7. He's the reason why you're drowning
Gdy budzę się następnego dnia, czuję się naprawdę paskudnie, długo walczę z samą sobą, czy nie sięgnąć po tabletki przepisane mi przez matkę, ale naprawdę nie chcę sobie tego robić. Wolę czuć się paskudnie, niż nie czuć nic. W końcu wstaję z łóżka i jak tylko rozpuszczam włosy, czuje zapach perfum Karola, momentalnie znów czuję na ciele jego ciepłe dłonie, robi mi się niedobrze. Biegnę pod prysznic, pod którym próbuję przypomnieć sobie, co dokładnie zaszło między nami, ale chyba nie chcę tego wiedzieć. Chyba nie chcę żyć w rzeczywistości, w której powiedziałam mu „nie", a on to zignorował. Nie mogę tego dopisać do menu moich psychicznych blizn.
Dla pewności nie włączam telefonu, z Kaśką i moją młodszą siostrą rozmawiam chwilę na Facebooku, a później zwijam się w łóżku, po prostu gapiąc się w sufit. Już nie płaczę, płacz nie zmieni w żaden sposób tego, że znów dałam mu się podejść, nie sprawi, że stanę się mądrzejsza i mniej naiwna.
Dopiero następnego dnia włączam telefon, gdzie znajduję kilkanaście wiadomości od Karola, które usuwam bez czytania i blokuję jego numer. Znajduję też kilka wiadomości od Toma i teraz czuję jeszcze większą odrazę do samej siebie. Z jednej strony ledwo się znamy, z drugiej czuję dziwną potrzebę wytłumaczenia mu się, w końcu jednak strach wygrywa z rozumem, ponownie chowam telefon pod poduszką i włączam kolejny odcinek serialu. Kaśka dzwoni do mnie późnym wieczorem i namawia mnie z trudem, żebym odwiedziła ją za dwa dni i przywiozła w końcu obiecane książki, które chciała dać jakiejś polskiej koleżance z pracy. Patrzę, na smutny szary karton w rogu pokoju z pieczątką mojego wydawnictwa i się zgadzam. Wyrwanie się, choć na chwilę do ich jasnego mieszkania i rozmowy pełnej nawiązań do filmów i gier na pewno mi nie zaszkodzi.
Po trzech dniach w końcu decyduje się, że muszę wrócić do pracy, ubieram się jak człowiek, robię lekki makijaż i wychodzę z domu.
Już w połowie drogi do kawiarni uświadamiam sobie, że mogę w niej spotkać Toma i rozumiem, że nie dam rady spojrzeć mu w oczy, bo nie jestem w stanie spojrzeć nawet w lustro.
Skręcam w główną drogę i idę do sieciowej kawiarni w pobliżu stacji metra. Stawiam książki dla Rogalskiej na krześle obok mnie, puszczam pierwszą z brzegu proponowana playlistę i zaczynam pisać. Powoli sklejam napisane rozdziały i wybrane fragmenty w jedną całość przypominającą spójną historię, czuję się coraz lepiej z każdym napisanym zdaniem i każdym łykiem gorącej kawy.
Tom staje nad moim stolikiem około południa, podnoszę na niego wzrok i czuję się jak największa idiotka na ziemi, gdy jego jasne oczy przewiercają mnie do samej duszy.
– Co Ty tu robisz? – pytam cicho.
– Mogę zadać to samo pytanie – oświadcza i siada obok mnie.
– Pracuje?
– To widzę, ale czemu akurat tu? – nie odpowiadam na jego pytanie, tylko wbijam wzrok w mój kubek. – Więc widziałaś się z nim?
– Co? – patrzę mu znów prosto w oczy, a on się uśmiecha, a w tym uśmiechu jest coś niezwykle kojącego.
– Jesteś za młoda, by być żona, która zostawił, więc jesteś tą koleżanką, dla której to zrobił. – Mówi spokojnie, a ja czuję się jak jeden wielki wyrzut sumienia. – Nie rób takiej miny. Każdy z nas robi głupie rzeczy z miłości Joe.
– Tu już nie ma żadnej miłości. Zrobił ze mnie idiotkę o jeden raz za dużo.
– Rozumiem, powiedz mi tylko, czemu mnie unikasz?
– Nie wiem. A czemu Ty tego nie robisz?
– Dlatego, że chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Ty tego potrzebujesz i ja też tego potrzebuje. Chodź – mówi i bierze moją rękę. – Niezależnie co się stało, nie jest wart tego, by pić przez niego kiepską kawę.
Przytakuję mu z lekkim uśmiechem, podnoszę się z krzesła i daję mu się objąć, a przez te kilka sekund rozumiem, że ma rację, unikanie go było idiotyzmem. Czemu miałabym chować się przed jedyną osobą, z którą jestem w stanie rozmawiać w tym mieście? Chowam komputer do torby, a on zagląda do materiałowej siatki, leżącej na krześle.
– To Twoja książka? – pyta, wyjmując jeden z tomów.
– Tak, miałam jechać prosto stąd do koleżanki, ale w takim razie chyba zostawię komputer w domu. Przejdziemy się?
– Przyjechałem samochodem, ale możemy zostawić rzeczy u Ciebie i iść na spacer – mówi, nie odrywając wzroku od okładki mojej książki, przedstawiającej nogi dziewczyny na śnieżnobiałej pościeli – Szukałem ebooka, ale ostatecznie bałem się tłumaczyć ją z pomocą Google.
– Jesteś aż tak zdesperowany? – pytam rozbawiona, wyrywając mu ją z dłoni. – Jak bardzo chcesz, mogę Ci przetłumaczyć kilka fragmentów.
– Możesz mi przetłumaczyć całość – odpowiada, uśmiechając się, a ja zatrzymuję się w drzwiach i mierzę go wzrokiem. – Nie żartuję, naprawdę chcę, żebyś przeczytała mi swoją książkę.
– Nawet nie wiesz, o czym jest.
– To mi opowiedz – mówi, otwierając przede mną drzwi swojego samochodu.
– Musisz wiedzieć, że nie znoszę „Fifty Shades of Grey". Uważam to za najgorszą rzecz, jaką czytałam, bohaterowie są do bani, fabuła jest drętwa a sceny erotyczne w kółko takie same. Dlatego jak pisałam moją książkę, chciałam wszystko zrobić lepiej i to chyba jej sukces.
– Więc to erotyk?
– Romans. Ze scenami erotycznymi. Dość... konkretnymi scenami erotycznymi. Mam w książce bohaterkę, która wdaje się przelotny romans, mieszkając w innym kraju, a gdy wraca do rodzinnego miasta, ów facet okazuję się narzeczonym jej siostry i...
– Weź książkę i zacznij czytać, zanim zaspoilerujesz mi zakończenie. – Śmieje się i gdy zatrzymujemy się pod moim domem, wysiada pierwszy, zanim powiem coś więcej.
– Nie wpuszczę Cię dziś do środka – mówię, kiedy idzie za mną. – Dwa dni nie wychodziłam z domu, mam tam bałagan i za dużo pudełek po jedzeniu na wynos. Innym razem.
Wciskam mu torbę z książkami, gdy on patrzy na mnie rozbawionym wzrokiem i uciekam na górę. Błyskawicznie zostawiam komputer przy łóżku, poprawiam makijaż, który rano robiłam „na odpierdol się" i dopiero wracam na dół.
– To ta sama szminka co ostatnio – zauważa Tom, idąc obok mnie w stronę parku.
– Spostrzegawczy jesteś Sherlocku. Kawa? Herbata?
Wchodzimy na chwilę do naszej kawiarni i idziemy do Regents. Mimo końca września dziś pogoda jest bardzo przyjemna, siadam ze skrzyżowanymi nogami w poprzek jednej z ławek i otwieram książkę. Tłumaczenie mu jej w locie, nie do końca wychodzi mi płynnie, ale staram się, jak mogę, cały czas monitorując czy Tom naprawdę jest zainteresowany, czy tylko udaje. Przerywam, dopiero kiedy widzę wiadomość od Kaśki.
– Cholera, muszę lecieć na metro, bo się spóźnię – syczę, podrywając się na równe nogi, gdy moja przyjaciółka uświadomi mi, która jest godzina.
– Zawiozę Cię.
– Do Oksfordu? – upewniam się, a on uśmiecha się szeroko.
– Jasne, nawet do Polski.
– Już się chcesz mnie pozbyć?
– Tak, dlatego rano byłem w trzech kawiarniach, zanim Cię znalazłem – sarka, gdy przyspieszamy kroku, aż znów znajdziemy się w jego samochodzie. Tom rusza przez wiecznie zatłoczony Londyn, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. – Ile jest w Tobie Twojej bohaterki a ile Ciebie w niej?
– Zależy, obecnej mnie nie ma w niej już prawie w ogóle – odpowiadam, bawiąc się nerwowo końcówką mojego swetra. – Jednak jak ją pisałam, było mi bliżej do bezczelnej ekstrawertyczki. Choć ja zawsze wierzyłam w prawdziwą miłość, a ona jednak jest mocno sceptyczna.
– Pytam, dlatego, że ją kupuję w całości, za to on wydaje mi się przerysowany. Sam pomysł, jaki miałaś, jest naprawdę ciekawy, ale wydaje się nierealny.
– Bohater, którego poznałeś w tym pierwszym rozdziale, istnieje naprawdę. Mam przyjaciela w Gdańsku, który był moją bazą pod jego postać. To, co dzieje się później jest wypadkową sytuacji, w której mój przyjaciel nigdy się nie znalazł. Ludzie kupią wielkie kłamstwo jak znajdą w nim ziarno prawdy.
– Oglądaj mniej „Sherlocka" – sarka Tom, a ja wybucham śmiechem.
– Oglądam „Archera" – mówię, a on od razu się do mnie uśmiecha i kiwa głową z aprobatą. – Jednak nie będzie to raczej moja ukochana animacja. Moja ukochana animacja to...
– Jak powiesz „Rick and Morty", będziesz jechać pociągiem.
– W życiu. „BoJack Horsman". To najbardziej bolesna animacja, jaką widziałam w życiu, głównie przez to, jak szczerze i brutalnie porusza temat depresji i akceptacji samego siebie.
– Rzucę okiem wieczorem.
– Kup sobie do tego alkohol. I schowaj ostre przedmioty.
– Zostajesz na noc u znajomych? – pyta, a ja kręcę głową i piszę smsa do Kaśki, że będę niedługo. – Może po Ciebie przyjadę? Nie będziesz musiała toczyć się pociągiem i metrem.
– Nie masz nic lepszego do roboty?
– Scenariusz do powtórzenia, ale to może poczekać, skoro Ty marnujesz na mnie swój czas zawodowy.
– Nie użyłabym stwierdzenia, że go marnuję – mówię cicho. – Poza tym niedługo wyjeżdżasz, więc będę miała mnóstwo czasu na pisanie.
– Nie wyjeżdżam na zawsze, zmieniamy dość często lokacje zdjęć, więc będę bywał co jakiś czas w Londynie. W połowie października lecę do Australii, później na Hawaje i po nowym roku do Wietnamu.
– Czy Ty mi się tłumaczysz? – pytam rozbawiona.
– Nie. Wyjaśniam Ci, że nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Tylko na jakiś czas.
– Pamiętasz, że ogólnie rzecz biorąc, nie lubię ludzi? Jak wrócisz, to pewnie będę siedzieć w tym samym miejscu, a jak nie, to wiesz, gdzie mieszkam.
– Czyli zostajesz w Londynie, jak skończysz książkę. – pyta, a ja zagryzam lekko usta.
Nie planowałam tego. Nie mam w sumie nic ustalonego, po tym, jak skończę pisać książkę, w końcu życie nauczyło mnie, nie wybiegać w przyszłość dalej niż mogę to kontrolować. A jednak nie wiem, czy chcę jednak przenieść się do Stanów...
– Na święta na pewno lecę do Oklahomy. W przyszłym roku będę miała pewnie trasę promocyjną książki, spotkania z czytelnikami, w maju mam ślub przyjaciółki... ale chyba... chyba zostanę w Londynie. – Mówię tak cicho, że niemal szeptem, a on uśmiecha się, nie odrywając wzroku od drogi przed nami.
– Czy Ty mi się tłumaczysz? – sarka, a ja parskam śmiechem.
Szczypię go w żebra, ale zanim zabiorę z powrotem rękę, udaje mu się ją złapać. Zupełnie odruchowo splatam nasze palce, co powoduje jego większy uśmiech i dopiero kiedy musi zmienić bieg, odkłada moją dłoń na swoje kolano, a ja siedzę jak zamurowana.
Powinnam ją zabrać? Jeśli zrobię to za szybko, pomyśli, że nie jestem nim zainteresowana. O słodki Thorze! Ja jestem nim zainteresowana! Dlatego zjadają mnie wyrzuty sumienia! Jak mogę być tak głupia, jak mogę być tak nierozsądna?
Radlak! Nie chcesz, zabrać ręki wiec tego nie rób. To jest kurwa proste. Uspokój się.
Biorę głęboki wdech, dalej walcząc z własnymi myślami, a w końcu cofam rękę, pod pretekstem napisania kolejnej wiadomości do Rogalskiej. Mkniemy szybko autostradą, pokonując tę trasę dużo szybciej, niż się spodziewałam i gdy zatrzymujemy się pod domem, w którym mieszka moja przyjaciółka, zatrzymuję Toma w środku auta, łapiąc go za rękę.
– Nie otwieraj mi drzwi, Kaśka na pewno już czatuje w oknie, a nie chcę się od razu tłumaczyć.
– Rozumiem to, napisz do mnie, jak będziesz chciała wracać, przyjadę po Ciebie.
Przytakuję, wiedząc, że nie podlega to dalszej dyskusji. Znów przez chwilę tkwię w zawieszeniu, nie mając pewności, czy powinnam go uściskać, czy nie. Podnosi moją dłoń i ją całuje, a ja wysiadam z odrobinę za szerokim uśmiechem. Wchodzę po schodach na ostatnie piętro, w drzwiach stoi już Kaśka, ma na sobie spodnie od dresu i fartuch kuchenny.
– Nie mów, że Ty robisz obiad, a nie Krystian. Strasznie liczyłam na jego popisowe leczo.
– Nie. Dziś schabowe. I zrobiłam tyle, że Ci zapakuje do domu razem z burakami – przyznaje dumnie moja przyjaciółka, a ja się do niej przytulam.
– Dbasz o mnie bardziej niż rodzona matka – mówię, wchodząc do środka. – A gdzie masz narzeczonego?
– W pracy, będzie później, więc możesz mi opowiedzieć, kto Cię przywiózł?
– Uber? – odpowiadam, przygryzając usta, gdy zdaję sobie sprawę, że nie wyłgam się za łatwo.
– Drogi ten Uber jak na moje oko. Od kiedy kierowcy Ubera jeżdżą Astonem?
– To tylko znajomy. I to Jaguar nie Aston.
– Od kiedy masz znajomego jeżdżącego Jaguarem? Od kiedy w ogóle masz jakichś znajomych? – pyta i zaczyna obierać ziemniaki, a ja siadam przy kuchennym stole, na którym czeka już na mnie herbata.
– Od niedawna. Chodzimy do tej samej kawiarni i to tylko kolega.
– Kolega, jasne... – sarka, uśmiechając się do mnie wrednie.
– Jeśli mam być szczera to nie wiem, co się dzieje. To taki punkt, w którym chyba żadne z nas nie chce urazić tej drugiej strony, decydując czy to przyjaźń, czy coś więcej. Rano powiedział, że chce być moim przyjacielem, a później trzyma mnie za rękę, tłumaczy się, że musi wyjechać służbowo...
– Czy on wie o Darku?
– Wie. Powiedziałam mu na pierwszej „nie randce", o Karolu też wie.
– Karol do mnie pisał z dwa dni temu – wzdycha głośno Kaśka, mierząc mnie pytającym wzrokiem. – Podobno zostawiłaś u niego szalik, a nie wiedział, gdzie mieszkasz.
– Kłamał. Nic u niego nie zostawiłam poza resztkami godności, czy nadziei, że się zamieni.
– O, to miałaś jeszcze jakąś nadzieję? Naprawdę jesteś bezdennie naiwną romantyczką.
– Dziękuję. Wsparcie czy coś – mruczę pod nosem, mieszając herbatę, a ona wstawia ziemniaki. – Z Karolem sprawa jest zamknięta. O jeden raz za bardzo się wygłupiłam.
– Spałaś z nim, co?
– Nie, żebym tego świadomie chciała – szepczę, a ona spogląda na mnie wzrokiem zwiastującym wszystkie możliwe okropne rzeczy, jakie mu zrobi przy następnym spotkaniu. – Ja po prostu cholerne tęsknię za moim życiem z Darkiem. Za tą nudną stabilnością i poczuciem, że mam kogoś na świecie. Do tego stopnia, za tym tęsknie, że spotkałam się z Karolem, że dałam mu się objąć, dałam mu się podjeść jak te wszystkie idiotki, z którymi sypiał na boku.
– Jasne, że tęsknisz za Darkiem. To był fajny, dobry facet. Jeszcze trochę czasu minie, zanim to sobie poukładasz.
– Od dziewiętnastego roku życia nie byłam tak długo sama i chciałbym wierzyć, że dam radę być sama do końca życia.
– A chcesz być sama do końca życia? – pyta mnie zaskoczona Rogalska. – Przecież to był wypadek, wiem, że straciłaś kogoś, z kim planowałaś życie, ale na Odyna nie masz nawet trzydziestki, żeby snuć takie czarne wizje.
– Pierwsze miesiące były złe... a teraz już chyba się z tym pogodziłam, ale to wciąż za szybko nawet, by się do tego przyznać komukolwiek. Nie mówiąc już o... byciu z kimś innym.
– Czemu? Myślisz, że on by wołał, żebyś płakała kilka lat w poduszkę?
– Nie wiem, co on by wołał, bo nie żyje.
– A Ty żyjesz i jeśli jakiś miły chłopak w drogim aucie sprawia, że czujesz się lepiej i cholera, w ogóle z nim rozmawiasz, to nie ma co się zamykać w piwnicy – stwierdza dosadnie. – Wiesz przecież, że Krystiana poznałam w tym samym tygodniu, w którym podjęłam decyzję, że wracam do Polski. Zaryzykowałam i zostałam, bez pracy, w okropnym wynajętym pokoju a rok później mieliśmy mieszkanie, ja dostałam wakat na uczelni i planujemy ślub. Czasem dobre rzeczy trafiają nam się w najgorszych momentach.
– Dziękuję.
– Proszę. Otwórz nam wino.
– Nie jadłam jeszcze nic dzisiaj.
– To zrób sobie kanapkę i otwórz wino. Widziałam zdjęcie z Richmond, byłaś tam z nim? – pyta, stawiając przede mną butelkę i korkociąg, a ja jej przytakuję. – A czym on się właściwie zajmuje? Bo wiesz, czym się zajmuje, nie? Nie jest żadnym dilerem?
Wybucham śmiechem i zaprzeczam, nie mogąc się doczekać, aż mu o tym opowiem. Po chwili piję już wino na pusty żołądek, słuchając jak Kaśka, opowiada o swojej pracy na uczelni i tym jak próbuję ją pogodzić z czasem na prowadzenie swojego bloga o filmach i popkulturze. Oraz o sklepie z grami planszowymi, który niedawno zaczął rozkręcać Krystian i nie mogę się doczekać, by pogratulować mu odwagi, na otworzenie własnej firmy.
Kiedy tylko Krystian przekracza próg mieszkania, Kaśka stawia przed nami jedzenie, a ja rozkoszuję się pierwszy posiłkiem od kilku miesięcy, którego nie musiałam ugotować sama. Oczywiście narzekamy z Rogalską na to, że mamy do siebie dwie godziny drogi komunikacją, a nie możemy się zmotywować do częstszych spotkać.
– Mam nową grę do przetestowania – oświadcza Krystian, a jego czarne jak węgle oczy błyszczą radośnie.
– A możemy zacząć od Battlestar Galactica? Zawsze zajmuje nam to milion godzin...
– Śpieszysz się gdzieś? – pyta Kaśka, niosąc za nami kieliszki, gdy wchodzimy do salonu.
– Tom uparł się, że po mnie przyjeździe i nie chcę, by był to środek nocy – tłumaczę, a ona przytakuje mi z radością.
– Tom, hm? Czyli Brytyjczyk – upewnia się moja przyjaciółka.
– No raczej.
– No nie do końca. Ja mam Polaka, a też poznaliśmy się w Londynie.
Śmieje się jeszcze Rogalska, kradnąc swojemu narzeczonemu całusa. Krystian rozkłada grę, a ja zajmuje moje ulubione miejsca na wygodnym krześle u szczytu stołu i znów okazuje się, że mam grać przeciwko nim.
Kilka godzin i kilka butelek wina później piszę do Toma i rozsiadam się na kanapie z Krystianem, który obejmuje mnie ramieniem i mówi, że jak wróciłam do chodzenia na randki, to ma młodszego brata. Kulturalnie odmawiam, próbuję też odmówić Kaśce zapakowanego jedzenia, którego jest tyle, że będę je miała na miesiąc, ale ona jest nieugięta. Ubieram się, czując wypite wino krążące w moich żyłach i tylko podkreślające mój podejrzanie dobry humor. Ściskam ich i schodzę na dół gdzie stoi Tom, opierając się o samochód. Ma na sobie szary dres, okulary i czapkę z daszkiem.
– Widzę, że uważasz, że podstawowy strój cywila w filmach Marvela działa – sarkam z uśmiechem.
– Co takiego?
– Czapka i okulary. Oglądasz jakieś filmy z uniwersum, w którym grasz? – pytam, a on śmieje się, zabierając ode mnie siatki, a ja wsiadam do samochodu jak do siebie. Dmucham lekko na zamarznięte dłonie, kiedy siada obok.
– Powinnaś zacząć nosić normalną kurtkę. Wiesz, taką, która się zapina – dogryza mi, biorąc moje dłonie w swoje i chwilę je grzeje, a później odpala silnik.– Jak było?
– Świetnie, kocham ich bardzo mocno. Wiesz, że jakby nie Ty nigdy bym się nie zaprzyjaźniła z Kaśką? Nie wiesz, skąd masz wiedzieć – odpowiadam sobie sama na pytanie. – Więc Kaśka kupiła bilety na „Koriolana" z Tobą w roli głównej i w tym czasie rozstała się z facetem. Znałyśmy się mniej więcej z konwentów i wspólnych znajomych z Łodzi, ale nigdy nie byłyśmy blisko. Jednak poleciałam z nią do tego Londynu, spędziłyśmy trzy dni razem, zwiedzając, pijąc cydr i od tamtego weekendu jest moją najlepszą przyjaciółką.
– Widziałaś mnie w „Koriolanie"? – pyta, uśmiechając się.
– Tak. Moja przyjaciółka ma małą obsesję na punkcie wysokich, przystojnych, brytyjskich aktorów.
– Wspominałaś. Powtarzasz się albo po prostu chcesz mi na około powiedzieć, że jestem przystojny.
– Umiarkowanie – sarkam, a on wybucha śmiechem.
– Jasne. Umiarkowanie to jesteś wystawiona – mówi, a ja od razu przytakuję, szczerząc zęby. – Co jest w tych torebkach? Obłędnie pachnie.
– Polski niedzielny obiad.
– Pojedziemy coś zjeść? – pyta. – Ja nie jadłem obiadu.
– Ja jestem tak najedzona, że przez dwa dni będę żyła herbatą, ale jak jesteś głodny, mogę odgrzać Ci kolację. Kaśka robi lepsze kotlety niż mój tata.
– A nie mówiłaś przypadkiem rano, że masz bałagan w mieszkaniu i mnie nie wpuścisz?
– A Ty nie masz kuchni? – zadaje pytanie alkohol, który wypiłam.
– Joe... zazwyczaj nie zapraszam dziewczyn do domu.
– Nie jestem jak inne dziewczyny Tom. Ja nie sprzedam Twojego adresu do prasy i nie jadę tam, by się z Tobą przespać. Nie mam zamiaru się z Tobą przespać – odpowiadam, nachylając się do niego i całuję go w policzek. Tom śmieje się nerwowo, jest zaskoczony, jest zdezorientowany, ale zdejmuję dłoń z drążka zmiany biegów i kładzie mi ją na kolanie.
– Z całą pewnością nie jesteś jak inne dziewczyny.
– Mogę przeczytać Ci dalej moją książkę do kolacji.
– Nie musisz mnie przekonywać, już zmieniłem trasę, jakbyś nie zauważyła – mówi, spoglądając na mnie z uśmiechem.
Zauważyłam to, że zmienił trasę, ale zauważyłam też, że dalej trzyma dłoń na mojej nodze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top