Rozdział pierwszy - Papier, Kamień, Nożyce

– Opowiedz mi o tym. – Męski głos rozbrzmiał oschle w prawie pustym pokoju. Mężczyzna trzymał w dłoni małą, fioletowa broszkę z białymi kawałkami materiału imitującymi skrzydła. Tuż nad biżuteria unosiła się mała postać w fioletowym kolorze o wielkich, przerażonych swym położeniem oczach.

– Dobrze Panie. – Szepnął lękliwie. – Wiele wieków temu powstały magiczne biżuterie - Miracula. – Mężczyzna przewrócił oczyma, słysząc nazwę broszki, którą trzymał w dłoni. Schował ja do kieszeni, a spod marynarki wyjął srebrny medalion. – Od lat, wiele ludzi używało ich dla dobra ludzkości. A dwa z nich, mają o wiele większą moc, niż pozostałe. Mam tu na myśli kolczyki stworzenia oraz pierścień destrukcji. – Stworzonko na chwile przerwało, ale widząc zimny wzrok nowego właściciela wznowiło opowieść. – Według legendy, ten kto je połączy, zdobędzie władzę absolutną oraz możliwość spełniania życzeń.

– Potrzebuję tej władzy. – Szepnął mężczyzna ni to do siebie, ni to do stworzenia. Pogładził delikatnie zdjęcie pięknej blondynki znajdujące się w srebrnym medalionie, po czym zamknął je i schował do wewnętrznej kieszeni marynarki. – Muszę zdobyć te Miracula.

– Ale nikt nie wie, gdzie one są, Panie. – Odpowiedziało stworzenie.

– W tym celu mam ciebie, Nooroo. – Odpowiedział oschle, pomimo że na jego twarzy malował się uśmiech. – Powiedz mi jeszcze raz jaka jest twoja moc. – Stworzonko niepewnie przełknęło ślinę, świadome, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

– Broszka Ćmy daje moc obdarzenia kogoś o wystarczająco silnych, dobrych emocjach jakąś mocą oraz pozwala uczynić tą osobę twoim podwładnym. – Odpowiedziało lękliwie stworzonko, widząc poszerzający się uśmiech swego Pana.

– Widzisz Nooroo, wiesz jak najłatwiej ściągnąć superbohatera? – Zapytał go mężczyzna. – Dając im złoczyńcę – Odpowiedział, nie czekając na żadną reakcję ze strony stworzonka.

– Panie... – Szepnął lękliwie Nooroo. – Miracula nie powinny być wykorzystywane do złych celów. – Skulił się w sobie, widząc zimny i bezwzględny wzrok właściciela.

– Potrzebuję tej władzy! – Warknął. – A ty jesteś teraz w moich rękach, co wiąże się z tym, że jesteś mi posłuszny.

– Tak, Panie... – Westchnął Nooroo już bez strachu, lecz czując porażkę. Mężczyzna założył broszkę do butonierki i wyprostował się dumnie.

– Transformacja. – Rozkazał, a małe stworzonko zostało wessane w miraculum. Strój mężczyzny się zmienił. Miał na sobie prosty czarny garnitur z fioletową podszewką, krawatem oraz chusteczką wystającą z kieszonki. Jego całą twarz, prócz ust, okalała maska. W dłoni trzymał laskę z okrągłym uchwytem. Po pociągnięciu za nią, rozdzielił ją na dwie części, tworząc miecz. Uśmiechnął się do siebie, czując, że wygrana jest w zasięgu ręki.

***

W pudełku do zapałek spało sobie smacznie, bardzo podobne do Nooroo, zielone stworzonko, dopóki nie obudziło go nagłe przeczucie. Wiedziało, że musi natychmiast powiedzieć o tym swemu mistrzowi. Przerażone zerwało się ze swojej kryjówki tuż zza starego zegara i podleciało do medytującego starca w zwiewnej, lnianej koszuli. Delikatnie usiadło mu na ramieniu, wiedząc, jak ważne jest powolne wybudzanie się z letargu. Fu kilka razy wziął głębszy oddech oraz wypuścił powietrze, po czym otworzył oczy i spojrzał na stworzonko.

– Mistrzu, poczułem aurę Miraculum Ćmy. – Powiedziało niezwykle przejęte. – Bardzo negatywną aurę. Martwię się, że trafiło w złe ręce. – Dodał zmartwiony.

– Musimy znaleźć Nooroo i jego miraculum – uznał Mistrz po chwili namysłu. Wstał, aby podejść do starego zegara ściennego. – Nawet nie chcę myśleć, ile zła może spaść na ten świat, jeśli Nooroo faktycznie wpadł w złe ręce... Jednak Wayzz, ja jestem na to za stary. – Stwierdził, zdejmując urządzenie ze ściany, pokazując w ten sposób sejf ścienny. Przyłożył palec, aby maszyna go zeskanowała. – Sam nie dam sobie rady i trzeba wiedzieć, kiedy należy wezwać pomoc. – Wyjął z kryjówki pięknie zdobioną szkatułkę i położył ją na stoliku.

***

Marinette nie lubiła wstawać tak wcześnie. Kiedy zadzwonił dzwonek w telefonie, na początku chciała go zignorować. Niestety wołający ją z dołu głos mamy, nie pozwolił na to.

– Mari, wstawaj, bo spóźnisz się w pierwszy dzień! – Krzyczała Sabinę do swojej jedynej córki, a nastolatka, chcąc nie chcąc wstała i wyłączyła budzik.

– Wstałam! – Odpowiedziała mamie, aby ta przestała krzyczeć. Przed zejściem szybko przemyła twarz w umywalce, która znajdowała się w jej pokoju, po czym związała włosy w dwa opadające miękko na jej ramiona kitki. – Idę, idę. – Dodała, schodząc ze swojego pokoju na poddaszu do obszernego salonu z otwartą kuchnią. Przywitała mamę, krótkim całusem w głowę. Chociaż nadal była najniższa w klasie, to i tak przewyższała swoją malutką mamę o głowę.

– Masz śniadanie na blacie. – Powiedziała kobieta z uśmiechem, wracając do kawy. Marinette uśmiechnęła się delikatnie, po czym westchnęła udręczona.

– Zobaczysz, znów trafię na Chloe. – Jęknęła, a mama dziewczyny się zaśmiała.

– Po czterech latach w collège? – Zapytała z niedowierzaniem.

– Jakbyś nie znała mojego szczęścia... a raczej nieszczęścia – Mruknęła pod nosem i nalała sobie mleka do miski.

– Nie martw się, to nowy rok. – Stwierdziła Sabine. – Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. – Marinette uśmiechnęła się do kobiety z nadzieją, a następnie sięgnęła po pudełko z płatkami. Kiedy cofnęła rękę, przez przypadek uderzyła miskę i całą zawartość wylała na siebie. Spojrzała na ubrudzoną mlekiem piżamę i westchnęła ciężko, po czym z wdzięcznością przyjęła ręcznik od mamy.

Po śniadaniu ubrała na siebie białą, zawiązywaną pod biustem, koronkową sukienkę przed kolano, którą sama uszyła. Odebrała od ojca makaroniki, za które podziękowała mu krótkim całusem w policzek. Po wyjściu ruszyła w stronę nowego liceum. Kiedy zatrzymała się na czerwonym świetle, ostatni raz spojrzała za siebie, by uśmiechnąć się do zaprojektowanego przez siebie logo piekarni. Po ponownym odwróceniu się w stronę przejścia, z zaskoczeniem odkryła, że środkiem chodnika szedł sobie niski staruszek, nie zważając na nadjeżdżającego czerwonego opla. Dziewczyna odrzuciła na bok makaroniki i pobiegła się na pasy. Rzuciła się na staruszka, łapiąc go w ramiona wskoczyła na chodnik, dość mocno się obijając.

– Bardzo przepraszam. – Szepnął mężczyzna. – Nic ci się nie stało?

– Czy panu nic się nie stało? – Zignorowała pytania starca. – Czemu wszedł pan na czerwonym?

– Wydawało mi się, że już jest zielone, naprawdę bardzo przepraszam. Zamortyzowałaś mój upadek, więc nic mi nie jest. – Powiedział, po czym spojrzał na dziewczynę. – Szkoda tylko sukienki. I ciastek.

– Nic się nie stało, ważne, że panu nic nie jest. To on jechał jak cham. Z takiej odległości, chyba już powinien Pana zobaczyć. – Mruknęła.

Gdy tylko włączyło się zielone światło, oboje podeszli do opakowania z makaronikami i dziewczyna je otworzyła. – No cóż, kilka jest do wyrzucenia, ale tak to da się zjeść. Proszę się poczęstować. – Powiedziała, podając mu ciastka. Gdy ten wziął kawałek, pożegnali się, a dziewczyna pobiegła do sali.

– Dzień dobry. – Przywitała się z nauczycielką, która akurat weszła wraz z nią do pomieszczenia, po czym usiadła w drugiej ławce. Wychowawczyni rozejrzała się po sali i spojrzała na chłopaka siedzącego na samym końcu.

– Nino! – Krzyknęła, aby ten ją usłyszał, bo jak zwykle miał słuchawki na uszach. – Usiądź proszę w pierwszej ławce. - Mulat niechętnie wstał i ruszył do wskazanego miejsca. – To ja wrócę po dzwonku, zostawiłam wszystko, co trzeba. Nie chce widzieć nikogo w ostatnich ławkach. – Niestety nie miała zbyt długo spokoju. Nad jej ławką stanęła wysoka blondynka o mocno pomalowanych niebieskich oczach. Położyła dłoń na biurku i uśmiechnęła się rozbawiona do dziewczyny.

– Marinette. – Powiedziała wyraźnie pewna siebie, a ciemnowłosa już wiedziała, że będzie ciężko. Włożyła sobie drugą wolną rękę do tylnej kieszeni czarnych dżinsów. – To moje miejsce. Sio.

– Chloe...- Zaczęła najspokojniej, jak tylko potrafiła dziewczyna, podczas gdy blondynka poprawiła sobie długie rozpuszczone włosy. – Od kiedy pamiętam siedziałam w drugiej ławce.

– Już nie. – Marinette prawie podskoczyła, gdy nagle odezwała się Sabrina z drugiej strony. – Nowa szkoła, nowe miejsca, nowe zasady. – Dziewczyna poprawiła sobie beżowe oprawki okularów, uśmiechając się zadowolona.

– Po prostu usiądź obok tej nowej. – Chloe wskazała na mulatkę w pierwszej ławce, tym samym zwracając jej uwagę. Marinette próbowała się wtrącić, ale została od razu uciszona. – Słuchaj, dziś przyjdzie Adrien, nie? I skoro on siedzi w pierwszej ławce, to ja muszę usiąść w drugiej. – Mari zmarszczyła brwi.

– Kim jest Adrien? – Zapytała, na co obie dziewczyny się roześmiały. Chloe coraz bardziej zirytowana spoglądała na ciemnowłosą. – Jak można nie znać takich podstaw. Gdzieś się uchowała. I ty uważasz się za „projektantkę". Choć skoro chodzisz w czymś takim...- Blondynka krytycznie spojrzała na jej ubrudzoną białą sukienkę.

– To sławny model. – Wtrąciła się Sabrina. – I najlepszy przyjaciel Chloe.

– On mnie uwielbia! – Zaznaczyła dziewczyna. – więc spierdalaj w podskokach. Hop, hop - pomachała dłonią w stronę dziewczyny, jak chciała przegonić jakiegoś zwierzaka.

– Hola, hola. – Odezwała się mulatka z pierwszej ławki. – A za kogo ty się uważasz? Za królowę węgierską? – Zapytała, krzyżując ręce pod piersiami.

– Och, och... Kogo my tu mamy, obrończynię uciemiężonych i bezbronnych. Co mi zrobisz, poskarżysz wychowawczyni? – Zapytała Rozbawiona. – Proooooszeeee Paaaaniiiii, Bo ona chce usiąść w drugiej łaaaawceee, łeeeeee! – Dziewczyna udała szloch, po czym uśmiechnęła się pobłażliwie.

– To byłoby coś o wiele gorszego. – Wyszeptała, po czym złapała Marinette za dłoń i pociągnęła w swoją stronę. Dziewczyna potknęła się o próg, zgniatając w pudełku resztę ciastek. Wstając, głęboko westchnęła. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc szybko usiadła obok nowej dziewczyny. – Hej, spoko. Przecież nic takiego się nie stało. – Powiedziała mulatka, podając dziewczynie mokre chusteczki, aby chociaż trochę wytarła sukienkę z ziemi i ciastek.

– Chciałabym móc się postawić jak ty. – Westchnęła w trakcie wycierania plam. Alya uśmiechnęła się do niej, po czym odgarnęła z ramienia warkocz. Sięgnęła do torebki i wyjęła z niego telefon.

– Raczej jak Majestia. – Stwierdziła szukając w internecie odpowiedniego zdjęcia, by potem pokazać je dziewczynie. – Zawsze powtarza, że to czego trzeba, by zło zwyciężyło, to bezczynność dobrych ludzi... – Szybko schowała telefon i wskazała palcem na Chloe. – Ona jest złem. My jesteśmy ci dobrzy.

– Jesteś zafiksowana na punkcie bohaterów. – Uśmiechnęła się ciemnowłosa.

– Nie ujdzie jej to na sucho. – Marinette pokręciła rozbawiona głową, po czym złapała za ostatni makaronik w opakowaniu.

– Marinette. – Przedstawiła się podając dziewczynie połówkę ciastka. Mulatka przyjęła ciastko z uśmiechem.

– Ayla. – Odpowiedziała. Nie zdążyły nawet ugryźć swoich kawałków, gdy do sali weszła nauczycielka i rozpoczęła lekcje od przedstawienia się.

– Powinien już być. – Westchnęła smutno Chloe.

Adrien wiedział, że powinien już być. Natomiast jego ojciec miał inne zdanie, dlatego biegł do szkoły najszybciej, jak tylko mógł, aby przypadkiem nie zdążyli w domu zauważyć jego nieobecności. Już i tak bardzo ciężko było mu się wymknąć.

Będąc na schodach do liceum, usłyszał pisk opon i zimny głos Nathalie.

– Adrien, zastanów się. Doskonale wiesz, jak zareaguje twój ojciec. – Powiedziała. Chłopak zaskoczony prawie przewrócił się na schodach.

– Ale mi tak bardzo na tym zależy. – Odpowiedział błagalnie, patrząc jej w oczy, ale nie zobaczył w nich nawet krzty współczucia. Była tylko asystentką spełniającą rozkazy ojca. Spróbował więc jeszcze raz wejść do uczelni, gdy usłyszał jęk bólu. Na chodniku przed schodami leżał staruszek. Jego laska leżała kilka metrów od niego. Niestety nie był w stanie dosięgnąć jej i wstać. Chłopak zagryzł wargę. Jak tam podejdzie i mu pomoże, zablokują mu wejście i będzie musiał wrócić do domu, ale z drugiej strony...

– Proszę. – Powiedział, podając starcowi laskę, uznając, że pomoc bezbronnemu człowiekowi jest ważniejsza. Westchnął smutno, widząc, jak ochroniarz wraz z asystentką ojca blokują mu drzwi i ruszył do auta. Tę bitwę przegrał. – A ja tylko chciałem chodzić do szkoły jak inni.

***

Pani Bustier, ich nowa wychowawczyni - nadzwyczaj cierpliwa kobieta - instruowała, co mają teraz robić. Połowa klasy była na wfie, więc miała czekać przed szkołą na nauczyciela, a druga połowa mogła odczekać ten czas w bibliotece.

– Ty chuju! – Krzyknął Ivan do Kima, przerywając nauczycielce wywód. Kobietę zamurowało z zaskoczenia, jakim językiem mówią uczniowie z jej klasy. Jednak otrząsnęła się w momencie, gdy ten zamachnął się pięścią na mniejszego od siebie chłopaka, bo musiała zareagować.

– Chwila moment, o co chodzi? – Zapytała, nadal szczerze zaskoczona.

– To ON! – Krzyknął rozzłoszczony mężczyzna. – Jak mu przypierd...

– IVAN! – Pani Bustier nie mogła już tego tolerować. – Natychmiast do dyrektora. – Chłopak spojrzał wściekły na nauczycielkę, potem na chłopaka obok siebie, zgniótł kartkę i wyszedł z klasy.

Tą złość wyczuł właściciel miraculum motyla. Nadzwyczaj zadowolony z takiego obrotu spraw, stworzył akumę, po czym wysłał ją do nieświadomego jeszcze tego chłopaka. Ta odnalazła go przed gabinetem dyrektora, a gdy ten miał zapukać, upomniany wcześniej przez dyrektora dlaczego tego nie zrobił, motyl wniknął niezauważenie w zgniecioną kartkę w jego ręce, przez co Ivan usłyszał w głowie głos.

– Witaj, jestem Władca Ciem. Okropnie cię skrzywdzili, nieprawdaż? Jednak teraz ty możesz oddać im z nawiązką. – Ivan uśmiechnął się na jego słowa.

– Dobrze. – Odpowiedział.

– Więc naciesz się swoją mocą, Kamienne Serce. – Dodał, po czym chłopak momentalnie zaczął się przemieniać. Już nie Ivan, a Kamienne Serce poczuł, jak niesamowicie silny i potężny jest. Jednym ruchem łapy wyważył drzwi z zawiasów, wprawiając dyrektora w osłupienie.

– Zapukałem. – Warknął i ruszył ciężkim krokiem w stronę biurka, za którym chował się mężczyzna. Złapał go w kamienną dłoń i rzucił w stronę okna z takim impetem, że ten przebił się przez niego i wypadł na podwórze. Kamienne serce zeskoczył na dziedziniec, przez co cała szkoła zatrzęsła się, tym samym ignorując leżącego obok, nieprzytomnego dyrektora, postanowił grzecznie się zapytać. – GDZIE KIM?

– To głos Ivana? – Zapytała Marii, patrząc z okna biblioteki na potwora. – Co to jest? – Zapytała podekscytowanej Alyi.

– Jakby zamieniono go w złoczyńcę... – Odpowiedziała jej Alya, całkowicie pochłonięta tym, co widziała. Potwór ruszył ku wyjściu. – GPS, bateria, mam wszystko. Lecę. Może dam radę nagrać też superbohatera.

- Czy ty nie masz instynktu samozachowawczego?- Zapytała Mari, gdy ta była u drzwi. - Masz 17 lat, chciałabym zaznaczyć.

- Takie rzeczy same się nie sfilmują. - Stwierdziła mulatka i pobiegła. Marinette spojrzała na kamery pomiędzy dwoma regałami, aby zobaczyć, co robi kamienne serce teraz, przed szkołą. Potwór wziął w ręce samochód, na szczęście wybiegł z niego facet, ale Mari zobaczyła, że zawrócił. Jakby chciał coś jeszcze wziąć. Cokolwiek to było nie zdążył, bo potwór wyrzucił auto w bok. Mężczyzna chwilę odczekał, aż potwór odejdzie i pobiegł do rozwalonego już auta, stojącego na dachu przez dachowanie. Marinette szybko biło serce. Mężczyzna wybił okno kamieniem oraz wyciągnął małą dziewczynkę, wiotką w jego ramionach. Spanikowany rozejrzał się w obie strony, po czym pobiegł w kierunku szpitala.

- I ona uważa to za ekscytujące?- Zapytała siebie, a następnie, z najwyższą możliwą ostrożnością, wróciła do domu.

Adrien jeszcze nie wiedział co się dzieje, uczył się w domu. Tak więc odpowiadał na każde zadane przez Nathalie pytanie, gdyż z nudów przygotował się na miesiąc do przodu.

- Dasz nam chwilę Nathalie?- Odezwał się Gabriel Agreste, przerywając swojej asystentce kolejne pytanie. Kiwnęła głową, odchodząc na bok. - Jak mówiłem, nie pozwolę ci chodzić do szkoły. - Powiedział szczerze zmartwiony. - Adrien zaskoczony nagłym stwierdzeniem ojca, spojrzał na Nathalie, ale ta tylko zimno spoglądała przed siebie.

- Ale tato... - Próbował się bronić.

- Masz tutaj wszystko, czego tylko pragniesz, a ja mogę cię mieć na oku. - Stwierdził. -Adrien, świat jest niebezpieczny. - Powiedział już troskliwie.

- Nieprawda tato, mam dość bycia sam! Czy nie mogę mieć przyjaciół jak inni? - Zapytał ze szczerym bólem w głosie.

- Ty nie jesteś jak inni. Jesteś moim synem. - Skończył swój wywód. - Kontynuujcie. - Ale Adrien nie miał na to ochoty. Wstał od stołu i pobiegł do pokoju, gdzie położył się na łóżku. Leżałby tam długo, gdyby nie nagłe dziwne trzęsienie ziemi. Podbiegł do okna i przyklejając nos do szyby odkrył, że wielki kamienny potwór forsuje barykadę wozów policji. Po tym jak jeden z nich do niego strzelił, stwór powiększył się. Adrien przełknął ślinę, widząc z jaką łatwością to coś podnosi auta i wyrzuca je w powietrze, omal nie trafiając jednego z policjantów. Rudy funkcjonariusz postanowił jednak spróbować ponownie przeciwstawić się istocie, lecz został powalony jednym ruchem kamiennej łapy. Adrien usiadł na kanapie i włączył telewizor.

- Prosimy wszystkich mieszkańców o schronienie się, najlepiej w piwnicach lub metrach. - Powiedział mer Paryża zza mównicy. - Istnieje wysokie ryzyko, że potwór może zburzyć budynki. Policja już pracuje nad uchronieniem miasta. Dobro mieszkańców jest najważniejsze.

- Wydaje się to nieprawdopodobne, ale po Paryżu krąży stwór z kamienia. - Powiedziała dziennika, kiedy obraz mera Bourgeois zniknął. Kobieta wskazała dłonią na greenscreen za nią, na którym ukazano potwora oraz policjantów próbujących okiełznać go przy willi Adriena. Wielu z nich leżało nieprzytomnych wokół, kilku chowało się za autami, próbując zatamować sobie krwawienie, lub odciągać nieprzytomne osoby. - Policja z całych sil stara się zapanować nad sytuacją.

- Świetnie sobie radzą. - Mruknął blondyn kiedy jego uwagę zwrócił mały przedmiot na stoliku kawowym. Pochylił się nad drewnianym pudełkiem, aby lepiej mu się przyjrzeć, po czym niepewnie wziął go w ręce. Gdy je otworzył, jego oczom ukazał się czarny pierścień. Po chwili jednak rozbłysło światło i z biżuterii wyleciało jakieś małe, czarne stworzonko. Przeciagnęlo się, po czym rozejrzało wokół. - Super.

- Już? Ja bym se jeszcze pospał. - Mruknęło stworzonko, kładąc sie na stoliku kawowym jakby naprawdę zamierzał spać.

- Ej czekaj, nie! - Krzyknął Adrien. - Czym jesteś? No i co tu robisz? - Blondyn tyknął stworzenie palcem.

- Ehhhh jak już to kim, a nie czym. - Westchnęło udręczone, otwierając oczy. - Nazywam się Plagg. Jestem kwami, jak założysz pierścień, to daję moce. Moc destrukcji. Ogarniasz cokolwiek? - Chłopak zaprzeczył ruchem głowy. - Jasne. Zgłodniałem w sumie, masz coś do jedzenia?

- Jesteś jakąś dziwną zabawką od ojca? - Zmarszczył brwi, biorąc stworzonko do rąk, aby poszukać wejścia na baterie. - Pewnie znów chce mnie przekupić.

- Nie! - Krzyknął Plagg, wylatując z jego rąk. - Nie możesz nigdy powiedzieć o mnie ojcu. Nikt inny tez nie może wiedzieć. Będziesz bohaterem, musisz pokonać Kamienne serce.

- Czekaj, czekaj. - Chłopak wstał, czując narastającą w nim frustrację. - Jaki superbohater, po co komu bohater, co nie wychodzi z domu?

- To kwestia transformacji, wszystko ci wyjaśnię. - Powiedział. - Twoja moc to Kotaklizm, niszczy to co dotkniesz, musicie złapać przedmiot, w którym jest akuma. - Chłopak założył pierścień, czując napływające szczęście. W końcu będzie wolny.

- Transformacja. - Krzyknął, przerywając Plaggowi.

- Jeszcze nie skończyłe....- Zdążył warknąć na chłopaka, ale ten się tym nie przejmował. Czując na sobie miły, oddychający lateks, postanowił wykorzystać daną mu wolność i może pobiegać po dachach.

***

- Moje pierwsze dni w szkole nigdy nie były najlepsze. - Szepnęła do siebie Marinette. Z ciężkim westchnieniem, wyłączyła wiadomości na komputerze, kiedy jej uwagę zwróciło małe pudełeczko. - Prezent od mamy? - Zmarszczyła brwi. Otworzyła je i zobaczyła czerwone kolczyki z czarnymi kropkami. Chwilę potem rozbłysło światło, przez co zaskoczona upuściła pudełko z powrotem na biurko. Małe czerwone stworzonko, uśmiechało się do dziewczyny przyjaźnie. Pomimo dobrych chęci istoty, Marinette nie była przyjemnie nastawiona. Wzięła głęboki wdech oraz złapała za łapkę na muchy, która miała na stoliku za plecami.

- Spokojnie. - Powiedziało stworzonko, widząc przerażenie wymalowane na twarzy dziewczyny. - Posłuchaj mnie, Marinette. Nie bój się. - Łapka na muchy przeleciała przez istotkę jak przez powietrze.

- Robaki z założenia nie gadają. - Stwierdziła Mari, odrzucając swoją dotychczasowa broń, po czym złapała za pustą szklankę po wodzie. Złapała czerwoną istotę w naczynie, przyciskając do podłogi.

- Ale ja nie jestem robakiem. - Stwierdziło. - I jeśli to ma sprawić, że czujesz się lepiej...

- Czym jesteś? Skąd wiesz kim ja jestem? - Zapytała, nadal nie do końca rozumiejąc co się dzieje i czy na pewno dzieje się to naprawdę.

- Nazywam się Tikki, jestem kwami i pozwól, że wszystko ci wyjaśnię. - Widząc, że ciemnowłosa coraz częściej patrzy w stronę klapy, westchnąła. - Jednak nie możesz o mnie nikomu powiedzieć, NIKOMU! Proszę, zaufaj mi i mnie wysłuchaj. - Tylko ty możesz pokonać Kamienne Serce.

- No dobrze. - Westchnęła ciemnowłosa. - Chociaż uważam, że jestem złym wyborem. Alya, moja przyjaciółka, byłaby w tym lepsza. - Powiedziała z pewnym olśnieniem.

- Mari, zostałaś wybrana. - Powiedziała Tikki, a Marinette ubrała kolczyki w geście kapitulacji. - Pozwól, że wszystko ci wyjaśnię. - Istota zaczęła dokładnie tłumaczyć plan.

***

- Czyli tak, mamy zniszczyć przedmiot, w którym jest... To coś.- Odpowiedziała Marinette. - No i mam tę moc, szczęśliwy traf, jednorazowo. Dużo informacji na raz, nie wiem czy dam radę.

- Dasz Mari, zobaczysz. - Powiedziało kwami. - Powiedz tylko transformacja! - Mari bezwiednie powtórzyła słowa za istotą, a jej ciało oplótł przewiewny, czerwony lateks w czarne kropki. Dziewczyna przejrzała się w lustrze, patrząc na siebie z niechęcią.

- No nie ma co. - Mruknęła, wskakując na balkon. Sięgnęła po swoje jojo i pierwszy raz od kiedy dostała miraculum, roześmiała się. - I to moja broń? Mam atakować, robiąc sztuczki? - Zapytała samej siebie, ale gdy nie dostała żadnej odpowiedzi, z westchnieniem zahaczyła jojem o najbliższy możliwy punkt i skoczyła.

- Mistrzu, jesteś pewny, że to się uda? - Wayzz spoglądał ze zwątpieniem na Fu, gdy ten zamknął sejf. Mężczyzna odwrócił się i kiwnął głowa.

- Tylko raz się pomyliłem. - Stwierdził. - I mam nadzieje, że jedyny.

Nie była pewna, za którym skokiem wylądowała w pułapce z jej joja wraz z chłopakiem w stroju kota. Zamrugała tylko parę razy zaskoczona, nie wiedząc co się stało. Kiedy odbijali się z lewej na prawą.

- Bardzo miło mi, że w końcu wpadłaś. - Przywitał się entuzjastycznie, podekscytowany nową sytuacją. - Moje kwami coś mówiło o partnerce.

- Bardzo cię przepraszam. - Powiedziała, próbując ich wyplątać z tej dziwnej mieszaniny sznurków. Gdy już się udało i stanęli do siebie przodem, chłopak podał jej dłoń.

- Jestem Czarny Kot. - Powiedział, jakby dopiero co wpadł na to imię. - A ty?

- Ja? Nie wiem...- Mruknęła niepewnie, bawiąc się swoim jojo. - Chyba tego nie ogarniam.

- Spokojnie robaczku. - Uśmiechnął się do niej. - Też się dopiero uczę. - Dodał. Z tematu wytrącił ich kolejny zawalający się budynek. Mężczyzna z miejsca ruszył w tamtym kierunku, a Mari spojrzała na swoje jojo.

- Oby ten budynek był już pusty. - Szepnęła do siebie i ruszyła za partnerem. Dotarli na stadion, gdzie Kamienne Serce wielką łapą odepchnął Kima pod ścianę. Marinette już z daleka mogła zobaczyć jak z przedramienia chłopaka wystaje kość.

- I kto teraz jest tchórzem? - Zapytał potwór, idąc w stronę chłopaka. Już chciał stanąć mu na nogę, kiedy Czarny kot swoim kijem zablokował mu drogę.

- Nieładnie dokuczać mniejszym. - Skomentował.

Ivan jedynie spojrzał na niego ponuro i zamachnął się wielką łapą, podczas, gdy Kim z trudem próbował uciec ze stadionu. Czarny kot uniknął ciosu i zabrał Kima w bezpieczne miejsce. Po chwili wrócił do Kamiennego serca i zaatakował go kijem. Chwilę po uderzeniu potwór urósł. - No tak, było coś takiego. Partnerko? - Rozejrzał się, unikając kolejnych ciosów. Marinette stała na obrzeżach otwartego dachu, patrząc jak Czarny Kot umiejętnie unika ataków złoczyńcy. Nie było to szczególnie ciężkie, zważając na dość ociężałe ruchy potwora, jednakże blondyn wiedział, że gdyby dał się powalić, byłoby słabo. W końcu dłużej ukrywać tego nie mogła. Jest w tym momencie superbohaterką i w tej chwili nie ma czasu na wewnętrzne dylematy. Potwór złapał za bramkę i rzucił w stronę filmującej całe to zdarzenie niedaleko Alyi. Ciemnowłosa przez chwilę nie wiedziała co zrobić, gdy wielka metalowa obręcz zbliżała się do bezbronnej mulatki. Czarny Kot zareagował w porę, blokując uderzenie kijem. Niestety jego nieuwagę wykorzystał potwór. Uderzył chłopaka na tyle mocno, że ten walnął o pierwszy rząd ławek.

- No nie. - Szepnęła do siebie. Owinęła jojem nogi potwora i z jego pomocą przeniosła się na stadion, po czym zgrabnie pociągnęła za sznurek, zwalając Kamienne Serce na plecy. W ten sposób dodała sobie kilka minut przewagi, więc podbiegła do blondyna. - Wybacz, że tak długo, nic ci nie jest?

- Może będe mieć guza, ale taki los superbohatera. - Odpowiedział. - Teraz, robaczku, czas zniszczyć tę skałę. - Stwierdził ruszając w jego stronę. Marinette westchnęła i złapała go za jego skórzany ogon.

- Czekaj kotku. - Zatrzymała go. - Pomyśl, kiedy tylko go uderzysz, urośnie. Potrzeba innego planu. - Powiedziała.

- Innego? - Powtórzył za nią, marszcząć brwi, po czym spojrzał na swoja rękę i ponownie się podekscytował. - Wiem, wiem! Użyjmy naszych mocy. - Dziewczyna skrzywiła się na jego radość. Czy on w ogóle wie, co się dzieje? Pomyślała, gdy chłopak aktywował kotaklizm.

- Czekaj.- Próbowała do niego przemówić, ale nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, chłopak dotknął siedziska obok siebie. Ten pod wpływem jego dotyku zmienił się kupkę prochu.

- Super. - Mruknął zadowolony, uśmiechając się chytrze, po czym ruszył w stronę potwora.- Teraz pozostanie z ciebie tylko gruz.

- O matko, debil. - Jęknęła. -Czekaj! - Próbowała go jeszcze zatrzymać, ale ten dotknął już Kamienne Serce, który dopiero co wstał na równe nogi. Zanim Potwór zareagował, rzuciła jojem w stronę Czarnego Kota i przyciągnęła go do siebie. - Życie ci niemiłe?

- O co chodzi, czemu to nie zadziało?- Zapytał szczerze zdumiony.

- Czy twoje kwami nic ci nie wyjaśniło? - Zapytała poirytowana. - Moc jest jednorazowa. Teraz zostało ci tylko pięć minut do przemiany.

- Po prostu za bardzo ekscytowałem się nowym życiem. - Powiedział z uśmiechem. - I nie słuchałem.

- W jakim ty świecie żyjesz? - Zapytała. Teraz ja muszę użyć swojej. - Po użyciu jej mocy, na rękach dziewczyny pojawił się kostium płetwonurka. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na kroczącego ku im potwora. - Mam plan. Popatrz, w drugiej ręce coś ma, bo jest ciągle zaciśnięta. Tam pewnie jest akuma.

- Okej, więc jaki to plan?- Zapytał.

- Ryzykowny. - Powiedziała, wkładając głowę od węża ogrodowego do stroju płetwonurka. - Ale zaufasz mi, Kocie?

- W końcu jesteśmy partnerami. - Powiedział. Ciemnowłosa złapała jego dłoń, okręciła parę razy wokół osi i rzuciła nim w stronę potwora przy akompaniamencie krzyku superbohatera. -WARIATKA! - Gdy tylko trafił do łapy potwora ten zaczął go ściskać, mocno. Strój ochronił narządy wewnętrzne i kości, ale i tak czuł niesamowity ból, narastający z każdą chwilą.

- Teraz ja! - Krzyknęła, biegnąc wraz ze strojem do potwora. Kamienne serce wypuścił papier z dłoni i złapał dziewczynę, a ta poczuła jak wszystkie jej narządy podchodzą jej do gardła. - Przepraszam kotku, wytrzymaj jeszcze chwilę. Alya, kran! - Mulatka odkręciła wodę, a kostium płetwonurka napełnił się wodą i powiększył swoją objętość, aż w końcu zrobił tyle miejsca, że dziewczyna mogła wyskoczyć z pięści i pobiec do upuszczonego kawałka papieru. Spojrzała na niego i rozdarła na pół. Wyleciał z niego fioletowo-czarny motyl.

- To było...- Spojrzał na ciemnowłosą, która spoglądała teraz w niebo za motylem. - niesamowite. - Westchnął rozmarzony. Dziewczyna przyjrzała się kartce w dłoni i odkryła, że Kim zwyzywał Ivana od cip, bo ten zakochał się w Mylene i nie umiał jej tego przekazać. Uznał go też za tchórza i pizdę.

- Och Ivan...- Westchnęła i podeszła do chłopaka z kartką w ręce. A przynajmniej próbowała, bo Kot jej w tym przeszkodził.

- Byłaś niezwykła. - Powiedział, zatrzymując dziewczynę. - To było, wow. Taki plan.

- Och, tak. - Mruknęła, nadal zirytowana jego beztroskim nastawieniem, co do sytuacji w Paryżu. - Pierścień, musisz już iść. Musimy być anonimowi.

- Jasne. - Powiedział odwracając się i machając dziewczynie na pożegnanie.

- Jeszcze raz cię przepraszam. - Krzyknęła. do niego. - To był plan. - Po czym odwróciła się z powrotem do Ivana.

- Miałem dość tych żartów. - Westchnął chłopak.

- Oczywiście, ale wiesz, to nic wstydliwego mówić o uczuciach. - Powiedziała, kładąc mu dłoń na ramieniu.

- Niesamowite! Wiedziałam, że pojawi się superbohater. - Usłyszała głos Alyi za sobą. - Czy będziesz teraz chronić Paryż? Skąd masz moce? Czy mogłabym zadać kilka pytań, panno...?

- Biedronka. - Odpowiedziała jej dziewczyna z uśmiechem. Po chwili zaczepiła jojo o dach stadionu i poleciała. W domu Mari oglądała wiadomości związane z jej pojawieniem się w świecie bohaterów.

- Paryżanie poznali swoich nowych bohaterów. Po cofnięciu szczęśliwego trafu, wszystkie budynki samoistnie się naprawiły. Niestety mamy również smutne wieści. Profesor Damocles ma złamane kości udowe i przez jakiś czas nie będzie go w liceum. - Dziewczyna westchnęła, przypominając sobie jego omdlałe ciało w gruzach ściany. - Prosimy wszystkie ranne osoby o pójście do punktów pomocy sanitarnej, rozłożonych po całym mieście. - Na monitorze ukazała się mapa z wyszczególnionymi miejscami. Tikki położyła się na ramieniu dziewczyny.

- Szkoda, że nie mogłam tym cofnięciem leczyć od razu. - Westchnęła, obejmując rękami kolana. Nagle na ekranie pojawił się wielki, czerwony wykrzyknik.

- W momencie, gdy miasto myślało, że może być spokojne, nowa fala paniki spadła na mieszkańców. Przypadkowe osoby zmieniają się w kamienne pomniki i zastygają. Co się dzieje? Czy zbiera się armia? Na te i wiele innych pytań szukamy jeszcze odpowiedzi. - Powiedziała niezwykle przejęta Nadja Chamack. Mari zaskoczona, przetarła oczy.

- Ale przecież... - Jęknęła. - przecież zepsułam przedmiot, w którym była akuma. -

- Nie schwytałaś akumy! - Stwierdziła. - One się duplikują.

- No nie. - Westchnęła Marinette, po czym zacisnęła zęby. - Całe miasto takich potworów jak Kamienne serce?

- Kiedy tylko Ivan znów poczuje złe emocje, akuma go przemieni. - Dodała szybko Tikki.

- No cóż, chyba trzeba to naprawić. - Szepnęła ciemnowłosa. Odgarnęła grzywkę z oczu i westchnęła. - Musimy obserwować Ivana i tyle. Zawiniłam i powinnam ponieść za to konsekwencje.

- Właśnie, to twój pierwszy raz. - Powiedziało kwami. - Za drugim razem będziesz pamiętać o schwytaniu akumy.

***

Adrien patrzył jak jego kwami wciąga camembert i cicho westchnął. Ponownie spojrzał na telewizor, gdzie pokazywali pełno kamiennych posągów, na zmianę z mapą punktów sanitarnych. Uśmiechnął się rozmarzony.

- Biedronka.

***

-Ivan jest delikatny. - Powiedział do siebie Władca Ciem. - To wyłącznie kwestia czasu, aż uda mi się z nim znów porozmawiać. - Wciągnął akumę do małego pustego miejsca na końcu swojej laski, wiedząc, że już wkrótce użyje jej, aby Kamienne Serce oraz jego armia zaatakowały.

KOREKTA: FankaChinskichBajek


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top