⑦⓪

merry christmas & goodnight

———

Minęły zaledwie trzy kolejne dni od ostatniego spotkania Camili oraz Lauren. Ponownie zobaczyły się w domu starszej, przywołując trochę normalności, kiedy to rozplanowały zamówienie jedzenia na wynos i obejrzenie kilku filmów. Wciąż musiały wracać, co prawda, do tego, co zadziało się ostatnio, jednak nie zawsze były chęci czy też kwestie, które warto by było poruszyć z każdym spotkaniem. W pewnym sensie też chciały od tego odpocząć.

Alfa zwilżyła wargi, zerknęła na bok i rozluźniła bardziej ramiona. Lauren znajdowała się w niewielkiej odległości od niej z pojemnikiem pod brodą, w którym znajdowała się chińszczyzna. Wydawała się całkiem odprężona, chociaż gdyby tak się przypatrzeć, nadal była wykończona przez stres oraz poczucie winy, które wciąż w nią uderzały.

— Mogłabym cię o coś zapytać? — Zagadnęła cicho Cabello, przykuwając na moment zielone oczy.

— Mhm — starsza brunetka zmarszczyła brwi na widok poważnej miny Alfy. — Co się stało?

— Cóż, umm, praktycznie to nic się nie stało. Po prostu stosunkowo niedawno zdałam sobie sprawę, że nigdy nie dopytywałam cię o pewne kwestie i, umm, chciałabym je na miarę możliwości wyjaśnić.

— W porządku — ostrożnie wzięła kolejną porcję chińszczyzny do ust, zanim przekręciła się bardziej przodem do Cabello. — Czego to dotyczy?

— Uhm, nie chciałabym, żeby zabrzmiało to źle. Albo jak takie, um... — Camila zrobiła przy pomocy palców cudzysłów w powietrzu. — Odgrzebywanie tematu. 

— Obecnie i tak jesteśmy w takiej sytuacji, że pewne tematy trzeba będzie odnawiać. 

— Z tej części zdaję sobie sprawę, jednak to, o co chciałam zapytać wydaje się...dość delikatną sprawą.

— Okej, zaczęłam się stresować — nerwowy śmiech wydostał się z gardła Jauregui, kiedy zaprzestała jedzenia i tylko grzebała w nim widelcem, bo już wcześniej uznała, że nie będzie bawiła się z pałeczkami. — Ale śmiało.

— Chciałabym się cofnąć do, em, tamtego wieczoru — brązowe oczy niepewnie zerknęły na twarz Lauren, która tylko potaknęła w znaku, aby kontynuowała. — Rozmawiałyśmy o tym, że... Pytałam cię o to i wyjaśniałaś, że generalnie czułaś się ze mną komfortowo. Ale, um, kiedy jakiś czas temu próbowałam posortować to sobie wszystko w głowie zrozumiałam, że... — Camila zmarszczyła brwi. — Że jest duże prawdopodobieństwo twojego dyskomfortu, pomimo tego, co mi wtedy powiedziałaś przez moją niewiedzę.

— Pogubiłam się — przyznała starsza. — Do czego dokładnie nawiązujesz? — Zamknęła pojemnik i odłożyła go na stolik, po czym całkowicie skupiła swoją uwagę na Alfie. — Chodzi ci o to, jakie miałam oczekiwania względem ciebie czy o coś innego? Bo ta ostatnia sprawa z niewiedzą coś mi sugeruje, ale nie jestem pewna, czy dobrze cię rozumiem.

— Um, może ujmę to inaczej. Na samym początku wspominałam ci, że kwestia bycia w takich sytuacjach z kimś mojego pokroju bywa bardzo delikatna. I pomimo tego, że ogólnie czułaś się ze mną komfortowo... Sęk w tym, że ja nigdy... — Camila podrapała się po policzku. — Wiem,  że dużo o sobie opowiadałyśmy, jednak nigdy nie upewniłam się, czy generalnie czujesz się ze mną komfortowo pod względem orientacji..? — Uciekła spojrzeniem od Lauren. — Wspominałaś mi o dwóch kobietach i, owszem, jednego mężczyznę przegoniłam spod twojego domu, jednak nigdy, umm, nie mówiłaś o swojej orientacji. I pomyślałam, że...że może jeśli byłabyś bardziej zainteresowana kobietami niżeli płcią przeciwną to pod tym względem nie czułaś się ze mną komfortowo. Widziałaś tylko kobiecą twarz, mam na myśli, tamtego wieczoru.

— Jeśli dobrze zrozumiałam... — Lauren poprawiła się w swoim miejscu. — Przejęłaś się tym, że nigdy nie mówiłam wprost o swojej orientacji i że mogłam wcześniej czuć się z tobą niekomfortowo pod względem budowy ciała, gdyby była ona skierowana w jedną stronę?

Alfa podrapała się nad brwią.

— Uch, tak. Tak można by to ująć.

Jauregui kiwnęła głową.

— Lauren, nie musisz mi na to odpowiadać, jeśli nie chcesz. Po prostu, um, zaczęłam temat, żeby w jakimś stopniu upewnić się, że jednak faktycznie czułaś się ze mną całkowicie komfortowo.

— Po tym, ile mamy już za sobą raczej temat orientacji seksualnej nie podchodzi pod tabu — odpowiedziała młodszej łagodnym tonem. — Odkąd pamiętam kobiety zawsze bardziej zwracały moją uwagę. Wciąż tak jest, jednak czasami zdarza się, że zainteresuje mnie mężczyzna, więc gdyby tak się określać... Jestem biseksualna. Ale pomimo tego, że mogą interesować mnie osoby z obu płci, częściej zdarza się, że są to kobiety — wyjaśniła cierpliwie z nadzieją, że Camila zrozumie jej tok myślenia. — Nie zmienia to faktu, że penis mi nie przeszkadza. Odnosząc się już do twoich pozostałych form, oczywiście.

Alfa pochyliła ku dołowi głowę, nieśmiało nią kiwając.

— Rozumiem.

— Czy o coś jeszcze chciałabyś zapytać?

— Nie, em, tylko to. Chciałam mieć pewność — potarła palcami czubek nosa, zerkając przelotnie na Lauren. — Dziękuję za szczerość.

Jauregui sięgnęła powoli i z wyraźną ostrożnością do dłoni Camili, która znajdowała się najbliżej. Delikatnie ujęła ją w swoją, splotła wspólnie palce, a kciukiem subtelnie przesunęła po ciepłej, opalonej skórze. 

Na ogół Lauren nie była fanką nawet tak drobnych, względnie czułych gestów przez to, ile razy dostawała po dupie i, cóż, można wysunąć wnioski, że wolała zakopać głęboko w sobie chęci do afiszowania się z czymś takim. Wciąż, co prawda, próbowała wmówić sobie, że Camila jest inna. Z jednej strony było to oczywiste przez sam fakt, jak ją traktowała; w jaki sposób się wypowiadała; a nawet jakim spojrzeniem ją obdarowywała. Z drugiej natomiast... Niepewności i kompleksy lubią powracać, prawda?

— Komunikacja, pamiętasz? — Głos Lauren nadal pozostawał łagodny. — Nie musisz mi za nią dziękować.

Camila powoli uniosła wzrok ze splecionych dłoni do twarzy kobiety. Przyjrzała się uważniej wyrazowi, który na niej panował, po czym sama zmarszczyła brwi. Wydawałoby się, że z każdą mijającą chwilą, Jauregui przechodziła ze spokojnej postawy do poddenerwowanej, o czym również powiedziały policzki, na których pokazały się rumieńce. Alfa nie była pewna, co było powodem takiej reakcji, jednak coś zakazywało pytać.

— Cóż — Lauren odchrząknęła cicho — skoro już zaczęłyśmy taki temat... Um, to chciałabym ci coś dać.

— Dać? — Camila w uroczy sposób, zdaniem Jauregui, przekręciła w bok głowę. Trudno było powstrzymać się przed wycałowaniem całej jej twarzy, kiedy była tak nieświadomie słodka. — Masz coś dla mnie? Nie mam urodzin.

Lauren nie mogła się nie uśmiechnąć, chociaż nie trwało to długo. Chwilę później na nowo była nerwowa, a raczej zestresowana w pewnym sensie, ale liczył się sam fakt — Camila z łatwością wywoływała u niej uśmiech.

— Wiem, że nie masz urodzin — raz jeszcze pogładziła opaloną dłoń kciukiem. — Nie sądziłam, że jednak zbiorę się na to dzisiaj, ale skoro jest okazja to... Huh, to lepiej ją wykorzystać, tylko, um, tylko chciałabym ci wytłumaczyć kilka rzeczy, żebyśmy dobrze się zrozumiały.

— W porządku — Cabello nie mogła ukryć zaciekawienia. — Słucham?

— Okej, więc... Od czego by zacząć... — Lauren wysunęła dłoń spod subtelnego uścisku dłoni Camili, po czym pochyliła się w przód, bardziej w stronę stolika z brodą opartą na wierzchu splecionych rąk. — Normalnie tego typu rzecz daje się w innych okolicznościach i raczej oczywiste jest to, dlaczego zostaje to przekazane. Moja intencja z tym jest inna, bo... Umm...

— Nie będę cię oceniała — usłyszała zapewnienie ze strony Alfy. — Nie musisz się przy mnie denerwować.

Pokiwała jedynie krótko głową.

— Moja intencja jest taka, że... Mówiłaś mi nieraz, że czasami czujesz się przytłoczona u siebie w domu, zwłaszcza kiedy pokłócisz się z DJ, a ona nie odpuści tematu, tak?

— Zgadza się.

— Więc pomyślałam, umm... Dużo wcześniej, jeszcze zanim ostatnie wydarzenia miały miejsce, co teraz jest pewnym utrudnieniem, ale... Chodzi mi o to, że... — starsza wstała z kanapy i pośpiesznie podeszła do jednej z szaf, wysunęła szufladę i zaczęła coś w jej zawartości przekładać, dopóki uszy Camili nie wychwyciły zgrzytu. — Wiem, że nie jesteśmy jeszcze w dobrym miejscu ze wszystkim, więc nie oczekuję w żaden sposób, że od razu tego użyjesz, ale jeśli kiedykolwiek poczujesz, że byłoby to lepszym rozwiązaniem dla ciebie...dla twojego samopoczucia, tak generalnie, to możesz śmiało z tego skorzystać.

Lauren ukryła między dłońmi niewielki przedmiot, z którym podeszła do Alfy, zatrzymując się w niewielkiej odległości od jej zgiętych nóg. Na bladych policzkach wciąż widniały rumieńce, a sama Camila nie miała pojęcia, z czym za moment będzie miała do czynienia. Sam fakt, że starsza brunetka była nadto nerwowa wprawiało ją w drobny dyskomfort — akurat on tworzył się tylko i wyłącznie z powodu drugiej natury, która była nadto opiekuńcza, choć Cabello próbowała hamować się za każdym razem, ażeby nie przytłoczyć kobiety.

— Okej, więcej nie jestem w stanie ci wytłumaczyć bez pokazania tego, więc, umm... — wysunęła dłonie, które nadal zakrywały przedmiot, na co Camila ostrożnie wysunęła obie ręce i podłożyła je pod należące do Lauren. 

Dezorientacja przeszła przez twarz Cabello, kiedy chłodny metal zetknął się z jej skórą, a w dodatku charakterystycznie zabrzęczał. Niemal natychmiastowo zerknęła pytająco na starszą.

— Camila, posłuchaj, nie proponuję oczywiście wspólnego mieszkania, bo... To byłoby dziwne, jakby tak spojrzeć na nasze obecne położenie, prawda? — Jauregui pośpiesznie zaczęła się tłumaczyć. — Wiem, że czasami chcesz się zdystansować od tego, co dzieje się u ciebie w domu, w pracy i jeśli kiedyś uznasz, że moja ewentualna obecność nie będzie podtrzymywała tej chęci pójścia jak najdalej od wszystkich to... To, umm, zawsze możesz tutaj przyjść — na koniec posłała krótki uśmiech w stronę Cabello.

— Och.

— Um, i proszę nie porównuj tego do sprawy z Lucy. Mówiłam ci, że miała klucze i czasami tutaj zostawała, ale to jest coś innego. W dobrym sensie o nas — zacisnęła wargi. — O tobie. Na niej się sparzyłam i moja decyzja była dość spontaniczna i tłumaczyłam to sobie wygodną w jakimś stopniu... Za to, em, za to o tym... O tobie tutaj myślałam od dłuższego czasu i zastanawiałam się tylko czy to nie będzie za dużo, jak dla ciebie.

Camila przerzuciła raz jeszcze spojrzenie na przedmiot znajdujący się w jej dłoniach, które nawet nie drgnęły przez cały ten czas.

— To są klucze — powiedziała powoli na głos, aby w jakimś stopniu zderzyć się z rzeczywistością.

— Tak — Lauren nie spuszczała z niej spojrzenia, nadal oczekując jakiejś reakcji — nie była pewna, czy kobieta odbierze to w dobry, czy zły sposób. — I od razu sugestia razem z nimi, aby przestać pukać mi do okien tylko wejść przez drzwi frontowe, dziękuję.

— To są klucze do twojego domu, Lauren — powtórzyła pełne informacje.

— Umm, tak — starsza przygryzła wnętrze policzka. — Chciałam tylko... Chciałam, żebyś wiedziała, że zawsze możesz tutaj przyjść, je-jeśli będziesz chciała odpocząć. Od wszystkich poza mną.

— Nie wiem co powiedzieć — przyznała szczerze Alfa, powoli się unosząc do pozycji stojącej, więc jednocześnie znajdowała się bardzo blisko ciała Lauren z kluczami ułożonymi w taki sam sposób, w jaki kobieta położyła je na jej dłoniach.

— Wystarczy tylko powiedzieć czy to nie jest przesada — zaśmiała się krótko, nerwowo, spoglądając całkowicie w dół, na swoje stopy, kiedy Camila ostrożnie położyła klucze na blat stołu znajdujący się za Jauregui. 

— To nie jest przesada.

Widoczna ulga przeszła przez całe ciało Lauren, czego nie dało się ukryć.

— To dobrze.

Alfa uniosła kąciki warg przed bardzo delikatnym zetknięciem dłoni z policzkami kobiety, które były całkowicie rozpalone. Mozolnie przesunęła palcami po delikatnej skórze, przypatrując się bezpośrednio zielonym oczom, które wciąż od niej uciekały.

— Jesteś idealna — powiedziała Camila, niemal wzdychając z czystą adoracją do kobiety znajdującej się kilka centymentrów od jej ciała. Lauren gwałtownie uniosła wzrok na wypowiedziane słowa. — Mogę się tylko domyślać, że musiało cię to sporo kosztować... Mam na myśli, rozważenie czegoś takiego — powoli przysunęła swoje czoło do czoła Jauregui. — I dziękuję ci za to, aniele — wymamrotała, nie przerywając głaskania policzków starszej, która odruchowo chwyciła za materiał koszulki, którą na sobie miała w okolicach brzucha.

— Um, nie masz za co mi dziękować, Camila — nieśmiały uśmiech przemknął na moment przez wargi Jauregui. — Może kiedyś z nich skorzystasz, kto wie?

— Domyślam się, że łatwo jest powiedzieć niżeli faktycznie zdecydować się na oddanie komuś kluczy — pogłaskała lewym kciukiem policzek Lauren, kiedy drugą dłonią zjechała do odkrytej szyi, czując pod opuszkami przyśpieszony puls. — Ale wciąż chciałabym się upewnić... — Camila opuściła spojrzenie do ręki, którą trzymała blisko zgięcia szyi z ramieniem Jauregui. — Czy te ostatnie turbulencje wpłynęły na twoją decyzję odnośnie kluczy? Mam na myśli, przyśpieszyły, żeby...sama nie wiem... Próbować w szybki sposób wszystko naprawiać?

Lauren przełknęła w ciszy ślinę.

— Tak, to wszystko wpłynęło na moją decycję — krótkie "och" wydobyło się w odpowiedzi ze strony Alfy, która dodatkowo potaknęła głową z nadzieją, że jej twarz chociaż raz zamaskuje zawód. — Ale nie w ten sposób, w jaki mogłabyś pomyśleć. Bardziej...wstrzymywałam się z tym. I po naszych ostatnich problemach nie miałam pewności, czy to nie będzie za dużo albo czy nie wyjdę na nachalną...? 

— To nie jest nachalne — zapewniła Cabello. — Chciałam tylko wiedzieć, czy nie sugerowałaś się ostatnimi wydarzeniami, to wszystko. 

— Tylko na tyle, co ci powiedziałam.

Camila westchnęła cicho z łagodnym uśmiechem, przesuwając palcami po smukłej, bladej szyi. Nie miała pojęcia, jak dokładnie powinna zareagować na podarowanie czegoś takiego, jak klucze do domu — nie wpisałaby czegoś takiego na listę z możliwymi sytuacjami, które mogłyby się jej przytrawić.

Choć z drugiej strony, pomimo zapewnienia ze strony Lauren oraz wytłumaczenia znaczenia tego podarunku, Cabello nie mogła uciszyć myśli o tym, że może któregoś dnia dotrą do punktu, w którym...być może, jeśli będą miały tyle szczęścia — jeśli Camila będzie go tyle miała — to skończą na codziennej rutynie wrzucania kluczy do jednego, wspólnego miejsca po powrocie z pracy do domu.

Ale do tego jeszcze daleka droga.

— Dziękuję — powtórzyła Camila, zanim oderwała rękę z policzka kobiety i sięgnęła po jej dłoń, aby później przytknąć wargi do ciepłego wierzchu bladej skóry. — Jesteś cudowna, Lauren.

Starsza pokręciła głową z rumianymi policzkami.

— To bardzo subiektywna opinia. Nie każdy wypowiedziałby się o mnie w taki sposób.

Alfa przysunęła odrobinę bliżej głowę, a że między kobietami nie było dużej różnicy wzrostu, mogła z łatwością trącić czubek nosa starszej swoim — co, zresztą, zrobiła chwilę później. Ta wersja Lauren, którą widziała od paru dni była niebywale niepewna, ostrożna i Camila nie potrafiła się przestawić na nową sytuację. Przywykła do tego, że brunetka śmiało mówiła o tym, co chce oraz robiła to, co chce, a ona jedynie się dostosowywała. To było dla niej komfortowe — choć wiele osób pewnie rzucałoby się o to, że jest taka uzależniona. 

Teraz ten schemat w ich relacji podupadł i czuła się niepewnie — może ze swojej drugiej natury mogłaby brać więcej odwagi, jednak w rzeczywistości nie miała zbyt wielu okazji do tego, aby faktycznie mieć konieczność bycia prowadzącą. Może w pracy zdarzało się czasami, że musiała kogoś przycisnąć, pokazać swoją wyższość, żeby nie zostać wykiwana przez jakichś pracownikó, ale poza czymś takim wolała dostosowywać się do drugiej osoby. A teraz wszystko wskazywało na to, jakby Lauren chciała dostosować się do tempa Camili, którego ona sama w ogóle nie miała.

— Mam nadzieję, że niedługo wyjdziemy całkowicie na prostą — powiedziała Cabello, głaszcząc dłoń starszej, która znajdowała się na jej mostku, co było przyjemnym gestem. — W końcu, co jeszcze mogłoby nas zaskoczyć, prawda?

— Też mam taką nadzieję — ciepły oddech Lauren uderzył o brodę Alfy, kiedy zetknęła ich czoła z przymrużonymi powiekami, aczkolwiek bez chęci całowania młodszej na siłę. Wolała się dostosować. Dać jej czas. Chociaż tyle mogła zrobić. — Jeśli już miałoby nas coś zaskakiwać, mam nadzieję, że nie będzie to nic złego. I, muszę przyznać... Camila Cabello... — pogłaskała zakryty mostek młodszej. — Jesteś niebywale wyjątkowym człowiekiem.

Tym razem to Alfa przeszła przez kolejkę rumieńców na słowa, które zostały wypowiedziane. To było coś nowego, bo Lauren generalnie wolała nie mówić sobie czułych słówek — nadal czerwieniała na twarzy z zawstydzenia, kiedy Camili zdarzało się ją komplementować — tylko preferowała drobne gesty, które mówiłyby więcej. A przynajmniej to zaobserwowała Cabello. Nigdy nie komentowała tego, jak długo Lauren potrafiła na nią czekać po pracy, kiedy coś się przedłużyło; jak dorabiała jakieś wypieki ze smakami pod jej gusta, chociaż nie musiała tego robić, bo Alfa była momentami jak odkurzacz — wciągała wszystko, co dobrze smakowało; jak tuliła się do niej w nocy, pomimo tego, że na co dzień dało się zauważyć, jak niezależna potrafi być na własną rękę. Takich sytuacji było naprawdę wiele, trudno byłoby je wszystkie teraz zliczać, aczkolwiek Camila nigdy żadnej nie komentowała, ponieważ w głębi wiedziała, że to jest sposób Lauren na pokazanie tego, że jej zależy. Zdawała sobie z tego sprawę. Nie potrzebowała do tego słów. Tyle było wystarczające.

Jednak tutaj było coś nowego i Cabello nie mogła się odnaleźć. Tym razem Jauregui próbowała więcej mówić, chociaż czyny również szły z tym w parze. Teraz dało się wyczuć ten nierówny poziom między nimi i, niestety, Alfa pozostawała grubo w tyle.

— Zawstydzasz mnie — w końcu nerwowy śmiech padł ze strony Camili.

— Widzisz jakie to fajne? Mam tak za każdym razem, kiedy mnie komplementujesz — Lauren wytknęła odrobinę język z rozbawieniem, a Cabello w tym samym czasie przesunęła dłoń z jej szyi do talii, którą łagodnie objęła.

— Nie robię tego z intencją, żeby cię zawstydzać — wyznała starszej. — Wydaje mi się za każdym razem, że miło jest usłyszeć komplement. Nawet jeśli jest przy tobie oczywisty, banalny.

— Jesteś tego pewna, Camila?

Lauren spojrzała na młodszą przez ramię ze zmarszczonymi brwiami.

— To nie jest przeklęte miejsce — Alfa wzruszyła ramionami. — Ale tak, jak wspomniałam, zawsze mogę po prostu wrócić do domu. To zależy od ciebie.

— Chciałam się tylko upewnić — odpowiedziała cicho Jauregui, pchnęła drzwi i jako pierwsza weszła do sypialni, w której Camila nie była od tego trefnego wieczoru. Nie mogła powstrzymać nerwów na ewentualną niechęć Cabello, tak na przyszłość, aby tutaj nocować przez to, co miało wcześniej miejsce.

— Teraz moja kolej, aby zapytać: jesteś pewna, że to w porządku, abym tutaj nocowała?

— Twoja obecność nigdy mi nie przeszkadza — wymamrotała, skupiając uwagę oczu na szafce, którą zaczęła przeglądać, żeby znaleźć dla kobiety coś do spania.

— Cieszę się, że nic nie uległo zmianie w takim razie.

Lauren wzdrygnęła się nieznacznie, czując za sobą obecność Alfy — to nie tak, że dotknęła ją znienacka albo stała nadto blisko. W dziwnym sensie wiedziała, że Camila za nią stoi, nie sugerując się kompletnie głosem. 

Starsza przygryzła dolną wargę i na nowo spróbowała skupić uwagę na tym, żeby wyciągnąć koszulkę oraz szorty dla czekającej brunetki. Dopiero później poruszy temat, którego unikała z powodu strachu przed faktycznymi odpowiedziami.

— Okej, masz na razie to — bez odwracania się, Jauregui podała Alfie wybrane ubrania. — Powinnam mieć jeszcze gdzieś twoje bokserki. I to chyba nawet nie jedną parę — dodała, zaskakując Cabello.

— Och?

— Sądziłaś, że będę wyrzucała twoje ubrania? — Lauren zerknęła krótko na młodszą przed otwarciem jednej z szuflad.

— Właściwie nie zastanawiałam się nad tym. 

— Kilka rzeczy więcej do wrzucenia do pralki nie robi mi większej różnicy, wiesz?

— Hm.

— Dobra, znalazłam — kiedy tym razem odwróciła się całym ciałem do brunetki, wciągnęła gwałtowniej powietrze przez nagłe uderzenie ciepła oraz znanego, wzbudzającego komfort, zapachu. Camila nie stała wcale tak blisko niej, dlatego zmarszczyła ze zdezorientowaniem brwi przed podaniem jej ciemnych bokserek. — Tylko takie u mnie zostawiałaś. Nie mam innej twojej bielizny.

— W porządku — kiwnęła głową, hamując w sobie pytanie o minę starszej. — Sprawdzają się z wygodą bez względu na formę. 

Lauren uśmiechnęła się w odpowiedzi, jednak nie sięgało to oczu. Z perspektywy Alfy widocznie coś ją gryzło, ale nie chciała zaczynać tematu. Mogła mieć jedynie nadzieję, że któregoś dnia ta wspaniała kobieta nie będzie miała problemów z tym, aby z nią porozmawiać o czymkolwiek.

Jednak nie zmieniało to faktu, że przed wyjściem do łazienki, objęła brunetkę — delikatnie choć używając całkowicie swoich ramion, zamiast robić to pośpiesznie oraz niechlujnie. Nie dodała niczego więcej do tego gestu, po prostu dała jej czas na to, aby porozmawiała z nią wtedy, kiedy uzna to za słuszne. A jak na razie, skupiła się po wszystkim na pójściu do łazienki.

Alfie wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie, aby mieć pewność, że to, co gryzło Lauren wcześniej, teraz przyczynia się do jej spięcia — tuż po położeniu się do łóżka nie powiedziała niczego tylko od razu położyła się na plecach z dłonią wplecioną we własne włosy oraz zamkniętymi oczami. Oczywiście, może przy innych okolicznościach pomyślałaby, że jest zwyczajnie zmęczona, jednak Camila zdążyła trochę poznać mowę ciała starszej. Wiedziała, kiedy była zestresowana, poddenerwowana, smutna, właśnie zmęczona czy była to mieszanka emocji, która ją przytłaczała. Nie obnosiła się ze swoją wiedzą, ale przynajmniej starała się być jeszcze bardziej wyrozumiała, kiedy coś wychwytywała. W końcu komunikacja jest kluczem.

— Mogę cię o coś zapytać?

Alfa nieznacznie przekręciła głowę w stronę pytającej kobiety.

— Oczywiście.

— Jak znosiłaś dostosowywanie swojej drugiej natury do tego, co oczekuje społeczeństwo, które w większości składa się ze zwykłych ludzi? Mam na myśli wszystko... Zaczynając od twoich różnych form, adaptowania nowych umiejętności za które mogłaś być w jednej chwili podziwiana, a w drugiej gnębiona... Ta cała przyśpieszona edukacja, obowiązek utrzymania rodziny, partnerstwo, które z góry... — przy ostatniej kwestii głos Lauren zszedł do szeptu. — Które tak jakby zostało z góry określone. Jak to zniosłaś?

— Nie było to najłatwiejsze — Camila ułożyła na brzuchu splecione ze sobą dłonie, również spoglądając na sufit, co Jauregui. — Było dużo łez, przykrości, złości...kształtowania cierpliwości. Tak naprawdę każdego dnia ktoś mógłby zwrócić mi o coś uwagę, dowiedzieć się, kim naprawdę jestem i wyzwać, a ja nie mogłabym poradzić nic na to, że prędzej czy później, w mniejszym czy większym stopniu poczułabym się jak odludek. Na to nigdy nie jestem gotowa, pomimo tego, jak wiele razy miałam z tym uczuciem do czynienia.

Alfa westchnęła cicho, przymykając powieki.

— A co do reszty... Zawsze byłam odpowiedzialnym dzieckiem i może w pewnych chwilach miałam żal do rodziców, że próbowali mnie utęperować, ale finalnie skończyłam jak skończyłam. Jestem w dobrym miejscu. Wiem, że dobrze mnie wychowali, chociaż mam swoje wady i problemy z dostosowaniem się do brutalnej rzeczywistości. A przynajmniej czasami.

— A to partnerstwo?

Cabello przełknęła ciężko ślinę.

— Zostałam nauczona, że będę wiedziała, kiedy jest w moim pobliżu odpowiednia osoba. Zostałam nauczona, że to jest pewne, że znajdę tę osobę i to będzie pewne. Zostałam nauczona, że powinnam swojego partnera czy partnerkę wprowadzić w tę inną część mojego świata, mojej rzeczywistości. Zostałam nauczona, że powinnam w to wszystko wierzyć i będzie to takie oczywiste — zrobiła chwilową pauzę. — Jednak nikt nie powiedział, jak trudne to może być dla obu stron; jak ciężko jest pokazać tę stronę, którą duża część szykanuje; jak przerażająca jest myśl, że może nie będę się wystarczająco kontrolowac; jak...jak uciążliwe jest to, że wszystko okazuje się takie nieoczywiste dla mnie, a co dopiero dla tej drugiej osoby; jak wiele pracy trzeba w daną relację włożyć i, w końcu, jak istotna jest komunikacja i słuchanie siebie nawzajem — westchnęła cicho. — Niestety popełniłam wiele błędów, próbowałam tak dużo narzucić, jakby to była odpowiednia droga do tego, żeby wejść na łatwą drogę.

— Myślałaś kiedyś o tym, żeby wycofać się z tego partnerstwa?

— Przed poznaniem ciebie, owszem. Wierzyłam w coś, co było mi non stop powtarzane niczym mantra. Mimo wszystko nie wiedziałam, czego powinnam oczekiwać, a tym bardziej, jak się będę czuła z tym, że faktycznie to, co mi mówiono w pewnym stopniu się sprawdziło, bo oto jesteś i z niezrozumiałego powodu wiem, że trafiłam na odpowiednią osobę.

— A po poznaniu mnie?

— Zaczęłam je kwestionować, bo nie zawsze wszystko szło tak łatwo, jak było mi to opowiadane. Nabierałam dystansu do tego aspektu. Ale nie w negatywnym sensie. Starałam się być lepsza dla ciebie, a wskazówki, które kiedyś były mi przedstawiane nie zawsze się sprawdzały. Musiałam zacząć improwizować i brać sprawy we własne ręce.

— Żałujesz, że tak to się potoczyło?

— Nie. Zdecydowanie nie. W końcu ruszyłam z życiem, mówiłam ci o tym. Przestałam na ślepo kierować się tym, co było mi powiedziane.

Lauren nie odpowiedziała.

— Czy chciałabyś zapytać mnie o coś jeszcze?

Camila pozwoliła, aby cisza zagościła między nimi, dopóki kobieta znajdująca się obok nie zdecyduje się na to, żeby porozmawiać z nią o tym, co faktycznie trapiło. Nie chciała jej pośpieszać. Wolała być na nowo cierpliwa i dać w zamian za szczerość więcej komfortu, aby takie sytuacje stały się dla nich normalnością — konwersacje o doskwierających wątpliwościach czy problemach.

— Czy jesteśmy partnerkami po tym wszystkim? — Wypaliła nagle Jauregui na jednym oddechu. — Wcześniej mówiłaś mi, że to kwestia seksu. I w pewnym stopniu miało to już miejsce. Może nie tak, jak powinno do końca, ale w pewnym zakresie to po prostu się stało i nie rozumiem... Nie wiem... Czy to tak samo się kwalifikuje? Czy może jednak nie? Jestem tym zdezorientowana.

— Cóż, jeśli chodzi o takie pełne partnerstwo to nie bez powodu mamy drugą formę, która jest bezpłodna — Alfa poprawiła się na swoim miejscu. — Jesteśmy bliżej niż dalej po tym wszystkim, ale gdy mówimy o tym pełnym... W naszej sytuacji, cóż, po pierwsze, zatrzymałyśmy się ze wszystkim w pewnym momencie. Po drugie, zabezpieczałyśmy się, mimo wszystko. 

— Więc jeżeli dobrze rozumiem, to pełne partnerstwo jest na takiej zasadzie, że... Um, brak zabezpieczenia i musiałabyś we mnie dojść?

— Mówiąc bardzo kolokwialnie — Camila podrapała się po policzku. — Nie zmienia to faktu, że te kwestie zawsze są indywidualne i nie trzeba się nimi sugerować, żeby to partnerstwo sobie było, bo było.

— Na jakim etapie teraz jesteśmy?

— To znowu kwestia indywidualna. Jest nam bliżej do partnerstwa niż wcześniej, jednak nie jest ono pełne, oczywiście. Ale to zawsze wolna interpretacja... Można uznać nas już teraz za partnerki bądź wręcz przeciwnie.

— Jak to się odbija na tych aspektach związanymi z partnerstwem? Te wyostrzone zmysły, większa siła, czytanie w myślach.

— Tak, jak w wielu prostych sprawach, im częściej z kimś przebywasz, tym bliżej jesteś z tą osobą. Więc jeżeli takie, um, sytuacje by się zdarzały to z każdą byłybyśmy bliżej siebie, a to rzutuje na częstsze występowanie takich chwil, w których zauważasz, że twoje zmysły się wyostrzyły.

— Więc, znowu, jeśli dobrze rozumiem... Więcej seksu równa się bliskości, a to sprowadza się do częstszych sytuacji, gdzie te aspekty związane przy partnerstwie będą występowały, tak?

— Ponownie, kolokwialnie rzecz ujmując tak, ale brzmi to dość... Cóż... — Camila przetarła dłonią twarz, wywołując tym cichy śmiech ze strony Jauregui, która akurat się jej przyjrzała.

— Nie musisz się tłumaczyć, wystarczyło potwierdzenie. Rozumiem, że to jest dla ciebie nowe, ale postaraj się pamiętać, że jeśli mówię coś podobnego na temat seksu to nie oznacza to równocześnie tego, że... Że, cóż, mam na myśli coś bardziej w stylu pieprzenia się na jedną noc, dla przykładu — ponownie zerknęła na młodszą. — Rozumiem to, że masz na ten moment swój sposób wysławiania się o takich zbliżeniach, jednak proszę nie myl mojej bezpośredniości o seksie z czymś na równi z przykładem, który ci przed sekundą powiedziałam.

— W porządku, rozumiem.

— A więc... — Lauren odchrząknęła cicho, przekręcając całkowicie głowę w stronę Camili, która uchyliła powieki i również na nią spojrzała po raz pierwszy od kilkunastu minut. — Reasumując, na ten moment to już nasza sprawa, w jakim stopniu uznamy to partnerstwo?

— Tak.

— Dobrze, um... Myślę, że z czasem do tego też wrócimy. Jeśli wszystko będzie się dobrze układało. I à propos tego...

— Wydajesz się zestresowana, Lauren — skomentowała cicho Alfa. — Przez cały ten czas.

— Próbuję, um... Tylko próbuję nie za bardzo się ze wszystkim napędzać. Nie chcę cię odstraszyć skoro dopiero próbujemy jakoś wybrnąć z ostatnich turbulencji.

— Nie odstraszasz mnie. I wiem, że nie odstraszysz.

— W każdym razie... — Jauregui zignorowała jej wypowiedź, bo nie do końca wierzyła, że uda się to wszystko tak, jakby tego chciała. — Odnośnie odstraszania i innych takich... Tak na przyszłość, em, w razie czego chciałam ci tylko powiedzieć, że... Cóż, wiem, że strasznie spieprzyłam ostatnim razem i jest jakieś prawdopodobieństwo, że sposób, w jaki cię potraktowałam podczas seksu i generalnie tamtego wieczoru w całości może się odbić na nas w przyszłości, ale... Ale mimo to chciałam jedynie wspomnieć, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Domyślam się, że raczej nie będziesz na tyle bezpośrednia, aby zacząć rozmowę o tym, czego potrzebujesz, jednak spróbujmy... Chociaż spróbujmy nie robić z seksu tematu tabu. 

— Nie jestem pewna czy dobrze rozumiem.

— Tak, jak wspomniałam... Mówię o tym w razie czego i na przyszłość. Teraz staramy się naprawiać to, co schrzaniłam, ale chciałam, żebyś zrozumiała, że pomimo tego nie powinnyśmy robić z tego tabu. Ty wyznaczasz tempo tym razem, w porządku?

— Tempo...?

— Yeah. O ile będziemy dalej szły na przód i nic po drodze się nie spieprzy to tak. Wolałabym, żebyś ze wszystkim ty narzucała tempo, przynajmniej w tej kwestii. Chcę tak samo twojego komfortu, jak ty mojego.

Alfa zmarszczyła brwi.

— Wciąż, nie jestem pewna czy dobrze rozumiem, bo mówisz tak, jakby... Um, sama nie wiem... Jakbyś była gotowa w przyszłości dać nam jeszcze raz szansę z, em, tym... — potarła nerwowo nos. — Tym tabu. Znaczy się, seksem. Dobrze cię zrozumiałam?

— Jeżeli będziesz gotowa — Jauregui wzruszyła ramionami. — Ale najpierw wolałabym, żebyś ze mną o tym porozmawiała z wyprzedzeniem, a nie tego samego dnia albo na chwilę przed. Wolałabym nie powielać błędów. Nie chcę, żeby znowu się to dla nas nieprzyjemnie skończyło. W końcu nie o to tutaj chodzi, prawda? 

— Och...

— Nie wymagam od ciebie niczego. Tak, jak wspomniałam, mówię o tym teraz na przyszłość. Tak w razie czego. 

— Więc o to chodziło ci z tempem...

— Yeah. Jeśli kiedyś poczujesz, że jesteś gotowa to najpierw ze mną o tym porozmawiaj, proszę. I nie dlatego, że chcę cię wyśmiać czy zakpić. 

— Tylko że skoro tego nie znam, mimo wszystko, to nie mogę sama przed sobą stwierdzić, że jestem gotowa. I tak naprawdę mogłabym coś takiego powiedzieć tylko intuicyjnie.

— W takim razie może inaczej... Jeśli poczujesz, że mnie chcesz i będziesz miała pewność, że jesteś gotowa o tym ze mną porozmawiać to po prostu zacznijmy od konwersacji.

— Jestem słaba w rozmowach — stwierdziła Alfa. — Yeah, zawsze się staram być wyrozumiała, ale przeważnie mało mówię tak z natury. 

Przekręciła głowę w kierunku Lauren, napotykając niemal natychmiastowo zielone oczy, które spoglądały na nią z łagodnością i widoczną sennością.

— Ale ta druga część jest raczej kłopotliwa — przyznała starszej z nieśmiałym uniesieniem kącika warg. — Chociaż pewnie zabrzmi to jak tekst jakiegoś hormonalnego nastolatka —  westchnęła cicho. 

— Co takiego? — Wymamrotała Lauren, wciskając bardziej policzek w ciepłą dłoń, która postanowiła go pogłaskać.

— Nie ma dnia, którego bym cię nie chciała.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top