wspaniale. - Mógłbyś wziąć go do siebie? Ledwo co wyleczyłam Kookiego, wydałam dużo na leki..
- Em.. tak.. chyba. - nie potrafisz nawet powiedzieć jednego zdania normalnie, idioto. - Oczywiście, nie widzę w tym problemu. Pomógłbyś mi Ggukie? Wiesz otworzyć auto? - zapytałem, wstając z młodszym na rękach.
Po zejściu na dół, wygrzebaniu kluczyka i wsadzeniu go Jimina do auta.
- Nie zrób nic głupiego, by tylko nic mu się nie stało.. - mruknął cicho, oddając mi kluczyk. - Napisz rano co z nim, najwyżej znowu zabiorę auto Jina i sam pojadę. - uśmiechnął się i wrócił do bloku.
Wsiadłem do auta, wcześniej jeszcze sprawdzając czy Jimin ssi napewno śpi. Wyjąłem telefon by zadzwonić do mojego przyjaciela.
- Słuchaj, Jimin dostał gorączki i twoja mama poprosiła bym zabrał go do siebie. Powiedziała, że wy macie słabą odporność i ogólnie. - stwierdziłem. - Więc jak się z nim nic nie poprawi to napisze do Gguka, aby Cię odebrał. - rozłączyłem się, odpalając auto by wreszcie dojechać do domu.
Wejściu do domu, ułożeniu młodszego na łóżku i położeniu się obok.
Nie wiedząc zbytnio jak mogę wykorzystać swój czas, wziąłem laptopa aby zamówić sobie pare nowych ubrań. Ostatnio zepsułem zegarek, przydało by się kupić nowy..
Po przejrzeniu ponad trzystu stron, odebraniu paru wiadomości. Oraz obudzeniu się młodszego.
- Dzień dobry Hyung.. - mruknął młodszy, wtulając się w moje ramie. - Co tam porabiasz?
- Jak już to dobry wieczór. - zaśmiałem się, pstrykając go w nosek. - Muszę sobie coś nowego kupić, dawno nie byłem na zakupach. Jutro raczej nigdzie nie wyjdziemy z domu, lepiej mi powiedz czy dalej Cię boli głowa? - spytałem przykładając usta do czoła, aby zobaczyć czy nadal ma gorączkę.
- Nie, jest dobrze.. - uśmiechnął się. - Weź tą, będzie Ci pasować. - wskazał mi na pewną koszule. - Zresztą we wszystkim Ci będzie ładnie..
- Słodzisz. - ucałowałem jego nosek. - Wiesz co? - spytałem. - Masz odrosty. - zaśmiałem się, czując mocne uderzenie w ramie. - Już, poproszę Taegeuna by kupił mi farbę i przywiózł. Tylko musisz się zdecydować na kolor.
- Czerwone? Rude? Może szare? - wymienił pare ciemnych odcieni, jednak chyba go w takich sam nie widzę.. - Błękitne?
- Może tak jakiś fiolet? Ciemniejszy.. taki znaczy bardziej intensywny? - spytałem, patrząc na jego twarz. - Pasowałby Ci do twarzy, jednak nie jestem pewny czy będzie pasować do sylwetki.. jesteś dość wysportowany i umięśniony jak na dzieciaka.
- Dzieciaka? Odezwał się dorosły. - parsknął, odsuwając się na drugi koniec łóżka. - Jesteś starszy jedynie o cztery lata. - stwierdził wstając. - Zresztą jeśli jestem dzieciakiem to chyba powinienem wrócić do swojego ojca, nie sądzisz? - nie tak to miało wyjść.. - Nie powinienem Cię znać i z tobą mieszkać, bo jesteś mi całkiem obcy.
- Jimin ssi, nie tak.. - podszedłem do niego, by go przytulić co mi się udało. - Dla mnie jesteś i tak dzieckiem, takim moim własnym malutkim chłopcem o którego chcę dbać. By już zawsze gdy rano się obudzę widzieć Cię obok, patrzeć jak słodko się sam budzisz. Uśmiechać się dzięki tobie, móc Cię nie wypuszczać z moich ramion. - obróciłem go przodem do mnie, by lekko ucałować jego usta. - Chciałbym być z tobą już zawsze, jednak rozumiem, że chciałbyś mnie najpierw poznać. Póki co możemy zostać w relacji, gdzie ty mnie lubisz a ja jestem takim dobrym starszym bratem, który się w tobie potajemnie kocha. - zaśmiałem się. - Pasuje Ci maluchu?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top