⑥④
Srsly niesprawdzony.
Słowa: +/- 6k.
———
W życiu miewamy takie momenty, kiedy nareszcie udaje nam się zrozumieć, jak przeszłość potrafi nas wykreować. Na pierwszy rzut oka, przeważnie wydaje nam się, że odcięliśmy się od złych czy lepszych czasów, jednak okazuje się, że chwile wyrzucające nam wiele w twarz dopiero pozwalają spojrzeć na siebie z innej perspektywy. Często zdarza się tak, że nie przyjmujemy do siebie prawdy tak szybko, jak byśmy chcieli — jesteśmy ludźmi, lubimy z natury odrzucać to, co nam się nie podoba.
A tak szczerze mówiąc, każdy z nas miewał gorszą przeszłość, która przyczyniła się do tego, jaki teraz jesteś. Nawet jeśli nie zawsze może ci się wydawać, że pokazujesz te skutki, w pewnych sytuacjach potrafią wyjść one na wierzch — bywa tak, nierzadko, z brakiem pewności siebie czy kompleksami. Przecież na co dzień nie pokażesz nikomu takich słabości, prawda? Tak na logikę, ukazują się one w stresujących sytuacjach, kiedy z pewnymi rzeczami nie potrafimy sobie poradzić, wszystko zagnieżdża się w głowie i robi z umysłu papkę, której nie potrafimy przywrócić do dobrego do zaprezentowania stanu.
Jeszcze częściej odrzucamy pierwsze sygnały — pokazały się twoje kompleksy? Gówno prawda. To tylko gorszy dzień. A może to zbliżający się okres. A może tak naprawdę czymś się zamartwiam, dlatego wykazałem się z taką, a nie inną reakcją, która mogłaby być pomylona z kompleksami. Ale, tak naprawdę, żadnych nie mam. Wiem, że jestem dobrym człowiekiem. Wiem, że wyglądam dobrze. Akceptuję siebie.
Przyjmujemy niekiedy durnowate, naciągnięte tłumaczenia, choć nikt od nas tego nie wymaga — bo, uwaga, słuchaj uważnie, każdy jest na najróżniejsze sposoby niedoskonały, jak ty i również nie zawsze to przyzna. I dlatego też nikt nie prosi o to, abyś się tłumaczył, ale instynktownie sam to robisz, żeby zrozumieć swoje postępowanie w stresowym momencie, kiedy tak naprawdę powinieneś spojrzeć wstecz i głębiej pomyśleć nad tym, co spowodowało chęć do zaprzeczeń samemu sobie.
Z reguły można uznać, że społeczeństwo wykreowało nas na osoby, jakimi się staliśmy. I można bardzo łatwo zgonić na takie ogólne pojęcie winę i pójść dalej.
Dlaczego?
Bywa również tak, że boimy się wrócić do tego, że zranił cię człowiek rodziny, obecny czy dawny przyjaciel, sąsiad oraz wiele jeszcze innych osób, z którymi zawarte były znajomości na różnych stopniach. Boimy wracać się do wspomnień o tych ludziach, ponieważ podświadomie nie chcemy dowiedzieć się tej prawdy — zrozumienie, że dałeś się wciągnąć w poczucie winy czy jednak wysłuchałeś pewnych paskudnych słów, choć zarzekałeś, że wcale do ciebie nie dotarły, boli i wprawia we wstyd.
Zasadniczo każdy popełnia błędy. Bo przecież jesteśmy tylko ludźmi.
Ale, ponownie, czy czasami nie warto dać sobie czas na refleksję, nawet po długich latach, aby spróbować zrozumieć swoje kompleksy oraz niepewności, kiedy zaczynają się nam naprzykrzać? Nawet jeżeli kosztuje cię to dużo energii, grymasów i tłamszącego uczucia w klatce piersiowej? Nie jest warto po raz pierwszy świadomie przyznać, że, no okej, popełniłeś błędy, dałeś nieraz się w coś wplątać i nie jesteś taki idealny, jak uważałeś i może warto trochę nad sobą popracować?
Może to nie było tak świetnie pokazane, ale Lauren też jest człowiekiem. Popełniła błędy, jak każdy z nas, które mają swoje konsekwencje w teraźniejszości. Posiadała całkiem...bogaty bagaż doświadczeń pod wieloma względami, w czym pomogli jej Olivia, Sophia, Jacob, Victoria, Mason, Willow, Quinn i Lucy. Z czego Lucy dodała swoje dodatkowe...efekty przez to, że Lauren dała wciągnąć się w związek.
Lauren nie lubiła mówić o swoich porażkach. I to nie było nic dziwnego. Bo czy ty lubisz wyrzucać na głos, w dodatku do drugiego człowieka, gdzie poniosłeś klęskę?
Więc czy naprawdę można było winić Lauren za jej zachowanie?
Czy ty winiłbyś, winiłabyś siebie?
Lauren próbowała naprawić to, co uważała, że zrobiła źle. Może nie dało się całkowicie o tym zapomnieć, ale z drobną pomocą chciała spróbować.
Przebicie się przez korytarz, w którym znajdowała się Dinah, było trudne, ponieważ blondynka posyłała nieprzyjemne spojrzenia oraz komentarze w jej stronę, zanim Normani odciążyła Lauren od jej towarzystwa, potwierdzając, że Camila znajduje się w swoim pokoju. Nie minęło dużo czasu od chwili, kiedy ostatni raz się z nią widziała — tym razem był to dopiero drugi dzień, a nie trzeci tydzień, jak już kiedyś się zdarzało. Zanim, oczywiście, starsza dotarła pod drzwi sypialni, usłyszała kilka słów nasączonych niechęcią oraz złością, których kilka ją zaniepokoiła i obiecała sobie, że porozmawia na nich temat ze starszą Cabello.
Lauren wypuściła drżący oddech, przykładając czoło do chłodnej, drewnianej powierzchni, w którą zapukała. Była tak zestresowana, że zajęło jej dłuższy moment przypomnienie sobie, że sypialnie były tutaj dźwiękoszczelne i musiała chwycić za klamkę i sama wejść do środka.
— Camila?
Kiedy oczy kobiety przeskanowały część pomieszczenia, zauważyła jakąś kupkę leżącą pod kołdrą, która dopiero po czasie zaczęła się poruszać — a dokładniej uściślając, wyglądało to tak, jakby postać znajdująca się pod nią ciężko oddychała.
Lauren doznała wrażenia, że jej żołądek jeszcze bardziej się ścisnął.
Był taki filozof, Scheler, który podsumował człowieka — choć nie tak dosłownie — jako sumę relacji społecznych. Dla większości jego niemiecka filozofia nie do końca była trafna, a w dodatku przyciągała małe grono odbiorców przez długi okres bez publikacji anglojęzycznych, aczkolwiek w obecnej sytuacji można zobaczyć żywy, chodzący przykład jego założeń o człowieku.
Lauren była sumą relacji społecznych, w których znajdowała się w przeszłości. Każda z nich, chociaż nie mogła tego przed sobą przyznać, a tym bardziej przed drugą osobą, pozostawiła po sobie ślad w postaci konsekwencji, które wychodziły na wierzch przez jej zachowanie, reakcje oraz słowa.
I to nie była wina Lauren.
Nie da się od tak odepchnąć od siebie negatywne uczucia — one zawsze wsiąkną w człowieka i zrobią zamieszanie, aczkolwiek kwestią sporną jest już tylko to, na jaki czas będą wnosiły zmiany.
— Camila? — Powtórzyła, zamykając za sobą drzwi, ale nie zatrzaskując przekręceniem klucza.
Sylwetka schowana pod kołdrą poruszyła się nieznacznie, wysuwając futrzastą głowę. Kobieta przygryzła nerwowo dolną wargę, powoli podchodząc do ogromnego łóżka z mocno bijącym sercem. Nie była pewna, czy Camila chciałaby jej towarzystwa — w końcu to nie były jakieś trzy tygodnie bez odzewu, zaledwie dwa dni i...cóż, Lauren zdawała sobie sprawę z tego, że ją zraniła, choć nie zrobiła tego celowo.
Alfa, będąca w formie ze swojej drugiej natury, powoli przekręciła się w stronę brunetki, aby spojrzeć na nią przymrużonymi oczami. Nie spodziewała się jej wizyty, to na pewno, i właściwie nie docierało do niej do końca, że Lauren postanowiła przyjść tak szybko. Jeszcze nie tak dawno zdążyła się przemienić, żeby zdystansować się od przytłaczających emocji oraz wszelakich bodźców, a powód całego zamieszania znowu jest przed jej oczyma.
— Chciałam z tobą porozmawiać, ale jeśli nie chcesz mnie teraz widzieć to, umm... — Lauren podrapała się z tyłu głowy — Zawsze mogę wyjść.
Camila jedynie wysunęła jedną z łap, odsuwając kołdrę i dając niemą odpowiedź, że może zająć miejsce obok.
— Znowu jest to samo — starsza oblizała nerwowo wargi. — To przytłaczające. Próbujesz to odepchnąć w tej formie, prawda?
Camila łagodnie skinęła głową.
— Czy chcesz... — Kobieta zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad odpowiednimi słowami. — Czy jest tak źle, jak wcześniej z dotykiem? Czy może trochę cię to uspokoi? Wiem, że, umm... — zrobiła chwilową pauzę. — To moja wina. Jeśli w jakiś sposób mogę dać ci komfort w tej chwili... Sama zresztą jestem trochę, uch, zagubiona... To, w każdym razie, jeśli jest coś...
Lauren miała ochotę powtarzać sobie w głowie, jak głupio zachowuje się w tym momencie. Normalnie nie miałaby problemu z zaoferowaniem komuś pomocy, ale to była Camila — ostatnim razem, gdy chciała ją złapać, kiedy była mowa o Lucy, odsunęła się od niej i trochę to bolało. Zostawiła ją na dłuższy czas samą, bo musiała zmierzyć się ze swoimi utworzonymi problemami w samotności. Nie chciała, aby skończyły w ten sam sposób teraz, bo znaczyłoby to jednocześnie, że regularnie wpadają w identyczny cykl — cisza na trzy tygodnie, próba wejścia w relację z dobrego miejsca, kolejny problem, cisza na trzy tygodnie i tak dalej...
Jauregui wstrzymała oddech, chociaż nie zdawała sobie z tego do końca sprawy, kiedy Alfa przekręciła się bardziej na bok, strąciła dolnymi łapami kołdrę, a jedną, górną poklepała wolne miejsce obok siebie. Kobieta dała sobie moment, aby dobrze przeanalizować niemą sugestię i nie zrobić czegoś, co mogłoby pogorszyć ich obecną sytuację — chociaż raz musiała być subtelna w swoich działaniach oraz słowach.
Przynajmniej miała nadzieję, że tak zostanie to odebrane.
Ostatecznie, Lauren zsunęła buty oraz zdjęła cienki płaszcz, który narzuciła na siebie przed wyjściem z domu. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła, kiedy usiadła, będąc na razie plecami do Camili. Coś tutaj nie grało.
Starsza spojrzała na swoje ręce, które częściowo zakryte były naciągniętym rękawem bluzy. Przez jakiś czas wpatrywała się w szary materiał, zanim przypomniała sobie kilka istotnych faktów.
Kiedyś Camila wspominała, że dotyk bywa bardzo istotny. Oczywiście nie zawsze pomagał, o czym Lauren już się przekonała przy sprawie z Lucy, ale teraz wydawałoby się, że brunetka nie ma z tym problemu w tej kwestii. W końcu, na koniec dnia, były ze sobą znacznie bliżej dwie noce temu, nawet jeśli nie trwało to długo.
Lauren, nie wiedzieć czemu, doznała przeczucia, że powinna zdjąć bluzę. Miała, rzecz jasna, koszulkę na krótki rękaw pod spodem, więc pozbycie się jednej warstwy ubrań nie było problemem. Kobieta nie chciała tego przed sobą przyznać — właściwie to tym bardziej przed sobą, chociaż ze wszystkich osób to pewnie Allyson, której się niedawno żaliła, wiedziała, jak dobitnie Lauren jest zagubiona przez brak komfortu. Może faktycznie to był jakiś sposób — dotyk, bardziej skóra do skóry, o którym wspominała Camila na samym początku ich znajomości.
— Nie musimy od razu o tym porozmawiać — powiedziała cicho do Alfy, wsuwając nogi pod kołdrę, gdy pozbyła się bluzy na dobre. — Możemy dać sobie czas.
Alfa uniosłal odrobinę głowę, kiedy Lauren położyła się niedaleko niej, niepewnie wyciągając dłoń w jej kierunku. Oczywiście przysunęła się bliżej starszej kobiety, przez co blade palce zetknęły się z miękkim, puszystym futrem na boku szyi Cabello. Dobrą chwilę zajęło znalezienie jakiejś komfortowej pozycji, bo jednak znajdowały się na niepewnym gruncie — każda z trochę innych powodów. Finalnie Camila oparła głowę o szyję Lauren, razem z lewą łapą, która znajdowała się przy ramieniu brunetki — za to Jauregui całkowicie objęła jedną ręką plecy wilczej formy, a drugą przeczesywała włosy pokrywające w pełni szyję. Były stosunkowo blisko siebie w tej pozycji, aczkolwiek i tak obie posiadały pewne obawy z tyłu głowy, które odsuwały na bok fakt, że przecież dwie noce wcześniej potrafiły nie wstydzić się aż tak bardzo małej odległości między ich ciałami.
— Nie zostawiam cię — głos Lauren drżał, a ton pozostawał cichy, odrobinę zlękniony. — Nie chcę zataczać błędnego koła. Wiem, że... — zrobiła chwilową pauzę — Mamy dużo do omówienia i nie, umm, nie porozmawiamy o wszystkim od razu, ale-ale...
Akurat teraz nie potrafisz poprawnie się wysłowić, sieroto — Jauregui była sfrustrowana swoją własną reakcją. W głowie wszystko wydawało się takie łatwiejsze do powiedzenia, a tymczasem w rzeczywistości doskwierało jej dziwnie ciężkie uczucie na klatce piersiowej, przez które — miała wrażenie — momentami nie mogła zmusić się do użycia własnego głosu w, chociaż raz, dobrej sprawie.
— Nie zostawiam cię — powtórzyła powoli, zamykając powieki i mając nadzieję, że zabrzmi choć odrobinę pewniej tym razem. — Postaram się, umm, porozmawiać o tym, co się stało. Po prostu...nie jestem dobra w rozmowach o, cóż, uczuciach. To nie jest, uch, takie proste, jak dla mnie, bo-bo, umm, nigdy nie musiałam próbować — mimowolnie zacisnęła palce na futrze Alfy, przyciągając bliżej siebie ciepłe ciało. — Postaram się.
Camila wtuliła się bardziej w kobietę, nie mając kompletnie nic przeciwko. Tak szczerze, cieszyła się, że jest tak blisko niej, bo pomimo poważnej rozmowy, która się do nich zbliżała, czuła się znacznie spokojniejsza — udało się jej unormować oddech, odrobinę zrelaksować i dać chociaż chwilę wytchnienia dla umysłu, który pracował na najwyższych obrotach drugi dzień z rzędu, tworząc wiele powodów, dla których Cabello powinna się obwiniać o reakcję Lauren tamtego wieczoru.
Każde z nich sprowadzały się w głównej mierze do tego, że Camila nie wiedziała, jak powinny działać takie relacje, jak ta, którą miała z Lauren.
Zarówno Jauregui, jak i Cabello nie wiedziały, ile znajdowały się w tej samej pozycji, całkowicie do siebie przyciśnięte w kompletnej ciszy. Żadna nie chciała zacząć jako pierwsza, to na pewno, i tak właściwie dopiero głośne trzaśnięcie drzwiami, które nagle się otworzyły, przywróciło je do rzeczywistości, przebijając bańkę, w której znajdowały się przez pewien czas.
Lauren wzdrygnęła się, ściskając Camilę bardziej, zanim przekręciła się całkowicie na plecy, aby kilka sekund później napotkać brązowe oczy, które już wcześniej patrzyły na nią z jawną niechęcią. Nic się nie zmieniło.
Gdy tylko Dinah zrobiła dwa duże kroki w kierunku łóżka, Alfa uniosła głowę, wyczuwając wrogość z jej strony. Starsza Cabello była zdezorientowana postawą siostry i dość szybko zaczęła zastanawiać się, czy nie powiedziała coś bardzo nieprzyjemnego w stronę Lauren, wysuwając pochopne wnioski — bo sama nikomu nie opowiadała o sytuacji, która zaistniała między nią a Jauregui.
— Dinah, wyjdź stąd.
Malcolm, który wszedł tuż za blondynką, złapał za jej ramię, dobrze wiedząc, że nie powinna wtrącać się w cudzy związek — choć sam nie był pewien, czy ostatecznie jego młodsza siostra znajdowała się w takowym. Tak bardzo, jak kochał DJ, potrafiła być ona uparta i upierdliwa, a czasem nawet za bardzo podobna do ich matki, Sinuhe, której wścibskość znajdowała się na poziomie poza akceptowalną skalą.
— Musiałam sprawdzić, co z Camilą — odwróciła się na moment w stronę brata. — Nie wierzę intencjom tej kobiety.
Lauren niemal natychmiast zaczęła się zastanawiać, co takiego musiała powiedzieć jej Camila, że od samego wejścia do tego domu zareagowała na nią...dość, powiedzmy, negatywnie. Już teraz Jauregui była całkiem przekonana, że została przeniesioną na czarną listę i będzie doznawała wrogich reakcji ze strony DJ.
— To nie twoja sprawa — Malcolm mocniej pociągnął za ramię. — Idziemy stąd.
— Jak nie moja?! — Podniosła głos, wyrywając się z uścisku, powodując, że Camila usiadła wyprostowana z jedną łapą przełożoną przez ciało Lauren, jakby w geście zapewnienia, że Dinah jej nie tknie.
— Nie jest twoja. Wychodzimy i to nie jest prośba.
Dinah przesunęła wzrok na Camilę, która przekręciła bardzo powoli głowę na bok, porozumiewając się z nią niewerbalnie. Tylko jej siostra potrafiła doszczętnie zniszczyć dobrą chwilę pośród problemów i wyrzucić powód przyjścia Lauren prosto w twarz.
Jeszcze jeden, kolejny krok ze strony blondynki w kierunku łóżka wywołał już konkretniejszą reakcję ze strony Alfy — coś pomiędzy głośnym mruknięciem, a łagodnym warknięciem dało się usłyszeć w pomieszczeniu i raczej robiło za znak ostrzegawczy. Pierwszy i ostatni.
— Camila — mimowolnie, bez przemyślenia, Lauren przesunęła dłonią po grzbiecie wilczej formy, gdy już uniosła się do siadu. — Jest w porządku. Nie denerwuj się całkowicie niepotrzebnie.
Alfa sapnęła cicho, ale przysunęła się bliżej kobiety, poddając się delikatnemu dotykowi, choć nadal patrzyła spode łba na siostrę, która odebrała sugestię razem z niewerbalnymi słowami, aby zostawiła je w spokoju. Minęła dłuższa chwila w niezręcznej ciszy, zanim po rodzeństwie nie było żadnego śladu i partnerki zostały ponownie same ze sobą.
Cabello odsunęła łapę, którą wcześniej przełożyła przez ciało brunetki, poprawiła się kilkukrotnie na miejscu, zanim zdecydowała się wstać i zeskoczyć całkowicie z łóżka i podejść do ścianki zapełnionej szafami pod sam sufit z lustrami ciągnącymi się przez całą ich długość. Powoli przesunęła drzwi jednej części, delikatnie używając przy tym pazurów, po czym chwyciła między zęby losową koszulkę wraz ze spodniami i podążyła do łazienki, po drodze zamykając ogonem drzwi, o których zapomniało jej rodzeństwo — nie chciała, aby cały dom przysłuchiwał się konwersacji, jaka ją czekała. Wolała zachować wszystko tylko między nimi.
To był jeden z niewielu momentów, kiedy nie potrzebowała niczyjej porady, bo wiedziała, że siłą rzeczy, na koniec dnia, to ona jest tym dorosłym, który musi przeprowadzić rozmowę, która równie dobrze może zmienić z minuty na minutę przebieg.
— Hej — głos Jauregui był na nowo cichy po tym, gdy Camila wróciła do sypialni w ludzkiej formie, całkowicie ubrana. Wystarczyło kilka sekund skrzyżowanego spojrzenia między nimi, aby starsza brunetka odwróciła wzrok na buty, które zdążyła na nowo założyć. — Więc, umm, podejrzewam, że to już...już ten moment, kiedy powinnyśmy porozmawiać... — Niepewnie wstała i założyła z powrotem bluzę na swoje ciało.
— Nie sądziłam... — Camila odchrząknęła cicho, ponieważ chrypka była zbyt mocna i brzmiała, jakby się przeziębiła, choć powód jej stanu gardła miał inne podłoże — Nie sądziłam, że tak szybko cię zobaczę.
Lauren potarła własne przedramiona, przystępując ciężarem ciała na lewą nogę.
— Zdaję sobie sprawę, że nasza rozmowa nie będzie trwała tylko jeden dzień i szybko zakończymy temat — wzięła głęboki wdech, ostatecznie patrząc na twarz młodszej brunetki. — I, umm, ostatnio było między nami wszystko w porządku przez całkiem długi czas i, cóż, ta sprawa jest delikatna i wydaje mi się, że...że zwlekanie nie wniesie nic dobrego.
— Och — Alfa kiwnęła głową, wciskając dłonie do kieszeni spodni. — Nie jestem pewna... Uch, o czym chciałabyś porozmawiać i jak podchodzisz do sytuacji, która miała miejsce. Dostałam, umm, dość sprzeczne i jednocześnie klarowne sygnały z twojej strony, więc... Yeah.
— Cóż... — Jauregui z trudem przełknęła ślinę, bo jej gardło wydawało się całkowicie zaciśnięte z nerwów. — Wcześniej myślałam, że porozmawiamy o dwóch kwestiach — zaczęła powoli, zaciskając palce na materiale własnej bluzy. Szybko uciekła spojrzeniem od twarzy Cabello. — Na początku myślałam, że pierwsza sprawa będzie łatwiejsza do, umm, przedyskutowania, bo jednak poszłyśmy o krok dalej i, umm... Wydawało mi się, że będziemy mogły całkiem płynnie o tym porozmawiać, zanim przeszłybyśmy do drugiej kwestii, ale-ale... Sama nie wiem, czy powinnam to mówić, tak szczerze...
— Z naszej dwójki to ja jestem tą, która nie potrafi wyczuć momentu i mówi nieodpowiednie rzeczy i odstrasza. Więc, umm — wzruszyła ramionami, chociaż Lauren i tak tego nie widziała — możesz mi powiedzieć, jeśli chcesz.
— Po prostu zakładałam, że rozmowa o pójściu o krok dalej nie będzie taka trudna, ale... — starsza ponownie się zatrzymała. — Nie wiem, ile mówiłaś o tym, co się stało swojemu rodzeństwu, ale Dinah...
— Nikomu o tym nie mówiłam.
— Och.
To wcale nie polepszało sprawy, w takim razie.
— Kiedyś, umm, przy tym całym partnerstwie mówiłaś, że pewne rzeczy da się wyczuć na drugiej osobie. Wiem, że to jest trochę poza kontekstem, ale chyba... Umm, chyba twoja siostra wyczuła, że coś się stało między nami. Od chwili, kiedy zostałam wpuszczona do środka wydawała się strasznie zła, zaczęła coś wspominać o tobie, coś o pierwszym razie, po czym Normani ją odciągnęła, zanim mogłaby się rozwinąć — Lauren przetarła twarz prawą dłonią. — Część z tego nie przyjęłam tak do siebie, bo nie byłam pewna, ile jej powiedziałaś, ale skoro twierdzisz, że nikomu nic nie mówiłaś to... Sama nie rozumiem, skąd ten gniew. I to, co mi powiedziała, ta część, którą sprecyzowałam zaczyna coraz bardziej mnie martwić, bo niczemu nie zaprzeczasz — uniosła wzrok na Alfę, która wpatrywała się w podłogę ze zmarszczonymi brwiami. — Nie byłam pierwszą osobą, z którą uprawiałaś seks, prawda? Dinah wspomniała o tym, żeby namieszać, tak?
Lauren wypuściła ze świstem powietrze, które wstrzymywała przez ciszę, jaką dostała w odpowiedzi. Przyglądała się uważnie przez cały ten czas brunetce, która jedynie zacisnęła wargi na ostatnie dwa pytania, jednak nie wysiliła się, aby chociaż poruszyć głową i dać niewerbalną wiadomość.
— Nadal nie mówisz, że to nie był twój pierwszy raz — głos Jauregui stał się zaskakująco wysoki przez coraz bardziej realną możliwość, że Dinah miała rację z tym, co napomknęła.
Camila uniosła nieznacznie głowę, zaczynając wędrować wzrokiem po podłodze, z gulą w gardle, która nie pozwalała na to, aby sprostowała tę kwestię. Miała ochotę zapaść się pod ziemię — cóż, po tym, jak rozprawi się z siostrą, która przekroczyła granicę. Z pewnością, prędzej czy później, dozna konsekwencji. Tym razem starsza Cabello nie zamierzała być pobłażliwa.
Ale na tę chwilę nie to miało znaczenie.
Lauren, nie wiedząc, co zrobić, przykucnęła, stykając dolną część pleców z łóżkiem i przycisnęła złożone jak do modlitwy dłonie do twarzy — dotykając czoła, nosa oraz własnych ust. Ponownie głośno wypuściła powietrze, zaciskając powieki z nadzieją, że gdy otworzy je na nowo, okaże się, że nie doszło do jej głowy kolejne zmartwienie.
Ale tak się nie stało.
Cisza nadal boleśnie rozbrzmiewała w uszach, na co serce starszej przyśpieszyło, do czego również z biegiem kilku sekund dołączyła niesamowita duszność. Świadomość tego, co miało miejsce — teraz już bardziej szczegółowo — dotarła do umysłu, który nie potrafił poradzić sobie z nowymi informacjami. Miała nadzieję, naprawdę głęboką nadzieję, że sprawę seksu omówią...cóż, całkiem gładko i uda się to naprostować. Lauren zakładała, że część o uczuciach, tym bardziej Camili, sprzed dwóch nocy, będzie trudniejsza do omówienia, bo musiała sama wykazać się nie tylko wyrozumiałością, ale słowami — słowami o swoich uczuciach, nie uciekając tak, jak zawsze. Nie miała w planach wypowiadać litanii o tym, co czuje do młodszej brunetki, ale chciała spróbować być bardziej...otwarta. To tyle.
A tymczasem w ciągu kilku minut narobił się jeszcze większy bałagan i pierwotnie prosta kwestia do omówienia — z założenia — stała się trudniejsza od tej wymagającej rozmowy o emocjach.
— Camila... — głos Jauregui ponownie zadrżał. Kobieta zacisnęła jeszcze mocniej powieki, o ile było to fizycznie możliwe. — Chcesz mi powiedzieć... Cóż, nic nie mówisz, a-ale... Czy dobrze ro-rozumiem... — oblizała usta — Czy dobrze rozumiem, że kazałam ci...wyrzuciłam cię z mojego domu po tym, jak powiedziałaś, że...po-po tym, co powiedziałaś o swoich uczuciach w trakcie seksu i w dodatku j-ja, uch, i w dodatku nie wiedziałam, ale to był twój pierwszy raz?
Za tym razem, Cabello zebrała się w sobie i faktycznie odpowiedziała, chociaż ze znacznym opóźnieniem, które zdążyło pogrążyć Lauren w myślach o tym, jak okropna dla niej była, chociaż naprawdę nie chciała jej zranić w żaden sposób. Bo przecież, jak mogła chcieć ją zranić skoro Camila nigdy, tak właściwie, nie zrobiła jej nic złego, a w dodatku była wyrozumiała, troskliwa i cierpliwa?
— Lauren, umm, posłuchaj... — z nerwów kostki w dłoniach Alfy strzeliły od ciągłego wyginania palców. — Przepraszam, jeśli zrobiłam coś, co ci się nie spodobało... Nie wiem, umm, co mogłabym więcej powiedzieć. Naprawdę przepraszam, jeżeli zrobiłam coś nie tak, jak powinnam, kiedy, no wiesz...
— Nie powinnaś mnie przepraszać — Lauren przetarła oczy przed uchyleniem powiek i opadnięciu tyłkiem na podłogę oraz całkowitym oparciu się o bok łóżka. — Przyszłam tutaj, żeby z to-tobą porozmawiać, jakoś to wszystko wyjaśnić i dać ci do zrozumienia, że...że nie chciałam cię odepchnąć, nie chciałam cię zranić, a tymczasem... Nie rozumiem... Nie rozumiem, dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej. Przecież czasu już nie cofniesz, wiesz o tym — spojrzała w przestrzeń przed siebie, a dokładniej na ścianę oraz drzwi. — Nie możemy cofnąć się w czasie albo udawać, że to nie miało miejsca. To jest... Nie rozumiem dlaczego mi nie powiedziałaś. Wiele rzeczy mogłoby potoczyć się inaczej, a tymczasem jesteśmy... — Lauren pokręciła głową. — Naprawdę przyszłam tutaj z myślą, że porozmawiamy o wszystkim i uda mi się, sama nie wiem, być bardziej otwarta, a teraz, cóż, teraz czuję się jak... — zacisnęła na moment wargi — Podły człowiek. Pod każdym względem. Sama już nawet nie jestem pewna, czy zrobiłam coś, że odniosłaś wrażenie, że nie możesz ze mną porozmawiać na temat seksu... J-ja... Nie wiem.
Camila przełknęła z trudem ślinę, nie wiedząc, co mogłaby powiedzieć. Oczywiście można by próbować się wytłumaczyć, ale najcięższą częścią było znalezienie odpowiednich słów, po których odciążyłaby Lauren z tego niepotrzebnego balastu. Najwidoczniej obie, tak skrycie, miały tendencję do tego, aby zrzucać na siebie winę bez realnego spojrzenia.
Ostatecznie, Alfa znalazła w sobie odwagę, żeby usiąść tak samo, jak starsza na podłodze przy łóżku w stosownej odległości, ponieważ nie chciała przekroczyć jakiejś granicy i spowodować, że Jauregui by się odsunęła. Akurat to by już zabolało.
— Umm... — Cabello oblizała wargi, siadając ze skrzyżowanymi nogami i dłońmi ułożonymi na kolanach. — Nie wiem, dlaczego o tym nie wspomniałam. Wtedy...wszystko działo się dość szybko.
— Nie mówię tylko o tym dniu. Spotykamy się dobre pół roku.
Kobieta tylko kiwnęła głową.
— Przecież ja dałam ci do zrozumienia, że byłam z innymi dużo wcześniej. Ty nigdy nic nie mówiłaś, więc założyłam, że po prostu nie chcesz mówić o swoich doświadczeniach, czy coś takiego, a nie, że w ogóle nie ma o czym mówić.
— Zachowywałam się w jakiś specyficzny sposób, że...umm, wyszłaś z takim założeniem?
— Nie — Jauregui westchnęła cicho. — Mówiłaś mi kiedyś, że wyjechałaś w wieku 18 lat, więc skoro nikt cię nie kontrolował i mam tutaj na myśli rodziców, to miałaś wystarczającą swobodę, aby się z kimś spotykać i nabywać różne doświadczenia z tym związane. Wliczając w to seks, oczywiście.
— Przepraszam, że ci nie powiedziałam — brązowe tęczówki niepewnie zwróciły się ku bladej twarzy starszej kobiety. — To mój błąd, więc, umm, proszę nie obwiniaj się o nic.
— Łatwo powiedzieć. Seks nie powinien tak wyglądać, jak dwie noce temu. Jestem dosłownie... — Lauren odchyliła delikatnie głowę. — Dosłownie możliwie najgorszym pierwszym razem. Nie dość, że kazałam ci wrócić do domu to jeszcze wszystko wyglądało tak, jakbym celowo cię odrzuciła przez to, co mi powiedziałaś i... To jest już moja wina. Za co mogę cię przeprosić, ale to wiele nie da, tak właściwie, w naszej sytuacji. Mam nadzieję, chociaż wątpię, że to na coś się zda, ale... Mam nadzieję, że nie doznasz po tym wszystkim jakiejś traumy.
Słysząc te słowa, Camila przysunęła się bliżej. Uważnie przyjrzała się reakcji kobiety, która właściwie nie zrobiła nic szczególnego — ale liczyło się to, że nie postanowiła się odsuwać. Alfa nie chciała, aby myśli starszej zawędrowały za daleko i obwiniała się za każdy aspekt, który poszedł źle. Wina również leżała po stronie Camili, która pierwszorzędnie powinna powiedzieć jej o tym, że wcześniej z nikim nie była, bo to mogłoby faktycznie rzutować na to, że tamtem wieczór zakończyłby się całkowicie inaczej. Podobnie w kwestii uczuć — gdyby powiedziała to w innych okolicznościach, może dając sobie jeszcze trochę więcej czasu z taką deklaracją, ponownie wszystko, być może, potoczyłoby się inaczej.
Inaczej, ale lepiej.
— Nie mam żadnej traumy — zapewniła cicho. — Przepraszam, jeśli faktycznie zrobiłam coś nie tak podczas, no wiesz, tamtego wieczoru. I, umm, przepraszam, jeżeli moja niewiedza również poskutkowała jakąś traumą dla ciebie. Ja, uch... Wiem, że nie rozstałyśmy się wtedy z, powiedzmy, pozytywnym akcentem, ale generalnie od samego początku, umm, zwracałam uwagę tylko na to, że jestem z tobą i że jestem blisko ciebie. Nie myślałam nad tym jak. Nie wiem, czy to coś zmienia, ale nie chciałabym, żebyś się obwiniała za coś, czego ci nie powiedziałam, a powinnam. Zresztą, sama doprowadziłam do sytuacji, w której jesteśmy teraz. Wybrałam najgorszy moment, żeby w ogóle się odzywać, a tym bardziej mówić o uczuciach.
— Rozumiem to, ale po prostu zastanawia mnie, czy dałam ci znaki, że nie możesz ze mną o tym porozmawiać. Wiem, że czasami może palnę jakiś głupi żart z podtekstem, ale nie sądziłam, że mogłabyś czuć się niekomfortowo, aby powiedzieć mi o czymś tak istotnym. I jeśli chodzi o niewiedzę... — Lauren pokręciła delikatnie głową. — Rozumiem, że skupiałaś się na innej części, ale nie zmienia to faktu, że seks nie powinien pójść taką drogą, a nie masz porównania, więc... Cóż... To nie powinno zakończyć się w taki sposób, to na pewno. A to, co powiedziałaś jest już odrębną kwestią.
— Nie zrobiłaś niczego takiego, abym poczuła się niekomfortowo. Z reguły czasami mam swoje dziwne zachowania, o czym wiesz, ale... Ale nie wiem, naprawdę nie wiem, czemu nic nie powiedziałam.
Lauren ponownie odchylila głowę, opierając jej tył o miękki materac i raz jeszcze westchnęła. Jedna krótko napomknięta informacja wspomniana przez siostrę Cabello zmieniła przebieg rozmowy. Właściwie to całkowicie ją zmieniła.
— Gdyby nie Dinah, powiedziałabyś mi o tym?
Camila rozprostowała nogi, opierając całkowicie plecy o łóżko.
— Nie myślałam o tym, dopóki nie wspomniałaś, że Dinah coś powiedziała. Ale jakbyśmy poruszały tę kwestię i doszłybyśmy do porozumienia to bym wspomniała. Ale dopiero wtedy, kiedy obie wszystko byśmy już omówiły i byłoby między nami w porządku. To była... To była moja rzecz do powiedzenia, nie jej — ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie ciszej.
— To dobrze. Wciąż chciałabym wiedzieć, nawet jeśli to jest już fakt dokonany. I to prawda, że nie powinna o tym mówić. Rozumiem, to mam na myśli.
— Chyba, umm... Utkwiłyśmy w martwym punkcie.
— Spodziewałam się, że to nie będzie rozmowa na jeden raz. Ale nie spodziewałam się tego, że dostanę nowe informacje, które całkowicie ją zmienią. Miałam jakiś plan. Teraz mam mętlik w głowie.
— Zawsze możemy wrócić do tego później. Tylko, uch... — Camila delikatnie przekręciła głowę, aby być zwróconą twarzą do kobiety. — Domyślam się, że nie będziemy już o tym aspekcie rozmawiać, ale naprawdę nie chciałam cię wystraszyć tym, co powiedziałam. Ani odstraszyć.
Lauren kiwnęła łagodnie głową po skrzyżowaniu spojrzenia z brunetką.
— To już kolejny raz, kiedy zaznaczasz bardzo wyraźnie, że nie chciałaś mnie wystraszyć. Nie mówisz, że nie chciałaś tego powiedzieć, co zmieniałoby całkowicie...cóż, zmieniłoby to wiele rzeczy.
— Zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie wiem, czy teraz warto poszerzać ten temat skoro, umm, widocznie obie mamy jeszcze trochę do przemyślenia.
— To prawda. Chyba, um, powinnam wrócić do domu. Znowu wszystko sobie poukładać. I chyba powinnaś zrobić to samo.
Camila przez moment nie odpowiedziała. Wiedziała doskonale, że nie przesiedzi z Lauren całego dnia, aby omówić to wszystko na raz, ale miała pewne obawy, co do wyjścia kobiety.
— Chciałabym cię o coś zapytać — zagadnęła niepewnie.
— Hmm? — Lauren ponownie skrzyżowała ich spojrzenia, czekając cierpliwie.
— Czy jeśli teraz, umm, wyjdziesz, a nie porozmawiałyśmy o wszystkim to...mam na myśli wszystkim–wszystkim to czy, umm, jesteś pewna, że faktycznie wrócisz?
— Tak — odpowiedź przyszła zaskakująco szybko. — Otworzysz mi wtedy drzwi?
— Oczywiście.
— W takim razie o to nie musimy się martwić — po cichym chrząknięciu, Lauren zebrała się do wstania z podłogi, wiedząc, że na dzisiaj ich rozmowa dobiegła końca. Musiały raz jeszcze wszystko sobie poukładać w głowie, aby pomyśleć o odpowiednim podejściu, reakcjach i, przede wszystkim, komunikacji podczas konwersacji.
— Och, jeszcze tylko jedno. Czy, umm...
Lauren spojrzała w dół, na brunetkę, która jeszcze siedziała przy łóżku.
— Wiem, że wcześniej było między inaczej, ale... Ale czy teraz nie wejdzie między nas trzecia osoba? Wiem, że narobiłam zamieszania, ale... Umm, musiałam zapytać.
— Nie — starsza założyła płaszcz. — I jeśli masz na myśli konkretnie Lucy, odpowiedź brzmi: tym bardziej nie.
— W porządku.
Można było zauważyć ulgę przechodzącą przez twarz młodszej, na co Jauregui nie wiedziała, jak powinna zareagować. Musiała wziąć to pod uwagę, kiedy będzie już w domu sama ze sobą — ewentualnie Allyson.
Droga pod drzwi frontowe domu minęła kobietom w ciszy i, na szczęście, po drodze nie napotkały żadnego innego domownika. Tym większe szczęście, że nie było śladu po DJ, bo skończyłoby się to dla niej tragicznie.
Cóż, i tak skończy.
— Może niech któraś z nas napisze, jeśli będzie gotowa — zasugerowała Jauregui, wsuwając dłonie do kieszeni płaszczu, kiedy zatrzymały się przy zamkniętych drzwiach.
— Dobrze — Camila przystąpiła z nogi na nogę. — Czy, umm... — złapała się za nos. — Nie jestem pewna, czy... — wskazała raz na siebie, raz na brunetkę. — Czy mogę cię przytulić?
Po raz pierwszy od dwóch dni, na ustach Lauren pojawił się drobny uśmiech, kiedy wyciągnęła ramiona w stronę młodszej.
— Chodź tutaj — jej głos był zaskakująco delikatny, gdy wcisnęła twarz w opaloną twarz, niemal wtapiając się w ciepłe ciało Cabello, które nadal dawało jej ten sam komfort, choć same znajdowały się w skomplikowanej sytuacji. — Damy sobie z tym radę?
— Tak, oczywiście — Camila nie była pewna własnych słów. — Uważaj na siebie, kiedy będziesz wracała, dobrze?
Starsza kiwnęła głową, dając sobie jeszcze chwilę na przyjemny uścisk, zanim gula na nowo zaczęła doskwierać w gardle, klatka piersiowa dziwnie się zaciskać, a oczy stawały się coraz bardziej zdradliwe.
— Hej... — Alfa zmarszczyła brwi, delikatnie muskając brodę Jauregui, kiedy zauważyła zaszklone, uciekające spojrzenie. — Będzie dobrze. Musi być. Proszę, nie płacz — pogłaskała blady policzek z taką czułością, że Lauren obawiała się, że po raz pierwszy od dawna rozklei się przed kimś innym poza Allyson, co niesamowicie wystawiało na światło dziennę tę stronę kobiety, którą skrupulatnie ukrywała.
Do wypowiedzi Camili jedynie kiwnęła głową. Wiedziała, że głos by ją zdradził, a to było jeszcze bardziej niepodobne do kogoś, za kogo uchodziła.
— Wszystko będzie dobrze — te słowa były ostatnimi, jakie usłyszała od Cabello i stały się one mantrą, którą powtarzała w drodze do domu.
—
Camila wepchnęła ostatnią parę spodni do walizki, którą pośpiesznie zamknęła — oczywiście, jak na złość szarpiąc się przez wystające koszulki — po czym przewiesiła przez ramię małą torebkę, a w wolną dłoń chwyciła pokrowiec gitary i skierowała się do wyjścia. Tym razem, po wyjściu z sypialni, słyszała głosy swojego rodzeństwa w salonie, co akurat było dobrą sposobnością w obecnym stanie.
Gdy tylko Normani wychwyciła brunetkę przy wejściu, zmarszczyła brwi, przerwała rozmowę z Malcolmem i podniosła się z miejsca, które zajmowała przy wysepce kuchennej. Byli tu niemal wszyscy — Ariana, Zayn, Normani, Malcolm i Dinah. Brakowało jedynie Claude'a, ale on akurat nie był w nic zamieszany, także może nieobecność była tutaj wskazana.
— Wyjeżdżasz gdzieś? — Ariana była tą, która zadała nurtujące pytanie.
— Nie. Jak na razie postanowiłam tymczasowo się wyprowadzić — głos Camili był nienaturalnie spokojny, a oczy pobłyskiwały złotem, sugerując, że ledwie się kontroluje przed wybuchem.
— Wyprowadzić? — Zayn zmarszczył gęste brwi. — Co się stało?
— Dinah jeszcze ci nie opowiedziała?
— Nie. Co takiego? — Zerknął z ukosa na blondynkę. — Cokolwiek by to nie było, decyzja o wyprowadzce brzmi poważnie. Jesteś tego pewna?
— Och, czy jestem pewna tego, żeby urwać się z domu, gdzie prawie nikt nie szanuje mojej osoby? Yeah, wydaje mi się, że tak, przemyślałam to i jestem całkowicie pewna.
— Nie szanuje? — Malik skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. — Rozjaśnij sprawę.
— Mam was dosyć. A przynajmniej części i głównie tego, że rozpowiadacie różne rzeczy za moimi plecami. W tej kwestii akurat Ariana, Malcolm i Mani nie zrobili niczego złego, więc nie do nich to kieruję.
— Zawiniłem czymś?
— Tak — tym razem złoto na stałe zagościło w tęczówkach, natomiast głos przestał być taki stonowany. — Mam już dość tego, że za moimi plecami tłumaczysz to, jaka jestem. Jeśli zapomniałeś, każdym z was się opiekowałam, utrzymuję cały ten dom, w tym was, a wy, będąc całkowicie pochłonięci swoją psuedo–troską, przedstawiacie mnie, akurat konkretnie Lauren, jako kogoś, kto nie potrafi mówić za samego siebie. To nie jest śmieszne, nigdy nie było, ale na ten moment przestało być nawet żenujące.
— Mila, chcieliśmy tylko pomóc.
— Od ciebie nie chcę usłyszeć ani jednego słowa więcej! — Wskazała palcem na Betę. — Ty... Przekroczyłaś dzisiaj granicę. Jak mogłaś za mnie mówić o pierwszym razie? Czy przyszłam do ciebie i rozmawiałam o tym, co zaszło między mną a Lauren? Nie. Czy poprosiłam o to, abyś coś jej mówiła? Nie!
— Okej, napomknęłam o tym, moja wina, ale wydawała się zaskoczona, więc chyba z nią nie rozmawiasz...
— To jest moja rzecz do powiedzenia! Wszystko, co dotyczy mnie jest tylko moją rzeczą do powiedzenia! Nikogo więcej! — Między słowami, Camili urwały się dwa warknięcia, kiedy wilcza strona zaczęła coraz bardziej dawać o sobie znać.
— Przepraszam.
— Mam to gdzieś. Skończyłam z wami na ten moment. Przekroczcie jeszcze raz granicę, a tego pożałujecie — Alfa zacisnęła pięść. — Ja was utrzymuję. Ja daję części z was pracę. Ja o was zawsze dbałam. Co dostaję w zamian? Brak szacunku do mojej osoby. Mówienie o rzeczach, o których tylko ja powinnam powiedzieć, kiedy tylko ja będę gotowa! Jeszcze tylko jeden raz, a obiecuję... — obniżyła głos. — Obiecuję, że albo znikam stąd raz, a na dobre, albo pozbywam się tych, którzy jeszcze raz wtrącą się w moje życie.
— Camila...
Jedno spojrzenie wystarczyło, aby Dinah nie zrobiła kroku, który chciała wykonać w jej stronę.
— To, co zrobiliście do tego momentu naprawdę nie było ani śmieszne, ani zawstydzające. W moich oczach zostałam poniżona.
— Możemy porozmawiać o tym na spokojnie?
— Porozmawiać mogliście ze mną, zanim otwieraliście niewyparzone gęby i zaczęliście mówić na mój temat, niepotrzebnie tłumaczyć, jakbym nie była do końca normalna oraz dzielić się informacjami, które tylko ja powinnam udzielać na swój temat, w kierunku Lauren. Mam dość, zrozumiano?
Zayn kiwnął głową, wiedząc dobrze, że słowa tutaj nie pomogą. Przynajmniej teraz. Jego siostra naprawdę potrzebowała czasu.
— Jeszcze jeden raz — powtórzyła złowróżbnie. — Jeden raz, a wyrzucam was na zbity pysk albo kończymy ze stałym kontaktem. Dołączycie do Mateo.
Wspomnienie o bliźniaku przysporzyło nieprzyjemne dreszcze u każdego z obecnych. Skoro Camila posuwała się do wypowiedzenia jego imienia, sprawa była dla niej naprawdę poważna, to nie były przelewki i nie można było jej zlekceważyć.
Nie tym razem.
— Żadnego szukania, żadnego szpiegowania, żadnego chodzenia do Lauren. Jeśli ktoś czegoś ode mnie będzie chciał, wystarczy napisać, nic więcej — Alfa uniosła wyżej brodę. — To nie była ani prośba, ani pytanie, czy tak może być.
Niespełna 15 minut później, Cabello odjechała z piskiem opon z mocno bijącym sercem, powstrzymując łzy, które próbowały odebrać jej widok na drogę.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top