47. Nice to meet you, where you been?

Kamal stoi w otoczeniu mojej perfekcyjnej kuchni, wyglądając, jakby był przyklejony z innego obrazka. Jego pognieciona granatowa koszula i brązowe spodnie kłócą się ze sobą i z tymi wszystkimi pasującymi do siebie meblami w moim nowym domu.

– Masz rację, to wygląda jak katalog drogich mebli – mówi mój przyjaciel, siadając na wysokim krzesełku przy kontuarze i patrzy, jak parzę dla nas herbatę. – Jak te aranżacje mieszkań w Ikei, wiesz, o których mówię? – pyta, a ja wybucham śmiechem i mu przytakuję. – Właśnie. Tylko tutaj nic nie jest z Ikei, a Tom pewnie zapłacił jakimś miłym ludziom, by dobrali wszystko za niego. Nie wiem, czy mógłbym tu żyć na stałe.

– To jak hotel – odpowiadam, przerywając jego monolog. – A jak większość życia spędzasz w hotelach to i dom musi tak wyglądać. Choć już nie długo, po to tu jestem, by zmienić budynek, w którym się tylko mieszka właśnie w dom. W końcu rozpakuje wszystkie kartony i może wtedy będzie lepiej. Może Maria mi pomoże.

– Za ile musimy wyjechać? – pyta, a ja spoglądam na zegarek, znów zapominając, że mam na nim ustawiony czas z Hanoi. – Jest pięć po dwunastej.

– Więc za godzinę. Dziękuję, że mi pomagasz, nie chcę za bardzo przyznać się Tomowi, że musiałam oddać jego Audi do mechanika.

– Nie macie drugiego samochodu?

– Mamy, ale wczoraj wgniotłam zderzak w Audi, więc dziś boję się wsiąść w Jaguara – odpowiadam, przygryzając usta.

– A ja mogę? – pyta z nadzieją w głosie, a ja wybucham śmiechem i stawiam przed nim filiżankę. – A jak było w Wietnamie?

– Ukradłam tenisówki Brie Larson – mówię z dumą, a on mierzy mnie kpiącym wzrokiem. – Było fantastycznie, chyba tak jak liczyłam, że będzie, lecąc z nim na Hawaje.

– Teraz byłaś trzy dni.

– Dwa dni właściwie i znałam ludzi, do których leciałam. Więc nie specjalnie jestem zaskoczona, że było w porządku. Po wizycie w Polsce dobrze mi zrobiło to kilkadziesiąt godzin eskapizmu od szarej codzienności.

– Eskapizmu... – sarka. – Ten cały eskapizm to teraz Twoje życie.

– Moje życie to promocja książki za dwa miesiące – odpowiadam. – I ślub mojej przyjaciółki.

– I imprezowanie z Taiką Waititi w Australii.

– Tak to też – mówię i uśmiecham się lekko. – Wiesz, że zaczynam coraz lepiej rozumieć Toma? To życie jest cholernie kuszące, te hotele, te loty, imprezy, ludzie, filmy, atmosfera na planie... Nie dziwię się, że poświęcił temu prawie całe życie.

– Umiar jest ważny we wszystkim Joe. Zarówno w Twoim uciekaniu od ludzi, jak i jego pracy z nimi. Stanowicie dla siebie niezwykły balans. Na pierwszy rzut oka jesteście całkowicie różni, ale razem dajecie sobie niesamowitą równowagę.

– Dziękuję, że mnie wspierasz Kam. Nie wiem czasem, jak moje życie wyglądało bez Ciebie – mówię, a on udaje, że ociera łzy wzruszenia. – Też znajdziesz swoją równowagę w końcu.

– Niska, blondynka, która zawsze mówi to, co myśli i nie boi się ryzykować. To jest moja równowaga – mówi, a ja zaczynam się głośno śmiać. – Co?

– Nic. Zrozumiesz za dwie godziny.

Wsiadamy do samochodu i ruszamy w stronę Heathrow po moją siostrę, podśpiewując piosenki, ze „School of Rock" na który to musical mieliśmy się wybrać za kilka dni. W końcu znajdujemy miejsce do parkowania i ustawiamy się w hali przylotów, a Kam obejmuje mnie ramieniem.

– Cieszę się, że Cię poznałem Joe.

– Też się cieszę, że Cię poznałam. Skąd nagle ta czułość? – pytam, a on wzrusza lekko ramionami i odsuwa się obok, a ja w tłumie ludzi przechodzących przez bramki zauważam jasne włosy mojej siostry i ruszam w jej stronę.

Rzucamy się sobie na szyję, jakbyśmy nie widziały się znów pół roku a nie miesiąc. Odwracam się do mojego przyjaciela i łapię go za rękę, by przyciągnąć go trochę bliżej.

– Kamal to moja siostra....

– Maria. Miło Cię poznać – mówi, od razu go przytulając, a ja widzę zakłopotanie, wymalowane na twarzy mojego przyjaciela. – Właściwie czemu nie przyjechałaś sama?

– Miałam wczoraj małą stłuczkę i od razu zaprowadziłam auto do mechanika, żeby Tom nie zauważył.

– Skasowałaś mu Jaguara? – pyta, śmiejąc się, gdy ruszamy z powrotem do samochodu.

– Nie, Audi. I nie skasowałam, tylko trochę poobijałam – tłumaczę się.

– Więc Kamal, to Ty pomagasz mojej siostrze być człowiekiem? – zagaduje go nagle, jak tylko zajmujemy miejsca w jego samochodzie, on tylko przytakuje i odpala silnik. – Myślałam, że jesteś bardziej rozmowny po tych godzinach, które spędziliście z Aśka na rozmowach, jak była w Oklahomie z nami.

– Zazwyczaj jestem, przepraszam. Nie wyspałem się dziś – mówi w końcu, a ja uśmiecham się wrednie, pierwszy raz widzę, jak nie próbuje być najmądrzejszy. – Więc masz przesłuchanie do „Hamiltona"?

­– Tak, słyszałam, że jesteś fanem.

– Wielkim. Liczę na bilet na premierę po znajomości. – Uśmiecha się lekko Kam, spoglądając na nią w lusterku.

– Jak tylko dostanę rolę.

– Na pewno dostaniesz rolę.

– Znam Cię pięć minut i już Cię kocham – odpowiada moja siostra, a ja chrząkam cicho, jednak robię to bardziej teatralnie, niż bo mi to przeszkadza. Napięcie między nimi można kroić nożem.

– Może skoczymy coś zjeść? – pyta mój przyjaciel. – Chyba że jesteś zmęczona po podróży? To byłoby całkiem zrozumiałe po tylu godzinach w samolocie...

– Z chęcią coś zjem – mówi z uśmiechem Maryśka, przerywając mu w pół słowa i dodaje do mnie po polsku. – Najchętniej zjadłabym jego. Powiedz mi, że mogę mamo.

Możesz – mówię, uśmiechając się, a ona zaczyna klaskać, co Kamal komentuje pytającym spojrzeniem. – Już rozumiesz? Co miałam na myśli wcześniej, gdy mówiliśmy o równowadze.

Mój przyjaciel przytakuje mi i po chwili zaczyna się uśmiechać. Widzę, że ich chęć poznania się lepiej wybuchła obustronnie. Kamal zabiera nas do meksykańskiej knajpy, a nie jak zazwyczaj do jakiejś sieciówki i zaczyna wypytywać Marion o jej pracę w Nowym Jorku i powody, dla których chce stamtąd uciec. A ja zaczyna się zastanawiać, czy ja nie powinnam wrócić do domu i zostawić ich samych. Jakbyśmy mieli w planach cokolwiek innego niż teatr, na pewno przemyślałabym symulowanie choroby, nawet nie chodzi o to, że czuję się jak piąte koło u wozu, ale o to, że oboje potrzebują kogoś wartościowego w swoim życiu.

Gdy wchodzimy do domu z bagażami, Maryśka rozgląda się po salonie i aneksie kuchennym.

– Ja pieprze to jest niesamowite – mówi, obracając się do mnie. – Powiedz, że mogę wynająć od was pokój, jak dostanę rolę. To jest piękne.

– Jak dostaniesz rolę, znajdziesz sobie własne mieszkanie – mówię z uśmiechem i dodaję po polsku. – Weź pod uwagę, z kim sypiam i przemyśl, jak często mam ochotę to robić.

– Dobrze, że wyjechał – oświadcza i patrzy na mojego przyjaciela. – Dziękuję za pomoc, cieszę się, że niedługo się widzimy.

– Ja też, dobrze, że też lubisz teatr.

– To trochę moja praca – sarka Marion, a mój przyjaciel jest lekko zbity z tropu.

– Wybacz...

– Mam ogromną nadzieję jednak obejrzeć tu nie tylko tę jedną sztukę i cieszę się, że będę miała z kim – mówi, dotykając jego ramienia i całuję go w policzek na pożegnanie. Gdy tylko zamknę za Kamalem drzwi, moja siostra piszczy i kuca, chowając twarz w dłoniach.

– Umierasz? – pytam, patrząc na nią jak na idiotkę.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że on jest taki śliczny? Na Boga wspięłabym się na niego jak na drzewo – mówi, a ja zaczynam się śmiać z jej głupoty, na co robi obrażoną minę. – Ja wiem, że Tom to kurwa Tom, ale miałaś obok siebie takie ciasteczko i nic? Nie przeszło Ci to nawet przez myśl... Boże jadłabym go jak czekoladę.

– Maryśka uspokój się.

– No tak, Ty na co dzień przecież widujesz Cumberbatcha i Waiti – sarka, podnosząc się i poprawiając włosy. – Kurwa. Ja się tu przeprowadzam w trybie kurwa natychmiastowym.

– Nie przeklinaj.

– Nie zachowuj się jak ojciec – pyskuje, podchodząc do barku i patrzy na wszystkie zaczęte butelki. – Lepiej powiedz, gdzie dziś imprezujemy.

– Znasz mnie, jestem przecież ośrodkiem życia towarzyskiego Londynu. Rogalska ma wpaść wieczorem i będziemy upijać się tutaj na kanapie, śpiewając piosenki z „Hamiltona".

– Piosenki z „Hamiltona" to ja wszystkie znam na pamięć, więc lepiej chodźmy na miasto. Proszę, chodźmy na miasto, proszę, proszę, proszę...

Przytakuję jej i dzwonię do Kaśki, by przekazać jej informację o zmianie planów, ona też czuję się zachwycona tym pomysłem i tylko ja spędzam popołudnie, modląc się do zawartości swojej garderoby, próbując wybrać cokolwiek. Marion decyduje ostatecznie za mnie i kilka godzin później siedzimy już w tureckiej knajpie w Camden, wpychając w siebie frytki i czekając na moją przyjaciółkę.

– Z Tomem w porządku? – pyta, czytając etykietkę od napoju z mango, który piłam. – Bo ja wiem, że on może mnie okłamywać, ale Ty nie potrafisz.

– Nie jest w porządku. Jest lepiej niż kiedykolwiek, tak jak być powinno – odpowiadam z uśmiechem. – Idealnie. Doskonale. Kamal mówi, że tworzymy razem perfekcyjną równowagę i to chyba najlepszy opis.

– A mówiąc o Kamalu...

– Czy mogłabyś nie mówić o nim przez pięć sekund?

– Miałam na myśli Twoją terapię – wzdycha urażona moją insynuacją.

– Stabilnie. To najlepsze, na co mogę liczyć w gruncie rzeczy. Stabilizacja. Tego właśnie potrzebowałam, biorę dobrze dobrane leki, chodzę dwa razy w tygodniu na terapię. Od dwóch tygodni nie miałam ataku paniki, więc wiesz, postępy.

– Małymi kroczkami do przodu. Planujecie z Tomem jakieś wakacje?

– Wakacje? Przy jego grafiku wakacje to tydzień w łóżku w naszym domu. Serio. Choć rozmawialiśmy, żeby w przyszłym roku po premierze „Infinity War", polecieć do Afryki. Chce mnie wciągnąć do UNICEFu, odkąd usłyszał o mojej działalności dla WOŚP.

– Ale w WOŚP to Ty głównie uczyłaś pierwszej pomocy pijanych woodstockowiczów.

– Ja to wiem, on nie do końca. Dla niego to coś wielkiego, a dla mnie w sumie może wolontariat będzie jakimś sposobem, żeby ponownie się otworzyć na ludzi – mówię spokojnie. – Chce lecieć z nim do Sudanu i zobaczyć, jak się to wszystko ułoży.

Dłuższą chwilę myślę, czy mogę z nią porozmawiać na poważniejszy temat. Zawsze była dla mnie najmłodszą siostrą, która bawi się jeszcze lalkami, gdy ja otwieram pierwsze tanie wina na punkowych koncertach. A teraz to już dorosła kobieta.

– Rozmawialiśmy o tym, że nie chcę mieć własnych dzieci.

– O kurwa – mruczy pod nosem. – I? Jak zareagował?

– Stwierdził, że ja jestem najważniejsza i jeśli ja nie chce ich mieć, to będziemy bez nich całkowicie szczęśliwi. A później jednak musiałam wrócić do tematu, bo ja to ja i ja nigdy nie umiem odpuścić. I to brzmi naprawdę cholernie poważnie, ale to tylko jedna z możliwych opcji na przyszłość... Spotkamy się pośrodku. Jak będziemy gotowi na posiadanie dziecka, będziemy chcieli je adoptować.

– To... naprawdę dojrzałe. Wy naprawdę jesteście dla siebie stworzeni. Niby nie wierzę w te bzdury o drugich połówkach, bo ja się czuję mocno kompletna, ale jak na was patrzę, to mam wrażenie, jakby mnie wessało do Twojej cukierkowej książeczki.

– Ja nadal próbuję się odnaleźć w tej cukierkowej rzeczywistości Młoda.

– Mówiąc o cukierkach. Czy Kamal ma kogoś?

Wzdycham ostentacyjnie, mając już powoli dość jej ciągłych pytań o mojego przyjaciela, ale z drugiej strony on wysłał mi już cztery wiadomości z pytaniami o nią. Więc nie pozostaje mi nic innego, jak odpowiadać na nie z uśmiechem.

Chwilę później dołącza do nas Rogalska, kończymy jedzenie i ruszamy do klubu, w którym ostatnio byłam z Josie. Tym razem w tłumie wcale nie czuję się dużo pewniej, nawet jeśli moje dzisiejsze towarzystwo jest zdecydowanie lepsze niż ostatnio. Zamawiamy kolorowe drinki, zamawiamy wódkę na kieliszki i dziewczyny idą tańczyć, a jedyny taniec, na jaki ja czuję się gotowa, to ten alkoholu w moich żyłach.

Ktoś robi mi zdjęcia, widzę mężczyznę stojącego niedaleko wejścia, który mierzy aparatem we mnie i moje dziewczyny, a ja momentalnie przesuwamsię tak, by siedzieć do niego plecami. Robi mi się gorąco, robi mi się zimno i mam wrażenie, że moje dłonie zaczynają drżeć.

No kurwa brawo Radlak. Wykrakałaś. Dwa tygodnie bez ataku paniki a teraz masz za swoje. Bo przecież klub to na to najlepsze miejsce. Sięgam po telefon i zaczynam pisać smsa.

>Kam. Ten sam klub co ostatnio. Przyjedź i zgarnij moją siostrę za kilka godzin, dobrze? Ja wariuję i muszę uciekać. Jej numer to 0014142416268.

Kamal >Jasne. Jedź do domu, ja się zbieram.

>Wytłumaczysz mnie?

Kamal >Oczywiście. Od tego mnie masz.

Wychodzę, najszybciej jak umiem i łapię taksówkę do domu. Cholera, nie jest dobrze, dlaczego nie może być dobrze, dlaczego do cholery nie mogę wyjść do klubu i nie oszaleć?

W domu od razu przebieram się w jedną z koszul Toma i siadam na łóżku z kieliszkiem wina w łóżku, oddychając coraz spokojniej. Przecież nic się nie stało. Przecież to tylko w mojej głowie. Przecież świat kończy się tylko w mojej głowie, a nie naprawdę.

Spoglądam na zegarek na dłoni i dzwonię do Toma, mając nadzieję, że będzie mógł rozmawiać. Odbiera dopiero po kilku sygnałach.

– Kocham Cię – mówi, zanim zdążę powiedzieć cokolwiek, a ja znów biorę głębszy wdech – Atak paniki?

– Tak, wyciągnęły mnie do klubu i... paparazzie – opowiadam, mając wrażenia, że ledwo mam siłę na to, by wyrzucać z siebie pojedyncze słowa. – Jestem już w domu.

– To dobrze, powinienem tam być i Cię przytulić.

– Zdecydowanie. Potrzebuję Cię obok siebie w łóżku.

– Daj mi jakieś osiemnaście godzin i będę – mówi ciepło, a ja wiem, że żartuję, ale i tak czuję się przez to lepiej.

– Spotkamy się za trzy tygodnie Kochanie. Będziemy mieć szalone pięć dni tylko dla siebie... I Twojej mamy, siostry, Bena, mojej siostry... Ogólnie rzecz biorąc nie wiem, kiedy będziemy jeść.

– Na pewno nie w nocy.

– A co, masz inne plany na noc?

– Kilka – mówi, a ja przygryzam lekko usta.

– Chętnie posłucham jakie.

– Tak? A kto do tej pory broni się na wszelkie sposoby nie rozmawiać ze mną o nieprzyzwoitych rzeczach przez telefon? Nie mówiąc już o tym, że z chęcią bym Cię zobaczył.

– Widzisz mnie codziennie na Skypie.

– Właśnie o tym mówię. Przydałaby mi się dodatkowy powód do tęsknienia za domem.

– Nie wyślę Ci nagich zdjęć – odpowiadam, śmiejąc się i czując, jak moje serce zwalnia. – Chyba że miałby one zatrzymać Cię przy mnie w domu, na dłużej niż pięć dni.

– Lecimy razem do Australii.

– Tam moja uwaga skupi się na kimś innym mój drogi – droczę się z nim, opadając na poduszki i zamykając oczy.

– Każesz mi konkurować z Taiką. To nie jest uczciwe.

– A ja sama w naszym wielkim łóżku... to jest uczciwe?

– Nie jest. A ja nie mogę powiedzieć nawet: przyleć do mnie, bo Marion jest w Londynie.

– Właśnie...

– Jak już Cię złapię w ramiona na lotnisku, to już Cię nie wypuszczę.

– Nigdy? – pytam, uśmiechając się szeroko.

– Nigdy. Nie żartuj. Gdzie ja znajdę drugą taką wariatkę, która będzie mnie sprowadzać na ziemię?

– Poszukaj w fandomie – sarkam, rozbawiona. 

– A Ty nie jesteś moją fanką?

– Wolę nowozelandzkie kino – żartuję, a on wybucha śmiechem.

– Jesteś okrutna.

– Ale Twoja Tom – mówię, zapada cisza i choć jest tysiące kilometrów stąd, doskonale wiem jaki ma teraz uśmiech. Mój uśmiech. Ten tylko dla mnie. – Idę spać Kochanie.

– Jutro porozmawiamy.

Rozłączam się i mam wielką nadzieję, że tak już będzie zawsze. Zawsze będziemy za sobą tęsknić. Nawet śpiąc w jednym łóżku, mam wielką nadzieję, że to jak go kocham, nie minie nigdy.

Gdy wstaję rano, uświadamiam sobie, że nie słyszałam kompletnie tego, jak moja siostra wróciła do domu, a jak ją znam, to powinna pijana rzucić się na łóżko obok mnie, by rano liczyć na moją pomoc. Jednak jej nie było, co dziwne nie było jej też w sypialni gościnnej i dopiero kiedy słyszę prysznic, kamień spada mi z serca. Schodzę na dół, skąd dochodzą dźwięki porannej krzątaniny, przekonana, że to Rogalska zdecydowała się jednak zostać na noc.

Jednak wcale nie widzę czarnych włosów mojej przyjaciółki. Nie. Widok, który zastaję w kuchni, jest czymś zupełnie innym. Nie codziennie znajduję się własnego psychoterapeutę smażącego naleśniki w samych bokserkach.

– Wiesz, że ona ma obsesję na punkcie zdrowego żywienia i dostaniesz długi wykład o glutenie i cukrze w bitej śmietanie? – pytam, siadając na krzesełku, a on podskakuje jak oparzony.

– Dlaczego się skradasz Joe?!

– Dlaczego sypiasz z moją siostrą?! – spoglądamy na siebie i parskamy śmiechem.

– Właściwie to my...

– Nie. Błagam. Nie chce znać żadnych, ale to absolutnie żadnych, szczegółów tego, co robiliście lub nie, bo nigdy nie spojrzę na Ciebie tak samo.

– To dobrze, bo naprawdę nie chcę spierdolić naszej przyjaźni.

– Lepiej się postaraj, żeby nie spierdolić niczego z moją siostrą.

– To był jeden raz – mówi, odwracając się do patelni.

– To się postaraj, żeby był kolejny, jeśli oboje macie na to ochotę – odpowiadam i idę włączyć ekspres do kawy, a jego nieśmiały uśmiech zdradza mi to, że na pewno się postara o to, żeby moja siostra została na stałe w Londynie.

Z okazji, że Kamal nie pojawia się już w tych ostatnich rozdziałach, chciałam tylko podkreślić, że jest on jednym w moich ukochanych słoneczek. 

Jedną z tych postaci, którą w mojej głowie miała swój własny głos, a każdy jej dialog pisał się niemal sam, bo pomimo tego, że nie istnieje, to dla mnie jest niezwykle żywy. 

Kochajcie moje dzieci, jak ja je kocham ♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top