⑦⑧

To "the end" na końcu poprzedniego rozdziału napisałam dla siebie, bo byłam całkowicie potyrana ślęczeniem nad tym rozdziałem, bo tak długo zeszło mi pisanie go. Później zaczęłam szukać literówek do poprawek i kompletnie o tym zapomniałam. Jak się zorientowałam, że tego nie usunęłam, było trochę za późno, bo część z was zaczęła spekulować, a usunięcie tego kilka dni od update'u pewnie nasunęłoby więcej pytań.

Słowa: 17,6k.

———

W ciągu zaledwie tygodnia Lauren i Camila — a właściwie w głównej mierze Lauren — odmówiły spotkania z rodziną Jauregui. Wytłumaczyły się dużą ilością pracy, chociaż było to dość oczywiste, że to wyjaśnienie jest słabą wymówką. Z drugiej strony, zdaniem Lauren, zapoznanie z jej rodzeństwem, a tym bardziej rodzicami może być zbyt dużym krokiem. Siłą rzeczy mogłyby usłyszeć niewygodne pytania, a jak na razie wolała nie wystawiać cierpliwości i pomysłowości przy niezręcznych sytuacjach Cabello na próbę.

Chociaż dynamika w relacji między kobietami nie uległa jakiejś diametralnej zmianie, ponieważ i tak od dłuższego czasu zachowywały się jak para, wolały wstrzymać się z tym typowym zapoznawaniem najbliższych. Wolały skupić się na sobie, tym bardziej Lauren, która miała nadzieję, że naprawdę nie okaże się po krótkim czasie jakąś zazdrosną dziewczyną. Co prawda powiedziała o swojej przeszłości i jakie to miało konsekwencje dla pokładów zaufania, które mogła zaoferować, ale chciała się postarać — chciała być maksymalnie wyrozumiała i rzeczywiście rozmawiać z Camilą, kiedy było to konieczne, zamiast przemilczać jakieś sytuacje, a później kumulować w sobie jakieś negatywne odczucia.

Jak na razie, choć minął tylko tydzień, szło jej z tym całkiem dobrze. Wyszły zaledwie tylko raz na obiad poza dom, ale Lauren cieszyła się, że nie odczuwała żadnej znacząco większej różnicy — najbardziej obawiała się tego, że zacznie czuć się przytłoczona, nawet jeśli Camila nie przykładałaby do tego ręki. Brała pod uwagę możliwość, w której zacznie wmawiać sobie niepotrzebne scenariusze i przez to oderwie się od rzeczywistości na tyle, aby pozwolić kompleksom przejąć nad nią kontrolę.

— Wszystko w porządku, Lauren?

Camila zatrzymała się tuż za plecami kobiety, po czym ucałowała odsłonięty kark brunetki, a na koniec potarła dłońmi częściowo odkryte ramiona.

— Tak, po prostu się zamyśliłam — przekręciła nieznacznie głowę do Alfy. — Wracając do poprzedniego tematu... Skoro chciałaś piec, w czym mogę ci pomóc? 

— Och, okej. Wolałam się upewnić — powoli zabrała dłonie z ciała Jauregui. — Robimy babeczki, w dodatku z pudełka, więc raczej najgorsze, co nas czeka w tym wszystkim, to równomierne przelanie ciasta do foremek. Zawsze robi się przy tym bałagan, więc liczyłam tutaj na twoją pomoc. Z resztą dam sobie radę.

— Ach, więc jestem od brudnej roboty? — Starsza ułożyła dłonie na szczycie swoich bioder po odwróceniu się do swojej dziewczyny. — Dobrze wiedzieć.

— Nie... Nieprawda... Po prostu myślę, że lepiej sobie z tym poradzisz niż ja. Z naszej dwójki to ja jestem fajtłapą z moimi dłońmi.

Lauren uniosła brew.

— Kiedy trzeba to masz całkiem sprawne dłonie — oblizała powoli usta. — Ale okej... Niech ci będzie. Zanim na dobre się za wszystko weźmiemy, przygotujmy sobie składniki i roztopmy masło, żeby zdążyło trochę wystygnąć.

— Dobry pomysł — Camila skinęła głową, po czym odwróciła się na pięcie, aby Lauren nie zobaczyła odrobinę speszonego wyrazu twarzy na swój własny dwuznaczny komentarz. Chociaż minęło tyle czasu, Cabello nadal nie zawsze była przygotowana na takie uwagi. — Rozmawiałaś z Allyson? — Zmieniła chwilę później temat.

— Widziałam się z nią dwa dni temu, więc tak. A jeżeli pytasz konkretniej o to, czy jej o nas powiedziałam to tak. Nie widzę sensu w ukrywaniu tego — Jauregui wzruszyła ramionami, sięgając po mąkę z dolnej półki w jednej z szafek.

— Jak zareagowała?

— Wypomniała mi, że dość długo to trwało, zanim się zdecydowałyśmy. A właściwie, zanim ja to zrobiłam. Także... Cóż, można powiedzieć, że to raczej pozytywna reakcja, że spodziewała się, że szybciej dojdziemy do tego punktu.

— Myślisz, że zdążyła się do mnie przyzwyczaić?

— Oczywiście — starsza brunetka zmarszczyła brwi. — Z pewnością tego nie przyzna, tym bardziej na głos, ale wiem, że nie ma co ci zarzucić. Poza tym nie pakowałabym się w związek, gdybym nie była pewna twoich zamiarów, a skoro Ally wie tyle, co ty na mój temat, to nie mówimy przecież o nieprzemyślanej przeze mnie decyzji. 

— Mam nadzieję, że faktycznie tak jest. Nie chciałabym mieć na pieńku z twoją przyjaciółką.

— Uwierz mi, nie masz nawet przez co mieć, kochanie — Lauren sięgnęła dłonią do pleców kobiety, kiedy zamierzała ją minąć i przez chwilę je pogłaskała. — A co z tobą? Dinah albo reszta twojego rodzeństwa zaczęła zadawać pytania?

— Cóż... Jak na razie wie Zayn, Malcolm, Ariana i Normani. Wiem, że przy nich nic nie trafi do rodziców, co jest dobre...bo nie dość, że moja mama czai się, żeby dowiedzieć się, kim jesteś, to jeszcze prawdopodobnie przekabaciła tatę na zaproszenie nas gdzieś, jak tylko czegoś się dowie. Dlatego wolałam nie mówić wszystkim od razu, bo jak tylko by usłyszała, że jestem w związku, zaczęłaby wariować, a nie chcę, żeby cię odstraszała — westchnęła cicho. — Poza tym, jak by na to nie patrzeć, jesteśmy razem tydzień. I może nic szczególnego się nie zmieniło, ale wolałabym nie wpychać cię w pytania od mojej mamy, które nawet dla mnie są przesadzone. 

— Rozumiem. Ale nie sądzisz, że Normani wygada się DJ? W końcu są razem.

— Normani udaje, że nic nie wie. Nie okłamuje DJ ani nic z tych rzeczy. Po prostu, kiedy Dinah pyta o nas, Normani mówi, że sama ma mnie zapytać, czego przeważnie nie robi. Taką ma strategię.

— Sprytne — przyznała Jauregui. — A co do pytań od twojej mamy, wspominałaś o tym kiedyś... Nadal masz na myśli pytania o ślub i tak dalej?

— Bardzo chciałabym temu zaprzeczyć, ale znam swoją mamę — Camila oblizała usta po minięciu Lauren, aby sięgnąć po kostkę masła, którą zamierzała chwilę później roztopić. — Sama tego nie rozumiem. 

— Podejrzewam, że Normani była w ten sposób potraktowana?

— Właśnie to jest najgorsze, że nie. Mam wrażenie, że tylko mnie dotyczy specjalne traktowanie, co wcale mi się nie podoba — pokręciła głową. — Nie wiem, z czego to wynika. Szczerze mówiąc, brałam pod uwagę nawet to, że jestem jednym z pierwszych dzieci, które miała i dlatego w jakiś dziwny sposób robi się nadopiekuńcza. Mój bliźniak jest poza zasięgiem, więc jej natarczywość schodzi na mnie.

— Coś może w tym być — korzystając z chwili, kiedy Lauren nie miała nic szczególnego do zrobienia, podeszła do brunetki, która stała nad nagrzaną patelnią i owinęła od tyłu ramiona wokół jej talii. — Ale wiesz, że nie dam się wystraszyć?

— Wiem, wiem. Już wcześniej wymigałyśmy się z zaproszenia od twojej mamy — Alfa mimowolnie zrelaksowała się pod wpływem subtelnego dotyku swojej partnerki. — Z moją mamą obawiam się tego, że zacznie niepotrzebnie niektóre tematy. 

— Myślisz, że mogłybyśmy się pokłócić o coś, o czym mogłaby wspomnieć twoja mama?

— Nie... Nie wiem. Szczerze mówiąc, boję się, że zacznie temat, o którym normalnie byśmy tak szybko nie rozmawiały. Na przykład dzieci. Najpewniej zapytałaby o coś takiego i właściwie nie wiem, co ty byś powiedziała, nawet nie wiem, co sama mogłabym odpowiedzieć. Mogłybyśmy się zestresować, a po powrocie do domu może stworzyłby się problem z powodu naszych odpowiedzi. Zdecydowanie nie chcę przechodzić przez coś takiego tydzień po tym, jak udało nam się dojść do posortowania naszej relacji.

— Faktycznie, masz rację. Lepiej uniknąć czegoś takiego — Lauren przechyliła głowę, aby zerknąć odrobinę przez lewe ramię brunetki. — Ale... Myślisz, że w przyszłości mogłybyśmy kłócić się o tak poważne sprawy?

— Hm — Cabello odłączyła kuchenkę. — Wiem, że obie próbowałybyśmy dojść do kompromisu. I na ten moment mam wrażenie, że obie znajdujemy się w tym samym miejscu i mam przez to na myśli, że każda z nas zajmuje się karierą. I to jest w porządku. Idziemy równym tempem pod tym względem. A jeśli po czasie dojdzie do jakichś deklaracji przy poważnych kwestiach, żadna z nas nie będzie samolubna tylko weźmie pod uwagę drugą stronę.

Lauren uśmiechnęła się do siebie, przesunęła jedną z dłoni do pleców kobiety, aby czule je pogłaskać, a chwilę później powiedziała, że podoba się jej taka odpowiedź. 

Tego, czego nie przyznała na głos, było odczucie przyjemnego ciepła przez świadomość, że chociaż w tej teorii ona i Camila znajdują się w tym samym miejscu. Wcześniej Lauren próbowała wmówić sobie, że może młodsza kobieta będzie miała inne priorytety, ale teraz, kiedy udało jej się przyznać do wielu obaw oraz po deklaracji związku, mogła spojrzeć na tamto zachowanie ze swego rodzaju zażenowaniem. Tak bardzo próbowała znaleźć powody, aby nie być z brunetką, do której widocznie ją ciągnęło, a to wszystko dlatego, że bała się otworzyć.

Co prawda minął zaledwie tydzień i żadna z nich nie odczuła diametralnej zmiany po tym, jak zadecydowały o związku, ale Lauren czuła ulgę. Miała obok siebie kogoś, kto nie dość, że był niesamowicie cierpliwy, to w dodatku nie wybierał się nigdzie indziej. Chociaż kompleksy mogłyby o sobie dawać znać, żaden z nich nie mógł dać wystarczających podstaw, aby uznać, że Camila się nią znudzi i pójdzie do kogoś innego.

Z powodu wspomnianej ulgi, Lauren miała też duży pokład komfortu, dzięki czemu miała wrażenie, że dobiegł kres temu, aby ciągle patrzeć sobie na dłonie i chodzić na palcach przy Cabello. Poza samą świadomością nawet spojrzenie na krzątającą się brunetkę koiło nerwy w nieznany dotąd sposób. Między innymi dlatego Jauregui oparła się o blat kuchenny, dopóki nie przyszedł czas na przelewanie gotowego ciasta do foremek.

— Och, przypomniało mi się, że miałam ci o czymś powiedzieć — zagadnęła młodsza.

— Mmm?

— Pamiętasz, jak dawno temu mówiłam ci o tym, że moja mama co jakiś czas wybiera sobie tydzień pomieszkiwania u nas?

— Ach, faktycznie. Pamiętam.

— Wcześniej tutaj nie mieszkałam, więc reszta mojego rodzeństwa miała do czynienia z jej wymysłami. Dzisiaj mamy poniedziałek i jednocześnie pierwszy dzień pobytu mamy w domu, więc się stamtąd ewakuuję.

— To konieczne, żeby uciekać od swojej mamy, kochanie?

— Tak. Jestem na jej celowniku, od kiedy dowiedziała się, że poza rodziną mam kogoś w swoim życiu — Camila zrobiła chwilową pauzę podczas wycierania wilgotnych dłoni o szmatkę. — Wspominam o tym, gdybyś czegoś potrzebowała i przypadkiem nie podjechała do mojego domu.

Lauren zmarszczyła brwi i uniosła wzrok.

— Gdzie w takim razie będziesz przez cały ten tydzień?

— Myślałam o hotelu. I tak jedyne, z czego skorzystam to konieczny prysznic i łóżko do spania. Część tego tygodnia będę wyrabiała nadgodziny.

— Zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz tutaj zostać? — Lauren zdawała sobie sprawę, żę Camila nie weźmie na nowo kluczy, przynajmniej na dłuższy czas, ale warto było powiedzieć na głos o oczywistej możliwości o zostaniu w jej własnym domu. Nie miała nic przeciwko temu. — Wiem, jak widziałaś wcześniej sprawę kluczy — uniosła obronnie dłoń, widząc niepewne spojrzenie swojej dziewczyny. — Chodzi mi o ten tydzień. Nie widzę powodu, dla którego nie mogłabyś tutaj zostawać.

— Och.

— Spójrz, nie zamierzam cię przymuszać, ale to wydaje się wygodniejsze. Poza tym tutaj jest jedzenie... Cóż, bardziej domowe niż w hotelu, tak podejrzewam — Jauregui wzruszyła ramionami, chociaż w środku była poddenerwowana brakiem konkretnej odpowiedzi od młodszej kobiety.

— Moja mama pewnie jest już u nas. Nie wiem czy... — zrobiła chwilową pauzę —...nie będę ci przeszkadzała zostając z dnia na dzień...?

— Gdybym uważała, że będziesz mi wadziła, w ogóle bym tego nie proponowała — Lauren odłożyła miskę po tym, jak zalała ostatnią foremkę ciastem. — Drzwi do mojego domu zawsze są dla ciebie otwarte, nawet jeżeli na razie nie chcesz ode mnie kluczy na stałe.

— Ale...um, część tygodnia będę długo w pracy. Nie będę...przeszkadzać? Bo mogę się krzątać, zanim położę się spać.

— Nie będziesz — Jauregui chwyciła za miskę, żeby włożyć ją do zmywarki. — Wydaje mi się, że to byłoby wygodniejsze, zostać tutaj niż w hotelu, ale zdecyduj sama, co będzie dla ciebie lepsze.

Alfa zmarszczyła nieznacznie brwi, zanim odepchnęła się od blatu, o który się opierała i powoli podeszła do brunetki. Stała do niej plecami, więc postanowiła przysunąć swoją klatkę piersiową na tyle blisko, aby Lauren poczuła jej obecność oraz ciepło. Zaraz po tym sięgnęła również do szczytu ramion ze swoimi dłońmi, delikatnie pocierając skórę za kołnierzykiem koszulki, która była odsłonięta.

— Zawsze wolałabym wybrać ciebie — powiedziała cicho. — Czeka mnie jeszcze jazda do domu, żeby spakować torbę na tydzień. Nie mam u ciebie aż tylu ubrań.

— Biorę tę odpowiedź jako zgodę na moją propozycję — Jauregui przekręciła odrobinę głowę.

— To nie był trudny wybór — po tych słowach Camila uśmiechnęła się delikatnie. — Jeśli mam do wyboru pokój w obcym miejscu, a powrót tutaj, do ciebie... Odpowiedź, co wolę jest oczywista.

— Skoro to mamy ustalone, jeśli chcesz, możesz jechać do domu, żeby się spakować już teraz. Nie mamy nic do zrobienia poza wstawieniem babeczek. Jak wrócisz to pewnie będą już gotowe do zjedzenia.

— Dobry plan — ucałowała policzek starszej kobiety. — Każdy kolejny pomysł z twojej strony, Lauren, jest coraz lepszy.

Kobieta sapnęła cicho pod nosem po tym, jak przełożyła gotowy plik kartek na sporą, wcześniej uzbieraną, kupkę. Dzisiaj miała wyjątkowo dużo roboty, dlatego Liz zajęła się ogarnianiem pracowników z działu marketingu, natomiast Lauren mogła w spokoju przeglądać błędnie wykonane umowy — głównie klauzury, które miały drobne błędy, ale konieczne było ich wychwycenie i przekazanie na kolejnym zebraniu z jej podopiecznymi. Mimo wszystko, nie uczyła z myślą, że nie popełnią żadnego błędu od chwili ukończenia szkoleń.

W tej sytuacji, Lauren nie miała również czasu, aby spotkać się z Camilą podczas lunchu i przekazać jej twarzą w twarz propozycję, o której usłyszała. Przemyślała jednak brak obecności Lucy i ciszę w gabinecie i ostatecznie zdecydowała się zadzwonić po wcześniejszym upewnieniu się w krótkiej wymianie wiadomości, czy jej dziewczyna nie jest na jakimś ważnym spotkaniu. Okazało się, że również zasiedziała się w swoim biurze, więc lepszego momentu na rozmowę nie było, zwłaszcza że Lauren prawdopodobnie również zostanie trochę dłużej w pracy — co prawda nie na tyle, aby równać się z godzinami pracy Cabello.

To nawet jeśli będziesz po piątej w domu, ja najpewniej wrócę z biura późnym wieczorem. Może w okolicach dziesiątej albo godzinę później. Tak czy siak, możliwe, że nie zauważysz mojego powrotu.

Lauren kiwnęła głową, przekładając kolejny dokument z naniesionymi poprawkami na odpowiedni stos.

— Aż tak szybko nie chodzę spać. Co najwyżej mogę być o tej porze w piżamie — odpowiedziała cicho. — Ale w każdym razie, nie po to dzwonię. Pamiętasz może, jak mówiłam ci, że widzę się z Liz i kilkoma osobami z pracy dwa razy w miesiącu?

Um, tak pamiętam. Chodzicie do baru. Jeżeli dobrze pamiętam, nazywa się "Midnight".

— Dobrze zapamiętałaś. I à propos tych wyjść...dowiedziałam się, że jutro będziemy się widzieli.

W porządku. I tak pewnie zostanę w pracy dłużej, chociaż nie tak jak dzisiaj. Może trochę odeśpię.

Dłoń Jauregui zaprzestała kreślenia po papierze, a tuż po tym jej oczy mimowolnie skierowały się na telefon.

— Dzwonię nie tylko, żeby ci o tym powiedzieć, ale dać czas do przemyślenia, bo...chcieli cię poznać. Zwłaszcza Liz. Reszta widziała cię wielokrotnie, jak tutaj przychodziłaś i jest ciekawa. 

Lauren odchrząknęła cicho podczas dłużej chwili ciszy po drugiej stronie linii.

Um, rozumiem, że są ciekawi, ale co ty myślisz o tym pomyśle?

Wydaje mi się to dobrym pomysłem. W końcu widują cię regularnie co jakiś czas i to jasne, że osoby, z którymi mam bliższą relację chcą cię poznać. Poza tym, ty sama dowiedziałabyś się więcej o ludziach, z którymi przebywam tyle czasu — oblizała wargi. — To zwykłe wyjście na jakieś dwie godziny, nic wielkiego. Chciałam dać ci szybciej znać, żebyś to sobie przemyślała. Nie chcę naciskać.

Skoro nie widzisz żadnego problemu, to wydaje mi się, że mogłabym pójść. Kojarzę kilka twarzy, ale nie powiem — chciałabym dowiedzieć się trochę więcej o twoim środowisku. A nie oszukujmy się, wcześniej spędzałaś w pracy całe dnie — mimowolnie na ustach Lauren pojawił się uśmiech, a na klatce piersiowej powstała swego rodzaju ulga. — Tylko głupio to zabrzmi, ale wątpię, że mam cokolwiek codziennego do ubrania na takie spotkanie. Przeważnie albo mam gotowe zestawy do pracy, rzeczy typowo na siłownię albo piżamy, także... Będę musiała trochę się nagłowić.

— Okej, w takim razie jutro widzimy się o siódmej. O której myślisz, że będziesz kończyła pracę? 

Umm... Może dam sobie więcej luzu w takiej sytuacji i skończę o czwartej po południu. Odrobię najwyżej w weekend zdalnie kilka rzeczy.

— Dobra. To może po twojej pracy pojedziemy zobaczyć do ciebie, jakie masz opcję na coś codziennego do ubrania i jeśli nic nie znajdziemy to wracając podjedziemy do jakiegoś sklepu na krótkie zakupy? Co ty na to?

Jesteś pewna, że chcesz jechać ze mną na ewentualne zakupy? Jestem chyba najgorszą osobą do takich rzeczy, bo nic na mnie nie leży.

— Masz przecież pełno ubrań.

 Tak, głównie na miarę albo mam takie, które się rozciągają. Pamiętaj, że jestem niska, a mój tył odstaje bardziej niż powinien przy tym wzroście.

Lauren nie mogła powstrzymać krótkiego śmiechu.

— Mówiłam, że masz świetlaną przyszłość za sobą.

Żeby tylko raz — mruknęła młodsza po drugiej stronie. — Jesteś pewna, że chcesz jeszcze jechać do mojego domu? Bardzo możliwe, że spotkamy tam mamę.

Jauregui uniosła głowę i szybko rozejrzała się po pomieszczeniu, aby upewnić się, że jest sama.

— Prędzej czy później i tak się dowie o moim istnieniu. Z dwojga złego, lepiej, żeby spotkała mnie w twoim domu, bo idziemy przejrzeć twoją szafę niż w takich warunkach, jak moja mama spotkała ciebie, czyli po seksie i śniadaniu.

Trafna uwaga, nie zaprzeczę.

— Jak zawsze — jasne oczy ponownie skierowały się na dokumenty rozłożone na biurku. — Chciałam dać ci o wszystkim znać, w każdym razie. Muszę wracać do pracy, jeśli nie chcę zostać do późna. Widzimy się wieczorem, tak?

— Oczywiście. Do zobaczenia, miłego dnia, Lauren.

Później, tego samego dnia, Lauren leżała już w łóżku z racji późnej godziny — prawie dochodziła północ — czekając na Camilę. Wcześniej dostała od niej wiadomość, że zostanie jeszcze dwie godziny dłużej i chociaż nie napisała tego w esemesie, starsza domyśliła się, że wolała zrobić dzisiaj więcej rzeczy, żeby jutro mieć dla niej czas, jeśli faktycznie wybiorą się na zakupy, a potem z jej znajomymi. Doceniała poświęcenie, aby dać im więcej czasu do spędzenia, ale z drugiej strony nie widziała takiej konieczności. 

Znaczy, może inaczej — okej, to było niebywale miłe z jej strony, ale tak właściwie mogła zostać do w miarę przystępnej pory, żeby potem się wyspać, zamiast nakładać na siebie więcej pracy. Te zakupy nie były konieczne, zawsze mogła przecież pożyczyć jakąkolwiek zwykłą koszulkę od Lauren i ubrać do tego w miarę nautralne spodnie, nawet jeśli byłyby eleganckie. Czarne czy białe t-shirty zawsze potrafiły zgrywać się również i z takim dołem.

Ale teraz, skoro Cabello postanowiła zostać dłużej, Lauren chciała chociaż na nią poczekać, ale miała wrażenie, że zaraz uśnie. Przez połowę dnia siedziała w biurze, poprawiając wszystkie dokumenty, które zostały do niej przesłane i chociaż miała przynajmniej spokój, tak przez drugą część swoich godzin pracy była w hałaśliwym chaosie na sali, który przyprawiał o ból głowy. W ciągu jednej ze znacząco krótszych przerw wzięła nawet tabletkę, ale niewiele ona pomogła. 

Biorąc to wszystko pod uwagę, była bardziej zmęczona niż normalnie. Zdążyła odzwyczaić się od robienia nadgodzin i właściwie już po samym powrocie do domu miała ochotę zjeść coś na szybko i położyć się spać. Teraz, kilka godzin po tym, była kompletnie wyczerpana i miała wrażenie, że nie wytrwa do powrotu swojej dziewczyny.

Lauren westchnęła ciężko, wciskając mocniej policzek w miękką, nagrzaną poduszkę. Chociaż miała zamknięte oczy, jej powieki wydawały się takie ciężkie przez to, że najprawdopodobniej znajdowała się na granicy snu. Nie była pewna, ile czasu minęło od momentu, kiedy zaczęła mieć takie odczucie, ale w końcu usłyszała cichy dźwięk zamka w drzwiach frontowych. Rozpoznała go, bo zawsze dość charakterystycznie chodził, gdy zamykano się od środka, co dało sugestię, że Camila weszła do domu.

W momencie, kiedy Lauren nadal zmagała się z chęcią oderwania snu chociaż przez kolejne pięć minut, Cabello szybko przeskanowała salon, dostrzegając w oddali karteczkę na blacie, która informowała o tym, że w lodówce zostało wcześniej przygotowane jedzenie, jeżeli jest głodna. Uśmiechnęła się, rzecz jasna, doceniając gest. Akurat nie miała aż takiego apetytu, bo zapchała się batonikami energetycznymi w pracy, ale jeśli Lauren zrobiła coś, co nada się jeszcze jutro do zjedzenia, to z pewnością sięgnie po to przed wyjazdem rano.

Gdy Alfa otworzyła drzwi od sypialni, musiała zmrużyć oczy, aby dostrzec cokolwiek pośród mroku, który panował w pomieszczeniu. Po poprawieniu okularów, które miała dzisiaj na nosie od południa, zwinnie wtargnęła do środka i podeszła do łóżka od strony, którą zajmowała sylwetka Jauregui. 

— Śpisz? — Szepnęła, ale nie uzyskała odpowiedzi, więc usiadła na skraju materacu, będąc zwrócona na miarę możliwości przodem do kobiety. 

Camila westchnęła cicho, jej ramiona nieznacznie opadły. Była doprawdy zmęczona. Dzisiaj wyjątkowo dołożyła sobie pracy, żeby później mieć więcej luzu i nie wędrować myślami nad technicznymi i prawnymi sprawami związanymi z budowlą budynku dla porzuconych dzieci.

Brązowe oczy zawędrowały na spokojną twarz kobiety. Musiała przyznać, miło było wracać tutaj, zamiast do siebie i pustej sypialni. Miała tylko nadzieję, że nie przyzwyczai się za bardzo przez ten tydzień, bo jednak pobyt w domu Jauregui miał swój koniec.

Po krótkiej chwili przerwy od kolejnych myśli, Camila pochyliła się do Lauren, uprzednio odgarniając i przeczesując rozpuszczone włosy. Złożyła tuż po tym drobny pocałunek na jej skroni, będąc znacząco zrelaksowana po tym, jak mocniej poczuła znajomy, wzbudzający komfort zapach. 

— Jedzenie jest w lodówce — Cabello usłyszała ciche mruknięcie, na skutek czego odsunęła się nieznacznie, aby spojrzeć na nowo na twarz kobiety, która miała odrobinę rozchylone powieki.

— Wiem, wiem, widziałam — sięgnęła dłonią do częściowo odkrytego ramienia Lauren i zaczęła sunąć po nim od góry do dołu. — Dziękuję. Zjem jutro, bo jest już późno. 

— Mhm.

— Śpij dalej. Pójdę wziąć prysznic i zaraz do ciebie wrócę.

— Nie — mruknęła ponownie starsza. — Czekałam na ciebie.

Camila uśmiechnęła się na te słowa.

— Nie musiałaś — czule pogłaskała głowę Jauregui. — Jutro rano wstajesz.

— Zaczęłyśmy razem dzień — westchnęła, uchylając bardziej powieki. — Chciałam też zakończyć.

Jesteś taka słodka.

— W takim razie pospieszę się i zaraz do ciebie wracam — pocałowała raz jeszcze skroń Lauren, zanim z niechęcią oderwała się na dobre od jej ciepłego ciała. 

Mając w głowie jej zmęczony stan, prysznic zajął zaledwie kilka minut. Miała nadzieję, że kobieta nie zdążyła zasnąć i będzie mogła życzyć jej dobrej nocy. Trochę inaczej wyobrażała sobie spędzenie tutaj tygodnia, ale z drugiej strony musiała wykonać więcej pracy teraz, żeby jutro skończyć szybciej i faktycznie mieć czas dla swojej partnerki. 

Ale może to i dobrze, że nie dało się wyczuć obecności Cabello. Przynajmniej miała pewność, że Lauren nie jest przytłoczona chwilową lokatorką. Co prawda, Camila nie wiedziała, jakie ma do tego podejście, chociaż mogła się domyślać, że gdyby tylko zaczęła temat, dostałaby od starszej kobiety klucze z pozwoleniem na przyjście tutaj kiedy by chciała, ale nie była tego wszystkiego do końca pewna.

Znaczy, fajnie byłoby mieć taką możliwość, ale z drugiej strony dopiero od niedawna są razem — dosłownie, gdyby patrzeć na tę oficjalną część — i nie chciała za bardzo się narzucać. Zostanie tutaj od czasu do czasu w weekend było w porządku, jak najbardziej, ale Camila wątpiła, że na dłuższy okres nie okazałaby się intruzem. W końcu Lauren od dawna mieszka sama, jest do tego przyzwyczajona i choć dobrze brzmi pomysł przychodzenia tutaj częściej i bardziej regularnie, tak rzeczywistość mogłaby okazać się inna.

Gdy tylko Camila przerwała kolejne rozterki po wejściu do sypialni, rozejrzała się szybko po powierzchni łóżka — Lauren była odwrócona do niej plecami, a po stabilnym ruchu kołdry, gdy się unosiła z każdym jej oddechem, uznała, że najprawdopodobniej zasnęła. 

Przecierając zmęczone oczy palcami, ruszyła w stronę łóżka i szybko zajęła swoje miejsce na materacu. W momencie, gdy jej plecy zetknęły się z miękkim podłożem, Lauren przekręciła się w jej stronę, zarzuciła nogę przez udo młodszej i uniosła odrobinę górną część ciała, aby opaść na klatkę piersiową Cabello.

Ciepłe palce Camili wplątały się we włosy kobiety, przeczesując je delikatnie z uśmiechem na ten widok. To było niesamowicie przyjemne, wrócić po ciężkim dniu w pracy i mieć blisko drugą osobę. 

Kompletne przeciwieństwo tego, co czekało ona nią w jej domu.

— Hej, małpko — powiedziała cicho, nawiązując do tego, jak Jauregui się na nią wdrapała. — Śpij — jej głos był łagodny. — Rano muszę wstać godzinę wcześniej do pracy.

— Czemu?

— Mam jeszcze sporo do zrobienia — zsunęła jedną z dłoni do górnej części pleców Lauren. — Ale może skończę nawet o trzeciej.

Starsza kobieta przetarła pięścią oko, zanim zerknęła na Alfę.

— Nie musimy jutro nigdzie iść, jeśli masz spać tak mało, a pracować tak dużo i długo.

— Miewałam gorsze dni. Poza tym, lubię wstawać rano — uśmiechnęła się do swojej dziewczyny. — Czas szybko zleci do trzeciej po południu.

Lauren zaparła się dłońmi o materac, aby podciągnąć się wyżej wzdłuż ciała Cabello. Finalnie była z nią niemal twarzą w twarz — znajdując się przy tym tak blisko, że czuła miętowy zapach pasty do zębów.

— Jesteś pewna jutra? — Zapytała szeptem Jauregui, chociaż nie było wokół nich żadnej innej żywej duszy. 

— Jeśli nic się nie zmieniło z twoim podejściem, to jestem pewna, Lauren — czule przebiegła palcami po jasnym policzku. — Chodź bliżej — przesunęła dłoń z twarzy brunetki do włosów, które łagodnie chwyciła w prawie zamkniętą pięść, aby mieć lepszy widok. 

Z kolei Jauregui wzięła między palce kołnierzyk koszulki, którą Camila miała na sobie, natomiast drugą się wsparła, zanim przechyliła nieznacznie na bok głowę, a następnie przytknęła swoje ciepłe usta do drugiej pary, które wygięły się w małym uśmiechu. Pocałunek sam w sobie był prosty, powolny i towarzyszyła mu przyjemna temperatura bijąca zarówno od kołdry, jak i zetkniętych oraz splątanych ze sobą ciał.

Camila pomyślała, dla takich momentów mogłabym zostawać częściej po godzinach, odnosząc się do tego, jak była zwiększona dla niej waga takich drobnych chwil między nimi po całym dniu bez spotkania z brunetką.

Lauren natomiast pomyślała, że gdyby nie była tak zmęczona — i gdyby Camila nie czuła dokładnie tego samego — ściągnęłaby z niej ubrania. W jej tłumaczeniu za takim działaniem kryłaby się zwykła tęsknota za kobietą skoro wcześniej nastawiła się na to, że spędzi z nią cały tydzień, a zaczął wyglądać on tak, jakby jej dziewczyny w ogóle tutaj nie było.

Co należało do wspólnych odczuć kobiet to zadowolenie, że jednak kończą ten dzień wspólnie. Gdy w grę wchodziła możliwość spędzenia nocy w pojedynkę, wybór leżenia obok drugiego ciepłego ciała był oczywisty.

Przed snem istotna była jeszcze jedna kwestia. Lauren nigdy nie powiedziałaby tego na głos — cóż, przynajmniej teraz ani przy najbliższych okolicznościach — i trochę obawiała się o tym pomyśleć, gdyby Camila zapomniała się i miała dostęp do jej głowy, ale ostatecznie przeszło jej przez umysł, że mogłaby na stałe przywyknąć do takiego rozpoczęcia i końca dnia. Jej partnerka w domu, z tego co zaobserwowała, była spokojna, wyluzowana i właściwie kiedy zostawały we dwie nie było mowy o tym, żeby powstały jakieś konflikty. Przez to, że ostatni miesiąc spędziły weekend w weekend wspólnie zaczął podsuwać Lauren scenariusze tego, jak mogłoby im się dobrze mieszkać.

Wspólnie mieszkać, aby nie było co do tego wątpliwości.

I choć myśl ta była szokująco kusząca, tak realistyczny poziom ich związku przy takiej decyzji był dla Lauren na tyle przerażający, że nie odważyłaby się pisnąć słówka. Tym bardziej pomyśleć w towarzystwie Camili, aby mieć pewność, że nie dowie się, jak daleko zawędrowały jej myśli na ich temat. 

Za wcześnie — Jauregui powtórzyła w myślach. — Zdecydowanie za wcześnie na coś takiego.

Camila zamknęła pospiesznie drzwi, po czym zatrzasnęła w nich zamek, zanim odwróciła się do kobiety, która obserwowała jej poczynania z uniesionymi brwiami. Młodsza oparła jedynie plecy o drewnianą powierzchnię z głupawym uśmiechem, zanim podeszła do ciągu luster, aby przeciągnąć pierwsze z nich i odsłonić część swojej garderoby.

— Sama nie wiem, przejrzyj cokolwiek. Wątpię, że znajdzie się coś neutralnego na wyjście — skrzyżowała ramiona.

— Jestem pewna, że znajdziemy jakieś zwykłe materiałowe spodnie. Albo chociaż jeansy.

— Na pewno nie jeansy. Kiedyś miałam dwie pary, ale... Um, zepsuły się.

— Zepsuły? Tak same z siebie?

— Okej, kiedyś niepotrzebnie przykucnęłam. Nie wnikajmy bardziej.

Starsza pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Chcesz powiedzieć, że twój tyłek rozsadził dwie pary jeansów?

— Nie! — Cabello nadęła policzki z frustracji. — Na pewno nie dwie pary. Tylko jedną! Znaczy...nie rozsadziłam.

— A co stało się z drugimi?

— To jest...sekret między mną a DJ, który na szczęście nie został udokumentowany, bo Dinah miała wyczerpaną baterię w telefonie.

— Jak by o tym pomyśleć, kochanie... — Lauren przeciągnęła na głos kolejną myśl. — Trzeba się porządnie nagimnastykować, aby rozpruć spodnie. Nie wiedziałam, że masz w sobie takie ruchy — po posłaniu jej znaczącego, sugestywnego spojrzenia, powróciła swoimi jasnymi oczami do kolejnych ubrań znajdujących się na wieszakach, w dodatku uporządkowanych kolorystycznie, jak to przystalo na poukładaną Cabello.

— Okej, koniec z tym. Jest granica żartów o moim tyle i właśnie ją przekraczasz — Alfa chciała zabrzmieć poważnie i surowo, ale jej dziewczyna zerknęła na nią przelotnie z tajemniczym półuśmiechem.

— Nie ma między nami granic, gdy mowa o tyłku, zwłaszcza twoim, od kiedy przyznałaś, że skusiłabyś się na anal, kochanie.

— Lauren!

— Tylko żartuję — westchnęła teatralnie Jauregui. — Albo i nie. W każdym razie... Koszule z tego, co widzę masz dość...niepasujące do zwykłych spodni. A swoją drogą wolisz spodnie czy jakąś spódniczkę?

— Spodnie — po skrzyżowaniu ze sobą ramion, Camila sięgnęła palcem wskazującym do brwi, po której kilkukrotnie przejechała.

— Może jakaś koszulka będzie pasowała?

— Mam albo tę kupkę, w której śpię, albo tamtą, w której ćwiczę — Cabello wskazała po kolei odpowiednie miejsca, gdzie znajdowały się równo złożone ubrania. 

— Raczej nikt by się nie domyślił, że w jakiejś śpisz — Lauren zmarszczyła brwi, po czym zaczęła przekładać między palcami głównie ciemny materiał. Ostatecznie wyciągnęła jedną z nich, ale okazało się, że jest sporych rozmiarów, mimo wszystko, a Camila była niska i raczej nie wyglądałoby to tak dobrze. Nawet jeśli włożyłaby część koszulki do spodni.

— Wszystkie są dłuższe — Alfa wzruszyła ramionami.

— Mhm — kobieta złożyła do poprzedniego stanu materiał i odłożyła na swoje miejsce. — Zawsze myślałam, że masz więcej ubrań, swoją drogą.

— Nie jestem fanką zakupów. Całą szafę uzupełniłam po powrocie do miasta. Zajęło mi to dwa dni i od tego czasu nie dokupiłam niczego innego. 

— To...duże wydatki jak na dwa dni — Lauren zerknęła na brunetkę.

— Poza koniecznymi wydatkami podczas podróży nie roztrwaniałam pieniędzy. Nigdy właściwie nie wyrzucałam pieniędzy w błoto. Miałam dużo czasu, żeby przemyśleć powrót do domu. Wiedziałam, że wiąże się to ze zmianą wizerunku, aby bardziej wpasować się w standardy. 

— Cóż, przynajmniej faktycznie zaoszczędziłaś sobie czas. 

Cabello kiwnęła głową, potwierdzając słowa kobiety, po czym ruszyła z miejsca, aby stanąć za jej plecami i bez problemu oprzeć brodę o zakryte ramię. Zmrużyła nieznacznie powieki, co było dość naturalnym odruchem, kiedy znajdowała się blisko ciepła oraz znajomego zapachu Lauren.

— Chyba pozostają nam jakieś szybkie zakupy — mówiąc to, Jauregui ufnie wtuliła się w klatkę piersiową brunetki, która natychmiastowo objęła ją w talii. — Ale skoro nie przepadasz za takimi wypadami, masz jakieś ulubione sklepy, do których mogłybyśmy wejść i szybko kupić to, co trzeba?

— Yves Saint Laurent.

— Okej, pani Mam-Swoją-Firmę-Jestem-Bogata, nie musimy jechać do takiego sklepu na wyjście do baru.

— Och, to jestem bogata? — Cabello przysunęła brodę bliżej złączenia z szyją kobiety, aby mieć możliwość kontaktu z jej ciepłą skórą. — Myślałam, że ty jesteś.

— Ja jestem oszczędna. A to różnica. Nie twierdzę, że zarabiam źle, ale co miesiąc dużo mi zostaje po tym, jak załatwiam potrzebne opłaty czy zakupy.

— Więc inaczej sknera?

— Przepraszam bardzo, kto ostatnio kupił ci watę cukrową?

— Wiedziałam, że będziesz to wypominała — Camila zaśmiała się na koniec, ale mimo wszystko szczelniej objęła kobietę.

— Ciesz się, że wolałam wypominać, zamiast złapać cię za jaja po złości.

— Po pierwsze, nie jestem w tej formie — Alfa uniosła głowę z ramienia swojej dziewczyny. — Po drugie, brzmi boleśnie.

— Miało tak brzmieć — jasne dłonie odnalazły ciepłe palce młodszej brunetki. — Poczekaj, masz tu jakieś inne spodnie — po wyjściu z uścisku wyciągnęła parę czarnych joggerów, które nie były nadto eleganckie, więc mogły pasować do zwykłej koszulki. — Na pewno masz chociaż zwykły t-shirt — mówiąc to, przyjrzała się koszulkom, które Camila ubierała na siłownię w poszukiwaniu materiału, który nie byłby na tyle charakterystyczny, aby skojarzyć go po wyglądzie z noszeniem podczas ćwiczeń. — Okej, masz tutaj czarną koszulkę i nie ma żadnego logo, więc powinna być w porzadku. Nie jest też aż tak elastyczna i przylegająca do ciała jak pozostałe. Przymierz wszystko i zobaczymy, jak to wygląda.

Alfa przekręciła w bok głowę, zanim odebrała od kobiety komplet, po czym skierowała się bez słowa do łazienki. W tym samym czasie Lauren wygodnie umiejscowiła się na łóżku, siadając po turecku. Próbowała skupić się na poszukiwaniach ubrań dla swojej dziewczyny, zamiast niepotrzebnie stresować się faktem, że po domu chodzi jej matka i właściwie w każdej chwili mogą ją spotkać. Nigdy nie przechodziła przez spotkanie z rodzicami bez względu na to, czy chodziło o osobę, z którą dłużej się spotykała, czy też nie. 

Szczerze mówiąc, jedyne pojęcie, jakie miała o niektórych z nich wynikało tylko ze zdjęć rodzinnych, kiedy była w domu byłego partnera czy byłej partnerki — choć właściwie też by ich tak nie nazwała, ale zostańmy już przy tej formie. Poza tym, nie miała żadnej styczności z sytuacją poznania rodziców. 

Właściwie to chyba nawet nigdy nie zdarzyło jej się kiedykolwiek ich gdzieś minąć. 

Jak by na to nie patrzeć, to byłby pierwszy raz, kiedy Lauren miała duże prawdopodobieństwo poznania mamy Camili. Nie miała bladego pojęcia, jak takie zapoznanie się rzeczywiście przebiega. Czy był w ogóle na to jakiś schemat? Czy może wystarczy przedstawienie się i pójście dalej? A może powinna ją jakoś skomplementować?

Cholera wie.

Jauregui wypuściła ciche westchnięcie, nim Cabello zdążyła pojawić się w sypialni. Nie wyglądała źle, to musiała przyznać, a koszulka nie wyglądała, jak z kompletnie innej bajki. Wystarczyło zarzucić cokolwiek na wierzch z długim rękawem i mogły uniknąć zakupów.

Teraz był czas na ewakuację.

— Dlaczego jesteś taka spięta? — Alfa zaczepiła palcem kobietę, naciskając nim w jej bok po zamknięciu drzwi od sypialni. — Możliwe, że nie spotkamy mojej mamy. Dinah mówiła, że gdzieś wychodzą, zanim tutaj przyjechałyśmy.

— Nie jestem spięta.

— Jasne — Camila powstrzymała chęć przewrócenia oczami. Zwyczajowo poruszyła ramieniem, gestykulując, aby Lauren poszła w stronę schodów, ale ta nawet nie drgnęła. — Co?

— Ty idziesz pierwsza.

— A więc się boisz — zaśmiała się lekko, ale nie trwało to długo, ponieważ Jauregui zamachnęła się i strzeliła otwartą dłonią prosto w prawy pośladek kobiety, powodując przy tym głośny plask. — Hej! To przemoc domowa.

— Nie boję się. Mam prawie 30-stkę na karku.

— Nie powiedziałabym, że mam 30-stkę — mówiąc to przerzuciła ramię przez kark swojej dziewczyny, nawiązując głupawym żartem, że to ona znajduje się w tym miejscu, a nie jej zbliżający się wiek. — Dopiero 25. 

Lauren prychnęła.

— Bardzo zabawne — na ślepo sięgnęła po nadgarstek Cabello, aby ostatecznie pociągnąć ją za sobą. Mimo wszystko nie chciała przebywać tutaj za długo, bo w każdej chwili mogła pojawić się matka Camili.

— Wiem. Jestem zabawna — zsunęła ramię do talii Lauren. — Ale wiesz, na twoje urodziny mogę uwzględnić inną numerację świeczek. Zamiast "30" wezmę po prostu "21", bo na tyle wyglądasz — dodatkowo puściła oczko do starszej, gdy ta na nią zerknęła.

— Dziewięć lat wstecz jest trochę nierealistyczne, kochanie.

— Nie widzę zmarszczek, więc każda liczba na torcie jest realistyczna. Z wyłączeniem tych, gdzie mogłabyś być jeszcze nielegalna. 

— Och, a więc najpierw muszę być dla ciebie legalna? — Lauren wybuchnęła śmiechem. — A co jeśli to ja byłabym tą młodszą z naszej dwójki?

— Lepiej by było, gdybyś faktycznie była legalna — oblizała usta. — Ale jak mówiłam, różnica wiekowa nie miałaby znaczenia. Wciąż dla mnie nie ma i to nie ulegnie zmianie.

— Wiem. Wspominałaś o tym od początku — starsza uśmiechnęła się łagodnie, zanim dotarły do końca schodów. — Mówiąc już o wieku, co chcesz na swoje urodziny? Są coraz bliżej, a ja jestem beznadziejna, gdy chodzi o kupowanie prezentów.

— Nie myślałam o tym — Camila zatrzymała się w miejscu i zmarszczyła brwi. — Nie sądzę, że czegoś potrzebuję.

— To wcale mi nie pomaga — Jauregui wysunęła dolną wargę, po czym sapnęła cicho z frustracji. — Mam jeszcze inną alternatywę na twoje urodziny, o której nie będę mówiła na głos, ale... — urwała na moment — Wolałabym uzupełnić ten pomysł o faktyczny prezent.

— Teraz mnie zaciekawiłaś. Co to za alternatywa? — Przekręciła na bok głowę, spoglądając na Lauren. — Udam zaskoczoną, nawet jeśli mi powiesz.

— Alternatywa zmusza mnie do intensywnych zakupów. Niczego więcej się nie dowiesz.

— Zakupów...w sensie czego?

— Nie powiem — starsza klepnęła ją w brzuch ze śmiechem, kiedy Cabello próbowała skusić ją na ujawnienie kolejnych informacji proszącym wzrokiem. — Ale żadna nie poczuje się poszkodowana tymi zakupami. Jakby nie patrzeć, są dla nas.

— Zakupy dla obu? Dezorientujesz mnie.

— Nieprawda — po sięgnięciu po dłoń Alfy, Lauren jako pierwsza zrobiła krok do wyjścia. — Chodź, wracamy. Nie kuśmy losu z...

Jauregui na miarę możliwości przekręciła głowę, aby spojrzeć na Camilę, która pozostała w tym samym miejscu, a wyraz jej twarzy uległ zmianie. Zmarszczyła nieznacznie brwi, jednak zanim pomyślała o zadaniu jakiegoś pytania, usłyszała w oddali głos DJ oraz innej kobiety, którego jeszcze nie znała. Zdecydowanie brzmiał na dojrzalszy, przynajmniej takie odniosła wrażenie przez ten krótki moment.

— Kto... 

Lauren nie widziała sensu, aby dokończyć pytanie, które pchnęło się na jej język, ponieważ już przed wypowiedzeniem tego pierwszego słowa, oczy Camili spojrzały za nią. To było jasne, że nieznajoma jest w ich zasięgu i pierwsza myśl, że to najpewniej matka jej dziewczyny była zatrważająca.

— Mama. Dzień dobry — uścisk wokół palców Jauregui zrobił się mocniejszy. — Myślałam, że pojechałaś gdzieś z DJ.

— Pojechałam i wróciłam — brązowe oczy kobiety przeszły na Lauren, która momentalnie się ocknęła.

— Dzień dobry — powiedziała z lekkim uśmiechem. Powstrzymała się od chrząknięcia, bo jej głos zabrzmiał przy tym przywitaniu dziwacznie.

— Dzień dobry... — najstarsza z towarzystwa uniosła brew. — Karla...?

— Och. Racja — Alfa wyprostowała bardziej plecy i podeszła bliżej swojej partnerki. Przełożyła rękę, którą trzymała brunetkę do dolnej części jej pleców. — To jest moja mama. Sinuhe — zrobiła krótką pauzę. — Mamo, to jest Lauren.

— Lauren?

Sinuhe natychmiastowo skojarzyła jedyną informację, którą jej córka zdradziła jakiś czas temu. Domyślała się od momentu, kiedy wyczuła ich obecność, że to może być faktycznie ona, ale nie chciała wychylić się za bardzo i popełnić błędu. Nigdy nie wiadomo.

Camila, mimo wszystko, nigdy nie przedstawiała nikogo — nawet z bliskich znajomych poza rodziną, jeśli takowych posiadała.

— A więc jesteś tą słynną Lauren, którą Karla przede mną ukrywała? — Chwyciła za wyciągniętą, bladą dłoń w geście przywitania. — Długo się znacie?

— Chyba chodzi o mnie — Jauregui posłała Sinuhe krótki uśmiech. — Niedługo minie rok.

— Rok? Całkiem długo, a Karla wspomniała o tobie dopiero...sama nie wiem, może z miesiąc lub dwa temu? — Skarciła wzrokiem córkę. — Dlaczego ukrywałaś przede mną Lauren? 

— Cóż, mamo...śpieszymy się, więc... — Camila zaczęła nerwowo gestykulować wolną ręką. 

— Gdzie ci się tak śpieszy, Karla? Nie wiem, kiedy kolejny raz ją spotkam skoro mnie unikasz.

— Nie unikam, ja... — Alfa urwała. — Lauren jest...

Sinuhe machnęła na nią dłonią.

— Ile masz lat, Lauren? — Usta najstarszej wygięły się w półuśmiech. — Jestem ciekawa, a Karla niczego poza twoim imieniem mi nie powiedziała.

— Och, no tak... Mam 29 — odczekała chwilę, trochę spodziewając się jakiejś krzywej reakcji, ale nic takiego nie nastąpiło. Może faktycznie Camila miała rację te parę miesięcy wstecz, że jej rodziców nie ruszy pięcioletnia różnica wieku między nimi. — Chyba w takim razie powiedziała mi więcej o pani niż na odwrót.

— Czyżby? A co takiego wymyśliła?

— Cóż... — Lauren miała ochotę zaklnąć za to, że przeciągnęła niepotrzebnie temat. — Pierwszą z rzeczy, które mi powiedziała było założenie, że pewnie będzie pani ciekawa tego, kim jestem. Przynajmniej w jakimś stopniu.

Sinuhe kiwnęła głową.

— Skoro już cię spotkałam, z chęcią zapraszam, żebyś wpadła tutaj w tym tygodniu, jeśli będziesz miała czas. Będziemy miały szansę na jakąś swobodną rozmowę — po tym spojrzała wymownie na Jauregui. — I miło by było, gdybyś przyszła z Karlą. Domyślam się, że z tobą została, żeby unikać własnej matki.

— Okej, mamo... Chyba wystarczy... — Przystąpiła nerwowo z jednej nogi na drugą. — Wcześniej chciałam ci powiedzieć, że... Lauren jest moją partnerką. I, cóż, mamy plany, także nie możemy dłużej zostać.

— Partnerką?

Tym razem Sinuhe wyglądała na zaskoczoną.

— Tak. Um, wie wszystko. 

Teraz matka Camili przykuła szczególną uwagę do ekspresji na twarzy Lauren. Nie każdy dobrze reagował na prawdę o tym, jaka była ich rodzina. Jednak skoro jej córka nazwała tę kobietę swoją partnerką, musiała najwidoczniej wszystko zaakceptować, prawda?

— Od dawna wiesz, Lauren?

— Od samego początku, Camila nie była zbyt subtelna — Sinu skinęła w zgodzie. Jej córka czasami doprawdy nie potrafiła znaleźć łagodnych dróg, aby o czymś powiedzieć. — Poznałam ją w formie wilka.

— Tego się nie spodziewałam. Przeważnie...to wychodzi znacznie później, gdy kogoś spotykamy. Ale najwidoczniej nie przyjęłaś tego tak źle, jak można by założyć skoro Camila przedstawiła cię jako swoją partnerkę.

Lauren uśmiechnęła się ponownie.

— Do wszystkiego potrzeba czasu na przemyślenie. Sposób, w jaki się spotkałyśmy jest już za nami. 

Sinuhe skrzyżowała ramiona i obniżyła głowę, aby zerknąć znad okularów na córkę.

— Byłaś chociaż subtelna?

Pierwszy raz to Jauregui wyrwała się do odpowiedzi. Jak by tak spojrzeć na to wszystko teraz, ta sytuacja wydaje się śmieszna.

— Celowo wpadła mi pod koła na parkingu. Późnym wieczorem — Lauren westchnęła cicho. — Właściwie powinnam skasować cię za to prostowanie blachy drzwi, wiesz o tym?

— Świetnie — Alfa zaczynała zauważać tutaj zmianę kierunku rozmowy tylko na nią, co niekoniecznie podpadało w jej gusta. Ostatnie czego chciała to wspólny atak Lauren z Sinu. — Jak mówiłam...czas na nas. Do...kiedyś tam. Zostawiłam twoją ulubioną herbatę na drugiej półce w kuchni.

Camila zwinnie pociągnęła za sobą Jauregui, która zdążyła pomachać Sinuhe na pożegnanie, zanim szybko przekroczyły próg drzwi. Nie zamierzała kwestionować tego, że w takim tempie odeszły, bo mimo wszystko nie zakładały, że w ogóle spotkają matkę Cabello. I, cóż, jak by na to nie patrzeć, nie planowały wciskać się na jakieś wspólne spotkania z rodzicami. Przynajmniej nie teraz.

— Nie odwracaj się, jeszcze zapamięta twarz — wymamrotała Alfa. — Jak cię gdzieś spotka to jeszcze zagada i co wtedy?

— Wtedy z nią pogadam — na ustach Lauren wkradł się uśmiech, który towarzyszył aż do momentu wejścia do samochodu. — Czym się tak zestresowałaś? — Zapytała, kiedy były już w drodze.

— Moją mamą, to chyba jasne? — Cabello zmarszczyła odrobinę brwi. — W głowie miałam wszystkie możliwe niekomfortowe pytania, które mogłaby ci zadać. Wolałam zabrać cię stamtąd jak najszybciej — gdy ustały na czerwonym świetle, spojrzała na kobietę z poważnym wyrazem twarzy. — Ale proszę cię, nie myl tego, nie wstydzę się ciebie. 

— Wiem, że się mnie nie wstydzisz. Gdyby było inaczej, wątpię, że poznałabym wszystkich z twojego rodzeństwa. Sama byłam zestresowana, kiedy spotkałaś moją mamę. A właściwie...kiedy złożyła mi niezapowiedzianą wizytę. Także serio, rozumiem, kochanie.

— Sęk w tym, że...nie wiem, kiedy przyjdzie moment, w którym powiedzą coś niesubtelnego. Ciężko to przewidzieć. Gdyby mieli inne podejście, naprawdę nie miałabym problemu z tym, że wpadłyśmy na kogokolwiek z mojej rodziny — sięgnęła na chwilę do dłoni Lauren, którą nakryła swoją i czule ścisnęła. — Chociaż też nie mogę zaprzeczyć temu, że wolałabym jeszcze się tobą nacieszyć. Tylko dla siebie, bez pokazywania każdemu, bo wypada, wiesz?

— Na pewno nie zamierzam dopuścić do tego, żeby stworzył się między nami konflikt przez jakieś niesubtelne pytanie od twoich rodziców, Camila. Poza tym, łapię, sama zresztą chciałabym podobnie się tobą nacieszyć — ponownie uśmiechnęła się do młodszej brunetki, ale tym razem wywołało to u niej wyraźniejszy relaks. — Chociaż muszę przyznać, że wygrałaś, jeśli chodzi o stalowe nerwy. Poznałaś moją mamę tuż po naszym seksie i śniadaniu.

Alfa zaskomlała.

— Nawet mi o tym nie przypominaj...

Lauren zerknęła w bok, na kobietę, która szła z nią równym krokiem. Ścisnęła odrobinę jej dłoń, aby zwrócić na siebie uwagę, a gdy tylko ją uzyskała puściła jej oczko. 

— Nie masz czym się denerwować — próbowała uspokoić nerwy swojej dziewczyny, bo wiedziała, że tylko względnie stara się wyglądać na wyluzowaną.

— Nie mam? — Camila przełknęła ślinę, a kolejne myśli zaczęły zaprzątać jej głowę. — Za dwie minuty poznam osoby, z którymi pracujesz od lat. A nie zapominajmy o tym, że w pracy spędza się naprawdę dużo czasu. I robiłaś jeszcze nadgodziny, więc... Tak, jak mówiłam, za dwie minuty poznam osoby, które znają cię lepiej niż ja.

— Znają mnie może od trochę innej strony, ale to nie znaczy, że bardziej niż ty — poprawiła ją. — Nie będzie nas dużo, pamiętasz? Liz znasz, kojarzysz, rozmawiałaś z nią wcześniej. Poza nią będzie Alice z Frankiem.

— A co z tą Karen? 

— Liz nie dawała mi znać, że przyjdzie. Wątpię, żeby się pojawiła. Przeważnie spotyka się z nami, kiedy coś działo się w pracy i chce o tym poplotkować najpierw tutaj, żeby potem z innymi następnego dnia — zmarszczyła brwi. — Ale do niej bym się nie przywiązywała. Znaczy...rozmawiamy między sobą od czasu do czasu, ale nigdy o niczym ważnym z nią nie rozmawiałam, bo nie wierzę, że cokolwiek, co powiem, zostanie sekretem przy jej niewyparzonych ustach.

— Okej, okej... Liz, Alice, Frank. Powinnam dać radę.

Jauregui zatrzymała się na moment w miejscu, po czym chwyciła za drugą rękę kobiety, aby była do niej całkowicie zwrócona.

— Oczywiście, że dasz sobie radę. Na pewno się z nimi dogadasz. To nie są ludzie, którzy jakoś strasznie by się ode mnie różnili — próbowała ją uspokoić. — Wejdziemy, przywitamy się i pójdziemy do baru coś zamówić. Przynajmniej ja na pewno wypiję piwo lub dwa, nie więcej. Nie wiem, jak ty. 

— Nie przejmuję się tym, jacy oni są, bardziej tym...jak odbiorą moją osobę.

— Kochanie, jesteś zawsze słodka dla każdego. Jeśli to twoje jedyne zmartwienie, to o nim zapomnij — przysunęła się bliżej ciepłego ciała swojej dziewczyny, aby złożyć na jej ustach drobny, ale czuły pocałunek. Lauren wygięła w górę kącik ust, kiedy po odsunięciu się od Camili, miała ona wciąż zamknięte oczy. — Nie będziemy tam długo. Wciąż zostanie nam trochę wieczora do spędzenia w spokoju.

Alfa skinęła głową. Musiała zebrać się do kupy. Nie chciała zbłaźnić się przed znajomymi brunetki.

— Chyba będę potrzebowała przynajmniej jednego drinka — powiedziała po otwarciu oczu. — Chodźmy. Nie chcę się spóźnić — tym razem to Camila wysunęła się do przodu, żeby ostatni raz poczuć wargi Lauren na swoich. 

Po wejściu do "Midnight" Cabello odniosła wrażenie, że miejsce jest przystosowane do kameralnych wypadów. Panował tutaj przyjemny półmrok, a siedzenia — poza typowymi obrotowymi stołkami przy barze — były zabudowane, więc można było mówić o jakimś poziomie prywatności między grupkami, które się tutaj schodziły. 

Liz od razu zwróciła uwagę Alfy, gdy tylko spojrzała na prawo. Blondynka wstała ze swojego miejsca i im pomachała z uśmiechem. Podczas drogi do zajętych przez nią oraz resztę znajomych Lauren miejsc, Cabello miała nadzieję, że jej mina jest bardziej przyjazna niż przekazująca to, jak faktycznie zestresowana była.

— W końcu dotarłyście! — Za pomocą szybkiego gestu dłoni Liz skłoniła pozostałych do tego, aby wstali ze swoich miejsc.

— A wy już pijecie? — Lauren prychnęła. — To jest Camila. Camz, powinnaś już kojarzyć Liz — mimo to, młodsza wysunęła dłoń do wspomnianej osoby, mówiąc ciche "dobry wieczór". — Dalej jest Alice i Frank — wskazała na parę, która w przeciwieństwie do Liz miała brązowe oczy oraz włosy. — Mogłaś ich gdzieś spotkać.

— Miło mi — wydusiła na koniec Cabello po kolejnym "dobry wieczór" i uścisku dłoni.

— Skoro mamy już te formalności za sobą, siadajcie — zaproponowała Liz, zerkając porozumiewawczo na Jauregui. Domyśliła się, że Camila jest zestresowana.

— Lauren nie chce nic nam mówić o tobie i trzeba ciągnąć ją za język — zaczęła pierwszy temat Alice. 

— Och? — Alfa uniosła brew. — Cóż, sama też się nie wychylam.

— Nie wychylasz? — Alice zaśmiała się przez moment. — Patrząc na te wszystkie prezenty i kwiaty, które zawsze do niej trafiają, ciężko mówić o tym, że się nie wychylasz, Camila.

— Ano faktycznie... Czasem się z tym zapominam.

— Ludzie od dawna są ciekawscy. Pierwszy bukiet zrobił swoje — dodał Frank. — Długo się znacie z Lauren?

— Um... Jeszcze trochę i będzie rok? — Zerknęła pytająco na swoją dziewczynę, która przytaknęła. 

— Znajomość znajomością, ale ile jesteście razem? — Wcięła Liz, która chciała znać konkrety

— Umm...

— Od niedawna — odpowiedziała Lauren. Domyślała się, że Camila wolała uniknąć kwestii, w której Jauregui zwlekała z wejściem w związek. — Długo się spotykałyśmy, ale oficjalnie jesteśmy razem od niedawna. Swoją drogą, ktoś jeszcze przychodzi? Zmieniło się coś?

— Karen napisała do mnie kilka minut temu — Frank oparł się wygodnie o blat stołu. — Zamierza przyjść. 

— Och, okej — pod stołem, Lauren ułożyła dłoń na udzie Cabello i delikatnie je ścisnęła, mając nadzieję, że doda jej otuchy. — Liz ze wszystkich najczęściej mnie znosi — Jauregui zwróciła swoją uwagę na Alfę. — Alice i Frank zajmują się marketingiem, więc przeważnie znoszą moje nerwy, gdy muszę prowadzić nowe szkolenie.

— Jednym słowem, nie ma jak z nią wytrzymać, kiedy przychodzi ktoś do nas na szkolenia — skwitowała Alice. — Dopiero na sali przed świeżakami jest opanowana i wie, co ma mówić.

— A o tym już mi nie wspominałaś — Camila zmrużyła oczy, robiąc przy tym rozbawioną minę, gdy skrzyżowała spojrzenia z partnerką. 

— Nie było o czym mówić... Sama pewnie stresujesz się przed ważnymi spotkaniami w pracy.

— A gdzie pracujesz? — Alice próbowała sprytnie wyciągnnąć więcej informacji.

— Um, pracuję w firmie deweloperskiej.

Lauren nie zgodziłaby się z takim przedstawieniem, bo Camila nie tyle, co pracowała w firmie, ale również nią zarządzała. Aczkolwiek mogła podejrzewać, że jej dziewczyna nie chciała wypaść w oczach Alice, Franka i Liz, jakby się wywyższała. 

— Zajmujesz się bezpośrednio sprzedażą? — Frank poprawił się w miejscu, po czym spojrzał bezpośrednio na Cabello, wyraźnie zaciekawiony tematem.

— Nie, nie... Przeważnie biorę się za projekty budowy albo po prostu jakąś papierkową robotę związaną ze spotkaniami z inwestorami.

— Projekty? Więc jesteś architektem?

— Tak, zgadzałoby się — odpowiedziała Alice, która dopytała. — Chociaż Lauren jednego razu nazwała mnie "budowlańcem".

Liz zaśmiała się na ten komentarz. 

— A w ogóle jak się poznałyście? Lauren znowuż nic nie powiedziała.

Camila wyprostowała bardziej plecy.

— Och, nie dziwię się, że nic nie mówiła — drobny uśmieszek wstąpił na wargi Alfy. — Przejechała mnie na parkingu. 

Cała trójka spojrzała najpierw na samą Cabello, a potem na Jauregui z niedowierzaniem, która miała szeroko otwarte usta. Klepnęła chwilę później swoją dziewczynę w ramię, bo nie sądziła, że im o tym opowie.

— Teraz chcę poznać szczegóły — Liz przysunęła się bliżej stołu i jednocześnie pary, bo siedziały naprzeciwko. — Jak to możliwe, że cię przejechała? I, no cholera, jak to przejechała?

— Można powiedzieć, że się o to prosiłam — kontynuowała Camila wyraźnie zrelaksowana luźnym tematem, o którym nie kłamała, ale pomijała istotne szczegóły. — Trochę skasował się bok jej samochodu, ale przez to, że po fakcie miałyśmy podejrzenie, że mam coś z nogą, nie zażądała do teraz zapłaty za szkody — z jeszcze większym wyszczerzem, czule przesunęła dłonią po przedramieniu Jauregui. — We wszystkim było więcej szoku i stachu, ale tak czy siak Lauren zabrała mnie do siebie. Co w sumie...było dość dziwne, jak by na to teraz spojrzeć.

— Lauren, ty dziwaku. Nie dość, że ją przejechałaś to jeszcze uprowadziłaś? — Alice nie mogła powstrzymać się przed droczącym komentarzem.

— Jasne, teraz wszystko moja wina.

— Nie, nie... — Camila ponownie się odezwała. — W rzeczywistości chciała upewnić się, czy wszystko ze mną w porządku. Później otrzeźwiałam i zrozumiałam, że jestem w obcym domu, a przede mną stoi jakaś piękna kobieta i pyta, czy ze mną wszystko w porządku — nie mogła się powstrzymać przed spojrzeniem na partnerkę, która częściowo zakryła twarz dłonią. — Ostatecznie wszystko było ze mną okej, więc wyszłam, kiedy Lauren nie było w pobliżu, ale domyślałam się, że pewnie będzie miała obawy, że ktoś obcy zna jej adres, w dodatku po takiej sytuacji, więc zostawiłam kartkę z moim adresem, jeśli chciałaby porozmawiać o tym wszystkim — zrobiła chwilową pauzę, przestając uśmiechać się tak szeroko, a zamiast tego bardziej uważnie przyjrzała się Jauregui, z którą nawiązała kontakt wzrokowy. — Następnego dnia pojawiła się pod moimi drzwiami i po prawie roku jesteśmy, gdzie jesteśmy.

— Trochę wyolbrzymiłaś niektóre wydarzenia — skwitowała Lauren, odwracając spojrzenie, ponieważ poczuła się trochę onieśmielowa sposobem, w jaki Camila na nią patrzyła. Nie pomagało to, że były w większym gronie.

— Więc...nie przejechałaś mnie? — Twarz Cabello znalazła się bliżej Jauregui, wyczekując na odpowiedź przy sugestywnym poruszeniu brwiami.

— Nie widziałam cię! Pojawiłaś się znikąd — starsza odchyliła w tył głowę. — Lepiej zmieńmy temat. Jeszcze wszyscy w pracy pomyślą później, że przy najbliższej okazji, jak mnie zdenerwują, to będę w stanie ich przejechać.

— Och, uwierz, już wiemy, że jesteś do tego zdolna — Liz wskazała na nią palcem. — I nie zapomnimy.

— Okej, chyba czas na alkohol — zażądziła natychmiastowo Lauren, widząc, że dalsza rozmowa będzie kolejnymi kąśliwymi, choć żartobliwie wypowiadanymi komentarzami. 

— Chodźmy, w takim razie — Camila ruszyła tuż za partnerką, zostawiając trójkę jej znajomych przy stoliku. Musiała przyznać, że odetchnęła trochę z ulgą. Miała nadzieję, że kobieta nie jest na nią zła za to, że odrobinę sobie pożartowała. — Nie jesteś na mnie zła?

— Zła? — Splotła ich dłonie. — Czemu miałabym być zła?

— Trochę o tobie żartowali przez to, co powiedziałam o naszym pierwszym spotkaniu.

— Nie jestem zła. Jak by na to nie patrzeć, nie skłamałaś. Po prostu ominęłaś kilka kwestii — pogłaskała jej ramię w oczekiwaniu na podejście barmanki. — Dobrze sobie radzisz. Z dwojga złego, wolę, żebyśmy siedzieli w przyjemnej atmosferze i trochę się pośmiali, zamiast czuć się z tobą, jak na przesłuchaniu. Wiem, że są ciekawscy i pewnie nadal będą zadawać jakieś pytania...ale całkiem dobrze wprowadziłaś luźniejszą dyskusję.

— Wolałam się upewnić — uśmiechnęła się lekko. — Zamówić ci piwo z jakimś sokiem? — Lauren potaknęła i odsunęła się na moment, bo zauważyła, że Liz idzie do niej z poważnym wyrazem twarzy. Od razu się zaniepokoiła, więc wolała pozostawić Camili zajęcie się ich zamówieniem.

— Co się stało? — Zapytała od razu blondynkę.

Liz pochyliła się lekko w jej stronę, aby kobieta usłyszała każde słowo, które cicho wypowiedziała. Zza ramienia koleżanki złapała jeszcze kontakt wzrokowy z kimś, kogo się tutaj nie spodziewała.

— Nie miałam pojęcia — Liz zacisnęła mocno wargi. — Zostaniecie?

— Pogadam z Camilą. Ale wydaje mi się, że tak. Nie przyszłyśmy tutaj po to, żeby wychodzić po 10 minutach, Lizzie.

— Okej, okej... Ale przy tym, co teraz się odpieprzyło, będę potrzebowała więcej alkoholu — Grand pokręciła głową.

— Mi to mówisz? Potrzebuję więcej niż jednego piwa — Lauren westchnęła, zanim zwróciła się ponownie do Camili, która musiała dopiero dostać ich zamówienie. Zmarszczyła brwi na widok dwóch kieliszków, prawdopodobnie nie z czystą wódką, ale wciąż z czymś wysokoprocentowym. — Kochanie, muszę ci...

— Wiem — Alfa sięgnęła po pierwszy kieliszek, który momentalnie opróżniła. — Nie podsłuchiwałam, wyczułam z daleka, że tutaj jest — na koniec chwyciła za drugi i ostatni, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. 

— Wolisz wrócić do domu? Czy zostajemy?

— Z tego, co pamiętam, przyszłyśmy tutaj, żebym poznała twoich znajomych z pracy, a nie uciekała przed twoją byłą — wykrzywiła usta w grymasie, bo po chwili ciszy między nimi, zrozumiała, że powiedziała to z wyrzutem, a Lauren nie była niczemu winna. — Przepraszam, wiem, że nie masz wpływu na to, że przyszła. Po prostu...wystarczy mi, że z nią pracujesz i spędzasz przez to połowę każdego dnia pracy. Nie jestem zbyt pozytywnie nastawiona do tego, żeby krążyła wokół ciebie poza nią, patrząc na to, że próbowała wciskać się między nas — przygryzła wnętrze policzka. — Nie chciałabym, żeby wszystko się powtarzało.

— Kochanie, rozmawiałam z nią, wiesz o tym. Domknęłam całą sprawę i dałam jej do zrozumienia, że naprawdę ma dać sobie spokój. Poza tym, jestem tutaj z tobą i, szczerze mówiąc, też przeszkadza mi to, że się pojawiła, bo nigdy z nami nie wychodziła. Wszyscy wiedzą, że dawno temu się rozstałyśmy i to byłoby dla nas niewygodne, aby spotykać się poza pracą. Wydaje mi się, że Karen skorzystała z okazji i próbowała namieszać, żeby jutro mieć o czym plotkować w pracy.

— Ta cała Karen nie brzmi na dobrą koleżankę.

— Masz przykład tego, dlaczego z nią tak bardzo nie rozmawiam. A przynajmniej o czymś, co nie dotyczy pracy.

Alfa kiwnęła głową w zgodzie, chwytając za szklankę z drinkiem, którego zamówiła dla siebie.

— Powiedz mi tylko, czy ty chcesz zostać? Jeśli obawiasz się, że coś palnie i będziesz musiała jutro wyłapywać jakichś idiotycznych plotek, możemy wrócić do domu — wzięła małego łyka. — Z mojej strony nie zamierzam niczego z nią zaczynać. Chciałabym spokojnie spędzić ten wieczór.

— Mało mnie obchodzi, co będą sobie gadali w pracy. Teraz interesuje mnie tylko to, czy jesteś pewna, aby zostać — sięgnęła dłonią do ciepłego policzka młodszej. Przyjrzała się uważniej jej twarzy i stwierdziła w myślach, że rzadko widuje Camilę w spiętych włosach. Tym bardziej, gdy chodzi o kitka/koński ogon.

Wyglądała naprawdę dobrze.

— Chciałaś, żebym poznała twoich znajomych — Alfa zrobiła krok w stronę partnerki, która z automatu zajęła stołek barowy, który był tuż za jej tyłkiem. — Nie mam w planach zamieniać tego w jakieś przedstawienie z powodu Lucy — dla potwierdzenia tych słów, ucałowała czule oraz powoli czoło kobiety, zanim sięgnęła do tego miejsca kciukiem i przetarła je dla pewności, że nie będzie żadnego śladu po szmince.

— Czyli postanowione — Lauren przejechała dłonią po udach, które były częściowo zakryte granatową spódniczką z jakimiś wzorami. — Ale wciąż...lepiej zwolnij z alkoholem, bo może teraz nie czujesz tych dwóch kieliszków, ale zaraz cię trzepnie i będziesz do wyjścia na moim ramieniu, Camz — zaśmiała się cicho. — Okej?

— Nie zamierzam pić więcej od tego, co mam — powiedziała zgodnie z prawdą. — Zamówiłam więcej, żeby...nie wiem, trochę się rozluźnić. Nie chcę wyjść na nudną przy twoich znajomych.

— Nie jesteś nudna, kochanie — Jauregui zsunęła się z siedzenia po tych słowach, chwyciła w jedną dłoń zamówione przez Camilę piwo z sokiem, o które poprosiła, a drugą splotła palce z palcami swojej dziewczyny i finalnie skierowała się do miejsc, które zajmowali jej znajomi w pełnym składzie. — Karen, jednak dotarłaś.

— To było na ostatnią chwilę — odpowiedziała jej druga blondynka, która wstała do Camili stojącej z wyczekująco wysuniętą dłonią na przywitanie. Oczywiście znowuż użyła zwrotu "dobry wieczór" zarówno w jej stronę, jak i Lucy.

Chociaż Lauren zakładała, że może wystąpić jakaś niezręczna atmosfera, przez kolejne 40 minut rozmowy były na całkiem dobrym poziomie, tu i tam było zadane jakieś pytanie na temat Cabello — jak jej wiek, jakieś szczegóły, gdy chodzi o zawód, no i samą Lauren. Naprawdę nie było na co narzekać. Młodsza kobieta dawała sobie radę z odpowiedziami, nie zdradzając nie wiadomo ile informacji. Musiała brać pod uwagę to, że znajduje się tutaj plotkara Karen oraz sama Lucy.

I choć nie przepadała za Vives, nie chciała opowiadać za dużo o swoim związku z Lauren, aby celowo zrobić jej przykrość. Nadal miała w głowie fakt, że Lucy powiedziała już kiedyś Jauregui, że ją kocha. Nie zamierzała upaść do poziomu, w którym wygadywałaby prosto w jej twarz, jak to jest szczęśliwa z Lauren. 

To po prostu nie była Camila.

Gdy już zbliżała się godzina od momentu pobytu w "Midnight", Karen i Lucy miały za mocno wypite, Camila była następna w kolejce, chociaż nie wypiła nic więcej poza tym jednym drinkiem, ale cały zmieszany alkohol przy słabej głowie dał o sobie znać, natomiast reszta trzymała się bez szwanku. Cóż, przynajmniej do czasu.

Z powodu luźniejszego języka Karen zaczęła żartować, że niejednokrotnie próbowała flirtować z Lauren, ale ta gra niedostępną. W tym przypadku, Cabello uznała, że warto wziąć te słowa bardziej za żart, bo poważniejsze podejście do tematu mogłoby bardzo szybko zakończyć się źle. Jednak z tego wszystkiego doszła do wniosku, że nie przepada za Karen.

— Więc w końcu wiemy trochę więcej o dziewczynie Lauren — skwitowała Liz, gdy przez dłuższy czas nie było kolejnych pytań do Camili. — Ciekawość została trochę zaspokojona. Powinnaś częściej z nami wychodzić, łatwo złapać z tobą jakikolwiek temat, Camila.

W tym momencie Lauren była dozgonnie wdzięczna, że jej partnerka mogła bezpośrednio usłyszeć, że ktoś ją polubił. Wiedziała, że prędzej czy później bez takiego komentarza, zastanawiałaby się w domu, czy zrobiła wszystko tak, jak należy. Często bywała niepewna tego, co robi — albo może inaczej, Alfa była swoim największym krytykiem w czymkolwiek.

— Tsa, tylko trochę — Lucy prychnęła, na co Jauregui posłała jej surowe spojrzenie. 

— Huh? — Karen przekręciła głowę do Vives i szturchnęła ją lekko łokciem. — Powtórz?

— Powiedziała o sobie wiele, ale... — Zrobiła chwilową pauzę, aby wziąć kolejny porządny łyk drinka. — Nie powiedziała kim naprawdę jest, rozumiesz?

— W sensie co? — Karen zmarszczyła nos, natomiast Alice i Frank posłali Vives odrobinę zdezorientowane spojrzenia.

— Powiesz czy ja mam? — Przy użyciu dłoni, którą trzymała szkło, machnęła raz a siebie, a raz w stronę Camili. — Bo wiesz, że wiem

Alfa przełknęła ślinę, odrobinę trzeźwiejąc. Natychmiastowo odnalazła zielone oczy swojej dziewczyny, próbując uzyskać jakąś poradę na tę sytuację bez użycia słów. Ale właściwie sama Lauren nie wiedziała, jak z tego wybrnąć. Nigdy nie wstydziła się Camili ani tego, że ma więcej niż jedną naturę czy też formę, ale... Nie chciała stawiać jej w centrum zainteresowania, bo wiedziała, że mogłaby poczuć się osaczona.

Poza tym, Cabello nie lubiła chwalić się tym, że jest zmiennokształtna. Danie komukolwiek informacji na ten temat znajdowało się na liście rzeczy, które chciałaby o sobie opowiedzieć.

— Więc...?

Alfa odchrząknęła cicho i chwyciła za odkryte kolano Lauren pod stolikiem, aby mieć z nią chociaż taką formę kontaktu fizycznego dla wsparcia. 

— Chcesz wzbudzić jakąś sensację, Lucy? — Zapytała ją Cabello. — Bo nie sądzę, że mam do powiedzenia coś ciekawego.

— Chyba za dużo wypiłaś — dodała Lauren, sunąc nieustannie dłonią wzdłuż całej długości ramienia Camili. — Jutro mamy pracę. Chyba czas się zwijać do domu.

— Niech się nie wymiguje — Vives poklepała ramię Karen, aby zwrócić jej uwagę, po czym twarzą zwróciła się do Alice, Liz i Franka. — To będzie ciekawe. Dalej, Camila, zdążysz nam trochę o sobie opowiedzieć, zanim przyjedzie Uber.

Alfa westchnęła cicho i ścisnęła delikatnie kolano Lauren. Próbowała przygotować się mentalnie na ewentualne reakcje znajomych swojej dziewczyny, ale gdy tylko zobaczyła, że ta uśmiecha się do niej delikatnie, odniosła szybko wrażenie, że nie powinno nic złego się stać.

Właśnie taki wpływ miała na nią ta kobieta — wystarczył prosty gest, żeby zaczęła myśleć inaczej, lepiej. O co więcej mogłaby prosić, gdy chodzi o partnerkę?

— Nie sądzę, że to coś, co powinnaś we mnie wymuszać, Lucy — zwróciła jej najpierw uwagę, skoro i tak miała ją uprzedzić z informacjami o sobie. — To nie jest coś, czym szczególnie się chwalę, ale jestem zmiennokształtna — powoli obserwowała przy kolejnych słowach reakcje wszystkich zebranych. — Są jeszcze inne określenia, ale akurat to najbardziej preferuję. Nie uznałam tego też za istotną rzecz do opowiedzenia, bo nie wszystko z tym mnie definiuje, a poza tym dostaję różne reakcje. Czasami niekoniecznie pozytywne przez stereotypy i niedopowiedzenia — zrobiła chwilową pauzę. — Masz to, co chciałaś, Lucy.

— Wracamy już do domu — powiedziała Lauren, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać po krótkim monologu Camili. — Nie widzę sensu, żeby dłużej zostawać skoro to spotkanie przestało być przyjemne. Obyś była z siebie dumna, bo jak dla mnie upadłaś bardzo nisko, Lucy — Jauregui miała wyraźnie zniesmaczony wyraz twarzy. — Zadzwonię po Ubera, kochanie — zwróciła się do swojej dziewczyny, która tylko kiwnęła głową, nadal wyszukując jakichś reakcji.

— Nie dziwię się, że chcecie wracać — odezwała się Liz, zgarniając do tyłu swoje jasne włosy. — Też będę się zbierała. Czy to problem, żebyśmy wracały razem? Jestem po drodze, jeśli wracacie do Lauren.

— Nie, nie, to żaden problem — odpowiedziała jej Camila, uśmiechając się przy tym delikatnie. Wiedziała, że z całego towarzystwa tylko ona pozytywnie zareaguje. Reszty nie była już taka pewna. Dla niektórych było to dużo do przetworzenia i nie zamierzała być przez to zła czy zawiedziona. 

— À propos tego co powiedziałaś przed chwilą, Camila, mogę o coś spytać? 

— Um, tak, oczywiście, Liz. 

— Coś tam o tym wiem, ale chciałam podpytać, jaką pozycję zajmujesz? Są jednak Alfy, Bety i Omegi.

— Jestem Alfą.

— Przynajmniej kolor oczu przy zmianie się w miarę wpasowuje. Wiesz, masz brązowe, a mogą przejść w złotawy. 

— Nigdy na to nie patrzyłam z tej strony — wzruszyła lekko ramionami. — Masz jeszcze jakieś pytania skoro czekamy, aż przyjedzie Uber?

— Jak na razie nie — puściła jej porozumiewawczo oczko. — Za to ty Lucy powinnaś przestać pić i serio przemyśleć po co dzisiaj przyszłaś. Karen, brawo za specjalne dobranie sobie towarzyszki, żeby spróbować zrobić aferę. Jak jutro usłyszę z kogoś innego ust jakąś plotkę na temat dzisiejszego wieczoru to masz przesrane — Lizzie pokręciła z rozczarowaniem głową. To było żenujące, że zachowały się w ten sposób — nie trudno było się domyślić, że Karen wcale nie "zapomniała" o fakcie, że Lucy i Lauren były przez jakiś czas w związku, kiedy proponowała Vives wyjście, bez powiedzenia jej o tym, kto dokładnie tutaj będzie. Ewidentnie to sobie zaplanowała.

— Spodziewałam się czegoś lepszego po was — skomentowała w końcu Alice, zaskakując Camilę. Niedługo po tym nawiązała z nią krótki kontakt wzrokowy. — Może swoje słyszałam na temat zmiennokształtnych czy wilkołaków, ale to nie znaczy, że będę cię oceniać, bo każdy jest inny.

— Dziękuję. To miła odmiana, usłyszeć coś takiego.

— Kochanie — Alfa zwróciła swoją uwagę na brunetkę — Uber będzie za niecałe 10 minut. 

— W porządku.

— Możemy powoli się zbierać na zewnątrz — zaproponowała, nie chcąc siedzieć w niezręcznej atmosferze i dać Camili większe możliwości, aby zastanawiała się za długo nad tą sytuacją. Lauren doskonale wiedziała, że będzie zakładała wszelkie złe reakcje i niewypowiedziane w głowie, a to nie było nic dobrego. Dlatego też wolała zmyć się stąd jak najszybciej. — Liz? Też się z nami zbierasz?

— Jasne — blondynka spojrzała na lewo, gdzie znajdowali się Frank i Alice. — Widzimy się jutro — powoli wstała i nałożyła na siebie bardzo cienką kurtkę. — Karen i Lucy — pokręciła z rezygnacją głową. — Do zobaczenia.

W ciagu kolejnych pięciu minut cała trójka znajdowała się już na zewnątrz "Midnight", ciesząc się z tego, że tego wieczoru był przyjemnie chłodny wiatr. Lauren, co prawda, była przyciśnięta do boku Camili, która miała nadzieję, że jej twarz odrobinę się ochłodzi, bo przez spożyty wcześniej alkohol nie mogła zapanować nad temperaturą swojego ciała. Liz za to stała kawałek od nich, paląc drugiego cienkiego papierosa.

— Chyba nie było dzisiaj tak źle, co? — Wymamrotała Cabello, opierając prawy policzek o głowę partnerki. — Poza końcówką wieczoru.

— Wszystko było dobrze — Jauregui przejechała dla otuchy dłońmi po plecach młodszej kobiety.

— Nie zrobiłaś nic złego — rzuciła krótko Liz.

— Mam nadzieję, że nie są odstraszeni — szepnęła bardziej do siebie. — A z innego tematu, zapomniałam cię spytać, Liz to skrót od Eliza?

Wargi blondynki drgnęły w uśmiechu, zanim wypuściła chmarę dymu.

— Elizabeth Grand. U mnie często mówiono na osoby z takim imieniem Betty, ale one kojarzą mi się z niezbyt interesującymi postaciami, dlatego wolę po prostu Liz albo Lizzie.

— Och, w porządku. Zawsze zapominałam zapytać o to Lauren, gdy coś o tobie wspominała.

— Jak długo o mnie wiesz? — Dopytała Grand, wyrzucając spalonego prawie do końca peta.

— Co? — Lauren przekręciła głowę, myśląc, że to pytanie jest skierowane od niej. Jednak okazało się, że Lizzie patrzy bezpośrednio na Cabello.

— Od początku, zanim poznałam ciebie i Lauren.

— Tak podejrzewałam.

— O czym mówicie?

Camila wykonała krótki gest dłonią, aby to Elizabeth odpowiedziała.

— Uber już jest — zakomunikowała, odkładając rozpoczętą przez siebie sprawę na później. 

— Okej, idziemy, ale chcę też wiedzieć, o co waszej dwójce chodzi — Lauren nie zamierzała odpuścić. Poczekała tylko, aż wejdą do auta i pokierują kierowcę na ich pierwszy przystanek. — Więc?

Grand posłała niezrozumiałe dla Jauregui spojrzenie w stronę Cabello.

— Jest Betą — wyjaśniła krótko i zwięźle jej partnerka.

— Co? Nigdy nie mówiłaś, że znasz Liz.

— Bo nie znałam. Nie jest z mojej watahy — Alfa przejechała kojąco między ciemnymi kosmykami włosów starszej kobiety. 

— Dlaczego nic nie mówiłaś?

— Wiesz, że sama nie chwalę się tym, kim jestem. Domyślam się, że nie tylko ja wolę nie przedstawiać się w ten sposób, bo ludzie bardzo często zapamiętują tylko tę jedną informację i wrzucają nas do jednego worka ze stereotypami. Nie byłabym zaskoczona, gdyby mimo wszystko Alice, Frank i Karen zrobili to samo. 

— Byłam zaskoczona, że nic nie powiedziałaś — przyznała Liz. — Równie dobrze mogłaś kilka minut temu wspomnieć o mnie.

— Pomijając to, że Lucy praktycznie wymusiła we mnie powiedzenie o sobie w tym zakresie... Nie wtrącam się w życie innych. Nie widziałam podstaw, aby jakkolwiek zaczynać temat o tobie. To nie moje miejsce, aby mówić za ciebie, prawda?

— Jest dobra. Trzymaj ją przy sobie — blondynka kiwnęła w stronę Camili głową, patrząc na bezpośrednio na Lauren, bo to do niej się zwracała. 

— Powinnam była więcej wypić — skwitowała wszystko Jauregui, przykładając wolną dłoń do czoła. — To nie na moje trzeźwe nerwy.

Do samego końca, z tym akcentem, droga do Elizabeth, a następnie Jauregui minęła spokojnie. Przynajmniej dopóki para nie dojechała i opuściła samochód. Camila nadal odczuwała nieprzyjemną mieszankę emocji z powodu incydentu, który skrócił ich spotkanie ze znajomymi Lauren. I właściwie nie była zła na to, jak zareagowali Alice, Frank, czy nawet sama Karen, chociaż część nie wyraziła się o niej negatywnie — w twarz, warto podkreślić. Myśleć mogli co innego.

Najbardziej wnerwiało ją to, że znowu chodziło o Vives. Za każdym, cholernym razem, chodziło tylko o nią. Camila zdążyła uwierzyć, że wieczór minie przyjemnie, ponieważ się nie wychylała, ale wystarczyło, że wypiła o jednego czy dwa kieliszki za dużo i znowu wróciły do jej zasranych intryg. Kobieta nie mogła tego zdzierżyć.

— Okej... — Lauren westchnęła, wrzucając przy tym klucze od domu do miski znajdującej się na wysepce kuchennej. — Chcesz porozmawiać o tym, co się stało teraz czy później?

Alfa skrzyżowała ramiona. Oczywiście, że wolała teraz. W dodatku była pijana, więc prędzej powiedziałaby wszystko, co myśli, bez hamowania niektórych uwag.

— Naprawdę nie miałam pojęcia, że się zjawi. I, jak już ci wspomniałam, Lucy nigdy z nami nie wychodziła. Zaskoczyła wszystkich.

— Ile razy będziemy do niej wracać?

Starsza odwróciła się, aby spojrzeć na swoją dziewczynę.

— Słucham?

— Ile razy będzie wchodziła między nas? Bo chociaż teraz skupiła się na mnie, na pewno liczyła na to, że prędzej czy później się ode mnie odsuniesz z powodu plotek, które jutro najprawdopodobniej będą rozpowiadane w pracy.

— Wszystko było w porządku, zanim nie wypiła za dużo. Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Rozmawiałam z nią i... Ech, chcesz, żebym znowu z nią porozmawiała?

— W życiu — odpowiedziała natychmiastowo Alfa, trochę się zapędzając, ponieważ uniosła się bardziej niż powinna. — Nie chcę, żebyś do niej jeździła za każdym razem, jak coś odwali. Nie widzisz w tym prób zwabienia ciebie do niej?

— Camila... — Potarła skronie. — Nikt mnie nigdzie nie zwabia. 

— Widzę to inaczej — zmarszczka pojawiła się między brwiami Cabello od ciągłego ich marszczenia. — Ona robi to wszystko specjalnie, żebyś zwracała na nią uwagę, Lauren.

— Czego ode mnie oczekujesz, Camila? W pracy wszystko jest normalnie.

Alfa wplotła dłonie we własne włosy, ściskając je w pięściach.

— Zaczynam mieć dość tego, że ta kobieta próbuje wciskać się w twoje życie poza pracą — przymknęła powieki. — Praca to jedno. Wiem, że nie zwolnisz się ot tak, to nie jest jakiś film, ale... Naprawdę drażni mnie jej obecność. Była chwila spokoju i teraz znowu wszystko wraca. Co następnym razem wymyśli? Znowu zacznie do mnie wydzwaniać, aby mówić mi o waszym seksie? Czy może teraz posunie się do tego, aby rozmawiać na ten temat w twojej pracy, kiedy tylko po ciebie przyjdę?

— Camila, wydaje mi się, że teraz niepotrzebnie się nakręcasz.

— Ja się nakręcam? Serio, Lauren? Ja? Nie ona? Tylko ja?

Jauregui oblizała nerwowo wargi.

— Myślę, że tym razem po prostu wypiła za dużo, dlatego zaczęła gadać bzdury i zrobiła, co zrobiła. Nie bronię jej, okej?

— Brzmi, jakbyś ją broniła. Nie słyszałaś, jak to powiedziała? — Spojrzenie Alfy było rozkojarzone, pędzące po całym pomieszczeniu, w którym stały. — Jakbym musiała czuć wstyd albo obawiać się tego, że ktoś zareaguje źle. I mówisz mi, że ona po prostu za dużo wypiła?

— Camz, nadinterpretujesz. Nie twierdzę, że to, co zrobiła było w najmniejszym stopniu w porządku. Nic z tych rzeczy. Ale naprawdę tak długo się nie wychylała, że tym razem jestem skłonna uwierzyć, że wypiła więcej niż powinna i nie zastanowiła się nad tym, co zaczęła gadać.

— Nawet nie próbujesz postawić się w mojej sytuacji.

Lauren uniosła brwi, zaskoczona po raz kolejny nieprzyjemnym tonem, którego Camila użyła.

— Staram się. Ale z takim podejściem, kiedy dociera do ciebie tylko to, że rzekomo tłumaczę zachowanie Lucy, wydaje mi się, że powinnyśmy położyć się spać i porozmawiać o tym jutro, gdy będziesz trzeźwa.

— To nie ma znaczenia, czy jestem trzeźwa, czy mam trochę wypite — Alfa z lekkością strąciła dłonie Lauren, które pierwotnie chciały ją przyciągnąć, a następnie zaprowadzić do łazienki. — Łatwo jest ci powiedzieć, że nadinterpretuję. W przeciwieństwie do ciebie nie mam żadnej byłej czy byłego, które próbowałoby stawać ci na drodze.

— Camila, rozmawiałyśmy już o tym. Nie zamierzam w ogóle rozważać tego, aby do niej wracać. To zamknięty rozdział. Jedyne, co nas łączy to praca. Czysta praca.

— Mówisz czysta praca, ale jednak coś się dzisiaj stało, prawda? — Dolna warga Cabello niepokojąco zadrżała.

— Powiedz mi, o co naprawdę chodzi. Aż tak martwi cię reakcja innych, czy chodzi o coś więcej? — Tym razem Jauregui próbowała uważniej przyjrzeć się również mowie ciała partnerki. 

Alfa, z drugiej strony, nie wiedziała, jak poradzić sobie z niewygodnym uczuciem, jakby jej klatka piersiowa miała się za moment rozpruć z nadmiaru tego, co ją nawiedzało. Nie potrafiła powiedzieć o tym na głos, ponieważ szczerze obawiała się, że pęknie ta stonowana strona — wliczając w to tę, która wycofywała się przy Lauren za każdym razem, w obawia, że zacznie ją osaczać swoją intensywnością.

— Camila, kochanie? — Starsza wyciągnęła do niej dłonie z nadzieją, że kobieta za nie chwyci, ale dostała w odpowiedzi potrząśnięcie głową i pulsacyjne ściskanie pięści przez Cabello.

— Wiesz, że cię kocham — wzięła głęboki wdech. — Nie dowiedziałaś się o tym w tej samej chwili, kiedy zdałam sobie sprawę z moich uczuć. Byłam ich świadoma dużo wcześniej, ale próbowałam... Naprawdę próbowałam iść komfortowym dla ciebie tempem i... I-i jesteśmy teraz razem, więc chyba dobrze postąpiłam — z każdym kolejnym zdaniem głos Camili coraz bardziej się załamywał. Próbowała to zamaskować, odzywając się ciszej, jednak jej oczy również okazywały się zdradliwe, ponieważ zaczęły ukazywać drugiej kobiecie zaszklone, pełne zmartwień spojrzenie. — Staram się, żeby...żeby było między nami jak najlepiej, ale kiedy tylko ona się pojawia... — Zacisnęła szczękę. — Nie wiem, jak długo będę w stanie nad sobą zapanować. Nie chcę, żeby to się na nas odbijało, ale ta kobieta działa na mnie jak... Sama nie wiem... Zawsze jestem przez nią na skraju cierpliwości — przełknęła z trudem ślinę. — Kiedy myślałam, że wszystko będzie już dobrze; że wszystko się uspokoiło, stało się to, co się stało tę godzinę temu i-i... Lauren, nie chcę cię stracić przez to, że coś powiem lub zrobię, ale to mnie wykańcza. Próbuję się hamować, bo szczerze mówiąc...

Alfa zamrugała kilkukrotnie, aby spróbować odpędzić łzy. Teraz doprawdy miała wrażenie, że jest krok od histerycznego płaczu oraz szlochu, bo te wszystkie niepewności zaczęły wychodzić na wierzch i nie była przez to już tak opanowana — a zawsze starała się pokazać Lauren, że jest dojrzała, panuje nad sobą lepiej niż większość i daje sobie radę z każdą przeszkodą. Nawet tą w postaci jej byłej.

A to była gówno prawda.

— Szczerze mówiąc nie wiem, co ze sobą zrobię, jeśli cię stracę. Nie żartuję. To...um, ja... — Zacisnęła wargi, które już na dobre zaczęły drżeć, dając jej ostatnie ostrzeżenie, że jest bliska wyłamania się przed brunetką.

Jednak Lauren zareagowała, zanim to się wydarzyło. 

Podeszła do niej spokojnym krokiem, stając na tyle blisko, aby czuły ciepło drugiego ciała bez stykania się w żadnym miejscu. Jej jasne oczy były zarówno zmartwione, jak i kojące, gdy momentami wychwytywała parę ciemniejszych, które wciąż chaotycznie śledziły różne kąty salonu.

— Znosiłaś to wszystko lepiej niż ja kiedykolwiek bym potrafiła, Camila — natychmiast zwróciła jej uwagę. — Wiem, że źle na ciebie wpływa jej obecność, pewnie bardziej niż byś to przyznała, ale z mojej strony... Proszę, uwierz, że nasz kontakt jest tylko i wyłącznie zawodowy. Gdybym mogła, bardzo chętnie zmieniłabym pracę, bo patrząc na to wszystko, co dotychczas zrobiła, łącznie z dzisiejszym wieczorem... No nie można zaprzeczyć temu, że jest toksyczna.

Cabello nie była pewna, gdzie Lauren zmierza z tym wszystkim.

— I dzisiaj tylko mogę się domyślać, że to była kwestia alkoholu. Ale tego nie wiem. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak, jakbym ją broniła, bo nie miałam najmniejszego zamiaru tego robić — zrobiła chwilową pauzę. — Musimy popracować nad tym, że czujesz się przy niej... Nie wiem, jak to określić, bo dopiero teraz widzę w większym stopniu, jaki to wszystko ma na ciebie wpływ, ale... Popracujemy nad tym. Postaram się bardziej z zapewnieniami, że między nami wszystko dobrze się układa i... — Przysunęła się o pół kroku bliżej, tym razem kontynuując rozmowę szeptem. — Camila, to w tobie jestem zakochana, nie w niej. Na tobie mi zależy. To ciebie chcę w moim życiu. To z tobą chcę spędzać wolne wieczory. Z nikim innym. Tylko z tobą. Proszę, staraj się o tym pamiętać.

Gdy Cabello uniosła ponownie spojrzenie do jasnej twarzy Lauren, jej tęczówki były złocistego koloru. Starsza uśmiechnęła się do niej nieśmiało, co było niewątpliwą rzadkością.

— Potrzebuję cię bardziej niż potrafię to przyznać, Camila. Naprawdę — tym razem to Jauregui uciekła wzorkiem, speszona intensywnością czułości, jaka biła nie tylko od oczu jej partnerki, ale nawet wyrazu twarzy. Dla próby rozproszenia się, chwyciła za jej dłonie, tym razem z pełnym sukcesem, bo brunetka na to pozwoliła. — Potrzebuję cię. Chcę cię. I jestem w tobie całkowicie, nieodwracalnie zakochana, Camila, i jednocześnie cholernie boję się tego, jak intensywne jest to uczucie, dlatego tak rzadko o tym mówię. 

Po zakończeniu tego monologu nastała dłuższa pauza, w trakcie której obie spoglądały na siebie, nieśmiało muskając dłoń drugiej od czasu do czasu. To był jeden z niewielu momentów, kiedy żadna nie wiedziała, co ma powiedzieć. 

Camila zdecydowanie nie spodziewała się takiego obrotu spraw — tym bardziej powtórzenia przez jej dziewczynę wyznania o uczuciach, które do niej żywiła.

Lauren natomiast ciężko znosiła momenty, w których mówiła na temat tego, co czuje, bo miała przy tym nieprzyjemne — z powodu wyjścia ze strefy komfortu — wrażenie, że odkrywa wszystkie karty. I, szczerze mówiąc, w takiej wersji czuła się bardziej naga niż jakby miała dosłownie wyeksponowane ciało.

Jednak w tym wszystkim doszło do momentu przełamania. Miało to, trzeba przyznać, zaskakujący kierunek, ponieważ w obecnej sytuacji to Camila czuła się pewniej. Przywykła w końcu do mówienia o swoich uczuciach. Biorąc pod uwagę to, że nie tak dawno była emocjonalnym wrakiem, gdy wszystko zdążyło się wyciszyć, poczuła ogromną potrzebę, aby Lauren znalazła się jak najbliżej niej.

Nie myślała nad tym za wiele, tylko chwyciła dłońmi twarz kobiety i mocno przycisnęła swoje wargi do jej. Starsza była wyraźnie zaskoczona taką reakcją ze strony partnerki, bo na moment straciła równowagę w nogach, ale w miarę skutecznie chwyciła się ciemnej koszulki Cabello, oddając z tą samą intensywnością pocałunek.

Rzadko kiedy to Camila inicjowała między nimi cokolwiek, dlatego kiedy przy kolejnych pocałunkach zaczęły przesuwać się w stronę sypialni, Lauren nie powiedziała ani słowa. Z dwojga złego z takim planem czuła się bardziej komfortowo niż z mówieniem o swoich uczuciach. Poza tym, była ciekawa, jak młodsza kobieta poprowadzi tę sytuację — chciała zobaczyć, czy nadal będzie chowała się za swoją nieśmiałą stroną, czy może tak duża dawka mieszanych emocji przełamie jedną z jej ścian. Nawet jeżeli tylko na jedną noc.

Bez słowa tuż po wejściu do sypialni i zamknięciu drzwi, ciepłe i opalone dłonie Alfy zaczęły wędrować po plecach, talii, a nawet brzuchu Lauren, gdy na dłuższą chwilę poświęciła wargami uwagę szyi swojej dziewczyny. Czuła pod cienką warstwą skóry, jak przyśpieszone tempo przemawia przez ciało starszej, co niemo utwierdzało ją, że podążają zrównanym krokiem.

— Potrzebuję cię — wyszeptała Camila przed kolejnym pocałunkiem, który natychmiasowo pogłębiła, przesuwając zwinnie język do ust Lauren. Kobieta tylko mruknęła potakująco, jako pierwsza wysuwając koszulkę Cabello ze spodni, co było znakiem do zdjęcia ubrań. Pozbyły się ich natychmiasowo, utrzymując po każdym ubytku swoje gorące ciała jak najbliżej. — Moja Lauren — wymamrotała ledwo zrozumiale, gdy znalazła się nad brunetką, która była ułożona na plecach na materacu łóżka.

— Chodź tutaj — Jauregui zwinnie chwyciła prawą dłonią za kark młodszej, przyciągając ją ponownie do otwartego pocałunku. Za pomocą palców rozplątała całkowicie jej włosy, aby delikatnie, choć stabilnie za nie chwycić. — Nie gryzę — kącik warg starszej zadrżał w uśmiechu, kiedy zauważyła, że Camila krąży dłońmi przy jej biodrach i udzie, jednak skutecznie uciekając od jakiegokolwiek kontaktu z pośladkami. Jak by tak o tym pomyśleć, Cabello nigdy nie dotknęła jej w taki sposób w przeciwieństwie do Jauregui, która nie miała żadnego wstydu i prawie za każdym razem, gdy młodsza się pochylała, stykała z plaskiem dłonie o jej tyłek.

— O czym ty mówisz? — Alfa pozostawiła ostatni czuły pocałunek na mostku partnerki, zanim odchyliła swoje ciało w tył i sięgnęła do szuflady w szafce nocnej ze znajomą zawartością.

— Wiesz, że możesz mnie wszędzie dotykać? — Próbowała złapać z młodszą kontakt wzrokowy, ale ona wolała udawać, że skupia się na — nagle — skomplikowanym otwarciu opakowania z prezerwatywą. — Mój tyłek nie ugryzie, jeśli go dotkniesz.

— Przecież wiem — po chwili dalszego skupienia, obie dłonie Cabello na nowo znalazły się na szczycie ud Jauregui, powoli podążając przez jej brzuch, zaczepiając na dłużej o piersi, aż w końcu oparła je na poduszce po obu stronach głowy swojej partnerki.

— Z pewnością — dalej się z nią droczyła. Wykorzystała również moment nieuwagi Alfy, niby niecelowo zginając prawą nogę w kolanie i opierając ją o gorący bok jej ciała, a tak naprawdę sekundy później zamieniła ich pozycje. — Czuj pełną swobodę, dotykając mnie gdziekolwiek, kochanie — ucałowała czule czubek nosa zaskoczonej brunetki, która aż się rozejrzała, próbując zrozumieć, dlaczego to ona leży na plecach. 

— Jesteś za daleko — próbowała się podnieść do pozycji siedzącej jak Lauren, ale została zatrzymana przez nagrzaną dłoń na mostku. 

— Y-ym — pokręciła w odmowie głową. — Chcesz mnie?

Alfa zamknęła na moment powieki i wzięła większy wdech.

— Większy sens ma pytanie, kiedy mogłabym nie chcieć — oblizała wargi i zerknęła w górę, na Lauren. — Nigdy tak nie jest. Zawsze cię chcę.

— Mm, dobra odpowiedź. Leż na swoim miejscu.

— Ale jesteś za daleko — Camila wydęła przy tym dolną wargę i pokręciła trochę biodrami, układając się wygodniej w tej pozycji. — Chodź do mnie, Lauren — dodała, gdy przesunęła się ciut wyżej na poduszkach.

Jauregui pokręciła w odmowie głową i przyłożyła do własnych ust palec wskazujący, nakazując Alfie milczenie, która tylko zmarszczyła brwi, jednak nie wtrąciła kolejnego komentarza.

Ciche, urywane westchnięcie i gwałtowne odchylenie głowy na poduszce, jednocześnie eksponujące opaloną szyję zgrało się z momentem, kiedy Lauren zjechała dłonią po napiętym brzuchu, następnie podbrzuchu aż do wyraźnej erekcji, którą chwyciła pewnie, jednak nie używając przy tym dużo siły. Wiedziała, że w tym momencie mogłaby zrobić praktycznie wszystko, a Camila nie byłaby wzruszona, o ile jej dłonie wciąż by ją dotykały i pieściły kolejne zakamarki ciała.

Poprawiając nieznacznie włosy szybkim ruchem głowy, Jauregui ułożyła drugą, wolną dłoń na środku brzucha Alfy, gdy zaczęła się obniżać bezpośrednio nad miednicą swojej partnerki. Chciała mieć pewność, że ta zostanie w miejscu, co było dobrym pomysłem, bo chwilę później chciała pójść za pierwszym instynktem i przysunąć się do niej, ale na szczęście dotrwała z plecami wbitymi w miękki materac, dopóki spód ud Lauren nie zetknął się ze szczytem jej własnych. 

Skutecznie normując oddech, Lauren powoli pochyliła się do twarzy Camili, składając na wydętych wargach drobny pocałunek, uśmiechając się sekundy później, ponieważ młodsza kobieta sięgnęła dłońmi do krągłych bioder, które objęła na tyle, na ile mogła. Jakby tego było mało, brunetka nie musiała nawet szczególnie się przysłuchiwać, aby w jej uszach dudniło ciche, choć przyśpieszone bicie serca Alfy. 

— Lauren, proszę — Cabello uniosła złociste spojrzenie do jej twarzy. Nie była pewna, ile wytrzyma w jednym miejscu. Ledwie zatrzymała się tylko na tym, aby zgiąć nogi w kolanach i zaprzeć się stopami o materac, żeby bez problemu wychodzić naprzeciw łagodnym, kolistym ruchom bioder Jauregui. 

— Wystarczy powiedzieć — przesunęła paznokciem palca wskazującego wzdłuż uwydatnionej, opalonej szyi — i poprosić o to, czego chcesz, kochanie.

— Ciebie — wyszeptała pospiesznie — więcej. — Przełknęła ciężko ślinę. — Więcej ciebie.

— Mhm — przyglądając się nieprzerwanie twarzy Camili, odgarnęła kilka kosmyków z jej czoła w tył. — W porządku — uśmiechnęła się do niej delikatnie. — Dam ci wolną rękę pod jednym warunkiem.

Powieki młodszej znacząco się rozszerzyły, a same źrenice natychmiast skupiły się na zielonych oczach.

— Jakim?

— Nie pilnuj się. Jeśli nie chcesz wolnego tempa, to bardziej niż w porządku. Nie zrobisz mi krzywdy, jeśli zrobisz coś szybciej lub mocniej — Cabello prawie zakrztusiła się własną śliną. — Mamy umowę?

Gorączkowo pokiwała głową.

— Mhm!

Lauren ponownie się uśmiechnęła i raz jeszcze ją pocałowała.

— Okej, okej. W takim razie na początek ruszaj się ze mną, hm? — Po tych słowach na nowo wznowiła ruchy bioder, nie zatrzymując już od tego momentu tempa. Nie musiała również długo czekać na to, aby Camila odpowiadała tym samym, wychodząc centralnie naprzeciw. 

— Chodź bliżej — młodsza kobieta chwyciła za prawe udo Lauren, a drugą ułożyła stabilnie na krańcu wcięcia talii, rozpraszając większą część palców na jasnej skórze pleców. 

— Nie chcę cię przygnieść.

— Pamiętaj, że mogę cię bez problemu unieść — upomniała się tuż przed przytknięciem ust do dolnej wargi Jauregui. 

Starsza zmieniła ułożenie ciała, opierając przedramiona po obu stronach głowy Cabello. Miała nadzieję, że starczy jej sił w nogach w takim położeniu, bo to na nich najbardziej polegała.

— Teraz lepiej — Camila oblizała usta. — Tylko powiedz mi, jeśli byłoby coś nie tak — poczekała cierpliwie, aż Lauren jej potaknie, zanim na stałe zaczęła poruszać miednicą, wychodząc naprzeciw swojej partnerce.

Mimo wszystko, Lauren spodziewała się, że Camila wciąż zachowa cząstkę tej trochę nieśmiałej, trochę niepewnej, trochę delikatnej strony. Jednak w rzeczywistości, przy okolicznościach z całego wieczoru, trwało to może zaledwie minutę, a po kolejnych sama Jauregui nie nadążała za narzuconym tempem. 

Nie zrozum źle, nie miała nic przeciwko. Chciała poznać każdą stronę Cabello nie tylko za dnia, ale również tą, która była intymna. Należał do niej między innymi seks, który na tę chwilę zaskakiwał ją nową odsłoną. Musiała przyznać, że gdy Camila nie myślała za dużo nad tym, co robi, a zamiast tego próbuje czuć i generalnie być blisko, nie było nawet mowy o drżeniu jej bioder z niepewności. Wiedziała, czego chce i jak intensywne ma być całe doświadczenie, a starsza cieszyła się, że brunetka coraz bardziej się otwiera.

Pomijając to, że rzeczywiście nie nadążała za jej tempem i była pewna, że kiedy chciała dla balansu chwycić się szczytu ramienia Camili, zostawiła głębokie ślady po paznokciach od połowy jej szyi aż do obojczyka. Nie zrobiła tego celowo, ale gdy chciała zmienić ułożenie dłoni, straciła jeszcze bardziej równowagę w całej górnej części ciała — dolna była nieprzerwanie utrzymywana przez silne ręce jej dziewczyny w miejscu.

Szczerze powiedziawszy, to był pierwszy raz, kiedy podczas seksu z Camilą starsza kobieta potrafiła się odnaleźć. Wcześniej bazowały na łagodnym, czułym podejściu, które było dla Jauregui obce — nie było to coś, z czego była dumna. W przeszłości jednak te kontakty były szybkie i krótkie i tym bardziej nie miały żadnego uwzględnienia jakichkolwiek czułości po seksie.

Tym razem Lauren potrafiła się odnaleźć dzięki tempu, które było jej znajome. W pozostałych aspektach, dotyk Camili wciąż był wyważony, z pominięciem tych chwil, kiedy to paznokcie Cabello nieświadomie wbijały się w plecy Jauregui oraz zostawiały na nich szramy — jedną potrójną w szczególności, która od momentu pojawienia się zaczęła szczypać.

Czego Lauren była pewna, to śladów, które będą widoczne kolejnego dnia z kilometra. Domyślała się, że miała w dolnej części szyi oraz na mostku różowawe czy bordowe ślady po pocałunkach Alfy. Wiedziała, że Camila celowo je zostawia i właściwie to był jej jedyny sposób, aby jakoś podkreślić, że Jauregui jest zajęta. Gdy gdzieś wychodziły nigdy nie była zaborcza, nie szarpnęła jej ani razu do swojego ciała, kiedy ktoś ją zagadywał, ani nie robiła żadnych kłótni, gdy z czystej grzeczności porozmawiała z kimś, kto wcześniej wykazał w stronę Lauren zainteresowanie. Właściwie można powiedzieć, że podchodziła racjonalnie i z pełnym zaufaniem do tego, co Jauregui zamierzała robić przy niej bądź sama, ale w takich momentach nigdy nie potrafiła stronić się od większych czy mniejszych oznaczeń na jej ciele — które i tak przez naturalnie jasną karnację uwydatniało najdrobniejsze ślady.

— Wszystko okej? — Między pocałunkami, które Camila zostawiała na szczycie piersi partnerki padło pytanie. 

Lauren uniosła spojrzenie, oblizując powoli usta.

— Yeah — tylko na tyle było stać Jauregui. — Kurwa — jej głowa na nowo opadła niedaleko głowy Cabello, gdy ta wznowiła poprzednie szybkie tempo, po którym było tylko słychać w całej sypialni obijającą się o siebie skórę. 

— Lauren... — Dłoń, która dotychczas znajdowała się na udzie Jauregui, przesunęła się stopniowo w stronę pośladka, nieintencjonalnie pozostawiając po sobie ślad paznokci, który — sądząc po intensywnym czerwonym kolorze — z pewnością zostanie przynajmniej do jutra na jasnej skórze. — Mi amor. 

Lauren próbowała zignorować na teraz dziwne uczucie, które próbowało pęcznieć w jej klatce piersiowej, słysząc ten pieszczotliwy zwrot. Starała się również nie myśleć o tym, że Camila nigdy go nie używała, a jeśli korzystała wcześniej — można zliczyć ilość na palcach jednej dłoni — to raczej wynikało to z powodu zbyt dużej ilości alkoholu w organizmie, większej niż dzisiaj, albo stanu kompletnego zaspania. 

Jauregui postanowiła skupić się na ponownym przejęciu kontroli nad sytuacją, aby nie zrobić się zbyt miękka, dlatego też złożyła ostatni krótki pocałunek na wargach Cabello, zanim wyprostowała plecy z jedną dłonią znajdującej się w dolnej części mostku brunetki, a drugą na płaskim, spiętym brzuchu.

Camila dostrzegając tę zmianę, zaczęła przesuwać dłońmi między udami, pośladkami a biodrami starszej kobiety, wiedząc, że opiera się o nią stabilnie i nie musi trzymać jej ciała w jednym miejscu. Ciężko było jej jednak utrzymać wystarczająco szeroko otwarte powieki, aby nacieszyć się widokiem swojej dziewczyny, który normalnie był niesamowicie przyjemny, a teraz znajdował się na kompletnie innym poziomie. Oczywiście Lauren nie wstydziła się swojego wyglądu, jednakże Camila wciąż nie przywykła do momentów, kiedy to mogła wpatrywać się w jej nagie ciało. 

Alfa zmarszczyła brwi i przygryzła wnętrze policzków, gdy poczuła, że ciało Jauregui zaczyna pulsować wokół niej i starała się nie tylko przetrzymać własny zbliżający się orgazm, ale również w końcu przyjrzeć się Lauren w takim momencie. Przeważnie przegrywała tę walkę, a naprawdę chciała zobaczyć, jak ciało oraz mimika twarzy jej partnerki się zmienia, gdy dochodzi. Camila chciała to wszystko wiedzieć, zapamiętywać i próbować — miała nadzieję, że z praktyką polepszy swoje umiejętności — czegoś, co wzmnożyłoby doznania brunetki. Nie chciała być tylko znośna. Chciała chociaż spróbować być dobra i nie wywoływać u Lauren myśli, że ich seks jest czymś, co jako tako da się znieść i nic więcej.

Oblizując pośpiesznie usta, Alfa wstrzymała powietrze w ustach, aby wzmocnić tempo ruchu bioder, nieustannie obserwując język ciała oraz ekspresje na twarzy Lauren. Powtarzała sobie w myślach, że wystarczy wytrzymać chwilę dłużej, aby przestać się tak spinać i hamować. Dla pierwszej próby czegoś nowego ze swojej strony, spróbowała skopiować płynny, kolisty ruch bioder, który wcześniej wykonywała Jauregui z nadzieją, że może natrafi na jakiś punkt, przez który kobieta przekroczy granicę.

Na początku uzyskała z jej strony aprobujące westchnięcie, więc najwyraźniej zrobiła coś dobrze. Po kilku takich powtórkach Lauren wygięła palce, jakby chciała je zacisnąć w pięści, jednak w efekcie końcowym wbiła końcówki paznokci w miejsca na ciele Cabello, na których je dotychczas trzymała. Niedługo po tym jej ciało stopniowo zastygło w miejscu, pozwalając Camili tylko na mozolne tempo ruchu bioder, które zgrało się z przekręceniem na bok głowy z przymkniętymi oczami oraz mocno zaciśniętą szczęką. 

Brązowe tęczówki uważnie obserwowały, jak dalej Lauren odchyliła całkowicie w tył głowę, uwydatniając oznaczoną szyję oraz żyły, które wybijały się w niektórych miejscach. Sam widok całkowicie wyeksponowanego ciała w ten sposób sprowadził Camilę do szczelnego zamknięcia powiek, ostatniego wypchnięcia bioder oraz jęknięcia, które prowadziło na końcu imię jej partnerki, zanim wbiła całkowicie zrelaksowane plecy w materac łóżka, przyciągając drżącymi dłońmi ciało starszej do siebie.

— Zostań ze mną chwilę — poprosiła starszą brunetkę z wargami znajdującymi się blisko prawej skroni, a następnie ją całującymi, gdy Lauren mruknęła potakująco w odpowiedzi.

Oczywiście nie trwało to tak długo, jak Camila by tego chciała, ale może niecałą minutę później, Jauregui uniosła biodra, a następnie przełożyła nogę przez biodra młodszej, aby z niej zejść i ułożyć się na boku, gdy ta zajęła się zawinięciem zabezpieczenia, wyrzuceniem go do kosza, a następnie udała się do łazienki. 

Lauren nie miała siły pytać, po co tam poszła, chociaż domyślała się, że zapewne poszła po ręcznik. 

Alfa pokręciła szyją, która strzyknęła kilka razy, kiedy po raz drugi zwilżyła ręcznik z czystej strony, a chwilę po tym, wróciła do sypialni. Uśmiechnęła się łagodnie do kobiety, która leżała na plecach, widocznie ciężko oddychając. Pokazała jej to, co przyniosła i uniosła pytająco brew.

— Będę delikatna — zapewniła po tym, jak Jauregui kiwnęła głową. Dotrzymała tego słowa, sprawanie aczkolwiek łagodnie przykładając zwilżony materiał między uda starszej.

To również było dla Lauren obce — taka swego rodzaju troska. Oczywiste było, że obie były zbyt padnięte, aby wstać i wziąć szybki prysznic, ale Camila wiedziała, że to nie jest do końca komfortowe, żeby pójść w takim stanie spać — przynajmniej dla ich dwójki — więc specjalnie się podniosła po alternatywę.

— Wszystko dobrze? — Zapytała troskliwie Cabello po ponownym powrocie z łazienki i ułożeniu się pod kołdrą, którą zakryła również do ponad połowy ciało swojej dziewczyny. — Wiem, że to było inne i mogłam się zapędzić — przygryzła dolną wargę, nieprzerwanie obserwując twarz brunetki, będąc jednocześnie podparta na prawym przedramieniu. 

— Gdyby było coś nie tak, powiedziałabym ci w trakcie — próbowała ją uspokoić. Jednak przewidziała to, że Camila po seksie wróci do swojej opiekuńczej strony.

— Wiem, wiem — pogłaskała czule część ramienia, która była odkryta. — Chciałam się upewnić, czy teraz nie czujesz żadnego dyskomfortu albo... — Urwała. — Przepraszam, wiem, że zgodziłaś się na to, żeby mieć inne tempo, ale chyba momentami się zapomniałam przez to, że byłam zła i sfrustrowana przez to, co stało się wcześniej w barze. Nie powinnam wyżywać się na tobie.

— Camila, kochanie, seks jest dobry, żeby się zrelaksować. Nie czujesz żadnej różnicy?

— Oczywiście, że tak, ale... Wciąż...nie podobała mi się tamta sytuacja ani sposób, w jaki przebiegła nasza rozmowa w domu, zanim... — Chrząknęła znacząco. — Ale jestem, pomimo tego, znacznie spokojniejsza. 

— Jesteś jeszcze pijana? — Zapytała Lauren, zmieniając temat.

— Mhm. Chyba byłam trzeźwiejsza tylko na chwilę.

— Och, więc wytrzeźwiałaś tylko na seks? Okej — zaśmiała się lekko. — Mam propozycję.

— Chyba można tak powiedzieć. Jaką propozycję?

— O tym, co się stało w barze porozmawiajmy dopiero jutro. Obie będziemy trzeźwe, prześpimy się z tematem, emocje opadną. A teraz...po prostu spędźmy dobrze do końca  wieczór. Co ty na to?

Alfa uśmiechnęła się, układając się na prawym boku z ramieniem wsuniętym pod poduszkę. Była teraz twarzą w twarz z Jauregui w niewielkiej odległości, która leżała w podobny sposób — jedynie z taką różnicą, że poza jej lewym ramieniem pod poduszką, prawy wierzch dłoni stykał się z jej policzkiem i delikatnie go ściskał. W oczach Cabello wyglądała słodko z tak ściśniętą twarzą i lekko wydętymi, zaczerwionymi od pocałunków ustami.

— Pasuje mi taka propozycja — odpowiedziała jej Alfa, chwilę później marszcząc wargi, ponieważ nabrała odwagi — najpewniej z powodu spożytej ilości alkoholu — aby poruszyć kompletnie inny temat, który chodził od dawna po jej głowie, ale zarówno obawiała, jak i wstydziła się go poruszyć. Teraz była między nimi przyjemna atmosfera, niemal kojąca, więc warunki wydawały się nadto właściwe. — Możemy o czymś porozmawiać?

Zielone oczy prześledziły zmianę w wyrazie twarzy Cabello.

— Jasne — mimo to, głos Jauregui nadal był cichy i łagodny. — Coś konkretnego?

— Chciałam cię o coś spytać, ale wcześniej...nie widziałam do tego dobrej okazji — zrobiła chwilową pauzę. — I pewnie to też kwestia tego, że wciąż jestem podpita.

— Okej. Jeśli jesteś pewna, że chcesz o czymś porozmawiać, to śmiało. O co chodzi?

Alfa uciekła wzrokiem na wzory, które widniały na kołdrze zakrywającej połowę bladego ramienia, natomiast palce wolnej, lewej dłoni nerwowo wybijały jakiś rytm na prześcieradle, na którym leżały.

— Nigdy o tym konkretniej nie rozmawiałyśmy — zaczęła szeptem. — Czy, um... Czy jesteś rozczarowana tym, że w takich momentach, jak przed chwilą...wciąż jestem w drugiej formie, a nie pierwszej? — Oblizała nerwowo wargi, po czym szybko dodała wyjaśnienie. — Chodzi mi o to, że jak by nie patrzeć, jesteś z kobietą w związku, ale dochodzi między nami do jakichś intymności, moje ciało nie jest w pełnej, kobieciej formie.

Lauren odczekała chwilę, aby zobaczyć, czy Camila chciałaby coś jeszcze dodać, ale gdy nastała między nimi cisza, zaczęła odpowiadać z miejsca.

— Nie ma dla mnie znaczenia, w której formie jesteś. Bez względu na to, czy chodzi po prostu o bycie blisko siebie, seks, czy jakąkolwiek inną sytuację, która jest tylko między naszą dwójką. Chcę, żebyś czuła się komfortowo i nie zamierzam w żaden sposób naciskać na ciebie, abyś zachowywała pierwszą formę, jeśli nie jesteś na to gotowa. Zwłaszcza, gdy mowa o seksie.

— To nie tak — wymamrotała, nieśmiało spoglądając w oczy Jauregui.

— Hmm?

— To nie tak, że nie jestem gotowa, po prostu... Jedyne, co mnie powstrzymuje to obawa, że zrobię ci krzywdę. Nieświadomie. W drugiej formie jednak prędzej ty obejmiesz mnie w jakiś sposób nogami i jest to bezpieczniejsze, bo łatwiej mi o panowanie nad tym, jak moje ciało mogłoby na ciebie napierać — przełknęła ciężko ślinę. Miała nadzieję, że brzmiało to wszystko z jakimś sensem. — W pierwszej formie mogłabym objąć cię nogami i nie wyważyć tej siły i najbardziej boję się tego, że naprawdę mogłabym zrobić ci krzywdę. A nawet połamać. Nie wiem, właściwie, jak mogłabym zareagować, dlatego zawsze wybierałam to, co miało najmniejsze prawdopodobieństwo twojej krzywdy. Nie zmieniałam formy, bo nie jestem gotowa.

— Och. Nie spodziewałam się tego. Ale...wciąż, skąd pewność, że mogłabyś mnie skrzywdzić? Wiem, że to ostatnie, czego byś dla mnie chciała, więc nawet jeżeli poczułabym, że za mocno mnie ściskasz, jestem pewna, że poluzowałabyś, cóż, ten uścisk. Nie mam co do tego wątpliwości.

— Chyba masz we mnie więcej wiary niż ja sama.

— Powinnam w ciebie wierzyć — Lauren uniosła się na przedramieniu, po czym wolną dłonią zaczęła zaczesywać z czoła brunetki włosy w tył, głaszcząc przy tym jej głowę, na co zamruczała kilkukrotnie pod nosem. — Mam rozumieć po tym, co mi powiedziałaś, że rozważałaś tę pierwszą formę?

Cabello zmrużyła podejrzliwie brwi, widząc znajomy uśmieszek na wargach kobiety. Sapnęła na to cicho i zacisnęła całkowicie powieki. 

— Myślałaś o tym! Wiedziałam — uśmiech Jauregui się poszerzył. — Jak bardzo rozwijałaś tę myśl? Chcę szczegóły.

— Co? Nie. Nic nie powiem — odpowiedziała jej szybko, po czym celowo zakryła głowę kołdrą przed ciekawskimi oczami.

— Och, no weź. Przecież to zostanie między nami.

— Nic nie powiem — głos Cabello był trochę zniekształcony z powodu grubego materiału, który miała przyciśnięty do całej twarzy. — Za to, że się śmiejesz.

— Nie śmieję się, tylko uśmiecham, a to różnica, kochanie — poprawiła ją Jauregui. — No powiedz mi. Jak myślisz, co bym ci zrobiła?

— Żałuję zmiany tematu. A mogłam powiedzieć "dobranoc" i iść spokojnie spać.

— Camila, nie bądź taka — starsza sięgnęła dłonią po kołdrę, którą jej dziewczyna się zakrywała. — No powiedz mi, jestem ciekawa. Wtedy powiem, czy się mylisz, czy nie.

— A więc ty też o tym myślałaś?

— Głupie pytanie. Widziałaś się w lustrze? — Prychnęła. — No dalej. To zostanie między nami —obiecała, gdy Camila obniżyła kołdrę.

— Bez głupich śmiechów — posłała starszej znaczącej spojrzenie.

— Bez. Obiecuję. 

Nastała dłuższa chwila ciszy.

— No weź, Camz. Powiedz mi. Nie bądź taka nieśmiała.

— Proszę mnie nie pospieszać. To jest proces.

— Okej, nie pospieszam, ale czy ten proces może być realizowany na głos?

— Dobra — wywróciła oczami. — Więc chcesz się dowiedzieć, co myślę, że byś zrobiła, tak? Mnie?

— Mhm.

— Mhm — powtórzyła to samo. — Wydaje mi się, że, um, użyłabyś ręki? Domyślam się, przynajmniej, w końcu wcześniej próbowałyśmy tego, tylko, um, w twoją stronę, także... Yeah. To była moja myśl.

— Coś poza tym?

Cabello zmarszczyła brwi.

— A powiedziałam coś źle?

— Nie, nie — zapewniła od razu. — Dopytuję dla pewności, to wszystko, kochanie.

— Um, w porządku. Więc...co z tobą? W sensie...co myślisz, że byś zrobiła?

Lauren uśmiechnęła się do niej, zanim złożyła na jej wargach czuły pocałunek.

— To nie tyle kwestia tego, co myślę, ale co wiem, że bym zrobiła — poprawiła. — Oczywiście, o ile to byłoby coś, z czym czułabyś się komfortowo.

— Myślisz, że mogłabym nie? — Alfa uniosła brwi. — Co to jest?

A więc dopiero teraz mam twoją pełną uwagę — pomyślała Jauregui.

— Na pewno nie żadna okrojona wersja — przyłożyła ciepłą dłoń do policzka partnerki. — Najpierw upewniłabym się, że pocałowałam każdą możliwą część twojego ciała — zsunęła kciuk pod dolną wargę Cabello, centralnie wpatrując się przy tym w jej pełne usta. Przed kolejną częścią wypowiedzi przysunęła się bliżej niej, dając wrażenie, jakby chciała ponownie ją pocałować, czego ostatecznie nie miała zamiaru robić.

Przynajmniej nie teraz. Chciała krok po kroku zobaczyć reakcje Camili na jej słowa.

— Później bym cię posmakowała, jeśli byś mi na to pozwoliła — Lauren zmrużyła powieki. — I nie mówię tylko o tych wargach, na które teraz patrzę — dodała szeptem, powodując natychmiast rumieńce na policzkach Alfy. 

Jauregui coraz bardziej podobała się ta rozmowa. W końcu widziała, że działa na Camilę również samymi słowami, a nie głównie czynami. I miała przy tym całkiem niezły ubaw, w pozytywnym sensie, nie tym żartobliwym.

— Mogłabym później użyć dłoni, jak powiedziałaś — ucałowała szybko i ledwie wyczuwalnie usta Cabello. — Ale na tym nie musiałoby się to kończyć — przesunęła czubkiem języka po dolnej wardze Camili, co było może przesadne, ponieważ nie zamierzała niczego dzisiejszego wieczora robić, ale chciała się z nią trochę podroczyć.

I to się opłaciło, bo w tym samym momencie, kiedy wykonała ten ruch, jej partnerka wstrzymałą powietrze w płucach i sekudnę po odsunięciu języka przez Lauren, chciała ją natychmiast pocałować, jednak ta zdążyła się wycofać z półuśmiechem. Patrząc na taką reakcję, Jauregui szybko doszła do wniosku, że powinna częściej się z nią tak bawić.

— Mogłabym skończyć na jakiejś zabawce, którą bym na tobie użyła. Ale nic przesadzonego — widziała, jak krtań Cabello gwałtownie się porusza przez przełkniętą ślinę. — W międzyczasie dalej zajmowałabym się resztą tego ciała i obserwowała twoje reakcje — dodała na koniec, całując słodko czubek nosa kobiety. — To byłaby moja wersja — puściła jej oczko. — Podobała ci się?

Camila zamrugała kilkukrotnie, co wyglądało komicznie przy milczeniu, które zachowywała.

— Złamałam cię? — Lauren zaśmiała się lekko, ale w żadnym stopniu prześmiewczo. — Potrzebujesz wody? — Zapytała pół-żartem, pół-poważnie, zaczesując ostatni raz włosy Alfy w tył. 

— Myślę, że... — Zmarszczyła brwi, odrywając spojrzenie od twarzy Jauregui, a zamiast tego skupiając się na przypadkowej przestrzeni sypialni w oddali. — Kocham cię i powinnyśmy pójść spać, chociaż pewnie długo po tym nie zasnę.

Lauren ponownie się zaśmiała.

— To nie jest zabawne, zaraz zbuduję między nami mur z poduszek, jak coś jeszcze dodasz.

Starsza wydęła dolną wargę.

— I zdecydowanie musisz coś na siebie założyć. Zrobił się tutaj niebezpieczny teren między nami — na oślep wskazała jakąś cząstkę przestrzeni między ich ciałami.

— A myślałam, że w końcu spróbujemy spać nago. Jakoś żadna nie ruszyła się po piżamę.

Camila spojrzała na nią z ukosa.

— Dobra, przekonałaś mnie, ale ręce przy sobie, bo nie wiem, jak to się skończy.

Tym razem Lauren zacisnęła usta, aby nie wybuchnąć większym śmiechem. Ta sytuacja była dla niej komiczna, a przynajmniej to, w jaki sposób Camila przedstawiała swoje kolejne warunki. Pewnie było to w głównej mierze za sprawą alkoholu, który wypiła, ale i tak było to przezabawne.

— Dobrze, dobrze, kochanie — położyła się z powrotem na boku. — Nie obiecuję, że będę trzymała ręce przy sobie, ale z pewnością nie będziemy robiły niczego nowego, kiedy jesteś nietrzeźwa. To mogę ci zapewnić — na koniec miała już poważniejszy wyraz twarzy, bo naprawdę nie miała cienia zamiaru wykorzystywać stan brunetki. 

— Och, więc teraz nagle nie chcesz mnie uwieść?

— Wszystko w granicach rozsądku, kochanie — Lauren uniosła się ostatni raz, żeby pocałować kolejno czoło brunetki, a potem usta, przeciągając ten gest. — Idziemy spać? Czy coś jeszcze mamy do obgadania?

— Och, a idź sobie spokojnie spać — Cabello obróciła się na plecy, po czym splątane ze sobą własne dłonie położyła pod zakrytym kołdrą biustem. — Ja pomedytuję do momentu wyczerpania. 

— Oj, kochanie... Jestem pewna, że szybko zaśniesz. Miałyśmy dzisiaj kawał konkretnego wieczoru — zamknęła oczy, szykując się do snu. — Poza tym, powiedziałam ci ocenzurowaną wersję.

Alfa rozszerzyła powieki i zerknęła z ukosa na Lauren, która miała nad wyraz spokojny wyraz twarzy. 

— Rano się zemszczę.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top