Rozdział 9 - Powiedz ser!

 Dzisiejszego dnia Marinette nie miała zwykłego dnia w szkole. Odbywali nietypowy staż w hotelu Pana Bourgeoris. To coś co będzie mogła zawsze wpisać do CV jak kurs i z dnia na dzień coraz bardziej uwielbiała szkołę, którą wybrała. Konkursy na projekty, staże w znanych hotelach czy też inne projekty. W ten właśnie sposób Kim pracował wraz z ochroniarzem na zewnątrz budynku, aby nie wpuścić nikogo niepowołanego. Rose, Juleka, Max i Nino pomagali w kuchni, a Sabrina wraz z pokojówką szykowała pokoje dla gości. 

Alya z Mari, coraz bardziej zdenerwowane stały przy merze Paryża, podczas gdy ten szukał ich na liście. Córka piekarzy była jeszcze bardziej zdenerwowana, bo widziała katem oka jak Chloe na recepcji przytula się do Adriena nachalnie, a ten uprzejmie znosi całą sytuację przy ladzie. Chwile potem uśmiechnął się ciepło. 

- Ale to nie problem dziewczynki. - Powiedział, chociaż ich wychowawczyni była bardzo poddenerwowana. - Alya będzie wraz z pokojówkami składać ręczniki w pralni. - Mulatka niechętnie kiwnęła głową, świadoma, że nadal wpisanie takiego stażu to coś niezwykłego. - A Marinette... - Mężczyźnie przerwał nowy gość. Pofarbowane na intensywny odcień fioletowego kosmyki, zawadiacko opadały mu na czoło. Zdjął z siebie skórzaną kurtkę, odrzucając ją swojej asystentce. W ręce trzymał smycz i to, co było najbardziej zaskakujące, nie miał ze sobą psa. 

- Kro... Kro... Krokodyl. - Szepnęła autentycznie przerażona Pani Bustier. Nowy przybysz odsunął okulary na czubek nosa, aby rozejrzeć się po holu, a za nim z trudem na wózku, Kim wjechał z bagażami. 

- O matko moja, przeokropna, żyjąca w NY. - Szepnęła przejęta blondynka, wprawiając, że blondyn spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.- Jagged. Jagged Stone. 

- Bardzo Pana przepraszam. - Pan Bourgeoris podszedł do mężczyzny miętosząc w dłoni zdenerwowany kartkę i nie spuszczając z oczu wielkiego gada. - Zoo jest po drugiej stronie miasta. - Dodał, wskazując wyjście. Chloe podbiegła do ojca, szarpiąc go za szarą marynarkę, aby się do nie pochylił. 

- To gwiazda. - Szepnęła mu do ucha. - Jagged Stone, nadziany jak pączki w cukierniach.  - Mężczyzna wyprostował się dumnie i zakaszlał zażenowany. 

- Witamy w Grand Paris. - Ukłonił się przed nowym przybyszem w pas. - Cieszę się, że wybrał Pan nasz hotel i zapewnimy Panu oraz zwierzakowi wszelkie, niezbędne wygody. - Powiedział, trzymając się nadal w bezpiecznej odległości.

- Jagged Stone życzyłby sobie pokój oraz co najważniejsze spokój od paparazzi. - Powiedziała jego asystentka wchodząc pomiędzy nimi. - Dodatkowo potrzebna byłaby wanna, jak największa dla Fenga.

Po chwili zza jednej z szaf krokodyl wypłoszył kolejnego mężczyznę, który musiał wejść do pomieszczenia bocznym wejściem. Wysoki blondyn pisnął na widok gada, a aparat wypadł mu z ręki, po dość bolesnym upadku na środku holu. 

- Tylko nie On. - Jęknął gwiazdor, trąc nasadę nosa. Jak chłopak tylko się tylko zerwał zrobił kilka zdjęć. 

- Och, Panie Jagged. - Szepnął rozmarzony. - Pamięta mnie Pan? - Dodał zachwycony. 

- Nic dziwnego! - Warknął. - Jesteś tak upierdliwy. 

- Proszę, jedna wspólna fotka. - Uśmiechnął się z błagalnym spojrzeniem, aż Marinette zrobiło się żal przybysza. Jednakowoż gwiazda pozostała niewzruszona. - Jakbyśmy byli kumplami.

- Ale nie jesteśmy. - Odpowiedział mu, jednak blondyn znalazł się już przy twarzy gwiazdora. Zirytowana asystentka, wyrwała aparat z ręki fana. 

- Chyba w końcu ogłuchłeś na tych koncertach. - Powiedziała, marszcząc groźnie brwi, po czym skierowała się do wyjścia, gdzie rzuciła aparat przed wyjście. - MASZ SPIERDALAĆ! - Chłopak pobiegł zmartwiony za swoim sprzętem, ze zgrozą odkrywając zbitą szybkę. Poczuł irytację i wściekłość, wyjmując z torby obiektyw do wymiany. Nie widział zbliżającej się akumy, a dopiero zareagował dopiero jak wnikła w jego aparat. 

- Okropnie cię potraktowali, a przecież jesteś tylko fanem. - Usłyszał w głowie współczujący ton Władcy Ciem. - Ja bym był zachwycony takim wielbicielem. Oddanym i chętnym do zaprzyjaźnienia się. 

- Wiem. - Odpowiedział.

- Pixelatorze, dam ci moc. - Stwierdził. - Będziesz mógł uwiecznić uśmiech swojego idola na zawsze, a w dodatku nie odmówi się przyjaźni.  Z małą przysługą, zgadzasz się? - Mężczyna kiwnął głową, po czym dał się przemienić.

W tym czasie Pani Bustier przypomniała merowi Paryża o Marinette i fakcie, że nadal nie miała ona żadnego zadania. Mężczyzna spojrzał na małą karteczkę w swoich rękach. 

- Wiesz, zaproponuje ci pracę łowcy. - Stwierdził, a następnie zaczął wyjaśniać na czym dokładnie będzie ona polegać.  Już u nowego gościa, Jaggeda, trafiło się jej pierwsze zadanie. 

- Potrzebujemy na dzisiejszy wieczór okularów, w kolorze flagi z dwoma wieżami Eiffla. - Mer pokiwał głową, po czym objął ciemnowłosą.

- Oczywiście, Marinette niezłącznie je przyniesie. - Stwierdził. Dziewczyna napotkała niepewny wzrok asystentki gwiazdora.

- Ale to... nastolatka. - Zaczęła bawić się zmartwiona długopisem. - Jest Pan pewien? - Mężczyzna pokiwał głową, więc i Peggy, i Mari nie miały innego wyboru.

Pod wieżą Eiffla kupiła parę zwykłych, czarnych okularów z bardzo zadowolonym uśmiechem, po czym ruszyła w stronę swojego mieszkania, gdzie miała resztę potrzebnych materiałów. Z małej torebeczki wyjrzała głowa Tikki.

- Ale te okulary to nie to co chciał Pan Jagged. - Powiedziało stworzonko. - A masz spełniać życzenia klientów, nawet te najdziwniejsze.

- To nie jest dziwne życzenie. - Powiedziała z uśmiechem ciemnowłosa. - A za niedługo będą takie jakie chcą. - Dodała, zamykając się w pokoju.

W tym czasie Pixelator stanął przed Kimem i jego mentorem. Oboje jak na zawołanie zasłonili mu wejście, ze względu, ze mężczyzna nie wiele różnił się od swojej cywilnej formy. Miał ubraną jedynie czapkę, na szczycie, której umiejscowiony był obiektyw.

- W czym mogę służyć? - Zapytał ochroniarz, uznając dziwny wynalazek na głowie złoczyńcy na jakiś japoński gadżet. 

- Proszę powiedzieć ser. - Zasugerował, unosząc palec do odpowiedniego przycisku. Mężczyzna zmarszczył brwi, niezadowolony.

- Nie sądzę, aby to było na miejscu. - Próbował mu przerwać, ale ofiara akumy pstryknęła fotkę sprawiając, że i Kim, i jego mentor zniknęli, krzycząc z bólu. Wszedł do środka, nie zwracając uwagi na nastolatków za ladą recepcji. Zniesmaczony Adrien próbował, już nie udając, odsunąć od siebie przyjaciółkę. 

- Mamy gościa? - Hałas, ku uldze blondyna, zwrócił uwagę córki burmistrza. - Zobacz jak to się robi w naszym hotelu. - Tyknęła go w nos. Adrien zmartwiony spojrzał jak idzie w jego stronę. Było w nim coś niepokojącego. - Proszę natychmiast wyjść! To hotel tylko i wyłącznie dla prawdziwych celebrytów. - Adrien skrzywił się na jej wywyższający się i pełen obrzydzenia do przybysz głos. Nie rozumiał, kiedy jego przyjaciółka, aż tak się zmieniła. 

- Rozumiem. - Odwrócił się do nie, kładąc dłoń na swojej klatce piersiowej. Chłopak od razu rozpoznał tego fana Jaggeda Stone'a. - Jestem twoim największym fanem, czy mógłbym zrobić ci zdjęcie?

- Oczywiście! - Łasa na wszelką adorację blondynka od razu przyjęła jej zdaniem seksowną pozę, kiedy to Adrien pomyślał, czemu Kim i ten boy hotelowy go nie zatrzymali. Coś musiało się stać. Przeskoczył przez ladę i pobiegł w jej stronę, aby ją odepchnąć. Niestety nie zdążył umknąć i oboje zostali sfotografowani. Boleśnie zostali rozpikselowani na cząsteczki i znów złożenia w ramce, prawdopodobnie na ścianie u niego. W oczach Chloe pojawiły się łzy, gdy objęła się, czując nadal ból związany z tym dziwnym zjawiskiem. Adrien próbował nad tym zapanować, rozglądając się.

- Zero drzwi, zero okien. - Myślał na głos, przechadzając się w każda stronę po kilka kroków. - Jak wielka nieskończoność. - Dodał, drapiąc się po brodzie, gdy Chloe nadal łkała przerażona i obolała na podłożu. 

Marinette pozbyła się już szkieł z okularów oraz podłączyła klej na gorąco, aby pistolet jej się nagrzał do pracy. W dodatku musiała rozmieszać farby, aby kolorystycznie pasowały do gustu muzyka. Zachwycona staraniami swojej właścicielki Tikki, przyglądała się jak Mari pracuje jak robotnica w mrowisku. Dokładnie i cierpliwie. 

W końcu, dumna je skończyła. I być może muzyk będzie w nich w osiemdziesięciu procentach ślepy, jednak są właśnie takie jakie chciał. W kolorze flagi Francji, w kształcie wieży, a od siebie zrobiła podłużne, pionowe szpary, aby dojście na scenę nie było, aż takim problemem. Niestety nie oddała ich bezpośrednio gwiazdorowi, ale poprosiła jego asystentkę, aby poinformowała go, że są zrobione własnoręcznie. Dla dziewczyny była to ważna informacja. Wracając korytarzem do windy, usłyszała głośny krzyk Peggy za sobą i jak się odwróciła, ujrzała tego samego mężczyznę z rana tylko z dziwnym aparatem na głowie. Błysk światła oślepił ją na chwile, a w drzwiach, gdzie przed chwila stała pofarbowana kobieta, nie było nikogo. 

- Chyba mamy problem. - Powiedziała, wbiegając do windy, patrząc jak złoczyńca wchodzi do pokoju Jaggeda Stonea. Zatrzymała się na piętrze niżej, wiedząc, że w pomieszczeniu są kamery i poszła szukać miejsca, gdzie może bezpiecznie i szybko się przemienić.


Jagged w tym czasie delikatnie drapał swojego gada po łuskach, nieświadom czyhającego na niego niebezpieczeństwa. Wiec jak usłyszał kroki za sobą, aż podskoczył przerażony. 

- Hejka. - Przywitał się bardzo kulturalnie złoczyńca. - Proszę się grzecznie uśmiechnąć. - Podniósł dłonie do urządzenia na głowie. 

- Co za beznadziejna ochrona! - Warknął zirytowany gwiazdor. -Nie życzę sobie żadnych zdjęć. Feng, broń! - Krokodyl warknął na przybysza, unosząc swoje wielkie cielsko. Ruszył w jego stronę, ale przybysz jednym pstryknięciem spikselizował stworzenie. Wtedy do Jaggeda dotarło, że ma do czynienia z ofiarą akumy. Cofnął się pod samą ścianę.

- Proszę się mnie nie bać. - Powiedział Pixelator tonem, jakby mężczyzna histeryzował. - Jestem Pana największym fanem. Zależałoby mi na jakimś dobrym ujęciu. Będziesz tylko mój Panie Stone, a Ja będę tylko dla Pana. Nic nas nie rozdzieli. - Ukląkł przy mężczyźnie. 

- Ja... ja... - Zaczął się jąkać, gdy złoczyńca zbliżał palec do swojej dziwnej machiny na głowie. I w tej chwili Jagged znalazł się po drugiej stronie pokoju, przyciągnięty przez magiczne jojo Biedronki. 

- Biedronka! - Zakrzyknął podekscytowany mężczyzna. - Wiernie śledzę Pani każde wystąpienie od początków. Czy mógłbym? - Ciemnowłosa umknęła przed promieniem z dziwnej maszyny na jego głowie. Zwracając na siebie uwagę Pixelatora, dała możliwość Jaggedowi ukrycia się. Złoczyńca robiła coraz więcej zdjęć. Unikała ich, wskakując na ścianę, przeskakując nad fotelem i zatrzymując się przy otwartym balkonie. Spróbowała zamachnąć się jojem, by zaatakować człowieka, niestety On był szybszy i uderzył, skupiając się tylko na jej ręce. 

- Ja pierdole! - Wrzasnęła, czując niesamowity ból. Jej broń opadła na podłogę, przelatując przez półprzezroczystą cześć ciała. - O chuj! Do kurwy, jebanej nędzy! -  Uciekła za wózek z bagażami i popchnęła go na mężczyznę, unieruchamiając go chwilowo. Nie chciała nawet myśleć o tym jak by cierpiała, gdyby nie miała na sobie stroju. Złapała leżące na podłodze jojo i znalazła Jaggeda w szafie. - Proszę mnie mocno trzymać! - Rozkazała i wyskoczyła przez okno, nadal mocno zaciskając zęby.


Ukryła Jaggeda w bunkrze, jednocześnie ogłaszając w telewizji, poprzez swojej jojo, atak na Paryż. Już z dachu swojej szkoły widziała jak wszyscy w niewielkich grupach zaczęli zbliżać się do odpowiednich miejsc. Po upewnieniu się, że wszyscy są bezpieczni albo chociaż większość, wbiła nazwisko zaakumanizowanego do swojego jojo. Szybko wyskoczył jej adres, gdzie się udała. Była świadoma, że wiele z mieszkańców zostało już złapanych przez Pixelatora i musiała odkryć, gdzie mogli zostać złapani. 

Po dotarciu na miejsce odkryła, ze salon miał poobklejany plakatami Jaggeda. Na tablicy korkowej było mnóstwo różnych papierków po chipsach czy cukierkach, opisanych kiedy i o której jadł to piosenkarz. Nie chciała nawet zwracać uwagi na dziwne zdjęcia ( Stone w wannie, Stone grzebie w lodówce). Na wielkiej magnetycznej tablicy był wypisany jego grafik na tydzień. 

- Biedronko! - Usłyszała, rozglądając się po pomieszczeniu. Zmarszczyła brwi, zdziwiona, nie widząc nigdzie źródła hałasu. - Biedronko, proszę! - Zobaczyła w jednej ramce, na białym tle chłopaka w brązowym kucyku. W dłoni trzymał ciemnoskórą dziewczynę, która szlochała i drżała w jego rękach. 

- O matko. - Szepnęła zaskoczona. - Jak? - Po chwili jednak dotarło do niej jak głupie to było pytanie. - Wybaczcie, ja poszukam jakiegoś rozwiązania. - Większość osób płakała. Miała twarz wykrzywione w bólu i nadal widocznie cierpiała. Nawet Chloe, która na co dzień, gdyby ją zobaczyła od razu by się na nią rzuciła, kuliła się na białym tle i szlochała w kolana. 

- Biedronko! - Usłyszała ponownie mężczyznę z kucykiem. - Ten dziwny człowiek na Sante Lize, robił zdjęcia tą dziwną maszyną na głowie. - Chłopak tulił w ramionach niska czarnowłosa dziewczynę, która powoli się uspakajała. - Poczuliśmy ogromny ból w całym ciele, jakby coś nas kroiło na malutkie kawałeczki i nagle zjawiliśmy się tu! 

- Oby Czarny Kot tam był. - Westchnęła. - Uwolnimy was. - Dodała jeszcze, po czym wybiegła z pomieszczenia. 


Biegnąc na plac, kiedy ze zgrozą na jednym z mechanicznych słupów reklamowych zobaczyła twarz mężczyzny. Przeklęła pod nosem na media, która zamiast jak normalni ludzie schować się w bunkrze, biegną po sensacje.

- Jaggedzie. - Odezwał się mężczyzna. - Tylko jedno zdjęcie, a zakończę ten album. Tylko tego chciałem. - Powiedział z obłąkanym uśmiechem na twarzy. Następnie spikselizował dziennikarkę oraz kamerzystę, urywając obraz.

- Po prostu debile. - Mruknęła pod nosem dziewczyna. - Niby dorośli ludzi, ale instynktu samozachowawczego tyle ile iglaki. - Dobiegła w końcu do celu i stanęła na przeciw mężczyzny. Ulice były puste. Kto mógł oraz pozostał, poukrywał się w bunkrach pod miastem. Nad nimi latały drony z kamerami nagrywające zjawisko.

- Biedronko. - Szepnął Pixelator ucieszony.

- Nie możesz się doczekać. - Westchnęła dziewczyna. - Ale żeby dostać autograf serio nie musisz współpracować ze złoczyńcą. Są licytacje, imprezy, koncerty.

- Miło cię widzieć. - Zignorował jej słowa, po czym spróbował zrobić jej zdjęcie. - Powiedz ser. - Dziewczyna odskoczyła i zgrabnym ruchem przeskoczyła nad osobowym autem, za którym szybko się schowała. Nie zdążyła odetchnąć, gdy złoczyńca wskoczył na samochód. Mari spróbowała uciec pod maszyną i uciec w stronę pozostawionego radiowozu, ale gdy rzuciła jojem, jej rozpikselowana ręka lekko zaburzyła jej rzut i ciemnowłosa przewróciła się. Oparła się o ścianę innego auta, patrząc na Pixelatora, chcącego ją obezwładnić.

- Mam dla ciebie propozycje. - Powiedziała, na co ten zatrzymał się w pół ruchu. - Jeśli wypuścić niewinnych, załatwię ci Jagedda Stone.

- Czekaj, ona chce cię przechytrzyć. - Usłyszał głos w głowie, gdy zastanawiał się na tą propozycją.

- Czemu miałbym ci ufać. - Zapytał. Dziewczyna uśmiechnęła się pewnie.

- Nie masz innego wyboru. - Odpowiedziała. - Tylko ja wiem, w którym dokładnie bunkrze jest. - Mężczyzna zmrużył oczy.

- Uwolnię połowę teraz. - Stwierdził powoli, drapiąc się po brodzie. - A drugą połowę po sesji. 

- Okej. - Westchnęła.


Razem z całą tą połową uwolnił się również Adrien i zjawił się tam, gdzie zostali złapani. Na holu w hotelu. Tak jak myślał, wracanie do świata tez nie należało do najprzyjemniejszych przeżyć. Miał wrażenie jakby przeszedł przez wielką wyciskarkę do soków. Odwrócił się, aby wmówić Chloe, ze musi do toalety, a tak naprawdę zmienić się w bohatera, jednak blondynka nadal kucała w pozycji embrionalnej i nawet nie zauważyła, że wyszli z obrazu. 

Blondyn postanowił, więc ukryć się w schowku na miotły, upewnił się, że nie ma tam żadnych kamer i przemienił w Czarnego Kota. Założenie lateksu od razu uśmierzyło ból jaki odczuwał po spikselizowaniu, wiec założył, że pewnie dzięki magii. Jak tylko wyszedł z pomieszczenia i spojrzał na swoja przyjaciółkę pożałował, że nie może jej oddać chociaż odrobiny tych czarów. Widział ślady łez na jej policzkach, a w ramiona wbiła sobie paznokcie, aż zostały jej czerwone pręgi. Niepewnie wziął ją na dłonie i odniósł do najbliższego bunkra, gdzie oddał od opiekę ratowników. Przez zamykane drzwi, widział jedynie jak aplikują jej jakiś środek, najpewniej przeciwbólowy. 

- No cóż, teraz jest w dobrych rękach. - Westchnął ciężko. Świadom charakteru blondynki i tak ją kochał. Była dla niego jak młodsza siostra. Tego nie da się ot tak rozerwać. Przetarł twarz dłońmi. - Trzeba znaleźć moją Panią. - Pobiegła na plac Saint Lize, po odsłuchaniu dwudziestu ( "Biedronka mnie zabije") wiadomości. Zobaczył ich przy jednym z porzuconych aut. Jego partnerka nadal miała rozpikselizowane ramię, aż naszła go myśl jak to wygląda w ramce. Samo ramię chodzi po tej białej przestrzeni? Skupił się na przeciwniku i ruszył w jego stronę od tylu. 

- Już staje na głowie by ci go przynieść. - Zaczęła mówić dziewczyna. - Dobrze, że nie jest zimno, bo musiałabym ubrać czapkę. - Spróbowała go naprowadzić na to, gdzie jest akuma. Szczerze liczyła, że chłopak załapie. 

- Co ty pierdolisz? - Zapytał, ale nim zdążył zareagować poczuł pustkę na swojej głowie. Jego maszyna do robienia zdjęć, pod wpływem kotaklizmu zmieniła się w czarny pył. A skoro broń została zniszczona to i reszta ludzi, zaczęła wracać na swoje miejsce.

- Kotku... - Westchnęła z ulgą, ruszając swoim odzyskanym ramieniem. - W ostatniej chwili. 

- Mam to wejście. - Odpowiedział, patrząc jak ta uwalnia motyla od złych mocy. Oboje spoglądali  na odlatującego owada. - Ta ręka... Myślisz, że ona zniknęła gdzieś w eterze i czekała, aż on cię całą dorwie, czy miała własną ramkę w jego mieszkaniu i się czołgała gdzieś tam samotnie?

- Chyba... Chyba wole o tym nie myśleć. - Mruknęła, krzywiąc się na to wspomnienie. - To nie było bezbolesne. Ba, cały czas czułam się, jakby ktoś odrąbał mi ramię. Chociaż strój ma nas teoretycznie chronić przed bólem. Muszę już lecieć. - Przypomniała sobie o zajęciach w hotelu.


Oczywiste było to, że zajęcia skończyły się szybciej, ze względu na atak akumy. Cała klasa, oprócz Chloe, która po lekach uspakajających nadal spała, była przy wyjściu, wsłuchiwała się w przyjazny głos mera Paryża. 

- Cieszymy się, że pomimo tych niedogodności, udało wam się chociaż trochę odkryć i dowiedzieć o pracy w hotelu. - Uśmiechnął się, kończąc swój, zdaniem Marinette, przydługi wywód. Przed niego wyszła nagle Penny, asystentka Jaggeda, trzymając w dłoniach cztery bilety na koncert i dwie wejściówki vip. 

- Chcielibyśmy uhonorować cztery osoby, które zaangażowały się w prace najbardziej. - Powiedziała kobieta. - Bilety są podwójne, więc możecie kogoś ze sobą zabrać. 

- Alya. - Uśmiechnął się Pan Bourgeois. - Bo takiego porządku w pralni oczekuje się od pięciogwiazdkowych hoteli. Następnie Sabrina. Moja pokojówka przyznała, że czasami byłaś lepsza od niej. Kim, taki z ciebie ochroniarz, jak ze mnie mer. No i Marinette, za załatwienie niemożliwego do niemożliwego człowieka. - Panny spojrzała na niego oburzona. - Oj przyznasz, że zachcianki Jaggeda są czasem absurdalne. - Mruknął, gdy dziewczyna rozdała wszystkie bilety. Westchnęła ciężko, bo jednak nie mogła zaprzeczyć.

- Ja mam jeszcze dla Marinette drobny prezent od samego Jagedda. - Podała ciemnowłosej wejściówki vip. - Okulary bardzo jej się spodobały, napisz nam swój numer na kartce, chcemy mieć możliwość kontaktu. Tak kreatywny umysł zawsze się przyda. - Dziewczyna, z lekko zaczerwienionymi policzkami podała ciąg cyfr, a sama zapisała ich. 

Wychodząc wszyscy się rozdzielili. Mari zauważyła, że Adrien czekał na limuzynę, która zabierze go do domu. Naszła ją szalona myśl. Bardzo szalona, która jej przyjaciółka od razu odczytała. Popchnęła ciemnowłosą w stronę chłopaka. 

- Śmiało. - Szepnęła.  - Zanim zniknie w strugach deszczu. Nie panikuj, to nie szarżujący niedźwiedź tylko przystojny blondyn. Zaproś go na koncert. - Dodała, widząc panikę w jej oczach.

- A co z... - Zaczęła, a Alya znów ją popchnęła, ale tym razem na tyle mocno, że dziewczyna potknęła się i omal nie upadła. Od upadku złapały ją silne dłonie blondwłosego modela. Jak spojrzała mu w oczy, na myśl, że chciała go gdzieś zaprosić, serce podeszło jej do gardła. To przecież prawie randka. A co jeśli się nie zgodzi? 

- Cieszę się, że udało ci się wygrać. - Powiedział ciepło chłopak, gdy pomógł jej stanąć prosto. - Zasłużyłaś. Sama zrobiłaś te okulary. 

- Pójdziesz ze mną? - Zapytała, wykorzystując resztkę swojej odwagi. 

- Gdzie? - Zapytał chłopak zdziwiony. Marinette zaczęła oblewać się rumieńcem, a gorąc czuła nawet we włosach. Szumiało jej w uszach. Chciała płakać, być może łzy już jej leciały ze stresu. No jak nic, odmowi. Pomyślała.

- Koncert. - Pisnęła, cofając się pół kroku i spuściła wzrok. Nie zauważyła jak Adrienowi różowieją policzki i rozszerzają się źrenice. - Zrozumiem jeśli nie będziesz chciał. W końcu... - Przerwała czując jego dłoń na swojej.

- Czy... Czy to randka? - Zapytał niepewnie, a Mari zaschło w ustach. Czy miałaby w sobie jeszcze jakąś odwagę?

- A czy chciałbyś... - Nie odważyła się skończyć. Blondyn splótł ich palce, a dziewczyna natychmiastowo się uspokoiła. Już znała odpowiedź.

- Tak. - Szepnął. - I tak. - Dodał. Marinette uśmiechnęła się z ulgą. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top