The end is where we begin

I'm an alien
'Cause I'm not of this world
I have a name 
But I've been changed, and now I can't stay the same
And I'm a loser if that means I've been lost before
But now I found it, I'm surrounded 
'Cause you can hear the way it sounded
Like angels singing with a million voices

Leżał na ziemi i oddychał ciężko. Z ogromnym trudem podniósł się i usiadł z powrotem na skale. Wiedział, że koniec się zbliża. Rozmyślał. Rozmyślał nad tym, kim jest i nad tym, kim był. Myślał o Lei, o Rey, o Hanie... o Benie. Wciąż obwiniał się o to, co się stało z jego siostrzeńcem. Nie potrafił pogodzić się z tak wielką porażką. Wiedział, że umiera i że nie zdąży już tego naprawić. Jego jedyną pociechą było to, że pomógł Rebeliantom i pozostawił po sobie nowe pokolenie Jedi. Był pewien, że Rey sobie poradzi, że będzie lepsza od niego. To nie do wiary, kim się stał. Kiedyś Mistrz Jedi, bohater, a teraz zgorzkniały samotnik, który zdołał już zapomnieć, czym jest Moc. Przez wiele lat Luke Skywalker nie istniał. Lecz teraz znów się pojawił w pełnej krasie. Żałował tylko, że dopiero teraz...

The end is where we begin
It's crawling back when
We run away, run away
'Cause the end is where we begin
Where broken hearts mend
And start to beat again
The end is where we begin

Luke podniósł wzrok. Oślepił go blask zachodzącego słońca. A właściwie dwóch słońc. Uśmiechnął się mimo woli. Koniec jest tam, gdzie zaczynamy. Idzie za nami i czeka na odpowiedni moment. W ten sposób wszystko się zaczęło.  Luke Skywalker, ten prawdziwy Luke Skywalker, Rycerz Jedi, bohater Galaktyki, narodził się przy zachodzie dwóch słońc i przy zachodzie dwóch słońc umrze. Wspominał, jak mając dziewiętnaście lat stał koło domu Larsów na Tatooine i przy ich wieczornym blasku obiecał sobie, że kiedyś będzie kimś wielkim. Teraz jego młodzieńcze życzenie się spełniło, ale on miał wątpliwości. Nie wiedział, czy nie lepiej byłoby gdyby nigdy się nie dowiedział kim naprawdę jest, gdyby nie został bohaterem. Ale kiedy tak siedział i wpatrywał się w dwa słońca, symbol jego początku i końca, coś w nim pękło. Poczuł się tak jakby jego serce zostało wyleczone z jakiejś paskudnej choroby. Tą chorobą był brak wiary, a lekiem-nadzieja.

I'm a monster if that means I'm missunderstood
'Cause its alive and I can't hide it
The energy is rising
And I'm a traitor if that means I've turned on myself
I can't deny it, it's like a riot
And I can't keep it quiet
Like angels singing with a million voices

Pogrążył się we wspomnieniach. Przypomniał sobie zagubionego chłopca, który marzył o wielkich przygodach. Myślał o tym, jak pierwszy raz zobaczył Leię na hologramie, o pierwszej rozmowie z Kenobim, o Hanie, szkoleniu u Yody... o swoim ojcu. Gdy dowiedział się, że jest synem Dartha Vadera, na początku nie mógł się z tym pogodzić. Wydawało mu się, że świat zbyt wiele od niego wymaga. Mógł dać sobie spokój z wszelkimi próbami nawrócenia go, mógł go zabić, ale nie zrobił tego. Kiedyś, w myślach nazwał Vadera potworem, a później bardzo się tego wstydził. A nawet jeśli jego ojciec był w jakimś sensie potworem, to nie znaczy, że nie miał uczuć. Był pewien, że wkrótce go zobaczy. Niecierpliwił się. Dlaczego to tak długo trwa? Był zmęczony, obolały, chciał już tylko końca. Czemu nie może po prostu umrzeć? Pogodził się z tym. Śmierć nie była już straszna, lecz ciekawa. Była nowym, lepszym wyjściem. Po co miałby zostawać? Nie mógł już zrobić nic więcej. Jednak nie miał pewności, czy zrobił wystarczająco wiele.
Po chwili zaczęło dziać się coś dziwnego. Luke usłyszał głosy wołające jego imię, jednak nie pochodziły one z tego świata, ale gdzieś z głębi... z Mocy. Głosy zdawały się być coraz bliżej. Brzmiały pięknie jak milion aniołów i Luke chciał jak najszybciej zostać przez nie porwany...

The end is where we begin
It's crawling back when
We run away, run away
'Cause the end is where we begin
Where broken hearts mend
And start to beat again
The end is where we begin
Hear me running
Hear me running, running
Hear me running, hear me running, ra-running
Hear me running, hear me

Powoli zaczynał tracić świadomość. Przed oczami widział obrazy ze swojego życia. Wszystko, od lekkomyślnego młodzieńca, przez Rebelianta, Jedi aż po Mistrza. Zobaczył Leię rozmawiającą z Rey. Jego siostra wyglądała na spokojną i szczęśliwą. Cieszyło go to bardzo. Jeszcze bardziej był zadowolony z faktu, że wraz z jego śmiercią nie odejdzie nadzieja. Miał rację, wcale nie jest ostatnim Jedi. Będzie ich jeszcze wielu. Rey sobie poradzi, jest silna i odważna. Wyszkoli nowe pokolenie, zacznie wszystko od początku. Nigdy nie będzie sama. Luke zawsze jej pomoże.
Mężczyzna spojrzał na dwa słońca, które już prawie schowały się za horyzontem. Poczuł, że nie jest sam. Wiedział, co to oznacza. Po chwili zobaczył przed sobą ducha młodego mężczyzny. Twarz miał pogodną i roześmianą, ale było na niej widać coś jeszcze, coś jakby... czułość. Wyciągnął rękę i dotknął ramienia Luke'a.
- Anakin... - odezwał się ostatkiem sił Luke - Tyle czasu minęło...

The end is where we begin
It's crawling back when
We run away, run away
'Cause the end is where we begin
Where broken hearts mend
And start to beat again
The end is where we begin

- Tak. Wiele lat się nie widzieliśmy. Wszystko się zmieniło od tego czasu - odpowiedział Anakin.
- Nie wyszło tak, jak chciałem - wyszeptał Luke. Na twarzy Anakina pojawiło się coś w rodzaju... politowania. Pokręcił z uśmiechem głową.
- Nie wszystko wychodzi tak, jak chcemy. Zrobiłeś to, co musiałeś. Dzięki tobie Jedi będą dalej istnieć. Może i przez chwilę się załamałeś, ale jednak wyszkoliłeś dziewczynę i uratowałeś Ruch Oporu. Dałeś im nadzieję. Dalej na pewno już sobie poradzą. A ty powinieneś udać się na zasłużony odpoczynek - to mówiąc wyciągnął rękę - Choć ze  mną, zaprowadzę cię do innych. Poznasz matkę, znów spotkasz się z Hanem i z Obi-Wanem. Wypełniłeś swoje przeznaczenie, teraz czas udać się dalej.
Luke niepewnie wyciągnął rękę i chwycił dłoń ojca. Jeszcze raz popatrzył na podwójny zachód słońca, symbol końca i początku. Powoli zaczęli się unosić. Luke zobaczył wszystkich, których kiedyś stracił. Hana, Yodę, Larsów, Obi-Wana i kobietę bardzo podobną do Lei. Domyślil się, że to jego matka. Odprężył się. Zamknął oczy i dał się poprowadzić Anakinowi.
A potem była już tylko Moc...

O Mocy, nie wiem jak to napisałam, ale udało się. Rozdział dla PannaZuzanna18. Jednak wena zwyciężyła😊

I jeszcze jedno. Wszystkim Wam życzę zdrowych, wesołych świąt oraz szczęśliwego Nowego Roku!
Trzymajcie się.

xISecretGirlx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top