31. Deep fears that the world would divide us

Cały piekielnie długi lot do Australii przesypiam utulona do snu przez końską dawkę leków uspokajających. Gdy ostatnie dni na Hawajach były dla mnie spełnieniem marzeń, wypełnionym jego uśmiechem, słońcem, drinkami z ludźmi przy których czułam się coraz swobodniej i białym piaskiem na plaży, tak już przy pakowaniu walizki było mi niedobrze. Tom chodził zdenerwowany przed spotkaniem w Sydney i chyba trochę tym, że lecę tam z nimi i może nie mówił tego wprost, ja wyczuwałam, że wymaga ode mnie... więcej. Koniec z potarganymi włosami i zwiewnymi sukienkami, a to wpędzało mnie w poczucie, że kolejny raz jestem jak nowy samochód, którym trzeba się pochwalić. A presja nie jest tym, co oddziałuje na mnie w jakikolwiek sposób pozytywnie.

Na lotnisku atakują nas dziennikarze, przekrzykują nasze imiona, a ja chowam zmęczone oczy za dużymi okularami przeciwsłonecznymi i z wymuszonym lekkim uśmiechem idę za nimi.

– Mark, Jeff i Tessa też już są, reszta obsady dojedzie dzisiaj. Jutro rano startujemy o dziesiątej w sali konferencyjnej, a jak skończycie, ma być impreza i następnego dnia spotkacie się koło południa. Dwie godzinki, w porywach do sześciu i o północy wylatujemy do domu – dyktuje z pamięci Luke, gdy jesteśmy już w hotelowej windzie. Zaraz po przekroczeniu progu pokoju, robię dokładnie to samo co ostatnio, czyli padam na łóżko, pozwalając im się krzątać, rozpakowując rzeczy.

– Idziemy coś zjeść? – pyta Luke, siadając obok mnie na łóżku.

– Ja odpadam – mruczę pod nosem, Tom słysząc to, wzdycha głośno, a jego manager wychodzi z pokoju bez słowa.

– Co się znów dzieje Kochanie? – pyta, kryjąc nieudolnie irytację.

– Jestem nieprzytomna ze zmęczenia, jest mi niedobrze po jedzeniu w samolocie i chciałabym zostać tu, gdzie jestem.

– Zjedz ze mną kolacje – mówi, całując moje ramię i wstaje po coś do walizki, z której wyjmuje moją prostą, granatową sukienkę w cytryny. – Możesz włożyć swoją głupią sukienkę.

Kiedy przed wyjazdem widział, jak ją pakowałam, stwierdził, że jest okropna i dlatego teraz, jego protekcjonalne pozwolenie, na ubranie się w to, w co mam ochotę, doprowadza mnie do szału.

– Dziękuję, że mam Twoją zgodę – warczę, wyciągając z bagażu lokówkę i kosmetyczkę – Dlaczego nie możemy zjeść w pokoju?

– Mam ochotę zjeść na dole?

– Dlaczego nie mogę iść w spodniach i podkoszulku?

– Na dole jest Mark i Tessa... – zaczyna, ale w końcu wzdycha ostentacyjnie. – Z resztą możesz iść, w czym chcesz.

– Nie lubię tego Thomas, nie podoba mi się, że decydujesz za mnie.

– Ty wymagasz ode mnie miliona rzeczy, a ja nie mogę od Ciebie niczego wymagać?

– Czego niby od Ciebie wymagam? Co jest dla Ciebie takie trudne? – pytam, spoglądając mu prosto w oczy, jednak Tom oczywiście, nie jest mi w stanie odpowiedzieć i tylko w milczeniu zaczyna zmieniać koszulę, a ja zatrzaskuję za sobą drzwi od łazienki.

Zaczynam się zastanawiać, gdzie podział się troskliwy mężczyzna, który nie chce robić z mojego życia cyrku? Czuję się trochę, jakby potrzebował dwóch zupełnie różnych kobiet, jednej spokojnej domatorki i drugiej, która byłaby królową bankietów.

Radlak! To praca! On też jest zmęczony, zdenerwowany... do tego chce zawsze być doskonały, w tym, co robi.

A ja ewidentnie mu tego nie ułatwiam. Ja i mój pieprzony bałagan.

Zrób coś dla niego, ubierz tę kieckę, sztuczny uśmiech i bądź błyskotką, bo inaczej go stracisz. Przecież potrafisz.

Kiedyś potrafiłam.

Spoglądam na siebie w lustrze i widząc swoją własną rezygnację, zaczynam podkręcać włosy, a kilkanaście minut później zapinam ostatni guzik na dekolcie i układam równo szerokie ramiączka sukienki.

– Wyglądasz jak milion dolarów – szepcze mi na ucho Tom, gdy jedziemy w dół windą. – Choć i tak marzę tylko o tym, by zdjąć z Ciebie tę okropną sukienkę.

Komentuję to lekkim uśmiechem i biorę jego dłoń, gdy ruszamy przez ogromną restaurację. Przy jedynym z większym stolików siedzą dwie kobiety i Mark Ruffalo. Wszyscy witają się jak starzy znajomi, a ja zaciskam mocno jedną dłoń, wbijać paznokcie w jej wnętrze, by ukryć zdenerwowanie. Tessa od razu odsuwa krzesło obok siebie, żebym nie myślała o zajęciu żadnego innego miejsca niż to, naprzeciwko żony Marka, Sunrise.

Tom zaczyna odpowiadać na pytania o podróż, o zdjęcia do „Konga" i o nasz związek, a ja w milczeniu zatapialne usta w kolejnym Cuba Libre, aż Tessa łapie mnie za rękę i śmieje się, gdy na nią spoglądam.

Dużo dotyku, za dużo jak na pierwsze spotkanie.

– Tommy zawsze mówi za was dwoje? – pyta, uśmiechając się trochę bezczelnie.

– Właściwie to tak, nie jestem dobra w small talku.

– I świetnie. Opowiedz mi, jak było na Hawajach – mówi, jakby była moją starą znajomą, a ja niepewnie zaczynam opowiadać o ostatnich kilku tygodniach i czuję się coraz swobodniej.

– Widzisz? Nie gryzę. I wiem, jakie to krępuje na początku. W „Westworld" musiałam ustawić po kątach Hopkinsa. To było wyzwanie i nie miałam do dyspozycji alkoholu jak Ty dziś.

– „Westworld"! – mówię z uśmiechem i znów spoglądam na Thompson. – Wiedziałam, że Cię skądś kojarzę. Miałaś świetna postać.

– Moja postać to suka – odpowiada Tessa, dolewając sobie wina. – Za to tu będę grała prawdziwego badassa.

– Czytałam scenariusz! Rany, uwielbiam Twoje wejście.

– Scenariusz to tylko drobne sugestie do tego, co ewentualnie znajdzie się ostatecznie w filmie. – Słyszę za swoimi plecami charakterystyczny akcent i doskonale wiem kto to, a po sekundzie na krzesło obok Sunrise opada mężczyzna ubrany w stary podkoszulek i jeansową kurtkę, ma kilkudniowy zarost, a jego ciemne potargane włosy są przetkane srebrnymi. – Witaj. Jestem Taika. Reżyser, scenarzysta, aktor...

– Wiem, kim jesteś – przerywam mu, uśmiechając się szeroko. – Miło Cię poznać, mów mi Joe – przedstawiam się, a on ściska moja dłoń nad stołem, gapiąc się na mnie z miną zaciekawionego pięciolatka – Jestem pisarką.

Tom wstaje, by się z nim przywitać i kiedy wyciąga rękę, Taika chwilę waha się, czy się podnieść ze swojej przesadnie wygodnej pozycji na krześle i ostatecznie tylko podaję mu dłoń. A ja śmieję się w sobie, widząc, jak nagle mój mężczyzna został kompletnie zbity z pantałyku, gdy przystojny Nowozelandczyk dominuje rozmowę w kilka sekund.

Dwadzieścia minut, tylko tyle potrzebuję, by włączyć się w rozmowę bez najmniejszego problemu, mam wrażenie, że Taika ma w sobie magnes, wyciągający z ludzi szaleństwo. Wszyscy żartują, przekrzykują się i przekomarzają, a atmosfera robi się jeszcze bardziej szalona, gdy dołącza do nas też Jeff, który zdaje się mieć kompletnie swój świat.

– Twój wywiad u Grahama Nortona, gdy wyłapałeś całus od Meryl Streep, jest absolutnie najsłodszą rzeczą, jaką widziałam – mówię do Marka, gdy ktoś wywleka temat Talk Show, a on zaczyna się śmiać.

– To jedyna kobieta, która mogła pocałować mojego męża bez uprzedzenia, a ja miałam z tego ubaw – odpowiada Sunrise.

– Ja jestem fanką tego, jak Benedict nie umie powiedzieć pingwin i nie ma pojęcia, jak nazywa się jego fandom – śmieje się Tessa, a ja jej przytakuję, sięgając po drinka.

– Poważnie boję się fanek Twojego faceta przy kręceniu tego filmu – mówi do mnie Taika, a Tom śmieje się nienaturalnie i obejmuje mnie ramieniem.

– Masz czego – wtrąca Mark, zanim zdążę się odezwać.

– Tak! – krzyczy Tessa. – Ta akcja po premierze!

– Jaka akcja po premierze? – pytam, spoglądając na Toma, a on wzrusza ramionami, udając, że nie ma pojęcia, o co chodzi.

– Mark jest cholernie miłym człowiekiem, nawet dla najbardziej upierdliwych ludzi – mówi jego żona, a on się uśmiecha zmieszany.

– Więc wsiadam do samochodu po premierze „Avengers" w Moskwie, a na tylne siedzenie wskakuje mi jakaś dziewczyna – zaczyna mówić Ruffalo. – Więc spokojnie zaczynam ją prosić, żeby wysiadła, że nic z tego nie będzie, że mam żonę i że naprawdę musi wysiąść. A ona idzie w zaparte, że nie, więc dalej spokojnym tonem proszę, by zniknęła...

– I wtedy dziewczyna wypala „nie mogę wysiąść, musisz mu przekazać mój list". Żebyście widzieli jego minę – wtrąca rozbawiona Sun

– Więc wciąż spokojnie pytam komu, o co chodzi. A ona odpowiada, że ma list dla Toma.

– Tak, a Mark momentalnie wydarł się „wynoś się z mojego samochodu". Nigdy wcześniej nie słyszałam, by na kogokolwiek nawrzeszczał.

– Po prostu mu zazdrościsz – mówię, śmiejąc się. – Totalnie jestem w stanie sobie to wyobrazić, obserwowałam jego stalkerki kilka miesięcy.

– Tak właśnie. Fanki – sarka Taika i momentalnie spoglądamy na siebie z uśmiechem, a do mnie dociera, że on mi kogoś przypomina. Jest jak bardziej szalona wersja kogoś, kogo znałam.

– Też mu zazdrościsz – śmieję się do niego.

– Czemu? Jestem przystojniejszy – odpowiada Waititi, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i parskamy śmiechem, gdy sięgam po kolejnego drinka.

Jakim cudem jestem dziś tak swobodna? Przecież powinnam się denerwować, powinno mnie skręcać na samą myśl o poznaniu nowych ludzi, nie mówiąc już o moim największym crushu, który dziś wziął mnie swoją obecnością całkowicie z zaskoczenia. A jednak bawię się dobrze, jakbym mentalnie cofnęła czas o kilka lat.

Karol. On jest jak Karol.

Tak samo bezczelnie pewny siebie dupek, będący zawsze w centrum uwagi przez samo to, że oddycha. Może, jest bardziej szalony, ale nadal w jego postawie jest wiele podobieństw. Dlatego czuję się tak swobodnie, bo już kiedyś go poznałam. Karol też miał talent do wyciągania ze mnie tego, co najlepsze, do nieakceptowania wielu rzeczy we mnie i popychania do bycia coraz lepszą.

To było już tak dawno temu, że zapomniałam jakie to uczucie. Nie bać się wśród ludzi.

– Jutro będą nominacje do Złotych Globów? – pyta ktoś, a ja wracam myślami do naszego stolika.

– W przeliczeniu stref czasowych, tu będą pojutrze rano – odpowiada Tom, a ja przypominam sobie, że będziemy je oglądać przy śniadaniu. Nie specjalnie rozmawialiśmy o tej gali, pamiętam, że wspomniał o nagrodzie dla Susanne za reżyserię, ale ja nawet nie drążyłam, czy on sam ma szansę na nagrodę. Zaczynam się denerwować na sama myśl o kolejnej kłótni i po prostu przysuwam się do niego bliżej i opieram mu głowę na ramieniu.

– Śpiąca? – pyta cicho, a ja lekko przytakuję i zaczynamy długi proces żegnania się na dziś i powrotu do pokoju. W wypełnionej lustrami windzie widzę moje własne zmęczone oczy i naprawdę czekam na powrót do Londynu. W pokoju od razu idę wyjrzeć przez okno na migoczące światła Sydney i uśmiecham się, robiąc zdjęcie i czując jego ramiona oplatające moją talię. Zabiera mi telefon, by zrobić nam zdjęcie i rzuca go na łóżko, a później pociąga moją sukienkę.

– Nie Tom, przestań, jestem śpiąca i wykończona.

– A jutro będziesz pijana – mówi, całując moją szyję, gdy moje ubranie leży już u jego stóp.

Naprawdę jestem zmęczona i gdzieś w środku poddenerwowana jakby oczekiwaniem na kolejną kłótnię, jednak mimo to, mimowolnie kładę się na łóżku i uśmiecham, obserwując, jak zdejmuje z siebie garnitur.

Kocha się ze mną, jakby próbował mi coś udowodnić, zna mnie, jest na tyle świadomy tego, co robi, że udaje mu się wykrzesać mój entuzjazm i kilkanaście minut później poduszka pod moją twarzą skutecznie tłumi moje westchnienia, gdy bierze mnie, jakbym należała tylko do niego. Choć właściwie tak właśnie jest, jestem jego, jak i kiedy tylko tego zapragnie. Przytula się do mnie i całuje, jakby to były przeprosiny.

– Jestem przez to wszystko cholernie zdenerwowany Joanne – szepcze, trzymając usta tuż przy moim czole. – Wszystko na raz, w jednej chwili, dwa filmy, nagrody, związek.

– Wolałbym, żebyś nie dodał teraz, że musisz z czegoś zrezygnować, bo za dobrze wiem, że za nic nie zrezygnujesz z pracy.

– Uprzedzałem Cię na samym początku, jaki fatalny ze mnie partner.

– To brzmi, jakbyś ze mną zrywał – mówię, czując, jakbym powoli się zapadła w tym okropnym przerażeniu.

– Nie. Kocham Cię, ale to jak wygląda moje życie i jaki mam charakter... Mam wrażenie, że wszystko, co się dzieje, wyładowuje się na Tobie. A dla całkiem normalnej osoby ten cyrk byłby nie do zniesienia.

– Wciąż brzmisz, jakbyś ze mną zrywał.

– Najbardziej na świecie chciałbym Cię chronić, ale nie możemy spędzić reszty życia w domu nad morzem... – szepcze znów, a jego głos rozrywa nie tylko ciszę naszego pokoju, ale przede wszystkim moje wnętrze. Siadam na łóżku, zmuszając go, by w bladym świetle nocnej lampki, spojrzał mi prosto w oczy.

– Dlaczego to robisz Tom? Dlaczego ze mną zrywasz?

– Nie zarywam z Tobą. Boję się o Ciebie, bo przeraża mnie, że to nie wyjdzie, to za jakiś czas rozstanie będzie jeszcze trudniejsze.

– Tchórzysz.

– Tak. Jeśli mam być szczery obecnie nic nie przeraża mnie tak mocno, jak wizja, że będziesz przeze mnie cierpieć.

– Ja też Cię kocham. I możemy tego się trzymać? – proszę cicho. – Wrócić na chwilę do domu, zamieszkać razem spędzić trochę czasu na telefonie i poczekać aż wszystko wróci do normy?

– Jesteś tego pewna?

– Tego, że Cię kocham? Bardziej niż jesteś sobie w stanie to wyobrazić Skarbie – mówię, biorąc jego twarz w dłonie i całuję go lekko.

Wiedziałam, że ten moment nadejdzie, że będę na kolanach błagać, żeby mnie nie zostawiał. Nie wiedziałam tylko, że zwątpi tak szybko.

Tom przyciąga mnie do siebie i wtula się we mnie, jakby rozpaczliwie próbował sobie uświadomić, że podjął dobrą decyzję. A ja doskonale wiem, że jeśli wątpi, to znaczy, że naprawdę jesteśmy coraz bliżej zakończenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top