Rozdział 10 - Lustrzane odbicie

 Westchnęła cicho, siedząc na krzesełku i przeglądając najnowsze pokazy mody. W końcu natrafiła na sesję z Adrienem. Zarumieniła się, na wspomnienie ich ostatniego wypadu. Trochę pogadali, mówił, że to jego pierwszy koncert. Potańczyli w rytm muzyki. Udało im się nawet kupić piwo w barze na dojrzały wygląd Nino i Kima. Niestety raz, bo jak tylko barman zobaczył Adriena, od razu zrozumiał, że są tymi licealistami i zażądał dowodu. 

- Jak ci się tak podoba. - Powiedziała Tikki. - To umów się z nim znowu. 

- Nie pamiętasz, jak to wyglądało za pierwszym razem? - Zapytała dziewczyna lekko rozdrażniona, okrywając się kocem. Może i była już wczesna wiosna, ale nadal było zimno. 

- Tak. - Skrzywiło się kwami. - Trochę to nawet było zabawne.

- Może dla ciebie. - Mruknęła. - Ja myślałam, że umrę na zawał albo dostanę udaru. Ale jego oczy. Jak patrzy na mnie z tą niewinną szczerością. Taką miękkością. No rozpływam się.

- Mam pomysł, a gdybyś nie patrzyła mu w oczy? - Zapytała Tikki. - Na przykład, przez telefon?

- Świetny pomysł... - Mruknęła dziewczyna szukając kontaktu do chłopaka, zapisanego gdzieś na kartce w torbie.  - Cholera. Chyba je zgubiłam...

- Poproś o nie Alyę. - Mruknęło stworzonko. - Marinette zadzwoniła po przyjaciółkę, a ta zjawiła się tam natychmiastowo, przyjeżdżając na rowerze.

- Dziewczyno! W końcu! Myślałam, że nigdy się nie zdecydujesz. - Powiedziała.

- Przecież byłam z nim na koncercie. - Zmarszczyła brwi ciemnowłosa, a Alya prychnęła pod nosem.

- Tego nie da się nazwać randką. Pocałował cię? - Marinette oblała się takim rumieńcem, że nawet jej szyja przybrała kolor dorodnego pomidora. Zaprzeczyła ruchem głowy. - Trzymaliście się za rękę albo objął cię ramieniem?

- Raz musnął mój palec swoim. - Wtrąciła niepewnie, a mulatka spojrzała na nią powątpiewająco. - Ale chciał, aby była to randka.

- To musicie jakoś sprawić, aby wyszła z tego randka. Gesty. Cokolwiek. - Westchnęła Alya i sięgnęła po zeszyt z biurka Mari. - Nie mam zamiaru ryzykować, że zaczniesz się jąkać przez telefon... Nie patrz tak na mnie, wiesz jaka jesteś. Dokładnie napiszemy co masz powiedzieć.

- No dobra. - Westchnęła. - Ale czy to w ogóle będzie brzmiało naturalnie?

- A czy twoje ostatnie " koncert!", było naturalne? - Zapytała. - Umiesz z nim rozmawiać tylko, gdy gadacie jako kumple. Jak już zaczynasz widzieć w nim potencjalnego chłopaka i chcesz się umówić twoje zwoje przestają stykać. 

- Powinnam się obrazić. - Westchnęła, biorąc zapisaną kartkę i telefon z wybranym numerem. - Gdyby nie to, że masz rację. - Przytknęła telefon do ucha i czekała, aż chłopak odbierze. Po chwili włączyła się sekretarka. - Poczta głosowa...

- Nagraj się. - Odpowiedziała jej Alya. 

- Kto tak niby teraz robi. - Odpowiedziała Mari, marszcząc brwi, po czym zapominając o tekście, zaczęła mówić. - Cześć, Adrien. Ja ten no... Ehhh. Tu Mari. Na koncercie było milo. Chciałabym to kiedyś. Pa! - Po czym odrzuciła telefon na biurko, myśląc, że się wyłączyła. - Całkiem nieźle... Przynajmniej nie zaczęłam paplać, jakie to ma obezwładniająco piękne oczy. Ta zieleń sprawia, że nie potrafię sklecić przy tobie jednego zdania, a jednak chciałabym się z tobą umówić. Chciałabym, abyś trzymał mnie za rękę, obejmował  kinie i może kiedyś pocałował.

- Aby odsłuchać wiadomość wciśnij jeden... - Usłyszały cichutki głosik, dobiegający w telefonie. Alya zasłoniła usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem, a Marinette rzuciła się na telefon.

- Trzy, trzy! - Pisnęła spanikowana, aby szybko usunąć wiadomość. Drżącym palcem kliknęła zamiast trójki, dwójkę, a jej słowa ruszyły prosto do Adriena. - O Chuj.

- Nie jest tak źle. - Szepnęła, do łkającej na łóżku Marinette. - Przynajmniej nie mówiłaś nic, że masturbujesz się do jego parasolki. - Z ust Mari wydobyło się coś pomiędzy szlochem, śmiechem, a słowami "wcale nie". - Z resztą już po ptakach. Nic nie musisz ukrywać. - Uśmiechnęła się. 

- Może i masz rację. - Westchnęła dziewczyna. - ALE ON MNIE ZNIENAWIDZI! - Załkała. - On nie może tego odsłuchać, nie może. - Zerwała się z łóżka i złapała przyjaciółkę za ramiona, potrząsając nią. 

- Dziewczyno! - Jęknęła mulatka, próbując uspokoić przyjaciółkę. - Coś cię opętało?

- UMRĘ ZE WSTYDU! - Załkała, szlochając dziewczynie w koszulę, a ta głaskała ja po plecach. - Napisz mi na nagrobku "Kochana córka, wierna przyjaciółka, wspaniała projektantka".

- Nie histeryzujesz trochę? - Zapytała Alya, lekko zirytowana. - Stało się. Już nic więcej nie zrobisz. Nawet jakbyś chciała mu skasować tę wiadomość to musiałabyś wiedzieć gdzie jest. A chyba nie wiesz.

- Oczywiście, że nie. - Powiedziała. - Są ferie wiosenne i oboje mamy wolne. Skąd mam wiedzieć, co on robi w ferie wiosenne. Nie jestem jakąś pojebaną stalkerką. 

- No, właśnie. - Odpowiedziała dziewczyna. - Więc po sprawie. Nic się nie stało. Zobaczysz, wrócicie do szkoły i nie będzie zdarzenia. - Stwierdziła, ale obie wiedziały. Wiedziały, że to nie prawda. 

***

W tym czasie Adrien biegł w stroju Czarnego Kota na odsłonięcie pomnika. Obiecał wraz ze swoją Biedronsią, że się tam zjawią jako goście honorowi, a już był chwilę spóźniony. Głupie wymysły jego ojca. Powoli miał dosyć dziesiątek zajęć dodatkowych oraz bezsensownych zajmowania jego czasu. Gra na fortepianie nawet nie sprawiała mu przyjemności. Nie mówiąc już o szermierce. Korzystał z każdej okazji, aby się wywinąć z zajęć, ale niewiele to dawało. Ojciec wysyłał go nawet przeziębionego. Miał wolne tylko wtedy, gdy miał w trakcie zajęć dodatkowych, sesję. Po drodze kątem oka zobaczył Marinette i Alyę okrytą kocem na balkonie, które przyjemnie sobie gawędziły, chichocząc co jakiś czas. Zatrzymał się na chwilę, aby przyjrzeć się dziewczynie, a następnie ruszył ku parkowi. 

- Witam serrrrdecznie! - Wylądował gładko na zasłoniętym plandeką pomniku. - Spojrzał w kierunku dziewczyn, gdzie zobaczył jak obie obserwują go uważnie. Marinette mówi coś i chowa się do środka. 

- Czarny Kocie. - Odezwał się autor pomnika. - Czemu nie ma Biedronki? - Mężczyzna miał około czterdziestu lat, a w dłoni trzymał wielokrotnie składany wycinek z gazety. Po przyjrzeniu się, Adrien zobaczył na nim Biedronkę na jednej z misji, uchwyconej dronem. Zmarszczył brwi, bo papier był dziwnie zabrudzony. 

- Na... Na pewno zaraz się pojawi. - Mruknął. - Chwilowo muszę ci wystarczyć. - Nagle zadzwoniła do niego jego partnerka. Szybko odebrał. - No Biedronsiu, czekam na ciebie. 

- Przepraszam Kocie, nie dam rady. - Szepnęła do niego. - Mam pewne utrudnienia i nie dam rady się zjawić. Ale na pewno dasz rade sam. - Po czym się rozłączyła. Chłopak uśmiechnął się łagodnie na wiadomość, że dziewczyna w niego wierzy. 

- Czarny Kocie? - Artysta znów się odezwał. Przez drobny patyczek, nadający mu infantylnego i niepokojącego wyglądu, ciężko było go zrozumieć. - To zjawi się?

- Niestety. - Westchnął. - Ma pewne prywatne sprawy. 

- Szkoda. Chciałem ja prosić o autograf... Może i spotkanie. - Oblizał usta, przechodząc z nogi na nogę. - Jest taka niesamowita, niezależna, a jaka seksowna. 

- Raczej nie zgodzi się na spotkanie... - Szepnął Adrien, czując się w obowiązku chronić swoją partnerkę przed tym dziwnie niepokojącym mężczyzną. 

- Musimy już zaczynać. - Odezwać się Mer. - Skoro Biedronka się nie zjawi. Pozwolą Panowie. - Staną naprzeciw tłumu. Adrien kątem oka zobaczył, że Mari znów pojawiła się na balkonie i wtuliła w swoją przyjaciółkę. Był ciekawy co takiego się wydarzyło, że mulatka wolała zostać z ciemnowłosą by ją wesprzeć niż nagrać odsłonięcie pomnika. - To zaszczyt, że możemy oddać hołd tym, którzy każdego dnia starają się dbać jak mogą o bezpieczeństwo miasta. Upamiętniajmy jednak wszystkich tych, którzy nieszczęśliwie stracili życie w tych atakach. Oby było ich jak najmniej. Oby nasi bohaterowie byli jak najbliżej złapania Władcy Ciem. 

Odsłonił pomnik. Ukazywał on Biedronkę i Kota, którzy niczym tarcza stali nad tłumem ludzi. Na podstawie wypisane było " Ku tym, których nie może być teraz z nami". Marinette, która oglądała to z daleka, zrobiło się ciepło na sercu, bo jeszcze nigdy nie poczuła się, aż tak doceniona. Czarny Kot też poczuł się wzruszony. 

- Bardzo dziękujemy za ten pomnik. - Odezwał się do mikrofonu. - Też mamy nadzieje, że jesteśmy tylko bliżej ku złapaniu Władcy Ciem. Łączymy się w bólu z rodzinami, którzy stracili kogoś bliskiego, jednocześnie przyrzekamy wam wszystkim. Będziemy was chronić do ostatniego tchu. Do naszej ostatniej chwili. - Skończył i odszedł z piedestału. Po dłuższym czasie, ludzie zaczęli się rozchodzić. Adrien uścisnął dłoń Merowi i chciał się również pożegnać z autorem rzeźby, gdy zauważył jego smutny wzrok, wpatrzony w biedronkę. Było coś żałosno-smutnego w zachowaniu mężczyzny. 

- Mimo wszystko, liczyłem że przyjdzie. - Westchnął, patrząc na obrazek w swoich dłoniach. - A chciałem jej pokazać jak bardzo ją... Kocham. - To było dla Adriena za dużo. Jego partnerka na pewno miała nie więcej lat niż On. A ten oblech ma czterdziestkę. To niesmaczne, jak patrzy na nią tym pożądliwym wzrokiem. Jak na jakiegoś dorodnego eklerka. 

- Chyba cię rozczaruję. - Warknął Kot. - Ale mnie i Biedronkę coś łączy. 

- Serio? - Zapytał szczerze zdumiony chłopak. 

- Tak. - Odpowiedział mu. - Jest między nami pewna zażyłość. Bliskość. - Skończył. Miał nadzieje, ze ucięło to dziwne ciągoty mężczyzny. Oparł się o swój kij i z jego pomocą odskoczył. Nie widział jak wściekły artysta odchodzi i wpatruje się w Biedronkę na zdjęciu jakby miała mu odpowiedzieć na niezadane pytania. 

- Niby czemu on? - Zapytał w końcu. - Ze mną byłoby ci lepiej. Uszczęśliwiłbym cię. Zadowolił. - Oblizał się, patrząc w niebo. - Nie jesteś jej wart, Czarny Kocie.

- Tez tak uważam. - Usłyszał głos Władcy Ciem. - I pomogę ci zdobyć Biedronkę Kotowtórze. - Chłopak uśmiechnął się, oblizując usta, po czym przemienił w idealną kopię Czarnego Kota. Jedyne co zostało to patyczek w ustach i zdjęcie Biedronki, w które wniknęła akuma.

***

Adrien wrócił jak gdyby niby nic do domu. Wyłączył nagranie któregoś z sonetów Mozarta i spojrzał na telefon, zdejmując z siebie przemianę. Zmarszczył brwi. 

-Wiadomość, od nieznajomego numeru. - Mruknął. Po chwili odpalił ją i usłyszał słodki głos Marinette. Potrzasnął głową na swoje myśli. Z każdym słowem jednak jego uśmiech bladł, a on sam robił się co raz bardziej czerwony. Zaczynał powoli rozumieć, czemu Alya poprawiała dziś humor dziewczynie. Wiadomość się skończyła, a On usłyszał charakterystyczne piknięcie. Miał wrażenie, że serce wyskoczy mu przez gardło albo klatkę piersiową. Gorączkowo myślał nad tym co usłyszał. - Tak. Też chciałbym. - Mruknął do siebie cicho. - Co... Co zrobić? 

Zaczął się rozglądać po pokoju. Był zamknięty, a do wieczora miał ćwiczyć grę na fortepianie. Spojrzał przez okno, potem na Plagga. Potrząsnął głową. Nie może się tam zjawić jako Czarny Kot. 

- Co robić... - Szeptał gorączkowo, odsłuchując wiadomość. - Nie chce czekać do końca przerwy wiosennej, aż ją spotkam. 

***

Natomiast Marinette marzyła, aby spotkać go dopiero w szkole. Uważała, że chłopak jej nienawidzi, a Ona jest całkowicie przeklęta przez jakiegoś demona pecha. Westchnęła głęboko. Po paru rundach w Scrabble z Alyą ( i sromotnych porażkach), w końcu się z przyjaciółką pożegnała i została sama z Tikki.

- Pewnie już odczytał. - Westchnęła ciemnowłosa. - I już mnie nienawidzi. 

- Histeryzujesz. - Mruknęło stworzonko.

***

Złoczyńca w tym czasie szedł sobie korytarzem Luwru. Mijał kolejne obrazy, a ludzie z zaciekawieniem wpatrywali się w bohatera. Chłopak dotarł do jednego z bardziej strzeżonych obrazów, stal przy nim nawet strażnik. 

- Przyszedłem tylko pożyczyć. - Uśmiechnął się, biorąc "Mona Lisę" i Szybko, nim całe muzeum się zamknie uciekł. Ludzie w szoku nawet nie zareagowali. Nie byli w stanie się odezwać, tylko jeden chłopak nagrywał. 

***

Adrien, któremu udało się namówić ojca, by mógł pojechać do koleżanki zrobić "projekt", siedział w aucie, myślał gorączkowo, co powie Mari. Może co zrobi. Złapie ją w pasie, a może wplącze dłonie w jej włosy. Obejmie ją mocno. Nagle z zamyślenia wyrwała go Nadia Chamack. 

- Wiadomość z ostatniej chwili! Okradziono Luwr z jej największego dzieła. Sprawcą jest podobno Czarny Kot. Czy to prawda? - Adrien zmarszczył brwi. Chłopak odpalił wiadomość na małym monitorze wbudowanym w przednie siedzenie. - Mamy nagranie, które niestety nie pozostawia złudzeń.

- Ten obraz ma pazurrr. - Głos wręcz łudząco podobny do jego wydobył się z człowieka identycznego do niego, ale to nie był On. Więc było tylko jedno, nieszczęsne rozwiązanie. Akuma. Wyszedł z auta pod domem Mari, ale nadzwyczaj niezaadowolony, nie ruszył ku dziewczynie. Chociaż bardzo chciał. Tak bardzo chciał. Zza rogiem, w uliczce przemienił się. Jak tylko poszedł pod Luwr, zatrzymała go policja. 

- Serio? - Zapytał, wyraźnie poddenerwowany. - Uważacie, że ukradłbym obraz? Chronię was!- Jeden z policjantów spojrzał na niego podejrzliwie, ale kazał opuścić broń swoim podwładnym. 

- A jak mamy Panu wierzyć? - Zapytał. - Może Pan udowodni, że jest Pan Czarnym Kotem?

- Proszę poczekać. - Otworzył swoja broń i połączył się video z Biedronka. - Złoczyńca nie będzie miał możliwości dodzwonienia się do Biedronsi. Trzeba mieć miraculum. 

- Już Biegnę Kotku. - Usłyszeli głos dziewczyny. - Widziałam nagranie, jestem pewna, że to akuma. Już kontaktowałam się z mediami. 

- Powiedz policji, że to ja. - Powiedział żałośnie. - Oni chcą mnie zakuć. 

- Proszę Pana. - Odezwała się. - Nowy złoczyńca jest lustrzanym odbiciem Czarnego Kota. Błagam, proszę ewakuować ludzi do bunkrów. To może wydawać się nieszkodliwe, ale pamięta Pan jak było z Panem Gołębiem? - Policjant skrzywił się, ale po chwili odwrócił oraz zaczął wyprowadzać innych z terenu. Czarny Kot ruszył ku Luwrowi, aby go przeszukać. Szybko znalazł tam krótki, pogryziony patyczek. 

- Co to w ogóle jest, ani to słomka, ani wykałaczka. - Skrzywił się z obrzydzeniem. - Biedronsiu, wiem kim jest złoczyńca.

- Kim? - Zapytała. 

- To ten artysta. Od pomnika. - Chwile się zastanowił. Przed oczyma nagle stanęła mu postać Marinette. Spojrzała na niego tymi oczyma. "Chciałabym." Warknął pod nosem. Teraz, to On powinien się całować, a nie grać w kotka i myszkę ze swoim odbiciem. - Idę tam.

- Nie. - Szepnęła, ale zamknął chat i z pomocą kija ruszył ku pracowni mężczyzny. Szybko znalazł starą remizę przerobioną na miejsce pracy mężczyzny. Wszedł do pustego pomieszczenia i rozejrzał się wokół. W oczy rzuciły mu się plany pomnika na ścianach i wielki karton na środku. Zadzwonił do swojej partnerki.

- Wysyłam ci gdzie jestem. - Szepnął, sięgając po kartkę pozostawioną luzem. - Mamy kota w worku... - Przeczytał, po czym nagle, jak na jego słowa odpaliła się pułapka, wiążąc go w metalowych łańcuchach.  Były na tyle krótkie, że musiał uklęknąć. - Kotaklizm. - Przyzwał swoją moc, chcąc uwolnić się z więzów, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, ktoś złapał go za nadgarstek i przekierował jego dłoń na deskę. Pył poleciał na podłogę, a On nadal pozostał uwieziony. 

- Nie wiem co Ona w tobie widzi. - Powiedział złoczyńca stając przed chłopakiem. Czarny Kot nie mógł się ruszyć. Jego pierścień, zaczął odliczać już minuty do przemiany. - Jesteś żałosny. 

- A ty obleśny. - Powiedział chłopak. Złoczyńca kopnął go w twarz, sprawiając, ze ten upadł na podłogę, krzewiąc się lekko.

- Tsa... - Mruknął, po czym wyjął mu zza pasa dzwoniący kij. Odebrał telefon od biedronki. - Szybko, złapałem tego oszusta. 

- Będę tam za trzydzieści sekund. - Powiedziała, a chłopak uśmiechnął się do Czarnego Kota zwycięsko. 

- Nie, nie! Biedronsiu! - Serce go zabolało. Gdyby się tak nie śpieszył, poczekał na nią. Teraz jest w niebezpieczeństwie i on, i Ona. - To pułapka! - Niestety mężczyzna już się rozłączył, a następnie kopnął go drugi raz, tym razem w brzuch. 

- Spóźniłeś się. - Syknął. - Od tej pory ona kocha mnie!

- Kocha mnie? - Zapytał przez chwilę zbity z tropu. Po chwili przypomniał sobie jednak poranną rozmowę. - TAK! Kocham ją, a Ona mnie! Dlatego szybko rozpozna, że jesteś tylko obrzydliwym oszustem. - Artysta kopnął go z kolana w nos, a następnie przygwoździł do podłogi.

- Nie mogę się doczekać, aż zabiorę ci miraculum i zobaczę kto taki kryje się pod tą maską. - Mruknął, sięgając po unieruchomioną rękę. Ze skupienia wybiła ich sama biedronka, która wskoczyła do pomieszczenia i biegła w jego kierunku. Oszust wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem, oblizując wargi.  - Ohh, niebiańska istoto, nareszcie przyszłaś. Dziewczyna stanęła przed nimi, spojrzała najpierw na jednego, potem na drugiego.

- Jesteście identyczni. - Powiedziała marszcząc brwi. - Gdzie ma akumę? - Zapytała złoczyńcę nadal przekonana, że to oszust został złapany. Po chwili jednak naszła ją myśl, że niby jak miałby zostać złapany w taką pułapkę. 

- W pierścieniu! -  Mężczyzna był wyjątkowo podekscytowany, co jeszcze bardziej zdziwiło Mari. Jej partner bywa czasem rozkojarzony, owszem, ale nie cieszy się z czyjegoś upokorzenia i bólu. Spojrzała na obitą twarz Czarnego Kota. Chyba jej Czarnego Kota. Musiała mieć jednak pewność. Sięgnęła po rękę chłopaka i spojrzała na pierścień. Trzy poduszeczki już zniknęły. 

- Ma nawet te same moce. - Powiedziała, nawet nie próbując mu zdjąć miraculum.

- Dobra kopia. - Wzdrygnął ramionami mężczyzna. - Szybko, musimy zniszczyć akumę!

- Jeżeli nie wierzysz, że to ja Biedronsiu. - Odezwał się unieruchomiony. - To zapytaj go o naszą wieczorna randkę. - Chłopak mrugnął jednym okiem, tak, aby tylko ona zauważyła. 

- Dobrze... - Szepnęła niepewnie. - Pamiętasz, że jesteśmy umówieni dziś wieczorem? - Zapytała złoczyńcę, patrząc na niego bez cienia złych intencji. 

- Ja... - Chłopak zarumienił się od samej myśli. Randka z jego ideałem. - Tak, oczywiście! - Zakrzyknął, nie widząc niebezpiecznego błysku w oczach dziewczyny. - Sprawię, że to będzie niezapomniany wieczór. - Oblizał usta. Dziewczyna spojrzała na niego z odrazą, po czym odkopnęła go pod ścianę, jak najdalej od swojego partnera. 

- To ciekawe, bo ja nic takiego nie pamiętam. - Uniosła brwi. - Czarny Kot i Ja to płaszczyzna tylko czysto zawodowa.

- Biedronko, kocham cię! - Zakrzyknął artysta. - Bardzo! Jestem lepszy od tego czegoś. - Wskazał na Czarnego Kota, który próbował uwolnić się z łańcuchów. 

- Może i ma pewne wady, ale ufam mu bezgranicznie. - Stwierdziła dziewczyna. - Nigdy mnie nie okłamał. 

- Yyyygh. - Warknął. - Mam dosyć, nie chcesz mnie, to nie będziesz mieć nikogo. - Po czym przywołał kotaklizm i ruszył na uwięzionego chłopaka. Biedronka musiała szybko myśleć. Byli w kiepskiej pozycji. Przywołała swój Szczęśliwy traf, a w dłonie trafiła się jej łyżka. Chwilowo, nie mając na nią pomysłu, włożyła ją w zęby. Widząc nabiegającego chłopaka, złapała łańcuchy, w które uwięziony był jej partner i podstawiła pod atak. 

- Dzięki. - Powiedział, rozmasowując sobie nadgarstki. Po chwili zaatakował Kotowtóra, odpychając go jednym ruchem pod ścianę, aż ten siłą tego uderzenia zburzył ją. 

- Uważaj. - Powiedziała. - Ratujemy ich! Wiesz gdzie jest akuma?

- W twoim zdjęciu z gazety. - Powiedział. - Chowa je sobie do kieszeni w stroju.

- Masz kieszenie? - Zapytała zdziwiona. - Tez powinnam trochę dłużej pomyśleć zanim pierwszy raz się przemieniłam. 

- Załatwmy to szybko. - Spojrzał na swoje dwie poduszeczki na pierścieniu, po czym ruszyli do ataku. Walka była wyrównana. Ze strojem i mocą, dostał również umiejętność Czarnego kota. Odbijał każdy atak blondyna, a Biedronka miała wewnętrzny problem, aby go zaatakować. W końcu wyglądał jak jej partner. W pewnym momencie oparła się o jakiś słup i spoglądała z góry jak Czarny Kot walczy sam ze sobą. Zobaczyła, że Oszust walczy dwoma kijami.

- Mówiłem, że jestem lepszy. - Stwierdził, po raz kolejny odbijając atak Adriena. Marinette zmrużyła oczy i wyrwała mu jojem, kij. 

- A ja, jestem lepsza od was obu.- Oddała kij kotu. - Razem wziętych.  - Chłopacy znów zaczęli walczyć. Walka była wyrównana, póki na raz nie wytrącili sobie broni. Wtedy dziewczyna postanowiła się wtrącić. Zeskoczyła na podłogę i złapała jednego z Kotów za nadgarstek.

- Co robisz? - Zapytał chłopak. - Ja jestem prawdziwy!

- Nie, to oszust. - Odpowiedział mu drugi, nie chcąc, aby dziewczyna opuściła jojo. Biedronka otworzyła oczy w szoku. 

- Chyba sobie kurwa jaja robicie?- Zapytała, wyraźnie już zdenerwowana. - Pierścień. - Złapany za rękę Kot, pokazał jak znika mu przedostatnia poduszeczka. Wypuściła go. Mieli dwie minuty, więc musiała się zastanowi, co zrobić. W końcu wpadła na pomysł jak wykorzystać łyżkę. Z pomocą jojo i kija Kota, zrobiła bardzo prowizoryczną wędkę z wykrzywioną łyżką na końcu. - Te plany są coraz głupsze. -Szepnęła do siebie, słysząc tylko jak jej partner walczy. 

Zarzuciła jojo, aż za filar, po czym jak kotowtór był na Czarnym Kocie, zaczepiła łyżką o jego pasek, imitujący ogon i zawiesiła go pod sufitem. Parę razy obwiązała go sznurkiem, po czym wyjęła zdjęcie z kieszeni. Rozdarła je, już stojąc na podłodze. Najpierw odrzuciła łyżkę, aby móc mieć jojo w ręce, a następnie oczyściła akumę. 

- Miło, że odróżniłaś mnie od oszusta. - Powiedział, łapiąc czterdziestolatka. - Ale nie zostawaj z nim długo, proszę. 

- Dobrze. - Odpowiedziała. - Dziękuję, że się o mnie martwisz, a teraz biegnij. Twoje kwami i tak przetrzymuje tę przemianę. 

- O tak, zasłużył na wielki kawal sera. - Ciemnowłosa zachichotała i pochyliła się nad rzeźbiarzem. 

- Gdzie jestem, co jest? - Zapytał skołowany. - Biedronka?

- Przepraszam, że nie było mnie na odsłonięciu twojego pomnika. Jest niezwykły, serio. Pełen emocji. - Powiedziała, gdy stanęli twarzą w twarz, prawie, bo dziewczyna była od niego o połowę niższa. - Niestety miałam prywatne sprawy. 

- A podpiszesz się na zdjęciu? - Zapytał chłopak. Dziewczyna wzięła od niego długopis. Pisząc, zauważyła dziwne skruszone plamy. Zaczynała rozumieć, czemu miała długo nie zostawać. - Muszę już się zbierać. - Powiedziała, oddając mu zdjęcie i nie chcąc myśleć co będzie z nim robił. Szybko z pomocą jojo uciekła z opuszczonej remizy i znalazła się w swoim pokoju, gdzie zdjęła z siebie strój. Odetchnęła głęboko, szukając koca. 

***

Adrien trafił pod dom Mari, ale musiał podejść tam już w cywilnej formie, bo Plagg, nie był w stanie dłużej utrzymać jego przemiany. Ja tylko złapał za klamkę od drzwi piekarni, usłyszał za sobą klakson. No tak... Skrzywił się, myśląc ile czasu zmarnował na walkę. Podszedł do przedniego okna.

- Daj mi proszę pięć minut. - Powiedział kierowcy błagalnie. - Proszę. - Mężczyzna spojrzał jedynie na zegarek i zaprzeczył ruchem głowy, a następnie z pomocą guzika otworzył tylne drzwi. Blondyn z ciężkim sercem wsiadł do auta. Musiał się pogodzić z myślą, że spotka Mari, dopiero w szkole, bo teraz ojciec go nie puści za szybko. Odjechali w kierunku willi pod czujnym spojrzeniem ciemnowłosej, która obserwowała ich z balkonu. I za cholerę nie rozumiała. Co chłopak tam robił?



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top