⑦⑦

Słowa: 20,1k.

———

Minął zaledwie miesiąc od momentu, kiedy Camila oddała z powrotem klucze Lauren. Przez cały ten czas starały się wrócić na całkiem neutralny grunt, dając sobie trochę przestrzeni w tygodniu, chociaż wciąż pozostawiając weekendy na regularne spotkania. Oczywiście żadna nie zamierzała zapomnieć, w pewnej mierze, wydarzeń, które miały miejsce przez tamte tygodnie, dotyczące ciąży, zrażenia Camili oraz badań zostaną na trwałe zakodowane z tyłu głowy. Jednak pomimo tego, obie próbowały przejść dalej, zostawiając za sobą tamte sytuacje, zamiast do nich wracać i je rozpamiętywać. Tym bardziej żadna z nich nie chciała wyrzucać sobie nawzajem po jakimś czasie brudów w twarz.

Można było jednak zauważyć, że utworzył się między kobietami dystans w jednej sferze: pomimo wielokrotnego zostawania na noc u siebie, poza zwykłym snem nie wydarzyło się nic więcej. Camila tłumaczyła to sobie powrotem obaw o ciążę, nawet jeżeli by się zabezpieczały i to było w porządku. Nie zamierzała popychać do czegoś brunetki, jeśli miałoby to poskutkować jej dyskomfortem. Z drugiej strony, Lauren była przekonana, że lepiej nie wykonywać żadnego ruchu, bo Camila nadal mogła mieć utkwioną w pamięci kłótnię między nimi i mogła niekoniecznie czuć się pewna z tym, że nie dojdzie do kolejnej, nawet jeżeli byłaby zapewniana o tym, że ze sprzeczkami nie będzie do trzech razy sztuka. W końcu nie można zaprzeczyć temu, że po każdym razie, gdy ze sobą sypiały, coś się chrzaniło.

Poza tymi wszystkimi kwestiami, dla Camili konkretnie liczyła się od kilku dni inna sprawa. Co prawda nie była bezpośrednio w związku z Lauren, ale zbliżały się walentynki. Właściwie byłyby one pierwszymi, w których zakładała jakieś prawdopodobieństwo świętowania. Nie była tylko pewna, co o tym sądzi Jauregui, ponieważ ten temat nigdy nie wypłynął. Nie chciała przekraczać jakiejś granicy — zawsze istniała możliwość, że Lauren obchodzi takie dni, kiedy jest tylko i wyłącznie w związku.

— Camila? 

Alfa sięgnęła do swojej grzywki, zaczesując ją nieudolnie do tyłu, po czym zerknęła na prawo, w stronę brunetki.

— Słucham, Lauren?

— No właśnie nie słuchasz. Odpłynęłaś. Coś się stało?

— Nie, nie... — Pokręciła delikatnie głową. — Pytałaś o coś...?

— Yeah, pytałam, czy chciałabyś posmakować sałatki, bo nie wiem, czy mam ją bardziej doprawić.

Młodsza kobieta natychmiast zerknęła na blat, spostrzegając miskę, którą musiała jej wcześniej podsunąć Lauren.

— Och, w porządku, jasne.

— Gdzie tak odleciałaś z myślami?

Zamiast odpowiedzieć, Camila posmakowała sałatki, zaaprobowała ją i zwróciła miskę brunetce, po czym uniosła kciuki w górę. Lauren zmrużyła podejrzliwie oczy, dostrzegając celowe uniknięcie tematu, ale postanowiła niczego nie drążyć. Zamiast tego wróciła do przyrządzania grzanek, odprężając się odrobinę bardziej dzięki cicho lecącej muzyce.

Szczerze powiedziawszy, cieszyła się z tego, że ma przy sobie kogoś, kto nie musiał wyszukiwać coraz to nowszych tematów do rozmowy. Bywały takie chwile, w których Lauren lubiła przesiadywać w całkowitej ciszy albo wypełniać ją spokojną melodią i, jak się okazało, Camila podzielała jej zdanie. Dlatego też nie zdziwiła się tym, że Alfa była cicho, dopóki nie musiała zwrócić się po talerz, żeby przełożyć na niego gotowe grzanki, jednak nie zdążyła tego zrobić, ponieważ została napadnięta przez ramiona młodszej, które łagodnie owinęły się wokół jej talii, natomiast miękkie wargi zetknęły się z jej własnymi, zaskakując taką drobną, chociaż słodką interakcją.

— Jesteś pewna, że wszystko w porządku? — Jauregui zapytała ponownie, zwracając uwagę ku jedzeniu, ale nie wymigując się przy tym z uścisku, który bardzo jej pasował. Zwłaszcza gdy Camila wtuliła część twarzy w wytatuowany kark, całując go przelotnie parę razy. 

— Dlaczego miałoby być inaczej? — Alfa przesunęła prawą dłoń do brzucha kobiety. Nie ściskała go w żaden sposób, po prostu zostawiła na jego środku płasko leżącą rękę, a następnie raz jeszcze ucałowała wytatuowany, odkryty kark. 

— Tak mi się jakoś...

— Lauren, co sądzisz o walentynkach?

Starsza wzdrygnęła się w ramionach Cabello, nie z powodu pytania, ale talerza, który przypadkowo strąciła i który rozbił się na podłodze. Odchrząknęła cicho, wyłączyła kuchenkę, aby nie przypalić grzanek, po czym wydobyła się z delikatnego uścisku, w którym dotychczas tkwiła, żeby zacząć zbierać popękane kawałki.

— Och...cóż, to też jest jakaś odpowiedź — wymamrotała Camila, nim pochyliła się, żeby zebrać te mniejsze części porcelany, przy których było większe prawdopodobieństwo zranienia się. Postanowiła poza tym komentarzem, nie dodawać nic więcej do tematu walentynek.

— Nie...nie, to akurat, um, czysty przypadek — głos Lauren był dość cichy. — Strąciłam dłonią, to wszystko.

Cabello się nie odezwała.

— Trochę mnie zaskoczyłaś — dodała starsza, odbierając z opalonych dłoni zebrane kawałki talerza. — Um, nie zastanawiałam się nad walentynkami. Nie miałam okazji ich obchodzić. Ale, cóż, faktycznie się zbliżają.

— Och, w porządku. Nie było tematu w takim razie.

— Nie to miałam na myśli — sprostowała Lauren przed cichym westchnięciem, bo musiała z pomocą małej miotły pozbyć się resztek po talerzu. — Zaskoczyłaś mnie, to wszystko. I nie zastanawiałam się nad walentynkami, bo jakoś nigdy nie zdarzyło mi się spotykać z kimś w tym czasie. 

— Och.

— I odpowiadając na pytanie, co o nich sądzę... Dla mnie to dzień, jak każdy inny, ale niektórych motywuje do spotkania, co wydaje się w porządku. Przeważnie spędzałam je sama, w pracy, także...yeah. Nigdy nie zastanawiałam się jakoś szczególnie nad tym dniem. A ty...masz jakieś plany względem walentynek?

— Po prostu się zastanawiałam.

— Nad?

— Tak po prostu nad walentynkami. To, um, yeah, tyle. 

Lauren uniosła wzrok do twarzy brunetki, zanim podniosła się po sprzątnięciu całego bałaganu.

— Z pewnością. I na sto procent pytałaś o walentynki bez powodu.

Alfa skrzyżowała ramiona.

— Oczywiście. Tak było.

Jauregui uniosła brwi.

— Okej, a teraz na poważnie... Miałaś jakiś pomysł na to, co chcesz robić w walentynki, Camila?

Kobieta przytknęła opaloną dłoń do mostka ze wzruszonym wyrazem twarzy i lekko rozchylonymi wargami.

— Nie spodziewałam się, że mnie gdzieś zapraszasz, Lauren... Wzięłaś mnie z zaskoczenia.

Akurat za to dostała z otwartej ręki w ramię.

— Mówię poważnie, Camila.

— To było agresywne — wytknęła dolną wargę. — Nie musimy nic robić w walentynki, jeżeli nie chcesz — dodała już bez żadnego zgrywania się. — Nie każdy musi poddawać się temu całemu świętowaniu z powodu jednego dnia.

— Spójrz, akurat, jeżeli chodzi o ciebie to dość regularnie...wysyłasz mi kwiaty, czego bardzo przeważająca większość by nie robiła. Najczęściej wykorzystują do takich gestów walentynki, żeby było. Także gdyby patrzeć na to z tej strony, mamy regularnie walentynki, Camila.

— Po prostu czasem chce...żebyś trochę się uśmiechnęła w pracy. O ile ten sposób działa.

— Działa, tym nie musisz się przejmować — palce Lauren zwinnie wsunęły się w szlufki spodni, pociągnęły za nie, aż w końcu ciało Cabello znalazło się znacznie bliżej. — W każdym razie... Oczywiście, możemy się spotkać w walentynki. Tylko pytanie, czy myślałaś nad czymś konkretnym?

— Skoro już wspomniałaś, że wcześniej nie obchodziłaś walentynek, podejrzewam, że wypada zrobić coś więcej niż wyjście na kolację.

— Nie, nie — dłonie Lauren szybko przemieściły się do szczytu ramion młodszej kobiety. — Jeśli chcesz się spotkać bez robienia czegoś wielkiego wokół tego dnia, to w porządku. Nie mam nic przeciwko.

— Hm.

— Ale może, zamiast spotykać się na kolację, zobaczyłybyśmy się w porze obiadowej? Żeby spędzić ze sobą więcej czasu niż zazwyczaj. Co ty na to?

— Podoba mi się ten pomysł. Może...mogłybyśmy przygotować go razem? Mam na myśli obiad. A potem...po prostu trochę się zrelaksować?

— Pasuje mi — Lauren zrobiła krok w przód, aby nieznacznie zetknąć swoje ciało z ciałem brunetki. — To mamy ustalone.

Kiedy tylko drzwi charakterystycznie kliknęły po zamknięciu, Lauren uniosła głowę, aby spojrzeć w stronę korytarza. Uśmiechnęła się niemal natychmiast, gdy znajoma sylwetka podeszła bliżej i położyła na stole dwie papierowe torby z dodatkowymi zakupami, po czym pochyliła się przez blat i ucałowała ją w czubek głowy na przywitanie.

— Dzień dobry, Lauren. Jak ci minął dzień?

Uśmiech starszej znacząco się powiększył na dźwięk samego tonu, jakim zwróciła się do niej kobieta.

— Hej, kochanie. Całkiem dobrze, bardzo spokojnie. Skąd te zakupy?

— Ze sklepu, oczywiście. Zastanawiałam się, co mogłybyśmy zrobić do jedzenia. Nie byłam pewna, co masz w kuchni, więc w razie czego kupiłam kilka rzeczy.

— Yeah...kilka. Swoją drogą, kiedy znalazłaś na to czas? Jesteś po pracy.

— Nie-e. Wzięłam dzisiaj wolne — Alfa uśmiechnęła się półgębkiem. — Nie chciałam marnować czasu, który mogłabym z tobą spędzić, dlatego pojechałam dużo szybciej zrobić na spokojnie zakupy i...właściwie pojawiłam się trochę szybciej, niż byłyśmy umówione.

— Nie wiedziałam, że brałaś wolne — Jauregui zmarszczyła brwi. — To słodkie z twojej strony. Co takiego kupiłaś?

— Istotne pytanie. Lubisz ziemniaki, prawda?

— Znasz mnie od wczoraj, żeby pytać o oczywiste? 

— Tak właśnie myślałam. A więc...kupiłam trochę warzyw, kilka przypraw, makaron, pieczarki i sporo ziemniaków.

— Przez sporo masz na myśli... — Lauren zerknęła do jednej z papierowych torb. — Okej, faktycznie dużo kupiłaś. Ale dlaczego?

— Myślałam nad pastą albo zapiekanką i, cóż, z jakichś niewyjaśnionych przyczyn uwielbiasz ziemniaki w każdej postaci, więc pomyślałam, że możemy część z nich usmażyć, część upiec z przyprawami jako szybka przekąska. Pewnie trochę zostałoby na wieczór.

— Och, w porządku. Na pewno mam kilka rzeczy, które będą przydatne.

— W takim razie może wypakuję te rzeczy, żeby od razu zabrać się za przygotowywanie jedzenia? — Zaproponowała Alfa, obchodząc wysepkę i zatrzymując się przy Lauren, aby wygodnie poukładać wszystkie produkty oraz dodać to, co kobieta już miała w swoim zaopatrzeniu. — Istotne pytanie...zapiekanka czy pasta?

— Może być zapiekanka — wymamrotała Jauregui. — Jestem pewna, że mam ser w kostce, jeżeli będziesz go potrzebowała.

— To świetnie, bo akurat tego zapomniałam kupić — drobny uśmiech ponownie przeszedł przez usta Cabello, kiedy wyciągała kolejne produkty, nucąc przy tym cicho jakąś melodię pod nosem, gdy zastanawiała się, w jakiej kolejności powinna zabrać się ze starszą kobietą za przygotowywanie jedzenia.

Lauren, która zdążyła się wcześniej wycofać, przypatrywała się sylwetce młodszej brunetki w kompletnym milczeniu. To był jeden z niewielu momentów, kiedy Camila była ubrana w bardziej codzienne, domowe ubrania — zwykłe czarne spodnie, przylegające do nóg oraz białą koszulkę z drobnym nadrukiem na przodzie. Przeważnie nosiła dość formalne stroje, najczęściej z całych wykupionych kompletów, więc nie było mowy o przypadkowości w doborze rzeczy, które nosiła.

Wzdychając cicho, Lauren przysunęła się na nowo bliżej, owijając lewe ramię wokół wąskiej talii i układając dłoń płasko na miękkim, niespiętym brzuchu. Czubkiem nosa odgarnęła na miarę możliwości rozpuszczone włosy Alfy, po czym ucałowała kark przed przyłożeniem policzka do tego miejsca. 

Cabello ze swojej strony zaprzestała na kilka sekund wyciąganie zakupów, uśmiechając się pod nosem — to dziwne, ale w sumie pozytywne, że od jakiegoś czasu ciągle miała zadowolony wyraz twarzy, tak bardzo odbiegający od tego, co tkwi w jej głowie. Dodatkowo, zrelaksowała się pod wpływem dotyku brunetki i zerknęła w dół, na dłoń, która rysowała kółka kciukiem na zakrytym brzuchu. Mimowolnie sięgnęła własną ręką, aby chociaż musnąć skórę starszej kobiety. Zawsze była przyjemna w dotyku i przyprawiała o same pozytywne odczucia, nawet jeżeli kontakt trwał bardzo krótko.

— Wiem, że o tym nie rozmawiałyśmy, ale... — Lauren przerwała w połowie zdania, ponieważ podsunęła przy pomocy drugiej dłoni opakowanie na blat, niemal przed ciemne oczy. — Pamiętałam, że lubisz trufle. I próbować nowych smaków. Te są egzotyczne, owocowe, więc może coś wpadnie ci w gusta. Takie, um, dwa w jednym.

Camila przerwała kontakt między ich dłońmi, aby chwycić między palce pudełko i uważniej mu się przyjrzeć. Było ono różowe, matowe, jednak nie wyglądało na coś, co można było kupić na wyprzedaży. A gdy chodziło o Lauren, Alfa nauczyła się, że prędzej oszczędzałaby na siebie niż na kogoś, jeżeli w grę wchodziła osoba, na której starszej kobiecie zależało.

Oczywiście Camila nie oczekiwała od niej drogich prezentów — a precyzując tę myśl, nie oczekiwała niczego.

— Nie musiałaś...

— Poza tym kupiłam jeszcze coś. Wydaje mi się, że bardziej praktycznego — gdy ciało Jauregui się odsunęło, Alfa postanowiła się odwrócić w jej stronę. — Pamiętam też, że kilka razy wspominałaś o tym, że kończą ci się świeczki z tej firmy, a że odpalasz je codziennie to szybko się kończą, więc kupiłam, em, zestaw trzech...? — Cabello uniosła brwi na widok zapachów, z którymi jeszcze nie miała do czynienia. Nie mogła się powstrzymać przed otwarciem z jednej z nich, bo dopadła ją czysta ciekawość.

Jakież było jej zdziwienie, kiedy Lauren zadbała o uwzględnienie tych, które mają drewniany knot, który czasem imitował skwierczenie w kominku. Niby nic takiego, ale był to szczegół, którego dopilnowała i który zostanie na długo w pamięci młodszej.

— Nie chciałam kupować biżuterii, bo wiem, że masz jej pełno i...cóż, kupowanie kolejnej byłoby dorzuceniem czegoś do i tak pokaźnej kolekcji. Wolałam coś praktycznego, co mogłabyś użyć przez jakiś czas, a że odpalasz świeczki codziennie...kiedyś w końcu przyjdzie na którąś z nich kolej, prawda? O ile zapachy ci odpowiadają.

Cabello potrafiła tylko potaknąć głową.

— No i wiadomo, coś słodkiego zawsze jest dobrą opcją. Nie byłam pewna co do tej egzotycznej opcji, ale wszystkie trufle i tak są owocowe, więc nie powinno być tragedii... 

Alfa podniosła po chwili głowę, odciągając nos od jednego ze słoików, po czym zerknęła w stronę kobiety ze zmarszczonymi brwiami, ukazując nieświadomie złoto w swoich tęczówkach. Lauren nie pamiętała ostatniego razu, kiedy widziała taką zmianę w kobiecie w codziennych warunkach.

— Przepraszam, możesz powtórzyć? Zdekoncentrowałam się zapachem — wymamrotała Cabello, przystępując z lewej nogi na prawą. — To pachnie tak...znajomo — brunetka obróciła w dłoniach słoik, żeby zobaczyć u jego spodu możliwie napisany zapach. — Och! Lauren! — Jedną ręką sięgnęła do ramienia starszej kobiety. — To magnolia i wanilia. Jak twój krem. Ten, który ładnie pachnie, oczywiście... — Między słowami jej nos wdychał znajomy aromat ze świeczki. — Pozostałe dwie też bardzo ładnie pachną. Nigdy nie można pójść źle z owocowymi zapachami. Czuję je z daleka, to dobrze. 

— Cóż, w takim razie cieszę się, że znajdują się na liście do użycia w przyszłości. Tylko o to mi chodziło.

Alfa ponownie skinęła głową.

— Ale ta jedna... — Wymamrotała pod nosem, bardziej do siebie. — Pachnie jak ty — ponownie zmarszczyła brwi przed ponownym powąchaniem otwartej świeczki. — Jak ty, tylko że w słoiku.

Cabello powstrzymała się przed kolejnym obniżeniem nosa do szklanego przedmiotu, spoglądając przelotnie na Lauren. Odchrząknęła cicho na widok jej uniesionych brwi, po czym odłożyła prezent z powrotem na blat.

— Okej, przestanę w tym momencie, bo zrobi się dziwnie — skomentowała przed sięgnięciem do talii starszej kobiety. — Nie musiałaś mi niczego kupować — dodała po przybliżeniu twarzy do brunetki. — Ale dziękuję — wymamrotała Cabello, a następnie pocałowała Jauregui. Wydawało jej się, że zakończy na jednym pocałunku, jednak ku zaskoczeniu starszej, Alfa przywarła wielokrotnie do jej ust, jednocześnie napierając swoim ciałem, więc siłą rzeczy musiała cofnąć się w tył, dopóki pośladki nie napotkały chłodnego blatu. 

Ciepłe dłonie Camili chwyciły zarówno kark, jak i bok Lauren, która zdążyła prawidłowo usiąść na blacie dla własnej wygody i mimowolnie objąć udami biodra drugiej. Chociaż od dłuższego czasu przez ten ostatni miesiąc było między nimi dobrze, Jauregui odniosła wrażenie, że było niewiele takich sytuacji, w których znajdowałaby się na tyle blisko Alfy. I, szczerze powiedziawszy, cieszyła się, że nawet tak, cóż, praktyczny, niekoniecznie ładny z wyglądu, prezent przyczynił się do znalezienia w obecnym położeniu z Cabello.

— Zawsze mi coś kupujesz — Lauren uniosła ręce i ułożyła je na zakrytym mostku młodszej kobiety. — To byłoby nie fair z mojej strony, gdybym nie kupiła niczego. A poza tym...przynajmniej się uśmiechnęłaś, tylko na to liczyłam, kochanie — szczelniej objęła nogami biodra Alfy.

— Cóż... — Kciuk wielokrotnie pogłaskał jasną skórę pod szczeką, kiedy brązowe oczy skrzyżowały się po dłuższej chwili z zielonymi. — Skoro już zaczęłaś temat prezentów... Będę musiała iść na chwilę do samochodu. Mam coś dla ciebie.

— Camila... — Ton Lauren brzmiał trochę ostrzegawczo.

— Chyba nie sądziłaś, że niczego dla ciebie nie mam? — Alfa przekręciła na bok głowę. — To nic wielkiego. Mam tylko nadzieję, że...nie pomyliłam firmy. I że to, co kupiłam nadaje się do użytku, bo nie mam na ten temat bladego pojęcia.

— Camila, zdecydowanie za często kupujesz mi cokolwiek. Tym razem mogłaś sobie odpuścić.

Cabello westchnęła cicho, kiedy przesuwała dłoń z karku do brody starszej. Musnęła go kciukiem i jednocześnie ponownie złapała kontakt wzrokowy.

— Nie zamierzałam przegapić okazji. Poza tym...sama, mam nadzieję, kupiłam coś praktycznego. Mam nadzieję, że przynajmniej się uśmiechniesz, nic więcej — pochyliła się szybko do starszej, złożyła na jej ledwie rozchylonych wargach pocałunek, po czym całkowicie odsunęła swoje ciało, przypominając raz jeszcze, że za moment wróci z prezentem, który ma w aucie.

Lauren zsunęła się z blatu w tym czasie i skrzyżowała ramiona pod biustem, niedowierzając, że Camila ponownie coś jej kupiła. Owszem, było to pochlebiające, jednak starsza nigdy nie lubiła dostawać prezentów. Łatwiej przychodziło jej kupienie czegoś — zwłaszcza, gdy chodziło o praktyczne rzeczy. Poza tym, nigdy nie wiedziała, czy wystarczająco dobrze reaguje na podarunek, który otrzymuje. Mogła się cieszyć, aczkolwiek jej twarz mogła również wyrażać dla tej drugiej osoby coś innego i mogłoby łatwo dojść do nieporozumienia.

Ale Lauren była pozytywnie nastawiona, kiedy coś dostawała, nawet jeżeli było to coś nietrafionego. Nie chciała nikomu sprawiać przykrości.

W przypadku Camili nie chciała, aby wzięła sobie za zwyczaj czy tradycję obsypywanie jej prezentami. W końcu Lauren miała pieniądze. Mogła kupić sobie to, czego potrzebowała. Wolała...spędzić czas z kobietą. Nic więcej.

Z drugiej strony nie chcę wychodzić na niewdzięczną — Jauregui westchnęła na chwilę przed wejściem brunetki. Nie widziała dokładnie, co wniosła, bo trzymała to wystarczająco nisko, aby wysepka kuchenna wszystko zakryła. 

— Um, okej, więc...tak, jak wspomniałam, nie wiem, czy to dobra firma, ale jakiś czas temu kilka razy mówiłaś o tym, że wyczerpują ci się zapasy, także... Cóż, pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby kupienie tego, ale nie wiem, czy cię wyprzedziłam i czy kolorystyka jest w porządku — Alfa podrapała się po brwi przed ułożeniem na blacie podłóżnego opakowania, które Lauren doskonale znała.

W pierwszej chwili nie wiedziała, jak powinna zareagować na ten prezent, ponieważ starała się niewiele wspominać o swoim malowaniu i rzeczami z tym związanymi, bo nie każdy musiał się tym interesować tak, jak ona, więc nie zamierzała nikogo zanudzać. Prawdą jest, że może zdarzyło się parę razy napomknąć o tym, że kończą się jej farby, ale nie może zebrać się w sobie i zamówić nowe, jednak nie mówiła o tej kwestii, aby zasugerować coś młodszej kobiecie.

Szczerze mówiąc, to chyba najbardziej nieoczekiwany prezent, jaki Lauren kiedykolwiek dostała. W końcu nie mówiła o swoim hobby wiele, pokój głównie był zamknięty — nie pod kluczem, ale nie ukazywał prac na światło dzienne dla każdego, kto przechodził korytarzem — i raczej hamowała się z tym, co dokładnie wykonywała. Właściwie, gdyby tak o tym teraz pomyśleć, Lauren opowiedziała brunetce tylko o tym, że najczęściej maluje abstrakcje, pomaga jej to ze stresem i często używa palców lub innych części dłoni, zamiast pędzli.

W tym momencie, patrząc na to wszystko... Lauren zastygła w miejscu z szerzej otwartymi oczami, nie odrywając spojrzenia od zestawu farb, który wciąż leżał na stole.

— Czy, um, pomyliłam firmę? Widziałam kilka tubek tylko dwa razy, dlatego nie jestem pewna... I, um, nie wiem, czy to dobra...paleta kolorów? — Przekręciła nieznacznie głowę. — Wolałam postawić na coś neutralnego, bez wielu jaskrawych kolorów, bo to wydawało się trochę bezpieczniejszą opcją.

Kiedy Lauren poonownie nic nie powiedziała, Camila zaczęła się martwić. Co więcej, kobieta przestała stać w jednym miejscu, a zamiast tego ruszyła w jej stronę z wyrazem twarzy, po którym Alfa nie mogła ocenić, czy prezent był udany, czy też nie.

Cabello wciągnęła głośniej powietrze, gdy para ramion mocno objęła jej talię, natomiast głowa starszej wcisnęła się do szyi, buchając gorącym powietrzem o wrażliwą skórę. Na moment Camila zwątpiła, aczkolwiek ostatecznie objęła plecy brunetki i przymrużyła oczy, mając nadzieję, że taka reakcja jest dobrym znakiem.

— Trafiłam czy coś pomyliłam? — Głos Alfy był tym razem bardziej przyciszony, głównie dlatego, że jej usta znajdowały się gdzieś w gęstych włosach brunetki, w dodatku w okolicach ucha. 

Jauregui zwlekała z odpowiedzią, jednak nie było to spowodowane tworzeniem jakiegoś specjalnego napięcia. Najzwyczajniej na świecie miała problem z poprawnym wysłowieniem się z powodu guli, która pojawiła się w jej gardle — obawiała się, że jeśli postanowi się odezwać, jej głos się załamie z powodu głupich farb.

Nie to, że prezent był nietrafiony. Wręcz przeciwnie — Lauren nie zdążyła kupić sobie nowych, a kolorystyka, którą młodsza kobieta wybrała była w porządku, większość z tych barw zdecydowanie wykorzysta, aczkolwiek jak z każdym zestawem, pewne z nich nie wpasowują się w ich styl. Najważniejsze było, że przeważająca część na sto procent będzie używana, gdy Jauregui zbierze się w sobie, aby coś namalować.

Problem tkwił trochę w tym, że taki gest ze strony Cabello poruszył ją bardziej niż chciała to przyznać. Okazywało się, że kobieta słuchała nawet o rzeczach, którymi ogólnie rzecz biorąc nie była zainteresowana, ale skoro Lauren o nich mówiła to wyłapywała pewne informacje. No i nie można zapomnieć o tym, że zapamiętała firmę, chociaż starsza nigdy nie pokazywała jej farb, bardziej prace — zresztą i tak mało co ich przedstawiła — dlatego też taki prezent tknął Jauregui i zrobił z nią jeszcze większą miękką kluskę. Już i tak nią była, gdy chodziło o Camilę, jednak okazywało się, że można było to przebić.

W końcu Lauren uniosła nieznacznie głowę, przesuwając przy tym czubkiem nosa w górę szyi Alfy, zatrzymując się w pobliżu jej ucha.

— Trafiony — pozwoliła sobie tylko na szept. Mimowolnie zacisnęła mocniej ramiona wokół kobiety. Gdyby potrafiła ubrać w słowa to, co czuje, z pewnością dałaby Camili do zrozumienia, jak bardzo dotknięta jest tym, z pozoru prostym, prezentem. — Dziękuję, kochanie — Lauren przyłożyła na kilka sekund usta do miejsca tuż pod szczęką młodszej kobiety. — Jesteś cudowna.

Kilka godzin później Lauren leżała wysoko oparta o poduszki w salonie ze zgiętymi w kolanach nogami przełożonymi przez uda Camili, której wygodniej było usiąść równolegle do niej. Były zdecydowanie blisko siebie, ale nie przyciśnięte, z kieliszkami wypełnionymi winem po zjedzeniu zarówno obiadu, jak i kolacji z resztek jakiś czas poźniej. Dopiero teraz, tak właściwie, mogły całkowicie się zrelaksować, o czym świadczyła przyjemna cisza między nimi, nieprzerwana żadnymi dźwiękami — nie czuły nawet potrzeby, żeby włączyć telewizor w salonie.

— Nie jestem ani zbyt pełna, ani niewystarczająco najedzona — wymamrotała Lauren, wzdychając po tym chwilę później.

— To chyba dobrze — wolną, prawą dłonią Camila sięgnęła do kolana brunetki, które delikatnie objęła, po czym ułożyła na jego szczycie policzek z twarzą zwróconą ku Jauregui.

— Zdecydowanie — starsza położyła rękę na brzuchu, po czym go poklepała. — Zmieści się więcej wina.

— Z pewnością — drobny uśmiech przemknął przez twarz Cabello. — Mamy coś jeszcze do zrobienia?

— Nie-e — Jauregui wzięła kilka łyków wina. — Chociaż... — Zatrzymała się na moment, zastanawiając się na szybko, czy pomysł, który wpadł jej do głowy jest dobry. — Mogłybyśmy w coś zagrać.

— Hm — Camila na nowo oparła plecy o kanapę. — Co proponujesz?

— Mamy alkohol, więc może poszukam jakichś zdań i zagramy w Nigdy Przenigdy?

— Nigdy...co? Nie znam tego.

— Jak to? — Jauregui zmarszczyła brwi. — Tym bardziej musimy zagrać. Zasady są proste, a sama gra czasami pozwala poznać człowieka z innej strony. Głównie gra się w nią przy alkoholu.

— Na czym polegają, w takim razie, zasady?

— Powiedzmy, że znalazłam jakieś zdanie... Hm... Okej, mówię zdanie nigdy przenigdy nie paliłam papierosów. Jeżeli to zdanie jest prawdą i nigdy nie paliłaś, nie pijesz. Natomiast jeśli tak naprawdę paliłaś, pijesz.

— Och, w porządku. Wydaje się proste. Ale kierujemy nasze odpowiedzi ogólnie? Znaczy, jeżeli znajdą się jakieś, które mogłybyśmy sprecyzować do nas?

— Możemy zagrać ogólnie na początek. Ważne jest, żeby się przyznać. Możemy też przy przyznaniu się i wypiciu rozwinąć tą kwestię. Dla przykładu, wypiłam wino, przyznając się do palenia i dodaję do tego wybieranie papierosów, kiedy jestem bardzo zestresowana. Proste?

— Yeah, proste.

— Poszukam jakichś pytań w internecie — Lauren natychmiastowo sięgnęła po telefon. — Może jak się upijemy, powiesz mi o sobie więcej.

Alfa uniosła brew.

— Wiesz o mnie bardzo dużo — przesunęła nieznacznie dłoń z kolana do środka prawego uda starszej, trzymając palce owinięte przy wewnętrznej stronie. Co prawda kobieta miała na sobie długie spodnie, ale tak właściwie Camila nigdy nie złapała jej za udo. Dotyk sam w sobie nie był sugestywny, nic z tych rzeczy — ręka po prostu się tam znajdowała, jedynie od czasu do czasu napierała na mięśnie, aczkolwiek nie za mocno.

— Zawsze mogę wiedzieć więcej, prawda? — Jauregui zerknęła na twarz Cabello. — Mam pytania. Zaczynamy?

— Jasne, możemy.

— Pamiętaj, zdania są sformułowane w zaprzeczeniu robienia czegoś. Jeśli coś z tego zdania zrobiłaś, pijesz. Jeśli nie, niczego nie robisz.

— Mhm, pamiętam.

— Okej — zielone oczy zwróciły się na nowo do ekranu, zanim powróciły sekundy później do brązowych. — Nigdy nie okłamałam swojego partnera.

Camila przypomniała sobie na szybko, że mają odpowiadać ogólnie, dlatego podobnie, co Lauren, napiła się wina.

— Która pierwsza tłumaczy? — Zapytała Jauregui.

Młodsza wzruszyła ramionami.

— Ja mogę. Nie ma znaczenia. 

— W porządku.

— Jeśli chodzi o odniesienie do partnera to chyba mogę kierować takie kwestie tylko w twoją stronę? — Zerknęła niepewnie na Lauren, która przytaknęła na tę oczywistą kalkulację. — Wydaje mi się, że mam tendencję do okłamywania, gdy ktoś pyta, czy wszystko w porządku. Czasami widać, że jest coś nie tak, ale powraca do mnie ten nawyk, żeby udawać, że wszystko jest okej, bo wiele osób tego ode mnie oczekiwało dużo wcześniej. Dlatego zdarza mi się skłamać, że wszystko jest okej, ale tak naprawdę trzymam coś w sobie i niekiedy robię się taką tykającą bombą, jeśli problem narasta, a nie mogę się przemóc, aby o nim porozmawiać. Poza tym nie mam żadnych powodów, żeby cię okłamywać.

— Okej, rozumiem — Jauregui zablokowała na chwilę telefon. — W przeszłości zdarzało mi się trochę kłamać, kiedy ktoś zadawał zbyt wiele pytań na mój temat, a nie byłam na etapie, w którym chciałabym otwierać się do takiego stopnia. Dlatego też czasem pewne rzeczy przeinaczałam. Na ten moment już tak nie robię,  bo z tobą jest inaczej. Próbuję bardziej się zaangażować, ale wypiłam z takiej samej przyczyny, co ty. Czasami też nie chcę zawracać głowy bzdurami, które na dany moment gdzieś mnie zdenerwowały, ale wiem, że mi przejdzie.

— Teraz jest inaczej?

Lauren uśmiechnęła się nieznacznie.

— Z tobą jest inaczej. I to nie jest kłamstwo. Z jakimikolwiek kłamstwami ograniczałam się do tego zakresu, co ty.

— Dobrze. To chyba całkiem niezły start.

— Czytam kolejne w takim razie. Nigdy nie śpiewałam pod prysznicem.

Alfa sapnęła cicho, biorąc chwilę po Lauren kieliszek do ust.

— Tego chyba nie trzeba wyjaśniać, Lauren. Nie wiem, kto chociaż raz nie zaśpiewałby pod prysznicem.

— Zgadzam się. Czytam kolejne. Nigdy nie przyniosłam śniadania do łóżka mojego partnera.

Obie wzięły po większym łyku.

— Może teraz ja zacznę — powiedziała Jauregui. — Gdy tak o tym myślę, zdarzyło mi się przynieść śniadanie do łóżka tylko tobie.

— Och?

— Chyba wcześniej po prostu nie zależało mi wystarczająco, aby zrobić coś takiego względem kogoś innego.

Cabello nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć. 

— U mnie jest oczywiste, że przynosiłam ci śniadanie kilka razy. Chyba przejdziemy dalej.

— Mhm... Nigdy nie byłam zazdrosna o swojego partnera.

Przez moment Camila zwątpiła, czy powinna się napić. Nigdy nie wyrażała żadnej szczególnej reakcji pod tę emocję przy Lauren, ale nie dało się ukryć, że wiele razy czuła, że urwie komuś głowę. 

Ostatecznie wypiła, po czym zerknęła na Lauren, która zdążyła — ku jej chwilowemu zaskoczeniu, zanim przypomniała sobie, że kobieta może powiedzieć o kimś innym — odsunąć kant kieliszka od warg.

— Co o tym powiesz, Camila?

Palec wskazujący młodszej zaczął bezdźwięcznie uderzać o kielich wypełniony alkoholem.

— Cóż, pracujesz ze swoją... — Zrobiła chwilową pauzę, bo ciężko jej było powiedzieć na głos te słowa. — Byłą dziewczyną. Przez dłuższy czas na samym początku ciężko było tego nie czuć skoro spędzałaś z nią pół dnia albo i więcej — westchnęła cicho. — Teraz to raczej pojawia się już w codziennych sytuacjach, kiedy gdzieś idziemy i ludzie wgapiają się w ciebie bez żadnego taktu.

— U mnie chyba zawsze gdzieś przeplatała się zazdrość. Ale to bardziej wynikało z braku zaufania, który ciągle się powiększał. Z tobą to nie wynika z tej przyczyny. Szczerze, po prostu te baby w recepcji testują moją cierpliwość za każdym razem, jak przychodzę do twojej pracy — Lauren wykonała najbardziej sztuczny, przesłodzony uśmiech, jaki mogła, po czym postarała się, aby jej głos był wyższy niż normalnie. — Jakie masz plany na resztę dnia, Camila? — Zaraz po przedrzeźnieniu jednej z pracownic Cabello, uśmiech Jauregui zniknął, a głos wrócił do normy. — Przecież stoję obok. Ja jestem twoimi planami. Moja ręka przy twoim tyłku nie wystarczy jako dowód, że mamy plany? — Lauren uniosła w górę pięść. — No weź się pierdol, tleniona blondyno.

Cabello, całkowicie zaskoczona i zbita z tropu, ostrożnie sięgnęła do uniesionej ręki brunetki, owijając palce wokół nadgarstka, a następnie podsunęła ją do swojej twarzy. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że Lauren tak reaguje na obecność jej pracownic, kiedy znajduje się na parterze, przy recepcji. Owszem, często potrafią zagadywać, jednak nigdy nie zauważyła nic niewłaściwego w ich zachowaniu. Zawsze uważała je za ciekawskie, aczkolwiek dotychczas nie przekroczyły żadnej granicy.

Z drugiej strony, nie dało się nie zauważyć, że Lauren przy ich towarzystwie znajdowała się znacznie bliżej Cabello. I, owszem, jej dłoń najczęściej znajdowała się w tylnej kieszeni spodni Alfy, jeżeli takowe miała — kieszenie, rzecz jasna.

— Po pierwsze, tylko ty mnie interesujesz, Lauren — ucałowała wierzch bladej dłoni z nawiązanym kontaktem wzrokowym. — Po drugie, nigdy rozmowa z nimi nie znajdowała się blisko niewłaściwej, nieodpowiedniej. Ale jeżeli drażni cię ich zachowanie, kiedy schodzę na dół po ciebie i jednocześnie wcześniej oddaję jakieś dokumenty, mogę wysyłać z nimi moją sekretarkę.

— Z niej też jest jakaś pieprzona agentka, wiesz?

Alfa raz jeszcze ucałowała jej dłoń.

— Tylko ty mnie obchodzisz, Lauren. I nawet będąc w pracy, myślę o tobie częściej niż pewnie podejrzewasz. 

Skoro tak stawiasz sprawę — przeszło Jauregui przez myśl.

— Niech wyciągną kije z dupy i nie testują mojej cierpliwości — tymi słowami starsza brunetka zakończyła temat. — Następne. Hm. Nigdy nie odrzuciłam oferty seksu.

W przeciwieństwie do Cabello, Lauren wzięła porządnego łyka wina, od którego zaczęło jej już szumieć w głowie, ponieważ przed zabraniem się za grę wypiła znacznie więcej od drugiej kobiety. Najprawdopodobniej znajdowały się na tym samym stopniu bycia podpitymi.

— Jeśli dobrze pamiętam, poznałaś go. Brada. Nigdy z nim nie spałam. Proponował, ale odrzuciłam go, bo chciałam powoli rozwinąć naszą znajomość. Pewnie uraziłam jego dumę, jednak ogólnie zgodziliśmy się na to, żeby skupić się na poznaniu drugiego. Później dowiedziałam się, że mnie zdradził. I mówię, że zdradził, bo rozmawialiśmy o monogamii i wyłączności w naszej relacji. 

Cabello skinęła głową.

— U mnie to raczej prosta odpowiedź. Przechodzimy dalej?

— Nigdy nie miałam więcej niż 15 partnerów seksualnych.

— U mnie to też jest jasne, Lauren.

— Zdecydowanie nie piję. Aż tylu nie miałam. Chociaż nie oceniałabym kogoś za taką liczbę.

— Następne?

— Och, to praktycznie to samo. Nigdy nie miałam więcej niż 10 partnerów seksualnych — Jauregui zmarszczyła brwi z miną wskazującą na to, że się zastanawia. Camila nie śmiała nic powiedzieć, chociaż po części była ciekawa, z iloma osobami Lauren była. Z tej drugiej strony, mogłoby ją to porządnie wkurwić. Nie dlatego, że oceniałaby kobietę, ale myśl o tym, ile osób ją dotykało mogłoby być niesamowicie drażniące. Po prostu. — Nie, też nie piję.

— A z iloma byłaś? — To pytanie zostało wypowiedziane bez namysłu. Alfa poczuła gorąc, gdy brunetka spojrzała na nią odrobinę zdziwiona z uniesioną brwią. — Przepraszam. Nie powinnam pytać. To nieważne. Jakie jest kolejne zdanie?

— Nie musisz mnie przepraszać. Domyślałam się, że prędzej czy później o to zapytasz.

— To nieważne. Możemy, um, przejść dalej w grze.

— Camila — ton Lauren był poważniejszy. — Mogę z tobą o tym porozmawiać, okej? Ale jeżeli już mam odpowiedzieć na to pytanie, chcę mieć pewność, że nie ześwirujesz. Pamiętasz, jak długo ciągnął się temat Lucy? A to tylko jedna osoba. Nie chciałabym, żebyś później mi cokolwiek wypominała, bo to moja przeszłość, od której staram się odcinać.

— Nie wiem, co mam odpowiedzieć.

— Jak myślisz, z iloma osobami byłam?

— To jest podchwytliwe pytanie, na które pewnie każda odpowiedź jest zła — wymamrotała Alfa. — Powiem za dużo, będzie źle. Powiem mniej, to się zdziwię i też wyjdzie źle.

— Camila, nie mam zamiaru obrażać się za coś takiego. To byłoby idiotyczne — starsza zrobiła chwilową pauzę. — Posłuchaj. Chcę, żeby dotarło do ciebie, że nie miałam bladego pojęcia, że cię spotkam. Przez długi czas próbowałam znaleźć stabilny związek, ale nigdy się to nie udawało. Wolałabym, żebyś nie miała w głowie mojej osoby jako wizerunek jakiejś zakonnicy albo kogoś bardzo wstrzemięźliwego. Z drugiej strony, poza kilkoma błędami, nie należałam do tej grupy osób, która wyłącznie szukała seksu na jedną noc i przechodziła dalej.

— Rozumiem to, oczywiście. I nie jestem też naiwna, żeby wyobrażać sobie ciebie w taki sposób.

— Jesteś tego pewna? Bo jeżeli chcesz ze mną rozmawiać na ten temat, muszę mieć pewność, że za jakiś czas zdarzy się sytuacja, w której mi któregoś z nich wypomnisz. 

— Tak, jestem pewna... W końcu, poza Lucy nie ma żadnego z nich już w twoim życiu, tak?

— Nie ma.

— Wiem, że często nie zachowywałam się fair na wzgląd Lucy, ale to też było spowodowane tym, że ciągle z nią przebywasz. Skoro reszta tych osób, z którymi byłaś nie znajduje się już w twoim życiu, nie rozmawia z tobą i przez to ja nie muszę ich spotykać...nie powinnam próbować czegoś wypominać. Z Lucy było inaczej, bo przypominała o sobie i pracujecie razem. Więc, um, tak długo, jak nie będę musiała nikogo więcej z twojej przeszłości spotykać, raczej nie będę miała powodu, aby...sama nie wiem, zacząć czuć się niepewnie.

Lauren zmarszczyła wyraźnie brwi na ostatnią kwestię, którą brunetka poruszyła. Domyślała się już dużo wcześniej, że obecność Lucy była dla Camili emocjonująca, a zaakceptowanie tego, że muszą utrzymywać kontakt na wzgląd wspólnej pracy nie było proste, jednak... Jednak nie sądziła, że zrobiła coś podczas ich oficjalnego spotykania się, co mogłoby spowodować u Alfy poczucie niepewności.

— Moment — zatrzymała młodszą przez dalszym monologiem. — Obecność Lucy tak na ciebie wpływała? Że czułaś się niepewnie?

Kobieta wzruszyła ramionami.

— Oczywiście. W końcu dawała non stop o sobie znać. I próbowała przekonać cię do tego, żebyś do niej wróciła. Próbowałam pokazać ci, że zależy mi na tobie, nie tylko na chwilę, ale gdy tylko się pojawiała miałam wrażenie,  jakby... — Zatrzymała się na moment, bo Lauren postanowiła podnieść się do siadu, znajdując się dzięki temu bokiem do młodszej i bardzo blisko. — Miałam wrażenie, jakby zegar zaczął tykać i to tylko kwestia niewielkiego czasu, żebyś dała się jej przekonać i mnie zostawiła — odchrząknęła delikatnie pod wpływem intensywnego spojrzenia jasnych oczu na swojej twarzy. — Wiem, że nie byłyśmy i nie jesteśmy razem, ale... Chodziło mi o to, że nie dasz mi nawet szansy, bo uznasz, że lepiej wybrać ją.

— Nie podejrzewałam, że tak to na ciebie oddziaływało. Domyślałam się, że nie ze wszystkim czułaś się dobrze, komfortowo, ale... Cóż, takie obawy z twojej strony wiele wyjaśniają. Nie dziwne, że wyrzucałaś temat Lucy co jakiś czas na wierzch.

— Teraz wiem, że nie wróciłabyś do niej, Lauren — zaznaczyła łagodnym głosem. — A skoro mam już za sobą część tych...niepewności to, um, podejrzewam, że tylko rozmowa o kimś jeszcze innym nie wpłynie na mnie na tyle, żebym zaczęła zachowywać się tak, jak przy Lucy. W końcu...jesteś tutaj ze mną, prawda? Nie czekasz na telefon od kogoś innego, tak?

Twarz Jauregui znacząco złagodniała. Dopiero teraz mogła bardziej zrozumieć zachowanie brunetki i jej motywację. I gdyby tak teraz na to spojrzeć, Camila i tak bardzo dobrze znosiła świadomość, że Lauren ma ciągły kontakt ze swoją byłą, która jeszcze nie tak dawno próbowała namówić ją do powrotu do siebie. 

Szczerze powiedziawszy, starsza kobieta wiedziała, że będąc na miejscu Cabello, nie byłaby w stanie tak dobrze znieść takiej sytuacji. Z pewnością byłaby zaborcza, zazdrosna i próbowała kontrolować to, co Camila robi, w ogromnej obawie przed tym, że ją zostawi. Nic więc dziwnego, że zdarzało się Alfie wspominać o Lucy. To i tak było bardzo subtelne i racjonalne zachowanie, które w tej chwili upewniało jeszcze bardziej starszą w przekonaniu, jak bardzo jej zależy na ich znajomości. W końcu mogłaby zachowywać się podobnie do tego, co Lauren uważała o swoich możliwych działaniach, gdyby zamienić się miejscami, ale tego nie zrobiła. Ani razu.

— To prawda — wolną, lewą i najbliższą twarzy Cabello dłonią, Lauren sięgnęła do ciepłego policzka, muskając go kciukiem po przyłożeniu całej powierzchni ręki do opalonej skóry. — Jestem tutaj z tobą, nie czekam na nikogo innego, ani o nikim innym nie myślę — nie mogąc się powstrzymać, pochyliła się nieznacznie, aby złożyć krótki, choć czuły pocałunek na miękkich ustach Alfy. — Ty jesteś moim priorytetem.

Camila przesunęła prawe ramię do dolnej części pleców starszej kobiety, obejmując ją lekko, ale i tak znacznie bliżej siebie. Nigdy nie miała dość takiej bliskości.

— To mi wystarczy, Lauren — skłamała. — Więc...jeżeli nie będziesz obawiała się, że zacznę wariować, możemy o tym porozmawiać. Postaram się zatrzymać dla siebie ewentualne niepewności.

— Po pierwsze, Camila, nie porównuj się do nich. Jesteś kompletnie inna. Wyrożniasz się i tylko w dobrym znaczeniu. 

— Z pewnością — niemal przedrzeźniła złośliwie starszą. — Jestem tylko imbecylem, który nie ma pojęcia o seksie.

— Seks to nie wszystko. Poza tym, sama nie jestem ekspertem. Jest mnóstwo rzeczy, o których nie mam pojęcia, Camila — próbowała ją zapewnić. — Oprócz tego, łatwiej jest nauczyć się czegoś nowego w kwestii seksu niż zmienić się jako człowiek. Nie bez powodu uznaję tych ludzi za błędy z mojej przeszłości.

Młodsza nie odpowiedziała.

— Poza tym — drobny uśmiech zagościł na ustach Jauregui przed przybliżeniem twarzy z zamiarem pocałowania brunetki — jesteś cała moja. To tylko sam pozytyw.

Kiedy Lauren rzeczywiście ją pocałowała, przez myśl Cabello przeszło pytanie, którego nie ośmieliła się zadać.

A ty jesteś moja?

Uznała je za idiotyczne. Przecież nie są parą. Nadal.

Nie zmieniało to jednak faktu, że odwzajemniła pocałunek, udając, że wszystko jest w porządku. Niedługo po tym, zapewniła Lauren, że nie będzie wariowała, jeśli porozmawiają o tej wielkiej niepewnej, z kim właściwie Jauregui była. Nie można było się oszukiwać, że nie jest to kwestia, którą Cabello chciała jednocześnie poznać, jak i wyrzucić ze swojego umysłu. Miała sprzeczne uczucia, ale wolała już mieć za sobą tę konwersację.

— Skoro jesteś pewna — przytaknęła w końcu starsza kobieta. — Byłam z ośmioma osobami. Z czego trójka z nich była dosłownie przez jeden dzień w moim życiu. Cóż, jedną z tych osób uznawałam za przyjaciółkę, ale kiedy zwróciłam się do niej po rozstaniu i wypiłam za dużo, okazało się, że byłam jakimś jej celem. Dałam się uwieść. Można więc powiedzieć, że trzy osoby były tylko na chwilę, z czego nie jestem dumna, bo to pokazuje moją naiwność. Z pozostałymi próbowałam stworzyć związek, ale jak wiesz, spróbowałam tylko z Lucy i była to kompletna klęska.

— Mówisz tylko o kobietach czy... — Odchrząknęła. — Wspominałaś, że jesteś biseksualna, więc nie wiem...

— Mówię ogólnie o wszystkich. Ale jeśli chcesz sprecyzowania, byłam z dwoma mężczyznami, reszta to kobiety. 

— Och, w porządku.

— W porządku? 

— Nie zamierzam cię oceniać, Lauren. Mówiłam.

Kiwnęła głową w odpowiedzi, po czym sięgnęła wolną dłonią do włosów brunetki, zaczesując grzywkę na miarę możliwości w tył.

— Oczywiście mówię o mojej przeszłości. Nie o tobie. Jesteś w teraźniejszości i nigdy bym nie kwalifikowała cię jako jedną z nich. Dlatego nie mogę powiedzieć, że jesteś dziewiątą osobą, z którą byłam, chociaż to prawda, bo traktuję tę grupę jako błędy. Ty nim nie jesteś, Camila.

Camila zdecydowanie nie chciała teraz o tym wszystkim myśleć. Przyjęła na szybko wiadomość o ośmiu osobach, z czego trzy były przelotne. Z pozostałymi próbowała coś stworzyć, ale z jakichś powodów — nadal Cabello nieznanych, choć z pewnością wzbudzających intensywne odczucia, bo przecież pamiętała o głębszej komunikacji między nimi kilka miesięcy wstecz i jak poruszona była bez wysłuchania historii stojącej za tymi emocjami — nic się nie powiodło.

Gdy nastała między nimi dłuższa chwila ciszy, zdaniem Cabello starsza kobieta musiała uznać, że nie ma więcej pytań i wszystko jest w porządku, więc po złożeniu ostatniego czułego pocałunku na jej ustach, wróciła do poprzedniej prawie pół-siedzącej pozycji i zabrała się za kolejne zdanie. Camila przystała na kontynuację gry, uważając, że jest to jakiś sposób na teraz, aby nie wędrować za głęboko myślami i skorzystać z tej szansy, żeby poznać brunetkę jeszcze z innej strony.

— Nigdy nie zdradziłam swojego partnera — przeczytała Lauren, po czym prychnęła. — Tematyczne.

— Cóż... — Camila zrobiła chwilową pauzę. — Żadna z nas nie pije.

— Możemy wypić za zgodność. Szybciej się upijemy — puściła oczko młodszej, a następnie stuknęła swoim kieliszkiem o jej i wzięła porządnego łyka wina. — Kolejne. Nigdy nie zwątpiłam w swoją heteroseksualność. 

— Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Mam na myśli, nad moją orientacją. W rodzinie nie zakładali nikomu z góry, że wyjdzie za mąż albo się ożeni i dawali etykiety — mimo to, wzięła łyk. — Ale podejrzewam, że fair było wypić, bo jednak cię poznałam, więc nie ma mowy o pełnej heteroseksualności.

— Ja też piję. Chyba nigdy nie dostosowywałam się do założenia z góry, że znajdę sobie faceta. Bywało z tym trudno, ale nie uciekałam długo przed faktem, że preferuję kobiety. U mnie też nie ma mowy o pełnej heteroseksualności.

— Zadziwia mnie, że niektórzy są tak bardzo tym zainteresowani. Znaczy, rozumiem pytanie o orientację, kiedy ktoś nie jest pewny, czy jest jakakolwiek szansa na bycie obiektem zainteresowania, ale... Na co reszcie, zwłaszcza jakimś nieznajomym informacja o tym, kto kogo preferuje? Nie rozumiem. Dziwna sprawa.

— Na przestrzeni czasu wymieniamy tolerancję z nietolerancją i na odwrót. Kiedyś nikomu nie przeszkadzały lesbijki i geje, którzy się nie kryli ze swoimi związkami. Teraz...zależy to też od okolicy w jakiej mieszkasz.

— Ale nie rozumiem tego fenomenu, Lauren. Dlaczego nikt nie wtrąca się, powiedzmy, do tego, z kim sypia osoba heteroseksualna, ale gdy ktoś ma już bardziej elastyczną orientację jest to dla wielu takie interesujące? Przecież to prywatna sprawa. Rozumiem, jak ktoś rozmawia o takich rzeczach ze znajomymi czy rodziną, jak kto woli, ale... Obcy ludzie?

— Nie próbuję już tego zrozumieć, szczerze mówiąc. Myślę o tym tak: niektórzy naoglądali się różnego typu porno i są ciekawscy, bo ich życie łóżkowe jest zbyt nudne.

Policzki Cabello nieznacznie się zarumieniły przez ten komentarz.

— Okej, mam kolejne — Jauregui prychnęła śmiechem, zanim wypowiedziała nowe zdanie. — Nigdy nie rozważałam seksu analnego.

Alfa zmarszczyła brwi, będąc odrobinę zdezorientowana. Spojrzała od razu na Lauren, która akurat piła wino, licząc na to, że może wytłumaczy jej, co to dokładnie znaczy. Nigdy nie interesowała się określeniami dotyczącymi seksu, przynajmniej poza tym najbardziej typowym, a ponadto nigdy nie wędrowała z ciekawością po internecie. Nie miała na to czasu. 

A przynajmniej tak sobie to wmawiała. 

— Nie wiem, czy mam pić, bo nie mam pojęcia, o czym mówisz — przyznała nieśmiało. — Mówiłam, że jestem imbecylem, gdy chodzi o takie rzeczy.

— Pijesz. Zdarzyło ci się to prawie ze mną zrobić — zielone oczy były rozbawione. — Zwróciłam ci na to uwagę. Próbowałaś we mnie wejść, ale coś ci się pomyliło i dorywałaś się do mojego tyłka.

Cabello przełknęła ciężko ślinę i poprawiła się w miejscu.

— To był przypadek.

— Wiem, wiem — starsza machnęła ręką. — Ale na poważnie, to określenie dotyczy tyłka. Mam na myśli, pewnie trochę zabawy z tą częścią ciała, najczęściej z penetracją. 

— Och. Cóż, chyba nie mam jak wypić skoro nawet nie wiedziałam, jak to się nazywa — zaznaczyła subtelnie. — Wypiłaś — wymamrotała ciszej.

— Yeah — Lauren wydawała się zrelaksowana nawet po tym komentarzu. — Wydaje mi się, że jestem całkiem otwarta na nowe propozycje. Nigdy nie wiadomo, coś może się komuś spodobać bardziej niż początkowo się podejrzewało. Na ten moment jestem po prostu ciekawa. Ale jeśli chodzi o coś takiego...najpierw musiałabym być w stałym związku i wcześniej spróbować, no nie wiem, trochę lżejszych nowych rzeczy, żeby mieć pewność, że przy próbowaniu takiego seksu nie będzie braku wyrozumiałości i cierpliwości u obu stron. Co by się nie działo, wolałabym nie żałować, dlatego, że jestem z nieodpowiednią osobą. Wolałabym już po prostu zakwalifikować coś jako niewypał, bo niewystarczająco wpadło w moje gusta.

— Och, rozumiem. To rozsądne rozwiązanie. Mam na myśli, zacząć małymi krokami z kimś godnym zaufania.

— Na pewno nie próbowałabym czegoś takiego z kimś, kto bierze wszelkie informacje z porno — prychnęła pod nosem. — To nie jest dobre źródło.

— Mhm.

— A ty co o tym myślisz, Camila?

— O czym? O porno?

— Nie, nie. O takim seksie.

— Ach, okej. Um... Nie wiem. W przyszłości mogłabym czegoś takiego spróbować, nie przekreślam tego, ale miałabym takie samo podejście, co ty. W takiej sytuacji komunikacja i cierpliwość jest ważna, ale wydaje mi się, że jakiś plan przed faktycznym próbowaniem tego też powinien być. 

— Plan? To znaczy?

— Um, dla kogoś, kto byłby po tej biernej stronie i byłby to pierwszy raz... Mogę się domyślać, że poza wystąpieniem dyskomfortu czy jakiegoś bólu mogłoby być dużo zawstydzenia. To nie jest część ciała, która nie potrzebuje wcześniejszego, um, przygotowania. Tak mi się wydaje. 

— Camila, po to jest lewatywa. Żeby nic nie stanęło na drodze.

— Nawet nie mam pojęcia o czym mówisz... — Alfa potrząsnęła głową. — Niektórzy różnie reagują w stresie i lepiej najpierw przygotować obie strony, jeżeli stałoby się coś niespodziewanego. Wydaje mi się, że nie chodzi o to, aby przy jakimś incydencie odstraszyć albo jeszcze bardziej zażenować drugą stronę, prawda? — Nie czekając na odpowiedź ze strony Jauregui, kontynuowała. — Następne zdanie?

— Okej, to ma sens w takim kontekście — potwierdziła, odrobinę rozbawiona monologiem młodszej. — Kolejne. Nigdy nie miałam nadziei, że mój partner będzie bardziej otwarty pod względem seksu.

— Skąd ty bierzesz te pytania? Zaczynały się jakoś normalnie, a teraz co to jest?

— Przeszliśmy przez zwykłe, teraz według strony są bardziej odważne. O ile tak to można określić. Więc pijesz czy nie?

Odrywając wzrok od Lauren, Alfa mozolnie uniosła kieliszek do ust i zamiast wziąć tylko jeden łyk, postawiła na dwa, byleby spowodować większą dawką alkoholu mocniejsze rozluźnienie.

— Och, a to ciekawe — usłyszała komentarz Jauregui, który był prawie niczym pomruk. — Która mówi pierwsza?

— Co mówi? — Udała głupią, bo nie chciała niczego mówić.

— Okej... — Lauren westchnęła cicho, wyłapując aluzję. — Wypiłam, bo właściwie ani razu nie zdarzyło się tak, żebyś powiedziała mi, czego chcesz. I nie wiem, czy jest tak dlatego, że obawiasz się oceny, czy nie wiesz, jak zacząć temat, ale... Chciałabym, żebyś była ze mną bardziej otwarta.

— To, um... Chyba dałam ci do zrozumienia, że moja wiedza jest bardzo niewielka w tym zakresie, więc...jak mogę z tobą rozmawiać skoro nie wiem nawet o czym? Liczyłam, że...ty będziesz bardziej otwarta. I będziesz, um, zaczynała jakąś ewentualną rozmowę. Nie wiem, czy przypadkiem cię nie zniechęciłam, kiedy ostatnim razem, um, powiedziałam "nie", gdy chciałaś spróbować czegoś nowego, ale... Um... No tak...

— Wydaje mi się, że problem tkwi w tym, że nie wiem, jaką masz wiedzę. Nie mam problemu z zaproponowaniem czegoś, kwestią dyskusyjną jest tylko to, czy zrozumiesz, co mam na myśli w danej propozycji. A co do tamtej sytuacji, rozumiem, że odmówiłaś. Miałaś do tego prawo, jak mówiłam. Gonił nas czas, więc może dobrze zrobiłaś, odmawiając. Nie powiem, że moje ego nie ucierpiało, ale rozumiem.

— Moja wiedza jest znikoma. 

— Internet dużo ci powie. Tak samo z porno, ale je trzeba brać na dystans.

— Nigdy niczego nie wyszukiwałam, Lauren.

Starsza przekręciła w bok głowę, biorąc nowy łyk wina przed dolaniem zarówno sobie, jak i Camili więcej z butelki do kieliszków.

— Co wiesz na ten moment?

— To głupie — brunetka odchyliła głowę na oparcie kanapy.

— Wcale nie. Tym sposobem będę miała jakieś wyobrażenie, co jest możliwe do spróbowania, a co nie.

— Wiadomo...znam to, co dotychczas robiłyśmy — odpowiedziała powoli. — I mam jakieś tam pojęcie o lodzie i minecie?

— Minecie, mówisz? — Lauren nie mogła się powstrzymać i sugestywnie poruszyła brwiami, co wywołało zaczerwienienie twarzy, uszu i fragmentu szyi u Cabello, zanim próbowała zakryć się najbliższą poduszką. — Okej, ale na poważnie... Co ty za porno oglądasz, że ograniczasz się do tych rzeczy? Nie byłaś nigdy zainteresowana jakimiś innymi kategoriami czy coś?

— Nie oglądam tego, Lauren.

— Wiem, że teraz nie, ale...

— W ogóle tego nie oglądam i nie oglądałam.

Jauregui zmarszczyła brwi.

— To jak ty się masturbujesz bez porno? Przynajmniej przed poznaniem mojej osoby.

Camila zsunęła się po kanapie, czując jeszcze większe zawstydzenie. Gdzie, do cholery, są kolejne zadania z tej głupiej gry?

— Nie mam czasu na takie rzeczy — odpowiedziała.

— Gdybym ja sobie takie rzeczy wmawiała, nie wytrzymałabyś ze mną godziny. A masz bardziej stresującą pracę niż ja, Camila.

— Po prostu tego nie robię. I tyle.

— Że co? Może nie mam penisa, ale jak jesteś w drugiej formie, wzwód musi być nawet nie tylko irytujący, ale bolesny.

— Po to jest prysznic.

— Nie. Po to jest masturbacja. Później prysznic.

— Zrozumiałam aluzję, że nic nie robię i nie szukam sobie gołych kobiet na internecie. Jakie jest kolejne zdanie?

— Mówię poważnie — Lauren westchnęła cicho. — Widzę tutaj problem. Przynajmniej takie mam wrażenie. Twoją nieśmiałość wyjaśnia mi dużym stopniu to, że sama dla siebie nie próbujesz czegoś nowego. Mimo wszystko, wydaje mi się, że to logiczne. Gdyby tak się nad tym zastanowić, jak możesz czuć się w pełni komfortowo z moim ciałem, kiedy nie czujesz tego ze swoim i nie próbujesz poznać jego reakcji? Wiadomo, każdy może inaczej na pewne bodźce reagować, ale takie eksperymentowanie na sobie daje jakąś świadomość tego, jak druga osoba może się czuć. I czasem daje to też pomysł, jak można tę drugą osobę dotykać. Nie mówię o tym, aby się z ciebie naśmiewać czy zmuszać do, nie wiem, obejrzenia porno czy coś, ale mam wrażenie, że większa swoboda z własnym ciałem pomogłaby ci się przemóc, Camila.

Alfa nie odpowiedziała.

— Poza tym — kontynuowała starsza — twoja praca jest znacznie bardziej stresująca niż moja. Bywają takie dni, kiedy jesteś strasznie spięta i sztywna, tym razem nie wplatam do tego żartu o penisie, więc... Yeah, nie próbujesz znaleźć sposobu na zrelaksowanie się. A wydaje mi się, że jakbyś była bardziej wyluzowana, nie spinałabyś się tak przy mnie.

— No nie wiem — gdzieś tam Camila widziała w tym sens, ale wolała się nad tym nie zastanawiać w tej chwili, gdy jest z kobietą. Przemyśli to sobie w domu. Teraz wolała skupić się tylko na Jauregui. — Pomyślę o tym.

— Pamiętaj, nie zmuszam cię do niczego. Po prostu...z mojej strony to wydaje się trochę oczywiste, że łatwiej będzie ci ze mną, jak poeksperymentujesz ze swoim ciałem, poznasz je i jego reakcje. Zwłaszcza, że najczęściej obawiasz się dotknąć mnie mocniej, bo masz wrażenie, że mnie połamiesz. Takimi próbami mogłabyś sama ocenić, jak reakcje twojego ciała wpływają na siłę twojego dotyku, prawda?

— No tutaj masz więcej racji...

— Przemyśl to — starsza ostatni raz zerknęła na Cabello. — Kolejne zdanie. Nigdy nie otworzyłam komuś drzwi, będąc półnaga. Cóż...piję. 

— Ano faktycznie. Często masz na sobie długą koszulkę i bieliznę.

— Tak, ale kiedy nie wiem, kto przychodzi, szybko się ubieram. Jak wiem, że to ty, dla przykładu, po prostu mi się nie chce.

— I tak wyglądasz, jakbyś miała tylko koszulkę na sobie — Alfa wzruszyła ramionami, po czym wymamrotała kontynuację pod nosem, ale już tylko dla siebie. — Chociaż ta bielizna jest taka, jakby jej wcale nie było...

— Dziękuję, staram się — Lauren poruszyła sugestywnie brwiami, wyraźnie słysząc pomruk drugiej. — Ale nadal nie skusiłam cię na nic więcej — wytknęła dolną wargę, a następnie puściła oczko Cabello.

— Lauren, jesteś bardzo atrakcyjną kobietą. Mogłabyś mieć na sobie workowate dresy, a i tak byłabyś dla mnie piękna.

Jauregui przysunęła do twarzy kieliszek z winem, biorąc co prawda kilka łyków, ale głównie chciała zakryć jakoś przynajmniej jeden policzek. Podejrzewała, że ma na twarzy wypieki i niekoniecznie są spowodowane tylko ilością wypitego alkoholu.

— Próbuję cię uwieść, a ty znowu masz te swoje słodkie gadki, Cabello — wymamrotała, szturchając lekko klatkę piersiową młodszej swoim kolanem. — Kolejne zdanie. Nigdy nie używałam na sobie zabawki erotycznej.

Camila uniosła brwi, kiedy Lauren bez chwili wątpliwości wzięła więcej niż ten jeden, ustalony łyk. Przełknęła na to ciężko ślinę. Mimowolnie przez głowę przeszła jej myśl, że skoro tak było — używała czegoś — to musiało się to gdzieś tutaj znajdować. 

— Polecam przejrzeć oferty, jeśli zdecydujesz się trochę ze sobą poeksperymentować.

— Lauren! Ugh...

— Cóż, jeśli to chcesz mówić, jak będziesz dochodzić, nie mam nic przeciwko — zaśmiała się krótko, przejeżdżając na koniec językiem po górnej linii zębów. — Ostatnie zdanie. Nigdy nie spałam nago.

Tym razem obie podsunęły kieliszek, dopijając właściwie wino, które się w nim znajdowało. Spojrzały po tym na siebie, z czego Lauren była zaskoczona potwierdzeniem przez Camilę. 

— Co tak na mnie patrzysz? — Zapytała Cabello. — To bardzo przyjemne. Nic nie uwiera i nie jest ani za ciepło, ani za zimno pod kołdrą.

— Po prostu nie spodziewałam się tego.

— Cóż, śpię nago tylko w pierwszej formie. W innej czułabym się pewnie trochę dziwnie.

— Często śpisz nago?

— Bywa różnie — Alfa zrobiła chwilową pauzę. — Staram się, gdy tylko mam okazję. 

— Najlepiej śpi się nago po ciężkim dniu. Nie ma nic lepszego.

— Och, tak, zdecydowanie.

Lauren skinęła głową.

— Skoro obie śpimy często nago... — Zaczęła starsza, mając drobny uśmiech uformowany na ustach. — Jak to się stało, że nie spałaś jeszcze ze mną nago?

— Umm... — Wargi Cabello były rozchylone, jednak przez dłuższą minę nic nie zostało powiedziane. — Em... Cóż... Skąd miałam wiedzieć, że śpisz nago?

— Okej, bądźmy szczere, to nie jest nic zaskakującego.

Alfa miała chwilę wątpliwości, jednak ostatecznie kiwnęła zgodnie głową.

— To prawda... Dajesz wrażenie, jakbyś czuła się bardzo komfortowo ze swoim ciałem, więc to nie jest dziwne.

— Powinnyśmy spróbować pójść tak spać — zasugerowała starsza.

— Um, że nago? — Camila poprawiła się w swoim miejscu.

— Mhm, przemyśl to.

— No teraz to...um, jestem w drugiej formie, inaczej musiałabym mieć okres, więc... Nie sypiam w tej formie nago.

— Nie chodziło mi o teraz — Lauren oblizała powoli usta. — Ale podoba mi się twój tok myślenia — kiwnęła na Cabello palcem, która spuściła w dół głowę z zawstydzeniem.

Oczywiście Camila nie przyznałaby na głos, jak bardzo podobała się jej ta sugestia. Uwielbiała spać przy Lauren na co dzień, mieć owinięte wokół niej ramiona, a nawet stykające się plecy — gdy przemieszczały się podczas snu po łóżku. Samo ciepło ciała brunetki było dla Alfy kojące, jednak poza dłońmi nie miała żadnego większego kontaktu z jej skórą, którą uwielbiała dotykać, nawet gdy chodziło jakieś drobne, nieznaczące muśnięcia.

Myśl o tym, że mogłaby któregoś wieczoru objąć Lauren i poza samym ciepłem i zapachem mogłaby poczuć jej miękką skórę przyprawiało ją o przyjemne dreszcze. Taki kontakt z nią nie musiałby do czegoś konkretnego prowadzić, oczywiście, wystarczyłaby Camili sama możliwość przesunięcia dłonią po boku Jauregui i poczuć po raz pierwszy przy takiej porze faktyczny gorąc ciała, każdą miękką część i wszelkie nieidealne fragmenty, zamiast materiału bawełnianej koszulki. Z pewnością była to o wiele bardziej przychylniejsza wizja, którą chętnie by spełniła.

— Chodź do mnie, Camzi — brązowe oczy szybko rozejrzały się po salonie, gdy Lauren wyrwała Camilę z myśli, ostatecznie zatrzymując się na pustych, wyciągniętych w jej stronę ramionach. Kiwnęła zgodnie głową, odkładając pośpiesznie kieliszek na stół, po czym ułożyła się na prawym boku z ramieniem przerzuconym przez żebra Jauregui. — Szumi mi w głowie. Jak się trzymasz?

— Zaczynają zamykać mi się oczy — przyznała z leniwym uśmiechem. — Ale czuję się dobrze — przesunęła swoje ramię, aby ułożyć płasko dłoń na zakrytym brzuchu Lauren, po którym zaczęła rysować jakieś dziwne pętle. Nie została jej zwrócona na to uwaga, więc tym razem Jauregui musiała nie mieć nic przeciwko. Z reguły nie lubiła, gdy ktoś zbyt długo trzymał ją za brzuch. Camila mogła się tylko domyślać, że mogło to wynikać z innej budowy ciała, w tym Lauren była pełniejsza i prywatnym zdaniem oraz preferencją, bardziej kobieca. Może starsza miała o tym odmienne zdanie, aczkolwiek Cabello uwielbiała zarówno twarde części jej ciała, gdy wyczuwała mięśnie oraz te miękkie, delikatniejsze. — Jak mijają ci walentynki?

Jauregui przekręciła w bok głowę, znajdując się przez to blisko twarzy młodszej.

— Cudnie. Najlepsze pierwsze walentynki. Jak twoje mijają?

Wcześniejszy, leniwy uśmiech Alfy znacząco się powiększył.

— Cokolwiek byśmy nie robiły, mam nadzieję, że z tobą czeka mnie więcej walentynek, Lauren.

Gdy tylko Camila przekręciła się ze swojego boku na plecy, nie wyczuła za sobą obecności drugiej kobiety. Zmarszczyła na to nieznacznie brwi, po czym na ślepo przetarła powieki pięścią z cichym westchnięciem. Dała sobie chwilę na powrót do życia, który niezbyt był przyjemny. Zdążyła sobie przypomnieć niektóre części wczorajszej rozmowy podczas gry i natłok informacji przyczynił się do niekomfortowego ścisku w klatce piersiowej. 

Szczerze powiedziawszy, nie wiedziała, ile tak pociągnie, okłamując Lauren — dokładnie tak, jak zrobiła to wczoraj, z pełną świadomością. Wiedziała, że nie powinna i lepiej już by było, aby stawiła czoła temu, co tak bardzo zżerało ją od środka, aczkolwiek z drugiej strony za bardzo obawiała się tego, co usłyszy. Obstawiała ten najgorszy scenariusz. Chociaż, znowuż, jeśli dalej będzie się tak katowała milczeniem, ten zły scenariusz prędzej czy później ziści się sam, może z jeszcze gorszymi skutkami.

Alfa zamrugała kilkukrotnie powiekami, odpędzając nadto duże nawilżenie własnych oczu, po czym uniosła się do siadu, ponieważ dotarł do niej zapach pieczywa. Był na tyle intensywny, że samoistnie żołądek dał o sobie znać. Nie zamierzała spędzić w łóżku zbyt dużo czasu i użalać się nad sobą — miała nadzieję, że i tym razem uda jej się jakoś zamaskować to, co ją gnębiło, chociaż miała ku temu wątpliwości, ponieważ nie wyrabiała psychicznie. Jakkolwiek by to nie brzmiało, jeżeli trzymasz coś w sobie przez długi czas, rzeczywiście stajesz się taką tykającą bombą, która może wybuchnąć w najmniej odpowiednim momencie. W drodze do kuchni, po wcześniejszym pośpiepsznym umyciu zębów, Camila marzyła o tym, aby nie nastąpiła ta chwila teraz, ale z każdym krokiem miała ku temu wątpliwości.

Gdy tylko dotarła końca korytarza i jednocześnie mogła z tego powodu mieć wgląd na kuchnię, złapała się mocno za kark, śledząc ciemnymi oczami to, co działo się w pomieszczeniu. Doszła do wniosku, że Lauren musiała mieć wyjątkowo dobry humor — wskazywała na to melodia, którą nuciła zapewne w tym samym momencie, w którym słyszała ją na słuchawkach; dodatkowo nieznacznie ruszała przy tym biodrami, jakby lekko tańcząc, chociaż nie do końca, bo wsadzała kromki chleba do tostera i musiała mieć oko na pomieszane jajka, które wlała na patelnię.

Gdyby tak o tym pomyśleć z perspektywy trzeciej osoby, kobieta miała wspaniały humor i uznała, że dobrym pomysłem jest przyrządzenie śniadania dla ich dwójki. Szkoda tylko, że przyglądając się temu bliżej, przy bliskości, która istnieje między Camilą i Lauren, można by wysunąć wniosek, że nie przygotowuje tego śniadania dla zwykłej przyjaciółki, ale partnerki, dziewczyny, jakkolwiek określić oficjalny związek.

Świadomość, że to kolejna taka sytuacja, w której wszystko wygląda, jakby były parą, dobiło Cabello na tyle, że musiała się oprzeć o ścianę i odrobinę pohamować chęć powiedzenia czegoś na głos, ponieważ dałoby się wykryć w jej głosie poważne drżenie, które zdradzałoby zbyt wiele. Szczerze powiedziawszy, takie chwile zaczynały ją fizycznie boleć z powodu tego ciągłego ścisku w klatce piersiowej i arytmii serca, w tym jego kołatanie. 

— Wystraszyłaś mnie! — Usłyszała głos Lauren, która zdążyła przyłożyć dłoń do mostku, zanim zdecydowała się wyłączyć muzykę w telefonie, odłączyć słuchawki i wszystko odstawić na bok. — Hej, kochanie. Wyspałaś się?

Alfa przełknęła z trudem ślinę. Słownictwo Lauren nie pomagało w tym, aby przestała myśleć o tym, że nadal, po tym wszystkim, co miało między nimi miejsce, nie zdecydowały o tym, czy są razem, czy też nie. Oczywiście po stronie Cabello sprawa była jasna, to druga kobieta miała pewne wątpliwości, o których też w pełni nie mówiła i, chcąc czy też nie, młodsza traciła cierpliwość.

— Nie chciałam cię wystraszyć — odpowiedziała powoli, cicho, z wyważonym tonem, aby nie zdradzić emocji, które nią targały. Czuła się, doprawdy, jak cykająca bomba.

— Zakradasz się — Jauregui wypuściła ciche westchnięcie. — W każdym razie, jesteś głodna? Robię omlet z pomidorami i tosty. Chciałam też zrobić świeży sok z owoców, ale nie chciałam cię budzić maszynką — zrobiła chwilową pauzę. — Chyba przez twoje wizyty zaczęłam się zdrowiej odżywiać.

— Wszystko wygląda apetycznie... 

— Masz kaca? Zbladłaś, Camila. Mogę dać ci aspirynę.

— Nie, nie... — Odchrząknęła na miarę możliwości cicho z mocno bijącym sercem. — Chyba musimy porozmawiać, Lauren.

— Porozmawiać? — Powtórzyła, zanim ułożyła dłoń na prawym biodrze. — Czy dotyczy to jakiejś wczorajszej rozmowy przy grze?

— Trochę tak...chyba.

— Camila... — Wolną dłonią, Lauren zaczesała w tył włosy wypadające z upięcia gumki. — Ostrzegałam, że mogę porozmawiać o tamtych osobach, jeżeli nie będziesz miała takiego samego podejścia, jak z Lucy.

Alfa rozszerzyła powieki, początkowo nie rozumiejąc, o czym kobieta mówi.

— Och, nie, nie! To nie to. Nie obchodzi mnie ta sprawa na ten moment.

— Um, okej — Jauregui podrapała się nad brwią. — O co chodzi?

Cabello zaczęła gestykulować na kuchnię, uwzględniając przede wszystkim obraz Lauren przy robieniu śniadania z grymasem na ustach, zanim podeszła do kuchenki, aby wyłączyć omlet i go nie spalić, tak samo, jak tosty, które kobieta wcześniej wstawiła.

— Jestem na skraju, a ty robisz nam śniadanie, jak gdyby nigdy nic.

— Na skraju? — Zielone oczy przyjrzały się uważniej napiętej, nienaturalnie wyprostowanej postawie brunetki, która wyraźnie wyznaczyła między nimi dystans. — Ja doprowadzam cię do skraju czy o co ci chodzi?

Camila wzięła jeszcze jeden krok w tył, prawie się przy tym potykając, jednak tak czy siak, na koniec wskazała palcem na Lauren, która przyglądała się jej z nieodgadnioną ekspresją na twarzy.

— Tak, ty i te...te wszystkie wspólne weekendy i śniadania rano — miała ochotę zaklnąć za swój brak dobrego wyjaśnienia na start. Nie zamierzała wywoływać kłótni, ale przez emocje, które nią targały od tygodni, i właściwie, gdyby tak na to spojrzeć, od ponad pół roku, nie pozwalały na sięgnięcie po porady do racjonalnego myślenia. — Nie mogę już tak, Lauren.

Starsza zamrugała wielokrotnie powiekami, pozwalając na to, aby ostatnie słowa do niej przeniknęły. Mogła odebrać je na wiele sposobów, to prawda, ale teraz myślała tylko o jednej interpretacji — Camila ma dość czekania, jej cierpliwość napotkała granicę nie do przejścia i to jest ta rozmowa, której Lauren najbardziej się obawiała i która zaczęła się...kompletnie inaczej niż to sobie wyobrażała. Cabello wyraźnie nie jest w najlepszej kondycji, a winowajczynią jest Jauregui, która zbyt długo zbierała się do kupy. Nie mogła obwiniać nikogo więcej poza sobą.

Aczkolwiek, pomimo takich domysłów, Lauren i tak postanowiła grać głupią i przekierować trochę inaczej tę rozmowę — lepsza kłótnia o jakieś idiotyczne potknięcie niż zetknięcie się z rzeczywistością, że zwodziła ją długimi miesiącami.

— Chyba, um, nie rozumiem... Co zrobiłam źle, że...reagujesz w ten sposób? Przecież... Starałam się o to, abyś nie poczuła się osaczona. I nie spędzałyśmy wcześniej razem każdego weekendu. Przez ostatni miesiąc tak się zdarzyło, ale... Cóż, nie było tak zawsze.

— Dobrze wiesz, że nie o tym mówię — Alfa przesunęła nerwowo spoconymi dłońmi po materiale czarnej koszulki, którą na sobie miała. 

Jauregui wzięła więcej powietrza w płuca i zmrużyła nieznacznie powieki, dając wrażenie, jakby oczekiwała na atak ze strony młodszej kobiety. Wiedziała, że z pewnością na coś takiego zasłużyła — nie fizycznie, oczywiście, ale miała prawo, aby ją ochrzanić z góry na dół. 

— Lauren, to jest... — Wzdychając głośno, z wyraźnym zmęczeniem, Camila podeszła do brunetki z uniesionymi dłońmi, jakby chciała złapać ją za ramiona, jednak powstrzymała się przed tym, trzymając je kilka długich sekund w powietrzu. — Jestem zmęczona. Nie tobą zmęczona, oczywiście. Jestem zmęczona...trzymaniem się jakiejś nadziei i ciągłym zawodzeniem się. Wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze; że w końcu zadecydujesz, ale wtedy...wychodzimy gdzieś, a ja znowu łapię się na tym, że nie wiem, w jaki sposób dokładnie powinnam się zachowywać przy tobie; przy innych — powoli zacisnęła dłonie, które trzymała w powietrzu w pięści i ostrożnie wycofała, pozwalając przy tym, aby jej ramiona ulegle opadły. — Jestem bardzo zmęczona.

Alfa zacisnęła powieki z nadzieją, że nie rozklei się przed kobietą — przynajmniej nie zrobi tego, zanim nie wyjaśni wszystkiego. Była tylko jeszcze jedna kluczowa kwestia, którą chciała jej powiedzieć, zanim byłaby gotowa do ewentualnego...cóż, wyjścia. Dania jej przestrzeni. Brała to pod uwagę.

Co więcej, to był pierwszoplanowy scenariusz w głowie młodej Cabello.

— Kocham cię, Lauren, ale jestem również zmęczona. Mogę dać ci przestrzeń, czas, ale zdecyduj nareszcie, czy od początku naszej znajomości do teraz widzisz we mnie partnerkę dla siebie, czy przyjaciółkę i nic więcej. Możemy też porozmawiać o tym teraz. Nie chcę, aby to brzmiało jak ultimatum z mojej strony, ale to jest... Jestem naprawdę zmęczona, Lauren — Camila zamrugała kilka razy, żeby odpędzić łzy. — Myślałam o tym, co mogłabym jeszcze zrobić, ale chyba nic więcej już nie zostało. Dlatego...proszę, przemyśl to — dolna warga kobiety zadrżała. — Kocham cię, Lauren, ale to zaczyna na mnie ciążyć. I sama świadomość, że może ciągle robię coś nie tak; że może jestem niewystarczająca; że może źle to wszystko widzę...boli i...

Widząc, jak jedna z łez u Camili zaczyna być wielkości grochu i niewiele brakuje, aby zaczęła toczyć się po policzku, Lauren sięgnęła dłońmi do czarnej koszulki, ściskając w pięści materiał przy mostku młodszej.

— Stop. Przestań — powiedziała Jauregui na jednym oddechu, wgapiając się w swoje zaciśnięte ręce. — Nie chcę cię widzieć w takim stanie z mojego powodu, Camila.

— Och — Cabello zamrugała kilkukrotnie, jednak nie odpędziło to całkowicie łez, więc tak czy siak jedna z nich zaczęła moczyć gorący policzek. — Cóż, um, nie chciałam psuć ci humoru ani marnować jedzenia, ale skoro tak... Skoro nie chcesz mnie widzieć to lepiej, żebym poszła.

Lauren pokręciła głową na bzdury, które wygadywała Alfa, przyciągając do siebie mocniej ciemny materiał, szczerze obwiając się, że Camila przepadnie. 

— Nie chcę, żebyś wychodziła — Jauregui przełknęła ślinę, myśląc przy tym na szybko, co mogłaby więcej powiedzieć. — Wiem, że byłaś cierpliwa. Bardziej niż powinnaś być. Bardziej niż sobie na to zasłużyłam, Camila. 

Alfa nie odezwała się, tylko odważyła się spojrzeć na twarz starszej.

— Nie przeciągałam tego celowo. Choć trudno jest porozmawiać o mojej przeszłości, o tym, że najpewniej jestem tym typem partnerki, która będzie zaborcza i zazdrosna... Zdaję sobie sprawę, że jeszcze trudniej byłoby o tym słuchać. A wiem bardzo dobrze, że musimy odbyć kilka rozmów, aby wszystko było w końcu jasne.

Ostrożnie puściła koszulkę Cabello, po czym zaczęła nerwowo gładzić materiał.

— Rozumiesz, Camila? 

— Um, nie za bardzo... To nie odpowiada na to, o czym mówiłam i, um... Tak...

— Camz... — Lauren na moment zamknęła oczy. — Nie chcę, żebyś wychodziła, okej? To jest... Nie zdawałam sobie sprawy, jak dalej postrzegasz naszą relację i... Cóż, być może, próbowałam tego nie widzieć. Nie zmienia to faktu, że mogłybyśmy spróbować, dać sobie szansę i przestać z tą całą gadką o "tylko spotykaniu się", skoro wiem, co względem mnie czujesz i z mojej strony to nie jest zwykłe zauroczenie — uchyliła powieki, aby na kilka kluczowych sekund spojrzeć w oczy Camili. — Chyba nie umiem już w bardziej oczywisty sposób pokazać, że mi na tobie zależy i jestem w tobie zakochana, ale... — Przełknęła ciężko ślinę, powracając ze wzrokiem do koszulki, którą Alfa miała na sobie. — Ale zgadzając się na spróbowanie, musiałybyśmy dużo między sobą wyjaśnić, a właściwie... Ja musiałabym dużo wyjaśnić i dać ci trochę czasu na przemyślenie. Nie chciałabym, żebyś podjęła pochopną decyzję.

Camila zamrugała kilkukrotnie, uniosła ramię, aby zetrzeć pozostałości po łzach i wziąć głęboki wdech. W uszach słyszała dudnienie własnego serca na jedno konkretne zdanie — a właściwie dwa — które powiedziały jej wystarczającą ilość informacji.

Po pierwsze, Lauren była gotowa spróbować związku.

Po drugie, choć najbardziej kluczowe, Lauren powiedziała, że jest zakochana w Camili. Koniec ze zwykłymi tekstami: "zależy mi na tobie" czy "jestem zauroczona". Nie musiała odpowiadać dokładnie tym samym, co Cabello, ale to i tak było więcej niż to, na co młodsza kobieta liczyła.

— Jak mogłabym podjąć pochopną decyzję skoro to nie jest tak, że kocham cię od dzisiaj albo od wczoraj? — Alfa zmarszczyła brwi.

— Wiem o tym, ale nie zmienia to faktu, że moje zachowanie na początku mogłoby być przytłaczające... Przez obawy, które mam w sobie i które mogłabym nieświadomie przekładać na ciebie.

— Masz w planach zamykać mnie pod kluczem i odcinać od świata zewnętrznego?

— Że co? Oczywiście, że nie, Camila.

— Świetnie, więc nie widzę żadnego problemu. A nawet jakbyś mnie zamknęła to obie wiemy, że bym wyszła, albo oknem, albo tymi samymi drzwiami i musiałabyś wymienić albo zamek, albo całe drzwi.

— Lepiej...odstawmy na bok temat wybijania okien i wyważania drzwi. To brzmi jak wstęp do toksycznego związku.

Cabello skinęła głową, po czym odważyła się sięgnąć do szczytu ramion brunetki, przykuwając uwagę jej jasnych oczu.

— Chciałabym tylko wiedzieć...co o tym myślisz? Nie o toksycznym związku, oczywiście. Normalnym...na miarę możliwości, ze mną? — Przekręciła głowę na bok i przygryzła na sam koniec dolną wargę w oczekiwaniu na odpowiedź.

— Możemy spróbować, o ile uważasz, że wytrzymasz z moimi dziwactwami — na ślepo ułożyła prawą dłoń na wierzch ręki brunetki, która nadal znajdowała się na jej ciele. — Możemy spróbować, Camila — Jauregui zrobiła krótką pauzę. — I proszę, nie bierz tego, jako jakiejś formy łaski z mojej strony. Wiem, że mogłoby to tak zabrzmieć... Po prostu nie wiem, jak powinnam ci powiedzieć, że też chciałabym z tobą być, tylko powstrzymywały mnie obawy przed rozmową, która nas czeka i przed możliwością wystąpienia z mojej strony zachowania, którego sama nie cierpię u drugiej osoby. Nie chciałabym, żeby wyszło tak, że teraz zgodzimy się na związek, a niedługo po tym okaże się, że to nie to, bo zrobiłam lub powiedziałam coś źle.

Alfa pokręciła głową na ostatnie kwestie, o których wspomniała starsza kobieta. Biorąc większy wdech, sięgnęła drżącymi, nagrzanymi i trochę zawstydzająco spoconymi dłońmi do jej twarzy, chwytając łagodnie szczękę, a następnie otulając czułym dotykiem kciuków skórę policzków.

— Lauren, widzę w tobie partnerkę dla siebie. Nie zamierzam też wierzyć, że skończymy w szczęśliwej bańce i zawsze będzie kolorowo. Nie wiem, co chciałabyś mi powiedzieć o swojej przeszłości, ale domyślam się, że byłaby to dla ciebie trudna rozmowa i... Cóż, wiem, że nie należysz do osób, które chętnie mówią o sobie, zwłaszcza ze strony mniej codziennej... Ale to nie znaczy, że zmienię o tobie zdanie — Cabello oblizała szybko usta. — I jeśli okazałoby się, że po naszej rozmowie czułabyś się mniej pewnie, zachowywała trochę inaczej niż zwykle, nawet przez zaborczość czy zazdrość, o której wspomniałaś, jestem pewna, że doszłybyśmy do jakiegoś dobrego rozwiązania. Nie zamierzam celowo trafiać w twoje skryte, czułe punkty. Na ten moment, chciałabym się dowiedzieć, na czym stoimy z naszą relacją.

Lauren obniżyła ponownie głowę, gryząc przy tym dolną wargę prawie do momentu krwawienia. Naprawdę dużo myślała o ich relacji. Oczywiście, chciała ją rozwinąć, ale z tyłu głowy wciąż pojawiał się lęk.

— A co, jeśli nie będzie chodziło tylko o zazdrość? Albo bycie zaborczą? Co jeżeli zacznę cię odpychać, jak tylko zaczniemy być razem? — Dłonie Jauregui ponownie zaczęły nerwowo przesuwać się po mostku młodszej brunetki. — Co jeśli zacznę zachowywać się irracjonalnie?

— Lauren, nie zamierzam wystawiać twojej cierpliwości na próbę. I nawet jeżeli zachowywałabyś się irracjonalnie, jak mówisz, wydaje się to fair po tym, co czułam, jak próbowałyśmy głębszej komunikacji. Wiem, że musisz mieć w sobie duże pokłady lęku, nawet jeśli nie znam tych sytuacji, wspomnień, ale... Mam, chyba, wystarczającą świadomość, aby podjąć się próby. Chcę z tobą o tym wszystkim porozmawiać. Chcę zobaczyć, w jaki sposób będziesz się zachowywała. Chcę przechodzić przez te problemy razem z tobą. Chcę z tobą być. Czy to jest wystarczające?

— Za każdym razem, kiedy słyszę pytanie o to, czy to, co robisz jest wystarczające albo czy ty jesteś wystarczająca, aż mnie skręca, bo robisz więcej niż powinnaś, Camila. To nie jest fair. Dobrze wiem, że z naszej dwójki ty zawsze dawalaś więcej. 

— To brzmi tak, jakbyś niewiele zrobiła. Jakby nie patrzeć, bardzo się różnisz od tej Lauren, którą poznałam po tym, jak wpadłam pod twoje koła.

— Mimo wszystko, przede mną jeszcze długa droga i nadal próbuję znaleźć coś, w czym mogłabym...być bardziej otwarta, po prostu...lepsza. Naprawdę myślisz, że na ten moment moje starania są dla ciebie wystarczające, żeby zdecydować się na bycie ze mną w związku?

— Lauren, mam wrażenie, że niepotrzebnie to komplikujemy... — Przyznała Cabello. — Chcę z tobą być. Jestem świadoma tego, że jeszcze wiele przed nami, ale chyba nie da się być bardziej gotową niż teraz. Właściwie to jestem od jakiegoś pół roku... W sumie, jakby zliczyć to ośmiu miesięcy, ale...no tak, kto by liczył, prawda? — Odchrząknęła cicho. — W każdym razie, chcę z tobą być.

— Może masz rację. Jakby nie patrzeć, masz dużą cierpliwość, patrząc na te ostatnie miesiące... I oczywiście tak samo chcę z tobą być.

Camila zamrugała bez słowa na to, co powiedziała Lauren.

— Okej, nie łapię. To już coś oficjalnego czy ktoś ma jeszcze o coś spytać? — Alfa wskazała raz na siebie, a raz na Lauren palcem wskazującym, czekając na jakąś podpowiedź w tej sytuacji. Starsza kobieta jedynie się uśmiechnęła, co prawda łagodnie, ale z takim spojrzeniem, jakim raczyła obdarować Cabello, wydawał się on jeszcze niesamowicie czuły.

Jauregui przesunęła dłonie z mostku do obu ramion brunetki, po czym zsunęła je po całej ich długości aż do ciepłych rąk, które nadal obejmowały jej, znacznie bledszą twarz. Przy pomocy palców odciągnęła je stamtąd, aby bezproblemowo zebrać je w dwa uściski.

— Dobra, może inaczej... Czy chciałabyś być ze mną w związku, Camila? Kończąc tym całkowicie  etap ciągłego "tylko umawiania się". Tym razem pytam poważnie o normalny, oficjalny, jasny związek, bez żadnych wymysłów.

Cabello przystanęła z lewej nogi na prawą.

— Och — oblizała usta. — Po pierwsze, jakby ktoś z mojego rodzeństwa o to pytał, powiedz im proszę, że to ja zapytałam, bo inaczej nie dadzą mi żyć i będą gadać bzdury, że jestem Alfą, a nie miałam odwagi o to zapytać — powiedziała na jednym wydechu. — Po drugie, najważniejsze, oczywiście, że chcę z tobą być w związku, Lauren — nie mogła powstrzymać uśmiechu, mówiąc to do kobiety przed nią. — I po trzecie, nie mogłyśmy przejść do tego pytania jakieś osiem miesięcy temu? Albo chociaż siedem?

— Co do tego pierwszego...zależy czy mi podpadniesz w czasie, kiedy ktoś mnie o to zapyta. Jeśli nie, to będę cię kryła — Lauren delikatnie ścisnęła ich złączone dłonie. — Co do ostatniego, najprawdopodobniej w tamtym czasie powiedziałabym nie, bo byłabym zbyt nieufna wobec ciebie przez moje niepewności, a trochę później nie mogłabym się przemóc przez wymysły względem samej siebie. Wiem, że to brzmi jak marna wymówka, ale...

— Szybkie pytanie... Więc to tyle? Wystarczyło tylko zapytać, żeby ustalić, jak między nami teraz jest?

— Um, yeah...?

— Och. Możesz kontynuować o tej wymówce, chociaż nie sądzę, że nią jest — choć było to teraz trochę śmieszne, aby ciągnąć dalej wątek, Lauren próbowała jeszcze, mimo tego, wytłumaczyć, że potrzebowała czasu i jest niesamowicie wdzięczna za cierpliwość brunetki.

Camila ze swojej strony nie mogła przyjąć przynajmniej połowy informacji do swojej głowy — a właściwie przypominała sobie tylko to, że teraz jest w związku i finalnie nie potrafiła się powstrzymać przed tym, aby sięgnąć ramionami do ciała kobiety. Jednak zamiast ją objąć, ugięła odrobinę kolana, owijając ręce wokół ud Lauren, która wydała z siebie krótki, wysoki dźwięk, kiedy została niespodziewanie podniesiona, a następnie przeniesiona z kuchni w stronę salonu.

— Camila, gdzie ty mnie niesiesz? Moje jedzenie zostało w kuchni i zaraz się spali!

Cabello prychnęła.

— Przecież wszystko odłączyłam z prądu. Poza tym, dobrze jest znać twoje prawdziwe priorytety, Lauren.

— Oczywiście, że mam sensowne priorytety. Tam jest nasze jedzenie.

— Teraz nasze — prychnęła, zanim zatrzymała się przy kanapie, na której położyła ostrożnie kobietę, upewniając się, że jej głowa znajdowała się wygodnie na stercie poduszek, zanim opadła na nią własnym ciałem — nie na tyle, aby ją zgnieść i przyprawić o problem z oddychaniem, ale wystarczająco, żeby poczuła bliższy kontakt z jej ciałem niż przy zwykłym przytuleniu do siebie.

Jauregui uniosła nieznacznie brwi, z automatu obejmując szyję i fragment pleców młodszej brunetki. Przyciągnęła ją bliżej siebie, po czym sama wcisnęła odrobinę część twarzy w jej ledwie spięte włosy. Była zaskoczona takim powodem przejścia na kanapę, aby po prostu się przytulić, ale nie miała też co narzekać.

— Co się stało? — Zapytała cicho Lauren, głaszcząc delikatnie kark Alfy, która jedynie westchnęła przed poprawieniem się na swoim miejscu. Jej głowa była ulokowana między szyją i ramieniem kobiety a oparciem kanapy.

— Chciałam być bliżej ciebie — wymamrotała.

— Okej, okej — zmrużyła powieki, nie przerywając dotyku przy szyi młodszej. — Czy coś jeszcze?

— Czy... — Camila zrobiła chwilową pauzę, mając wrażenie, że jeśli nie weźmie kilku głębszych oddechów, Lauren usłyszy mocne i szybkie bicie jej serca i jeszcze sobie pomyśli, że jest bliska jakiegoś zawału. — Czy to musi zostać między nami, czy to nie ma znaczenia, kto o nas wie?

Teraz to miało więcej sensu. Chociaż normalnie byłby to w pełni pozytywny moment, z którego każda z nich miała prawo się cieszyć, Camila wolała się wstrzymywać z jakimkolwiek wybuchem, zanim nie upewni się, co jest między nimi dozwolone. Z jednej strony było to coś praktycznego, aczkolwiek z drugiej...nadal pokazywało, jak niepewna potrafi być. Wciąż było tutaj duże pole do pracy, aby w ich relacji wszystko było płynne i zrozumiałe.

— Kochanie, nie ma dla mnie znaczenia, komu o nas powiesz. Możesz o tym rozmawiać — zapewniła Cabello przy użyciu łagodnego tonu. 

— A jak...jak mogłabym cię przedstawiać?

Lauren nie mogła powstrzymać się przed drobnym uśmiechem.

— Jako twoja dziewczyna jest w porządku. Jeśli będziesz chciała inaczej, jestem pewna, że wciąż znajdziesz coś adekwatnego, Camila.

Między kobietami nastała chwila ciszy, zanim Cabello ostatni raz poprawiła się w miejscu przed uniesieniem głowy. Jauregui zmarszczyła brwi, widząc odrobinę zaszklone spojrzenie brązowych oczu, które wędrowało po całej jej twarzy. Było to zarówno niepokojące, jak i onieśmielające, ponieważ Camila przypatrywała się Lauren tak, jakby widziała ją po raz pierwszy. 

Starsza zamierzała zapytać, skąd taka reakcja, ale Alfa powstrzymała słowa Jauregui poprzez pierwszy, subtelny dotyk przy jej skroni. Ciepłe palce wędrowały po prawej części twarzy Lauren, obrysowując jej kontur i naprzemiennie muskając opuszkami miękkie punkty. Na sam koniec przyłożyła w pełni otwartą dłoń, tuląc ją w pełni do policzka, szczęki oraz skroni, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

— Moja — wymsknęło się młodszej, co spowodowało, że szyja pokryła się rumieńcami łącznie z policzkami. — Um, nie miałam tego na myśli jako... Nie przedmiotowo. Przepraszam. Ja...

— Wiem, w jakim kontekście mówiłaś — głos Lauren pozostawał łagodny. Miała na uwadze to, że musi najpierw wprowadzić Camilę w większy komfort. — I to w porządku, Camila. Możesz tak mówić, okej? 

Alfa skinęła niepewnie głową. 

— Ciężko mi uwierzyć w to, co się stało. Nie sądziłam, że tak zakończy się nasza dzisiejsza rozmowa — przyznała Cabello. 

— Będziemy musiały się przyzwyczaić. Chociaż...nie powinnyśmy czuć dużej różnicy, tak mi się wydaje. I mam wrażenie, że lepiej, że tak zakończyła się ta rozmowa, mimo wszystko — jedna z dłoni Lauren pogłaskała szyję brunetki, gdy druga wsunęła się między ich ciała, pozostając na boku młodszej. 

— Zdecydowanie lepiej, że tak się zakończyła — Cabello pokiwała gorączkowo głową w zgodzie. — Jesteśmy razem. W związku — wymamrotała, nadal niedowierzając temu, że może swobodnie o czymś takim mówić. — Moja dziewczyna — dodała jeszcze ciszej.

Lauren nie potrafiła powstrzymać krótkiego śmiechu, który złagodziła przez czuły dotyk na skórze młodszej kobiety. 

— Yeah. Wszystko się zgadza, kochanie.

— Jesteś tego pewna, prawda? 

— Oczywiście, Camila. I tak podjęcie decyzji zajęło mi zbyt długo. 

— Mam nadzieję, że wiesz, że będę starała się dobrze cię traktować? Nie chcę, żebyś żałowała tej decyzji, Lauren.

— To musi zawsze iść w dwie strony — upomniała ją. — Nad związkiem nie pracuje tylko jedna osoba. Również nie chciałabym, żebyś żałowała tego, że zdecydowałyśmy się spróbować.

Camila raz jeszcze pogłaskała czule policzek Lauren. Nadal nie mieściło jej się w głowie to, że rozmowa między nimi przeszła na tyle pomyślnie, że jednak skończyły z decyzją, która nie miała za sobą konsekwencji brania kroków w tył w tej relacji. Najprawdopodobniej przez długi czas nie będzie temu wszystkiemu dowierzała, ale nie zmieniało to faktu, że chciała spróbować być możliwie najlepszą partnerką.

— Mogę cię pocałować? — Pytanie nadeszło bardzo łatwo, ale gdy Cabello odtworzyła je sobie raz jeszcze, tyle, że w głowie, odniosła na nowo wrażenie, jakby była tak blisko Lauren pierwszy raz.

— Nie musisz pytać, kochanie — dłoń, która spoczywała na szyi Alfy, przesunęła się wyżej i wplotła w poplątane włosy, jednocześnie przyciągając głowę młodszej bliżej. 

Camila wzięła większy wdech i nerwowo poprawiła ramię, na którym się dotychczas wspierała z całą swoją wagą. Pocałunek, do którego dodatkowo się pochyliła, był delikatny, ale pośpieszny — dokładnie taki sam, jak ich wzajemny dotyk na ciele drugiej, który przyciągał bliżej. Chociaż nie było w tym nic nowego, zarówno Lauren, jak i Camila, miały nieodparte wrażenie, że coś się zmieniło — na lepsze. Zdecydowanie były szczęśliwsze i miały mniej problemów spoczywających na barkach, ale w takim momencie dochodziło do tego poczucie, że dopiero teraz są we właściwym miejscu.

Po tych długich miesiącach spędzonych na randkach, wszystkich problemach, próby akceptacji tego, że Cabello wyróżniała się sposród zwykłego tłumu, w końcu udało im się dotrzeć do momentu, w którym wszystko wyglądało na stabilne. W pewnym sensie, dobiegł kres niepewnościom oraz pytaniom o to, co będzie dalej — czy zmieni się coś jutro, za tydzień, za miesiąc i tak dalej. Priorytety musiały zostać przekierowane na to, aby pielęgnować związek, zamiast zastanawiać się w zaciszu domu, czy w ogóle do niego dojdzie i czy obecne starania są wystarczające. I nie dotyczyło to tylko Camili. Lauren również miała mnóstwo wątpliwości i niewątpliwie chciała przyłożyć sobie za to, że zezwalała na przemówienie kompleksom do swojej głowy.

— Dajesz mi kolejne powody, aby non stop o tobie myśleć — głos Camili był cichy, gdy to powiedziała po oparciu swojego czoła o czoło Jauregui. 

— Mogę dać ci kolejne — uśmiech poszerzył się na ustach Lauren, kiedy zwinnie przesunęła dłoń z boku brunetki do jej brzucha, wędrując w dół i ostatecznie pokonując materiał spodenek, które miała na sobie. — Chyba, że nie chcesz? — Dodała przy wargach Cabello, po czym najechała na materiał bokserek, czując pod palcami znajome uwypuklenie. 

— Och, okej, widzę, że idziemy z grubej rury — Alfa przełknęła ślinę. — A sądziłam, że wypada pójść chociaż na randkę.

Jauregui ponownie się zaśmiała.

— Wydaje mi się, że było za dużo randek, a za mało akcji w naszej wspólnej karierze, nie sądzisz? — Z uśmiechem na ustach, Lauren przekręciła odrobinę głowę, aby mieć łatwiejszy dostęp do szczęki oraz szyi brunetki, na której zaczęła stawiać pocałunki. Uważała przy tym, żeby nie były one za lekkie, bo ostatnie czego chciała w tym momencie, to rozśmieszać kobietę przez jej łaskotki.

— Skoro tak uważasz... — Camila przerwała z wciąż rozchylonymi ustami — To myślę, że masz kompletną rację, Lauren.

— Dobrze, że się zgadzamy — po oblizaniu warg, ucałowała Cabello, uciszając tym samym westchnięcia, które normalnie by padły w reakcji na bezpośredni kontakt skóra-skóra po tym, jak Lauren wsunęła dłoń do ciemnych bokserek. — Zrobisz coś dla mnie?

— Co tylko zechcesz — wymamrotała pośpiesznie w odpowiedzi Alfa.

— Świetnie — Jauregui powoli wycofała dłoń, którą wcześniej przyprawiała kobietę o wypieki na twarzy i przyśpieszony oddech. — Musisz iść do sypialni po prezerwatywy.

Cabello zastygła na moment, zmarszczyła brwi, po czym finalnie spojrzała na starszą zdezorientowana.

— Ale to znaczy, że muszę wstać...

— Dokładnie — złożyła na wargach Camili krótki pocałunek. — Jeśli nie chcesz iść, nie musimy nic więcej robić.

Camila raz jeszcze zerknęła na Lauren.

— Przekonałaś mnie — mówiąc to, była już na nogach, poza kanapą. — Zaraz wracam.

Jauregui zakryła tylko usta, aby brunetka nie zobaczyła jej uśmiechu. Co prawda, nie do końca jej to wyszło, bo gdy spojrzała w górę, natknęła się na twarz Cabello — odwrócona, bo znajdowała się za ciałem Lauren, ale wciąż została przyłapana.

— Nie wiem, gdzie je położyłaś.

Starsza odchrząknęła cicho.

— Szafka po mojej stronie łóżka, ostatnia szuflada.

— W porządku — Alfa nachyliła się i złożyła przedłużony pocałunek na wygiętych w uśmiech ustach, co było trochę niecodzienne, z racji tego, że jej górna warga przywierała do dolnej wargi Jauregui. — Zaraz wracam.

Lauren nie zdążyła się nawet dobrze poprawić w miejscu z poduszkami pod głową, a kobieta prześlizgnęła się po panelach, rzucając na stolik kilka nieotwartych opakowań. Starsza uniosla zaskoczona brwi, komentując cicho, że jest ambitna z taką ilością, co przywołało wspomnienie o tym dniu, kiedy Cabello po raz pierwszy przytargała ciemną reklamówkę po zawstydzającej dla niej wizycie w paru sklepach.

Opalone policzki Alfy były w rumieńcach, gdy nieśmiało wysypała zawartość torby, a później niepewnie spojrzała na Jauregui, która była zaskoczona spektrum, które miały do wyboru w prezerwatywach. Nie zabrakło w tym komentarza na temat tych smakowych, przez który Cabello trochę się zacięła przed wymyśleniem na szybko obrony, że opakowanie było całkiem ładne i niespecjalnie przypatrywała się temu, co dokładnie ono mówi. Bardziej interesował jej możliwie napisany rozmiar, który wcześniej stanowił problem — te które wcześniej kupiła Lauren nie były najwygodniejszą rzeczą do noszenia i dość niekomfortowo uciskały, ale tak długo, jak udało się je założyć, nie zamierzała narzekać.

— Dobrze, że przynajmniej tym razem nie rozbiłaś sobie palca przy takim ślizganiu o stolik — zwróciła uwagę Jauregui, przyciągając do siebie ciało Cabello poprzez pociągnięcie między palcami gumki spodenek. 

— Mhm — po ułożeniu się na ciele starszej i lekkim podparciu na zgiętych przedramionach, brunetka złożyła na jej ustach krótki pocałunek. — Nie wiedziałam, które chciałabyś użyć, więc wzięłam wszystkie — dodała w odpowiedzi na wcześniejszy komentarz Jauregui o byciu ambitną.

— To najmniejszy problem — wymamrotała pośpiesznie między rozchylone wargi Cabello. — Teraz widzę większe problemy, którymi trzeba się zająć.

— Tak? — Alfa zmrużyła powieki, gdy odsunęła się nieznacznie po zakończeniu kolejnego pocałunku. — Jakie problemy?

— Na początek, mamy na sobie ubrania, których już dawno nie powinno być.

Drobny uśmiech pojawił się na ustach Camili, zanim posiliła się w odpowiedzi tekstem, który zawsze padał ze strony Lauren.

— Podoba mi się sposób twojego myślenia.

Camila wzięła większy wdech i zmrużyła powieki. Przez jej głowę przeleciały ostatnie wydarzenia, w które wciąż nie mogła uwierzyć — począwszy od rozmowy kuchni, deklaracji związku, po to, co miało miejsce później. Oblizała nieznacznie wargi i zerknęła na prawo, na brunetkę, która leżała obok z nagim bokiem przyciśniętym do jej oraz spodem głowym opartym na rozciągniętym, opalonym ramieniu, którego dłoń zakręcała kilka ciemnych pasm włosów na palce. Chociaż te fragmenty ciała Lauren, które były zaognione oraz pokryte śladami po ustach i niekiedy, w małym stopniu, zębach Cabello, tak twarz starszej była nad wyraz spokojna.

— Wszystko w porządku, Lauren? — I tak wolała zapytać.

Kobieta mruknęła potakująco w odpowiedzi, pozostawiając zamknięte powieki.

— Jesteś pewna? Nie czujesz się obolała?

Tym razem Jauregui przekręciła głowę w stronę młodszej i otworzyła oczy, nawiązując od razu z nią kontakt.

— Nie w złym sensie obolała — powoli przewróciła swoje ciało na lewy bok. — Poza tym, wszystko jest w porządku — sięgnęła dłonią do odkrytego mostka Cabello i przesunęła po nim palcami. — A z tobą okej? Serce bije ci tak szybko, że mam podejrzenia co do zawału.

Alfa podrapała się po policzku, wypuszczając nerwowy, krótki śmiech.

— Nie, nie... Nie wspominałam ci, że mam zaburzoną arytmię serca?

Jauregui uniosła brew, wiedząc, że to nieudane kłamstwo.

— Ciekawe — mruknęła do siebie, zanim uniosła się wyżej, żeby usiąść okrakiem na Cabello, wspierając się dłońmi, które oparła o górną część jej opalonego brzucha. — Pytam poważnie, czy wszystko okej. Nie planowałyśmy próbować czegoś nowego, a wyszło, jak wyszło — specyzowała, nawiązując, że po ich pierwszej rundzie, Camila musiała trochę grać na zwłokę, zanim była w stanie w pełni się zregenerować i na tamten czas istotną rolę odgrywały jej palce, pod poleceniami Lauren. 

— Wszystko dobrze — odpowiedziała po chwili Cabello, bo na chwilę została zdekoncentrowana odkrytą klatką piersiową kobiety przed jej oczami po tym, jak koc, który je zakrywał zsunął się do bioder starszej. — Bardziej martwiłam się, czy przypadkiem nie zrobię ci krzywdy. 

— Nie zrobiłaś, jak mówiłam — Jauregui obniżyła swoje ciało, aby bezproblemowo sięgnąć do warg młodszej i złożyć na nich krótki, choć czuły pocałunek. — Nie planowałyśmy tego, więc wolałam się upewnić. 

— Rozumiem... Dziękuję — Alfa zaczesała kilka luźnych kosmyków Lauren za jedno z uszu.  — Wydaje mi się, że potrzebujemy prysznica.

—  Mhm, zgadzam się. W dodatku, dokładnego prysznica — ucałowała kącik ust młodszej kobiety. — Jakoś nigdy nie mogę cię mieć tylko na raz. 

— Nie zamierzam narzekać — Cabello uśmiechnęła się przy tym, po czym kolejny raz nawiązała kontakt wzrokowy z Jauregui. — Kocham cię, Lauren — gdy zrobiła się po tym chwilowa pauza, pomimo podobnego gestu na ustach starszej, Alfa postanowila szybko coś dodać. — Przepraszam. Nie powinnam...

Zatrzymał ją kciuk, który najpierw znalazł się na środku jej warg, a później musnął dolną.

— Nie przepraszaj. Wiesz, że możesz o tym mówić. Nie zamierzam świrować, kochanie.

Camila skinęła głową w zgodzie.

— Chodź — po zabraniu palca z warg Alfy, Lauren sięgnęła do jej dłoni, złączając ich palce, zanim pochyliła się po raz ostatni, aby ją pocałować. Tym razem dłużej i pogłębiając go chwilę później, gdy Camila dała jej dostęp do swoich ust. — Czeka nas długi prysznic.

 

Po tym, jak obie kobiety doprowadziły się do porządku, przebrały w inne ubrania, chociaż nadal wygodne do chodzenia po domu, i wysprzątaniu bałaganu w salonie, który wcześniej okupowały, mogły w końcu spokojnie usiąść do śniadania, które dokończyły. Atmosfera podczas podgrzewania wszystkiego była przyjemna, dookoła była cisza i właściwie wszystko wskazywało na to, że dzień zapowiada się całkowicie spokojnie.

— Bardzo dobry sok — skomentowała Cabello, po czym odstawiła puste szkło na blat. Zerknęła przelotnie na kobietę siedzącą po drugiej stronie wysepki kuchennej, nie będąc do końca pewna, jak zacząć kwestię, która od niedawna zaczęła zaprzątać jej głowę. — Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. A właściwie zapytać.

Jauregui kiwnęła głową z pełnymi ustami, nakłaniając gestem dłoni, aby brunetka kontynuowała.

— Ale to pewnie...bardzo głupio zabrzmi.

— Nawet jeśli by tak zabrzmiało, niekoniecznie musi takie faktycznie być. O co chodzi, Camz?

Camila poprawiła się nerwowo w miejscu i strzyknęła niechcący kilkoma palcami. Nie była nawet do końca pewna, w jaki sposób zadać to pytanie.

— Um... Wcześniej, gdy zdarzyło się, że byłyśmy tak blisko, jak dzisiaj, wcześniej, było...um, inaczej.

— Inaczej? W jakim sensie? — W tym momencie wzrok Lauren peszył Cabello.

— Chodzi mi o, em...porę? Wcześniej, mimo wszystko, i tak później kładłyśmy się spać, a teraz... No głupio to brzmi, ale mamy biały dzień. Nie wiem, w jaki sposób się w takiej sytuacji zachowywać. Nie chciałabym wyjść tak, jakbym się narzucała — oblizała wargi. — Czy jest na to jakiś...um, nie wiem, schemat zachowania?

Lauren kiwnęła głową, chociaż bardziej do siebie głową, po czym odłożyła sztućce i złożyła dłonie pod brodą.

— Więc, jeśli dobrze rozumiem... Nie wiesz, jak powinnaś się zachowywać po seksie, kiedy mamy kontynuować nasz dzień, zamiast pójść spać, co zdarzało się wcześniej i do czego trochę się przyzwyczaiłaś?

— Teraz, gdy mówisz o tym na głos, brzmi to głupio.

— Nie, nie — starsza zmarszczyła brwi. — Domyślam się, że niektórzy potrzebują więcej uwagi albo czułości, z czym nie mam problemu. Nie sądzę, że mogłabyś mnie osaczać. Podobnie, nie mam nic przeciwko, jeżeli po prostu kontynuowałabyś swój dzień i tyle. A jeśli wolałabyś dystans i więcej przestrzeni dla siebie, to też jest w porządku.

— Więc, um... Nie wiem... — Cabello podrapała się po policzku.

— Nie mam z żadnym z tych zachowań problemu, okej? Po prostu...nie rób z tego czegoś dziwnego, bo to nie jest do niczego potrzebne. Nie musisz czuć się przy mnie niezręcznie, ani nic z tych rzeczy.

— Och, w porządku... A ty... Um...

Widząc powiększające się zakłopotanie u Alfy, Jauregui postanowiła jej pomóc, zamiast na siłę ciągnąć ją za język skoro domyślała się, do czego ta chciała nawiązać.

— Wydaje mi się, że zachowywałabym się normalnie. Może, gdybym wcześniej była czymś zestresowana, szukałabym trochę uwagi. Jednak to nie znaczy, że przeszkadzałoby mi twoje zachowanie, Camila.

— Och, dobrze wiedzieć.

— Czy coś poza tym chciałabyś wiedzieć?

— Um, nie. Tylko to.

— W porządku — Lauren przesunęła bardziej na bok pusty talerz. — Teraz ja chciałam z tobą o czymś porozmawiać.

Spojrzenie Cabello momentalnie się wyostrzyło.

— Dobrze. W czym rzecz?

— Tak, jak mówiłam ci wcześniej, chciałabym ci kilka rzeczy wyjaśnić z mojej przeszłości. Chciałabym być fair i też...sama nie wiem, pozwolić ci bardziej mnie zrozumieć? Yeah, chyba to.

— Myślałam, że bardziej wspominałaś o tym na przyszłość, nie teraz. Jesteś...pewna?

— Miałam dużo czasu na przemyślenie. Byłaś bardzo cierpliwa, Camila, nawet bardziej niż powinnaś być. Wydaje mi się, że to dobry moment, zanim całkowicie weszłybyśmy w jakąś bańkę podobnie jak większość osób na początku, która się schodzi. Wolałabym mieć to za sobą, zobaczyć, co o tym myślisz i wtedy dogadać się, jak widzimy dalej tę relację.

— Jak widzimy dalej tę relację... — Powtórzyła Alfa. — Myślisz, że mogłabym zmienić zdanie?

— Szczerze mówiąc, nie wiem.

Camila przełknęła ciężko ślinę, po czym sięgnęła po dłonie kobiety, chwytając je do delikatnego uścisku.

— Lauren, próbowałyśmy wcześniej głębszej komunikacji i mogę się jedynie domyślać do pewnego stopnia, że to nie jest takie łatwe, porozmawiać o tym. I mając tą świadomość, nie zamierzam się wycofywać — wzięła większy wdech. — Co najwyżej, mogłabym być pod wrażeniem, że przemogłaś się i postanowiłaś podzielić się tymi historiami. Bez względu na to, do jakiego momentu o nich opowiesz — pochyliła się nieznacznie przez blat, aby być odrobinę bliżej Jauregui. — Twoja przeszłość z pewnością w jakimś stopniu ukształtowała cię na osobę, którą teraz jesteś i którą kocham. Proces, przez który musiałaś przejść, aby dotrzeć do tego punktu tego nie zmieni.

Lauren nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby odpowiedzieć. Camila miała w zwyczaju odnajdywać takie słowa, które rozwiewały wątpliwości, dawały komfort i większą pewność siebie. Była niesamowicie wdzięczna. I to był kolejny taki przykład, przez który Jauregui czuła presję — chciała być dla niej dobra, ale zawsze miała nieodparte wrażenie, że Camila wciąż ją ubiegała, w tym robiła i okazywała więcej. Trudno było to przebić, albo chociażby temu dorównać.

— Nigdy nie wiadomo... To nie jest historia, która mogłaby się komuś spodobać, Camila — Jauregui oblizała wargi. — Tak, jak wcześniej wspomniałam, chcę ci o tym powiedzieć teraz, zamiast znowu to odkładać. 

— W porządku — kiwając zgodnie głową, Cabello powoli wycofała dłonie, aby dać Lauren więcej przestrzeni.

— Chciałabym tylko jeszcze zapytać, jak wolisz, żebym o tym opowiedziała? — Palce starszej zaczesały nerwowo opadające kosmyki z oczu do tyłu. — Chcesz, żebym mówiła o nich po imieniu i opowiedziała historię od początku do końca, czy wolisz, żebym mówiła ogólnikowo?

— Wybierz opcję, która jest dla ciebie najbardziej komfortowa, Lauren.

— Czyli żadna, jakby nie patrzeć... Ale okej... — Jauregui chwyciła się lewą dłonią za kark, kiedy prawą zaczęła gestykulować parę centymetrów nad chłodnym blatem wysepki kuchennej. — Okej, więc... Um, pierwszą osobą, od której musiałabym zacząć jest Olivia. Była...na pierwszy rzut oka kimś, kto zasługiwał na osobę z wyższych sfer. Dziwiłam się, że udało mi się zawrzeć z nią kontakt, a potem finalnie spotykać bardziej regularnie. Patrząc na naszą znajomość z zewnątrz, nie miałyśmy jakichś problemów. Dawała mi przestrzeń. Na tamten czas byłam zdezorientowana tym, że jestem zainteresowana kobietą, więc to było pomocne... Przynajmniej do momentu, kiedy zrozumiałam, że powstała między nami zbyt luźna relacja, a ja za bardzo obawiałam się postawić na swoim i wyznaczyć jakieś granice, bo po prostu... Cóż, sądziłam, że przepadnie i zostanę sama. W każdym razie, Olivia traktowała naszą znajomość na tyle luźno, że spotykała się z innymi za moimi plecami. Nie wiedziałam o tym, oczywiście. Prawdopodobnie nie domyśliłabym się niczego przez długi czas, ale...trafiła na mojego brata. Opowiadałam ci to w skrócie: wróciłam do domu, ona wcześniej u mnie nie była, a tym bardziej nie znała mojego rodzeństwa...nasze wspólne zaskoczenie sięgnęło zenitu, gdy zobaczyłam ją w swojej kuchni w koszulce Chrisa. I właściwie na tym zakończyła się nasza znajomość.

Jedna z głowy, jeszcze siedem do odstrzału. Cóż, może nawet osiem.

— Nie wiem, czy chcesz, żebym odzywała się pomiędzy, ale... — Cabello zatrzymała się na moment z wywodem, zerkając na kobietę w oczekiwaniu na zgodę.

— Yeah, jasne, możesz. Chciałaś coś powiedzieć?

— Tutaj głównie chodziło o to, że zdradzała za twoimi plecami czy...?

— W dużej mierze tak. Ale wydaje mi się, patrząc na to teraz, że dawała mi dwuznaczne sygnały. Z jednej strony traktowała mnie raczej jak koleżankę przy wszystkich, a za zamkniętymi drzwiami byłam kimś więcej. To też mnie dezorientowało i nie do końca pozwalało...zrozumieć swoją orientację, bo nie miałam nic stałego. Nie mogłam stopniowo przyzwyczaić się do tego, że w moim życiu jest jakaś kobieta. Z drugiej strony, później była Sophia, która w przeciwieństwie do Olivii próbowała wywrzeć na mnie presję, zbyt dużą presję, żebym zdefiniowała naszą znajomość. Ani jedna, ani druga nie próbowała zrozumieć, że staram się zaakceptować to, że jestem inna pod względem mojej orientacji niż myślałam i próbuję to pogodzić ze samą sobą.

Gdy Lauren zerknęła na Cabello, ta skinęła głową, nie dodając nic od siebie, więc miała pewność, że może kontynuować.

— Sęk w tym, że Olivia wzbudziła we mnie poczucie, że nie robię wystarczająco; że nie byłam na tyle zdecydowana, aby ustalić z nią coś więcej. Sophia wymagała zbyt wiele w krótkim czasie, po czym bez powiedzenia mi o tym, poszła się pocieszyć gdzieś indziej. Dowiedziałam się przez wspólnego kolegę. W obu sytuacjach zostałam z myślami, że coś robię źle; że coś ze mną jest nie tak, a z tyłu głowy nadal nie byłam w stanie poukładać sobie mojej orientacji. Pewnie brzmiało to jak głupia wymówka, ale...potrzebowałam czasu. Cierpliwości. Stałości. Nie dostałam tego i skończyło się na tym, że wychodziłam na tą złą postać.

— Wciąż tak o tym myślisz?

— Że jestem tą złą? — Alfa kiwnęła w odpowiedzi głową. — Nie... Przynajmniej nie zawsze. Bywają takie momenty, ale coraz rzadziej. Doszłam już do punktu, w którym mam świadomość, że orientacja nie musi być dla każdego prostym tematem; że nie każdy jest w stanie poukładać sobie wszystkiego w głowie z dnia na dzień; że nie każdy dba o to, co powie rodzina. A to też powstrzymywało jakieś moje działania. Jakby nie patrzeć...byłam w prywatnej katolickiej szkole. Rodzice nie brali pod uwagę tego, że mogłabym preferować kobiety.

— Każdy ma swoje tempo, to prawda. Trzeba to uszanować. 

— Podsumowując...te dwie historie pozostawiły młodą wersję mnie...zdezorientowaną, pewnie trochę z depresją i z przekonaniem, że cokolwiek bym nie robiła, nie jestem w stanie zrobić tego dobrze. Podejrzewam, że to w jakimś stopniu przyczyniło się do tego, że zaczęłam spotykać się z Jacobem. Chyba łudziłam się, że jak spróbuję zmienić obiekt zainteresowania, coś ulegnie zmianie. Zdecydowanie byłam ostrożniejsza, tylko...niedługo po tym, jak weszliśmy w bardziej regularne spotykanie się, okazało się, że to ten typ faceta, który jest strasznie humorzasty i pewne rzeczy robi na popis — westchnęła cicho. — Wiesz, w jednej chwili wszystko było okej, w drugiej widzieliśmy się z jego kolegami i albo mnie dla nich ignorował, albo traktował jak jakieś trofeum, albo zachowywał się, jak jakiś zazdrosny chłopak, gdy z którymś rozmawiałam, chociaż nie byliśmy parą. Im dłużej się poznawaliśmy, tym bardziej przekonywałam się, że trafiłam na jakiegoś bipolarnego dupka. Potem okazało się, że mnie zdradzał. Znowu ta sama historia. Gdy skonfrontowałam to z nim, wyśmiał mnie przy swoich kolegach — zrobiła chwilową pauzę. — Ponownie byłam naiwna. I tym razem zbyt cierpliwa, a w dodatku ślepa. Patrząc na to wstecz, było mi wstyd, gdy poszłam do niego z tym, o czym się dowiedziałam, chociaż to nie ja powinnam czuć się w ten sposób, tylko on. 

Przecierając twarz prawą dłonią, Lauren zrobiła sobie dłuższą przerwę, zbierając przy okazji myśli. Przygotowywała się na tę rozmowę długo — nawet układała w głowie możliwe scenariusze — ale jak się okazywało, w rzeczywistości było to trudniejsze do przebrnięcia.

— O zdradzie dowiedziałam się przez Victorię, która mi o tym powiedziała. Nie skłamała, oczywiście. Reakcja Jacoba wszystko potwierdziła... W tej historii poza tym, co ci przed chwilą powiedziałam, pożałowałam tego, że poszłam po tej konfrontacji z nim z powrotem do Victorii. Wiadomo, byłam przygnębiona i zawiedziona. Próbowała mnie pocieszyć. Sporo wypiłyśmy. Zanim się zorientowałam, pocałowała mnie, uwiodła, a potem tak samo przepadła. To było jak gwóźdź do trumny; mam na myśli, nie dość, że czułam niepotrzebnie wstyd przez niego, to wzrósł on przez potwierdzenie mojej naiwności przy Victorii.

— To wszystko nadal działo się w tej prywatnej katolickiej szkole?

— Um... Tak. Właściwie to tak — Jauregui zmarszczyła brwi.

— Och... Cóż, jeśli któreś z nich miało jakieś pokłady wiary katolickiej...jestem pewna, że po ich ostatnim dniu będą smażyć się w piekle.

Lauren zaśmiała się cicho. Zabawną częścią było to, że Camila brzmiała poważnie, więc pewnie była przekonana, że będzie czekał ich taki los.

— Jestem pewna, że za gorsze rzeczy mogliby tam trafić. Jak tak o tym pomyśleć... W przeciwieństwie do innych rówieśniczek, nie przechodziłam przez fazę Planu B.

— ...Planu B?

— Konserwatywne katolickie rodziny. U niektórych nie było mowy o seksie z zabezpieczeniem, więc Plan B był jedyną opcją, żeby nie mieć dziecka. Przynajmniej dla niektórych. 

— Em... Tacy ludzie istnieją?

— Mhm, zdecydowanie. Poza tym, istnieją jeszcze tacy, co całość moich parnerów seksualnych na przestrzeni 10 lat mają przez jeden tydzień, także...

— Lauren... To niedyskretne pytanie, ale jesteś pewna, że to była prywatna katolicka szkoła? Może cię oszukali?

— Zdziwiłabyś się, ile razy zadawałam sobie to pytanie po tym, jak nasłuchiwałam się różnych historii.

— Cóż, słysząc to, przestaję mieć za złe rodzicom, że wysłali mnie za granicę, wierząc, że jestem odpowiedzialna. Wyszło mi to na dobre — Alfa zatrzymała się na moment. — I dla mojego dziewictwa. I braku Planu B.

— Nie jestem pewna, co twoi rodzice powiedzieliby o mnie. Trochę się zmieniło od tego czasu.

— Ech, nie przeżyliby zawału. Wciąż nie zmieniła się kwestia Planu B. Jeszcze dziecka mi nie zrobiłaś, więc jest spoko.

Spoko — powtórzyła po Cabello. — Trzymając się już tematu seksu... Wrócę może do historii.

— Och, no tak. Proszę, kontynuuj.

— To akurat jest nawiązujące. Po tym wszystkim poznałam Masona. Już poza tą katolicką szkołą w tym przypadku. Co zaskakujące, nie było między nami tak źle. Nie traktował mnie przedmiotowo. Może jakoś by nam się ułożyło, gdyby nie był taki natarczywy — Lauren podrapała się nad brwią. — Na tamten moment miałam jakieś preferencje, gdy chodzi o seks. Wiedziałam, że są pewne rzeczy, na które się nie zgodzę, bo nie jestem ich pewna lub próbowałam czegoś i okazało się to być niewypałem. Mason miał to do siebie, cóż, podejrzewam, że z innymi to się udawało... W każdym razie, miał to do siebie, że próbował tak strasznie nagabywać na coś, aby druga osoba uległa. Była rzecz, którą już wcześniej w przeszłości próbowałam i wiedziałam, że nie zamierzam dawać temu drugiej szansy, więc Mason obrał sobie za cel...mówiąc łagodnie, wkurwianie mnie do tego stopnia, że kończyliśmy rozmowy, wrzeszcząc na siebie i nie odzywając się przez kilka dni. Finalnie tych kłotni nagromadziło się tak dużo, że któregoś razu zdałam sobie sprawę, że praktycznie nie wiem już dlaczego na pierwszym miejscu nadal się z nim spotykam, bo to, co wcześniej mi się w nim podobało, poszło w cholerę przez jego zachowanie. Nie zamierzałam pozwalać sobie na to, aby ktoś dyrygował tym, co mam robić ze swoim ciałem, więc skończyło się rozejściem w przeciwne strony.

— Więc to jest historia o...staniu przy swoim?

— W dużym stopniu tak. Ale poza tym, że nauczyłam się wyznaczać pewne granice, zamiast pozwalać wszystkim na wszystko, wróciły do mnie po tym rozstaniu myśli o tym, że nadal robię coś nie tak; że cokolwiek bym nie robiła, to nie jest wystarczające. Do tego dołożyły się...krzywdzące słowa podczas mojej ostatniej rozmowy z Masonem.

— Chcesz o tym porozmawiać czy wolisz przejść dalej? — Głos Camili był łagodny.

— Ujmę to tak... Sprawił, że zaczęłam kwestionować swoją atrakcyjność, kobiecość, w tym to, jak wyglądam i co faktycznie widzę w lustrze.

Alfa przygryzła nerwowo dolną wargę.

— Mogę o coś zapytać, Lauren?

— Mhm — starsza poprawiła się w miejscu i splotła ze sobą własne dłonie.

— Czy ta historia jakoś kluczowo wpłynęła na to, jak teraz postrzegasz siebie?

— W jakim sensie? 

— Przez ten czas, który z tobą spędziłam zauważyłam, że kilka rzeczy albo wytykasz, albo wyznaczasz jako granicę dla mnie. I mam przez to na myśli... Najpierw może... To w porządku mieć swoje granice, to oczywiste, ale słuchając o nim... Sama nie wiem, kilka rzeczy zaczyna mieć dla mnie sens, a wcześniej nie rozumiałam, dlaczego zachowujesz się czasem w konkretny sposób.

— Zależy, czego to dokładnie dotyczy.

— Nadal wspominasz swój wiek, Lauren... I w tym, sugerujesz, że twoje ciało jest mniej wysportowane. Idąc dalej z tą myślą, widzę, że są miejsca, które na co dzień są wykluczone z dotyku przeze mnie — Cabello podrapała się po policzku. — Mam wrażenie, że nienawidzisz tego, kiedy nawet przypadkiem dotknę twojego brzucha... Cóż, gdy jesteś trzeźwa. Gdy wypijesz, nie masz nic przeciwko temu, ale nie naruszam tej granicy, pomimo takiej możliwości. Podobnie z twoimi plecami... Tylko w tym przypadku chodzi o patrzenie na dolną część twoich pleców, w tym talię. Zmierzam do tego, że powiedział jakieś okrutne rzeczy i czy to...

Lauren uniosła dłoń, co spowodowało, że Camila zamilknęła, dając jej możliwość dojścia do głosu. Sama zresztą nie wiedziała, jak do końca sformułować swoje pytanie na koniec, aby nie zabrzmiało na zbyt ostre, nieczułe.

— Yeah, jego słowa mają na to wpływ, co jest...trudne do przyznania i zawstydzające, bo jestem dorosłą kobietą, więc opinia jakiegoś faceta nie powinna aż tak bardzo mnie obchodzić. To jest coś, z czym walczę i...cóż, czasem bywają lepsze, a czasem gorsze momenty. Niczyja opinia nie powinna wpływać na to, jak czuję się ze swoim ciałem, ale rzeczywistość jest inna. Nie jestem z tego dumna, Camila.

— Nie poruszam tego, aby cię zawstydzać, po prostu... Chciałabym zrozumieć. Przepraszam, jeśli za abrdzo przeciągnęłam temat. Nie chcę cię rozdrażniać, Lauren. Już i tak bardzo się przede mną otwierać.

— Nie, to... — Dłonie Lauren zakryły jej własną twarz. — Możesz pytać. O to właśnie chodzi. Po prostu...czasem jest mi wstyd, że trzymam się tego, co ktoś mi powiedział, chociaż ta osoba nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Powinnam była odciąć się od różnych szczeniackich tekstów, które były do mnie skierowane w przeszłości już dawno temu, a tymczasem niektóre za mocno utkwiły mi w głowie. Ale pomimo tego, że jest to zawstydzające, możesz pytać, Camila.

— W porządku — odpowiedziała powoli młodsza. — To jest... Zresztą, nieważne. Nie jestem od wydawania opinii. Możesz kontynuować, jeśli chcesz.

Jauregui przekręciła lekko w bok głowę.

— Nie, nie. Powiedz, o co chodzi, Camila.

— To nic takiego.

— Więc powiedz mi o tym. O co chodzi?

Alfa westchnęła. Mogła nic nie mówić. Obawiała się, że od tego momentu mogłaby znajdować się w sile rażenia ewentualnej kłótni.

— To jest dla mnie trochę niezrozumiałe. Nie chcę wychodzić na zaślepioną i mówić, że jesteś ideałem, bo nikt nim nie jest, ale... Z twoich historii wynika, że nie zrobiłaś czegoś rażącego, aby zasłużyć sobie na...takie osoby. Na takie traktowanie z ich strony. Dla mnie to oczywiste, że niektórzy mogą w znajomości chcieć innego tempa, trochę przestrzeni lub, wręcz przeciwnie, większego zapewnienia stabilności... To są tak podstawowe rzeczy, jak możliwość odmowy, kiedy ktoś coś ci proponuje — Cabello przebiegła nerwowo palcami wzdłuż własnych włosów. — Słysząc to wszystko do tego momentu... Żałuję, że nie poznałam cię wcześniej — uśmiechnęła się łagodnie do starszej kobiety. — Chociaż nie, cofam to w tym sensie, że pewnie nie zwróciłabyś na mnie uwagi. Byłam większym nerdem niż teraz. 

Jauregui przesunęła powoli dłonie po chłodnym blacie wysepki kuchennej, a gdy tylko dotarła do dłoni Cabello, złączyła ich palce, pocierając kciukiem ciepłą skórę. Szczerze mówiąc, była ciekawa, jak wyglądałaby ich relacja teraz, gdyby spotkały się dużo wcześniej — czy tak samo byłyby razem, ile czasu zajęłoby dotarcie do tego punktu i jak wyglądałby ogólnie przebieg ich znajomości. Może spotkałyby się akurat w takim momencie, kiedy Lauren była bardziej miękka niż na ten moment? I być może spotkałyby się w takim momencie, kiedy Camila nie byłaby tak powściągliwa, a bardziej wyluzowana? Może początek ich znajomości w ogóle by inaczej wyglądał?

To był temat rzeka — zastanawiać się nad wszystkimi możliwościami.

— To, o czym mówiłaś na początku... O traktowaniu mnie... Spędziłam dużo czasu, zastanawiając się nad tym wszystkim i chyba nie ma żadnego dobrze podsumowującego komentarza do tego wszystkiego. W końcu nie robiłam też wszystkiego dobrze. Wstrzymywałam się z niektórymi rzeczami...a nie każdy lubi żółwie tempo. To też poniekąd wina po mojej stronie, ale kilka wniosków po tym wszystkim wyniosłam.

Jasne oczy Lauren ponownie skierowały się na ich złączone dłonie.

— I mówiąc o tych wnioskach, muszę wspomnieć krótko o Willow i Quinn, które należą do tego grona osób, o którym mówiłam ci wczoraj — tak szybko, jak się pojawiły, tak samo zniknęły. Ponownie...wychodzi na wierzch moje bycie naiwną. Dałam się zwieść, że może mądre gadki powiedzą mi o tym, że któraś z nich szuka czegoś na poważnie. Po nich przez długi czas się z nikim nie spotykałam do czasu Lucy.

— Rozumiem — Camila kiwnęła głową, aby Lauren kontynuowała po niepewnym spojrzeniu zielonych oczu w jej stronę.

— Chcesz, żebym opowiedziała ci o niej coś więcej?

— Jeśli czujesz się z tym komfortowo, nie ma problemu.

— Jestem już bliżej końca, więc nie o swój komfort się martwię, Camz.

Alfa westchnęła cicho.

— Mówię poważnie. Możesz o niej powiedzieć. To, co między wami było...jest przeszłością tak samo, jak z innymi.

— To prawda. To tylko przeszłość — Jauregui miała wrażenie, że musi to na głos potwierdzić. — W takim razie... Na początku dotarłyśmy do przyjaźni. Opowiedziałam o sobie trochę rzeczy, więc miała ogólne pojęcie, że... Cóż, można powiedzieć, że jestem po przejściach, jeśli chodzi o domniemanych parterów i partnerki. Zajęło jej całkiem sporo czasu, zanim zgodziłam się z nią wyjść, a tym bardziej spróbować związku właściwie...po raz pierwszy. Ale z drugiej strony, miałam w głowie to, że powiedziałam wystarczająco dużo o sobie, w dodatku pracujemy razem, więc nie mogłaby ot tak wykorzystać tego przeciwko mnie, prawda? — Lauren oblizała. — W rzeczywistości często się kłóciłyśmy, nawet o pierdoły i było to strasznie męczące. Miałam wrażenie, że jedna potrafi nakręcać drugą na kłótnię i nigdy nie mogłyśmy dojść do porozumienia. Ale...wciąż chciałam dać temu szansę. I, znowu, jak głupia wmawiałam sobie... — Kobieta przerwała i dała sobie chwilę, aby pozbyć się chociaż trochę tej niekomfortowej guli w gardle. — Łudziłam się, że coś ulegnie zmianie. I przy Lucy dotarło do mnie już całkowicie, że jestem tak beznadziejnie naiwna, że zmieniło się moje podejście. Szkoda, że do tego musiałam nakryć ją z inną. O czym już ci opowiadałam.

Lauren spojrzała na nowo na twarz młodszej brunetki, oczekując... Sama nie wiedziała czego. Liczyła na to — a właściwie, była przekonana, że zobaczy jakiś grymas na jej twarzy, zważywszy na fakt, że nadal pracuje z tą kobietą i w najbliższym czasie nie ulegnie to zmianie, ponieważ nie miała zamiaru uciekać od kogoś, kto ją zdradził i marnować własną karierę. Ale Lauren się pomyliła. Twarz Camili była zaskakująco neutralna, można powiedzieć, że zrelaksowana i samo to dawało też Jauregui komfort.

— Po Lucy przez dobry rok z nikim się nie spotykałam. Potem poznałam Brada, o którym też wczoraj wspominałam. To krótka historia. Widywaliśmy się przez jakiś miesiąc, po czym uzgodniliśmy, że zobaczymy, jak ta znajomość się rozwinie, a potem okazało się, że dla niego za długo zwlekałam ze zdecydowaniem się. To by było na tyle.

— W porządku — tym razem to Camila potarła palcami dłonie brunetki w kojącym geście. — Dziękuję za to, że zdecydowałaś podzielić się tym ze mną, Lauren.

— Nie wiem, czy to dużo ci wyjaśniło... Nie opowiedziałam też o wszystkim bardzo dokładnie, część z tych rzeczy też w jakimś stopniu wyleciała mi z głowy przez to, jak dawno niektóre sytuacje miały miejsce. 

— Nie, nie... Jest dobrze. Więcej niż wystarczająco.

— Okej... To, um, nie wiem... Chcesz coś o tym powiedzieć? Skomentować to jakoś? Czy wolisz później, na spokojnie, przemyśleć to wszystko?

— Nie muszę się nad tym zastanawiać, ale chciałam o coś zapytać.

— Mhm, śmiało.

— Czy jest ci łatwiej, jeśli o tym opowiedziałaś? Czy to chociaż coś zmienia?

Okej, tego się nie spodziewała. Liczyła na pytanie dotyczące jej kilkunastu monologów.

— Jest mi lżej, to na pewno. Mimo wszystko, to był spory ciężar, a dodając do tego świadomość, że mogłabyś nie zrozumieć niektórych moich zachowań z powodu milczenia w tych sprawach...sporo do tego dodawała. 

— Wcześniej...mówiłaś o tych zachowaniach... Jakie konkretnie miałaś jeszcze na myśli? Po tym wszystkim, co mi teraz powiedziałaś?

— Nie wiem, co więcej powiedzieć poza możliwą zaborczością i zazdrością — przyznała starsza. — Pewnie będę gardziła swoim spojrzeniem tych, co będą za bardzo się do ciebie przymilać. Mogłabym być...nieufna? 

— To jest zrozumiałe — Alfa sięgnęła wyżej jedną z dłoni, aby zacząć głaskać przedramię brunetki. — Obiło mi się kiedyś o uszy, że trochę zazdrości nikomu nie zaszkodzi, ale nie chcę też wystawiać twoich nerwów na próbę bez powodu. Dlatego, jeśli zwrócisz uwagę, że ktoś może daje jakieś niestosowne sygnały, a ja się nie zorientuję, proszę, spróbuj być wyrozumiała i mi o tym powiedzieć gdzieś z boku, żebyśmy nie skończyły na niepotrzebnej kłótni, dobrze? 

— Postaram się.

— Więc biorąc to, co mi dziś powiedziałaś, włącznie z tym sprzed chwili... Nie zamierzam się od ciebie dystansować. Nie wydaje mi się, że jest tutaj potrzebne zastanawianie się nad tym, co dalej, bo jak wspomniałam wcześniej...mówimy o starej wersji ciebie. Teraz jesteś inna i nie ma potrzeby, tak mi się wydaje, żeby rozgrzebywać dalej temat. Chciałam tylko trochę bardziej cię zrozumieć i wiedzieć, na co powinnam zwracać uwagę, żeby niepotrzebnie cię nie drażnić. Nie widzę w tym niczego dobrego. 

— Jesteś pewna? Raczej tekst o zaborczości i zazdrości nie brzmi zachęcająco. Bardziej tak, jakbym chciała odepchnąć od siebie dziewczynę, zamiast zatrzymać przy sobie, Camila.

— Jestem pewna, Lauren. I chciałam szczerości i bardzo ją doceniam — Cabello powoli zabrała dłonie, aby w końcu wstać, obejść wysepkę kuchenną i finalnie zatrzymać się przy ciele Lauren bez niczego, co mogłoby je celowo dzielić. Gdy tylko znalazła się wystarczająco blisko miejsca, które zajmowała, Alfa przykucnęła, układając dłonie na bokach starszej i unosząc na koniec głowę, by utrzymać kontakt wzrokowy. — Znając te historie mogę sobie trochę lepiej wyobrazić, jaki to miało na ciebie wpływ i czego najlepiej unikać, żebyś nie była zaniepokojona. Albo żebyś nie zamieniła się w kłębek nerwów z mojego powodu. I tak samo nic z tego, co mi dzisiaj opowiedziałaś nie zmienia moich uczuć względem ciebie. 

— Mogę zachowywać się irracjonalnie. Zdajesz sobie z tego sprawę?

— Oczywiście. Tylko ja nie patrzę na to, jak na coś trwałego. Jeśli będziemy ze sobą wystarczająco szczere, później będzie łatwiej, prawda? To nie tak, że związuję się z jakąś irracjonalnie zachowującą się kobietą, która zostanie taka do końca. Rzeczy pewnie będą ulegały zmianie, tak samo, jak dynamika w naszej relacji, Lauren.

— Masz trochę racji... Nie zamierzam być taka cały czas. To nic dobrego...

— Ano właśnie, Lauren. Nie możemy z góry zakładać, że coś pójdzie nie tak.

— Nie wiem, czy to ma znaczenie, ale związujesz się z drugim nerdem. 

Camila przekręciła w bok głowę.

— To całkowicie zmienia postać rzeczy. Zanim zdecydowałam się wpaść pod twój samochód, nie wywąchałam jednak perfum, tylko drugiego nerda — jej wargi pozostały łagodnie rozchylone. — Ciągnie swój do swego.

— Chyba coś w tym jest — Lauren uśmiechnęła się do młodszej. — Dziękuję za wyrozumiałość. Naprawdę. To wiele dla mnie znaczy.

— Nie musisz dziękować — Cabello powoli wstała, po czym pochyliła się do Jauregui. — Kocham cię, Lauren — na chwilę zetknęła ich usta w pocałunku. — Pewnie czasem będę ci o tym przypominała. Jesteś wspaniałą kobietą.

Jauregui sięgnęła dłońmi do szczytu ramion Alfy, uśmiechając się przy tym czule.

—Trafiła mi się równie świetna dziewczyna, kochanie.

Pod wpływem ciepłego, rozczulającego spojrzenia swojej partnerki, Lauren nie pozostało nic więcej, jak ukryć twarz w jej mostku. Chociaż była zawstydzona takimi momentami, poczuła, że z chęcią by się do nich przyzwyczaiła.

Później, tego samego dnia, kobiety zdecydowały, że leniwie podejdą do reszty weekendu, przez co ostatecznie wylądowały na kanapie przed telewizorem, oglądając trzeci film z rzędu. Lauren była przyciśnięta do boku Camili, z policzkiem przyciśniętym do jej wyćwiczonego brzucha, który robił za poduszkę — pomijając prawdziwą poduszkę, którą dla własnej wygodny podsunęła pod głowę. Z drugiej strony, Cabello była wygodnie ułożona i mogła bez problemu bawić się rozpuszczonymi włosami Jauregui, która czasem wydawała z siebie pomruk, najwywraźniej będąc zadowolona z tego, co palce młodszej robiły.

Poza otoczką luźnego popołudnia, w głowie Camili przewijały się fragmenty historii, którą dzisiaj od Jauregui usłyszała. Wiedziała, że pomimo i tak satysfakcjonujących odpowiedzi, Lauren i tak zmaga się z rzeczami, o których nie jest gotowa. I to było w porządku. W tym kontekście, oczywiście. 

Prawdę mówiąc, Camila chciała spróbować w jakiś sposób zapewnić kobietę o tym, jak dużą wartość ma, ile dla niej znaczy i że jest generalnie wspaniałym człowiekiem. Chciała zobaczyć w niej jakąś zmianę — przynajmniej w tych niuansach, które zauważyła, choć nigdy ich nie komentowała, jak chociażby wzrok Lauren na swoim odbiciu, gdy dopiero zamierzała włożyć koszulkę. To były raczej delikatne tematy, ale Camila miała nadzieję, że im dłużej ze sobą będą i wejdą w komfortową dynamikę między nimi, uda się zmienić lub usunąć te zakorzenione opinie od osób trzecich, które bywały albo bezpodstawne, albo zawistne.

— Nie wiem, czy to kwestia wcześniejszego seksu, ale mam wrażenie, że zaraz para poleci ci z uszu — gdy Camila spojrzała w dół, zauważyła, że Lauren przekręciła w jej stronę swoją głowę. — Myślisz nad czymś. I to intensywnie.

— Słyszałaś coś?

— Nie, ale mam przeczucie.

— Och, w porządku.

— Chcesz o czymś porozmawiać, kochanie?

— Nie, nie — pogłaskała głowę starszej. — Powoli wszystko przyswajam z dzisiejszego dnia. 

— Hmm... Doszłaś do jakichś wniosków?

— Zatrzymałam się na tym, że mam dziewczynę nerda — uśmiechnęła się do brunetki, mówiąc przy tym coś, co faktycznie wcześniej przeszło jej przez myśl. — I że wczoraj podczas gry cię okłamałam.

— Och? Chcesz to rozwinąć?

Alfa oparła subtelnie głowę o kanapę i zmrużyła odrobinę powieki.

— Powiedziałaś, że jestem twoim priorytetem, a ja odpowiedziałam na to, że tyle mi wystarczy — oblizała usta czubkiem języka. — Co było kłamstwem, bo nie tylko tego chciałam. I fakt, że świadomie skłamałam, ponieważ obawiałam się powiedzieć, czego chcę przyłożyło się w dużym stopniu do mojego zachowania dzisiejszego ranka. 

— Teraz już jest w porządku?

— Dużo od tego krótkiego czasu się zmieniło. Na lepsze. Nie mam na co narzekać, Lauren.

— Okej. Ale dla twojej informacji...jeśli powiedziałabyś mi coś wcześniej, nie odtrąciłabym cię. Rozwiązałybyśmy to jakoś. We dwie. Nie tylko ja podejmuję decyzje o tym, co z nami jest i będzie. Spróbuj to zapamiętać na przyszłość, dobrze, kochanie?

Alfa skinęła głową, a chwilę później się skrzywiła, bo Lauren podniosła się całkowicie do siadu, aby wziąć szklankę z sokiem do dłoni.

— Gdyby ktoś mi dzisiaj powiedział, że wbiegnięcie w bok twojego samochodu sprowadzi nas do związku, zaśmiałabym się.

Jauregui zerknęła kątem oka na brunetkę i prychnęła, lekko krztusząc się napojem, który przy próbie odchrząknięcia wylał się ze szklanki na jej nogę oraz spodenki.

— S-super, muszę się umyć — klepnęła udo Alfy. — Nie wierzę, że to mówię, ale mam nadzieję, że to był twój pierwszy i ostatni raz z tym wbieganiem w czyiś samochód.

Cabello przytknęła dłoń do mostku.

— Oczywiście! Za kogo ty mnie masz?

— Powiedziałabym, że za wariatkę, patrząc na tamte okoliczności — po odłożeniu szklanki wstała i przed ruszeniem do łazienki pstryknęła czubek nosa młodszej. — Ale to by stawiało również mnie w złym świetle. 

Camila sapnęła i wywróciła oczami. 

Kiedy tylko Lauren zniknęła z pola widzenia, chwyciła z pilota i zatrzymała film. Z daleka słyszała wodę płynącą z prysznica, więc domyślała się, że kobieta wróci najwcześniej za jakieś pięć minut, więc mogłaby przegapić jakąś akcję, skoro były w połowie seansu. 

Gdy Camila siedziała zatopiona w poduszkach, do jej uszu dotarło ciche pukanie do drzwi, na które zmarszczyła brwi. Wychyliła się, prosując szyję i zerknęła w kierunku wejścia do domu, nie będąc na początku pewną, czy ktoś rzeczywiście przyszedł, czy to tylko Lauren w coś przywaliła. 

Nie musiała długo czekać na potwierdzenie obecności niespodziewanego gościa. Mimowolnie, Alfa zestresowała się, bo nie wiedziała, czy powinna otwierać drzwi, a nic nie wskazywało na to, że Jauregui za moment się pojawi, więc nie pozostało jej nic innego jak podbiegnięcie pod łazienkę i szybkie zapytanie przez tamte drzwi Lauren, co ma zrobić.

— Otwórz i sprawdź kto to, a ja zaraz przyjdę — usłyszała w odpowiedzi, co niekoniecznie było opcją, którą preferowała, ale ostatecznie sekundy później przekręciła zamek w drzwiach frontowych po kolejnej fali pukania i stanęła twarzą w twarz z nieznaną kobietą.

— Um, dzień dobry — zwróciła się do nieznajomej, która była znacząco od niej starsza. 

—  Dzień dobry — zmierzyła wzrokiem sylwetkę Cabello, a potem uniosła brew. — Zastałam Lauren?

— Em, tak, jest tylko...kończy brać prysznic.

— Wpuścisz mnie?

Alfa przygryzła wnętrze policzka. Gdyby to był ktoś, kogo Lauren ledwie zna, z pewnością ta kobieta nie odezwałaby się w taki sposób. Przez głowę przemknęła jej myśl, że może to matka Jauregui, ale właściwie nigdy jej nie spotkała. Równie dobrze mogła to być osoba z pracy, którą starsza kobieta dobrze znała.

— Tak, tak, zapraszam — przełknęła ciężko ślinę. — Jestem Karla Camila Cabello. Miło mi — wysunęła dłoń na przywitanie po zamknięciu drzwi. — Wystarczy Camila.

Na ustach nieznajomej pojawił się nikły, krótko trwający uśmiech.

— Jestem Clara. Również mi miło. Jesteś przyjaciółką Lauren?

Teraz dopiero Cabello stanęła przed problemem. Co prawda Lauren powiedziała, że może o nich wiedzieć każdy i nie ma z tym problemu, ale...być może nie miała na myśli rozpowiadania o ich związku tego samego dnia, w którym się zeszły. 

Z drugiej strony mogłaby wyjść niezręczna sytuacja, gdyby Camila powiedziała, że jest jej przyjaciółką i nikim więcej. I jest też opcja, że Lauren by się zdenerwowała albo była zawiedziona.

Zbyt trudne pytanie, za mało danych, aby wytworzyć prawidłową odpowiedź.

— Lauren pewnie za moment wróci — kiwnęła głową i uśmiechnęła się z nadzieją, że Clara nie powtórzy pytania, które zignorowała. — Chciałaby się pani czegoś napić? 

Zanim kobieta zebrała się, aby coś powiedzieć, Alfa usłyszała kliknięcie w drzwiach, które oznaczało, że Jauregui już wyszła z łazienki. Co prawda nie była jakoś szczególnie wierząca w Boga czy bożków, ale w tym ochotę miała podziękować im wszystkim za to, że jej dziewczyna w końcu skończyła prysznic i zmianę ubrań.

— Nie trzeba. Przyszłam tylko na chwilę — Camila pokiwała zbyt gwałtownie głową, nie mówiąc nic więcej, więc na te kilka sekund powstała między nimi cisza, która nie była dla niej ani trochę komfortowa. Nie znała tej kobiety, nie wiedziała, co powinna do niej powiedzieć i, cóż, nie była we własnym domu, więc nie mogła się porządzić.

— Już jestem, kochanie — słysząc te słowa, Cabello miała wrażenie, że jej twarz w ciągu dwóch czy trzech sekund pokryła się takimi rumieńcami, jakby spędziła cały dzień na pełnym słońcu bez kremu z filtrem. — Kto to... Mama?

Alfa niemal zakrztusiła się własną śliną.

— Co tutaj robisz? — Zapytała od razu, zerkając przelotnie na poddenerwowaną brunetkę, która niepokojąco zbladła, chociaż jej policzki były jednocześnie rozpalone. 

— Nigdy nie odbierasz telefonu, więc pofatygowałam się osobiście, żeby cię złapać. Wpuściła mnie...Camila.

Gdy Clara zerknęła na Cabello, ta natychmiastowo wybudziła się z transu.

— Tak, to ja, dzień dobry.

Clara zmarszczyła brwi.

— Dzień dobry...ponownie — odpowiedziała, po czym przyjrzała się córce. — Przeszkadzam w czymś tobie i twojej...? 

Lauren wyłapała aluzję matki.

— To moja dziewczyna — dyskretnie sięgnęła dłonią po Cabello i przysunęła się z nią na tyle blisko kuchni, aby ta mogła usiąść. Nie była pewna, czy przypadkiem nie zemdleje, patrząc na jej obecną reakcję. — Co się stało, że przyszłaś?

— Nie wiedziałam. Nie wspominałaś nic siostrze, że jesteś w związku, gdy ostatnio tutaj była.

— Mamo.

— Chciałam cię poinformować, że robimy spotkanie jakoś w przyszłym tygodniu. Na obiad. Będzie twoje rodzeństwo — piwne oczy Clary skierowały się na cicho siedzącą Cabello. — Możesz przyjść z Camilą. Jest mile widziana. Chętnie ją poznamy.

Lauren przygryzła dolną wargę. Teraz nie miała co liczyć na pomoc Alfy i jakieś błyskotliwe wywinięcie się z tej sytuacji. Chociaż Clara teraz wydawała się miła, pójście z Camilą tak szybko na "rodzinne spotkanie" było porównywalne do rzucenia jej głodnym rekinom.

— Ciężko nas będzie złapać w przyszłym tygodniu. To jeden z niewielu wolnych weekendów, które obie mamy. Dam ci znać, czy będziemy mogły przyjść.

— Oczywiście — usta Clary wygięły się w drobnym uśmiechu. — Czas na mnie. Wpadłam po drodze na większe zakupy — poprawiła swoją torebkę. — Camila?

Cabello natychmiastowo podniosła głowę, a tuż po tym wstała na równe nogi.

— Tak, słucham? — Jej plecy były nadto wyprostowane, a dłonie skrzyżowane za plecami.

— Jesteś u nas mile widziana na spotkaniu w przyszłym tygodniu — raz jeszcze posłała krótki uśmiech. — Może uda ci się przekonać Lauren. Znam ją na tyle, żeby wiedzieć, że już teraz się wymiguje. Typowe.

— O-oczywiście, proszę pani.

Clara na nowo uniosła jedną brew, co było gestem, który Lauren musiała od niej podłapać w młodości, bo robiła go nawet tą samą stroną.

— Mam nadzieję, że do zobaczenia — teraz przeniosła spojrzenie na córkę. — Mamy trochę do nadrobienia, Lauren.

Gdy tylko Clara opuściła mieszkanie — będąc odprowadzoną przez Lauren — Camila wzięła tak duży haus powietrza, że prawie się zakrztusiła. To już drugi raz w ciągu jednego dnia. 

Jak tak dalej pójdzie to długo nie pociągnę na tym świecie — skwitowała swojego pecha.

— Camz, wszystko okej? Wyglądasz tak, jakbyś miała zaraz zemdleć — zmartwiona Jauregui sięgnęła dłonią do policzka brunetki, który był wręcz gorący, gdy drugą wcisnęła jej do ręki szklankę ze schłodzoną wodą.

— Najpierw związek z tobą, potem seks i teraz twoja mama? Podejrzewam bardziej zawał — zmrużyła powieki, gdy wzięła kilka łyków wody. — Brakuje jeszcze tylko mojej mamy i możemy się pożegnać na wieki wieków, bo kipnę na dobre.

— Nie miałam pojęcia, że przyjdzie — przyznała cicho. — Nie planowałam takiego szybkiego kontaktu między wami, kochanie.

— Powiem tak: jeśli dzisiaj kipnę, możesz wziąć mój samochód, bo wiem, że Dinah na niego poluje, a jej nie ufam, bo go rozbije na pierwszym lepszym zakręcie. Jeśli to nie jest dowód mojej miłości, to nie wiem, co więcej dodać jako moje możliwie ostatnie słowa.

Jauregui pokręciła głową. 

— Wielka szkoda — na pokaz wysunęła dolną wargę do młodszej. — Ominie cię wiele okazji na seks, skoro już teraz zamierzasz kipnąć.

Alfa natychmiastowo nawiązała z nią kontakt wzrokowy.

— Po przemyśleniu... Nie mnie pozostaje mówić o sądzie ostatecznym moich dni.

———

The end.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top