⑦④
Trochę się pomęczyłam z rozdziałem, ale w końcu jest — jak zwykle go nie sprawdzałam, ale po wrzuceniu będę pewnie po kilka razy go przeglądała i poprawiała literówki, które znajdę.
Wyszła z tego większa lektura, więc warto przygotować jakieś jedzonko/picie i zabrać się za te wypociny, ale #zostanwdomu.
Normalnie nie udzielam się w takich kwestiach, ale mnie również siada trochę psychika od tego siedzenia w domu (poza koniecznymi spacerami z psem oraz pójściem po potrzebne zakupy), a jestem osobą całkiem dobrze socjalizującą się, więc dość mocno odczuwam braki kontaktu z przyjaciółmi, znajomymi.
Ale znając obecną sytuację i mając świadomość, że osoby w młodym wieku mogą nieświadomie być zarażone, ale nie odczuwać objawów, choć przenosić dalej wirusa, zostaję w domu.
Zostaję dla siebie, dla swojej rodziny, przyjaciół, znajomych.
I również dla was, bo przy tej niepewności, czy każdy obcy nie jest zainfekowany (nie będąc dramatyczna, ale bardziej realistyczna, przy tym nagłym wychodzeniem Polaków na grilla, bo jest ładna pogoda), wolę nie mieć na barkach odpowiedzialności za nieświadome zarażenie drugiej osoby, która będzie miała kontakt z kolejną i kolejną, aż w końcu z którymś z was. To wielkie koło, ale świadomość jest ważna.
Anyway, miłego czytanka. Słowa: +/- 19.6k.
———
Jedna rzecz o Lauren była pewna — nigdy nie należała do grona osób, które afiszowały się z romantyzmem. Oczywiście skrycie mogłaby jakąś dawkę go dać tej drugiej, odpowiedniej osobie i sama chciałaby coś podobnego w zamian, jednak mowa tutaj o sytuacji, kiedy faktycznie czułaby się w pełni komfortowo przy drugim człowieku. I dotychczas niestety nie miała na to szansy — potencjalni partnerzy czy partnerki po pewnym czasie okazywali się niewarci tego, aby chociaż zaczęła rozważać wprowadzenie takiego aspektu do ich relacji.
Z Camilą było inaczej. I to nie na zasadzie tej pospolitej "wyjątkowości", o której mówi się nieraz przy każdej potencjalnej kobiecie czy potencjalnym mężczyźnie, który zwraca na nas uwagę. Z Camilą było...trochę tak, że faktycznie się wyróżniała, ale z drugiej strony zawsze pozostawała gdzieś z tyłu — nie lubiła się wychylać, wstydziła się cokolwiek inicjować, unikała konfliktów i nieporozumień na tyle, ile mogła. Z Camilą było również tak, że bardzo się starała, denerwowała na zapas, nawet kiedy nie było to doprawdy konieczne, ale próbowała zachować pozory, jakby rzeczy, gesty, podróże do miejsc, w które zabierała Lauren, nie były niczym szczególnym i nadal mogłaby zrobić coś lepiej.
Camila naprawdę potrafiła nie doceniać wkładu, który dawała w ich znajomość, dlatego Lauren z pełną świadomością tego wszystkiego czuła presję, ponieważ oczywiste było dla niej, aby zafundować jej naprawdę dobry czas. Mimo wszystko nie chciała, żeby na koniec tego wszystkiego okazało się, że ich relacja jest jednostronna.
Dla Lauren zaplanowanie wieczoru nie było łatwością, jak często pokazywała to Camila, gdy akurat ona sugerowała jakieś wyjście. Z jednej strony Jauregui chciała coś praktycznego, oczywistego, a z drugiej coś zaskakująco miłego, o czym Camila mogłaby nie pomyśleć. A akurat rodzeństwo Cabello postarało się o to, aby ich siostra poznała jak najwięcej atrakcji w Miami, więc było to nie lada zadanie.
— Dlaczego nie jestem zaskoczona tym, że jesteś ubrana na czarno?
Lauren ponownie tego wieczoru została wyrwana z natłoku myśli przez Allyson, z którą rozmawiała na FaceTime. Zmrużyła oczy na przyjaciółkę, podchodząc bliżej do telefonu, który położyła na szafce, zanim zerknęła raz jeszcze na lustro, które ukazywało całą jej sylwetkę.
— Nie jestem całkowicie na czarno.
Raz jeszcze przeskanowała wzrokiem czarny, obcisłą koszulkę w stylu crop top, która była nakryta prześwitującą, również czarną, bluzką na długi rękaw, dzięki której można było zobaczyć bez większego problemu tatuaże na jej przedramieniu, nadgarstku oraz spory fragment pod biustem, ponieważ poprzednie ubranie nie było na tyle długie, żeby przykryć go w całości.
Lauren sięgnęła raz jeszcze do czarnego paska, który utrzymywał jasne, wyglądające jak sprane, jeansy, które sięgały jej talii na tyle dobrze, że nie pokazywała nie wiadomo ile skóry brzucha, a poza tym żadne skrawki materiału nie odstawały jej na plecach — to były jedne z niewielu spodni, które potrafiły pomieścić tyłek Jauregui i jednocześnie być jako tako dopasowane w talii, która może nie należała do najszczuplejszych, ale nie była na równi z szerokością bioder.
— Przecież mam jasne spodnie — wzruszyła ramionami do przyjaciółki na drugiej stronie linii po zmierzeniu cienkich botek na całkiem wysokim słupku.
— Nie zmienia to faktu, że większość twojego stroju jest w czarnym kolorze — Lauren wywróciła oczami, trącając jednocześnie palcami choker, który ściśle, choć nie za mocno, przylegał do jej szyi z zawieszką, która miała w samym środku pokaźnych rozmiarów diament. — Swoją drogą, czemu tak się stresujesz?
Jauregui zmarszczyła brwi.
— Nie stresuję — odpowiedziała natychmiastowo, przystępując z nogi na nogę. — Dlaczego niby miałabym się stresować?
Tia, pomijając pierwszorzędnie to, że wszelki romantyzm przy innych nie był broszką Lauren, nie było w tej randce nic strasznego.
Och, i drugorzędnie, przecież wychodziły na prostą, więc...cóż, nie powinna chodzić na palcach wokół niej, prawda?
I, umm, Lauren próbowała odsuwać od siebie myśl, że Camila faktycznie przekonała się co do ich pomysłu sprzed tygodnia, aby powtórzyć poprzednie kroki, które spartaczyły — wliczając w to seks.
Tak, Lauren nie miała żadnych powodów do stresu.
— No nie wiem, ty mi powiedz. Nie jestem z wami na co dzień.
— To zwykła randka.
— Wcześniej nie musiałaś się fatygować i zamieniać autem z Chrisem.
— Zrobiłam to dlatego, że tak będzie wygodniej. Tłumaczyłam ci to.
— Rozumiem koncept, ale wcześniej aż tak się nie angażowałaś. Co masz w planach? Uwieść ją?
— Ally!
— Dobra, jak chcesz, nie dziel się misternym planem.
— Nie mam żadnego misternego planu — Lauren sapnęła głośno, dopinając najpierw diamentowe kolczyki, a następnie bransoletkę na lewym nadgarstku. — Czas na mnie, muszę jechać po Camilę.
— Jasne, tylko się zabezpiecz, nie jestem gotowa na bycie ciotką — Jauregui rozchyliła usta w szoku na słowa przyjaciółki. — Swoją drogą, wiedziałaś, że te wszystkie ciotki przepieprzają najwięcej kasy w każde odwiedziny dzieciaków? Wydałabym majątek.
— Żegnam, Ally!
—
Lauren przesunęła dłonie po udach, cierpliwie czekając na przyjście Camili. Z niewyjaśnionego powodu, spociły się jej ręce — co prawda nie było to tragiczne, ale wcześniej nie miała takich tendencji. Coś zdecydowanie wisiało w powietrzu, przedtem nie doskwierała jej tak nerwowa atmosfera przy wizji spotkania z Alfą.
Starsza kobieta podskoczyła w miejscu, uderzając kolanem o spód kierownicy, kiedy drzwi od strony pasażera niespodziewanie się otworzyły i znajomy zapach rozniósł się po niewielkiej przestrzeni, którą zaczęły ze sobą dzielić. Camila uśmiechnęła się do Lauren, zanim nerwowo zerknęła przez okno po swojej stronie, kręcąc przy tym głową.
— Wszystko dobrze? — Jauregui odezwała się jako pierwsza.
— Um, tak, po prostu jest u nas mama i sprawdzałam, czy nie będzie zachowywała się jak szpieg i patrzyła przez balkon.
— Zerkanie raczej nie zrobi krzywdy — starsza uniosła brew. — Co najwyżej bym jej pomachała.
Głowa Alfy gwałtownie odwróciła się w kierunku kobiety z wyraźnym przerażeniem na twarzy. Tuż po tym gorączkowo nią pokręciła i niemal zasłoniła ramionami okno, przez które Lauren mogłaby mieć możliwość wykonania wspomnianego gestu w stronę Sinuhe.
— Chryste, nie, proszę.
Lauren zmrużyła powieki.
— Wstydzisz się mnie?
— Nie, nie! — Oczy Cabello gwałtownie się otworzyły. — Po prostu... Mówiłam ci już, że, umm... Ona jest... Moja mama, umm...
— Hej, spokojnie, tylko żartowałam — starsza poklepała delikatnie napięte udo drugiej brunetki, zanim postanowiła ruszyć z miejsca samochód. — Pamiętam, co mi mówiłaś o twoich rodzicach. Wolisz trzymać ich w niewiedzy, żeby nie próbowali za bardzo ingerować. Im mniej wiedzą, tym lepiej.
— Uch, ale to nie tak, że...umm, to wynika z tego, że się wstydzę. Mam na myśli, um, ciebie. Bardziej ich i reakcji, które mogłyby nadejść, szczerze mówiąc — zaczęła pośpiesznie, choć nie do końca składnie wyjaśniać, jednocześnie zapinając pas bezpieczeństwa na swoim miejscu pasażera. — Gdzie będziemy jechały? To inny samochód.
— Rozumiem, chcesz uniknąć wścibstwa i ewentualnie zawstydzających sytuacji. I to jest kompletnie w porządku, Camila — Lauren przełknęła nerwowo ślinę, gdy zaczęła myśleć nad odpowiednim doborem słów do pytania Alfy. — Dowiesz się na miejscu, gdzie będziemy. Mamy tak jakby dwie lokalizacje. Do tej, do której jedziemy teraz, potrzebowałam innego samochodu.
— Twój samochód wydaje się większy. Znaczy ten, którym zazwyczaj jeździsz.
— Ten nie jest mój. Zamieniłam się z bratem.
— Och? — Camila spojrzała na Lauren, która nerwowo pokręciła się na swoim miejscu, kiedy czekały na światłach. — Wszystko dobrze?
Starsza brunetka mimowolnie spojrzała we wsteczne lusterko przed wszczęciem jazdy.
— Ogólnie to tak.
Alfa uniosła ciekawsko brew.
— A mniej ogólnie?
Lauren przesunęła lewą dłonią po włosach, zaczesując je jeszcze bardziej do tyłu w nerwowym tiku.
— Pamiętasz, jak mówiłam ci, że będę się bardziej starała?
— Oczywiście.
— Cóż, staram się to robić, ale nie sądziłam, że przez to ciągłe zastanawianie się, co powinnam zrobić, aby było dobrze, stanę się tak nerwowa.
— Dlaczego się denerwujesz? Przecież to tylko ja. Znasz mnie.
— Wcześniej... — Jauregui urwała na moment, żeby znaleźć wystarczająco dobre słownictwo. — Wcześniej zdawałam sobie sprawę, że nie mam wiele dobrego przy sobie, bo za szybko wszystko ode mnie uciekało, więc nigdy, tak na dobrą sprawę, nie musiałam się bardzo starać. Próbowałam w jakimś stopniu, oczywiście, ale za każdym razem wychodziło na to, że jestem naiwna i teraz... Teraz jest inaczej — starsza oblizała nerwowo usta, nie odważając się, aby spojrzeć na Cabello. — Wiem, że mam przy sobie coś dobrego... Kogoś dobrego i żeby tego nie schrzanić, muszę się naprawdę postarać, a samo to w sobie w takim, umm, stopniu jest nowe.
— Też tak miałam — tym razem Lauren spojrzała na Camilę, zaskoczona swobodą w tonie przy tej wypowiedzi. — Byłaś taka... Cóż, wciąż taka jesteś, oczywiście, ale dużo wcześniej byłaś dla mnie zbyt dobra, żeby być prawdziwa — Alfa zaczęła nerwowo przeplatać między sobą palce i co jakiś czas na nie zerkać, czyli jednocześnie na swoje uda, bo tam trzymała dłonie. — Byłaś i wyrozumiała, i dobra, i bardzo kochana... Jest tego więcej, rzecz jasna, ale sęk w tym, że było i jest w tobie tak wiele dobrych cech, że też na samym początku denerwowałam się spotkaniami z tobą, w jakiejkolwiek formie, ponieważ bałam się, że zrobię coś nie tak, powiem za dużo i, umm, i znikniesz — zacisnęła na moment wargi. — Nadal się nimi denerwuję od czasu do czasu i szczerze wątpię, żeby mi to przeszło, więc...rozumiem twoją nerwowość. Ale w jakimś stopniu można się do niej przyzwyczaić i znaleźć dużo komfortu. Potrzeba czasu i dużo przekonywania siebie, że...że to irracjonalne, aby druga osoba odeszła przez jakieś głupie potknięcia po włożeniu takiej ilości czasu, nerwów, wszystkiego w budowanie relacji.
To nie pierwszy raz, kiedy Camila mówi coś, co całkowicie zatyka Lauren. Jednak nie zmieniało to faktu, że starsza brunetka nie potrafiła i tym razem odnaleźć jakichkolwiek słów, które dałyby sensowną odpowiedź albo chociaż krótki komentarz.
— I nie musisz przejmować się tym, czy miejsce, do którego teraz jedziemy będzie wystarczająco dobre. Nawet jeśli jedziemy teraz, żeby wziąć lody czy jakieś jedzenie na wynos, wciąż bym się cieszyła, bo zależy mi na tym, aby spędzić z tobą czas, trochę porozmawiać, ogólnie przebywać z tobą przy wolnym czasie. Miejsce nie ma dla mnie takiego znaczenia ani to, co w danej chwili robimy.
Alfa ponownie zerknęła na Lauren, która tym razem — na szczęście — delikatnie się uśmiechała.
Camili nigdy nie znudzi się widok tej kobiety — bez względu na to, czy patrzy na nią bezpośrednio, czy z jakiegoś innego kątu. Zarówno profil, jak i twarz w poprawnym kontakcie była piękna, przykuwała uwagę i Camila po prostu momentami nie potrafiła oderwać od niej oczu. Przeważnie starała się obserwować starszą, kiedy nie skupiała na niej uwagi, ponieważ nie chciała wyjść na jakiegoś dziwaka czy wprawić ją w dyskomfort. Niektórzy przecież mają nawyk do pytań w stylu: "Mam coś na twarzy?" albo "Jestem brudna?", ponieważ wpatrywanie się przez długi czas wydaje się im niecodzienne. Nie pomyślą, że ktoś obserwuje, bo najzwyczajniej na świecie podziwia urodę. Albo adoruje. Tylko z daleka.
Gdyby tak o tym pomyśleć, Camila bardzo często adorowała Lauren z daleka.
— W takich chwilach mam nieodparte wrażenie, że powinnam cię schować przed innymi ludźmi — słowa Lauren zgrały się z przynoszącym komfort gestem ze strony Cabello, jakim było kilkukrotne pogłaskanie zakrytego czarnym, prześwitującym materiałem ramienia oraz części prawej łopatki. — Jesteś za dobra na ten świat, kochanie.
Alfa nieśmiało przekręciła głowę, żeby spojrzeć na drogę i powolnie zabrała dłoń. Zacisnęła wargi, nie mając pojęcia, co mogłaby powiedzieć. Do teraz nie potrafiła przyzwyczaić się do podobnych tekstów od starszej, a ponadto nigdy nie wiedziała, jak reagować na pieszczotliwe określenia z jej strony.
Nie miała nic przeciwko nim, oczywiście — to byłby absurd — ale zwyczajnie jej umysł nie potrafił podpowiedzieć czegoś sensownego.
Camila nigdy nie była dobra w słowach — a może raczej nie była dobra w grze słów, która chyba powinna występować w ich relacji, poprzez użycie podobnych określeń na drugą osobę.
To było tak, jakby Cabello nie nadawała się do wymyślenia czegoś sensownego.
Może więc adorowanie z daleka nie było aż tak dziwacznym zachowaniem, które miała w zwyczaju ukazywać?
—
— Jestem zdezorientowana. Dlaczego jesteśmy na pustkowiu i dlaczego jest tu tyle samochodów?
Pomimo braku odpowiedzi, Camila obeszła razem z Lauren pick-up'a Chrisa. Starsza kobieta otworzyła wejście na skrzynię ładunkową lub pakę — jak kto woli nawać tył tego auta — po czym wskazała gestem dłoni, aby na nią weszła.
Alfa zerknęła podejrzliwie na kilka przedmiotów, które znajdowały się na czarnej powierzchni. Było tam kilka toreb, coś dużego i zawiniętego w rulon, jednak mimo wszystko było na tyle ciemno, że nie mogła określić co jest czym.
— Zaraz się zacznie — popędziła ją Jauregui, wchodząc tuż za młodszą na pakę. — Zastanawiałam się nad tym, gdzie twoje rodzeństwo mogło cię nie zabrać i doszłam do wniosku, że może...może z tym się jeszcze nie spotkałaś.
Cabello bez słowa przyglądała się temu, jak Lauren zwinnie rozwija jeden, wielki koc na podłoże, po czym wyciąga kilkanaście poduszek, jakieś przekąski, a na sam koniec zaczyna częściowo rozwijać drugi koc, prawdopodobnie do ewentualnego przykrycia.
— Chyba nie nadążam — przyznała w końcu młodsza brunetka.
— To plenerowe kino.
— Plenerowe?
— Yeah. Na tamtej wielkiej, białej konstrukcji będą wyświetlane dwa filmy na dzisiejszy wieczór.
— Och. To...takie coś istnieje?
— Jak widać. Dzisiaj jest ładna pogoda, nie będzie padać, bo sprawdzałam, więc uznałam, że może warto spróbować tutaj przyjechać i sprawdzić, czy miałaś okazję w takich warunkach oglądać film — odpowiedź została wypowiedziana luźno, jednak w środku Lauren była jednym, wielkim kłębkiem nerwów.
— Hmm... — Cabello rozejrzała się raz jeszcze po otaczającej je przestrzeni, nim zajęła miejsce przy starszej brunetce na kocu. — To coś nowego. Nie wiedziałam, że ktoś wpadł na kino w plenerze — zerknęła kątem oka na starszą — ale ma to swój urok — zwróciła uwagę, zerkając na niebo, które przybierało granatowy kolor. — Dziękuję, że mnie tu zabrałaś.
Jauregui machnęła ręką, jakby to nie było nic takiego, choć w duchu cieszyła się, że pomysł w jakimś stopniu spodobał się Alfie. Chociaż na chwilę mogła się odprężyć poprzez oparcie pleców na stosie poduszek, zanim na nowo zaczęła grzebać we wcześniej przygotowanej torbie, aby wyciągnąć więcej przysmaków oraz napoje. Mimo wszystko nie chciała przez następne dwie i pół godziny głodzić brunetki. Mogły zjeść coś względnie lekkiego przed odwiedzeniem drugiej lokalizacji, która jeszcze bardziej wzbudzała nerwy w starszej z kobiet.
— Mówiłaś o dwóch filmach — zagadnęła Camila, układając się na poduszkach podobnie, co Lauren. — Wiesz, jakie to są i ile trwają?
— Jeden romans, drugi horror. Nie oglądałam ich wcześniej. I są krótkometrażowe, nie licząc reklam. Będziemy tutaj mniej więcej dwie i pół godziny, zanim pojedziemy dalej.
— Dalej? — Uniosła brwi. — Och, no tak, mówiłaś o dwóch miejscach.
Lauren uśmiechnęła się krótko, z wargami trwale do siebie przyciśniętymi. Nie mogła wyzbyć się nerwów, pomimo tego, że pomysł, na który wpadła musiał jakoś spodobać się brunetce siedzącej obok.
— Co otwieramy jako pierwsze?
Cabello przechyliła głowę i zmrużyła powieki, przyglądając się dwóm opakowaniom popcornu. Szczerze powiedziawszy, nie miało dla niej znaczenia, które otworzą, więc wskazała na ten, który znajdował się w prawej dłoni Lauren, po czym sama zakryła je kocem, gdy pierwsze reklamy pojawiły się na jasnej konstrukcji.
W dużej mierze to było głupie, że Jauregui stresowała się nawet w takim momencie — ledwie stykała się ramieniem z Camilą, a nerwy dawały o sobie znać, jakby robiła nie wiadomo co. Trudno było zlokalizować więcej niż to jedno źródło takiej reakcji. Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że musi się postarać — a może raczej, że powinna — więc co jeszcze mogłaby doliczyć do powodów stresu?
To nie tak, że Camila z łatwością wyśmiałaby ją za coś, wystawiła w połowie ich randki, czy zrobiła jakiekolwiek inne świństwo. Znała się z nią niemal rok, natomiast samą jego połowę spędziły na spotykaniu się poza czysto koleżeńsko-przyjacielską relacją.
Więc w czym tkwił problem?
— Dlaczego ten popcorn jest pokryty czymś brązowym? — Cabello zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła przekąskę z większego bliska, między bladymi palcami Lauren.
— Jest ze słonym karmelem.
— Z czym?
— Słony karmel — Jauregui łagodnie przekręciła głowę do brunetki. — Nie lubisz słonego karmelu?
— Nigdy nie jadłam. Słyszałam o nim, ale nigdy mnie nie skusiło.
— Żartujesz.
— Nie, właściwie to Dinah kiedyś mi o tym mówiła, ale jakoś nie mogłam przekonać się do słodkiego karmelu w połączeniu z solą.
— Słony karmel jest świetny — starsza pokręciła głową, zanim ułożyła ją na prawej części mostku młodszej, w jakimś stopniu przytulając się do jej ciepłego ciała. — Może to czas, żeby się przełamać i spróbować nowego smaku?
— Hmm — brązowe oczy uważniej przyjrzały się twarzy Lauren — próbowałaś już ich?
— Tak, przed chwilą i są do...
Lauren nie dokończyła zdania, które miało na celu potwierdzić, że przekąska faktycznie jest smaczna i warta próby, ponieważ szczupłe, ciepłe palce zwinnie chwyciły jej brodę, a następnie nakierowały jeszcze bardziej w stronę twarzy Camili, która sekundę później pochyliła się i przytknęła swoje usta do ust Jauregui.
Zaskoczona kobieta oczywiście odwzajemniła pocałunek, który początkowo był zwykłym, kilkukrotnym muśnięciem. Co prawda, nie było to nic takiego, ale Camila nie miała w zwyczaju afiszować się w miejscach publicznych, a jednak w takowym obecnie się znajdowały.
Zdziwienie starszej sięgnęło wyższego stopnia, kiedy brunetka zahaczyła czubkiem języka o jej dolną wargę, dając niemą prośbę o pogłębienie pocałunku. Jauregui nie byłaby sobą, gdyby przerwała między nimi taką drobną przyjemność — z niewielkim uniesieniem kącików ust, rozchyliła wargi, wskutek czego chwilę później poczuła miętowy posmak.
Lauren uniosła nieznacznie wyżej głowę, aby zarówno ona, jak i Camila nie miały niewygodnej pozycji przez przekręcenie się w stronę drugiej. Gdy tylko napięcie w szyi odrobinę ulżyło, starsza kobieta sięgnęła prawą dłonią do mostku Alfy, który częściowo zakrywała jasnoniebieska koszula. Bardzo delikatnie przesunęła po aksamitnym materiale w górę, do ostatniego zapiętego przez brunetkę guzika, po czym napotkała chłód bijący od drobnego, złotego wisiorka, który dopełniał dzisiejszy wizerunek.
Biorąc wdech przez nos, aby nie przerywać pocałunku, Lauren skierowała dłoń bardziej na prawą stronę, nieznacznie pod materiał koszuli, przez co koniuszki palców doznały kontaktu z gorącą, opaloną skórą. Nie zamierzała niczego sugerować ani w jakikolwiek sposób dobierać się do Cabello, po prostu chciała być odrobinę bliżej. W końcu nieustannie — a właściwie to coraz mocniej — czuła, że wszelki kontakt z jej ciałem, nawet tak prosty wbudza zrówno komfort, daje spokój, jak i pobudza organizm. Momentami się to wykluczało, to prawda, i było przez ten fakt dezorientujące, jednak na koniec dnia okazywało się również uzależniające, dlatego przy takiej okazji, kiedy akurat się całowały, tak niegroźny ruch była akceptowalny.
— Mm... — z przymkniętymi powiekami, Cabello raz jeszcze przesunęła czubkiem języka po centrum dolnej wargi Jauregui, przed nieznacznym odsunięciem się od jej twarzy, przerywając jednocześnie wszelki kontakt ust do ust. — Może przekonam się do tego słonego karmelu.
— Co?
Lauren została momentalnie przywołana do rzeczywistości. Po słowach Camili natychmiastowo otworzyła oczy, napotykając jej łagodne i czułe spojrzenie.
— Myślałam, że będzie bardziej słony. Ale może to dlatego taki słodki, bo z twoich ust.
To nie był pierwszy raz, kiedy Camila, która "nie" potrafiła flirtować powiedziała coś podobnego, zatykając starszą kobietę na tyle, że patrzyła na nią albo uciekała wzrokiem z poczerwieniałą twarzą. Bo przecież...kto w normalnym życiu mówił coś takiego?
Teraz nie było inaczej, Lauren wybrała, co prawda, schowanie twarzy pod brodą młodszej, jednak nie umknął ciemnym oczom rumieniec, który momentalnie ożywił wcześniej blade policzki. Z perspektywy Camili takie zachowanie miało swój urok — generalnie zauważyła już wcześniej, że Jauregui lubiła uchodzić za osobę, po której nie pozna się emocji. Można by rzecz, że był to swego rodzaju mechanizm obronny jeszcze przed tym, jak ktoś zdecyduje się ją zranić albo sprawić jakąś przykrość.
Takie chwile, jak ta dawały Alfie nadzieje na to, że Lauren przestanie tak bardzo się ukrywać. Obiecała jej, że postara się otworzyć, ale przecież nie musiała robić tego słownie. Takie reakcje również były swego rodzaju spełnieniem obietnicy, która ciągnęła się od jakiegoś czasu. Camila lubiła wmawiać sobie, że starsza brunetka nie zachowuje się w ten sposób na komplement od kogoś innego.
Może było to naiwne, ale wprawdzie pomagało leczyć ciągłą niepewność co do stałości ich relacji.
Delikatne, niemal łaskoczące przesunięcie przedłużonymi paznokciami po mostku, tuż pod koszulą, wybudziło Cabello z ponownego zamyślenia. Niestety — a może i nie — zdarzało się to często, gdy chodziło o Lauren.
Alfa westchnęła cicho i oparła nieznacznie brodę o głowę Jauregui, przelotnie sprawdzając, czy reklamy nadal są wyświetlane na jasnej konstrukcji.
Na szczęście film jeszcze się nie zaczął.
— Mówiłam ci, żebyś przestała to robić — wymamrotała starsza.
— Co takiego?
Camila zamknęła powieki, pozwalając sobie na chwilę relaksu przy tak bliskiej obecności Lauren. Nieznacznie uśmiechnęła się pod nosem, czując charakterystyczny zapach jej perfum, do których przyzwyczaiła się na tyle, że dają wrażenie komfortu — nawet jeżeli starszej kobiety nie ma w danym pomieszczeniu, po ich woni potrafiła poczuć się lepiej.
— Flirtować. Zawsze powtarzasz, że tego nie robisz, ale za każdym razem wychodzi co innego.
— Nie zdaję sobie z tego sprawy — przyznała szczerze Alfa. — Ale twoje reakcje mają swój urok. Czasem trudno się powstrzymać przed powiedzeniem czegoś, Lauren.
Jauregui kiwnęła łagodnie głową, przed uniesieniem jej, aby skrzyżować spojrzenie z brunetką. Uśmiechnęła się półgębkiem, po czym kilkukrotnie przesunęła dłonią, która nadal znajdowała się na nagiej części mostku, po gorącej i aksamitnej w dotyku skórze. Pomimo tak często powtarzających się sytuacji, co ta przed chwilą, wciąż nie potrafiła znaleźć dobrej drogi do tego, aby jakoś zareagować.
— Postaraj się pamiętać, że nie potrzebujesz żadnego powodu, aby mnie pocałować, Camila, w porządku?
Młodsza zacisnęła odrobinę wargi i ledwie zauważalnie pochyliła głowę.
— Staram się — głos Alfy wyszedł niemal jako szept. — Czasami tylko ta nerwowość...ten stres, o którym mówiłam ci w samochodzie, wraca. I, um... Wtedy zaczynam za bardzo nad wszystkim myśleć i, uch, próbuję znaleźć powody.
To nie była pierwsza taka wzmianka. Lauren już dawno temu zauważyła, że w niektórych momentach Camila, tak jakby, szukała pretekstu, żeby ją pocałować już w tym czasie, kiedy zaczęły się spotykać. Liczba takich sytuacji namnożyła się na przestrzeni miesięcy do tego stopnia, że któregoś razu zwróciła jej uwagę.
Camila faktycznie przyznała, że przez swoją tendencję do przejmowania się wszystkim traci grunt pod stopami i momentami miewa wrażenie, że nie powinna pocałować Lauren w jakiejś chwili. Oczywiście w oczach Jauregui było to absurdem — nawet jeśli sama nie afiszuje się z tego typu interakcjami, nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Cabello ją pocałowała.
Co więcej, podczas ich rozmowy wynikło, że czasami mogłoby wyjść im na dobre, gdyby nie kryły się ze wszystkim. W końcu samo to, że czują się swobodnie wśród innych z typowymi względem siebie gestami oraz zachowaniami dawało jakąś dawkę pewności, że między nimi jest coś konkretnego. Takie ukrywanie się, w perspektywie czasu, mogłoby doprowadzić do spięć o to, że któraś z nich wstydzi się drugiej albo nie jest gotowa na to, aby robić kolejne kroki w przód.
— Camila, kochanie... — głos Lauren był, jak zwykle, łagodny. — To tylko ja. Znasz mnie, prawda? — Poczekała na kiwnięcie przez Cabello głową dla potwierdzenia. — Naprawdę nie potrzebujesz powodu, żeby mnie pocałować. Ale jeśli czasami masz takie wrażenie, może daj mi znać?
— Znam, znam... — Alfa przekręciła odrobinę głowę, muskając szczęką wierzch bladej dłoni, który znajdował się po lewej stronie jej mostku. — Postaram się. Ale, umm...chciałabym, żebyś też wiedziała, że możesz ze mną porozmawiać. Jeśli czymś się denerwujesz czy stresujesz, nie wyjdziesz w moich oczach źle, jeżeli mi o tym powiesz. Przynajmniej wiedziałabym wtedy, żeby bardziej zadbać o twój komfort skoro jest taki moment, w którym nie czujesz się do końca pewnie. Nie chciałabym, żebyś chodziła przy mnie na palcach albo nienaturalnie milczała z powodu odczuć, o których przed chwilą wspomniałam.
— Wszystko sprowadza się do komunikacji — palce Lauren musnęły wystający obojczyk.
— Mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie łatwiej.
Starsza uśmiechnęła się delikatnie, zanim uniosła wyżej brodę, żeby tym razem jako pierwsza zainicjować pocałunek. Jauregui nie przyznałaby tego na głos, ale było coś bardzo uzależniającego przy tak prostej interakcji między nią a Camilą.
Może było to za sprawą tego, że młodsza brunetka zawsze obchodziła się z nią delikatnie. Może było to też za sprawą tego, że wzbudzała tak duży komfort swoją osobą. A może było to również za sprawą tego, że poza komfortem zbudowały całkiem stabilne zaufanie między nimi i pomimo braku wypowiadania się na głos w tej kwestii przez starszą, wiedziała, że relacja, w której znajdowała się obecnie była najszczerszą, jaką dotąd miała.
— Lesby!
Lauren odwróciła pośpiesznie głowę, kiedy Camila znacząco się odsunęła, przerywając kolejny pocałunek. Jasne oczy prześledziły spowity półmrokiem teren, dopóki nie napotkała grupy — jak się okazało — nastolatków, która spoglądała bezpośrednio na nią. W dodatku złożona z płci przeciwnej.
Domyślając się, z kim ma do czynienia, wyprostowała się i odsunęła dłoń od mostka młodszej brunetki z uniesioną brwią oraz bardziej wysuniętą brodą. Lauren wiedziała, że często potrafiła odrobinę wystraszyć, gdy tylko tego chciała. Banda gówniarzy, jej zdaniem, bazując na tekście, który usłyszała, z pewnością prędzej czy później dozna takiego odczucia.
— Nie przejmuj się nimi, kochanie — powiedziała do Cabello, głaszcząc jej ciepłe udo w tym samym momencie, w którym udało się starszej złapać kontakt wzrokowy z jednym z chłopaków. Najprawdopodobniej był to ten, który rzucił wcześniejszym określeniem, ponieważ z całej zgrai, cieszył się najszerzej.
— Lesby nie mają tutaj wstępu!
Lauren uniosła jeszcze wyżej — choć wydawałoby się, że nie jest to już możliwe — brew, zanim wstała z miejsca, zostawiając za sobą Camilę, która nie wiedziała, co powinna zrobić. Nigdy nie zwrócono im uwagi, bo faktycznie nie okazywały sobie czułości publicznie i kiedy teraz ten jeden jedyny raz to zrobiły — co prawda w zaciszu — ktoś obcy miał już coś do powiedzenia.
Tak szczerze powiedziawszy, Camila poczuła się strasznie nieswojo, niekomfortowo i przede wszystkim głupio, bo może faktycznie ktoś nie życzył sobie takich widoków.
Jauregui z drugiej strony nie miała problemu z uciszeniem nastolatka, ponieważ ich samochód znajdował się przed nimi, a nie obok ani za, żeby faktycznie wystawiały się komuś na widok. Wybrały jedno z najlepszych miejsc, z wystarczającym odstępem od pozostałych, żeby przeprowadzić nawet swobodną rozmowę bez zaburzania spokoju.
— Wstępu nie mają ci, którzy drą się podczas seansu w niestosownych momentach, co właśnie robisz. Radzę się uciszyć i skupić na ekranie przed sobą, zamiast obserwować wszystkich dookoła, zwłaszcza osoby za tobą, bo jest to zarówno niepokojące, niekulturalne, co irytujące — Lauren nonszalancko wsunęła dłoń do przedniej kieszeni jeansów. — Jeszcze raz coś od ciebie usłyszę w moim kierunku, a zgłoszę to ochronie i wyjedziesz stąd szybciej z całą swoją zgrają niż znalazłeś miejsce do zaparkowania.
Chłopak, któremu powiedziała to bez przerwania kontaktu wzrokowego bardzo szybko zrobił jakże dojrzałą reakcję, zwłaszcza przy buczeniu kolegów — wysunął środkowy palec w stronę Jauergui.
— Woah, nie dziw się, że zamiast być tutaj z dziewczyną albo chłopakiem, przyjechałeś z kumplami przy takim infantylnym zachowaniu. Pokazałeś kulturę — pokręciła zrezygnowana głową, chociaż wyraz twarzy nadal pozostawał ostry. — Przy innej, mniej niepokojącej przez dziwaczną obserwację, okazji weź przykład z innych par. Może nauczysz się czegoś pożytecznego, zamiast ponawiać próby zaimponowania kolegom homofobicznym zachowaniem.
Po ostatniej wypowiedzi, Lauren zajęła miejsce z powrotem, uśmiechając się pod nosem, kiedy jakaś para przytaknęła na jej słowa, wskutek czego kumple tego cwanego nastolatka zabuczeli po raz ostatni, a samo źródło zamieszania zwróciło się w stronę ekranu.
Camila, która dotychczas nie powiedziała ani słowa, wyprostowała bardziej plecy, kiedy przy zajmowaniu miejsca przez starszą, wybrała ona miejsce między jej udami, zamiast bezpośrednio obok, gdzie miała wcześniej ugrzane miejsce. Przełykając ślinę, sięgnęła delikatnie dłońmi do szczytu ramion zakrytych czarnym, prześwitującym materiałem i kilkukrotnie je pogłaskała.
— Nie przejmuj się nimi — Lauren odwróciła głowę tak, aby spojrzeć na twarz młodszej brunetki. — Banda kretynów, nic więcej — ponownie sięgnęła do zakrytego uda Alfy i przesunęła po nim dłonią przed łagodnym ściśnięciem w kojącym geście.
— Po tym, co im powiedziałaś wątpię, żeby któryś odważył się ponownie odezwać — odpowiedziała cicho Alfa, nie odrywając dłoni od bladych ramion. — Ale mimo wszystko taka sytuacja nie miała wcześniej miejsca...
— To banda kretynów — powtórzyła starsza brunetka. — Nie przyjmuj tego do siebie.
Camila słabo się uśmiechnęła.
— Chyba lepiej znosisz takie sytuacje ode mnie.
— Kochanie, o czym ty mówisz? — Jauregui przekręciła jeszcze bardziej głowę oraz odrobinę ciało, żeby być niemal twarzą w twarz z Cabello. — Może to niefortunny zbieg okoliczności, przyznaję, ale to nie znaczy, że powinnaś przyjmować do siebie komentarze dzieciaków i cofać się w tył albo cokolwiek zmieniać. Mówiłam ci, że nie potrzebujesz powodu, żeby mnie pocałować.
— Wiem, po prostu... — Alfa pochyliła odrobinę głowę. — Ten jeden raz uznałyśmy, że nie ma co przejmować się obcymi obok nas i już pojawił się problem. To jest...umm, nie poczułam się z tym komfortowo. Mam tutaj na myśli, samo to, że został wypowiedziany jakikolwiek komentarz, nie chodzi mi bezpośrednio o ciebie.
— Rozumiem — Lauren powoli oparła plecy o klatkę piersiową Cabello, po czym przyłożyła swój policzek do policzka kobiety, chłonąc jego przyjemne ciepło. — W odróżnieniu od ciebie przyjmuję coś takiego bardziej na chłodno, bo jednak... Cóż, nigdy nie uciekniemy przed jakimiś homofobicznymi komentarzami, co nie? Łatwo jest mówić, ale myślę, że jest trochę prawdy w tym, żeby znieczulić się na takie sytuacje, inaczej stworzą niepotrzebny mętlik w głowie.
— To brzmi rozsądnie. Wcześniej nie miałam z czymś takim styczności — Camila zerknęła znacząco na starszą, przypominając niejako, że przecież wcześniej nie spotykała się z nikim — ani mężczyzną, ani kobietą — więc przy tym drugim wariancie nie miała żadnej możliwości, aby zetknąć się z homofobią na własnej skórze.
— Rozumiem, naprawdę. Na początku też ciężko mi było się znieczulić, poniekąd, bo jednak ktoś bezpodstawnie wyraża się tonem, który jest krzywdzący, mimo że właściwie nic złego nie robiłam. Przy dobrym nastawieniu przestawisz się i faktycznie komentarze nie będą do ciebie docierały w taki sposób, w jaki ta druga osoba by chciała dla własnej satysfakcji — sięgając lewą dłonią do twarzy młodszej, Jauregui pogłaskała wielokrotnie wolny policzek. — Ale dobrze by było, gdybyś dawała mi znać tak, jak teraz, kiedy coś jest nie tak, w porządku?
Camila kiwnęła głową, na co Lauren zareagowała mocniejszym wtuleniem się w jej ciało. Po drobnym pocałunku w najbliższy kącik ust, zwróciła się razem z młodszą w stronę ekranu, sięgając jednocześnie po paczkę popcornu w słonym karmelu, bo licznik w dolnym rogu jasnej konstrukcji pokazywał, że zaraz rozpocznie się pierwszy seans.
Alfa dostrzegając to razem z Jauregui, zsunęła dłonie po długości ramion brunetki, ostatecznie pozostawiając je luźno owinięte wokół jej talii. Pomimo chwilowego konfliktu, obecność kobiety, w dodatku tak blisko, zawsze była uspokajająca — cóż, była również rozbudzająca, jednak w tej konkretnej sytuacji koiła wcześniej wzburzone emocje. Z Lauren, tak właściwie, nie musiało minąć dużo czasu, aby relaks przemawiał przez ciało Cabello, a fakt, że próbowała ją rozbawić, podając własnymi palcami popcorn — na ślepo, czasami trafiając w policzek albo nos, zanim przesunęła dłoń w kierunku ust — było niebywale ujmujące.
—
— Trudno mi uwierzyć, że udało nam się tutaj wejść — komentarz Camili sprawił, że idąca przed siebie Lauren lekko się uśmiechnęła. — Sprawdzałyśmy to miejsce i rezerwacje były na następne dwa miesiące.
— Mam swoje sposoby — odpowiedziała starsza, kiwając jednocześnie głową do kelnera, który wskazał odpowiedni stolik do zajęcia.
Ku zadowoleniu Jauregui, faktycznie trafił im się, jak było to obiecywane, ustronnie ulokowany. Cały lokal miał przygaszone światła na sali, a część, w której się znajdowały nie dość, że utrzymywała dystans między kolejnymi miejscami, to posiadała zabudowanie, które dawało jeszcze więcej prywatności. Mimo wszystko, nie można odjąć temu miejscu ciepłego klimatu, bo takie było.
— Jest lepiej niż na zdjęciach — odezwała się raz jeszcze Alfa po zajęciu miejsca, kiedy to ostatni raz się rozejrzała przed zwróceniem uwagi na brunetkę zajmującą siedzenie naprzeciwko. — Jak ci się udało?
— Spłacono mi przysługę — Lauren wzruszyła ramionami. — Po twojej minie domyślam się, że wybrałam dobry lokal?
Ciemne tęczówki raz jeszcze rozejrzały się po odrobinę zamkniętej, intymnej przestrzeni, którą dzieliły przy stoliku.
— Każdy lokal byłby dobry. Wiesz, że chodzi mi o spędzenie z tobą czasu. Ale...umm... — potarła bok szyi prawą dłonią. — To bardzo miły gest, że postanowiłaś przyjechać tutaj ze mną.
Lauren posłała Alfie znacznie szerszy uśmiech, zanim obie skupiły się na kilka minut na kartach, które zostały zaproponowane przez kelnera. Nie obyło się przy tym bez drobnej sprzeczki — żadnej poważnej — na temat tego, że Jauregui nie musi zamawiać wegetariańskiej opcji dla siebie, tylko dlatego, że Camila nie jada mięsa.
Oczywiście Lauren wygrała, tak czy siak, bo pomimo tego, że znjadowały się w koreńskiej restauracji, która szczyciła się daniami BBQ, karty menu miały długą listę dań bezmięsnych, więc właściwie nie traciła nic — była pewna, że się naje, więc dlaczego by sobie tej opcji odmówić?
— Jak ci minął dzień w pracy? — Zapytała starsza brunetka po tym, jak kelner przyjął od nich zamówienie. — Nie chciałam pytać podczas seansu. Wydawałaś się bardzo wkręcona w filmy. Cóż...pomijając to, że drugi oglądałaś przez moje ramię i szczerze wątpię, abyś dużo faktycznie obejrzała, bardziej usłyszała.
Policzki Alfy pokryły się drobnym rumieńcem.
— W pracy całkiem dobrze, a odnośnie filmu...horrory nie są moim ulubionym gatunkiem, tak po przemyśleniu. Dziwi mnie, że ty się nie wzdrygnęłaś. Mogłabyś chociaż raz.
— Ten horror był zabawny — pokręciła głową z lekkim śmiechem. — Mina tej opętanej kobiety była podoba do mojej rano, kiedy jestem niewyspana.
— Nie mów tak... — wymamrotała Cabello, momentalnie spoglądając na dłonie, które ułożyła na obszernym blacie. — Jesteś piękną kobietą — dodała znacznie ciszej, czując się odrobinę onieśmielona faktem, że Lauren patrzyła bezpośrednio na nią. Choć minęło tyle czasu, praktycznie pół roku, nadal była przy niej nieśmiała, ale nie zdarzało się to tak często, jak na samym początku. — A jak tobie minęła praca? Wszystko dobrze w zespole?
Jaureugi potarła w nerwowym tiku nos, słysząc komplement ze strony młodszej. To nie był pierwszy raz, kiedy go mówiła, ale nadal wywierał ten sam efekt. A trzeba jednak przyznać, ktoś taki, jak Lauren nie dawał się czułym słówkom, odpowiednio dobranym słowom. Mimo to, Camila za każdym razem ją ujmowała — może też było coś w tym, że nieśmiało wypowiadała te wszystkie rzeczy, co dawało większe poczucie dla starszej, że jest to mówione szczerze. Aczkolwiek są to tylko domysły.
— W pracy nie jest źle. Mamy trochę pracy przez wejście nowych oprogramowań, więc nie dość, że muszę jednocześnie modyfikować kilka umów z naszymi dostawcami, to mam serię nowych szkoleń.
— Wyrabiasz się ze wszystkim?
— Yeah — Lauren zmarszczyła delikatnie brwi w zamyśleniu. — Tak bardzo przyzwyczaiłam się w krótkim czasie do wracania do domu o normalnej porze, mam na myśli trzeciej albo czwartej, zamiast o dziewiątej czy dziesiątej wieczorem, że...że nie mogę zrozumieć powodu, dla którego wcześniej robiłam tyle nadgodzin.
— Cóż, pieniądze z nadgodzin zawsze się przydają. Z jednej strony robisz coś, żeby się odciążyć na inne dni, a z drugiej jednak masz jeszcze za to płacone.
— To prawda, ale nigdy nie wydawałam mnóstwa pieniędzy. W sensie, okaj, kupuję jakieś ubrania, wiadomo, bo potrzebuję formalnych kompletów do pracy, ale to też nie jest tak, że nie założę na siebie czegoś dwa razy. Poza wypadami raz na jakiś czas i regularnymi zakupami spożywczymi, rachunkami, nie mam na co wydawać, więc oszczędzam — Jauregui skrzyżowała ramiona na blacie stołu, wędrując wzrokiem po opalonej twarzy młodszej. — Nie odczuwam teraz żadnej różnicy w przelewach na konto przez to, że nie robię nadgodzin. Nigdy ich chyba tak naprawdę nie potrzebowałam.
— Wydaje mi się, że to są takie okresy. Mam na myśli, mamy takie momenty, w których wolimy przesiedzieć dzień w pracy, zamiast zostawać w domu z różnych powodów. Wcześniej cieszyłam się z dużej ilości pracy, bo poza kursem firma → dom i z powrotem nie miałam co robić. Teraz zostaję dlatego, że wyznaczyłam sobie poważne zadanie, które muszę sfinalizować, ale gdybym miała wybór, dałabym sobie więcej wolnego czasu.
— Może masz rację, Camila. Zauważyłam, że zaczynam się przyzwyczajać do wolnego popołudnia.
— To dobrze. Sama wspominałaś, że i tak planujesz ten czas. Chodzisz w końcu na jogę. I zastanawiałaś się nad stretchingiem.
— Yeah, prawda — drobny uśmiech wtargnął na wargi Jauregui. — Joga była dobrym pomysłem.
— Tak? Polecasz? — Młodsza uniosła ciekawsko brew i jednocześnie skinęła wdzięcznie w kierunku kelnera, który dyskretnie przyniósł zamówione przez parę napoje.
— Właściwie to bardzo polecam. Wcześniej myślałam, że joga jest bardziej dla starszych osób, mam na myśli bardzo starych osób, nie tak starych, jak ja, żeby rozruszać kości, ale... Cóż, człowiek tak naprawdę zaczyna w końcu kontrolować swoje ciało i próbuje znaleźć równowagę. Chyba traktuję te zajęcia trochę terapeutycznie, wiesz? Bo mimo wszystko wyłączam się, nie mam przy sobie telefonu, nic mnie nie obchodzi poza tym, że muszę się skupić, aby utrzymać daną pozycję.
— To dobrze, Lauren. To twój wolny czas i nie powinna być w nim obawa, że lada moment zadzwoni ktoś z pracy i będziesz musiała do niej jechać. Albo że ktoś będzie chciał o czymś z tobą porozmawiać. Czasem dobrze pobyć ze samą sobą.
— To ostatnie raczej traktowałabym dwojako.
— Dlaczego? — Cabello przyjrzała się z zaciekawieniem twarzy starszej.
— Owszem, z jednej strony dobrze jest pobyć w swoim własnym towarzystwie, zrobić coś dla siebie. To może być bardzo zdrowe — Lauren zacisnęła na moment usta. — Ale z drugiej strony pozostawanie samemu zbyt długo, kiedy człowiek zdążył się przyzwyczaić do obecności innych ciągnie za sobą samotność. Mam na myśli, to nic złego przebywać samej, ale... Skoro już przyzwyczaiłam się do tego, że produktywnie spędzam wśród innych wolny czas, ciężej znosiłabym go, będąc bez towarzystwa.
— Rozumiem. Naprawdę rozumiem. Kiedy wyprowadziłam się na jakiś czas z domu po kłótni z siostrą, cóż, niejako kłótni... Zaczęłam czuć się samotna, chociaż zanim przyjechałam na stałe do domu nie doskwierało mi przebywanie w swoim towarzystwie do takiego stopnia. Przez przyzwyczajenie się do bycia otoczoną ludźmi moje samopoczucie znacznie się obniżyło przez samo to, że nie było nikogo w pobliżu.
Lauren jedynie uśmiechnęła się do Alfy, ponieważ kelner na nowo się wyłonił, jednak na dłużej, bo zaczął rozstawiać pierwsze dania, które mogły zjeść bezpośrednio oraz składniki, które mogły położyć na rozżarzonego zabudowanego grilla, który znajdował się po lewej stronie Jauregui, ukryty wśród desek drewnianego stolika, który zajmowały.
Postanowiła poczekać z odpowiedzią, a może żadnej nie wymyślać, bo na dobrą sprawę, Camila znowuż trafiła w punkt. Za każdym razem, bez względu na paplaninę Jauregui, potrafiła zrozumieć — i nie było mowy o zwykłym powiedzeniu "rozumiem" dla odklepania tematu. Młodsza kobieta zawsze dodawała coś więcej od siebie, pokazując, że faktycznie doświadczyła jakiejś sytuacji albo czegoś na jej podobę.
Atmosfera podczas pierwszego posiłku, który został podany w obszernych miskach, była niesamowicie przyjemna, nawet jeśli obie kobiety odzywały się zaledwie od czasu do czasu. Nie widziały się od kilku dni, aczkolwiek nie świadczyło to o tym, że powinny przegadać każdą wolną minutę. Przy tym pierwszym daniu chłonęły obecność drugiej, ciesząc się z dogodnej okazji do spotkania, nic więcej.
— Co tam masz?
Camila wyprostowała bardziej szyję, aby zerknąć na tę część warzyw, która znajdowała się bliżej Lauren na grillu. Niedawno wstawiły kilka produktów, które zostały na samym początku przyniesione przez obsługę, a ich wygląd wskazywał na to, że nadają się już do spożycia.
— Grzyby mun, chyba też shitake, pędy bambusa i, umm... — rozejrzała się po stole, poszukując tego, co nie tak dawno jadła jako dodatek. — Kimchi.
— Och.
— Zaraz będę je ściągała.
Po zaledwie dwóch, może trzech minutach, które kobiety spędziły na drobnej, mało znaczącej rozmowie podczas popijania bezalkoholowych napojów, Lauren zwinnie owinęła gotowe produkty, aby tworzyły spójną całość, po czym ułożyła je w rządku na jednym z wielu talerzy, które miały do dyspozycji.
— Masz, spróbuj — zasugerowała młodszej po zamoczeniu przekąski w sosie, którego wcześniej używała przy pomocy pałeczek. Cabello uniosła głowę znad swojego talerza w tej samej chwili, kiedy Lauren sięgnęła dłonią do jej podbródka, a następnie skierowała pałeczki z uwięzionym pomiędzy wegetariańskim pakunkiem do ust. — Nie trafię ci w nos. Przynajmniej tym razem — dodała rozbawiona, widząc zmarszczone brwi Alfy. — To nie popcorn i faktycznie widzę twoją twarz.
— Wtedy też mówiłaś, że widzisz — młodsza pokręciła odrobinę głową, zanim podstawiła podbródek dłoni kobiety i rozchyliła wargi, żeby bez problemu przyjąć jedzenie przez nią przygotowane. — Muszę przyznać, to jest dobre.
Lauren posłała Alfie spojrzenie, jasno przekazujące popularne: "A nie mówiłam?", po czym przygotowała warzywną porcję dla siebie.
— Jak po ciebie przyjechałam mówiłaś, że mama może cię obserwować. A ostatnio wspominałaś, że chciałaś ją trochę odstraszyć. Domniemam, że się nie udało...? — Jauregui zerknęła dyskretnie znad swojego talerza na Cabello.
— Na początku myślałam, że się udało, ale... Cóż, niedługo po naszym lunchu złożyła wizytę w naszym domu. A potem kolejną i kolejną.
— Jest aż tak źle? Mam na myśli, czy to źle, że przychodzi was odwiedzić?
— Moja mama nigdy nie przychodzi bezinteresownie — westchnęła cicho, zastanawiając się po krótce, jakie jeszcze podchody odkryje ze strony Sinuhe. — Niepotrzebnie jej o tobie wspomniałam.
— Och? Mówiłaś o mnie?
— Tak, znaczy, nie opowiadałam. Kiedy widziałam się z nią na lunchu to, umm, akurat to było pierwsze spotkanie od dłuższego czasu, w dodatku przejęła się moim konfliktem z DJ i zaczęła szukać na własną rękę informacji od pierwszego kontaktu — dostrzegając niezrozumienie na bladej twarzy, Alfa sprecyzowała swoją poprzednią wypowiedź. — Poczuła na mnie inny zapach.
— Och...
— Yeah, ale powiedziałam, że nie ma tego więcej robić.
— Czy postawiło cię to w jakiejś, um, niezręcznej sytuacji? Wiedza twojej mamy, mam na myśli.
— W pewnym sensie oczywiście, bo akurat wolałabym, żeby o takich rzeczach nie wiedziała, ale poza tym, że wyczuła to, o czym wspomniałam, przyszło kilka wiadomości od ciebie podczas naszego lunchu i było to już dla niej zbyt podejrzane.
— O, rozumiem. Mówiłaś jej coś konkretnego na mój temat?
Głos Lauren był, co prawda, spokojny, ale w głowie miała już alarm, podsuwający wszystkie możliwe scenariusze z typowego "spotkania z rodzicami". Jakoś nie mogła sobie wyobrazić bycie gotową na wejście w rozmowę z którymś z rodziców Cabello — to nie tak, że była jakoś uprzedzona, ale...cóż nigdy nie była przedstawiana i nigdy nikogo nie przedstawiała. Wydawałoby się, że pomimo takiego upływu czasu w relacji na poziomie spotykania się, na wizytę tego typu było zbyt szybko.
I, mimo wszystko, te kilka przykładowych scenariuszy zestresowało Jauregui.
— Tylko twoje imię, więc jednocześnie płeć, nic więcej.
— Mówiłaś, że twoja mama jest wścibska. Nie dopytywała?
— Próbowała, oczywiście, ale dałam jej do zrozumienia, że wolę zostawić informacje dla siebie, dopóki nie zechcę lub dopóki nie będę gotowa. I, umm...nie sprecyzowałam naszej znajomości. Nie chciałam, żeby snuła jakieś przypuszczenia, więc upewniłam się, żeby nie mówić nic naprowadzającego. Po prostu wie, że ktoś jest, ale nie ma pojęcia, jak relacja z tobą wygląda. To chyba...najbardziej komfortowe rozwiązanie, żeby utrzymać dobre tempo dla każdej z nas.
Jauregui ledwie powstrzymała westchnięcie pełne ulgi i słowa podziękowania za sprytne uniknięcie przyszłych propozycji na poznawczy obiad z rodzicami.
— Rozumiem.
Ciemne oczy przyjrzały się uważniej twarzy starszej.
— Czy to w porządku?
— Yeah — Lauren otrząsnęła się do rzeczywistości na dobre, odpychając resztki przykładowych scenariuszów spotkania z rodzicami młodej Cabello. — Nie sądzę, że jestem gotowa na jakiś obiad z rodzicami. Wolę...jeszcze skupić się tylko na nas, wiesz?
— Oczywiście, brałam to pod uwagę — Alfa uśmiechnęła się łagodnie, chociaż na koniec języka pchało się pytanie, w którą stronę tym razem zmierzają. Za każdym razem, mimo wszystko, rozmawiały o pójściu na przód, jednak na linii horyzontu nie pojawiał się związek. Przynajmniej żaden oficjalny.
I to zaczynało coraz bardziej martwić Camilę oraz spędzać sen z powiek.
—
Szczerze powiedziawszy, wieczór minął lepiej niż Lauren zakładała.
Rozmowy z Camilą nigdy nie były wymuszone, zawsze znalazł się kolejny temat, nawet jeśli mógłby być banalny do przedłużenia konwersacji. Samo przebywanie w jej towarzystwie również napawało Lauren nadzieją na to, że być może znalazła właściwą osobę. Nie chciała zaprzeczać, nic z tych rzeczy!
Po prostu...zaczynała mieć więcej nadziei niżeli obaw.
A to był postęp, prawda?
— Woah, nie wierzę, że w końcu bez problemów mogłam zapłacić za naszą dwójkę — powiedziała Lauren, zatrzaskując jednocześnie dwa zamki od drzwi frontowych, kiedy już weszły do jej domu z Camilą. — Chyba zapiszę to w kalendarzu, żeby za rok celebrować, wiesz?
W odpowiedzi usłyszała cichy, uroczy i ujmujący śmiech Cabello.
— Jestem aż tak okropna?
— Nie określiłabym tego w ten sposób — starsza podeszła do Alfy, która zajęła krzesło barowe przy wysepce kuchennej, po czym z uśmiechem ułożyła dłonie na udach młodszej brunetki, nawiązując bezpośredni kontakt wzrokowy. — Czasami dajesz z siebie za dużo. Dobrze, że dla odmiany pozwoliłaś na to, żeby ktoś zrobił coś dla ciebie. Nawet jeśli mówimy tylko o głupim rachunku.
— To przyzwyczajenie — w przeciwieństwie do Jauregui, uśmiech Cabello zmniejszył się do takiego, który można by nazwać nieśmiałym. — Pomimo tego, że nie mogłam nawet próbować się wykłócić o płacenie za rachunek...cieszę się, że wyszłyśmy. To miła odskocznia od pracy i obowiązków.
— Cała przyjemność po mojej stronie — Lauren zabrała dłonie w momencie, w którym wyprostowała plecy. — Chcesz coś do picia?
— Um, tak, cokolwiek, co masz otwarte — Alfa zaczesała kilka kosmyków za swoje prawe ucho. — Dziękuję — dodała, spoglądając na pusty salon, kiedy postać starszej kobiety zniknęła wgłąb otwartej kuchni.
Chociaż dotychczas wszystko szło gładko — rozmowy, śmiechy, cisza, która panowała między dwójką — tak teraz Cabello odczuła przypływ stresu. Wiedziała, że musiała poruszyć niewygodny dla niej temat, ponieważ...cóż, nie za bardzo się na nim znała, więc mogła łatwo powiedzieć coś, co mogłoby zostać odebrane w złym kontekście. A przynajmniej w tym niezamierzonym. Jednak ktoś musiał zacząć tę rozmowę, ponieważ udawanie, że nie powinno jej być mogłoby stworzyć na przyszłość niedomówienia, którym serdecznie chciała podziękować.
Wolała być szczera, nawet jeżeli musiała przez to wystawiać się na nieznany grunt, przede wszystkim niepewny grunt. Ale mimo to próbowała trzymać się myśli, że prawdomówność umocni jej relację z kobietą i prędzej czy później również te idiotyczne, dla niektórych, rozmowy będą przynosiły dobre konsekwencje.
— Um, chciałam z tobą o czymś porozmawiać, Lauren.
— Yeah?
— Wolałam tylko...bardziej na osobności, bo to... Um, chyba delikatna sprawa, tak mi się wydaje. Nie jestem pewna.
— Jasne, w porządku — Jauregui przekazała szklankę z napojem w opaloną dłoń, przed oparciem się prawym przedramieniem o blat, będąc tym samym skierowana przodem do siedzącej sylwetki drugiej. — Możesz powiedzieć bezpośrednio, jeśli chcesz.
— Nie jestem pewna...w jaki sposób zacząć — Cabello przyznała cicho. — Nie chciałabym, żeby coś zostało źle odebrane.
— Mówiłaś, że chodzi o delikatną sprawę, więc jeśli tylko wyjaśnisz o co ci dokładnie chodzi nie powinno dojść do nieporozumienia, prawda?
— Yeah — brunetka spuściła spojrzenie na szklankę, którą trzymała, po czym wzięła kilka łyków ciemnego napoju. Okazało się, że to był zwykły wiśniowy sok, za co była wdzięczna. — Rozmawiałyśmy tydzień temu, pamiętasz?
Lauren miała domysły o co może chodzić, ale wolała...cóż, nie podlegać przeczuciu.
— Tydzień temu podejmowałyśmy kilka tematów. O jaki konkretnie ci chodzi?
Alfa poprawiła się w miejscu, ściskając teraz między obiema dłońmi szklankę — oczywiście lekko, aby przypadkiem jej nie zbić, co samo w sobie nie byłoby problemem, gdyby nie kontrolowała siły nacisku.
— Pamiętasz, umm, kiedy pozwoliłaś mi bardziej cię zrozumieć przy głębszej komunikacji?
— Mhm — Jauregui skinęła głową.
— Myślałam trochę o tym i, uch, wiem, że...mam świadomość, że czasem mówiąc coś tobie możesz...po prostu nie do końca w to uwierzyć? Brać moje słowa na dystans? — Ostatnie zdanie wypadło bardziej jako pytanie, ponieważ nadal szukała odpowiednich słów. Nie chciała, aby Lauren źle odebrała meritum sprawy. — Ale pomimo tego myślałam też o naszej rozmowie w zeszłym tygodniu i...i, umm, mam nadzieję, że chociaż trochę...
Jauregui uniosła odrobinę brwi, cierpliwie czekając na dalszą wypowiedź młodszej. Domyślała się coraz bardziej o co chodzi, ale postanowiła milczeć.
— Mam nadzieję, że chociaż trochę uwierzysz, że spotkałam się dzisiaj z tobą i wróciłam tutaj, bo chciałam tylko spędzić wspólnie czas, a nie dlatego, że tydzień temu rozmawiałyśmy o możliwości zrobienia kolejnego kroku, um, między nami — słowa Cabello były wyważone, niepewne, a wzrok wędrował teraz po bladej twarzy, gdy palce kurczowo ściskały szklankę, którą tak wiele razy ze stresu przytykała do ust i upijała kolejne łyki napoju, chociaż nie była już spragniona. — Dużo myślałam i, umm, doszłam też do wniosku, że nie masz obowiązku znosić...uch, mojego niedoświadczenia...? — Niepewnie skrzyżowała spojrzenia ze starszą. — Nie mogę cię czymś takim obarczać, więc...więc jestem tutaj dlatego, bo chciałam spędzić czas w twoim towarzystwie. Nie chcę cię do niczego przymuszać ani wywierać presji, wiesz? To jest... Uch, nie wiem, czy to ma sens, ale... Nie chcę cię niczym obarczać.
Lauren zacisnęła wargi w zastanowieniu. Wyprostowała z tego wszystkiego plecy, przestając się jednocześnie opierać, po czym skierowała spojrzenie w stronę wyjścia na taras od salonu. Rozumiała część obaw odnoszących się do tego, że mogłaby brać słowa Camili na dystans i pozostać nieufna — w końcu dla takiego zrozumienia zgodziła się na tę głębszą wersję komunikacji między nimi.
Ale pomimo tego...coś tutaj nie grało. Znaczy, pozostałe kwestie powinny raczej paść ze strony Jauregui niżeli Cabello. To nie młodsza powinna znajdować się w roli osoby zapewniającej, że nie wywiera żadnej presji. Oczywiście jeśli chodzi o seks, powinien on być z zasady za zgodą obu osób, to jasne, ale Camila chyba nadal tkwiła w ich ostatniej wpadce. W końcu to Lauren teoretycznie miała wyznaczać tempo i sprawdzać, czy jest one odpowiednie po konsultacjach z młodszą, a tymczasem Alfa prawdopodobnie — w oczach Jauregui — zaczęła za bardzo analizować poprzednie turbulencje i zamiast robić dalszy progres, zatrzymała się w miejscu.
I było tutaj coś jeszcze. Sam sposób wypowiedzi o braku doświadczenia dał Lauren niejako wrażenie, jakby Camila czuła się źle z tym, że faktycznie go nie ma. A przecież to nie musiało być nic złego. Nie po to odbywały tyle rozmów o tempie, którym będą szły, żeby obawiać się tym, że Cabello mogłaby zrobić coś źle. W końcu nie będzie w tym sama, prawda?
— Okej, rozumiem — powiedziała nareszcie starsza, wędrując wzrokiem po podłodze, powoli kierując go w stronę Cabello. — Trochę. Znaczy, ostatnia kwestia, o której wspomniałaś powinna raczej leżeć po mojej stronie do powiedzenia. To ja powinnam upewnić się, że nie czujesz presji w związku z kolejnym krokiem. A właściwie ponownym podejściem do niego.
Alfa skinęła łagodnie głową, gdy tylko zielone oczy zostały na nią skierowane. Niemal natychmiastowo odłożyła pustą szklankę i zacisnęła palce na fragmencie krzesła barowego, między jej udami, aby dać upust narastającym nerwom.
— Ale nasuwa mi się też pytanie, bo nie jestem pewna, czy dobrze to zrozumiałam... — Jauregui oblizała usta. — Wiem, że nie mam żadnego obowiązku robić cokolwiek, ale powiedziałaś to tak, jakbyś nieznosiła faktu, że nie masz jakiegoś doświadczenia. Dobrze zrozumiałam?
— Znaczy, umm... Domyślam się, że może to być denerwujące. Nakierowywać kogoś. I, uch, mogłabym nieświadomie cię irytować, bo może chciałabyś, żebym coś zrobiła, a ja nie wiedziałabym, o co ci chodzi i co mam zrobić, więc... Yeah...
— Och, okej, rozumiem perspektywę, ale brak doświadczenia nie musi być czymś złym. O ile druga osoba, jeżeli już w jakimś stopniu obeznana, jest cierpliwa, brak doświadczenia może dać później wiele dobrego — Jauregui ucięła na moment, nie będąc pewna, czy powiedziała to z takim sensem, z jakim powinna. — Sęk w tym, że w kwestii seksu nie zawsze jest idealnie. Często bywa raczej...kiepsko. I jeszcze częściej powodem jest brak komunikacji między sobą. Ludzie mają problem ze zwróceniem komuś uwagi, bo nie chcą urazić czyjejś dumy czy zrobić przykrości — Lauren wsunęła jedną z dłoni do tylnej kieszeni swoich jeansów. — Ale akurat potrafię zwrócić uwagę. Oczywiście to nie wyglądałoby tak, że krzyknęłabym na ciebie, była zła, czy coś podobnego. Po prostu...zasugerowałabym coś i jeśli tobie by to odpowiadało to byśmy spróbowały tej opcji, a jeżeli akurat tobie by to nie podpadło, pomyśliłybyśmy o czymś jeszcze innym. Komunikacja jest ważna.
Camila zmarszczyła brwi w połowie wypowiedzi Lauren, mentalnie przyjmując, że...wypadłaby raczej kiepsko, tak czy siak, bo nie miała szczególnej wiedzy.
— Spójrz... — Jauregui zajęła krzesło obok brunetki, zwracając się do niej przodem. — Kiedy chodzi o seks bywa różnie. Czasami najpierw trzeba się dogadać z tym co komu odpowiada, w innych przypadkach idzie się metodą prób i błędów, a w jeszcze innych łatwiej jest próbować na początek czegoś najpospolitszego, zanim zacznie rozważać się nowe opcje. Nie chcę ci mydlić oczu, będzie się zdarzało, że ty zrobisz coś nie tak; że ja zrobię coś nie tak lub czegoś nie dopilnuję... To może się zdarzyć. To najprawdopodobniej będzie się zdarzać. Ale...każdy ma inne gusta, mimo wszystko, prawda? Gdzieś mogą byś one zbliżone, w jakichś sferach, mam na myśli,, ale i tak bez względu na to, co ci dotychczas powiedziałam, nie warto się zamykać, bo coś poszło źle — starsza brunetka wzięła głębszy wdech. — Jeśli byśmy cokolwiek próbowały, z czasem okaże się, że ty poznasz rzeczy, których nie lubię lub preferowałabym na razie nawet nie rozważać do spróbowania. I tak samo będzie z tobą — Lauren przesunęła nerwowo dłońmi po materiale spodni na udach. — Gdy chodzi o seks, jest możliwość poznania osoby z kompletnie innej strony. To jest pewien sposób poznania na nowo, tak właściwie. Bywa tak, że ktoś o mocnym, wybijającym się charakterze na co dzień, w łóżku jest osobą czułą i delikatną. A czasem bywa na odwrót. Naprawdę zdarza się różnie, więc... Yeah.
Kiedy Camila nic nie odpowiedziała, Jauregui nie za bardzo wiedziała, co zrobić, dlatego też pomyślała na szybko nad wypowiedzią, która mogłaby wyciągnąć coś od kobiety. Cokolwiek.
— Powiedziałam ci trochę o realiach seksu... Ale no wiesz... Jeśli jesteśmy kimś zainteresowani, chcemy kogoś w kontekście fizycznym, stricte seksualnym, i wiemy, że jest to odwzajemnione i również występuje zgoda z obu stron...próbuje się. I nawet jeżeli coś nie wyjdzie, podchodzi się do tego inaczej, zamiast zamykać się w sobie, bo popełniło się jakiś błąd, rozumiesz? — Zbierając trochę odwagi, Lauren sięgnęła do twarzy młodszej, przesuwając palcami po lewym policzku, tak mimochodem, kończąc na celowym zaczesaniu kilku ciemnych kosmyków włosów za ucho. — W sytuacji, w której byłaby u nas obustronna zgoda, żeby spróbować, mogę ci zapewnić, że nie byłabym zirytowana, zdenerwowana, czy rozczarowana twoją niewiedzą. Zdecydowanie podeszłabym na spokojnie do całej sprawy, z wyrozumiałością, nawet jeśli zrobiłabyś coś nie tak. Ale wiesz, wydaje mi się, że lepiej zakładać lepszy scenariusz, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Kto wie, prawda?
Lauren powróciła całkowicie na miejsce, zabierając dłoń, chociaż najchętniej utrzymałaby ten niewielki kontakt fizyczny z Camilą. Wolała dać jej namiastkę przestrzeni — z tego powodu odwróciła również wzrok, aby Cabello nie poczuła się osaczona przez to, że jest obserwowana. W końcu Jauregui nie wiedziała, ile brunetka wiedziała na temat seksu, tym bardziej realiów, więc wolała dać trochę czasu na przyswojenie sobie informacji — może trochę nowych, może częściowo już usłyszanych.
Alfa w przeciwieństwie do starszej kobiety, poprawiła się nerwowo w swoim miejscu ze zmarszczonymi brwiami. Kątem oka obserwowała Lauren, która siedziała teraz do niej bardziej bokiem. Wyłapała, że dała jej chwilę spokoju na przemyślenie tego wszystkiego. I była za to niesamowicie wdzięczna. Czuła to samo względem całej wypowiedzi brunetki, która była przejrzysta i dała trochę nową perspektywę. Najwidoczniej — domyślała się Cabello — Lauren nie oczekuje od niej nie wiadomo czego, ale z drugiej strony woli nie zakładać z góry, że coś pójdzie nie tak, bo przy komunikacji można by tego uniknąć.
Ale jedna kwestia nie pozostała wyjaśniona. Odnosiła się praktycznie do końcówki tego, co kobieta do niej powiedziała — Camila wciąż nie była przekonana do tego, czy nie zostawia Lauren w stresującej pozycji. Bo mimo wszystko musiałaby to wszystko kontrolować, a jednocześnie też pomyśleć o sobie i swoich potrzebach. Ostatnie czego Alfa by chciała to rozpoczęcie czegoś bez przekonania do tego, że starsza brunetka nie będzie czuła się przyparta do ściany.
Może nie dosłownie, bardziej metaforycznie w tym kontekście.
— Więc...rozumiem twoją perspektywę. Na tyle, na ile mogę, oczywiście. Że, um, to bywa metoda prób i błędów, jest trochę uczenia się na nowo tej drugiej osoby i ważna jest komunikacja o...uch, preferencjach, tak jakby — Cabello podrapała się po karku, spoglądając na dłoń, która znajdowała się na jej własnym udzie. — Ale chciałabym mieć pewność, że nie czujesz presji przy wizji tego kroku między nami.
Lauren przekręciła się na krześle barowym na nowo w stronę Alfy.
— Jeśli chodzi o presję to nie, nie czuję jej. I staram się też za bardzo nad tym wszystkim nie myśleć poza kwestią, aby upewniać się, czy wszystko z tobą okej. Jeśli za dużo bym się zastanawiała, zaczęłabym się niepotrzebnie stresować, a nie o to chodzi. Mimo wszystko akurat seks powinien dać trochę upustu — zielone oczy uważnie przyjrzały się opalonej twarzy, zauważając ledwie zmarszczone brwi. — Jak z tobą pod tym względem?
— Umm, wydaje mi się, że mam większą predyspozycję do stresu. Wolałabym...uniknąć jakichś błędów czy nieporozumień... Bo jednak, ummm, możesz być cierpliwa, ale przecież to mogłoby być...no nie wiem...denerwujące po którymś razie. Gdybym, uch, robiła coś ciągle źle, to mam na myśli.
— Rozumiem, że możesz ogólnie się stresować, ale im więcej będziesz myślała o tym, co mogłabyś prawdopodobnie zrobić źle, faktycznie coś się spieprzy. Wydaje mi się, że jeśli podeszłybyśmy do całości naturalnie i dały sobie czas, zapomniałabyś się martwić tym, co zrobić dalej. W końcu to nie powinno być jednostronne, jak mówiłam.
Camila pokiwała gorączkowo głową w zgodzie. Lauren miała sporo racji. Teoretycznie nie powinna myśleć nad wszystkim za bardzo, bo jednak kobieta sama powiedziała, że nie jest z nią tutaj bez powodu i to też nie tak, że zaczęłaby na nią krzyczeć, rozzłościłaby się, czy rozczarowała. W praktyce wychodziło to trochę inaczej.
— Naturalnie — powtórzyła pod nosem Alfa. — Czy... Czy, uch... Więc, umm, co sądzisz o naszej rozmowie sprzed tygodnia, żeby spróbować dzisiaj tego kroku?
Lauren uniosła brwi, na co Cabello zareagowała bardzo szybko.
— Przepraszam! Nie chciałam, żeby to zabrzmiało, jakbym się narzucała.
Starsza wstała powoli z miejsca z łagodnym uśmiechem, sięgnęła dłońmi do szczytu ramion brunetki, pomasowała je kciukami, po czym skupiła oczy na brązowym spojrzeniu, które było trochę spłoszone.
— Nie masz za co mnie przepraszać — powiedziała jej spokojnie Jauregui. — To w porządku zapytać, okej? — Przy użyciu lewej dłoni sięgnęła do opalonego czoła kobiety, dzięki czemu mogła w całkiem czułym geście przeczesywać krótką, ciemną grzywkę. — Z mojej strony możemy spróbować. Nie mam nic przeciwko. Ale i tak kluczowe zdanie pozostawiam tobie, bo nie chcę, żebyś podejmowała pochopną decyzję. Więc teraz co o tym myślisz? Tylko proszę, nie sugeruj się moją odpowiedzią.
Alfa mimowolnie przysunęła bliżej głowę do ciepłej dłoni i zmrużyła powieki. Dotyk Lauren, bez względu jaki by nie był i gdzie by nie sięgał, zawsze należał do bardzo przyjemnych, niewątpliwie komfortowych.
— Moim zdaniem mogłybyśmy, umm, spróbować. O ile faktycznie jesteś świadoma tego, że, uch, mogę być przygłupem w tych sprawach.
— Nie mów tak — prawą dłoń, która znajdowała się na szczycie ramienia, Lauren przesunęła do boku szyi Alfy, muskając ciepłą skórę — ale nie za delikatnie, ponieważ nauczyła się już tego, że to miejsce przyprawia młodszą o łaskotki. — Nie jesteś przygłupem, Camila.
— Wspominałaś, że lepiej by było, gdybyśmy podeszły do wszystkiego naturalnie... — Cabello zwilżyła wargi czubkiem języka. — Nie należę do zbyt subtelnych osób, więc nie jestem do końca pewna...jak do tego podejść?
— Możemy uznać, że zaczynamy teraz. Powoli. Masz już ze mną kontakt — mówiąc to, Lauren sięgnęła palcami od spodu szyi aż do linii szczęki młodszej kobiety — żeby się zrelaksować. Odpowiada ci to?
Alfa całkowicie przymknęła powieki i westchnęła cicho. Nie potrafiła wyobrazić sobie dnia, w którym mogłaby mieć dość bliskości Jauregui.
— Mhm — opalone dłonie na ślepo sięgnęły do łokci brunetki, po czym przesunęły się ku górze. — Twój dotyk zawsze mnie relaksuje — ze szczytu ramion, Camila zsunęła ręce po zakrytych żebrach, docierając finalnie do wcięcia w talii, które było uwydatnione przez dzisiejszy strój Lauren. Łagodnie owinęła palce wokół boków, po czym zaczęła od czasu do czasu muskać jednocześnie prześwitujący, czarny materiał, jak i ciało brunetki kciukami.
— To dobrze.
Cabello uchyliła nieznacznie powieki, kiedy poczuła powiew ciepłego oddechu na swoim czole, jednak zanim zdecydowała się odrobinę unieść głowę, ciepłe wargi przywarły do jej opalonej skóry.
— O to chodzi. Relaks, nic więcej — głos Lauren był praktycznie szeptem, choć wyjątkowo czułym, kiedy zsuwała usta coraz niżej, pozostawiając pocałunki między brwiami kobiety, a także na grzbiecie nosa i obu policzkach. Trudno było w tym wszystkim zachować powagę przez Jauregui, ponieważ miała ochotę się uśmiechnąć na jawną uległość brunetki pod tak prostym dotykiem. Zawsze w jakimś stopniu ujmowało ją to zachowanie. Ale również zawsze zdawała sobie sprawę, że chodzi tutaj również o kwestię zaufania.
— Gdybym tylko mogła zabierałabym cię ze sobą do pracy — wymamrotała młodsza, na nowo zamykając oczy. — Nie byłabym przy tobie takim kłębkiem nerwów — rozchyliła odrobinę usta, kiedy poczuła pierwszy z wielu pocałunków na szczęce.
— Jeszcze miałabyś mnie dość — żartobliwy ton przebił się ponad wcześniejszy szept Jauregui.
— Nigdy.
Camila utrzymała na wargach pełny uśmiech, nieukazujący zębów, kiedy Lauren przeszła drogę od jednego do drugiego policzka przez jej usta, pozostawiając całą drogę pocałunków.
— Masz przecież klucze od mojego domu — cichy pomruk padł ze strony starszej. — To nie problem, żeby po pracy przyjechać i ich użyć.
— Lepiej nie kuś — Alfa musnęła czubek nosa o nos Jauregui. — Bo jeszcze bym się przyzwyczaiła i nie miałabyś ode mnie spokoju.
— Twoje towarzystwo zawsze niesie ze sobą pozytywy — zęby Lauren zahaczyły o szczękę brunetki, kiedy ta powoli podniosła się na równe nogi, jednocześnie szczelniej owijając ramiona wokół jej talii. — Pamiętaj, żeby zwrócić mi uwagę, jeśli poczujesz się niekomfortowo albo coś, co zrobię będzie dla ciebie za duże do zniesienia, tak?
— Yeah.
— Mówię poważnie — na ten krótki moment Lauren postarała się o to, żeby spojrzeć bezpośrednio w oczy Cabello, która je otworzyła po chwilowej pauzie. — Cokolwiek by się nie działo, daj mi znać. W każdym momencie.
— Dobrze.
Camila, szczerze powiedziawszy, praktycznie zapomniała po co tutaj jest, bo tak bardzo skupiła się na bliskości Lauren. To nie byłby pierwszy raz, kiedy trochę odleciała, ale, cóż, w pewnym sensie było to teraz coś dobrego, ponieważ zapominała się również stresować, gdy starsza kobieta stopniowo zwiększała tempo — od krótkich pocałunków przeszła do dużo dłuższych, przez wędrujące po ciele dłonie, aż do powolnego zmieniania ich lokalizacji z kuchni do sypialni.
Ale naprawdę nie było w tym żadnego pośpiechu. Faktycznie działo się to naturalnie, bo sama Cabello zaangażowała się na tyle, aby nie zwracać uwagi na nic więcej poza Lauren — każdy pocałunek, który dawała oraz na to, w jaki sposób Alfa również ją dotykała.
— Kochanie...
Cichy, niski i pytająco brzmiący pomruk rozbrzmiał przy szyi starszej, która oparła się o framugę otwartych drzwi.
Lauren dała sobie chwilę, odchylając mimowolnie bardziej głowę, aby dać Camili większy dostęp do tej części jej ciała, zanim zdecydowała się ponowić próbę po drobnym westchnięciu.
— Kochanie — przesunęła palcami po długich, lekko pofalowanych włosach, zaciskając na nich pięść — ani za mocno, ani za lekko, jednak wystarczająco, żeby zwrócić na siebie uwagę brązowych oczu.
— Co się stało? — Głos Alfy był pośpieszny, a brwi zmarszczyły się, ukazując na twarzy nagłe zmartwienie.
— Nic, nic. Po prostu... — Jauregui wzięła większy wdech. — To, że tam wejdziemy — skinęła na bok głową, przez co wzrok Cabello posłusznie skierował się ku sypialni, przy której stały— nie znaczy, że któraś z nas nie może powiedzieć "nie", rozumiesz? Bez względu na to, na jakim etapie będziemy się znajdowały, możemy odmówić i przestać i to nie będzie wiązało się z jakimiś nieprzyjemnymi konsekwencjami, tak?
— Dobrze.
— To się tyczy każdej z nas, Camila, rozumiesz? Muszę mieć pewność.
— Rozumiem — tym razem Cabello ponownie spojrzała na starszą.
— Jesteś pewna, że chcesz kontynuować? Oczywiście podtrzymując to, co powiedziałam przed chwilą.
— Jeśli ty jesteś.
— Camila — Jauregui uniosła brew. — Nasze odpowiedzi nie powinny być od siebie zależne. Jesteś pewna, że chcesz kontynuować? Pytam poważnie. Nie rozzłoszczę się ani nic z tych rzeczy, jeżeli wolisz przestać. Zawsze możemy zająć się czymś innym, obejrzeć coś, czy po prostu położyć się spać.
— Jestem pewna — Alfa wyprostowała plecy. — A ty jesteś pewna? Bo jeśli...umm, rozmyśliłaś się to w porządku.
— Nie, nie rozmyśliłam się — Lauren sięgnęła do policzka Cabello dłonią, który pieszczotliwie pogłaskała. — Jestem tak samo pewna, kochanie.
— To dobrze.
Starsza brunetka zaśmiała się lekko, zanim pociągnęła za sobą kobietę, przechodząc przez framugę całkowicie do swojej sypialni.
— No chodź — nie skomentowała jednak rumianych policzków Alfy, tylko zamiast tego zamknęła za nią drzwi, po czym prowadząc za dłoń przyciągnęła bliżej łóżka. — Wszystko dobrze? — Po zajęciu stałego miejsca z brunetką, Lauren ułożyła obie dłonie na odkrytej części mostku Cabello, muskając ciepłą skórę.
— Tak, tak — ręce młodszej stabilniej objęły talię Jauregui.
— Pozbędziemy się tego powoli, w porządku? — Blade palce prawej dłoni przetransportowały się do pierwszego guzika błękitnej koszuli. Zanim Lauren zabrała się za jego odpięcie, poczekała cierpliwie na zgodę ze strony Camili, którym ostatecznie było skinięcie głową.
Jauregui dotrzymując słowa po każdym świeżo rozpiętym guziku dawała zarówno sobie, jak i Cabello chwilę przerwy, trącając koniuszkami palców nowo odkryte terytorium, omijając z biegiem czasu biały stanik, który stał jej na drodze. Wolała na razie zostawić go w spokoju, pozwolić Camili zaadaptować się do nowej sytuacji.
Cóż, trochę nowej, trochę starej.
Z pewnością polepszonej.
— Nie musisz trzymać rąk w jednym miejscu — wymamrotała Jauregui, kiedy młodsza nadal trzymała bezpiecznie ramiona owinięte wokół jej talii. — Próbuję poznać twoje reakcje na mój dotyk. Możesz robić to samo, Camila. Każdy może chcieć być inaczej dotykanym.
Kobieta, co prawda, kiwnęłą głową, jednak nie ruszyła dłońmi, gdy w tym samym czasie Lauren odpięła ostatni guzik koszuli. Uniosła jedynie brew na ten widok, uznając, że może to kwestia nieśmiałości Cabello, dlatego też wolała sama sięgnąć do prześwitującego materiału obcisłej koszulki, zamiast czekać na brunetkę. Może później będzie czuła się bardziej pewnie.
Ale ku zaskoczeniu Jauregui, gdy materiał został wyciągnięty spod spodni, ciepłe palce łagodnie chwyciły za dłonie zaciskające koniec koszulki, gotowe do jej zdjęcia. Brązowe oczy nieśmiało napotkały zielone i bez zbędnego porozumiewania się między sobą, starsza wzięła ręce, po czym uniosła ramiona, aby Camila we własnym zakresie ją rozebrała.
— Oj, przepraszam — wymamrotała Cabello, kiedy okazało się, że zdjęła nie tylko prześwitującą koszulkę, ale również tę czarną, w stylu crop top, która zakrywała stanik Jauregui.
— Nic się nie stało, Camila — Lauren odebrała zdjęte ubrania z rąk kobiety, po czym odrzuciła je w stronę swojego biurka. Niekoniecznie ucelowała, ale przynajmniej była pewna, że żadna się nie wywróci z ich powodu. — Mimo wszystko, widziałaś mnie już wcześniej z mniejszą ilością rzeczy na sobie, co nie?
Alfa przystąpiła z nogi na nogę, zanim wypuściła powoli powietrze z ust i zdecydowała się uklęknąć na jednym kolanie. Jedną z dłoni owinęła wokół zakrytej łydki Jauregui, która była zdezorientowana, dopóki druga z nich nie sięgnęła do butów — Camila postanowiła pomóc je zdjąć, nic więcej.
Ale pomimo tego, był to dla Lauren gest nieznany. Jeszcze nikt nie ściągał jej butów. Oczywiście nie licząc czasów, kiedy była dzieciakiem. I z tego powodu nie mogła powstrzymać dziwnego ciepła rozchodzącego się po klatce piersiowej.
— Tak będzie ci wygodniej — wyjaśniła delikatnym tonem Alfa, po tym, jak uniosła się na równe nogi po zdjęciu również swoich butów, więc obie mogły poczuć pod nagimi stopami chłód podłogi.
Lauren nie wiedziała, w jaki sposób mogłaby skomentować jej zachowanie, więc najzwyczajniej na świecie sięgnęła jedną ręką do karku brunetki, przyciągnęła ją do siebie na tyle blisko, aby poczuć na brzuchu ciepło opalonej skóry i pocałowała, gdy druga dłoń mozolnie zsuwała błękitną koszulę.
Od tego momentu wydawałoby się, że ta ogromna nieśmiałość Camili odsunęła się w cień, ponieważ jej opalone palce zaczęły wędrować po plecach, ramionach, brzuchu i mostku starszej kobiety, poznając krok po kroku reakcję na delikatny dotyk. W pewnym stopniu było to uzależniające — sprawdzać za każdym razem ekspresję na twarzy Lauren i zdawanie sobie finalnie sprawy z tego, że bardzo pozytywnie odpowiada na zwykłe muśnięcie dłonią czy mocniejszy chwyt palcami w miejscach, gdzie napotykała napięte mięśnie.
— W jakiej formie jesteś? — Jauregui ucałowała kącik warg Cabello, czekając cierpliwie na odpowiedź, kiedy przy pomocy rąk chwyciła pasek, utrzymujący kraciaste, biało–niebieskie, pasujące do wcześniej ściągniętej koszuli, spodnie.
— Drugiej — mimowolnie ciemne oczy zerknęły w dół, przyglądając się dalszym poczynaniom brunetki przy pasku. — To w porządku?
— Oczywiście — zapewniła ją Lauren, całując raz jeszcze, ale już bezpośrednio w usta. — Mimo tego, że to bezpłodna forma lepiej, żebyśmy się dodatkowo zabezpieczyły, okej? — Mówiąc to sięgnęła do szuflady przy szafce nocnej, aby chwilę później odłożyć niewielką paczuszkę na blat.
— Jeśli tak będziesz czuła się bardziej komfortowo, nie mam nic przeciwko, Lauren.
— Okej, okej — ulga przemknęła przez twarz Jauregui. W większości miała pewność, że Camila nie robiłaby z tego problemu, jednak nieraz zdarzyło się, że musiała wykłócać się dla własnego komfortu z drugą osobą. Zdecydowanie nie planowała ani dzieci, ani przejęcia jakiejś choroby wenerycznej. Była przyzwyczajona do podwójnego zabezpieczenia i tego zawsze się trzymała, bez względu na to, z kim była. A biorąc pod uwagę historię, jaką miała przy tych wszystkich zdradach, dobrze postępowała. — Wolisz ty być na górze czy będzie ci lepiej, kiedy ja będę?
— Słucham? — Alfa była zdezorientowana. — N-nie... Chyba nie rozumiem...?
— Chodzi mi o pozycję. Czy wolisz tak, jak ostatnim razem być nade mną, czy preferujesz zamienić się miejscami?
Lauren natychmiastowo wyłapała nagły przypływ stresu do Camili.
— N-nie wiem... Um... Ja, uch, nie w-wiem...
— Hej, wszystko jest dobrze, okej? — Pogłaskała policzek brunetki. — Nie stresuj się, Camila, tylko zapytałam. Możemy nic nie zmieniać, pasuje ci to?
Młodsza pokiwała gorączkowo głową.
— Dobrze, kochanie, dobrze — głos Lauren był cichy, spokojny, kojący. — Powoli pozbędziemy się tego, tak?
Camila ponownie skinęła głową i pozwoliła na to, żeby Jauregui zajęła się zdjęciem z niej spodni. Pomimo tego, że Lauren nie przestawała jej całować i zapewniać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, stres zagościł na dobre w umyśle Alfy. Nie potrafiła skupić się tak, jak wcześniej, bo za bardzo obawiała się, że za moment zbłaźni się swoją niewiedzą. Próbowała, co prawda, wmówić sobie, że przecież starsza brunetka zapewniała ją, że nie będzie się na nią złościła i to bywa normalne, że popełni się jakiś błąd, choć powinna myśleć pozytywnie.
Niewiele to dało.
Gdy Camila powróciła na dobre do rzeczywistości, całkowicie sztywna ze stresu — bez ukrytego żartu o penisie, przynajmniej nie tym razem — Lauren znajdowała się pod jej ciałem na materacu, wokół nich chłodna kołdra, przyprawiająca o dreszcze. Nie miały już na sobie żadnych ubrań, o ile nie wliczamy do tego prezerwatywy, którą Alfa miała już założoną.
— Kochanie? — Ciepła dłoń Lauren pogłaskała policzek brunetki, przyciągając tym brązowe oczy do swoich. — Wszystko w porządku?
Kiedy nie dostała odpowiedzi, a zamiast tego poczuła, że oddech Cabello przyśpieszył, zmarszczyła brwi, objęła ją ramionami wokół karku i uniosła głowę, żeby być bliżej twarzy kobiety.
— Kochanie, powiedz mi co się dzieje — głos Jauregui pozostawał tak samo łagodny, co wcześniej. — Muszę wiedzieć, co się z tobą dzieje.
— Ja... Um... — Policzki Alfy zrobiły się jeszcze bardziej czerwone niż były poprzednim razem. — Zestresowałam się — bąknęła cicho. — Nie chcę zrobić czegoś źle.
— Kochanie... — Starsza uśmiechnęła się półgębkiem, odgarniając w tył grzywkę Cabello przy pomocy lewej dłoni. — Jeśli to za dużo dla ciebie, nic się nie stanie, jeżeli teraz przerwiemy — zapewniła.
— To nie tak... To, umm, po prostu bardzo stresujące.
— Camila, kochanie, nie po to tutaj jestem, żeby kompletnie nic nie robić i wrzucać cię na głęboką wodę. Mogę ci pomóc, tylko muszę się upewnić, że nadal chcesz kontynuować?
— Byłoby świetnie — przyznała nieśmiało. — Jestem pewna, po prostu...ten stres.
— Mhm, rozumiem — Lauren zahaczyła palcem o czubek nosa młodszej. — Okej, co ty na to, żebyśmy zamieniły się na chwilę miejscami?
— Umm, a co chcesz zrobić?
— Trochę bardziej zaznajomić się z twoim ciałem. Zrelaksować cię. I też trochę pokazać, jak możesz również i mnie dotykać.
— Och... — Alfa przełknęła ciężko ślinę. — W porządku, dobrze. Możemy spróbować.
— W takim razie zajmuj drugą połówkę i połóż się na plecach.
Camila szybko i posłusznie wykonała polecenie, natomiast Lauren niewiele później przylgnęła swoim ciałem, układając przedramiona po obu stronach głowy kobiety. Uśmiechnęła się do niej delikatnie, kiedy przetrąciła swoim czubkiem nosa, nos Cabello, która końcowo odwzajemniła ten pierwszy gest.
— Pamiętaj, żeby powiedzieć mi, jeśli poczujesz się z czymś niekomfortowo — przypomniała podczas składania pierwszych pocałunków na policzkach, następnie ustach brunetki, która tylko nisko mruknęła w zgodzie.
Lauren bez większego pośpiechu przycisnęła mocniej wargi do szyi młodszej, pamiętając, że przy lżejszych pocałunkach mogłaby wywołać łaskotki. Po całej tej drodze pozostawiała kilka mniejszych i większych malinek, domyślając się, że i tak prędzej czy później znikną — z pewnością prędzej u Cabello niżeli u Jauregui.
Wspierając się tylko na prawym, silniejszym przedramieniu, Lauren użyła lewej dłoni, aby przesunąć od samego brzucha młodszej, przez przerwę między piersiami do mostku, badając jej pierwszą reakcję.
Camila wydawała się nie mieć problemu z dotykiem brunetki, dlatego Jauregui powoli schodziła coraz niżej z pocałunkami — do obojczyków, centrum mostku, ku dołowi. Mimowolnie zerknęła na twarz Alfy, kiedy przytknęła wargi do gorącej skóry między piersiami, nieznacznie się uśmiechając chwilę poźniej, bo miała ona zamknięte oczy i wyglądała na bardziej zrelaksowaną niż chwilę wcześniej.
Próbując dalej, Lauren mozolnie przesunęła lewą dłoń w kierunku piersi, początkowo trącając koniuszkami palców skórę dookoła, jednak dopiero po upewnieniu się, że z Camilą wszystko w porządku, a jej ciało nie reaguje spięciem, zamknęła ją w dłoni, zahaczając kciukiem o sutek. Klatka piersiowa brunetki gwałtownie uniosła się oraz opadła we westchnięciu, kiedy niedługo po wyczuciu dłoni Jauregui na nowym miejscu, do drugiej piersi dotarły wargi, obejmujące i pieszczące drugi z sutków.
Mając na uwadze danie tyle samo uwagi każdej z piersi, Lauren nie zamierzała długo zostawać w tym miejscu, ponieważ zdawała sobie sprawę, że częściowo mogłyby być to tortury dla młodszej — już na ten moment mówiła o tym porządna erekcja, która nieustannie napierała na miękki brzuch starszej, gdy znajdowała się tak obniżona nad jej ciałem.
— Wszystko dobrze? — Upewniła się, spoglądając na twarz Cabello po kolejnym odgarnięciu grzywki w tył.
Alfa bez wahania poddała się dotykowi na swoim czole, mrużąc jeszcze bardziej powieki.
— Tak — wydała z siebie niskie mruknięcie, ale mimo wszystko zapewniające, że wszystko było z nią w jak najlepszym porządku i Lauren nie przekroczyła żadnej granicy.
— Nie chcę, żeby zamieniło się to dla ciebie w tortury, więc chyba zamienimy się z powrotem miejscami, co ty na to? — Zamroczona Camila jedynie skinęła głową, posłusznie przekręcając się z brunetką na drugą połówkę, tę, która znajdowała się bliżej drzwi niżeli okien i wyjścia na taras. — Nie musisz robić tego, co ja, ale jeśli ma ci to pomóc poczuć się bardziej komfortowo z moim ciałem, nie mam nic przeciwko.
— W porządku — wspierając się na obu przedramionach, młodsza kobieta ucałowała Lauren bezpośrednio w usta, bo pomimo ich niesamowicie przyjemnej wędrówki po jej ciele, tęskniła za charakterystyczną miękkością, kiedy stykały się z jej własnymi. — Chyba...chyba spróbuję. Tylko powiedz mi, jeżeli coś, umm, coś będzie nie tak.
— Oczywiście — paznokcie Jauregui przyjemnie podrapały tył głowy brunetki, zanim rozpoczęła słodką wędrówkę po jasnej skórze.
Generalnie można by powiedzieć, że Camila szybko się uczyła, jeśli chodziło o rzeczy związane z pracą, jakieś nowe umiejętności. Przez lata musiała dotrzeć do punktu, w którym również szybko adoptowała się w nowych sytuacjach.
I tym razem, Camila miała nadzieję, że odwzorowuje całkowicie to, co czuła — choć nie do końca widziała, bo większość czasu miała zamknięte oczy — że robiła jej Lauren. Nie słyszała protestów, gdy śledziła linie tatuażu pod piersiami ustami, muskając tuż po tym czarne fragmenty na skórze. To musiał być dobry znak, prawda?
— Wcześniej go nie widziałam — Cabello trąciła nosem niewielki liść, prawdopodobnie symbolizujący coś związanego z herbatą, bo Jauregui je uwielbiała, znajdujący się tuż nad skrzydłami zdobiącymi całą długość żeber blisko piersi. Akurat ten tatuaż znajdował się, można powiedzieć, w przerwie między wspomnianymi piersiami. — Został mi już tylko jeden do okrycia — mówiąc to, przesunęła czubkiem nosa po malutkim wizerunku.
— Zostało ci jeszcze kilka potencjalnych miejsc, na których może się znajdować — półuśmiech uformował się na wargach Lauren spoglądającej na Alfę.
— Hmm — brązowe oczy wydawały się lekko rozbawione, podłapując humor starszej, w tym samym momencie, w którym jasny sutek wsunął się między wargi.
Również i Camila nie przesiedziała — a właściwie to przeleżała — za długo w tej pozycji, bo podobnie jak Lauren, nie chciała, żeby czekała w nieskończoność. Jednak musiała przyznać, to jawne pozwolenie, aby zapoznała się trochę z jej ciałem, pokazując wcześniej, w jaki sposób mogłaby to robić, było niebywale przydatne. Można śmiało powiedzieć, że Cabello poczuła się ciut odważniej w obecnej pozycji, chociaż nie wszystkie obawy zniknęły.
Ale było już znacznie lepiej.
— Jesteś pewna? — Dłonie Lauren przywołały brązowe oczy do zielonych, kiedy ponownie były twarzą w twarz. — Pamiętaj, że to w porządku, aby w każdej chwili powiedzieć: "nie".
— Jestem pewna — odpowiedziała na jednym wydechu. — A ty? Masz pewność, że tego chcesz?
Na pytania ze strony Cabello, kobieta nie potrafiła się nie uśmiechnąć. W pewnym sensie było to urocze z jej strony, aby zapytać.
— Yeah, jestem tego pewna — zapewniła cicho, muskając czule policzki brunetki. — Ale nie będziemy się śpieszyć, okej?
— Jasne. Jak tylko chcesz — Camila pochyliła się bardziej, żeby pocałować Lauren, która niespełna chwilę później przesunęła czubkiem języka po jej dolnej wardze, pogłębiając ich bliskość.
Szczerze powiedziawszy, Alfa nie potrafiła nasycić się pocałunkami od Lauren. Bez względu na to, czy były to drobne całusy, namiętne i pogłębione pocałunki, czy cokolwiek pomiędzy. Przed poznaniem tej cudownej kobiety nie pomyślała, że brakowałoby jej czegoś w życiu, nie wliczając teraz w to wszystko braku samotności.
Teraz sprawy znacząco się zmieniły.
Bo, och, trudno było wytrzymać chociaż jeden dzień bez wizji spotkania się z brunetką i przyciśnięcia swoich ust do jej przynajmniej na krótką chwilę.
— Kochanie... — Głos Jauregui wydawał się lekko rozbawiony. — Camila, kochanie, wejście, którego szukasz zdecydowanie nie jest tym, na które teraz napierasz.
— Huh?
Alfa instynktownie zerknęła, ale przez ich obecną bliskość oraz kołdrę, niczego nie zobaczyła. Dopiero chwilę później coś kliknęło w jej głowie przy wszystkich możliwościach, powodując, że jeszcze szybciej się zarumieniła i pochyliła ulegle głowę, przepraszając i odsuwając biodra, razem z dłonią, która wcześniej miała być pomocna.
— Chryste, jedyna rzecz, którą miałam zrobić i zepsułam...
— Hej, nie przejmuj się — Lauren zmarszczyła brwi, całując nos młodszej. — Powiedziałam to trochę żartobliwie, żebyś się nie zestresowała i rozładować atmosferę. Nic złego się nie stało, okej?
— Przepraszam...
— Wszystko jest dobrze — zapewniła raz jeszcze. — Tylko zwróciłam uwagę i sama widzisz, że nie nakrzyczałam na ciebie ani nic takiego. Bez niepotrzebnego stresu, tak?
Ostatecznie, Camila pokiwała zgodnie głową, chociaż nadal nie umniejszało to jej wstydu.
— Widzisz? Teraz jest idealnie — zwróciła uwagę Jauregui, gdy młodsza zebrała się w sobie na poprawkę wcześniejszej wpadki. — Powoli, tak? — Sięgając do pleców, Lauren zsunęła prawą dłoń po boku brunetki, zatrzymując ją na jej biodrze, aby dodać stabilności i w razie czego kontrolować ruchy. — Idzie ci cudownie, kochanie — ucałowała opalony policzek, gdy Camila z cichym westchnięciem oparła czoło o blade ramię, stopniowo ruszając biodrami do przodu, pod kontrolą starszej.
Normalnie Lauren nie komplementowała nikogo. Tym bardziej w takich sytuacjach. Nie widziała w tym sensu, skoro nikt wcześniej nie robił tego w jej stronę, jednak w przypadku Camili miała przeczucie, że potrzebowała swego rodzaju zachęty i zapewnienia, że faktycznie dobrze sobie radzi. I nie miało to na celu podniesienia ego, aby później była zapatrzona w siebie i myślała, że jest jakąś boginią seksu. Potrzebowała pewności siebie, to na pewno, ale nie na takim aroganckim poziomie. Słowa Lauren, wystarczająco dobrane, miały być raczej odjęciem kilku cegiełek z muru nieśmiałości Cabello, niczym więcej.
— Wszystko dobrze? Trzymasz się? — Zapytała Alfę, wtulając twarz w jej ciemne, pachnące włosy, obejmując wolnym, lewym ramieniem gorący kark i część ramion.
W odpowiedzi dostała drobne kiwnięcie głową w zgodzie.
— Nie skrzywdziłam cię? — Po przekręceniu twarzy, złociste oczy napotkały zielone. — Mogę poczekać tyle, ile będziesz chciała — dodała, czule całując kącik warg Jauregui.
— Nie, nie skrzywdziłaś. Leżymy już tak chwilę i wszystko w porządku, więc kiedy ty będziesz gotowa, możesz się ruszyć, hm?
— Na pewno?
— Yeah, kochanie — dla wsparcia swoich słów, Lauren złożyła krótki, aczkolwiek czuły pocałunek na lekko opuchniętych wargach Alfy.
Dając się złapać w słodką pułapkę, Cabello poszła za radą brunetki i powoli wycofała biodra, tak na próbę, po czym na nowo ruszyła nimi na przód, uważnie obserwując twarz Lauren. Nie widząc żadnego dyskomfortu, kiedy przylgnęła do niej na nowo w całości, ponowiła poprzedni ruch, jednak starała się nie wychodzić całkowicie — bycie tak blisko tej cudownej kobiety w bardzo krótkim czasie przyczyniło się do tego, że Camila obawiała się poczuć tęsknotę za tak intymnym kontaktem.
Dłoń Jauregui, która znajdowała się na lewym biodrze Alfy faktycznie była pomocna, ponieważ zapobiegała drżeniu bioder, kiedy brunetka powoli adaptowała się w nowej sytuacji, kalkulując trochę za bardzo każdy następny ruch. Dało to trochę komfortu, po czasie, dzięki czemu ostatecznie Camila nie skupiała się tylko na kolejnych płytkich pchnięciach, ale również na całym ciele Lauren, począwszy od szyi, którą na nowo zaatakowała ustami, zostawiając czerwonawe ślady, które tak szybko nie znikną. Alfa nie przyznałaby tego na głos, ale lubiła ich widok na bladej szyi — dodatkowo uwydatniającej — bo to miało jednak jakieś znaczenie, prawda? Nie była z Lauren w związku, aczkolwiek kto by na nią nie spojrzał, mógł odnieść wrażenie, że nie będzie zainteresowana przypadkową osobą. Można by powiedzieć, że było to pocieszające w ich obecnej sytuacji.
Jauregui z drugiej strony, nie próbowała dryfować w myślach, tylko pozostać tu i teraz, skupiając całą swoją uwagę na brunetce, która coraz śmielej całowała i dotykała jej ciało. Nawet dla większego komfortu, starsza odchyliła bardziej głowę na poduszce, żeby dać nieograniczony dostęp do swojej szyi, gdy sama przesuwała paznokciami lewej dłoni po środkowej części opalonych pleców, żeby choć trochę się rozładować.
I choć mogłoby się wydawać, że wszystko przy takich okolicznościach sprawowało się świetnie, po jakimś czasie Lauren zwróciła uwagę na jedną zmianę.
Camila była niewątpliwie cicho, jedyne, co brunetka mogła usłyszeć to jej ciężki oddech, buchający o wrażliwą skórę. I to nie tak, że oceniała ją pod tym względem, ponieważ są takie osoby, które są faktycznie ciche podczas seksu, zdarzają się kompletne przeciwieństwa i również tacy, co znajdują się pomiędzy tymi skrajnościami.
I bazując na ich pierwszej próbie — co prawda nieudanej — Lauren wiedziała, że Camila nie znajdowała się w grupie osób, które były całkowicie ciche. Zaniepokoiła się tym, musiała przyznać sama przed sobą, bo mając jednak tę wiedzę, nie miała z nią kontaktu, czy wszystko nadal jest w porządku.
— Kochanie, hej... — sięgając lewą dłonią do szczęki młodszej, Jauregui zwróciła na siebie uwagę jej złocistych oczu. — Jesteś pewna, że wszystko okej? — Po tym pytaniu, Camila momentalnie przestała ruszać biodrami, oblizując przy tym usta.
W odpowiedzi kiwnęła głową.
— Mam wrażenie, że teraz nie mamy ze sobą kontaktu. Nie musisz się wstydzić rozmową ze mną, rozumiesz? — Kciuk Lauren potarł skórę na opalonej szczęce. — Próbuję utrzymywać z tobą kontakt, żebyś miała pewność, że wszystko jest okej, ale zauważyłam, że nie robisz tego samego. A wiem, że wcześniej, cóż, kiedy wcześniej już próbowałyśmy, nie miałaś z tym problemu. Więc o co chodzi?
Alfa raz jeszcze oblizała wargi, aczkolwiek tym razem był to bezpośrednio nerwowy gest do wykonania.
— Ja... Um... — Wcześniej zdezorientowane spojrzenie przerodziło się w dużo łagodniejsze, praktycznie nieśmiałe. — Ostatnim razem cię wystraszyłam. Nie ufam sobie na tyle, żeby się odezwać, bo...b-bo nie chcę powiedzieć czegoś głupiego i powtórzyć tamtą sytuację.
Wcześniej zmartwiony wyraz twarzy starszej po usłyszeniu wyjaśnienia natychmiast przemienił się na czuły, gdy przygarnęła bliżej siebie głowę Camili.
— Och, kochanie, nie przejmuj się tym — wcisnęła nos w ciemne włosy Cabello, tuż za uchem. — Nie odstraszysz mnie. I nie wystraszysz. Chcę mieć z tobą naturalny, swobodny kontakt, nic więcej. Rozmawiałyśmy już o tym, ja też wtedy popełniłam błąd, reagując w taki sposób. Teraz bym tego nie zrobiła.
— Skąd możesz być pewna? Czasem nie zastanawiam się nad tym, co powiem — wypuszczając ciche westchnięcie, Camila mocniej wtuliła twarz w szyję Jauregui.
— Uczę się na swoich błędach. Nie mam zamiaru znowu przechodzić przez rozstanie z tobą, bo źle i gwałtownie zareagowałam, zamiast spróbować z tobą porozmawiać, Camila.
— Jesteś tego pewna, Lauren? — Cabello uniosła głowę na tyle, aby być twarzą w twarz z kobietą.
— Oczywiście — raz jeszcze musnęła kciukiem szczękę brunetki. — Inaczej bym ci tego nie mówiła. Wiem, że nie jesteś normalnie aż tak cicho, dlatego zwróciłam na to uwagę. Wolę mieć z tobą normalny kontakt, zamiast to ignorować.
— Dobrze — ostatecznie Alfa dała za wygraną — skoro tak uważasz.
Camila pochyliła bardziej głowę, żeby musnąć czubkiem nosa, nos brunetki, po czym złożyła drobny, lekki pocałunek na jej ustach.
— Mówiłam ci już, że jesteś cudowna?
Lauren uśmiechnęła się delikatnie.
— Może z raz obiło mi się coś takiego o uszy — gęste brwi Jauregui poruszyły się sugestywnie, dodając więcej humoru i jednocześnie zagrzebując rozmowę sprzed chwili.
— Co za wstyd — Alfa pokręciła zrezygnowana głową, chyląc się raz jeszcze, aby ucałować tym razem lewy policzek Lauren. — Jesteś cudowną kobietą — wymamrotała, składając kolejne pocałunki na twarzy starszej. — Niesamowitą — powoli na nowo zaczęła ruszać biodrami, w rytmie podobnym do poprzedniego — powolnym, ale nie tak, jak na samym początku. — Wspaniałą.
— Jesteś słodka — Jauregui zaśmiała się prosto w usta Cabello przy kolejnym pocałunku, przerzucając lewą nogę przez biodro młodszej w tej samej chwili, co wywołało głośniejsze westchnięcie z obu stron.
— Co ty ze mną robisz, piękna kobieto?
Tym razem śmiech Lauren był gardłowy, krótki, nagle urwany, ponieważ po tym pytaniu, na dobrą sprawę retorycznym, z pomocą prawej dłoni na biodrze, Camila wracała do niej z mocniejszymi ruchami bioder, wskutek czego przesuwała się wyżej po pościeli za każdym razem.
— Daj mi znać, kiedy będziesz blisko, Camila — Starsza kobieta chwyciła między zęby górną część płatku ucha Alfy, która na dobre przyssała się do jej szyi, ale nie miała nic przeciwko temu. — Och, kurwa.
Cabello przylgnęła bardziej swoją klatką piersiowej do rozgrzanego ciała Lauren na tyle, że wyraźnie czuła piercing zdobiący sutki za każdym razem, kiedy ich sylwetki odpowiadały ruchom bioder. Coraz ciężej przychodziło utrzymanie kontroli nad sobą, z racji tego, że w głowie Alfy znowuż zaczęły przebijać się myśli ze strony swojej drugiej natury, dające komendę, aby być tak blisko Jauregui jak najczęściej — najlepiej cały czas, bez żadnej przerwy, a przecież było to niemożliwe.
— Jak mam teraz siedzieć normalnie w pracy, kiedy będę non stop o tobie myślała, Lauren?
Paznokcie Jauregui mocniej wbiły się w plecy młodszej.
— Witaj w moim świecie — mruknęła, opierając bezwiednie czoło o głowę Cabello. — Chciałam cię mieć tak długo, a nie mogłam.
To przykuło uwagę Camili, która nie przerywając kontrolowania swoich ruchów, zerknęła na Lauren, całując wielokrotnie skroń, do której miała dostęp.
— Możesz mnie... — zrobiła chwilową pauzę, gdy brunetka porwała ją do kolejnego, już bardziej niechlujnego, pocałunku — ...mieć ile razy będziesz sobie życzyła.
— Kochanie, trochę szybciej — Lauren zamknęła powieki i raz jeszcze odchyliła głowę, mocniej wbijając ją w poduszkę, uwydatniając złocistym oczom szyję skąpaną w malinkach oraz podkreśloną wystającymi żyłami. — Kurwa mać — z mocniejszym szarpnięciem za włosy młodszej, Jauregui przyciągnęła ją jeszcze bliżej, puszczając biodro Cabello, owijając obie nogi wokół jej talii i ciężko oddychając. Może w innych okolicznościach czułaby się trochę zawstydzona tym, że tak szybko skończyła, ale nie miała co się dziwić, skoro perfekcyjna Camila była przy niej tyle czasu i nieświadomie kusiła, a Lauren nie mogła od tak się jej narzucić.
— Wszystko dobrze? — Po odsunięciu bioder, na tyle, aby się wysunąć i zdjąć prezerwatywę, a następnie wyrzucić ją do kosza, Camila ułożyła się blisko kobiety, nie napierając ciężarem ciała za bardzo, kiedy zaczęła składać drobne pocałunki na całej twarzy Lauren — czoło, skronie, miejsce między brwiami, nos, powieki, czerwone policzki, brodę, opuchnięte wargi.
— Mhm — dłonie Jauregui zaczęły gładzić plecy Cabello ze świadomością, że zapewne będą ją piekły prędzej czy później z powodu śladów, które zostawiła. — A czy... — Lauren przerwała, zmarszczyła brwi i zerknęła na bok, w stronę śmietnika. — Moment, nie skończyłaś, więc dlaczego...
— Odruchowo ją wyrzuciłam — uśmiechnęła się krzywo, bo przypadkowo tknęła erekcją uda Lauren i było to, niestety, bolesne doświadczenie w jej pozycji. — Skupiałam się na tobie, więc... Yeah, nic się nie stało, wezmę tylko, um, zimny prysznic.
Zielone oczy przez cały ten czas przyglądały się jej z niedowierzaniem, kiedy oddech powoli wracał do normy. Gdy Jauregui wysłuchała kobiety do końca, nie widząc sensu w jej zachowaniu, sięgnęła do napiętych, opalonych ramion i delikatnie zepchnęła ją na drugą połówkę łóżka, tak, aby była ulokowana na plecach. Niedługo później zajęła miejsce na udach Alfy, uważając, żeby nie drasnąć erekcji, która domyślała się, że mogłaby wywołać przy kontakcie więcej bólu niż przyjemności.
— Tak nie może być — stwierdziła, przesuwając dłońmi po brzuchu młodszej. — Okej, teraz potrzebuję twojego skupienia, okej? Chcę, żebyśmy się zrozumiały — powoli i uważnie przesunęła się wzdłuż ciała Cabello, aby finalnie być z nią twarzą w twarz i przy okazji mieć możliwość na rozpoczęcie głaskania gorącego policzka.
— Jestem skupiona — odpowiedziała na jednym, krótkim oddechu z szeroko otwartymi oczami. — Zawsze jestem skupiona na tobie — dodała, mimowolnie muskając koniuszkami palców nagi mostek pokryty malinkami.
— Mówię poważnie — Cabello skinęła tylko głową na te słowa. — Nie mamy więcej gumek, bo jedną wcześniej popsułaś, pamiętasz?
Alfa ponowiła niewerbalny sposób komunikacji.
— Okej, okej... — Lauren oblizała usta. — Jesteś w drugiej formie, tej bezpłodnej, tak?
— Tak.
— Jesteś stuprocentowo pewna, że jest bezpłodna?
— Oczywiście, Lauren. Nie okłamałabym cię w takiej sprawie.
— Mam nadzieję, bo nie zamierzam zachodzić w ciążę w tym momencie — skomentowała cicho. — Teraz posłuchaj mnie uważnie, okej?
— Mhm — Camila bardziej wtuliła policzek w ciepłą dłoń starszej, cierpliwie czekając na jej dalszą wypowiedź.
— Nie jestem chora. Badałam się wielokrotnie i żadne z wyników nie były pozytywne, więc niczym cię nie zarażę, jeśli teraz nie użyjemy prezerwatywy, rozumiesz?
— Yeah.
— Oczywiście nie upewniam się o ciebie, bo wiem, że byłaś tylko ze mną — przy użyciu kciuka przesunęła pieszczotliwie po gorącej skórze policzka brunetki. — Skoro to jest jasne, muszę wiedzieć, czy będziesz czuła się ze mną komfortowo, żeby go nie użyć? Mam na myśli, zabezpieczenia.
— Wierzę ci, Lauren. Nie mam z tym problemu.
— Jesteś pewna? Myślisz, że będziesz czuła się ze wszystkim, co teraz się dzieje, komfortowo?
— Yeah — ciepłe palce powędrowały wzdłuż ramion Lauren, która zdążyła się wyprostować do pozycji siedzącej. — Jestem pewna — wymamrotała, chociaż jej spojrzenie wyglądało na trochę zamroczone.
— Okej, okej... Tylko pamiętaj, że zawsze możemy przestać, jeśli coś będzie nie tak — przypomniała, zanim chwyciła w dłoń erekcję, delikatnie oplatając ją palcami przed uniesieniem bioder i przemieszczeniu się odrobinę wyżej.
Na samym początku Camila posłusznie leżała w tym samym miejscu, na wygodnym materacu i poduszce, dopóki nie poczuła pierwszej różnicy między cienkim lateksem a jego kompletnym brakiem. Niemal natychmiast poderwała się podobnie, co Lauren wcześniej do pozycji siedzącej, przykuwając zielone oczy do swojej twarzy.
Bez żadnego komentarza, objęła dla większej stabilności dla starszej kobiety jej talię ramionami i pocałowała prosto w usta. Trudno było powstrzymać się od nie takiego cichego westchnięcia, kiedy brunetka powoli obniżała swoje biodra, do momentu, w którym spód ud napotkał uda Cabello.
— Lauren... — Camila niechlujnie chwyciła za włosy kobiety, przytrzymując je z tyłu, gdy czubkiem języka przesunęła po dolnej, opuchniętej wardze Jauregui, która bez chwili wątpliwości, rozchyliła usta, natychmiastowo pogłębiając zwykły pocałunek. — Co ty ze mną robisz...
Lauren uśmiechnęła się nieznacznie, opierając dla większej stabilności ramiona o barki Alfy. Skrycie lubiła reakcję Camili na każdy ruch jej bioder, która opierała się na wbijaniu paznokci w jej plecy i kreśleniu na nich najróżniejszych wzorów oraz jednoczesnym pewnym chwycie włosów w zaciśniętej pięści. Można śmiało uznać, że mur nieśmiałości Cabello coraz bardziej się rozpadał z każdą chwilą.
— Jesteś idealna — wymamrotała pośpiesznie Alfa, schodząc z pocałunkami od mostku, aż do piersi starszej. Próbowała chwycić między wargi jeden ze sutków, ale przez ciągły ruch kobiety, przypadkowo zahaczyła zębami o piercing, wywołując u Lauren zaskakującą mieszankę zarówno bólu, jak i przyjemności, na którą nie zamierzała oponować. Potwierdziła to dłoń na tyle głowy Cabello, która przyciągnęła jej pełne usta po raz kolejny do klatki piersiowej Jauregui.
— Tym razem się nie powstrzymuj, yeah? — Brunetka dostała tylko gorączkowe mruknięcie, wywołujące jeszcze przyjemniejsze wibracje wokół wrażliwego sutka. — Jak blisko jesteś, kochanie?
— Jestem zbyt blisko od samego początku, po prostu umiem kontrolować swoje ciało.
— W takim razie przestań je kontrolować — szepnęła, bo tylko na tyle ją było stać przy płytkim oddechu, we włosy młodszej. — Też jestem blisko.
— Lauren, Lauren — zdrowy rozsądek Cabello wrócił do rzeczywistości — nie możemy. Nie mogę...
— Czego? — Starsza natychmiastowo spowolniła, a chwilę później zatrzymała całkowicie ruchy bioder.
— Nie zabezpieczyłyśmy się, a mówiłam ci o partnerstwie. Jak to wygląda.
— Och — kiwnęła głową — ma to dla ciebie jakieś znaczenie poza tym, co mi dotychczas o tym powiedziałaś?
— Nie, po prostu pomyślałam, że... Um, że teraz możesz nie mieć z tym problemu, ale pamiętasz te głosy? Wszystkie ćwiczenia? Nie chcę cię tym obarczać, jeśli nie jesteś na to gotowa. Poza tym to nie ma znaczenia, przysięgam.
— Cóż, znam konsekwencje i nie bardzo mnie odstraszają — przyznała, wykonując płynny ruch biodrami bez ich zbędnego podnoszenia, wywołując u Cabello słodki jęk.
— Chcia-ałam się tylko u-upewnić.
— Mhm i bardzo to doceniam — Lauren pochyliła się, żeby pocałować brunetkę, choć nadal miała niewielki uśmiech na ustach, ale żadnej to nie przeszkadzało. — Zaraz ci pokażę, jak to doceniam, kochanie.
Gdy tylko starsza kobieta wznowiła ruchy bioder, znacznie je przyśpieszając, Alfa miała wrażenie, że długo tak nie pociągnie. Zbyt długo chciała być tak blisko Lauren, żeby przedłużać tę chwilę, kiedy wszystko wskazywało na to, że koniec powinien być najlepszy.
Camila odchyliła w tył jedno ramię, za własne plecy, opierając twardo dłoń na materacu, gdy zauważyła, że Lauren musi znajdować się w takim samym miejscu, co ona, jeśli chodzi o te słodkie tortury.
I mogłoby tak być.
Ale chwilę później po sypialni rozeszło się chrupnięcie, przez które każda zaprzestała wszelkich ruchów poza odwróceniem głowy do drugiej.
— Złamałam ci penisa? Złamałam ci łóżko? — Zapytały jednocześnie, kompletnie zdezorientowane usłyszanym dźwiękiem. — Nie — odpowiedziały chwilę później, Lauren spoglądając w dół, natomiast Camila za siebie, aby przyjrzeć się miejscu, w którym trzymała kurczowo dłoń.
— Umm... Lauren... — Alfa zaczęła nieśmiało, obniżając głowę pod zaskoczonym spojrzeniem zielonych oczu. — Chyba...chyba z-złamałam ci deski po tej stronie łóżka... Przepraszam — przełknęła z trudem ślinę. — Naprawdę cię przepraszam, odkupię ci nowe. Łóżko. Całe. Obiecuję.
Jauregui przekręciła na bok głowę bez słowa.
— Naprawdę nie chciałam. Za mocno przycisnęłam ręką i, umm... I stało się. Ale przynajmniej... — uśmiechnęła się krzywo z zarumienionymi policzkami — Przynajmniej to nie twoje żebra, co nie?
Lauren nie mogła powstrzymać ataku śmiechu, który ją napadł po przyswojeniu do siebie zaistniałej sytuacji. Przypomniała sobie dodatkowo, że kiedyś zastanawiała się nad tym, czy przy sile Alfy, zdarzyło się, żeby złamała łóżko w trakcie seksu.
Teraz miała odpowiedź.
Przygarniając do siebie brunetkę i wznawiając poprzednie ruchy miednicą, jeszcze szybsze i mocniejsze niż wcześniej, pocałowała ją czule, przyjemnie drapiąc skórę głowy paznokciami, dzięki czemu chwilę później Camila całkowicie się zrelaksowała.
— Nie masz za co przepraszać — wysapała pośpiesznie, po przyciśnięciu swojego czoła do czoła młodszej. — Kochanie... — po zamknięciu powiek na ślepo ucałowała usta Cabello od jednego do drugiego kącika.
— Wiem, wiem... — niespełna kilka sekund później, mięśnie pleców oraz ramion Alfy znacząco się napięły, kiedy ten jeden raz wypchnęła własne biodra, aby napotkać Lauren, po czym owinęła się wokół niej niczym bluszcz i pociągnęła w tył, na materac, który wydał kolejne chrupnięcie. — Chryste... — z ciężkim oddechem, Camila przesunęła dłonią po spoconej twarzy i zamkniętymi oczami.
— Żaden Chryste, tylko ja — usłyszała cichy komentarz, w którym tlił się humor. — Chyba teraz nadrobiłyśmy też za poprzedni raz — Lauren przywarła policzkiem do mostku kobiety w wygodnej pozycji po tym, jak Camila zgięła nogi w kolanach, przyciągając swoje uda do pośladków starszej, z ramionami niezmiennie owiniętymi wokół talii.
— Mhmm... Nie możemy już tak zostać? Tylko ty i ja, bez żadnych problemów, bez pracy?
— Cóż, teoretycznie mogłybyśmy spróbować, ale w praktyce bez ruszania się z miejsca musiałybyśmy przejść na kanibalizm, żeby przetrwać — Lauren uniosła głowę na tyle, żeby oprzeć brodę o mostek brunetki i móc spojrzeć na jej twarz. — Jestem przekonana, że są miejsca, w które wolałabyś, żebym cię nie ugryzła — uniosła sugestywnie brwi, na co Cabello się skrzywiła.
— Brzmi rozsądnie — pogładziła dłonią spocone plecy starszej. — Będę musiała wyjść, bo nie chcę zrobić ci krzywdy przy zwlekaniu.
— Jesteś teraz jak korek do wina — Jauregui zmrużyła powieki. — I nie mam bladego pojęcia, co stanie się z tym winem, jak ze mnie wyjdziesz.
— Lauren... — trudno było powstrzymać lekki śmiech. — Mówię poważnie. Najchętniej nie ruszałabym się z miejsca, ale nie chcę zrobić ci krzywdy. Mięśnie nie będą cały czas rozluźnione, żeby nie przyprawiać cię o dyskomfort.
— Muszę wziąć prysznic — spróbowała zmienić temat, szczerze nie chcąc odklajać się od Camili. Nawet jeżeli miałoby to trwać tylko chwilę, chciała się nią nacieszyć, bo nie wiedziała, kiedy i czy w ogóle będzie miała kolejną okazję, żeby znajdować się tak blisko niej.
— Mogę cię zanieść, żebyś nie bała się o wino — mruknęła żartobliwie. — A potem pójdę do drugiej łazienki. Co ty na to?
— Psujesz klimat, Karla Camila — sapnęła, na pozór poirytowana.
— Może i psuję klimat, ale przynajmniej nie zrobię krzywdy takiej cudownej kobiecie — co prawda Lauren przewróciła oczami, ale w rzeczywistości robiła się miękką kluską. — No dalej, złap za mój kark i cię przeniosę — okazało się, że Jauregui wystarczył tylko pocałunek, żeby faktycznie przystała na warunki Cabello.
—
Po przetarciu ostatni raz włosów ręcznikiem, Lauren odwiesiła go na grzejnik, po czym opuściła łazienkę z zamiarem podejścia do rozsuwanych drzwi szafy. Zeskanowała wzrokiem jej zawartość, nie będąc pewna, co mogłaby z niej wyjąć, aby Camili było wygodnie.
Ostatecznie sięgnęła po jedne z ciemnych bokserek należących do Cabello, parę szarych dresów oraz czarną koszulkę należącą do samej Jauregui. Po zebraniu takiego zestawu, przemierzyła drogę do korytarza, po czym skręciła w lewo, aby chwilę później zapukać do drzwi.
— Camila?
Odczekała chwilę.
— Słucham?
— Mam dla ciebie ubrania — powiedziała, opierając się o ścianę przy wejściu do drugiej łazienki. — Mogę wejść, żeby ci je zostawić, czy poczekać?
Tym razem nie musiała długo czekać.
— Jasne, możesz wejść. Niedługo wychodzę.
— W porządku — oznajmiła, gdy otworzyła drzwi. — Nie musisz się śpieszyć, kochanie — dodała, uśmiechając się pod nosem, kiedy odstawiła ubrania na najbliższą szafkę, a następnie opuściła pomieszczenie bez zerknięcia w stronę Cabello znajdującej się pod prysznicem.
I tutaj się zatrzymajmy.
Znaczy, okej, rozumiem, nie każdy czytelnik lubi ściany tekstu. Serio, rozumiem. Ale sytuacja, która na pozór mogłaby wydawać się po prostu przyjemna, miła ze strony Lauren, ma większe znaczenie. Jednak, żeby to zrozumieć, przywołam we wspomnieniu niedługi opis z rozdziału drugiego na temat Jauregui.
Lauren potrząsnęła lekko głową i włączyła na plazmie muzykę, po czym włączyła obie wysokie kolumny, z których zaczęła lecieć pierwsza piosenka z przypadkowej, letniej playlisty na YouTube.
Nie mając co robić — jak każdego wieczoru — ruszyła powoli do łazienki, wiedząc, że przecież nie musi się nigdzie śpieszyć. Na dobrą sprawę mogła brać kąpiel nawet i te dwie godziny, jeśli chciała i nikt nie będzie jej wołał.
Nigdy by nie pomyślała, że chciałaby usłyszeć słowa: "pośpiesz się" przebijające się przez drzwi łazienki.
Ale Lauren przyzwyczaiła się do tego. Naprawdę. Była typem samotnika — a może trafniejsze byłoby powiedzenie, że musiała do tego przywyknąć.
Okej, jednak skłamałam, podam jeszcze jeden fragment, dla całkowitego obrazu.
Kobieta uniosła mokre dłonie i przesunęła nimi po twarzy, zaczesując odrobinę wilgotne włosy w tył. Jej wzrok był kompletnie pusty, gdy patrzyła na kafelki przed sobą. Kiedyś cieszyła się ze spokoju — przynajmniej za czasów szkoły średniej i studiów — ale teraz wołałaby mieć chociaż kogoś obok siebie. Niestety praca nie pozwalała na znalezienie sobie partnera, ponieważ zapełniała zbyt wiele jej czasu i później robiły się z tego kłótnie. Nawet nie mogła przygarnąć jakiegoś zwierzaczka, bo i tak zostawałby całe dnie sam.
Pozostała więc jej muzyka. Tylko to zapełniało dom.
Gdyby nie praca oraz spotkania z Allyson to zapewne nie rozpoznawałaby własnego głosu — w końcu do kogo miałaby się odezwać? Do własnego odbicia?
Mamy tutaj dwie sytuacje, nawiązujące do pobytów w łazience. Teraz Lauren nie zrobiła niby nic szczególnego, po prostu wzięła dla Camili ubrania, zapukała do drzwi i poczekała, aż ta pozwoli jej wejsć.
Nic wielkiego.
Jednak z drugiej strony, wcześniej nie miałaby po co pukać do tych cholernych drzwi. Doprawdy trudno było dotrzeć do punktu, w którym pozwoli na to, aby ktoś paradował po jej domu, tym bardziej korzystał z łazienki dla prysznica, nie wspominając o dostaniu kompletu kluczy, który Cabello dostała dużo wcześniej.
Więc, yeah, niby to nic szczególnego, ale dla Lauren, gdyby tak o tym pomyśleć, był to ogromny przeskok z dziury samotności w kolorową rzeczywistość, w której...szczerze powiedziawszy, czuła się szczęśliwa. Sama obecność Camili obok była cudowna, a fakt, że chciała zostawać tutaj często — w dodatku na noc, tak po prostu, aby mieć jeszcze więcej czasu z Lauren — było niesamowite i niemożliwe do opisania jednocześnie. Przynajmniej pod względem tego, jak czuła się z tym brunetka.
— Sprawdzałaś co z tym łóżkiem?
Głos Cabello wyrwał Lauren z zamyślenia na temat tego, jak będzie wyglądało jutro. Miała ku temu obawy, ale nie z powodu zachowania młodszej, ale...z poprzednich doświadczeń. Wiedziała, naprawdę wiedziała, że Camila nie wyparuje następnego ranka, jednak był w tym wszystkim cień wątpliwości po takich przeżyciach pod rząd.
— Nie, nie...
— Wątpię, żeby to było bezpieczne, aby spać na tej połówce — Alfa ostrożnie naparła dłońmi na uszkodzoną część łóżka, sprawdzając, czy jest prawdopodobieństwo, aby jakiś pręt, drut, kawałek drewna, cokolwiek wbiło się osobie śpiącej po tej stronie. — Uch huh... Coś tutaj wystaje. Chyba złamałam deskę, tak mi się wydaje. Lepiej spać tylko na lewej części.
— To duże łóżko, starczy nam tyle miejsca.
— Mhm — kiwnęła głową, nie odrywając brązowych oczu od materaca. — Naprawdę przepraszam za to, że je uszkodziłam. Jutro popatrzymy za jakimś nowym. Wybierzesz sobie, jakie będziesz chciała. Mówiłam poważnie w kwestii tego, że zapłacę.
— Camila, mam pieniądze na takie rzeczy, jest okej — zapewniła, aczkolwiek po minie młodszej widziała, że jutro będą jeszcze o tym dyskutować. — Kładziemy się?
— Yeah, możemy, tylko położę się bliżej środka i tej popsutej połówki. Nie chcę, żeby coś wbiło ci się w plecy czy żebra i zrobiło krzywdę.
— A tobie może? — Jauregui uniosła brwi. — Zawsze można skorzystać z kanapy w salonie.
— Sama mówiłaś, że mamy wystarczająco miejsca. I jest tutaj wygodniej. Plus, to przeze mnie musimy wymieniać łóżko, więc chociaż tyle mogę zrobić — leżeć od strony tego, co połamałam.
Ostatecznie, Lauren kiwnęła zgodnie głową, bo wprawdzie była po prostu zmęczona. Chciała się tylko położyć, przytulić do Cabello i pójść spać w spokoju.
— Na co czekasz, Lauren?
— Wchodź pierwsza, dzisiaj ty jesteś małą łyżeczką.
— Dlaczego? Coś się stało? — Pomimo pytań, Alfa faktycznie położyła się na wspomnianym przez samą siebie miejscu, uważnie przyglądając się starszej brunetce, która po chwili położyła się za jej plecami.
— Nie, nic się nie stało. Po prostu wolę się upewnić...że masz dzisiaj wystarczająco dużo komfortu, nic więcej.
— Och, w porządku — Cabello uniosła się delikatnie, żeby Jauregui mogła bez problemu wsunąć lewe ramię w miejsce, na którym ułoży szyję. — Będzie ci tak wygodnie? — Dopytała dla pewności, bo w takiej pozycji znajdowała się może dwa, maksymalnie, naprawdę maksymalnie trzy razy.
— Yeah — Lauren wtuliła twarz w kark młodszej po przełożeniu ramienia pod pachą Camili i sięgnięciu do jej ciepłej dłoni. — Będzie mi wygodnie — wzdychając cicho, przerzuciła jeszcze nogę przez talię brunetki, żeby znajdować się bliżej pachnącego ciała. Jauregui musiała przyznać, że przyjemnie się tak leżało, chociaż na dobrą sprawę, była prawie całkowicie rozłożona na plecach Alfy.
— Och, mój... — Camila poprawiła się delikatnie w miejscu. — Nie wiedziałam, że zawsze jestem tak blisko ciebie.
— To coś złego?
— Nie, nie... Teraz nie mam co się dziwić, że lubisz być na miejscu, które teraz zajmuję. Jest tutaj bardzo przyjemnie — brunetka delikatnie splotła palce lewej dłoni z palcami Jauregui. — I ładnie pachniesz, co jest plusem.
— Mam wrażenie, że nie mówisz o żelu, którego użyłam — wymamrotała Lauren, z łagodnym, sennym uśmiechem, którego Cabello, mimo wszystko, nie mogła zobaczyć. — Tylko odnosisz się do tego, że teraz pachnę tak, jak ty.
— Nieprawda. O co ty mnie posądzasz? — Alfa sapnęła z udawanym urażeniem. — Jesteś śpiąca. Idziemy spać, hm?
— Yeah. Dobranoc, kochanie — starsza ucałowała kark brunetki i poprawiła uścisk ramion wokół jej ciała. Pamiętała, że kontakt jest bardzo ważny, nawet ten najprostszy. Jeśli coś takiego miało dać Camili więcej komfortu, nie miała nic przeciwko.
— Słodkich snów, Lauren.
Ciało Jauregui bardzo szybko zrelaksowało się do tego stopnia, że była leniwie wczepiona w kobietę, z czołem opartym o jej gorący kark. Wszystko wskazywało na to, że była wykończona bardziej niż wcześniej podejrzewała po całym dniu, dlatego też niesamowicie cieszyła się z panującej w sypialni ciszy, która zachęcała coraz bardziej do całkowitego odpłynięcia. Praktycznie nie skupiała się na żadnej konkretnej myśli, więc wiedziała, że nie pozostanie pół–śpiąca na długo. Zresztą, Camila musiała już zasnąć, bo jej oddech był spokojny i nie przemieszczała się w żaden sposób po łóżku.
Lauren bezwiednie uchyliła powieki, tak minimalnie, kiedy brunetka przyłożyła ich złączone dłonie bliżej swojego mostka w czułym geście, jednak nie miała już siły się uśmiechnąć, co przy większych pokładach energii z pewnością by zrobiła.
Gdy zamknęła ponownie oczy, poczuła przez sekundę czy dwie wargi Camili na tej samej dłoni, przy linii knykci.
— Bardzo cię kocham, Lauren.
Cabello powiedziała to tak cicho, że gdyby nie fakt, że Jauregui była zamroczona wizją snu, w życiu by się nie zbudziła i usłyszała tego wyznania.
Jednak tym razem zdarzyło się, że doszło ono do uszu, choć nie wywołało reakcji.
W tej kompletnej ciszy Camila równie dyskretnie westchnęła. Ale to westchnięcie wydawało się pełne ulgi.
Może obawiała się, że poczuje, jak ciało Lauren za jej plecami zrobi się napięte i zostanie wyrzucona?
Zamiast faktycznie zareagować w ten sposób, starsza kobieta pozostała w tej samej pozycji, nie mówiąc żadnego słowa.
A niedługo potem po prostu zasnęła, nieświadomie mocniej wtulona w Alfę, która miała uniesiony lewy kącik warg, gdy powieki stopniowo zakrywały złociste tęczówki, pozwalając na zasłużony odpoczynek.
—
Lauren miała nadzieję, że kiedy się obudzi, ciało Camili będzie gdzieś w pobliżu, również spoczywające na łóżku i od tego momentu nowy dzień dobrze się potoczy. Jakaś część umysłu kobiety podpowiadała oczywiście, że jest naiwna, nawet jeśli w pewnym stopniu celowo dała sobie aż pół roku na to, aby odgadnąć w stu procentach intencje Cabello.
Nie można jej winić z tej strony, niektórzy mają okropne problemy z zaufaniem po jednej zdradzie. A Lauren doświadczyła ich znacznie więcej, więc można śmiało stwierdzić, że przez lata jako konsekwencja przeszłości, nie uznawała istnienia pojęcia: "zaufanie".
Jednak powracając do rzeczywistości, Jauregui zdecydowanie nie była gotowa na to, aby po otworzeniu oczu znaleźć Camilę, nie leżącą na łóżku, ale ubraną w czyste ubrania i siedzącą na końcu materaca ze spanikowanym wyrazem twarzy.
— Hej... — wymamrotała starsza, pocierając oczy. Dobrze, że zmyła wczorajszego wieczoru makijaż, bo wyglądałaby teraz niczym panda. — Co się dzieje?
— Dzień dobry — głos Cabello był niepewnym szeptem. — Przygotowałam ci śniadanie. Na zimno, więc...możesz zjeść w każdej chwili.
— Yeah...dzięki — zielone tęczówki prześledziły napiętą sylwetkę Alfy. — Powiesz mi co się dzieje? Dlaczego nie jesteś w łóżku?
— Ja...uch, pomyślałam, że lepiej będzie, jeżeli się ubiorę.
— Wychodzisz?
Brązowe oczy spojrzały na Lauren z przejawem lęku.
— Chcesz, żebym wyszła?
— Dlaczego mnie o to pytasz? — Jauregui uniosła brwi, całkowicie rozbudzona. — To ty jesteś ubrana, gotowa do wyjścia — przełknęła ciężko ślinę. — Wiem, że masz wolny weekend, wczoraj mówiłaś, że mnie kochasz, a teraz...wygląda na to, jakbyś szykowała się do wyjścia. Zdezorientowałaś mnie.
Oczy Alfy rozszerzyły się w szoku, zanim gwałtownie wstała z miejsca, kręcąc nerwowo głową w zaprzeczeniu.
— Nie to miałam na myśli, Lauren.
— Którą część? — Mało brakowało, aby głos Jauregui zadrżał.
— O wyjściu stąd, oczywiście — wyjaśniła pośpiesznie, mozolnie i ostrożnie podchodząc do siedzącej na łóżku kobiety, kucając przy łóżku. — Nie miałam zamiaru wywołać takiej reakcji z twojej strony. Ja... Um, jakiś czas temu się obudziłam i, uch, i byłaś odwrócona do mnie plecami. Leżałam sobie trochę, aż zauważyłam, że twoja koszulka się trochę podwinęła, więc zobaczyłam część twoich pleców i normalnie bym ją poprawiła, ale...ale okazało się, że...że cię skrzywdziłam. Miałaś, em, twoje plecy były... — Cabello nerwowo spojrzała na własne dłonie, a konkretniej paznokcie. — Zostawiłam ci ślady na plecach. Nie podwijałam twojej koszulki, nic z tych rzeczy, ale jestem prawie pewna, że jest tego więcej i to...um, to mnie wystraszyło, bo nie wiedziałam, jak zareagujesz, dlatego wstałam, ubrałam się, zrobiłam ci śniadanie i czekałam aż się obudzisz, bo nie mogłam już zasnąć.
Lauren doprawdy nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć, więc tylko patrzyła na brunetkę.
— Przysięgam, nie chciałam zrobić ci krzywdy, Lauren... — Alfa przesunęła nerwowo dłonią po włosach, częściowo zaczesując w tył krótką grzywkę. — Czekałam ubrana, bo nie wiedziałam, czy nie będziesz chciała, żebym po tym wróciła do domu.
Jauregui zamrugała kilkukrotnie powiekami, powracając do rzeczywistości. Ze zmarszczonymi brwiami sięgnęła do dłoni brunetki, które były lekko spocone, zapewne od stresu.
— Tym się tak przejęłaś?
— Oczywiście — Cabello przygryzła dolną wargę. — Przepraszam za to, co zrobiłam.
— Nie masz za co mnie przepraszać. Daj mi chwilę, żebym poszła do łazienki umyć zęby i coś ci wytłumaczę, w porządku? — Lauren postanowiła podejść do tematu na spokoje oraz z wyrozumiałością, zamiast zastanawiać się, dlaczego Camila nie ma bladego pojęcia o tym, że ślady na plecach są raczej...pozytywnym wyznacznikiem. Nawet bardzo dobrym. — I przestań się denerwować, wszystko jest dobrze. Usiądź na łóżku i na mnie poczekaj.
Wciąż poddenerwowana Alfa wykonała polecenie starszej, nieustannie przyglądając się swoim dłoniom, klnąc w myślach na swoje zachowanie. Doprawdy nie chciała wyrządzić krzywdy Lauren. To ostatnia rzecz, której by chciała — a właściwie to rzecz, która pierwszorzędnie nie znajdowywałaby się na takiej liście.
Gdy brunetka wyszła, znacznie szybciej, niż Cabello myślała, brązowe oczy zaczęły śledzić jej sylwetkę, która podeszła do lustra, w którym mogła zobaczyć siebie od samego czubka głowy po stopy. Jauregui chwilę później odwróciła się plecami do własnego odbicia, zerknęła przez ramię i podwinęła jasny materiał koszulki, przyglądając się całości śladów — w tym Camila, która jeszcze bardziej się przeraziła na widok tego, co uczyniła.
— Domyślam się, że masz podobnie — głos starszej kobiety był spokojny.
— N-nie wiem... Jeśli coś bym miała i tak pewnie już niczego nie ma, bo się zregenerowałam.
— Ale wciąż masz malinki na szyi — Jauregui zmarszczyła brwi. W końcu Camila leczyła się w całości, nie częściami.
— Mówiłaś mi już kiedyś, że nie lubisz tego, jak znikają przez noc, więc je zostawiłam.
— Och...
Lauren opuściła z powrotem koszulkę, po czym zbliżyła się do brunetki, na koniec wyciągając ku niej dłoń.
— Wyjaśnię ci coś — zaczęła, uważnie obserwując opaloną twarz. — Wczoraj byłaś bardzo blisko mnie — mówiąc to, przysunęła Cabello do swojego ciała na tyle, aby ich klatki piersiowe się stykały. — I oczywiście podobnie co ja twoje ręce były na moich ramionach, plecach — wzięła większy wdech. — Czasami nie zwracamy uwagi na to, że zamiast dotknąć kogoś delikatnie albo nawet bardziej stabilnie wbijamy paznokcie w skórę. Okej, mam ślady na plecach i trochę na ramionach, ale generalizując... Przy wczorajszym kontekście takie krechy na ciele niemo sygnalizują, że seks był udany. Po prostu dobry. Nic więcej. To nie jest w żadnym stopniu sprawa, o której mówiłaś. Nie zrobiłaś mi krzywdy i nie rozpatruj tego w ten sposób, dobrze? — Po ułożeniu dłoni na zakrytym mostku młodszej, Lauren przytknęła czoło do czoła Cabello.
— Och. Ale wciąż...to może boleć. Zawsze mogę się tego pozbyć, jeżeli będziesz chciała.
— Skoro nie chcę, żebyś leczyła moją szyję, aby nie było śladu po malinkach, to dlaczego miałabym pozbywać się takich śladów? — Jauregui pogłaskała tył głowy Alfy. — Więc nie stresuj się tym, okej? Postaraj się myśleć o tym, jak o... — Dała Cabello drobny pocałunek. — Przyjemnym przypomnieniu, hm?
Alfa zmrużyła powieki, delikatnie kiwając głową w zgodzie.
— Nie wiem, czy ja miałam jakieś ślady — Camila przesunęła nerwowo dłonią po karku. — Więc, um, nie mam pewności do tego, co, umm, powiedziałaś.
Lauren sięgnęła prawą dłonią wyżej, do ciepłego, opalonego policzka.
— O to nie musisz się martwić. Nie zrobiłaś nic źle — zapewniła, zdając sobie sprawę, że młodsza próbuje nieśmiało rozeznać się w opinii Jauregui. — Wszystko w takim razie już w porządku?
— Yeah — bąknęła Cabello z odrobinę zarumienionymi policzkami.
— Mówiłaś, że śniadanie jest na zimno, więc proponuję, żebyśmy jeszcze na trochę się położyły.
— Dobrze.
— Hm — Lauren odsunęła się, żeby podejść jako pierwsza do łóżka. — Ściągnij spodnie, będzie ci niewygodnie w takich leżeć. Jeżeli będziesz chciała założyć inne, weź sobie jakiekolwiek z szafy, a jeśli nie, dołącz do mnie.
Ostatecznie Camila szybko ściągnęła materiał z nóg i jeszcze sprawniej znalazła się pod kołdrą z kobietą u swojego boku.
— Lauren?
— Hmm? — Starsza wcisnęła pewniej policzek w mostek Alfy.
— Wcześniej wspomniałaś, że słyszałaś, co powiedziałam wieczorem.
— Mhm.
— Poza tym, że wystraszyłam cię wizją wyjścia z domu i zostawienia — zrobiła chwilową pauzę, aby dobrze dobrać kolejne słowa. — Umm, powiedziałaś o tym dość spokojnie... Inaczej niż wcześniej.
— Uprzedzałam już, że nie mogę ci zabronić o tym mówić, Camila.
— Pamiętam, pamiętam... Ale zastanawia mnie, umm, czy powiedziałaś o tym spokojnie dlatego, że byłaś zaspana, czy...czy, em, zmieniłaś do tego nastawienie.
— Nastawienie?
— Mam przez to na myśli zmianę reakcji, gdyby kiedyś wymsknęło mi się...tak, uch, w ciągu dnia. Oczywiście przypadkiem, nie po to, żeby cię stresować. Ale, umm... — przełknęła ciężko ślinę. — Tak tylko pytam.
— Cóż... Nie wiedziałabym po prostu, co mam powiedzieć. A to mogłoby w jakimś stopniu być dla ciebie niezręczne. Jednak to nie jest tak, że zareagowałabym...źle.
— Och, w porządku.
Wzdychając cicho, Lauren przesunęła prawe ramię po zakrytym brzuchu brunetki pod kołdrą, ostatecznie zatrzymując dłoń na lewej stronie żeber.
— Wiesz, jaką miałam styczność z takim wyznaniem wcześniej. Teraz...jest to coś innego. Chcąc nie chcąc nie dajesz mi powodów, żebym ci nie wierzyła w to, co mówisz albo chociaż to kwestionowała, więc robi się wtedy poważnie.
— To poważnie jest dla ciebie przerażające?
— Powiedziałabym bardziej, że...nowe. Bywałam zauroczona, ale nie zakochana. I przez zauroczenie chodzi mi o to, że czasem jakaś osoba podobała mi się z wyglądu, a czasem jakaś cząstka charakteru, jednak nigdy nie było to wystarczająco poważne.
— Och, rozumiem — Camila ucałowała czubek głowy starszej. — A biorąd pod uwagę te dwie, powiedzmy, kategorie, bo chodzi tutaj też o trochę inny poziom uczuć... Albo chociaż biorąc pod uwagę tą jedną, zauroczenie... Jak myślisz... Jak blisko albo daleko od tego mogłabym się znajdować? Dla ciebie.
— Camila, to oczywiste, że jestem tobą zauroczona — lekkość i łatwość przyznania tego niemiłosiernie zaskoczyła Alfę. — Ale to i tak coś więcej... Tylko nie potrafię o tym mówić. W ogóle pierwszorzędnie nie potrafię dać sobie czas i cokolwiek przyznać przed sobą. Zbyt wiele razy się zawodziłam i po prostu...mam wrażenie, że znowu jestem zbyt naiwna.
Camila raz jeszcze pocałowała to samo miejsce na jej głowie.
— I nie chodzi mi tylko o to, że zawodziłam się na osobach, z którymi się spotykałam. Straciłam pojęcie zaufania również przez to, że te wszystkie przyjaźnie, chociażby ze studiów, nagle wyparowały, kiedy dobiegły one końca. A przez te wszystkie lata miałam świetny kontakt z wieloma osobami, także podczas wszelkich przerw, kiedy każdy wracał do swojego domu. Sama wiesz, że została mi tylko Allyson.
— Wiem o tym — szepnęła Cabello, odnosząc się do ostatniej wypowiedzi.
— Więc, cóż, jestem zamknięta nawet jeśli chodzi o przyznanie czegoś samej sobie.
— Może myślisz, że jesteś zamknięta, ale przecież teraz trochę się przede mną otworzyłaś — zwróciła uwagę, rozpoczynając delikatne głaskanie ciemnych, rozpuszczonych włosów Lauren.
— Yeah, właściwie to tak.
— Drobniejsze rzeczy też mają znaczenie — skomentowała jeszcze, zanim zabrała się za inną sprawę. — A odbiegając jeszcze od tematu, jesteś pewna, że wszystko z tobą dobrze? Nic cię nie boli?
Lauren zaśmiała się lekko, rozczulona bardziej niż by to przyznała na troskę Camili.
— Z moimi plecami i ramionami jest dobrze.
— Nie chodziło mi tylko o to. Tak ogólnie. Po wczoraj. Czy, umm...wszystko dobrze? Nie jesteś obolała ani nic podobnego?
Tym razem starsza podniosła głowę, aby ucałować wargi brunetki.
— Nie, kochanie, nie jestem obolała — zapewniła zgodnie z prawdą. — Chociaż trochę czuję, że we mnie byłaś, ale to bardziej dobre niżeli złe, więc...
— Okej, okej — Alfa odchrząknęła cicho, wyraźnie zawstydzona słownictwem Lauren. — Tylko się upewniam.
— Wiem — zielone oczy były nieskrycie rozbawione. — Jesteś słodka, kochanie.
Camila na miarę możliwości obniżyła głowę na określenie o jej osobie, tworząc z braku laku podwójny podbródek, gdy próbowała ucieczki przed wzrokiem Jauregui.
— Dobra, dobra... Chodźmy lepiej spać, bo, umm... Potem czeka nas szukanie nowego łóżka dla ciebie.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top