43. I want your midnights
Siedzę na łóżku hotelowego pokoju w Beverly Hills, w telewizji leci gala rozdania nagród, a na komputerze na kolanach mam odpaloną konwersację z Rogalską, która jak co roku zawala nocki, by móc oglądać Złote Globy.
– Nie wierzę, że Cię tam nie ma – wzdycha moja przyjaciółka.
– Nie wierzę, że podejrzewasz mnie, chociaż o możliwość pójścia na taką imprezę i niedostania ataku paniki na wizji. To za wcześnie Bułko może za rok, może za pięć.
– Taka okazja... ja bym poszła, jakby chciał mnie zabrać. Przysięgam.
– Marian jest pierwsza w kolejce.
– Jak zawsze. Jak zawsze – mruczy pod nosem, dolewając sobie wina, a ja się uśmiecham.
– Mam sukienkę na Twoje wesele! – mówię entuzjastycznie. – Mogę Ci podlinkować filmik z Instagrama, poczekaj sekundę. – Przerzucam chwilę spam w telefonie i udostępniam jej materiał
– Zac Posen?! – woła, krztusząc się winem. – Rany, przecież jak przyjdziesz na mój ślub w sukience od Posena, nikt nie będzie patrzył na mnie.
– Wszyscy będą patrzeć na Ciebie. To Twój ślub, ja będę tą dziwną osobą, która będzie stała z boku i nikt nie będzie miał pojęcia, kim jestem.
– Przyjdziesz w sukience od Posena z Tomem. Nikt nie będzie zainteresowany moim ślubem – mówi, a ja słyszę, że panikuje, że zapędza się w swoim milionie różnych scenariuszy, z których nie spełni się żaden.
– Mam nie przychodzić? Czy mam przyjść sama? – pytam, a ona wzdycha głośno.
– Nie to miałam na myśli po prostu... to oszałamiające. Twoje życie jest teraz oszałamiające.
– Moje życie teraz to hotelowe pokoje – odpowiadam chłodno.
– Wszystko się układa?
– Tak. Zobaczymy, jak będzie jak wróci na plan chociaż mam wrażenie, że podchodzi do wszystkiego związanego z pracą z większym dystansem.
– Cieszę się, że do siebie wróciliście.
– Ja też. Nagroda dla Hugh! – wołam, włączając dźwięk w telewizorze, widzę przez chwilę Toma w czarnym smokingu i słucham mowy wygłaszanej przez jego przyjaciela.
– Jestem pod wrażeniem, jak mocno ten serial chwycił amerykańską publiczność – mówi Rogalska, a ja przytakuję, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Był świetny, nie ma co się dziwić.
– Oj zdecydowanie był... – mówi, przeciągając to słowo w charakterystyczny sposób z uśmiechem. – Jeszcze dwie kategorie i się okaże czy Tom dostanie nagrodę. Co w ogóle porabialiście ostatnie kilka dni?
– Mam być szczera? – pytam, a ona zaczyna się śmiać. – Tak właśnie. Nie wychodziliśmy praktycznie z mieszkania przez cały czas w Nowym Jorku, ale tak właśnie najlepiej działa nas związek. Jak jesteśmy tylko we dwoje, odkąd jesteśmy w LA, jest mi trudniej, ale nie jest dramatycznie.
– Tobie jest trudniej a jemu?
– Myślę, że Tom musi włożyć dużo wysiłku, by nie wymagać ode mnie za wiele, ale i tak jutro jemy lunch z całą ekipą, jak wszyscy odeśpią kaca.
– Przynajmniej na Instgramie już się z nim nie kryjesz.
– Nie ma sensu, wszyscy i tak o nas piszą, nie wyobrażasz sobie nawet co się tutaj dzieje, jeśli chodzi o dziennikarzy – mówię, robiąc pauzę na zjedzenie odrobiny chińszczyzny z pudełka.
– W ogóle czytałam książkę! Świetna jest! – woła podekscytowana Kaśka, gdy w telewizji zaczyna się przerwa reklamowa.
– Dziękuję. Szybko się uwinęli z korektą, naprawdę jestem w szoku.
– A jak kryminał?
– Dobrze. Uważam, że mam naprawdę nie najgorszy pomysł, próbuję pograć trochę wizja bohaterki. Próbuję zbudować kogoś, kto będzie nieślubnym dzieckiem Sherlocka i Jessiki Jones.
– Daj mi fragmenty.
– Jutro, muszę to przeczytać dla pewności jeszcze raz. Robisz coś z okazji finału WOŚP?
– Tylko aukcje Twoich programów i spotkania z nami podczas Twojej wizyty w kraju. W ogóle nie boisz się, że wykupi to spotkanie jakaś gnida z Pudelka?
– Sama nie wiem – odpowiadam, wzdychając cicho. – Jak tak to się zdziwi, że nie ma zamiaru ani słowem wspomnieć Toma.
– Teraz! – mówi nagle, przerywając mi, a ja znów patrzę w telewizor i widzę w nim mężczyznę mojego życia uśmiechającego się w ten czarujący filmowy sposób. Zupełnie nie mój sposób. A wtedy pada jego imię i nazwisko, idzie pewnie na scenę i zaczyna dziękować całej ekipie a później opowiadać o pracy dla UNICEF. A gdy już ma kończyć, podnosi jeszcze raz wzrok do kamery.
– Dziękuję jeszcze przede wszystkim światełku mojego życia. – słyszę pisk Rogalskiej, a Tom dodaje idealnie wyćwiczonym polskim. – Kocham Cię Asia.
– Maria. To Maria go tego nauczyła – mówię, zakrywając usta dłonią i zaczynam się śmiać ze szczęścia. Nagle gówno w mnie obchodzi obnoszenie się z naszym szczęściem. Jeden raz, przez dwie sekundy niech wszyscy patrzą, jak najprzystojniejszy mężczyzna świata wyznaję mi miłość w moim ojczystym języku.
– Ty naprawdę z nim jesteś... – mówi Kaśka, jak znów ściszę telewizor. – Tom Hiddleston naprawdę jest Twoim Thomasem, który kilka tygodni temu zafundował Ci piekło, by w sylwestra błagać Cię na kolanach o drugą szansę.
-Tak Sherlocku. Mówiłam Ci o tym od dawna.
– Co innego słuchanie przyjaciółki wariatki a co innego On. Mówiący po polsku, że Cię kocha. Na Złotych Globach.
– Tak. I będzie na Twoim weselu.
– O mój pieprzony boże On będzie na moim weselu! – piszczy, a ja widzę jej narzeczonego wchodzącego do środka pokoju, obrzuca spojrzeniem jej atak histerii i spogląda w kamerę.
– Co tam? – pyta najzwyczajniej w świecie, jakby Rogalska i jej histeria były dla niego chlebem powszednim.
– Całkiem spoko – odpowiadam z uśmiechem.
– Ona właśnie próbuje zaakceptować, że laureat Złotego Globa będzie na naszym weselu?
– Tak – mówię, a Krystian kręci jeszcze raz głową i wychodzi. Uśmiecham się lekko, kocham jego wyjebanie na cały świat. Jest złotym środkiem w porównaniu do nadmiernej ekscytacji mojej przyjaciółki. – Kaśka, ogarnij się w końcu.
– Już, przepraszam. Po prostu zaczynam się bać, że ktoś jeszcze się o tym dowie i hieny wbiją się na wesele robić zdjęcia...
– To powiedz Józefinie, by lepiej nie przychodziła. Ona od dawna sprzedaje do prasy w Polsce wszystkie gorące newsy na mój temat.
– Rozmawiałam z nią, nie będzie jej na panieńskim. Wiem, że nie czułabyś się komfortowo w jej obecności po tym wszystkim, ale na wesele muszę ją zaprosić. Niezależnie ile zła zrobiła Tobie, wobec mnie jest w porządku i mi pomaga, ile tylko jest w stanie – mówi spokojnie, a po chwili dodaje: – I nie mam opcji znalezienia teraz innego fotografa.
– Rozumiem. Będzie dobrze Bułko, będzie idealnie – mówię, nalewam sobie wino i unoszę je w stronę kamery, a ona robi dokładnie to samo.
Gala się kończy, Kaśka idzie pisać tekst na bloga z podsumowaniem rozdania, a ja włączam odcinek „New Girl", przypominając sobie, że urocza Zoe też śpiewa i będę miała czego słuchać, pisząc kolejne rozdziały. Koło drugiej w nocy kończę butelkę wina i lekko rozanielona przebieram piżamę na koronkową koszulkę, jak ma do mnie wrócić niedługo niech zastanie mnie jako najlepszą wersję, a nie w podkoszulku z superbohaterami.
Zanim zdążę zasnąć, słyszę pukanie, podrywam się z łóżka i otwieram mu drzwi. Tom stoi, opierając się nonszalancko o futrynę, ma rozwiązaną muchę, rozpiętą marynarkę, a w dłoni trzyma statuetkę.
– Dobry wieczór – mówi, a ja słyszę w jego głosie wszystkie wypite kieliszki szampana i szklanki whisky.
– Dobry wieczór. Zgubił się Pan?
– Tak, mogę wejść?
– Proszę bardzo, tylko szybko, zanim mój mąż wróci – odpowiadam i cofam się kilka kroków do korytarza, a on zatrzaskuje za sobą drzwi, odstawia statuetkę na podłogę i łapie mnie w ramiona całując namiętnie.
Ściąga z siebie marynarkę, a ja rozpinam pośpiesznie wszystkie guziki jego koszuli.
To jak rozpakowywanie prezentu świątecznego dla dużych dziewczynek.
Nie pozwala mi iść do łóżka, zamiast tego jego dłonie wsuwają się pod moją koszulkę i podnosi mnie do góry. Sadza mnie na stole, z którego spada pusta butelka po winie, sięga za mnie dłonią i zrzuca resztę przedmiotów na miękki dywan. Ściąga moje ramiączka i pochyla się, by przez chwilę pieścić ustami moje piersi, a ja odsuwam się i kładę na plecach na chłodnym drewnianym blacie. Rozpina pasek, patrząc mi prosto w oczy, z miłością, z pożądaniem z tymi wszystkimi uczuciami, których potrzebuję jak tlenu. Kładę stopy na jego ramionach, pozwalając mu w siebie wejść, głośno wzdychając, gdy to robi. Oboje jesteśmy pijani, oboje jesteśmy głośno i oboje dochodzimy szybko. Łapie mnie w ramiona jakbym nic nie warzyła i niesie do łóżka, gdzie zwijam się z głową na ramieniu i uśmiecham się, przesuwając dłonią po jego torsie.
– Kocham Cię Tom – mówię po polsku, a on się śmieje.
– Miałem wrażenie, że Ci się to spodoba. Cieszę się, że namówiłem Marie, żeby mi pomogła.
– Rzeczy, które knujesz z moją siostrą za moimi plecami, do tej pory mi się bardzo podobają.
– A Ty cholernie podobasz się mnie.
– Jesteś pijany Kotku – szepczę, śmiejąc się i całując jego szyję, przewraca się na bok i przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej.
– Mogę tak zasypiać do końca życia – mówi czule, wtulający twarz w moje włosy.
– Challenge accepted.
Rano budzi mnie jego melodyjny głos, gdy odbiera od obsługi naszą kawę i śniadanie, stawia tacę na środku łóżka, patrząc, jak przeciągam się delikatnie, siadając. Odrywam kawałek gofra i daję mu znak dłonią, żeby podał mi statuetkę.
– No co, wczoraj nie specjalnie dałeś mi możliwość, żebym ją obejrzała – śmieję się, na widok jego miny.
– Ty jesteś lepszą nagrodą – mówi, siadając obok mnie, a ja ważę w dłoniach globa, kładzie dłoń na moim kolanie, a ja sięgam po telefon i rzucam statuetkę gdzieś między tacę ze śniadaniem, a mój kubek z kawą i robię zdjęcie. Wrzucam je na Instagram z klasycznym hasztagiem #iwokeuplikethis.
– Dziś świat może mi zazdrościć – oświadczam, sięgając po kolejny kawałek tosta.
Czułam się świetnie, czułam się niepokonana, czułam się gotowa na każdy dzień, na każdy komentarz, na każdą chwilę rozłąki, gdy będzie w Wietnamie. Jednak wiedziałam, też, że jestem jak naćpana, naćpana tygodniem spędzonym w łóżku i kafejkach Nowego Jorku, a jak zaraz uderzy mnie szara, zimowa rzeczywistość Londynu, może być znacznie gorzej. Znałam siebie samą za dobrze, by uwierzyć, że tak będzie już zawsze, że nagle magia prawdziwej miłości mnie wyleczyła lepiej niż lata na terapii. Jednak życie to nie jedna z moich książek i potrzebowałam moich tabletek i... rzeczywistości.
Jednak jeszcze nie dziś, dziś jeszcze czekało nas jedno słodkie popołudnie eskapizmu w słonecznej Kalifornii w towarzystwie Hugh i Susany. Nie bałam się, chciałam iść na ten lunch, chciałam poznać aktora znanego z roli wrednego lekarza, który był jednym z najlepiej starzejących się mężczyzn na ziemi i genialną reżyserkę, która umiała sfilmować mojego mężczyznę tak, że był jeszcze przystojniejszy.
Bierzemy za długi prysznic, którego większa część wcale nie składa się z mycia, a z kolejnej próby okiełzania naszego pożądania, cóż, etap miesiąca miodowego jak to mówią. W końcu ubieram się w białą sukienkę w wisienki i jedziemy do restauracji, w której byliśmy umówieni. Jak tylko zajmujemy miejsce przy stole, moja natura od razu daje o sobie znać i piję mimozę, słuchając z uśmiechem opowieści o tym, co działo się wczoraj na bankiecie i cholernie cieszę się, że jednak wybrałam łóżko i Rogalską.
Nie próbuję zmuszać się do bycia kimś innym jak na Hawajach, staram się zachowywać tak, jak gdy poznałam Bena i siostry Toma w końcu to jest to, jaka jestem. Nie będę inna, nawet jak będę próbować.
On kochał mnie taką, jaką jestem, a co najważniejsze w końcu ja też byłam bliska tego, by pokochać samą siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top