17. But I think that it's best if we both stay

Stoję przed lustrem i próbuję zrobić sobie zdjęcie, które z każdym kolejnym ujęciem podoba mi się mniej. Światło dzienne znikło dawno temu, a lampa w moim pokoju daje  mocno zimną poświatę, która nie sprzyja mojej bladej skórze. W końcu próbuję ostatni raz i się poddaję, jest ok, nie będzie lepiej. Nigdy nie będę wyglądać jak Jessica Chastain, jestem niższa, okrąglejsza w biodrach i moje włosy to czarne kłębowisko nietoperzy, ale powinnam to akceptować. Jak wiele innych rzeczy w sobie. Wysyłam zdjęcie do Toma, pomimo tego, że od dwudziestu godzin nie odezwał się ani słowem. Wiedziałam, że jest zajęty, ale liczyłam trochę, że zdjęcie w koronkowej koszuli nocnej, którą mi przysłał kurierem, będzie odpowiednią motywacją do rzucenia wszystkiego i odpisania.

Jeszcze raz spoglądam na siebie w lustrze, wyglądam w niej idealnie, ale zdecydowanie widziałam, że nie kupił jej po to, bym w niej spała, tylko po to, by ją ze mnie zdjąć. A sama myśl o jego dłoniach wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Przebieram się w normalną piżamę, leginsy z logiem ramones i wyciągnięty męski podkoszulek ze znaczkiem Supermana. Wiem, że nie ma sensu czekać na odpowiedź, bo nie dostaje nawet raportu, że odczytał wiadomość. Dla pewności sprawdzam telefon jeszcze raz po wyjściu z łazienki i idę spać, tylko po to by kilka godzin później obudził mnie dzwonek do drzwi.

Nie miewam gości.
A już na pewno nie takich o drugiej w nocy.
Może się pali?
Może sąsiedzi mają problem z dzieckiem?
Pękła rura w łazience i ich zalewasz?

Podchodzę niepewnie do drzwi i wyglądam przez wizjer, ale jedyne co widzę to oślepiające światło korytarza i jednego słonecznika, który zasłania wszystko. Otwieram lekko drzwi, nie zdejmując łańcucha, a za kwiatami pojawia się najpiękniejszy uśmiech świata.

– Zobaczyłem to zdjęcie i rzuciłem wszystko, żeby przylecieć do Ciebie – mówi Tom, uśmiechając się.

– Kłamca – śmieję się, zamykając drzwi i zdejmując łańcuch, Tom wręcza mi kwiaty, które rzucam na podłogę i wskakuje mu w ramiona. Od razu mnie podnosi i sadza na szafce kuchennej kilka kroków dalej.

– Liczyłem, że wciąż będziesz mieć ją na sobie.

– Zamknij się – odpowiadam, ściągając z siebie koszulkę i zaczynam nierówną walkę z guzikami jego koszuli, kiedy on próbuje rozsznurować moje spodenki.

Kilka pocałunków później, siedzę przed nim całkiem naga, dziękując sobie samej, że ogoliłam wieczorem nogi. Jego dłonie zaciskają się na moich biodrach, gdy przesuwa mnie na sam brzeg i bez zbędnej gry wstępnej wchodzi we mnie zdecydowanie, a z naszych ust wydobywa się niemal jednoczesne westchnienie. Uśmiechamy się do siebie, patrząc sobie w oczy i oboje jesteśmy doskonale świadomi tego, jak mocno za sobą tęskniliśmy. Obejmuję go mocno nogami, krzyżując je na jego zgrabnym tyłku i wzdycham przy każdym jego ruchu. Szafka pode mną wydaje niepewne skrzypnięcia, które skutecznie wytrącają nas z rytmu, nawet mimo całego kipiącego między nami pożądania i w końcu przenosimy się do łóżka. Akurat dziś, kiedy to całe zaskoczenie jego przejazdem potęguje to, jak bardzo go pragnę, muszę być cicho, bo każde nasze głośniejsze wytchnienie, będzie słychać u wszystkich moich sąsiadów. Tom kładzie mnie na materac, gdzie od razu przewracam się na brzuch i tłumię jęki w poduszkach pod moją twarzą, gdy bierze mnie od tyłu.
Kończy, zagryzając zęby na mojej łopatce, by samemu być cicho i opada obok mnie na materac.

– Co tu robisz? – pytam, przytulając się do niego, gdy próbuje uspokoić oddech, spogląda na mnie i uśmiecha się szeroko.

– Mam trzy dni przerwy więc...

– Więc postanowiłeś połowę tego czasu spędzić w samolocie.

– Tak. Bo drugą połowę spędzę z Tobą – odpowiada, nachylając się, by obsypać moje ramię pocałunkami.

– Chyba w moim łóżku.

– Zdziwisz się. Idź pod prysznic.

– Nie idziesz ze mną? – pytam, przytulając się do niego.

– Nie, brałem prysznic w domu godzinę temu, nie przyjechałem prosto z lotniska, musiałem zabrać samochód.

– Mogłeś wsiąść w taksówkę – odpowiadam, niechętnie podnosząc się z materaca, wstawiam kwiaty do wysokiej szklanki i kręcę się w poszukiwaniu szlafroka, doskonałe zdając sobie sprawę z tego, że nie spuszcza wzroku z moich pośladków.

– Masz gdzieś tę małą torbę, w której ostatnio miałaś u mnie? – pyta, a ja posyłam mu pytające spojrzenie, ale otwieram szafę i wskazuję bez słowa na dolną półkę, nie wydając się w szczegóły.
Gdy wracam spod prysznica, widzę, że Tom jest już ubrany i pakuje moje swetry do wskazanej wcześniej torby.

– Możesz mi wyjaśnić, co robisz?

– Porywam Cię, ale jestem na tyle miłym porywaczem, że najpierw spakuje Ci rzeczy – odpowiada ze swoim zawadiackim uśmiechem.

– Nie wiesz nawet, co lubię nosić.

– Dlatego wybieram to, co mi się podoba – mówi, jakby to była największa oczywistość, we wszechświecie.

– Czyli nie zabierzesz mi piżamy?

– Absolutnie nie ma takiej opcji – śmieje się, a on wskazuję mi pudełko na stole. – Kupiłem Ci coś.

– Najpierw sama skończę się pakować, a później zignoruję prezent od Ciebie – mruczę, przepychając go z dala od mojej torby.

Wymieniam spodnie na takie, w których nie wyglądam jak w worku i sweter z powyciąganego ze starości na taki, u którego jest to celowe. Dopakowuje też kosmetyczkę, tabletki i bieliznę, a Tom w końcu wciska i mi pudełko, czekając z niecierpliwością, aż się nim zainteresuję. Wzdycham niemal ostentacyjnie, ale otwieram je i znajduję w środku zegarek tej samej firmy co ten jego, były prawie identyczne, tylko mój miał mniejszą tarczę.

– Czuję się jak kiepski mąż, przywożąc Ci prezent kupiony na lotnisku – mówi, a ja kręcę głową.

– Nie rób mi takich prezentów Tom. Kwiaty i wino są naprawdę wystarczające, a poza tym nie noszę zegarka – szepczę, nie chcąc nawet myśleć o cenie tego podarunku. – Mówiłam Ci już, gesty nie pieniądze.

– Nosisz mój zegarek, jak mnie tu nie ma. A ja wiem, jak łatwo można się przyzwyczaić do prostszych rzeczy, więc masz ten, a ja mam swój – odpowiada, pokazując mi nadgarstek, na którym jest zegarek, który dotąd leżał na mojej szafce nocnej. – Ubieraj się i wychodzimy.

– Jest po trzeciej Tom, dokąd się zbieramy?

– Wiem, która jest godzina. Doskonała do testowania Twoich umiejętności za kółkiem – mówi, uśmiechając się, a ja wciągam na siebie wełnianą spódnicę do kolan i sweter.

Otwiera przede mną drzwi, jak tylko kończę wiązać oficerki. Na dworze jest diabelnie zimno, wieje silny wiatr, a mżawka momentalnie osiada na jego okularach w kwadratowych oprawkach. Siadam za kierownicą i czuję się podekscytowana, lubię prowadzić, lubię samochody, ale niestety żaden mężczyzna w moim życiu nie ufał mi na tyle, by dać mi kierować bez seksistowskich żarcików.

– Jak sobie radzisz z nawigacją? – pyta Tom, bawiąc się ustawieniami z siedzenia pasażera.

– Jak na mnie krzyczy to dobrze, dogadujemy się.

– Tylko się nie denerwuj, nic złego się nie stanie – mówi ciepłym tonem, a ja odpalam silnik.

– Chyba że rozbiję auto za kilkuset tysięcy funtów.... czy możesz puścić muzykę? Pomaga mi się skupić.

– Daj komórkę – prosi, a ja wskazuję mu na swoją torebkę, w kilka minut konfiguruję mój telefon z autem i puszcza jakąś moją pierwszą lepszą playlistę.

Brawo Radlak. Zaraz wyskoczy My Chemical Romance, a ty spalisz się ze wstydu. Zamiast tego na jako takie szczęście leci Beyonce i piosenka z pierwszej części „Fifty Shades of Grey".

– Myślałem, że nie lubisz tego filmu – zauważa Tom, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.

– Filmu nie, książki nie znoszę, ale ścieżka dźwiękowa to mistrzostwo świata – opowiadam i zaczynam śpiewać pod nosem, próbując skupić się na nawigacji i kierownicy po złej stronie, a on mnie obserwuje, uśmiechając się.

When you leave, I'm begging you not to go
Call your name two or three times in a row

– Bohaterowie Twojej książki często to robią. Śpiewają prowadząc....

– Tak i chodzą na karaoke, którego nie znoszę – przerywam mu, zanim coś doda.

– A jednak śpiewasz, prowadząc.

– Bo tu nie słyszy mnie nikt poza Tobą. Poza tym mówiłam Ci już, o sprzedawaniu dużego kłamstwa wplatając w nie małe. Nigdy nie robiłam większości rzeczy, o których piszę.

– A chciałbyś spróbować? – pyta, uśmiechając się do mnie wrednie, a ja zaczynam się śmiać. Wiem, że ma na myśli seks.

– Jasne – odpowiadam, uśmiechając się triumfalnie i przerzucając piosenki w odtwarzaczu, aż w końcu trafiam na Imigrant Song Led Zeppelin. – Ten kawałek jest Twój, śpiewaj. Będę Ci wtórować.

– Jesteś niemożliwa – mówi, kładąc mi dłoń na udzie, ale zaczyna śpiewać refren razem z wokalistą.

– Powinni w końcu użyć tej piosenki w „Thorze" – wtrącam, gdy kawałek się kończy. – To najlepsza piosenka o wikingach i tak się marnuje.

– Powinniśmy się rozstać. To znaczy zostać tylko przyjaciółmi – mówi nagle Tom, jego ton robi się niezwykle chłodny, a mój żołądek się zaciska. Czy spakowałam leki? Czy jak teraz zatrzymam samochód, to ile będę musiała czekać na metro? – Zakocham się w Tobie jak wariat, a ty i tak mnie zostawisz dla Taiki Waititi. jak tylko się poznacie. Najwyraźniej jesteście dla siebie stworzeni.

– O czym Ty pleciesz? – pytam, słysząc swój własny drżący głos. Tom zaczyna się śmiać, a ja wiem, że zaraz go zniszczę za takie żarty.

– Nie zgadniesz, pod jaką piosenkę Taika zmontował filmik koncepcyjny do nowej części.

– Nie.

– Tak.

– Masz rację. Powinniśmy się rozstać – sarkam, zatrzymując się na światłach przed wjazdem na autostradę i nachylam się, by go pocałować tak długo, aż światło zmieni się na zielone.

– To Twoje najczęściej odtwarzane utwory? – pyta. – Masz naprawdę szerokie spektrum upodobań.

– Mam milion piosenek na milion nastrojów i okazji.

– Piosenka do prowadzenia? Taka, która włączysz i śpiewasz na całe gardło, łamiąc przepisy.

– Halestorm Don't know how to stop – odpowiadam, a on przytakuje mi i znajduje wspomniany kawałek.

– To wiesz, że możesz przyspieszyć. Mamy pustą drogę, a to auto trochę potrafi – zachęca mnie. Ze wzrastającym poziomem adrenaliny dociskam lekko pedał gazu, a auto zrywa się jak spuszczone ze smyczy, a ja piszczę radośnie – I śpiewaj.

– Nie umiem śpiewać!

– I co z tego. Przecież się mnie nie wstydzisz.

And Don't be scared of how good it feels
Tell me how good it feels

Tom zaczyna śpiewać, wystukując rytm dłonią o moje udo, a ja czuję się, jakbyśmy mieli po szesnaście lat, a nie mieli średnio około trzydziestki. Biorę wdech i zaczynam mu wtórować, wybucha śmiechem, ale nie ze mnie. Cieszy się z każdego mojego pokonanego lęku.
Mam ochotę krzyczeć, jak bardzo go uwielbiam. Jak cholernie przyzwyczaiłam się do dźwięku jego głosu, do jego zapachu, dotyku i tego, jaką sprawiał, że się przy nim stawałam. Czułam się przy nim kompletna.

Byłam przy nim w całości, nawet z moimi paranojami, nerwicą i niepewnością.

Widzę kątem oka, jak sięga po telefon, kładzie dłoń na mojej na drążku zmiany biegów i robi zdjęcie, a później uśmiecha się na widok jakiegoś oznaczenia na nawigacji.

– Za pięć kilometrów jest zjazd, zatrzymaj się tam, kupimy kawę i Cię zmienię.

– Już masz dość mojego prowadzenia? – pytam, uśmiechając się.

– Prowadzisz świetnie, tylko wolno. Do Eastbourne mamy jeszcze półtorej godziny, a to za długo.

– Thomas jadę prawie setką!

– Wiem, mówię, że jedziesz za wolno, a od Eastbourne też jest jeszcze kawałek drogi.

– Czy my się z kimś ściągamy? – sarkam, a on uśmiecha się do mnie bezczelnie.

– Tak Kochanie. Z Bogiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top