Rozdział 3 - Boski Wiatr
Marinette wyjątkowo nie radziła sobie z dziewczynką, którą się dziś opiekowała. Może kwota trzydziestu euro na godzinę powinna ją zastanowić, ale na myśl o ilości materiałów do swoich projektów, które będzie mogła kupić, nie zastanawiała się długo. Westchnęła ciężko, zabierając, przebiegającej obok jej nogi, Manon kapelusz z głowy.
- Nie wolno. - Powiedziała. - To prototyp. - Dodała, odkładając dzieło na wyspę kuchenną, aby małe, lepkie rączki dziewczynki jej nie dosięgły.
- Ale ja chcę być projektantką. - Ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko. - Jak ty.
- Przed chwilą chciałaś być połykaczem ognia. - Uniosła brew. Z telewizji dochodziły głosy ciemnoskórego prezentera.
- Już dziś możecie wybrać młodą i debiutującą pogodynkę. - Powiedział chłopak. - Może być to Delikatna Mirelle lub przebojowa Aurore. Musicie tylko zagłosować. SMS zgodnie z taryfą operatora. - Mari przewróciła oczami, widząc jak Manon zainteresowana siada przed ekranem telewizora.
- Dzieciakom teraz niewiele trzeba. - Mruknęła, podając jej sok pomarańczowy w kartoniku. Dziewczynka wypiła go duszkiem, po czym opakowanie rzuciła na dywan. Ciemnowłosa wzięła śmieć i wyrzuciła do kosza.
- Chciałabym, aby wygrała Mirelle - Powiedziała dziewczynka ciągle bawiąc się frędzlami obrusu. - jest o wiele ładniejsza niż Aurore. - Marinette spojrzała na telewizor i skrzywiła się, czując dziwny uścisk w żołądku. Miała złe przeczucie. Ponownie spojrzała w dół, ale zobaczyła tylko poplątany obrus. -Manon? - Po chwili zadzwonił dzwonek. Gdy otworzyła drzwi, Marinette zobaczyła swoją przyjaciółkę - Alyę.
- Słuchaj, mam coś ciekawego. - Stwierdziła, wchodząc jej do mieszkania.
- Ale.. - Odezwała się, lecz nim zdążyła dokończyć zdanie, mulatka pokazała jej na telefonie blondyna pozującego przed aparatem. - Czekaj, zrobiłaś zdjęcie Adrienowi, jak ktoś inny robi mu zdjęcie?
- Nie o to tu chodzi. - Mruknęła dziewczyna. - Ma teraz sesję, w parku.
- Pierdolisz. - Szepnęła. - Ojciec puścił go na świeże powietrze? Nie boi się, nie wiem, kleszczy, komarów, UFO?
- O bycie UFO, posądziłabym jego ojca. - Powiedziała, uśmiechając się na widok lekko czerwieniących policzków przyjaciółki. - Musimy to wykorzystać.
- No nie wiem. - Powiedziała ciemnowłosa. - Mam wrażenie, że to nie wyjdzie...
- Słuchaj teraz uważnie. - Odezwała się mulatka. - On na ciebie leci, ale jeszcze tego nie ogarnął. Bo jest baranem. - Mari prychnęła śmiechem. - Nie chichraj się, ale bierz sandały i zapierdalamy do parku.
- Okej, nawet jeśli... - Uniosła brwi, sięgając do szafy z butami. - co niby miałabym mu powiedzieć?
- No wiesz. Może... - Odpowiedziała Alya, uśmiechając się. - z dnia na dzień coraz bardziej mi się podobasz. Masturbuję się, dotykając twojej parasolki...
- ALYA! - Uciszyła ją ciemnowłosa. - Wcale tego nie robię. - Nagle z łazienki wyszła Manon, a dziewczyna zbladła na myśl o tych wszystkich brzydkich słowach jakich używała mulatka.
- Och, a kogo my tu mamy? - Zapytała jej przyjaciółka, kucając, aby zrównać się z dzieckiem.
- To córka przyjaciółki mamy. - Powiedziała Marinette. - Dorabiam se na materiał.
- Ten z drobinkami? - Zapytała Alya. - Co widziałyśmy na zakupach ostatnio, drogie cholerstwo.
- Tak, ten. - Odpowiedziała, gdy dziewczynka do nich podeszła.
- Kto to? - Zapytała, ale nie czekała na odpowiedź. Pobiegła ku swoim zabawkom. Alya uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Najwyżej weźmiemy ją do opieki. - Uznała. - Jakby co, to jej przypilnuję.
- Nie zrobiłabym ci tego. - Złapała swoją przyjaciółkę za dłoń. - To mały demon. - Wyszeptała, w momencie gdy coś za nimi trzasnęło.
- Mam w domu dwa takie demony. - Odpowiedziała. - Wiem, co zrobić. Manon! - Krzyknęła, zwracając uwagę dziewczynki. - Teraz idziemy do parku. Otworzyli tam nową, super zjeżdżalnię.
- Ekstra. - Stwierdziła dziewczynka i pobiegła ubrać buty.
- Proszę bardzo. Chodźmy. - Marinette ruszyła za Alyą ku drzwiom. Wszystkie trzy wyszły z mieszkania i ruszyły w stronę parku.
W tym czasie prezenter telewizyjny radośnie wskoczył na podium pomiędzy dwie dziewczyny i wskazał dłonią na greenscreen.
- Oto chwila, na którą wszyscy czekaliśmy. - Uśmiechnął się radośnie, złączając dłonie. - A szczególnie nasze dwie koleżanki. Wkrótce jedna z nich będzie miała szansę zabłysnąć na wielkim ekranie. Kto podbił serca widzów? Uwaga! - Na ekranie zaczęły podliczać się głosy. Pomimo typowej urody Aurore, zdobyła ona o wiele mniej głosów. - Widać, że blondynki wyszły z mody. Przykro mi. - Ciemnoskóry mężczyzna uśmiechnął się do dziewczyny, ale ta rozżalona, wyszła ze studia. - Nie złość się, to tylko pół miliona głosów!
- Nie wierzę. - Nieświadomie mówiła do siebie, naciskając agresywnie przycisk windy, aż ta w końcu się otworzyła. - Jebany konkurs, oszukane i kurewskie wyniki. Chujowe zagrania. Pieprzona Mirelle. - Warczała. Po chwili zauważyła dziwnego motyla, który pomimo zamkniętych drzwi windy, wcisnął się do niej. Spanikowała i zaczęła wymachiwać parasolką, która miała być jej rekwizytem, po którym ludzie od razu by ją rozpoznawali. To bynajmniej nie odstraszyło owada, bo ten, zamiast odlecieć, wniknął w nią.
- Ohhh, Klimatiko. - Usłyszała głos w swojej głowie. - Masz świętą rację. Powinnaś wygrać. Odebrali ci to zwycięstwo.
- Doskonale to wiem. - Odpowiedziała mu, ściskając mocniej parasol w dłoni.
-Zemścisz się na nich. - Powiedział. - Ale w zamian dasz mi coś. Potrzebuję Miraculum Biedronki i Czarnego Kota. - Dziewczyna tylko kiwnęła głową, po czym poczuła, że jej strój się zmienia. Nie miała już na sobie delikatnej, jasnej sukienki obszytej koronką. Ubrana była w czarno-granatowy kombinezon, a na tym miała tiulową, dobraną kolorystycznie asymetryczną, krótszą z przodu, spódnicę. Jej włosy stały się czarne, chociaż nadal miała je związane w dwie długie kitki, które opadały lekko na ramiona. W dłoni miała swój rekwizyt, teraz broń. Czarną parasolkę, dzięki której mogła sterować pogodą.
Marinette nie mogła się napatrzeć, siedząc na ławce nieopodal pozującego Adriena. Na każdą jego nowa pozę, reagowała westchnięciem, a Alya na zachowanie przyjaciółki pobłażliwym uśmiechem.
- Okej i co teraz? - Zapytała mulatka.
- Nie wiem, nie sądziłam, że zajdę tak daleko. - Odpowiedziało jej zdziwione spojrzenie przyjaciółki. - Jego ojciec wystarczająco rzadko go puszcza. Spotkanie go graniczy z cudem.
- Może spróbuj zaprosić go na lody. - Zaproponowała mulatka. - Pogoda, aż się o to prosi. On zresztą też. - Adrien pomachał do dziewczyn. Marinette uśmiechnęła się rozanielona, natomiast jej przyjaciółka jedynie pobłażliwie pokręciła głową i odmachała blondynowi. Fotograf chrząknął, gdy Adrien za długo zwracał swoją uwagę na dziewczyny, zamiast obiektyw.
- Wiesz, czegoś tu brakuje. - Usłyszały obie mężczyznę, gdy ten zaczął się rozglądać na około.
- Mari, Mari! Ja chcę na karuzelę! - Odezwała się Manon. W ręku trzymała balona z podobizną Mirelle.
- Skąd to wzięłaś? - Zapytała zaskoczona ciemnowłosa, rozglądając się za jakimś sprzedawcą, ale zobaczyła w niedalekiej odległości tylko starszą kobietę, uspokajającą dziecko.
- Nieważne, obiecałyście mi karuzele! - Krzyknęła, irytując tym fotografa. Adrien uśmiechnął się jedynie czule, widząc jak jego przyjaciółka, próbuje zapanować nad sytuacją.
- Wiem, czego brakuje! - Zdecydował się fotograf, widząc spojrzenie blondyna w stronę ciemnowłosej. - Brakuje ci dziewczyny. - Dodał z uśmiechem. Adrien mimowolnie spojrzał na oddalającą się w stronę karuzeli Marinette. - Ty! - Wskazał na Alyę, siedzącą na ławce w cieniu.
- Co ja... - Jęknęła, wyciągając z torby jabłko.
- Zostaniesz dzisiaj nasza modelką. Powinniśmy mieć jakieś ubrania w twoim rozmiarze. - Blondyn uśmiechał się przepraszająco zza fotografa do mulatki.
- O nie, nie, nie! - Krzyknęła. - Co to, to nie. Ja się nie nadaję. Jestem niefotogeniczna, wyskoczył mi pryszcz i mam tłuste włosy. - Zaczęła wymyślać na poczekaniu z psotnym spojrzeniem. - Ale moja przyjaciółka, proszę pana, ona ma dyg. Zaraz z nią przyjdę, jest niedaleko. - Mulatka pobiegła w stronę ciemnowłosej.
- Mari, Mari! Ty masz więcej szczęścia niż myślisz. - Powiedziała. - Szukają statystki dla Adriena. Do pozowania.
- Och... - Mari poczuła jak się czerwieni, na myśl o wspólnej sesji z blondynem. - ale muszę niestety zostać z Manon. - Sprowadziła się na ziemię.
- Miałabyś z nim już sesję i nie musiała czekać do tej ślubnej. - Zawołała podekscytowana mulatka.
- Ty się tym bardziej ekscytujesz niż ja. - Zmarszczyła brwi. Poczuła nagły dreszcz pod wpływem chłodnego wiatru.
- Może. - Mruknęła z uśmiechem, po czym usiadła za dziewczyną na metalowym jednorożcu. - A teraz leć zdobywać swego księcia z bajki. - Ja się zajmę twoją kruszynką.
- No nie wiem. - Mruknęła nieprzekonana.
- Odpalisz mi dziesięć procent z zapłaty i tyle. - Uznała, wzruszając ramionami, a ciemnowłosa kiwnęła głową. - O! Albo mam lepszy pomysł. Zrobisz mi bluzkę z tego materiału! - Marinette się roześmiała i wskazała kciuk do góry, po czym ruszyła w stronę fontanny, gdzie trwała sesja. Nagle, gdy dziewczyna była parę kroków od Adriena, zrobiło się ciemno, a z nieba lunął rzęsisty deszcz.
- Nie zapowiadali dzisiaj urwania chmury... - Mruknęła do siebie, unosząc dłoń. Zrozumiała co się dzieje, dopiero gdy nad karuzelą powstała wielka kopuła lodu. - KURWA! - Podbiegła do Manon.
- Mari. - Zaszlochała dziewczynka. - Zimno mi.
- Wiem. - Powiedziała. - Wiem, przepraszam. - Klęknęła, aby zrównać się z jej wzrostem. - Posłuchajcie mnie uważnie. Poszukam kogoś, kto wam pomoże. Wejdźcie w głąb, aby nie być zbyt blisko lodu. Zbliżcie się do silnika i spróbujcie go uruchomić. Może chociaż trochę się tutaj nagrzeje.
- A jak nie wyjdzie? - Zapytała Alya.
- Znajdę pomoc. -Odpowiedziała. - Chociażby miała mi pęknąć żyłka, pomogę wam... a i przytulajcie się, okej? Cały czaaaaa...- Silny podmuch zmiótł ją spod karuzeli, sprawiając, że dość mocno się obiła. Spojrzała w górę na wściekłą dziewczynę zdmuchującą ludzi w różne strony. Jakiś maluch płakał nieopodal. Szybko podbiegła i złapała go pod pachami. - Chodź, ukryjemy się.
- Moja mama!- Zaszlochał. - Ona tam leży. - Wskazał palcem na przygniecioną drzewem, nieprzytomna kobietę. Marinette mogła jedynie przekląć. Szybko odnalazła jadącą w stronę parku policję i przekazała im chłopca.
- Na pewną zajmą się twoją mamą. - Dodała przed odejściem z nietęgą miną. Po tym wpadła pomiędzy jakieś budynki i szybko się przemieniła. Pierwsze co zrobiła, to pobiegła zobaczyć, co jest z mamą tego chłopca. Bo dotarciu, wyjęła ją spod drzewa, spostrzegając, że jej nogi są całkowicie zmiażdżone. Przełknęła ślinę, niepewnie przykładając palce do jej szyi i ucho do ust. Na szczęście kobieta żyła. Pomachała do zbliżających się funkcjonariuszy, wskazując na ofiarę złoczyńcy.
- I co, nadal jest lepsza?! - Krzyczała do przypadkowych osób zaakumanizowana. Z parasoli wystrzeliwała pojedyncze pioruny. Jeden z nich trafił starszego mężczyznę, który padł bez tchu na ziemię. Marinette szybko zdecydowała. Najpierw ukryje mieszkańców Paryża, potem załatwi się akumę.
Po umieszczeniu wszystkich osób w schronach, co było nadzwyczaj ciężkie, szczególnie przy kłócących się osobach, pobiegła do Alyi. Kucnęła, widząc jak obie przytulają się blisko środka karuzeli.
- Biedronko! - Krzyknęła mulatka w samym podkoszulku. Koszulę, która początkowo miała na sobie, założyła Manon. - Pokrywa jest coraz grubsza. - Powiedziała zmartwiona, podchodząc do bohaterki i zostawiając dziecko blisko silnika. - A w dodatku tworzą się sople.
- Postaram się to załatwić najszybciej jak umiem. - Powiedziała. - Serio. Teraz idź przypilnuj dziecka. - Dodała. Złapała za swoje jojo i objęła nim kopułę. Pociągnęła z zamiarem skruszenia lodu. Ten okazał się jednak zbyt gruby i śliski, więc broń dziewczyny zjechała po nim, nie zostawiając nawet rysy. Wzięła w dłoń jojo, przeklinając. - Dobrze, chyba trzeba pokonać inicjatorkę. - Szepnęła, po czym ruszyła na poszukiwanie ofiary akumy. Czarny Kot już ją znalazł, gdy niszczyła poszczególne banery z Mirelle.
- Elsa, co cię tak zmroziło? - Zapytał, zwracając uwagę kobiety i jednocześnie ją rozwścieczając.
- Jestem Klimatika! - Wrzasnęła, a mężczyzna zaśmiał się, zjeżdżając po metalowym płocie.
- Ochłoń Śnieżynko, bo zmienisz mnie w statuę lodową. - Powiedział. Dziewczyna zamachnęła się, aby go zdmuchnąć, ale jego już nie było. Więc zamiast superbohatera w tył poleciało kilka aut.
- Kocie, proszę cię! - Powiedziała Biedronka, wypuszczając go z sieci jojo. - Uważaj na siebie. Partnera mam tylko jednego. - Dodała.
- Moja Pani, ale ja sobie świetnie radziłem. -Uznał dumnie, próbując pocałować dziewczynę w dłoń. Ta niewzruszona, pokręciła pobłażliwie głową i wskazała na dziewczynę, która niszczyła każdą rzecz, kojarzącą się z Mirelle.
- Nie sądzę, abyśmy mieli czas na dyskusje. - Uznała, ruszając w jej stronę. - Zabezpieczyłeś swoją stronę miasta?
- Oczywiście, Kropeczko! - Odpowiedział, po czym nagle się zatrzymał. Dziewczyna odwróciła się w ich stronę, a w ulewie wyglądała zatrważająco. Blondyn przełknął ślinę.
- Chyba słyszałam grzmot. - Uśmiechnęła się radośnie, tak nieadekwatnie do sytuacji. Wycelowała w ich stronę parasol i strzeliła piorunem. Oboje uskoczyli.
- Czy chociaż raz Władca Ciem mógłby pokusić się o kogoś mniej niszczycielskiego? Nie wiem, na przykład pluszowego kotka? - Zapytał Czarny Kot pomiędzy unikami. - Nie, mordercze pioruny. To, to! - Biedronka w ostatniej chwili wskoczyła na swojego partnera i odskoczyła z nim kawałek dalej, aby uniknąć zbliżającego się kolejnego ataku.
- Do cholery, czy chociaż raz możesz się skupić! - Krzyknęła. - Czy proszę o wiele?- Czarny Kot uśmiechnął się przepraszająco, leżąc nad dziewczyną. - Naprawdę nie mamy na to czasu! Wstawaj!
- Dobrze. - Powiedział, robiąc to co ona mu kazała. Po chwili podał jej dłoń, aby jej pomóc.
- Rozumiem, że to może być twoja reakcja na stres, ale mamy poważną sytuację. - Stwierdziła, łapiąc go za ramię. - Chcę tylko odrobinę skupienia, a mniej głupich żartów.
- Nie mam głupich żartów. - Mruknął, z myślą, że Mari zawsze się z nich śmieje. Biedronka pokręciła rozbawiona głową.
- Potrzebujemy planu, Kotku. - Mruknęła, patrząc na odchodzącą przeciwniczkę. - Ona działa chaotycznie. W złości. - W tym momencie, jakby na zawołanie, Klimatika wydała z siebie jęk frustracji i wycelowała parasolem w wielki baner z twarzą Mirelle, po czym zniszczyła go błyskawicą.
- Może spróbujemy ją zaatakować z dwóch stron? - Zaproponował, a dziewczyna pokiwała głową. Oboje zaczęli biec po budynku, korzystając z przyczepności swoich kostiumów. Niestety dziewczyna usłyszała, jak biegną i za pomocą parasola zdmuchnęła ich boleśnie daleko.
W ostatniej chwili umknęli kilku samochodom, ale gdy zobaczyli, że w ich stronę nadlatuje wielki bus, wiedzieli, że nie zdążą uciec. Czarnemu Kotu śmierć zajrzała w oczy, ale Biedronka zareagowała natychmiastowo. Złapała chłopaka z szyję, przyciągając do siebie. Robiąc tarczę z jojo, wypaliła dziurę w szybie busu, w momencie, gdy ten na nich opadł. Szkło na około rozpadło się w drobny mak, a metal, z którego zrobiony był pojazd rozbił się w sobie, ograniczając superbohaterom ruchy. Oboje musieli dla własnego bezpieczeństwa kucnąć.
- Jest okej, Kotku? - Zapytała, puszczając go oraz dokładnie oglądając z każdej strony. Złapała jego twarz w dłonie oraz spojrzała w jego oczy. - Nigdy więcej tak nie rób. Musimy szybko reagować. To wojna.
- Przepraszam Biedronsiu. - Szepnął. - Chodź, musimy się stąd wynieść. - Dodał, uwalniając się niechętnie z jej rąk, po czym za pomocą kija wybił wyjście z auta. Oboje wyszli akurat w momencie, gdy na zniszczonych elektronicznych banerach wyświetliła się twarz złoczyńcy. Rozbawiona dziewczyna, z lekkim szaleństwem w oczach, stała przed green screenem, na którym wyświetlała się mapa Paryża z małymi burzowymi chmurami nad nią.
- Uwaga, uwaga! - Krzyknęła klaszcząc w ręce i wskazując na prognozę pogody. - Pomimo zapowiadanych upałów, okazuje się... OCH!- Wskazała parasolką na nagłe śnieżynki, ukazujące się wszędzie. - NAGŁE OCHŁODZENIE!
- Szkoda. - Westchnął Kot, patrząc na coraz to intensywniej padający śnieg. - Chciałem skorzystać z ostatnich, ciepłych dni.
- Kocie, powinieneś wiedzieć, że pogoda jest zdradliwa. - Ku zdziwieniu chłopaka dziewczyna zażartowała, odpowiadając na jego zaczepkę. - Mimo wszystko nie mamy teraz czasu na zabawy. Pewnie jest w studiu, trzeba tam pobiec.
- Masz jakiś pomysł, kim jest nasza oziębła znajoma? - Zapytał Kot, przemierzając na kiju kolejne kilometry, próbując zdążyć do budynku, nim zacznie się prawdziwa zamieć.
- Mam podejrzenia. - Mruknęła, zahaczając jojem o daleki punkt. - Dzisiaj był ten konkurs na pogodynkę czy tam prowadzącą.
- Aha, to ta druga? - Zapytał. - Nie śledziłem rywalizacji, miałem inne rzeczy na głowie. - Pomyślał o sesji i Mari, z którą nieomal pozował. Biedronka zobaczyła, jak w parku strażacy nadal próbują rozprawić się z wielką lodową kopuła nad karuzelą. Kilka sopli spadło już na metalowe imitacje zwierząt, ale Alya i Manon nadal chowały się pośrodku, przytulając do siebie. Chociaż ku przerażeniu ciemnowłosej, jej przyjaciółka nie reagowała już na wołanie funkcjonariuszy.
- Musimy się pośpieszyć. - Powiedziała stanowczo. - Pamiętam, że miała ten swój parasol, którym chciała się odróżnić od Mirelle. Chyba nazywała się Aurore. - Dodała, gdy weszli do budynku. Zaakumanizowana nadal żartowała sobie z pogody na wielkich telewizorach. - Miała powody, aby to oglądać. - Stwierdziła. Po dotarciu do odpowiedniego pomieszczenia zauważyli, że całe to wideo to tylko nagranie, a dziewczyny nawet tam nie ma.
- Kurwa. - Warknął chłopak. - Ja pierdole. Wykiwała nas. - W jednej chwili pogasły światła, a za sobą usłyszeli szaleńczy śmiech.
- Kocie, nic nie widzę! - Krzyknęła spanikowana dziewczyna. Chłopak szybko stanął blisko niej, aby w razie czego ją bronić.
- Koty dobrze widzą w ciemnościach, Moja Pani. Zaopiekuję się tobą. - Dziewczyna oparła się plecami o jego plecy.
- Dobrze, ufam ci. - Stwierdziła, a chłopak, ustawił się w pozycji bojowej.
- Władco, on widzi. - Powiedziała zirytowana Klimatika, unosząc się w powietrzu. - Miał nic nie widzieć! Mhm... Dobrze. - Odwróciła się i ruszyła przed siebie.
-Biedronsiu? - Dziewczyna wydała z siebie dźwięk, oznaczający, że go słucha. - Elsa nam ucieka.
- To biegniemy. - Powiedziała. Chłopak złapał ją za dłoń i wspólnie pobiegli za Klimatiką na dach. Trzy wielkie banery łagodziły wielką wichurę, która i tak niezwykle utrudniała pracę bohaterom. Marinette wyrwała dłoń Czarnemu Kotu, poddenerwowana i i spojrzała na złoczyńcę, która zachowywała się, jakby była w siódmym niebie. - To pułapka. Jest w swoim naturalnym środowisku. - Jak na zawołanie wokół ich zerwał się potężny wiatr, tworząc trąbę powietrzną. Dziewczyna nie widząc innego rozwiązania, wezwała swoja moc, a w jej dłonie spadł ręcznik.
- W sam raz jak się rozpogodzi! - Uznał Czarny Kot, a Mari spojrzała na chłopaka wkurzona. Klimatyka uniosła parasolkę w górę i przywołała grad. Adrien zareagował tym razem natychmiastowo - przyciągnął Biedronkę pod siebie i zaczął, za pomocą kija, tworzyć ochronną tarczę. - Myśl Kropeczko, szybko.
- Mam plan. - Stwierdziła po chwili. - Zniszcz ten baner. - Wskazała na jeden z plakatów.
- Kiedy? Chciałbym zaznaczyć, że padają na nas 10 centymetrowe kule gradu! - Odpowiedział dziewczynie.
- Zamiana. - Uznała. - Ty przyzwiesz swoją moc i unikając kul, zniszczysz baner, a kiedy się zawali, schowaj się pod nim.
- Dobrze. - Uznał i, jak zarządziła, tak zrobił. Sama akcja trwała pół minuty. Ofiara akumy nawet nie zdążyła zareagować. Baner strącił rurę wentylacyjną, dzięki której biedronka wraz z pomocą ręcznika uniosła się w powietrze. Wcześniej złapała Klimatikę za nogę, zahaczając o nią jojem, tym samym ściągając ją w dół. Uszkodzona rura wytrąciła jej z dłoni parasol i wtedy Marinette mogła go złapać oraz zniszczyć. Pogoda od razu się rozpogodziła, a grad ustał. Ciemnowłosa złapała odlatującą akumę i ją oczyściła, a następnie zwróciła szczęśliwy traf.
- Muszę coś sprawdzić, zajmiesz się nią? - Zapytała. Chłopak kiwnął głową, a dziewczyna natychmiast odskoczyła za pomocą swojego jojo w stronę parku. Adrien pochylił się nad Aurore.
- Hej, jesteś cała? - Zapytał, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Pamiętaj, że nic co się dzisiaj stało, to nie twoja wina. - Dodał szczerze.
- A co się stało? -. Jednak nie odzyskała odpowiedzi, ponieważ na dach wbiegli funkcjonariusze, a chłopakowi zapikał drugi raz pierścień.
- Zostało mi mało czasu, muszę lecieć. Oni ci wyjaśnią. - Stwierdził, po czym odskoczył za pomocą kija. Szybko wylądował w parku, gdzie w ustronnym miejscu się przemienił. Zobaczył jak jego fotograf się pakuje. - Proszę Pana! - Zwrócił jego uwagę. - Co się stało? Miały być zdjęcia z Marinette.
- No niestety nie dziś. - Powiedział jego fotograf z włoskim akcentem. - Niestety jej przyjaciółka, ta niefotogeniczna, trafiła do szpitala. Ma duże odmrożenia. Uratowała tę dziewczynkę, ale sama mocno przypłaciła i twoja koleżanka, nie mogła jej zostawić. - Chłopak spojrzał w stronę karuzeli zmartwiony.
Alya była przykryta kocem termicznym, a dłonie i stopy miała całe obandażowane. Jeden z ratowników właśnie aplikował jej zastrzyk przeciwtężcowy oraz coś na pobudzenie krążenia. Marinette trzymała Manon za rączkę, gdy ta spała już po leku na uspokojenie.
- Proszę się uspokoić. Dziewczynce nic nie jest. - Odezwał się ratownik do matki dziewczyny, która była tuż obok. - Weźmiemy ją tylko na obserwację.
- A Alya?- Spytała ciemnowłosa, patrząc na przyjaciółkę z daleka. Ratownik spojrzał na nią smutno.
- Jest bardzo odważną i dobrą dziewczyną. - Stwierdził. - Oby nie trzeba było nic amputować. - Dodał, a następnie zapakowali obie dziewczynki do karetek i odjechali. Matka Manon pojechała z nią, natomiast Marinette została w ciepłym parku. Westchnęła cicho, zmartwiona. Podskoczyła, czując czyjąś dłoń na ramieniu.
- Jak się czujesz? - Zapytał blondyn zatroskany. Marinette opadła na ławkę. Miała wrażenie jakby cały dzień biegała z jakimś niesamowitym ciężarem na plecach. - Rozumiem. - Powiedział siadając obok. Złapał nieśmiało jej dłoń, którą położyła na udzie i uśmiechnął się pocieszająco. Oparła swoja głowę o jego ramię.
- Martwię się. To co ten cały Władca Ciem robi... - Szepnęła. - Za kogo on się uważa. - Warknęła, czując ogarniającą ją wściekłość. - Myśli, że jest jakimś Bogiem? Że może sobie rozpętywać piekło i żądać jakiś Miraculów?!
- Nie martw się.- Chłopak puścił jej dłoń, po czym tą samą ręką ją objął. - Przyjaźnimy się, tak? W razie jakikolwiek problemów możemy na siebie liczyć.
- Tak, oczywiście. - Westchnęła z ulgą. Czuła się tak bezpiecznie w jego ramionach, więc zrobiło się jej przykro, gdy chłopak został zawołany przez ochroniarza do powrotu. Pomachał jej na pożegnanie i odszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top