⑥⑨
Dzisiaj był pierwszy dzień, podczas którego Camila wyszła poza hotel, a w dodatku na spotkanie z Lauren — na neutralnym gruncie, w niewielkiej restauracji, która głównie wydawała lunche. Obie kobiety nadal znajdowały się na etapie ciągłych rozmów, ale po ostatnim przełomie postanowiły spróbować wrócić na stary tor. Zdawały sobie, rzecz jasna, sprawę z tego, że nie wrócą do tego samego miejsca, co wcześniej, ale mogły przynajmniej się postarać, żeby wrócić do ostatniego dobrego gruntu, na którym były, zamiast zaczynać od samego początku, porzucając ostatnie pół roku.
Camila przełknęła cicho ślinę po pchnięciu drzwi i wejściu do ciepłego pomieszczenia. Zapach świeżo zmielonej kawy natychmiastowo uderzył w jej nozdrza, jednak zanim zdążyła na dobre się rozejrzeć po przymknięciu za sobą drzwi, dotarł do niej również bardzo charakterystyczny kobiecy zapach, przez który wiedziała, w jaką stronę podążać. Za każdym razem się to sprawdzało, więc Alfa nie była szczególnie zaskoczona tym, że po skręcie na prawo szybko ujrzała sylwetkę Lauren przy dwuosobowym stoliku.
Zielone tęczówki, nie wiedzieć czemu, wyłapały jej osobę nadto sprawnie, na co wargi Cabello drgnęły w drobnym uśmiechu. Próbowała powstrzymać poszerzenie go, kiedy Lauren uniosła się z miejsca i owinęła ramiona wokół niej w geście przywitania.
Już przy pierwszym takim dotyku Camila poczuła różnicę. Od zawsze, nawet za dzieciaka, potrafiła zwracać uwagę na drobnostki i momentami było to przydatne. W tej chwili łatwo mogła stwierdzić, że uścisk ze strony Lauren był inny — dłuższy o kilka sekund, delikatniejszy choć pełniejszy, a ponadto wtuliła się w nią całym ciałem.
— Jeszcze nic nie zamawiałam — odezwała się Jauregui po zajęciu miejsc. — Wolałam na ciebie poczekać.
— W porządku — Cabello ułożyła dłonie płasko na blacie, kiedy jej oczy zerknęły w dół, na znajome menu, które Lauren zdążyła jej wcześniej wysłać w wiadomości. — Jak minął ci dzień?
— Och, cóż, byłam w pracy, więc monotonnie... Poza tym sporo myślałam o tym, z jakiej strony powinny zajść zmiany z mojej strony. W odniesieniu do nas.
— Sama próbuję na nowo wejść w papierkową robotę — przyznała Alfa. — Doszłaś do jakichś wniosków? Względem zmian.
— Wciąż staram się...rozważyć wszystkie opcje.
— Wiesz, że nie musisz tego robić? — Camila uniosła wzrok na twarz starszej. — Nie wymagam tego od ciebie.
— Na dłuższą metę wiele rzeczy robiłam źle. Próbuję poukładać sobie wszystko w głowie. Może, umm... Może nie wyglądało to w taki sposób, ale w wielu kwestiach nie zachowywałam się tak, jak powinnam; nie reagowałam tak, jak powinnam.
— Nie jestem bez winy — skomentowała brunetka, zanim uniosła brązowe oczy do kelnerki, która przyszła przyjąć zamówienie. — Myślę, że z biegiem czasu powinnyśmy znaleźć jakąś drogę komunikacji między nami. Ty nie zawsze zrozumiesz mnie pod względem tego, jak pewne rzeczy potrafią uderzyć z powodu drugiej natury. Ja za to nie potrafię postawić się w twoim miejscu pod względem tej niepewności z zaufaniem. Mogę sobie to wyobrażać, mam na myśli, jak ciężko jest wmawiać sobie, że jest przed tobą odpowiednia osoba i nie ma złych zamiarów, kiedy przeszłość lubi być niczym chodzący cień... Cóż, mogę to sobie wyobrazić, ale niekoniecznie zrozumieć tak dobrze, jak ty.
— Yeah. Komunikacja jest ważna, ale przynajmniej w jakimś stopniu przeszłyśmy przez rozmowę o ostatnich wydarzeniach. Domyślam się, że będziemy do tego wracać prędzej czy później i to nie jest całkowicie zakończone, ale mamy jakąś... W jakimś sensie jesteśmy na tej samej stronie. Może nie we wszystkim, jednak jest odrobinę lepiej.
— Mam wrażenie, że jest jeszcze jedna sprawa, o której nie wspomniałam.
— Och — powieki Lauren znacząco się rozszerzyły. — Co to takiego? Znaczy... Chcesz o tym tutaj porozmawiać, czy...
Camila, po przełknięciu śliny, sięgnęła do ciepłej dłoni kobiety, muskając jej wierzch palcami. Miała nadzieję, że ten drobny gest chociaż trochę ukoi nerwy starszej.
— Możemy tutaj. Chodziło mi o to, że jesteś dla siebie za surowa. Wiem, że winisz się za wiele rzeczy, ale też mam swoją winę, a poza tym nie bierzesz pod uwagę tego, że byłaś dla mnie dobra przez bardzo długi czas. Mam na myśli, nadal tak jest, ale... Nie zwracałaś uwagi na te dobre strony, tylko na złe i kumulowałaś je, dopóki nie zrobiła się z tego kupa bałaganu.
— Biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się znalazłyśmy, nie mogłam wyciągnąć z tego czegoś dobrego. Przynajmniej z mojej strony.
— Wystraszyłam cię — Camila sięgnęła również drugą dłonią, aby ująć pełniej rękę Jauregui. — Miałyśmy pewne turbulencje w ostatnim czasie, to prawda, jednak nie jestem ślepa i... I zawsze dostrzegałam te drobne rzeczy, które dla mnie robiłaś świadomie czy też nie. I zawsze je doceniałam, mimo że nic nie komentowałam.
— Drobna rzecz nie sprawia, że jestem dobra przy odrzuceniu, jakie przeze mnie poczułaś.
— Nie porównuję tego — Alfa westchnęła cicho, przyglądając się dłoni Lauren, która nadal była utkwiona między jej własnymi. — Chodzi mi o to, że jedna sytuacja nie przekreśla wszystkiego i doceniam te drobnostki. Dla przykładu bardzo dobrze pamiętam, jak jednego razu stwierdziłaś, że upieczesz babeczki i zabrałaś się za waniliowe. Niedługo później wyszło, że jednak będę mogła do ciebie przyjechać po pracy, bo uwinęłam się ze wszystkim szybciej niż myślałam i gdy już dotarłam to okazało się, że zrobiłaś również czekoladowe. A ty nie lubisz czekolady. Tylko ja ją uwielbiam i nie mam pohamowania, kiedy chodzi o ilość, jaką pakuję do żołądka. Niby to nie było nic takiego, jednak znowu poświęciłaś czas, żeby zrobić coś dla mnie, nawet jeżeli nie musiałaś tego robić, bo waniliowe również były bardzo dobre. Mówię o takich rzeczach.
Nie wiedzieć czemu, zdaniem Camili, na policzkach starszej pojawiły się rumieńce, a oczy uciekły w kierunku baru. Tuż po tym oblizała delikatnie wargi, kiedy Alfa wciąż łagodnie trzymała jej dłoń zamkniętą między swoimi.
— Jedna turbulencja nie czyni cię złym człowiekiem. Nie czyni cię złą dla mnie. Zawsze zauważałam i, przede wszystkim, doceniałam drobne rzeczy, pomimo tego, że o niczym nie mówiłam na głos — Cabello przysunęła się za pomocą stóp bliżej stołu razem z krzesłem, a następnie bardziej pochyliła nad blatem, aby kontynuować swoją wypowiedź ze znacznie ściszonym tonem. — Nawet sam fakt, że wydajesz się za każdym razem czuć komfortowo śpiąc obok mnie. Mam świadomość, że nadal jest wiele osób, które nie potrafiłoby zmrużyć oka przez uprzedzenia względem kogoś takiego, jak ja, a ty... Potrafisz spać w najlepsze, przytulić się do mnie czy nawet pochrapać.
— Nie chrapię — Lauren zmrużyła powieki, chcąc ukryć za tą zaczepną uwagą swoje zawstydzenie. Nie podejrzewała, że Camila zwraca uwagę na takie aspekty.
— Tylko kiedy jesteś bardzo zmęczona, ale nie brzmisz jak stary facet, zapewniam — młodsza uśmiechnęła się delikatnie, w żaden sposób prześmiewczo. — Jest zabawniej, kiedy zdarza ci się coś powiedzieć przez sen. Jednego razu obudziłam się w środku nocy, a ty w którymś momencie odwróciłaś się do mnie i powiedziałaś: "królik". Wciąż nie wiem, czy to był bezpośredni zwrot do mnie, czy może zobaczyłaś jakiegoś we śnie.
— Camila... — przy pomocy wolnej dłoni Lauren oparła własną brodę z zaciśniętymi wargami. — Nie chrapię, a przede wszystkim nie mówię przez sen. Teraz to zmyślasz.
— Skoro taką wersję preferujesz. Któregoś razu mogę cię nagrać, jeśli chcesz dowodu — Cabello uniosła wyzywająco brew.
— Lepiej nie — Jauregui odchyliła się delikatnie, aby kelnerka mogła położyć przed nią talerz z sałatką. — Może i było kilka drobnych rzeczy, które zrobiłam, jednak to wciąż nic takiego.
— Jednego dnia byłaś jeszcze po godzinach. Specjalnie czekałaś aż skończę pracę, co było dwie godziny później i położyłaś się ze mną spać — dała kolejny argument po odejściu kelnerki. — Zauważam rzeczy, które robisz. Może ty nie widzisz ich tak, jak ja, ale doceniam to wszystko. Jesteś bardziej kochana dla mnie niż sądzisz.
— Pytaniem jest, czy będzie to wystarczające po tym, co się między nami stało? — Uśmiech bez humoru wkroczył na usta Lauren, kiedy w tej samej chwili wbiła widelec w kawałek kurczaka.
— Może warto zmienić perspektywę i wszystko wyda się łatwiejsze.
———
— Um, mam do ciebie pytanie — zagadnęła Lauren po odwróceniu się w kierunku brunetki siedzącej przy wysepce kuchennej z kubkiem w dłoni.
— Słucham?
— Chciałam zapytać o to, jak dokładnie działa to czytanie w myślach — oblizała spierzchnięte wargi, opierając się pośladkami o kant blatu. — Chodzi mi o to, czy faktycznie chodzi o same myśli i...cóż, jeśli pomyślę o kolorze zielonym to usłyszysz po prostu "zielony", czy może też chodzi tutaj o emocje? Wiem, że kiedyś już wspominałaś o tym, a nawet zgadywałaś pewne hasła, ale nigdy nie rozmawiałyśmy o tym dokładniej.
— Och, cóż, to może iść w dwie strony. Jedną jest odgadywanie myśli jako słów, zdań. To może być przydatne, kiedy nie chcesz powiedzieć czegoś w towarzystwie na głos, ale to pilne, więc dajesz komuś znać i komunikujesz się niewerbalnie w ten sposób.
— A ta druga strona?
— Czasami zdarza się tak, że gdy często o czymś myślimy, nieświadomie reflektujemy łącznie ze wspomnieniami na to, co czujemy. I zdarza się również, że takie wspominanie sprowadza się do tego, że zaczynamy skupiać się na naszych uczuciach, pozytywnych czy negatywnych, ale nie przykładamy już uwagi do tego, o czym dokładnie myślimy, bo za bardzo się w tym zatracamy i nie wiemy też, jak się z tego wygrzebać. W takich przypadkach, kiedy same myśli przechodzą we wspomnienia, ale nie wyraźne obrazy, do uczuć druga osoba może poczuć bez kontekstu dawkę tych emocji. Ty mogłabyś mieć ten kontekst, ponieważ znasz powody, dla których czujesz się tak, jak się czujesz, za to osoba, która próbowałaby to odczytać zostanie, powiedzmy, zaatakowana falą uczuć, jednak nie będzie mogła zrozumieć ich tak samo, jak ty, bo jesteś jedyną osobą, która je przeżyła i zna dokładne powody.
— Jeśli dobrze rozumiem... Gdybym pomyślała o kilku sytuacjach i byłyby to wspomnienia, które poruszyłyby we mnie pewne emocje to... To, przykładowo, poczułabyś je?
— Mogłabym. Zawsze istotną kwestią jest to, jak bardzo dana osoba chce się komunikować w taki sposób. Bardziej powierzchownie czy dogłębniej.
— Okej. Więc, um, jeśli byłoby to dogłębne...to poczułabyś emocje, efekt starych wydarzeń, ale nie znałabyś ich treści — mam na myśli, tych wspomnień, nie uczuć?
— Tak. Tak by było. Nie mogę sobie zobrazować twoich wspomnień.
— Czy ta pogłębiona komunikacja działa w ten sam sposób? Że dzieje się to tak szybko, jak ze zwykłym czytaniem w myślach i wypowiadaniem na głos odpowiednich słów?
— Z technicznej strony wymagane jest większe skupienie. A czas trwania takiego procesu zależy od obu stron.
— Och.
Camila nie była jakoś szczególnie zaskoczona pytaniami — Lauren nie pierwszy raz pytała o rzeczy związane z drugą naturą młodszej bez kontekstu. Czasami po prostu coś się jej przypominało, a że Cabello była raczej otwartą księgą w tej kwestii, nigdy nie miała problemów, aby doszukiwać się informacji. Tym razem nie było inaczej, Alfa próbowała wytłumaczyć wszystko na tyle zrozumiale, żeby wypowiedź była jak najpełniejsza. Kluczem był dobry dobór słów przy każdym rozwijaniu tematu po pytaniach brunetki.
— Słucham? Co powiedziałaś? — Cabello zamrugała kilkukrotnie, uniosła wzrok na starszą i odłożyła kubek. — Zamyśliłam się na moment. Zastanawiałam się, czy powiedziałam wszystko wystarczająco zrozumiale. Mogłabyś powtórzyć?
Lauren potarła ramię, jakby w nerwowym tiku przed podejściem do blatu, przy którym znajdowała się Alfa.
— Powiedziałam, że może to faktycznie jest klucz do komunikacji w naszym przypadku.
Camila zmarszczyła brwi. Coś tu nie pasowało.
— Jak dobrze pamiętam, uznawałaś swoje myśli za jedyną rzecz, która zawsze będzie tylko twoja, prywatna. Nigdy nie odczytywałam twoich myśli poza twoją wiedzą i to było w dodatku na samym początku naszej znajomości, jeśli do tego nawiązujesz.
— Nie, nie... Nie chodzi o to. Zastanawiałam się, czy byłoby możliwe, żebyś zrozumiała coś, czego nie potrafiłabym opisać słowami. I, cóż, okazuje się, że kwestia czytania myśli nie jest taka powierzchowna, jak myślałam na początku.
— Chciałabyś coś zasugerować? — Ton Camili stał się delikatniejszy i ostrożniejszy.
— Od jakiegoś czasu, jak mówiłam ci w restauracji, zastanawiałam się, co zmienić i... Przeszło mi przez myśl, że może dobrym początkiem byłoby... Chociaż ten jeden raz spróbować tego, umm, czytania myśli, a skoro można to zrobić na dwa sposoby i mogłabyś lepiej zrozumieć moje pewne obawy, uhm... Obawy, o których wątpię, że byłabym w stanie tak szybko porozmawiać...mimo wszystko, mogłabyś to bardziej zrozumieć, tak mi się wydaje. Lepiej zrozumieć. Sama nie wiem.
— Nie wydajesz się przekonana do tego pomysłu. Nie zrobię niczego, dopóki nie będziesz zdecydowana. Wiem, że kwestia myśli jest dla ciebie bardzo prywatna i nawet jeśli nie próbowałabym w nie wchodzić bez twojej wiedzy ponownie to, umm, mam wrażenie, że powinnaś dobrze to przemyśleć, zamiast poddawać się presji.
— Tylko... Właśnie sęk w tym, że zawsze będzie ta presja, że nie będę w stanie ci o wszystkim wystarczająco dobrze opowiedzieć, bo-bo nikt...raczej nikt nie lubi mówić o swoich porażkach i na nowo przeżywać przy opowiadaniu wspomnienia, które przysporzą tylko negatywnych emocji. I póki nie jestem w stanie tego zrobić, mam na myśli, zebrać się, żeby powiedzieć ci o wszystkim to może zrozumienie efektów, jakie na mnie wywarły byłoby na razie wystarczające... Przynajmniej dopóki nie dojrzeję do tego, aby o tym mówić. Na ten moment nie znajduję się w miejscu, w którym byłabym pewna co do wizji zmierzenia się z tym podczas zwykłej rozmowy, ponieważ, um, ponieważ wydaje mi się, że kiedy mówimy o czymś na głos t-to, umm, to dany temat zaczyna odżywać i znowu być taki realny. A nie jestem gotowa na to, żeby ta ponura rzeczywistość odżyła.
— Lauren... — młodsza westchnęła cicho, przesuwając palcem po kancie kubka. — Nie musisz próbować wszystko naprostować na raz. To nie musi być ostateczne rozwiązanie.
— Wiem, tylko na razie nie widzę innego pomysłu. I, umm, może to miałoby dobre skutki, mam na myśli, gdybyśmy spróbowały.
— Naprawdę chcesz to zrobić czy raczej chodzi o kwestię presji, jaką dodatkowo na siebie wywierasz?
— Chciałabym spróbować, jeśli w ogóle chcesz... Umm, jeśli sama chciałabyś się dowiedzieć o mnie więcej.
— Jeżeli będziesz tego pewna to nie mam z tym problemu. Na razie wydaje mi się, że nie jesteś tego pewna.
— Nie chodzi o to. Po prostu nie wiem, co zrobić, żebyś zrozumiała to, co chciałabym, żebyś, um, cóż zrozumiała. Mam zwyczajnie pomyśleć o osobach, które mnie zawiodły czy wspominać jakieś momenty z nimi..?
— Wystarczy cokolwiek, o ile wzbudzi to w tobie jakieś emocje — a dokładnie te, które chciałabyś mi pokazać.
— Więc wystarczy pomyśleć? I nawet jakbym odtwarzała w głowie wspomnienie to nie jesteś w stanie go usłyszeć tylko, um, wyczuć rezultat, jaki na mnie wywarło? To nie jest jak w tym powierzchownym sposobie, że rozumiesz każde słowo i możesz powtórzyć je na głos?
Camila mogła z łatwością wyczuć niepewność Lauren i całkowicie rozumiała jego źródło. Sama nie chciałaby, gdyby ktoś próbował na siłę wtargnąć we wspomnienia, które mogłyby być nie tyle, co przykre, ale wręcz żenujące czy zawstydzające. Poznanie efektu końcowego po przejściach było nieinwazyjnym zrozumieniem, co jest w głowie kobiety bez ingerencji w sytuacje, które się jej przydarzyły — a to pozwalało na spokojne obycie się z krzywdzącą przeszłością, wskutek czego za jakiś czas mogłyby porozmawiać o wszystkim bardziej otwarcie, twarzą w twarz, tym razem za pomocą stricte słów.
— Wystarczy pomyśleć, to prawda. I nie, nie jestem w stanie przenikać przez twoje wspomnienia przy takim procesie, więc nawet jeżeli będziesz rozpamiętywała mniej lub bardziej świadomie pewne zdania, nie będę miała o nich pojęcia. Co najwyżej efekcie, czyli emocjach, jakie na tobie wywarły.
— Ach, okej. Więc, uhm, czy mogłybyśmy...spróbować?
Cabello uniosła kubek, biorąc kilka powolnych łyków chłodnej herbaty, którą popijała od jakiegoś czasu. Dała sobie tym chwilę zwłoki na odpowiedź. Wciąż wyczuwała niepewność Lauren i, tak szczerze, nie chciała, aby kobieta poźniej wszystkiego żałowała.
— Możemy. Jesteś pewna swojej decyzji? Nie chcę, żebyś później czuła dyskomfort przez to, że wiem. Domyślam się, że z takimi kwestiami nikt raczej nie czuje się komfortowo, bo jednak nikt nie lubi wracać do przeszłości, zwłaszcza gdy wydarzyło się w niej wiele negatywnych rzeczy, jednak...jednak chcę mieć pewność, czy czujesz się wystarczająco komfortowo ze świadomością, że będę wiedziała.
— Raczej nigdy nie będzie to pełny komfort, jak mówisz, ale wystarczająco dużo razy wracałam do tej opcji i, um, chciałabym spróbować.
— W porządku — Camila odłożyła kubek, po czym wstała z miejsca i przybliżyła się do kobiety, aczkolwiek pozostawiła między nimi bezpieczną odległość.
Lauren oblizała wargi, naciągnęła rękawy koszuli na swoje ręce, po czym uniosła wyżej głowę, kiedy Cabello wyraźnie przyglądała się jej twarzy.
— Co powinnam, umm, zrobić?
Drobny uśmiech przemknął przez usta Cabello, który w pewnym stopniu zadziałał kojąco na nerwy starszej. Dodatkowo pomogły wyciągnięte dłonie, które Lauren chwyciła i które zostały ułożone przez Alfę na jej mostku i łagodnie pogłaskane.
— Możesz wspominać, jeśli uważasz, że to wywoła te emocje, które chciałabyś, żebym zrozumiała.
— Och, okej. Um, czy mam ci jakoś powiedzieć, kiedy... Czy może sama będziesz wiedziała? Mam na myśli, kiedy zacząć.
— Nie musisz się przejmować tą kwestią. Tylko wolałabym, żebyś powiedziała mi, kiedy mam przestać.
— Dobrze — blade palce zadrżały na mostku młodszej, jednak kolejny kojący dotyk sprawił, że postanowiła przysunąć się bliżej i poczuć ciepło Camili, które zawsze dodawało jej komfortu.
Cabello ostatni raz zerknęła na twarz Lauren przed zdecydowaniem się na przysunięcie swojego czoła do jej własnego — nie dlatego, że było to potrzebne, jednak kontakt fizyczny, nawet tak drobny wydawał się dobrym rozwiązaniem skoro brunetka widocznie się stresowała i nie wiedziała, gdzie zacząć swoje wspominki. Tuż po tym ruchu, Alfa przymknęła powieki, nadal utrzymując płasko ułożone dłonie na wierzchu pary bladych, ciepłych i już znacznie mniej się trzęsących.
Lauren, szczerze powiedziawszy, nie wiedziała, gdzie powinna zacząć. Wspomnień mogłaby przywołać naprawdę wiele, aczkolwiek raczej te kluczowe momenty, kiedy dochodziło do rozstań wywierały na niej najdobitniejszy wpływ — w metaforycznym sensie były one zawsze gwoździem do trumny. I im więcej czasu mijało w komfortowej ciszy przy ciele Camili, tym mocniejszego przekonania nabierała starsza, że warto zacząć od każdej relacji po kolei — przynajmniej według kolejności, którą pamiętała. W ten sposób nie pominęłaby niczego.
Pierwsza była Olivia.
Piękna, roześmiana i pełna energii dziewczyna ze szkolnych lat, która dla Lauren, jak na tamte czasy wydawała się niedostępna. Przynajmniej pod tym kątem, z jakiego ona na nią patrzyła. Czas w jej towarzystwie za każdym razem był niestracony, ponieważ ta dziewczyna wiedziała, jak sprawić, aby godziny z nią trwały niczym chwila.
Jednak nie na dobrych momentach powinna się teraz skupiać Lauren, prawda?
Zamykając również powieki, kobieta przypomniała sobie, jak jednego razu skończyła szybciej zajęcia — albo nie miała jakichś dodatkowych, sama nie była pewna — i wróciła prosto do domu. Miała nadzieję, że po męczącym dniu przynajmniej uda się jej zadzwonić do Olivii i porozmawiać o byle czym, bo zawsze potrafiła oderwać od szarej rzeczywistości. Ten piękny przyszły obraz dopełniał fakt, że jakimś sposobem, choć Lauren nie wiedziała jakim, udało się jej zacząć z nią umawiać i właściwie były już po paru randkach, więc telefon po zajęciach nie był niczym dziwnym.
Co więcej, mimo całej otoczki spotykania się ze sobą, Olivia zachowywała się tak, jak zwykle, nie afiszując się ze swoimi uczuciami, co było dla Lauren zrozumiałe, ponieważ sama próbowała zrozumieć, w którą stronę zawędruje ich relacja. Wcześniej bywała zauroczona czyimś wyglądem, to prawda, jednak w Olivii nie tylko to brała pod uwagę. Jej osobowość wydawała się naprawdę świetna.
Jednak moment, w którym zobaczyła ją w kuchni tuż po wejściu do domu, w za dużej koszulce własnego brata, zabolało. Nie była głupia. Wiedziała, że nieświadomy niczego Chris — ponieważ Lauren nie zdążyła jeszcze nikomu powiedzieć o tym, że spotyka się z kimkolwiek, a tym bardziej dziewczyną — uznał Olivię za zainteresowaną, a że byli nastolatkami... Cóż, stało się, co się stało, jednak nie zmieniało to faktu, że zaskoczenie oraz zadziwiające zakłopotanie połączone z poczuciem winy wzbudziło w Lauren chęć do ucieczki, byleby znaleźć się jak najdalej dziewczyny, która w pewnym stopniu wbiła szpilkę w jej młodzieńcze serce.
Najwyraźniej nie byłam wystarczająca.
Druga była Sophia.
W jakimś zakresie była podobna do Camili pod względem wyglądu — ciemniejsza karnacja, niskiego wzrostu, ciemne włosy oraz oczy i onieśmielający uśmiech.
Sophia była z charakteru, przynajmniej na początku, łagodna i całkiem dobrze dogadywała się z Lauren, kiedy chodziło o kwestię deklaracji względem siebie. Nie były, co prawda, parą — tak oficjalnie — jednak nie ukrywały się przed wspólnymi znajomymi i wydawałoby się, że wszystko szło w dobrym kierunku.
Jednak do czasu.
Problem zaczął pojawiać się wtedy, kiedy Sophia próbowała wymusić ze strony Lauren deklarację, kiedy brunetka nie miała jeszcze pewności, co dokładnie czuje. Nie chciała jej zranić, a wiedziała, że z łatwością mogłaby to zrobić, gdyby znalazłaby się w związku bez pełnej akceptacji tego, że w większości przypadków woli kobiety. Odkrywanie własnej orientacji seksualnej nie było dla Lauren łatwe, dlatego pierwszorzędnie chciała znaleźć sposób na to, aby żyć w zgodzie z samą sobą, zanim zgodzi się na dzielenie go z drugą osobą.
Sophia, z drugiej strony, nie podzielała zbyt entuzjastycznie perspektywy Lauren na ich dwójkę. Chciała deklaracji na tu i teraz, bo nie zamierzała wplątywać się w coś niezobowiązującego. Chciała mieć pewność, że będzie miała ją na wyłączność, więc im więcej czasu Lauren poświęcała na to, aby znaleźć ten "złoty środek" — bo tak określała proces akceptowania tego, co czuje — tym bardziej Sophia trwała przy przekonaniu, że to głupia gra na zwłokę i brunetka jest zwyczajnie zainteresowana sypianiem ze sobą niżeli czymś poważnym.
Zanim Lauren się obejrzała, Sophia pewnego razu przy jakimś wspólnym wyjściu ze znajomymi po długim czasie kolejnej obrazy przez zachowanie Jauregui, znalazła sobie kogoś innego do towarzystwa. I zanim zdążyła zapytać o co chodzi czy nawet się zdenerwować, jeden z ich kolegów powiedział, David, że Sophia spotyka się z Danielle od tygodnia i są parą.
Lauren nie miała nawet okazji powiedzieć swojego zdania — nie miała szansy na to, aby zadecydować wspólnie z Sophią, czy zmierzają ku wejściu w związek, czy potrzebuje więcej czasu.
Okazało się, że Lauren była zbyt wolna i powinna szybko się deklarować.
Mimo to zagadką pozostawało czy czuje się wystarczająco komfortowo — i czy stuprocentowo — akceptuje swoją orientację.
Gdy przyszedł czas na Jacoba, Lauren była zdezorientowana.
Polubiła go pod wieloma względami, wydawał się czarujący i dość szybko zaczęli się spotykać. Oczywiście po znalezieniu się na nowym gruncie, bo jednak Jacob był facetem, a wcześniej z żadnym się nie umawiała, starała się jakoś dopasować i zobaczyć, z czym czuje się komfortowo.
Tym razem Lauren była ostrożniejsza. Szybko wyczuła wzajemne zainteresowanie, jednak trudno było jej poznać prawdziwego Jacoba. Mężczyzna przeważnie skrywał się za wieloma maskami — rozpoznała to już po kilku spotkaniach przy jego kolegach, bo zachowywał się wtedy inaczej. I to nie było do końca takie dobre podejście z jego strony, ponieważ w jednej minucie potrafił traktować Lauren jako trofeum, a w drugiej zachowywać się jak zazdrosny chłopak, kiedy któryś z jego kumpli spojrzał na brunetkę nie tak, jak on sobie tego życzył.
A przecież nie byli nawet razem. Dopiero się spotykali, poznawali.
Przy Jacobie kobieta bardzo sprawnie doszła do wniosku, że nie jest dla niej odpowiedni. Zachowywał się niebywale zaborczo, próbował jej narzucać swoje zdanie, dawać nakazy i zakazy, co pobudzało feministyczną stronę Lauren do wszczynania kontrataku, przez który dochodziło do dość...powiedzmy, głośnych kłótni.
Któregoś dnia Victoria, stara znajoma ze szkoły średniej, przy jednej z imprez pokazała Lauren zdjęcie Jacoba, które było wykonane tydzień wcześniej, że obściskiwał się z jakąś blondynką. Wybełkotała jej wtedy, że się przespali, bo chwalił się przed kolegami, że panienki same wskakują mu do łóżka.
Po raz trzeci Lauren poczuła się zdradzona.
Po raz trzeci poczuła szpilkę wbitą w serce, które nadal, gdyby długo nad tym posiedziała, ubolewało z powodu tego, jak potoczyła się jej pierwsza miłosna relacja — a właściwie nie taka miłosna, bo wszystko okazywało się zwykłym zauroczeniem.
Przy konfrontacji z Jacobem, mężczyzna nawet nie ukrywał swojego idiotycznego uśmiechu, a koledzy, którzy akurat byli niedaleko podgwizdywali. Nie chciał w żaden sposób okazać skruchy bądź zaprzeczać czemukolwiek, co Lauren wzięła za bardzo klarowny przekaz.
Jeszcze tego samego dnia zwróciła się do Victorii, upijając się do względnie okropnego stanu, przeklinając każdego faceta.
Okazało się, że Victoria nie zamierzała długo słuchać wywodów brunetki, ponieważ gdy tylko ta znalazła się wystarczająco blisko, pocałowała ją, a że Lauren była pogrążona w smutku, dała się uwieść.
Po Victorii kobieta zdała sobie sprawę, że wieczory na jedną noc nie są dla niej.
Kiedy poznała Masona, wszystko wydawało się na swoim miejscu. Różnił się od Jacoba, gdyby tak ich porównać, ponieważ nie był dupkiem przy kolegach i można by uznać, że przez większość czasu traktował Jauregui właściwie.
Tutaj problem nie polegał na zdradzie, jak w większości przypadków, jednak na bardziej przyziemnej kwestii — seksie.
Lauren nie zamierzała na siłę próbować czegoś, czego nie chciała lub wiedziała, że nie lubi. A Mason niestety był również, jak się okazało później, typem człowieka, który nie potrafił odpuścić tylko męczył, dopóki nie uzyskał tego, co początkowo chciał.
I jego męska duma również grała tutaj rolę razem z ego, przez co jeszcze bardziej podkręcał konflikty między nim a Jauregui, kiedy kolejny raz mu odmawiała.
To nie tak, że Lauren była świętoszką, jednak nie zamierzała wymuszać w sobie czegoś, czego nie chciała byleby mieć święty spokój. Może to był sposób Masona na inne dziewczyny, jednak Jauregui pozostawała nieugnięta.
Konkretna kwestia, którą ciągle Mason przywoływał dotyczyła niby "zwykłego loda", bo tak to określał i dorzucał komentarze, że to nic takiego, jednak Lauren próbowała tego wcześniej, wyszło, że nie była fanką i dopóki nie poczuła chęci, aby spróbować jeszcze raz, nie zamierzała wywierać na siebie presji, a wszelakie teksty ze strony mężczyzny ignorować.
Jednak każdy ma swoje granice, prawda?
Przy kolejnej kłótni z rzędu, Lauren usiadła na krześle, westchnęła ciężko — gdy w tym czasie Mason miał nadzieję, że w końcu się przekonała po wielokrotnym nagabywaniu — po czym spojrzała na niego beznamiętnie, nie czując kompletnie nic w stronę tego człowieka. Czuła, że te wszystkie sprzeczki wypaliły doszczętnie zainteresowanie, którym go darzyła. A nawet nie poruszyli tematu bycia razem, tak oficjalnie.
W tamtej chwili, coś podpowiedziało Lauren, że powinna postawić sprawę jasno, że nie zamierza się uginać i jeśli tego nie zrozumie to droga do wyjścia jest wolna. Użyła przy tym trochę swojego humoru, który nie spodobał się Masonowi, jednak nawet po tylu latach nie żałowała tego, co powiedziała:
— Może najpierw possij mojego fiuta, a potem wrócimy do tego, że nigdy nie zamierzam mieć twojego w swoich ustach.
Męska duma bywa czasami zabawna.
Mniej zabawną stroną był wniosek, że Lauren odniosła wrażenie, że nie jest wystarczająca.
Im więcej czasu mijało, kiedy Lauren żyła już na własny rachunek, utrzymywała stałą pracę i miała z tego niezłe dochody, przelotnie w jej życiu pojawiły się Willow i Quinn, które — zawężając historię — miały świetną gadkę, dały trochę nadziei na to, że może da się z nimi normalnie umówić na kawę, po czym przy pierwszej lepszej okazji po zaliczeniu wyparowały na dobre.
Najwyraźniej z wiekiem Lauren nie była materiałem na dziewczynę.
Wniosek był prosty: Lauren nadal niczego się nie nauczyła po tylu nieokreślonych relacjach.
Ostatnia była Lucy, której historię mniej więcej każdy znał.
Samo wspomnienie o tym, w jak krótkim przedziale czasu Jauregui potrafiła żyć w bańce, wmawiając sobie, że będąc po raz pierwszy w prawdziwym związku, powinna się dostosować, być cierpliwa i nie przyciągać na siłę kłopotów ani ich nie szukać tam, gdzie faktycznie żadnych nie było.
Była naiwna, oczywiście, co można innego powiedzieć?
Zdała sobie z tego sprawę, kiedy nakryła swoją dziewczynę — już byłą — w łóżku, we własnym domu. Nadal pamiętała wymianę całego łóżka oraz kupno nowych pościeli. Przemalowała też ściany, żeby sypialnia nabrała innego tonu i nie przypominała o szczegółach z tamtego dnia. A nawet coś tak prostego, jak kolor farb mógł o tym z łatwością przypominać, o czym przekonała się drugiego dnia po rozstaniu i wywaleniu Lucy z tą wywłoką.
Lauren jakoś nigdy nie wierzyła tym puszczalskim sukom. Przynajmniej cieszyła się, że zawsze była uważna w kwestii zabezpieczenia, zwłaszcza gdy była z jakimś facetem. Pomimo tego, że sama brała tabletki od lat i nigdy żadnej nie przegapiła, za każdym razem wymagała dodatkowo prezerwatywy, bo nie zamierzała przyciągać na siebie żadnego choróbska — zwłaszcza, gdy któryś z tych kutasów ją zdradził. Wtedy nawet dodatkowo się badała i na szczęście nie miała dotychczas żadnych zmartwień, przynajmniej w tej kwestii.
Jauregui zmarszczyła delikatnie brwi po powrocie do rzeczywistości — akurat sprowadziło ją dziwne ciepło, które biło od mostku brunetki. Właściwie to nie można tego nazwać bijącym ciepłem, kobieta była rozpalona z nieznanej przyczyny i dopiero po otworzeniu oczu przez starszą, zauważyła, że Camila ma problem z oddychaniem i jej twarz jest zaogniona rumieńcami.
— Camila, przestań — powiedziała cicho, przesuwając dłońmi po zakrytym, gorącym mostku.
Alfa gwałtownie otworzyła oczy, oderwała rozpalone czoło od czoła Jauregui, po czym łapczywie wzięła oddech w płucach, niemal zadławiając się przez swoją zachłanność. Złote tęczówki od samego momentu otwarcia wpatrywały się w przestrzeń za Lauren, kiedy blade dłonie sięgały wielokrotnie do rumianych policzków, ścierając bardzo delikatnie przy pomocy rękawów łzy, których Camila nie była świadoma.
Jej serce biło niczym pędzący dyliżans, ciało trzęsło się w nieoczekiwanych konwulsjach, a klatka piersiowa nieznośnie oraz boleśnie się zaciskała i Camila nie mogła, tak naprawdę, zrobić nic, aby pozbyć się ciężaru, który w nią uderzył. Czuła, że powinna zająć miejsce na podłodze, dosłownie gdziekolwiek, zwinąć się w kłębek i wypłakać wszystkie te emocje, które uderzyły w nią niczym buldożer.
Wiele rzeczy stało się tak klarownych w zaskakująco krótkim czasie, aczkolwiek Alfa nie mogła tego wszystkiego przetrawić na raz. Każde uczucie, które dotychczas nosiła w sobie Lauren — w dodatku od lat — wydawałoby się, że wypalało dziury w jej sercu, przez które narząd nie potrafił unormować własnego rytmu i pulsowało tak, jakby pośpiech miał zmniejszyć ogień, który niemiłosiernie kłuł.
— Camila — głos Lauren był tak łagodny, kiedy poprowadziła Camilę do najbliższego miejsca — akurat krzesła barowego, które znacznie się obniżyło pod ciężarem ciała Cabello — że ta niemal się roztapiała i jednocześnie spalała przez nieustający ból. — Camila, kochanie... — ponownie przetarła gorące policzki, po raz pierwszy sprawiając swoim dotykiem, że brunetka wielokrotnie zamrugała i finalnie spojrzała na nią swoimi złocistymi tęczówkami. — Hej... Hej, spokojnie. Oddychaj powoli, dobrze?
— Rozumiem — wymamrotała chrapliwym głosem Cabello, uciekając na nowo wzrokiem do podłogi. — Rozumiem, że nie ma nic, co mogłabym powiedzieć lub zrobić, żeby cię przekonać...żebyś uwierzyła, że nie chcę cię skrzywdzić — głos Alfy był, mimo wszystko, cichy, spokojny, jednak w jego łagodności czaiło się przerażenie spowodowane bezradnością.
Lauren nie odpowiedziała tylko sięgnęła do twarzy młodszej, odgarnęła z niej brązowe kosmyki w tył, po czym pogłaskała wielokrotnie bok jej głowy z ledwie uniesionym, prawym kącikiem ust. To nie był radosny uśmiech.
— J-jeśli powiem, że zasłużyłaś na dobre traktowanie... — złociste tęczówki zrobiły się zaszklone, jednak tym razem łzy nie wydostały się na gorącą skórę policzków. — Nie uwierzysz — oblizała wargi.
Lauren przełknęła z trudem ślinę.
— Jeśli powiem, że...że mi na tobie zależy, ty... Ty wciąż nie uwierzysz.
Lauren zacisnęła usta.
— Jeśli cię przytulę czy pocałuję i po-powiem coś dobrego t-to...to wciąż nie czyni mnie inną od nich.
Camila zmarszczyła brwi z łagodnie rozchylonymi wargami, szybko czując suchość na czubku języka.
— Jeśli powiem, że cię kocham, nie uwierzysz w to, bo...o-ona też to powiedziała i cię zraniła...
Wstrzymawszy oddech, Lauren ułożyła obie dłonie na policzkach Cabello, która ostrożnie ułożyła głowę pod jej zakrytym biustem, w miejscu, gdzie znajdował się największy tatuaż kobiety — mogła to zrobić przez obniżone siedzenie krzesła barowego.
Między dwójką zapanowała chwila tępej ciszy, w trakcie której Jauregui przy pomocy jednej dłoni przeczesywała włosy Alfy oraz od czasu do czasu masowała palcami kark z nadzieją, że powróci do spokojniejszego stanu. Korzystała, rzecz jasna, z obecnego milczenia, aby znaleźć jakąś dobrą odpowieź na wszystko, co do tej pory powiedziała młodsza. Nie chciała jej ranić, nie chciała dać do zrozumienia, że między nimi nigdy nic nie będzie, nie chciała dać do zrozumienia, jak bardzo w siebie nie wierzy, kiedy chodziło o wizję związku z powodu utworzonych kompleksów oraz niepewności.
— Jeśli... — gorące powietrze buchnęło w skórę brzucha Jauregui przez materiał koszulki, kiedy Camila ponownie zabrała głos. — Je-jeśli ona jeszcze raz... — mimowolnie dłonie brunetki zacisnęły się razem z materiałem koszulki na plecach starszej, mocno go marszcząc. — Chociaż jeden raz powie cokolwiek o-o was, zacznie coś wypominać, zacznie wracać do przeszłości t-to... To, proszę, powiedz mi, a załatwię to tak, że więcej nic do ciebie nie powie w tej kwestii. Jakimikolwiek komentarzami o was tylko cię rani, a nie-nie pozwolę na to, żeby... — Alfa przełknęła ślinę. — Nie pozwolę, żeby zrobiła to ponownie.
Lauren objęła mocniej kobietę, a Camila, całkowicie się temu poddając, wtuliła mocniej policzek w brzuch brunetki. Nie chciała i nie potrafiła jej puścić w tym momencie.
— Każda relacja jest na swój sposób inna, chociaż schemat, jak przebiega może być podobny w porównaniu do poprzednich — Jauregui nareszcie odnalazła swój głos. — Może i nie jestem gotowa mówić ci o tym, co zadziało się między mną a innymi, dlaczego te relacje nie przetrwały dłużej i z czym musiałam się mierzyć, zanim dochodziło do ich końca, ale... — wzięła głęboki wdech. — W nowych relacjach liczy się interpretacja zachowania drugiej osoby i pomimo tego, że pewne zachowania zawsze się powielają, jak przytulanie czy mówienie jakichś czułych słów to... Umm, ta intepretacja ma znaczenie, bo przed nami jest kompletnie nowa osoba, a nie ta, która wcześniej nas zraniła.
Camila nie wiedziała dokąd Lauren zmierza ze swoim monologiem, więc nie wtrąciła ani słowa.
— Może i wiele rzeczy teraz się powtarza, bo oni mnie przytulali, ty mnie też przytulasz i nie tylko teraz... Jest wiele gestów czy słów, które są powielane, jednak w tym wszystkim jest jeden aspekt, który odróżnia cię od każdego z nich.
Dłonie Camili, które wcześniej znajdowały się przy plecach Jauregui z koszulką zaciśniętą między palcami, przyległy płasko do jej ciepłego ciała.
— Jaki? — Praktycznie wyszeptała.
Lauren sięgnęła do brody młodszej, którą uniosła przy pomocy palców, aby na nowo ujrzeć złociste tęczówki, które przypatrywały się jej z mieszanką zaciekawienia, dezorientacji, smutku po tym, czego się dowiedziała oraz nadziei.
— Jako jedyna od początku widziałaś we mnie partnerkę, kiedy oni nigdy nie dotarli do takiej wizji, pomimo tego, jak bardzo się starałam, wypruwałam sobie żyły i wiele odmawiałam, aby dopasować się w idealny obrazek, do którego mnie przyrównywali.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top