27. I'm the one he's walking to
Zazwyczaj sama jego obecność mnie uspokaja, ale jeśli mam świadomość, że za kilka godzin czeka mnie ta część naszego związku, która wymaga opuszczenia mieszkania, zaczynam się denerwować. Dziś dość długo muszę sobie tłumaczyć, że to tylko teatr, że idziemy zobaczyć sztukę, o której marzyłam od dawna, z ludźmi, których lubię, których spotkałam dwa dni temu, w których domu piłam kawę, słuchając, jak Ben dogryza mi w swój klasyczny arogancki sposób. A jednak to nie jest łatwe, nawet jak skupiam cała swoją uwagę na zrobieniu preferencyjnych kresek eyelinerem i równym nałożeniu czerwonej szminki, co zazwyczaj w jakiś sposób pozwala mi się uspokoić.
Tom zamawia taksówkę, nie spuszczając wzroku z moich dłoni sprawnie wciągających pończochy, gdy siedzę na brzegu łóżka, odkłada komórkę i klęka przede mną. Jego dłonie wysuwają się pod moją sukienkę i spogląda mi prosto w oczy.
– Zawsze marzyłem o posiadaniu czegoś tak pięknego w zasięgu moich dłoni – mówi, gdy wysuwam stopę z czarnej szpilki i przeciągam nią po wewnętrznej części jego uda.
Chciał powiedzieć to w ten sposób, czy po prostu źle dobrał słowa? Mogłabym po prostu się uśmiechnąć, puszczając tę uwagę mimo uszu, ale nerwica znów bierze górę.
– Nie jestem drogim zegarkiem, żeby się mną chwalić.
– Nie. Jesteś najlepszą z kobiet i najlepszą z dziewczyn.
– Zbieramy się – zarządzam, a on patrzy na mnie pytająco. – Widok mnie w tej sukience odbiera Ci rozum.
– Przeszkadza Ci to?.
– Nie. Dopóki nie sprowadzasz mnie do roli drogiej ozdoby.
– Przesadzasz Kochanie – mruczy niezadowolony i zaczyna wiązać krawat, a ja pakuję torebkę.
Może ma rację, może przesadzam i jestem przewrażliwiona, ale rola najmodniejszego dodatku w tym sezonie, nie jest dla mnie, a czasem tak się czuję. A może po prostu wariuję od nadmiaru emocji? Dlaczego zawsze wyobrażam sobie najgorsze scenariusze? Powinnam, zamiast tego się zamknąć i przyjmować te głupie komplementy i prezenty.
W taksówce wyczuwam, że Tom nadal jest obrażony, zupełnie jak dziecko. Sięgam po jego dłoń i przesuwam się odrobinę bliżej, a on kręci tylko głową i całuje mnie w czoło.
– Kocham Cię – szepczę mu na ucho, a jego twarz rozpromienia już zupełnie szczery uśmiech.
Wychodzimy do teatru tylnym wejściem, nie chcąc, przedzierać się przez tłum innych widzów. W środku czeka na nas już Benedict z żoną, którzy uśmiechają się na mój widok. Tom zabiera mój płaszcz, a Sophie nachyla się, by pocałować mnie w policzek.
Uśmiecham się, kompletnie onieśmielona ilością bliskości, nawet jeśli dla wszystkich innych byłaby ona całkiem normalna. W końcu dwa dni temu bawiłam się z ich synem. Benedict stojąc za jej plecami, mierzy mnie wzrokiem od szpilek aż po czubek głowy ze swoim nieodłącznym kpiącym uśmiechem, a w końcu całuje mnie w rękę i kieruje się z moim mężczyzną do baru.
– Świetnie wyglądasz – mówi Sophie.
– Dziękuję. Piękna sukienka, czy ona ma kieszenie? – pytam, Hunter przytakuje mi w odpowiedzi, a ja nie mogę się powstrzymać przed wyciągnięciem ręki i dotknięciem czerwonego materiału. – Fenomenalna.
– Mogę Ci w domu podesłać adres projektantki.
– Nie sądzę, by było mnie stać, ale poproszę koniecznie. Za ile musimy iść na miejsca?
– Za około dziesięć minut, siedzimy w loży więc duża szansa, że uda nam się uniknąć ciekawskich spojrzeń.
Uśmiechamy się porozumiewawczo, a panowie dołączają do nas, Tom wręcza mi kieliszek wina i ruszamy po schodach na górę. Obsługa nas nie zatrzymuje, ale zauważam spojrzenie jednej z bileterek, gdy mija Benedicta, a on przewraca oczami, jak tylko dziewczyna znika za rogiem. Coraz bardziej kiełkuje we mnie myśl, że Ben naprawdę jest dupkiem, nie tylko takiego udaje.
Siadamy na swoich miejscach, a ja przeglądam program, słuchając ich rozmowy na temat przebudowy sceny w ciągu ostatnich kilku miesięcy letniej przerwy. Publiczność zaczyna zajmować miejsca, a ja kończę kieliszek wina, zauważam, jak jakaś dziewczyna mało subtelnie robi zdjęcie naszej loży, ale kilka minut później gasną światła i zaczyna się spektakl.
Gdy na scenie pojawia się Sir. Ken, Tom nachyla się do mnie, mówiąc o tym, że nie chce sobie nawet wyobrażać, jak moja Kaśka mi teraz zazdrości. Uśmiecham się, biorąc jego dłoń i kładąc sobie na kolanie. Głupio mi się przyznać przed Koriolanem i Hamletem w mojej loży, ale nie znam tej sztuki, więc pochłaniam ją jak zaczarowana, nie mogąc wyjść z podziwu.
W trakcie przerwy pijemy kolejne kieliszki wina i nie ruszamy się nigdzie, nie chcąc być zauważeni, choć kilka dziewczyn nie opuszcza swoich miejsc, patrząc na nas intensywniej, niż bym sobie tego życzyła.
– Czyli mogę, już mówić o Tobie Oficjalne Plany? – pyta Ben, gdy jego żona idzie do toalety, a Tom odnieść nasze kieliszki.
– Nie udawaj, że nie wiesz. Mówisz tak tylko po to, by mnie wkurzyć, a tak łatwo Ci to dziś nie wyjedzie – odpowiadam zaskoczona własną śmiałością.
– Może jednak będą z Ciebie ludzie.
– Chyba się zapominasz chłopczyku – sarkam, obracając się w jego stronę i doskonale rozumiem, co te miliony dziewczyn w nim widzą, w tym bezczelnym uśmiechu i ostrych rysach.
– Wiedziałem, że nie jesteś taka miła, na jaką wyglądasz.
– A ja wiedziałam, że nie zgrywasz dupka, tylko po prostu nim jesteś – odpowiadam, a on śmieje się i przesiada bliżej mnie.
– Tom to dobry facet, zasłużył sobie na kogoś niesamowitego Joanne, więc nie spierdol tego – mówi spokojnym tonem. – Jak na moje oko jesteś właściwą osobą, we właściwym czasie.
Patrzę na niego kompletnie zamurowana, a on tylko się uśmiecha i wraca na swoje miejsce, gdy przychodzi do nas z powrotem Sophie.
Jego najlepszy przyjaciel sądzi, że jestem właściwa.
Sherlock pieprzony Holmes uważa, że jestem wystarczająca.
Powinnam zapisać sobie tę chwilę w mózgu na wypadek każdego kolejnego ataku paniki. Jak tarczę przeciwko każdej niepewności, przeciw każdej chwili, gdy nie lubię samej siebie. Tom obejmuje mnie ramieniem i wtedy orientuje się, że właśnie wrócił i zaraz zacznie się drugi akt.
Gdy sztuka dobiega końca, uciekamy z loży, jeszcze jak trwają oklaski i z pomocą jednej z pracownic błyskawicznie przemykamy za kulisy, gdzie czeka na nas więcej alkoholu i jeden długi stół zastawiony przystawkami i butelkami. Poza naszą czwórką są też inne bliższe i dalsze obsadzie osoby, zajmujemy miejsca w gwarze wesołych rozmów i nawet nie zauważam, kiedy kilka krzesełek dalej siada Judi Dench, a Kenneth przychodzi, przywitać się z nami.
Nie zawsze zgadzam się z Kaśką, ale w jednym muszę jej przyznać rację, Ken z wiekiem dalej był cholernie przystojny.
Tonę w alkoholu, zagadana przez tych wszystkich zdolnych ludzi wokół mnie i wtedy wpadam na pewien pomysł.
– Tom mogę mieć bardzo głupią prośbę? – pytam, a on od razu się do mnie uśmiecha. – Czy mogę prosić Cię o zebranie autografów od obsady na naszych programach. Wystawię je z Rogalską na akcję charytatywną.
– Jasne, Ken! Moja dziewczyna ma do Ciebie sprawę. Podpisalibyście się na programie?
– Fanka, jakie to urocze – śmieje się ze mnie Ben, gdy Kenneth bierze nasze programy i długopis.
– Uwierzysz lub nie, ale mamy w Polsce dużo lepszą i większą akcję niż wasze Red Nose Day i mam zamiar sprzedać je na szczytny cel za dużo kasy.
– Na co zbieracie? To brzmi bardzo ciekawie – mówi pani Dench, a ja siadam koło niej i zaczynam pokazywać jej zdjęcia z finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
– Zazwyczaj na leczenie niemowląt, badania słuchu, wyposażenie karetek, ale w ciągu ostatnich lat też na oddziały geriatryczne. Służba zdrowia to ciężki temat u mnie w kraju.
– Działasz dla tej fundacji od dawna? – pyta żona Kena, zaglądając mi przez ramię
– To taka zbiórka narodowa wiec dorzucam się zawsze, ale prawie sześć lat działałam dla nich aktywnie jako koordynator wolontariatu.
– Masz rację, z tym że to przerasta trochę rozmiarem Red Nose Day. Tyle organizacji... – wzdycha Sophie, gdy pokazuję jej zdjęcia światełka do nieba.
Unoszę wzrok, by spojrzeć na Toma i widzę, jak robi mi zdjęcia w towarzystwie obsady, gdy odpowiadam na kolejne pytania o naszą największą zadymę w trakcie zimy. Jak wracam na swoje miejsce obok mojego mężczyzny, ściskam programy jak skarb narodowy, a on całuje mnie w policzek i wyciąga rękę, by zrobić nam zdjęcie, ale Ben wstaje i robi nam je swoim telefonem.
– Masz – mówi, wysyłając je do Toma. – Będziesz miał, na co popatrzeć na Hawajach.
– Właściwie lecimy razem – opowiada Hiddleston, obejmując mnie i zaczyna opowiadać komuś, co teraz kręci i o pracy z Brie. Pije musujące wino, słuchając, jak mówi, jestem całkowicie zakochana w jego głosie, w cieple jakie się w nim kryje i tym o czym mówi. Nigdy nie spotkałam drugiego mężczyzny, który wypowiadałby się tak inteligentnie, nawet jeśli opowiada o mojej przyjaciółce.
O słodki Thorze! On opowiada Kenowi o Kaśce!
– To zabawne, zazwyczaj nie miewam już aż takich fanek w ostatnich latach – odpowiada sir Kenneth, a Ben się śmieje.
– Przywykniesz!
– Właściwie jak chcesz, mogę Ci dla niej coś napisać – mówi Ken, patrząc na mnie i sięgając po kolejny program.
– Jak to nie będzie zakaz zbliżania się, to jasne, poproszę – odpowiadam z uśmiechem.
– Napisz, by znalazła sobie męża....
– Wychodzi za mąż w maju Sherlocku – sarkam bez namysłu, uśmiechając się bezczelnie do Bena. Wiem, że to alkohol dodaje mi dziś animuszu, ale nie mogę się powstrzymać. To jak cholerna karuzela, ale musiałam wykorzystać, że dziś jestem na górze.
Wychodzimy kilka godzin później, czuję się kompletnie pijana, ale musiałam uczcić to, że bawię się dobrze, bez ani momentu zwątpienia. Przed wyjściem z teatru czeka mała grupka dziewczyn, która od razu robi się mocno poruszona na nasz widok.
– Część Tom! – wołają wesoło, a on się uśmiecha.
– Dobry wieczór drogie Panie – odpowiada, spoglądając na nie.
– Jak spektakl? Można zdjęcie? – przekrzykują się podekscytowane.
– Złapie taksówkę Kochanie – mówię, dając mu znać, że nie mam nic przeciwko. Podchodzę do krawężnika i podnoszę rękę do góry, widząc nadjeżdżające samochody, pierwsza się nie zatrzymuje i zauważam paparazzie po długiej stronie ulicy. Obiektyw aparatu jest wycelowany prosto we mnie, więc uśmiecham się lekko i drugi raz podnoszę rękę i tym razem taksówka jedzie w naszą stronę.
– Już idę Joanne. – woła do mnie Tom, uśmiechając się do dziewczyn. – Dobranoc.
– Były straszenie miłe. – Zauważam, gdy siedzimy już w samochodzie.
– Zazwyczaj takie są.
– To znaczy, były miłe jak na dziewczyny, które większość nocy spędziły na chodniku pod teatrem, licząc, że wszyscy są tacy uprzejmi jak Ty.
– Kocham Cię Joanne – mówi nagle, zaczynając całować moją szyję. – Byłaś dziś fenomenalna, jakby ktoś podmienił mi dziewczyny.
– Odpowiednia ilość Szekspira i wina – śmieje się cicho, kręci mi się w głowie i bardzo boję się, że przesadziłam z tą ilością alkoholu.
– Pasja, z jaką opowiadałaś o wolontariacie... nie znałem Cię od tej strony.
– Przestałam działać aktywnie, jak wszystko z Karolem się nie udało – odpowiadam spokojnie, poluźniając mu krawat.
– Ten związek zabrał Ci bardzo dużo.
– Owszem, ale wcześniej dał mi jeszcze więcej. Jak o tym myślę, nie jestem w stanie uwierzyć jakie rzeczy robiłam, gdzie byłam i ile... mogłam.
Widzę, jak wyraz jego oczu się zmienia i rozumiem, że nie powinnam poruszać tematu Karola w tym świetle, powinnam teraz się zamknąć, ale nie uważam, że umniejszanie jego roli w moim życiu będzie fair. Niezależnie jak mnie skrzywdził, miał wielki wkład w moją karierę i relację ze światem.
– To już na pewno zamknięty rozdział? – pyta Tom, odsuwając się lekko.
– Jesteś zazdrosny?
– Nie zadawaj głupich pytań.
– Kochałam go, ale to nie jest nawet jedna tysięczna tego, jak mocno kocham Ciebie.
Odpowiadam, ściskając jego dłoń splecioną z moją, a przez jego twarz przebiega uśmiech i wiem, że niczego na świecie nie będę kochać tak jak jego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top