⑥③
Niesprawdzony. Słowa: +/- 8,4k.
———
Lauren poprawiła się w miejscu, wciskając jednocześnie policzek w mostek kobiety, o którą w głównej mierze się opierała. Od momentu wejścia do domu siedziała w salonie z Camilą z tyłkiem między jej udami i całkowicie opadając bokiem na tors młodszej, która nie miała nic przeciwko. Wieczór wydawał się znacznie spokojniejszy, kiedy nie było na horyzoncie siostry Cabello.
— Jestem ci bardzo wdzięczna — powiedziała Camila, poprawiając zgiętą w kolanie nogę, o którą również Lauren opierała odrobinę plecy. — Nie wiem, ile bym tam wytrzymała na własną rękę.
— Nie masz za co dziękować — przytknęła dłoń do tej części mostku kobiety, na której nie znajdował się jej policzek i delikatnie pogłaskała to miejsce, pomimo dzielącej bariery — w końcu nadal były w swoich wyjściowych ubraniach. — Nie było tak źle. Wyciągnęłam cię na parkiet.
— Nawet mi nie przypominaj. Pewnie wszystko wyglądało komicznie, bo wciąż byłam gorsza od kłody.
— Nie poszło ci źle — zapewniła cicho. — Czasami za bardzo skupiasz się na tym, co pomyślą inni, zamiast bawić się tu i teraz.
— Cóż, to mój zły nawyk.
— Nie tak łatwo zmienić nawyki.
— Najgorszy jest chyba początek — Camila westchnęła cicho. — Daleko mi do pewności siebie twojego poziomu.
— Mojej pewności siebie? — Lauren miała ochotę się zaśmiać, bo momentami brała się za okropnego tchórza. Najwyraźniej świetnie zgrywała pozory.
— Mhm! — Oblizała wargi. — Bez względu na to, o czym rozmawiamy, zawsze dajesz wrażenie bardzo pewnej swojego zdania, chociaż nie jest dla ciebie problemem wysłuchania opinii drugiej osoby. I również w pracy wydajesz się wiedzieć, co robisz, więc stanowisko, które teraz masz całkowicie do ciebie pasuje. Ludzie ci ufają, a jednak przez te 8 godzin ponad 20 głów prosi cię o pomoc z wieloma rzeczami i to nie może być takie proste.
— Nie wydaje mi się, że wszystko zawsze nawiązuje do pewności siebie — przyznała Jauregui. — Czasami po prostu musimy mieć twardą dupę, ponieważ nie raz na niej wylądujemy przez niespodziewane, często frustrujące czy przykre, sytuacje oraz osoby, które brały w nich udział lub je zainicjowały.
— Z tego zdaję sobie sprawę, oczywiście. Bardziej chodzi mi o to, że nie dajesz sobie wejść na głowę — o ile dobrze pamiętam, tak to się określa.
— Yeah, dobrze powiedziałaś.
— A więc właśnie... Z jednej strony jesteś wyrozumiała, ale z drugiej nie pozwalasz na to, aby inni narzucali swoje zdanie. Pomijam już feminizm i tak dalej. Nauczyłam się nie zaczynać z tobą tego tematu po ostatnim wywodzie — zaśmiała się lekko na koniec. — Nie mam nic złego na myśli. Po prostu...wypowiadałaś się z taką pasją na ten temat, że zrobiło mi się głupio, bo uważam się za feministkę, ale nie mówię nawet zbliżonym tonem do tego, którego ty używałaś, gdy opowiadałaś mi o swojej feministycznej perspektywie na pewne aspekty.
— Feminizm jest istotny — Lauren uniosła palec wskazujący po odsunięciu głowy, aby spojrzeć na twarz brunetki. — Ale w rozsądnym stopniu. Wszyscy powinniśmy być równi. Mężczyźni, kobiety, wszyscy pomiędzy. Bo, no halo, mamy XXI wiek, tolerujemy zmianę płci oraz osoby, które nie chcą się definiować.
— Nie zaprzeczam, że jest istotny. Ale sama widzisz, kipi od ciebie pewnością siebie — drobny uśmiech pojawił się na ustach Cabello. — Powinnam brać od ciebie jakieś lekcje w tym zakresie.
— W życiu często musimy udawać. Nie wszystko, co myślimy pokrywa się z prawdą — Lauren sięgnęła dłonią do twarzy Camili, po czym przesunęła palcami po jej lewym policzku. — Jeśli nie czujesz, że powinnaś zmieniać się dla samej siebie to tego nie rób, bo ktoś ci tak powiedział.
— Przestań — młodsza wypuściła nerwowy, krótki śmiech, odchylając w tył głowę, aby przerwać intensywny, jej zdaniem, kontakt wzrokowy.
— Co takiego?
— Patrzeć. Twoje oczy mnie onieśmielają.
Lauren przekręciła w bok głowę z uniesioną brwią.
— I dobrze o tym wiesz — kontynuowała — ale nadal robisz ten kontakt wzrokowy.
— Cóż, wydaje mi się, że wypadałoby mieć kontakt wzrokowy ze swoim rozmówcą.
— Wiesz o czym mówię — wymamrotała. — Już ci wspominałam, że piękne kobiety mnie onieśmielają. Tym bardziej te z tak jasnymi oczami. Zwłaszcza zielonymi.
Lauren ułożyła dłonie na mostku kobiety, potrząsając delikatnie głową.
— Wydajesz się zawsze taka niewinna, ale masz gadane, Camz.
— Nieprawda — zerknęła na nią jednym, otwartym okiem.
— Które jest nieprawdą? — Poruszyła zabawnie brwiami, na co Camila bardziej się wyszczerzyła, ukazując charakterystyczny pełny uśmiech z językiem utkwionym między zębami, który osobiście był ulubioną wersją dla Lauren.
— W pewnym sensie zawsze ignorujesz to, kiedy mówię ci komplement — Cabello podniosła całkowicie głowę. — Normalnie mam bogatszy zestaw słownictwa do użycia, ale trudno jest się przy tobie skupić — sięgnęła po telefon, który leżał obok nich na kanapie. — Użyjmy wyszukiwarki.
— Na co?
Jauregui wróciła z policzkiem do mostku, aby przy okazji zobaczyć, co Camila zamierza zrobić. Głównie zrobiła to dlatego, że było jej wygodnie, a sama brunetka zawsze była przyjemnie ciepła i pachniała, więc chciała znajdować się bliżej. Ale o tym nie musiała mówić.
— Znajdźmy synonimy do słowa "piękna".
— Mówisz poważnie? — Zapytała dość retorycznie, bo widziała, że Cabello faktycznie wpisała podobne hasło do wyszukiwarki, po czym po wejściu na jakąś stronę zaczęła przeglądać konteksty.
— Ale to dziwne. Um, kategoria: "W kontekście czegoś perfekcyjnego" piszą o synonimie: "Pierwszej wody". Kto by tego użył? — Prychnęła cicho. — Tak na poważnie, to jest bez sensu. Gdybym powiedziała, że "jesteś pierwszej wody, Lauren" to bardziej kojarzyłoby mi się to z zapytaniem o to, czy wzięłaś już prysznic.
— Raczej to określenie jest używane w bardzo zawężonym kontekście — Lauren nie kryła się ze śmiechem.
— To lepsze jest już określenie: "Wyborowa".
— Wyborowe może być wino — skwitowała Jauregui. — Im starsze, tym lepsze.
Camila przekręciła lekko głowę, aby chociaż częściowo zobaczyć twarz kobiety.
— Ty jesteś wyborowa — dwa razy pod rząd dotknęła koniuszkiem palca wskazującego czubek nosa Lauren. — Starsza, więc lepsza.
— Och mój... — ponownie nie potrafiła powstrzymać rozbawienia, zwłaszcza wtedy, gdy Camila wysunęła dolną wargę po tym, jak trzepnęła ją lekko w ramię. — Woah, powoływanie się na mój wiek? Tego się nie spodziewałam.
— To nie było w złym sensie! — Zapewniła, unosząc wolną dłoń do góry w geście obronnym, kiedy Lauren ponownie się uniosła z głową.
— Właśnie mi przypomniałaś, że jesteś dla mnie za młoda — sapnęła, teatralnie przerzucając włosy przez ramię. — Wybacz, mała, nie widzę dla nas przyszłości...
— Nie możesz być poważna — Alfa przewróciła oczami. — Ciekawe, gdzie znajdziesz kogoś, kto zrobi ci taki masaż karku, co ja po pracy — rzuciła wyzwaniem, na co Lauren zmrużyła powieki, biorąc poważnie pod uwagę jej argumentację. — I łydek.
— Okej, więc może jednak widzę jakieś jasne światło w tym ciemnym tunelu.
— Och, wow, czuję się wykorzystywana. Znosisz mnie tylko dla moich dłoni.
— Masz mnie o co winić? To dosłownie ręce, które leczą.
— Po przemyśleniu, chyba to ja nie widzę tutaj przyszłości — tak szczerze, Lauren cieszyła się, że między nimi udało się wytworzyć tego typu humor. Zamiast tych wszystkich niepewności przy dobieraniu słów, potrafiły nareszcie żartować, nawet w takim kontekście. To nie był łatwy proces, ale przeszedł dość płynnie dzięki cierpliwości obu stron. To znaczyło również, że zmierzały w dobrą stronę. I tym razem Lauren rzeczywiście się cieszyła.
— Nie zrobiłabyś tego — odezwała się Jauregui, nawiązując do rozstania, choć technicznie nie znajdowały się w związku i w rzeczywistości wciąż pozostawały singielkami. Tak trochę. Umawiania się jest trudne do zdefiniowania.
Spojrzenie brązowych tęczówek znacząco zmiękło, kiedy Lauren przesunęła palcami po jej skroni aż do włosów, które zaczesała powolnym ruchem za prawe ucho. Drobny uśmiech zagościł na pomalowanych ustach młodszej brunetki, gdy kobieta postanowiła zostawić ramię przerzucone przez jej barki, więc pozostawały względnie blisko.
— Nie zrobiłabym — przytaknęła cicho, bo Jauregui znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od niej. — Ale tak szczerze, kiedy na ciebie patrzę, nie widzę liczb, które każą mi się wycofać, bo jesteś "za stara", jak kiedyś to określałaś — powoli objęła talię kobiety od strony pleców wolnym ramieniem.
— Dobrze wiedzieć, że jeszcze nie widać zmarszczek — rozbawiony ton nadal przemawiał przez każde słowo Lauren, która dodatkowo chwyciła się za policzek dla upewnienia, że jej skóra znajduje się na swoim miejscu i jest dostatecznie elastyczna.
Camila mimowolnie przysunęła się bliżej z głową, mając ochotę ucałować kobietę, tak po prostu, bo lubiła tę jej wersję, która była bardziej zrelaksowana. A nie zawsze pozwalała sobie na pokazywanie siebie z tej strony przez ciągły stres w pracy, który również przynosiła do domu.
— Jesteś... — Cabello zerknęła szybko na ekran telefonu przed zetknięciem ust Lauren ze swoimi w krótkim pocałunku — ...rozkoszna.
Starsza mruknęła cicho, nie wiedząc, co mogłaby na to odpowiedzieć. Choć Camila często ją komplementowała, nie potrafiła się przyzwyczaić — i to nie z "powodu" chęci do usłyszenia większej ilości, ale zwyczajnie...ludzie, z którymi miała do czynienia bardziej skupiali się na wyglądzie zewnętrznym i zdecydowanie nie słodzili jej w taki sposób, co brunetka. Momentami Lauren miewała wrażenie, że Camila jest z urwana z kompletnie innych czasów przez swoje zachowanie, drobne gesty — jak to ciągłe całowanie wierzchu dłoni na przywitanie, co było na dzisiejsze czasy rzadkością — oraz słownictwo. I również momentami, a właściwie to przy takich chwilach miała ochotę owinąć się ramionami wokół jej ciała i nie wypuścić, żeby nie spotkała ją żadna przykrość czy rozczarowanie, ponieważ na to nie zasługiwała.
W naprawdę wielu znaczeniach Camila była za dobra na ten świat. To było pewne.
— Znowu nie zareagowałaś — cichy szept Cabello rozbrzmiał niedaleko ucha Jauregui, ponieważ w międzyczasie młodsza zdążyła oprzeć brodę o szczyt ramienia kobiety siedzącej jej na kolanach. — Może kiedyś — uśmiechnęła się lekko, tak do siebie.
— Trudno jest się przestawić nawet po takim czasie — odpowiedziała powoli, dobierając każde słowo. — Ale ty też nie reagujesz, kiedy mówię do ciebie pieszczotliwie. Chyba jesteśmy kwita.
— Mhm, chyba tak — spojrzała na Lauren, która przekręciła głowę po kolejnym odsunięciu się.
Chciała powiedzieć Jauregui, że jest szczęśliwa, nawet jeśli nie znajdowały się w stałym związku — określały wszystko "relacją", ale nic nie sprecyzowywały — chciała powiedzieć, że jest wdzięczna za jej cierpliwość; chciała powiedzieć, że naprawdę jej zależy i nie powinna się niczym martwić; chciała powiedzieć jej wiele wyznań, które mogłyby łatwo zmienić kierunek ich znajomości, ale każdy moment wydawał się niewłaściwy.
Zawsze było coś. Zawsze coś przeszkadzało. Zawsze coś wypadało. Zawsze pojawiał się trochę zepsuty humor z powodu osób trzecich w pracy.
Nigdy nie można było na spokojnie porozmawiać.
A trzymanie tego wszystkiego w sobie było coraz trudniejsze. Ile może przecież znieść jeden człowiek? Camila, tak szczerze, odchodziła trochę od zmysłów przez to, ile w sobie kryła, aby nie palnąć czegoś niedopowiedniego w złym momencie i przycisnąć Lauren na tyle, że skończy się to wszystko jej odejściem. Bała się, że ją straci, tak w głównej mierze. Z tą kobietą trzeba było zachować ostrożność — zbyt wiele razy była zraniona oraz porzucona, aby pozwolić sobie na wejście w zbyt szybkie tempo w ich relacji. Obie potrzebowały czasu, jednak im więcej go mijało, Camila przekonywała się coraz bardziej, że to Lauren pozostaje z tyłu ze swoimi niepewnościami. Bo — mimo wszystko — Camila była już teraz w stanie sprostać narzuconym oczekiwaniom, wyrzeczeniom oraz obietnicom, które pojawiały się przy wejściu w związek.
— Dobrze spędziłam dzisiejszy wieczór — odezwała się ponownie Lauren, przysuwając swoje czoło do czoła Cabello, mrużąc powieki. — Zawsze dobrze spędzam z tobą czas. Nawet jeśli oglądamy po prostu jakiś film i jemy zamówione jedzenie.
— Uwielbiam spędzać z tobą czas, Lauren.
Starsza uśmiechnęła się półgębkiem, delikatnie unosząc się w górę, aby przekręcić się i zająć miejsce na udach kobiety, będąc z nią całkowicie twarzą w twarz, a nie głównie bokiem do klatki piersiowej. Tuż po tym sięgnęła rękoma do jej karku, owijając wokół niego palce i ponownie złączyła ich czoła, czując przyjemne ciepło bijące od brunetki, która zdążyła łagodnie ją objąć.
Zawsze obchodziła się z Lauren bardzo delikatnie.
— Jesteś cudowna, kochanie — starsza pochyliła się i jednorazowa ucałowała ją prosto w usta. — Trochę minęło od ostatniego razu, kiedy zostałaś u mnie na dłużej niż dwie czy trzy godziny — wymamrotała cicho, nie odsuwając się za daleko. — Tęskniłam za tobą. A ty? Stęskniłaś się chociaż trochę?
Camila wygięła usta w lekki uśmiech, kiedy czułością przesunęła dłonią po bladym policzku kobiety, sunąc palcami aż do włosów, które ostatecznie zaczepiła za ucho.
— Oczywiście, że za tobą tęskniłam — odpowiedziała na jednym wydechu.
— To dobrze — pocałowała Cabello raz jeszcze. — Było trochę chłodno w łóżku bez ciebie — Jauregui przygryzła dolną wargę, kiedy młodsza kobieta przekręciła w niewielkim stopniu i rozpoczęła wielokrotne obcałowywanie jej policzka.
— A co ja mogę powiedzieć? — Mruknęła między pocałunkami skierowanymi do brody, a następnie drugiego policzka. — Mam jeszcze większe łóżko i spałam w nim całkowicie sama.
Lauren nie mogła się nie uśmiechnąć.
— Zacznijmy od tego, że to ty więcej nocujesz u mnie niż ja u ciebie.
— Nie chciałabyś znosić wścibstwa mojej siostry z samego rana — zapewniła cicho Alfa. — Twoje łóżko jest w sam raz dla naszej dwójki. Ale jeśli chcesz odmiany, to żaden problem spać któregoś razu u mnie. Mogę nawet użyczyć swoich ubrań do spania. Z miłą chęcią.
— Mówisz tak, bo wtedy będziesz czuła mój zapach, dobrze zgaduję?
— Może tak, może nie — Camila przesunęła nosem po prawej stronie szczęki Jauregui. — Ale nie w żaden dziwaczny sposób czuła czy wąchała, jak już...
— Oczywiście — Lauren przewróciła oczami z cieniem uśmiechu na wargach.
— Wydaje mi się, że... — Alfa oblizała usta. — Chyba widziałam dzisiaj twój kolejny tatuaż.
— Tak? — Uniosła brew. — Który?
— Przez chwilę wydawało mi się, że masz na plecach. Później włosy zasłoniły to wycięcie w kombinezonie.
— Och, ten — w ten sposób zapewniła brunetkę, że faktycznie coś się tam znajdowało. — To tak stary tatuaż, że jestem zaskoczona, że jeszcze dobrze się trzyma i nie wymaga poprawek. Jest drobny.
— Trudno powiedzieć, co to było, bo widziałam go przez dosłownie moment. Zobaczyłam tylko czerń wzdłuż kręgosłupa, tak mi się wydaje.
— Bo jest na kręgosłupie, to prawda — jakoś z automatu Lauren przerzuciła włosy przez prawę ramię do przodu. — To krótka sentencja.
— Och, rozumiem. Cóż, faktycznie miałaś rację, że część twoich tatuaży jest w niewidocznych miejscach. Przynajmniej na co dzień. Gdyby nie to, że masz taki kombinezon to pewnie nie wiedziałabym o jego istnieniu. W końcu inaczej jest zobaczyć ten mały tatuaż serca, który masz i który zobaczyłam, bo podwinęła ci się koszulka, co czasami się zdarza... Za to już podwinięcie na całe plecy się nie zdarza.
— Trochę racji masz — przyznała Jauregui. — To ile już widziałaś?
— Trzy, jeśli chodzi o twoje ramiona. Jeden przy obojczyku. Jeden w dolnej części brzucha, ten, który mówiłaś, że zakrywałaś. Jeden na twoich żebrach. I teraz teoretycznie widziałam, że masz coś na plecach, ale nie wiem co. To razem będzie, umm, siedem.
— Jesteś bliżej niż dalej — stwierdziła krótko. — Ale wiesz, że jeden mam na nodze, tylko go nie widziałaś. Generalnie trudno jest mnie zobaczyć jakichś krótkich spodenkach czy bez koszulki. Tylko ten jeden raz widziałaś mnie po prostu w stroju kąpielowym.
— Ty widziałaś mnie wiele razy, bo czasami przychodziłaś, kiedy byłam na siłowni, a wygodniej jest mi ubrać coś lekkiego i przylegającego. Nie lubię też koszulek na siłowni, bo wtedy czuję, że spociłam się bardziej niż kiedy jestem w sportowym staniku.
— Hm, to prawda — kiwnęła głową. — Wspominając już o wysiłku, zapisałam się jakiś czas temu na zajęcia jogi. Stwierdziłam, że nie mogę usiedzieć w domu bez nadgodzin i muszę coś ze sobą zrobić. I tak, jak wydawało mi się, że joga jest już dla starszych pań... Po pierwszych zajęciach zmieniłam zdanie — sapnęła cicho. — W każdym razie, mogę ci pokazać ten tatuaż na plecach, jeśli chcesz, skoro faktycznie nie widziałaś, co dokładnie tam mam.
Camila kiwnęła głową na ostatnią kwestię.
— Długo już chodzisz na tę jogę? — Zapytała, gdy Lauren w tym samym czasie przekręciła się na swoim miejscu, nadal siadając bezpośrednio na udach Cabello, tylko tym razem z plecami zwróconymi ku jej twarzy.
— To jest dwa razy w tygodniu. Byłam już sześć. Mam na myśli, sześć razy, nie tygodni — odgarnęła raz jeszcze swoje włosy. — Jak mówiłam, wytatuowałam sobie krótką sentencję.
— Jestem kim jestem — przeczytała na głos, opierając się chęci dotknięcia bladej, nagiej skóry, która w niewielkim stopniu pokazywała się spod ubrania. — Mówiłaś, że to stary tatuaż.
— Tak. Miałam jakieś 20 lat, także minęło sporo czasu. Ale całkiem dobrze się trzyma, tak sądzę.
— Nie widać, żeby był wyblakły — zapewniła Alfa. — To miejsce wybrałaś celowo czy po prostu ci się podobało? Jeśli chcesz się tym podzielić, oczywiście.
— To miało sens na swój sposób — Jauregui delikatnie się odchyliła, przybliżając bardziej plecy do klatki piersiowej Cabello. — "Jestem kim jestem" jest łagodniejszą wersją na: "Mam w dupie wasze opinie na mój temat". A przeważnie mówi się, że ktoś obgaduje cię za plecami, więc takie umiejscowienie wydawało się trafem w dziesiątkę.
— Rzeczywiście — młodsza uśmiechnęła się nieznacznie. — Wciąż uważam, że większy z ciebie, umm, rebel niż ze mnie. Ja mam zaledwie trzy tatuaże i to wszystko.
— Nie mam tylko tatuaży — Lauren zerknęła prowokacyjnie na Camilę przez ramię, poruszając sugestywnie brwiami.
— Och, faktycznie. Masz jeszcze kolczyk w nosie i dodatkowy w uchu — odpowiedziała poważnie, kompletnie nie wyłapując aluzji, na co Jauregui... Cóż, nie była pewna, czy chciała się zaśmiać, czy złapać ją za policzki i powiedzieć, że to trochę słodkie, że czasem daje wrażenie takiej niewinnej.
— No tak — ostatecznie potaknęła. — Przybliż się — pokazała palcem wskazującym prosty gest.
— Tak?
Camila uniosła wzrok do oczu starszej, utrzymując brodę nad ramieniem kobiety, która była odrobinę do niej przekręcona przez prawą stronę. Lauren bez odpowiedzi sięgnęła do jej policzka na tyle, na ile mogła, po czym przysunęła twarz brunetki na tyle blisko, aby bezproblemowo ją pocałować.
Alfa całkowicie mechanicznie objęła ją w talii, chociaż dziwnie było trzymać w ten sposób, kiedy siedziała jej na udach. Jednak nie narzekała. Lubiła każdy blisko kontakt z Lauren, a ten nie był niczym innym.
— Wspominałaś kiedyś, że chciałabyś mieć więcej tatuaży — zagadnęła Cabello, aby nie przykuwać na siebie zbyt dużej uwagi — zwłaszcza zaczerwienionych policzków po tym, jak plecy Jauregui całkowicie zetknęły się z jej klatką piersiową na stałe, a całe ciało znajdowało się w stabilnym uścisku opalonych ramion.
— To jest bardzo wciągające — mruknęła, nadal zwracając się twarzą do młodszej. — Kiedyś rozważałam zrobienie sobie dla żartu jakiegoś śmiesznego tatuażu na pośladku. Ale nie tak centralnie na pośladku, tylko na jego boku.
— To chyba byłoby bolesne — Alfa zmarszczyła brwi. — Chociaż nie jestem pewna. Nie ma w tym miejscu kości tak blisko skóry, ale... Ale z drugiej strony skóra w takicch miejscach jest raczej wrażliwsza. Hmm.
— Ale zrezygnowałam z tego. Stwierdziłam później, że jestem na to za stara i akurat w tym miejscu tatuaż mógłby szybko źle się zestarzeć.
— Jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie w jakiejś złej wersji. Nawet jako staruszki.
— Poczekaj, do 30-stki nie jest mi daleko. Po niej będę miała nagle dziesiątki zmarszczek na twarzy.
— Nieprawda — Camila jakoś tak mocniej objęła ją w talii. — Podobno joga odmładza, tak swoją drogą.
— Och, więc jednak uważasz, że powinnam wyglądać młodziej?
— Nie! Nie! — Pokręciła gorączkowo głową. — Oczywiście, że nie. Wyglądasz młodo i pięknie.
Lauren nie mogła powstrzymać śmiechu na poważną minę Camili, która ukazywała trochę przerażenia.
— Jest naprawdę dużo osób, które będąc w młodym wieku wyglądają staro. A ty jesteś młoda i wyglądasz młodo. Poza tym, masz wspaniałą figurę, więc tym bardziej nie masz żadnego wyznacznika na swój faktyczny wiek — dodała łagodniejszym tonem. — Wiek, który i tak pokazuje, jak młoda jesteś, oczywiście.
— Huh — zerknęła z góry na Cabello. — Więc podoba ci się moje ciało?
— Och, um... — Camila poczuła, jak gorąc podchodzi nawet do czubków jej uszu w zastraszająco szybkim tempie. — Cóż, oczywiście, że... Ekhm... Bazując na twojej figurze, bo praktycznie mam z nią styczność, kiedy cię widzę, a nie bezpośrednio z, umm, twoim ciałem, w sensie, emm, odkrytym... To ten, oczywiście, że podoba mi się twoja figura — odchrząknęła cicho. — Mówiąc jak kobieta do kobiety, masz piękne, umm, kształty.
— Woah — ponownie uniosła brwi. — Mówiąc jak kobieta do kobiety... — Odchyliła się bardziej w tył, sięgając ponownie do policzka Cabello, aby przyciągnąć ją do pocałunku. — Wystarczyło proste "tak" lub "nie", kochanie. Jesteś przesłodka — wygięła się bardziej, napierając przy tym pośladkami na biodra kobiety, żeby bezproblemowo ją pocałować, wskutek usłyszała cichy pomruk, jednak nie zastanawiała się nad nim jakoś szczególnie.
— Po prostu, emm, spojrzałaś na mnie tak — wymamrotała. — Wiesz jak — Alfa wydęła odrobinę dolną wargę, powodując, że Lauren ponownie poruszyła swoim ciałem, żeby dać jej kolejny pocałunek i po krótkiej chwili otrzymała podobny pomruk, co wcześniej.
Za kolejnym razem, kiedy Jauregui chciała się do niej przechylić, ponieważ Camila wydawała się zakłopotana i czasami bliższy kontakt z nią — chociażby przez serię pocałunków — stopniowo się relaksowała, jednak przy tej próbie, młodsza złapała Lauren mocniej w talii, przytrzymując ją stabilnie w miejscu. Brunetka zmarszczyła na to brwi, posyłając Alfie odrobinę zdezorientowane spojrzenie.
— Chyba, umm, powinnaś przestać się tak ruszać — głos Cabello był cichy. — Inaczej znowu poczujesz się niekomfortowo.
— Niekomfortowo z czym?
Camila cicho odchrząknęła.
— Za każdym razem żartujesz rano i dajesz wrażenie, jakbyś czuła się niekomfortowo, kiedy, umm, nocuję tutaj i budzimy się przytulone i, uch — oblizała wargi — i moje ciało bez mojej kontroli... — przełknęła ciężko ślinę. — Po prostu trochę się o mnie ocierasz, gdy się tak przechylasz, a nie chcę, żebyś poczuła się niekomfrotowo, bo znowu mogłaby wystąpić reakcja mojego organizmu, kiedy ja...
— Moment — Lauren bardziej się wyprostowała. — Mówisz o erekcji i uważasz, że czuję się niekomfortowo z czymś, co zdarza się często i jest naturalne?
— Ja, umm... Tak. Ale przedstawiłaś to trochę, uch, inaczej.
Jauregui potrząsnęła delikatnie głową przed ponownym wstaniem i zwróceniem się ponownie twarzą do kobiety, tak całkowcie, jednak teraz zajmując miejsce bliżej kolan niżeli jej bioder oraz klatki piersiowej.
— Nigdy nie powiedziałam, że czuję się niekomfortowo z czymś takim.
— Zawsze o tym żartujesz i... Umm, wypominasz to, więc...
— Okej, um — starsza podrapała się nad prawą brwią. — Żarty to jedna kwestia. Mam swoje poczucie humoru i żartując o tym mam bardziej na celu to, żebyś nie poczuła takiego zawstydzenia na coś tak naturalnego. Bo wiem, że mogłabyś łatwo dać się wciągnąć w coś takiego — zacisnęła na moment usta. — Moje żarty czy jakieś wspominki nigdy nie miały na celu dać ci do zrozumienia, że czuję się z tym niekomfortwo ani nie zabrzmieć złośliwie. Tak na logikę... Nocowałaś tutaj tyle razy, że odróżniam te momenty, kiedy jesteś w swojej drugiej formie chociażby przez samą piżamę, którą ubierasz. I skoro mam tą świadomość to spanie w jednym łóżku raczej powinno sugerować, że nie mam problemu z tym, aby twoje ciało było blisko mojego.
— Och.
Lauren zmrużyła odrobinę powieki, przyglądając się twarzy Cabello. Kwestia jej form zawsze była dość...delikatna. Sama Jauregui nie miała z nimi problemu, z żadną, tak naprawdę, Camila wyjaśniła jej wiele rzeczy na ich temat — i za każdym razem odpowiadała na nowe pytania bez problemu, chociaż na koniec Lauren kwitowała wnioski całkiem dosadnie. Za to w odróżnieniu od niej, Alfa wydawała się niepewna, czy powinna czasami się zmieniać lub przychodzić, kiedy nastąpiła taka konieczność, chociażby z powodu okresu, z którym nigdy nie chce się zmierzyć od długiego czasu, bo jest upierdliwy. I również to Camila dawno temu zaznaczyła z góry, że ta tematyka jest czasami problemowa dla tej drugiej osoby, ponieważ może powstać łatwy konflikt — bo jest w takiej, a nie innej formie i ciężko stwierdzić, czy jest się z kobietą, czy mężczyzną, skoro może deformować swoje ciało. Lauren zawsze klasyfikowała Cabello jako kobietę, ale ona chyba miała o tym inne zdanie — inaczej o sobie myślała.
— Camz — Jauregui sięgnęła do policzka brunetki, który łagodnie ujęła. — Camz, kochanie, nie czuję się przy tobie niekomfortowo bez względu na to, w jakiej formie jesteś. Teraz istotne dla mnie jest, czy ty czujesz się swobodnie przebywać ze mną, kiedy jesteś w innych poza swoją pierwszą?
— Cóż, tak, ale... — teraz to ona zacisnęła usta w zastanowieniu. — Myślałam, że czujesz się niekomfortowo. A kiedy ktoś czuje się z mojego powodu niekomfortowo to też czuję się niekomfortowo.
— Nie czułam i nie czuję się niekomfortowo — zapewniła Jauregui, przybliżając się stopniowo, tak, aby nie spłoszyć młodszej kobiety. — Wiesz już, że mam czasem specyficzne poczucie humoru i jeśli czułaś się niekomfortowo przez moje żarty, mogłaś powiedzieć.
— To nie tak — oblizała usta. — Twoje poczucie humoru jest w porządku, tak samo jak żarty. Po prostu myślałam, że czujesz się niekomfortowo.
— Nigdy nie miałam zastrzeżeń w przebywaniu blisko ciebie bez względu na to w jakiej formie byłaś, okej? Rozmawiałyśmy o nich wiele razy. Za każdym razem, gdy mam pytania, dajesz mi odpowiedzi, kiedy jestem czegoś ciekawa albo coś mi się przypomni i nie wspomniałam o tym wcześniej.
— Rozumiem.
— Gdybym miała problem to nie chciałabym, żebyś zostawała na noc. A byłaś tutaj niejeden raz.
— Yeah. To prawda.
— Więc czy wszystko jest okej?
— Tak — Camila kiwnęła głową i niedługo po tym, Lauren ponownie objęła jej szyję ramionami, przysuwając się jeszcze bliżej.
— Dobrze — palce Jauregui zsunęły się do szczęki brunetki, a chwilę później przeszły na jej szyję, po której skórze zaczęła delikatnie przejeżdżać. — Woah, Junior cieszy się na mój widok — skomentowała niespodziewanie z głupkowatym uśmiechem, spoglądając sugestywnie w dół, na co Cabello wywróciła oczami i wypuściła głośne sapnięcie.
— Lauren!
— No co? Stwierdzam fakty — pomimo żartobliwego tonu, nie przestała łagodnie dotykać jej ciała.
— Zrujnowałaś poważną atmosferę. I przestań z tym Juniorem i innymi nazwami! — Camila złowróżbnie zmarszczyła brwi, ale Lauren wiedziała, że nie jest na nią zła. — Te spodnie są po prostu obcisłe.
Jauregui skrzyżowała ich spojrzenia, jednocześnie pokazując palcem wskazującym kilka razy w dół z rzędu.
— Mam teorię, że niedawno zrobiły się zaskakująco obcisłe. Wcześniej nie narzekałaś. I moje nazwy są świetne. Nie znasz się.
— Żadnych nazw. Tym bardziej nie takich, jak Junior, Henry, Jerry!
— Okej, przyznam, że Henry nie pasował — wolną dłonią zaczesała włosy. — Ale przed Juniorem, Freaky Frank pasowało!
— Żadnego Franka. Tym bardziej żadnego Freaky — Alfa zmrużyła powieki.
— Dobra — starsza przewróciła. — Więc wolisz Junior czy Vanilla Valentino?
— Żadne! Lauren!
— Nie potrzeba takiej agresji — ujęła oba policzki Cabello. — Może zamiast Vanilla Valentino, Vanilla Virgil?
— To jest nawet gorsze od Freaky Frank, gdzie bezpodstawnie zostało dodane to Freaky.
— Zero w tobie zabawy.
— Jestem zabawna, kiedy chcę — wzruszyła ramionami, pozwalając Lauren na to, aby ucałowała ją w nos dwa razy pod rząd.
— Wiem, wiem, Camz — zapewniła, używając łagodniejszego tonu. — Okej, chciałam trochę rozluźnić atmosferę, ale pierwotnie chciałam też zapytać, czy nie czujesz się niekomfortowo? Nie zdawałam sobie sprawy, że przy moim pochyleniu do tyłu aż tak się ruszam.
— Czułabym się wtedy, gdybyś, umm, sama nie czuła się faktycznie komfortowo z tym, gdyby, umm, gdybyś zwróciła uwagę na to...na erekcję.
— W porządku. Ale wyluzuj trochę. Jesteś za sztywna, gdy chodzi o ten temat.
— Lauren, dosłownie wszystko zamieniasz teraz w żart.
— Co? Nie... — Zmarszczyła brwi, zanim przetworzyła w głowie, co powiedziała i ostatecznie przytknęła dłoń do ust, aby pohamować śmiech. — To nie było zamierzone. Zły dobór słów.
— To też jest gorsze od Juniora i innych określeń.
— Potrafię być poważna.
— Och, czyżby? Teraz włączyło ci się poczucie humoru. Szczerze wąpię w powagę — Cabello prychnęła cicho, ale przez drobny uśmiech pokazała Lauren, że nie jest zła ani nic z tych rzeczy.
— Potrafię! — Jauregui dała sobie chwilę, żeby przywołać na twarz poważniejszy wyraz. — Twój penis zajebiście cieszy się na mój widok i dotyk. Widzisz? Jestem poważna. I stwierdzam fakty.
— Lauren!
— Chciałaś, żebym spoważniała!
Lekki uśmiech pojawił się na ustach starszej, kiedy brunetka przed nią pochyliła się i wcisnęła głowę między jej szyję a ramię i mocniej objęła ją w talii. Za pomocą dłoni, Jauregui zaczęła przeczesywać część włosów Alfy, która zareagowała obszerniejszym przytuleniem, które było przyjemne — Camila zawsze była delikatna, aczkolwiek z biegiem czasu pewniej trzymała się Lauren, co było progresem. Przecież wcześniej trzymanie za dłoń bywało problematyczne, ponieważ za dużo kalkulowała w głowie.
— Tęskniłam za tobą — starsza kobieta zmarszczyła odrobinę brwi na słowa Cabello. — Przepraszam, że ostatnio nie znajdowałam tyle czasu. W dodatku sama nie robisz nadgodzin, więc... Gdybym tak bardzo się nie spinała w pracy to można by było to wykorzystać, a tak... Tak po prostu widujemy się jeszcze rzadziej niż kiedy ty zostawałaś dłużej.
— Hej, rozmawiasz z pracoholiczką, mimo wszystko, nawet jeśli teraz nie robię dodatkowych godzin. Nie masz za co mnie przepraszać — zapewniła cicho. — Z czasem odejdzie część tych obowiązków i będziemy mogły to nadrobić. Ale na razie nie ma co o tym myśleć, bo przecież jesteś tutaj. Ze mną.
Camila powoli uniosła głowę, dostając drobnego całusa od drugiej brunetki.
— Ale też za tobą tęskniłam — Jauregui pogładziła opalony, ciepły policzek. — Powinnyśmy dobrze wykorzystać czas, który mamy na tę chwilę.
— Zgadzam się — dłonie Alfy pogładziły plecy starszej, ale tylko w miejscach, gdzie znajdował się materiał, a nie naga skóra.
Tym razem, kiedy Lauren na nowo się przysunęła i pocałowała Camilę, nie zakończyło się to tak szybko. Objęła ją, całkowicie mimowolnie, mocniej wokół karku, przylegając całkowicie do klatki piersiowej brunetki. Lubiła być blisko niej, bo na dobrą sprawę poza ciągłym ciepłem bijącym od ciała Alfy, za każdym razem doznawała jakiegoś dziwnego, nadal niewyjaśnionego ekscytującego wrażenia, które wzmacniało się, gdy miała bezpośrednio kontakt ze skórą. To wrażenie czy też uczucie, jakkolwiek każdy woli to zwać, było na tyle uzależniające, że w takich momentach, kiedy nie musiały przejmować się czasem, Lauren nie chciała odsuwać się od Camili. I mogłoby się wydawać, że młodsza miała takie samo stanowisko.
Drobny uśmiech wkroczył w kąciki warg Jauregui, gdy Camila przesunęła w niewielkim stopniu językiem po jej dolnej wardze, co nie zdarzało się często i za każdym razem wzbudzało w Lauren przyjemne odczucie. Choć pogłębienie pocałunku, na co oczywiście pozwoliła, nie powinno być raczej niczym poważnym, dla Camili trudnością było przełamanie się i pokazywanie, czego by chciała na dany moment. To, ponownie, był długi proces, w którym obie strony musiały posilić się o cierpliwość, ale można było zauważyć, że robiły progres.
— Podobało ci się, kiedy byłam tak blisko wcześniej? — Jauregui wymamrotała pośpiesznie, zanim na nowo pocałowała kobietę, która przestawała zwracać uwagę na to, czy ma ułożone dłonie bezpośrednio na materiale jej kombinezonu, czy styka się z nagą skórą pleców.
— Zawsze mi się podoba, kiedy jesteś blisko — odpowiedziała równie szybko, odchylając odrobinę głowę, gdy Lauren zaczęła składać drobne całusy na jej policzku i lewej stronie szczęki.
— To już zauważyłam — zrobiła chwilową pauzę przed zdecydowaniem się, aby lekko poruszyć biodrami po ciele kobiety w ich obecnej pozycji i dać do zrozumienia, co dokładnie miała na myśli. — A to?
Alfa przełknęła ciężko ślinę, nie potrafiąc odnaleźć odpowiednich słów. Sama bliskość Lauren, jej dotyk, pocałunki, a dodatkowo nowy grunt, na który teraz weszły stworzyły mętlik w głowie, przez który przeważnie odsuwała tę poważną oraz rozważną stronę na bok, dając się porwać w nowe doznania.
Ostatecznie pokiwała słabo głową, przytrzymując kurczowo kobietę. Chciała, żeby była jak najbliżej. Naprawdę się za nią stęskniła. Uwielbiała spędzać z nią czas. A ich obecne położenie było daleko poza skalą.
— Nic niekomfortowego? — Dopytała tuż po wznowieniu ruchu biodrami, co tym razem zaowocowało cichym westchnięciem i jeszcze większą uległością ze strony Cabello, która dała większy dostęp do swojej szyi, przekręcając dodatkowo w bok głowę. — Powiedz mi.
— Nic. Nic, nic, nic — odpowiedziała na jednym wydechu, nie siląc się na bardziej konstruktywną wypowiedź, bo usta Lauren zdążyły zetknąć się z wrażliwą skórą na szyi, przez co wyrwał się jej krótki chichot. Oczywiście starsza szybko na to zareagowała, przesuwając po tym samym miejscu zębami, napierając mocniej, bo tylko mocniejszy dotyk nie powodował tego typu reakcji.
— Nic niekomfortowego czy nic mi nie powiesz?
— T-to pierwsze — przesunęła nieświadomie paznokciami wzdłuż bladych pleców, gdy miękkie wargi zacisnęły fragment jej skóry, powolnie tworząc charakterystyczny, ciemny ślad. — Umm, n-nie jestem pewna, w którą stronę to idzie, ale-ale jestem w drugiej formie, więc, umm, więc... Mówiłam ci kiedyś, że to bywa, uch, kłopotliwe, kiedy... — głos natychmiastowo się urwał, kiedy brązowe tęczówki napotkały zielone. — Nie chcę nic sugerować, po-po prostu...
— Nie ma to dla mnie znaczenia, w jakiej formie jesteś. Dla ciebie ma? — Przyjrzała się uważniej twarzy Cabello. — Spójrz, jeśli czujesz się z czymś niekomfortowo albo czegoś się obawiasz, możesz mi powiedzieć, ale nie myl tego z przekombinowaniem. Nie chciałabym, żebyś niepotrzebnie się nakręcała i robiła mętlik w głowie, jeśli kwestia tego, w jakiej wersji jest twoje ciało, nie ma faktycznie takiego znaczenia — zaczesała kilka kosmyków za ucho brunetki. — Nie musisz wstydzić się przede mną swojego ciała, w porządku?
— To...umm, w ogóle ci nie przeszkadza? — Głos Camili pozostawał niepewny.
— Nie — pochyliła się, aby krótko pocałować kobietę. — Czy tobie to przeszkadza?
— Nie, tylko... Tylko, uch, nie chciałabym, żebyś... Żebyś tylko przez chwilę widziała przed sobą kobietę.
Lauren uniosła brew ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Takiego stwierdzenia się nie spodziewała. Bardziej obstawiała zawstydzenie ze strony Camili, a nie problem z indentyfikacją jej.
— Zawsze jest przede mną kobieta — odpowiedziała oczywistym. — Nawet wtedy, kiedy jesteś w formie ze swojej drugiej natury. Nadal jesteś dla mnie Camilą.
— Jestem?
Cabello wydawała się zaskoczona. Zawsze była uprzedzana, że w takich sytuacjach, jak ta, pojawiają się konflikty przez tą łatwość w zmianach form. Nie każdy potrafił to akceptować, a nawet jeżeli dawał takie wrażenie, w sytuacjach intymnych ta tolerancja się kończyła. To nie było nic personalnego, zwłaszcza w kierunku Lauren, po prostu tyle o tym słyszała, że była gotowa na odrzucenie w momencie, kiedy nie mogłaby wrócić do "akceptowalnej" formy.
— Oczywiście — delikatnie przesunęła dłonie po zakrytym mostku młodszej brunetki. — Camz, nie ma dla mnie znaczenia, w której formie jesteś. Może, cóż, okej, na ten moment raczej nie pasuje wilcza ani ta płodna, bo to jednak... No wiesz, ale poza tymi aspektami, to nie ma znaczenia.
— Jesteś tego pewna? — Cabello zmarszczyła brwi.
— Tak — przejechała łagodnie paznokciami po skórze szyi kobiety. — I ty też powinnaś się nie przejmować. Po prostu...skupmy się na nas, okej? — Alfa kiwnęła powoli głową. — Na nas i na tym, co wydaje się właściwe na dany moment — dodała.
— W porządku — Camila westchnęła cicho, przygarniając Lauren bliżej swojego ciała za pomocą ramion.
— Mówiłaś, że nie czujesz dyskomfortu — drobny uśmiech na nowo zagościł na ustach starszej, zanim pochyliła się, aby pocałować brunetkę. — Zaczynam być przekonana, że Junior czuje się nadto komfortowo — raz jeszcze poruszyła biodrami, powodując, że wargi młodszej odrobinę się rozchyliły, a powieki rozszerzyły. — Lubisz, kiedy jestem tak blisko?
— T-tak.
Lauren ucałowała skroń kobiety w tej samej chwili, gdy wznowiła ruch miednicą.
— Tęskniłaś za mną? — Zapytała po raz drugi.
— Tak — odpowiedź nadeszła szybko, na jednym wydechu.
— Chcesz mnie?
Camila zwilżyła usta czubkiem języka i uniosła wzrok. Źrenice Lauren były w znacznym stopniu poszerzone, policzki pokrywał łagodny rumieniec, wargi zostały nieznacznie rozchylone. Alfa poruszyła kciukami po plecach kobiety, tam, gdzie ją trzymała, nie wiedząc, co zrobić. Chciała odpowiedzieć natychmiastowo oczywistym, bo przecież chciała Lauren, ale jednak nadal znajdowały się w nieokreślonej relacji.
Ale może to był ich następny krok? Kobieta musiała jej ufać, żeby w ogóle rozważać taką opcję. A zaufanie było między nimi od samego początku kruche, ponieważ starsza brunetka miała trudności z przeskoczeniem perspektywy, że każdy chce ją zranić i nie zasługuje na porządne, dobre traktowanie. Z drugiej strony, Camila nie znała się na relacjach międzyludzkich, a było jej mówione tak wiele raczej negatywnych rzeczy, które mogły pojawiać się przez jej odmienność, że również wstrzymywała się ze swoją otwartością.
— Oczywiście — powiedziała cicho.
— Zawahałaś się. To raczej nie jest dobry...
— Nie o to chodzi. Po prostu nie chcę, żebyś później czegoś żałowała albo uznała, że się pośpieszyłyśmy — Alfa przygryzła wnętrze policzka. — Nie chciałabym się cofać, kiedy możemy nadal iść progresywnie naprzód.
— Nie zaczynałabym tematu, gdybym tak myślała. Czy ty masz wątpliwości?
— Nie — teraz odpowiedziała natychmiastowo. — O ile jesteś pewna, że nie zrobimy kroku w tył.
Jauregui uśmiechnęła się nieznacznie, chwytając policzki Camili. Przesunęła kciukami po ciepłej skórze, dwukrotnie całując brunetkę, powoli i krótko, z ciałem przyciśniętym do klatki piersiowej.
— Skupmy się na nas, dobrze?
Po krótkim kiwnięciu głową, Camila sięgnęła do karku starszej, gdy ich usta spotkały się w połowie drogi. Alfa wypuściła ciche westchnięcie, kiedy chwilę później poczuła język kobiety na swojej dolnej wardze, mimowolnie rozchylając swoje. Ciało Lauren było niemal całkowicie przyklejone do jej własnego, chociaż i tak stabilnie trzymała w dłoniach opalone policzki, próbując być jeszcze bliżej.
Zdaniem Camili, z czasem ubrania zaczynały być irytujące, ponieważ z każdą mijającą minutą, Jauregui napierała na nią bardziej, nie przestając od czasu do czasu poruszać miednicą. To byłby właściwie pierwszy raz, kiedy znajdują się tak blisko siebie, bo wcześniej nie było na to szczególnej sposobności — a przynajmniej takie wrażenie odnosiła Cabello.
Drobne mruknięcie pełne irytacji wydobyło się z gardła młodszej, kiedy prawie potknęła się w szpilkach tuż po wejściu do sypialni kobiety z jej dłońmi sunącymi po zakrytym brzuchu. Na ślepo zamknęła za sobą drzwi, zanim przytknęłą na nowo wargi bladej szyi, a sama Lauren zajęła się poszukiwaniem zamka w górnej części kombinezonu Cabello.
Wszystko zaczęło dziać się tak szybko, zdaniem Camili, bo wydawałoby się, że kilka sekund później zrzuciła swoje buty ze stóp i pozbyła się z Lauren większości ubrań, pozostając w bieliźnie, kiedy materac zetknął się z bladymi, wytatuowanymi plecami starszej. Materiał kołdry jakoś tak szybko zaczął ocierać się o rozgrzaną skórę, gdy Jauregui sięgnęła do szuflady w szafce nocnej z Cabello przyssaną do jednego z obojczyków.
Alfa zaczęła mieć trudności ze skupieniem się na danej chwili przez ciągły kontakt z półnagą skórą kobiety. Czuła na całym swoim ciele mrowienie, drżenie oraz dziwnie ekscytujące przepływy ciepła, które przypadkowo zmieniały swoje miejsca i przyciągały jednocześnie bardziej do Lauren. Każdy dotyk wprawiał w trudny do określenia stan, przypominający trochę trans, w trakcie którego próbowały jak najszybciej znaleźć się najbliżej siebie.
— Popsułam.
Camila spojrzała na swoją dłoń, w której trzymała prezerwatywę — była pewna, że pękła przy próbie otwarcia, bo nie obeszła się z nią zbyt delikatnie. Generalnie mogły jej nie używać, oczywiście, ponieważ Cabello była w bezpłodnej formie, ale Lauren powiedziała coś o bezpieczeństwie. Alfa, cóż, ponownie nie skupiła się na wszystkich słowach, tylko na wszystko potaknęła.
— Geez, wyrzuć ją do śmietnika — wymamrotała Jauregui, sięgając na nowo do szafki. — To jest mała paczka. Są tylko trzy, więc proszę, nie popsuj kolejnej.
— Przepraszam — powiedziała cicho przy odebraniu od kobiety drobnego opakowania. Nie chcąc, żeby Lauren się na nią zezłościła, kilkukrotnie ucałowała jej oba policzki przed zsunięciem się do odkrytej szyi. Niemal od razu poczuła paznokcie wbijające się w skórę pleców, gdy tylko wysunęła język, aby przesunąć nim po jednej z malinek, które zdążyła zrobić w tym krótkim czasie.
— Nie musisz przepraszać— szapnęła, całując szczyt ramienia Camili. — Myślę, że powinnyśmy pozbyć się reszty ubrań. Co o tym sądzisz?
Alfa uśmiechnęła się łagodnie, półgębkiem, przed złożeniem drobnego pocałunku na policzku brunetki.
— Brzmi jak dobry pomysł.
Im bardziej każda z nich zagrzebywała się w ulotnej chwili, tym trudniej przychodziło skupienie. Wszelakie mrowienie oraz dreszcze zaczęły przemawiać do głowy, pozostawiając w niej mętlik razem z jednoczesnym wytężeniem wszystkich zmysłów — każdy dotyk był intensywniej odbierany; zapach innego ciała stawał się rozproszony wokół drugiej; wzrok wyłapywał szczegóły, nawet takie, jak przypadkowo usytuowane pieprzyki; język próbował zdefiniować smak drugich ust; słuch wyłapywał rozszalałe bicie serca wraz z pulsem oraz przepływem krwi. Wszystko zaczynało być przytłaczające, na tyle przytłaczające, że w chwili, kiedy faktycznie biodra Camili napotkały biodra Lauren po zabezpieczeniu się, musiały zwolnić.
— ...po prostu, um, daj mi chwilę — Jauregui przymknęła powieki, gdy Alfa całowała jej mostek. — Minęło trochę czasu i, uch, wszystko jest takie... Sama nie wiem, czuję, że... To jest...
Camila uniosła delikatnie głowę, pogłaskała czule policzek starszej i nieznacznie się uśmiechnęła.
— Wiem — krótkie słowo w niewielkim stopniu odprężyło brunetkę. — To przytłaczające.
Dolna warga Jauregui zadrżała.
— Nie wiem nawet, czy poprawnie oddycham. Wszystko jest takie...na-nawet słyszę twoje serce.
— Wiem, wiem — Alfa poprawiła przedramiona znajdujące się przy głowie kobiety. — To coś nowego. Przytłaczającego. Wiem.
— Twój dotyk...
— Wiem, Lauren — głos nadal rozbrzmiewał jako łagodny, wyrozumiały, wręcz kojący. — Czuję to samo. Rozumiem. Chodź do mnie — poprosiła po potrąceniu nosa Lauren swoim. — Przytul się do mnie. Mamy czas, tak?
— Tak — Lauren wpiła paznokcie w górną część pleców Cabello, kiedy w tej samej chwili objęła nogami jej szczupłą talię, przyciągając mimowolnie ciało kobiety bliżej swojego i tworząc między nimi kolejny ruch bioder.
— Postaraj się skupić tylko na moim głosie i dotyku, dobrze? — Camila pochyliła głowę, przywierając czołem do czoła starszej. — Swoją drogą czuję coś chłodnego, jak metal, na mojej klatce piersiowej i jestem zdezorientowana...
Lauren, co zaskoczyło Alfę, cicho się zaśmiała i przyłożyła jedną z dłoni do jej policzka.
— Cóż... — przeciągnęła słowo. — Być może mam piercing w sutkach.
— Być może? — Camila uniosła brwi. — Nie jesteś pewna?
— Jestem całkiem pewna, że jezscze powinnam go mieć — Jauregui nieznacznie przysunęła się bliżej, szybko napotykając usta brunetki. — Jest trochę lepiej — przyznała szeptem. — Co prawda zwróciłam uwagę na piercing w sutkach, ale jest lepiej. Nie jestem tak przytłoczona.
— Szybko ci poszło. Jednak dużo się nauczyłaś, a tak narzekałaś na nasze ćwiczenia — Cabello przechyliła łagodnie głowę, gdy Lauren uchyliła powieki i spojrzała w jej oczy.
— Drżysz — kobieta przesunęła dłonią po gorących, opalonych plecach.
— Staram się...trochę uspokoić, tak myślę — zamrugała kilkukrotnie, jednak Lauren i tak zdążyła wychwycić, że Camila próbowała nie pokazywać złocistego koloru w swoich tęczówkach, który najwidoczniej chciał się przebić przez brąz.
— Twoje oczy mi nie przeszkadzają — zapewniła. — Nie musisz na siłę udawać. Przecież widziałam je już wiele razy.
Alfa westchnęła cicho, ale ostatecznie pokiwała głową i przestała w tak dużym stopniu walczyć ze swoją drugą naturą, która podpowiadała, aby praktycznie wtopić się w ciało drugiej kobiety, ponieważ łaknęło jej dotyku oraz obecności — właściwie to wszystkiego, bo zapachu, widoku, oddechu oraz głosu również.
— Skupmy się na nas, dobrze? — Jauregui zasugerowała ponownie, unosząc łagodnie biodra w stronę Camili, która wyłapała gest i zaczęła stopniowo zbliżać do siebie ich ciała, dopóki po jakimś czasie niemal alabastrowa skóra w, na miarę możliwości, równym odstępie czasu stykała się z bardziej opaloną.
— Jesteś piękna — Cabello wtuliła twarz w szyję Lauren, która została wystarczająco oznaczona wcześniej, więc teraz jedynie całowała sine miejsca, uważając, aby nie wywierać za dużej presji.
Często w życiu miewamy wrażenie, że zyskujemy wiele dobrych rzeczy na raz. Powodzi nam się, jesteśmy szczęśliwi i generalnie nie pozwalamy, aby coś zepsuło naszą pozytywną wizję na świat, żeby nie wyjść z utworzonej bańki. I czasami zaczynamy być egoistami, nie dopuszczając do siebie tej ponurej, szarej rzeczywistości, która nadaje realizmu do widzianych obrazów oraz przeżytych sytuacji. Zamykamy się tak bardzo, że wszystko wydaje się dobrym rozwiązaniem — miewamy przekonanie, że skoro jest tak dobrze to wszystko, co robimy i mówimy również przynosi dodatkowy, pozytywny efekt.
Ale równie często zdarza się tak, że mylimy nachalność z chęcią zrobienia czegoś dobrego, kiedy znajdujemy się w bańce przysłaniającej prawdziwe podłoże naszych czynów. Nie dopuszczamy tego do siebie, dopóki nie zostanie nam to wyrzucone w twarz albo ktoś przebije dobrą perspektywę na dobre i przez to zobaczymy, co wyrządziliśmy.
Jesteśmy tylko ludźmi i bez względu na to, skąd pochodzimy, jaki charakter posiadamy czy ile masek potrafimy założyć w ciągu dnia, aby wejść w odpowiednie role społeczne, popełniamy błędy, których nie da się odwrócić. Zdarza się, że dobre chęci przelewają czarę i okazuje się, że spieprzyliśmy i wycofanie się z czegoś powoduje tak samo złe skutki, co brnięcie dalej.
Znajdujemy się w idealnie patowej sytuacji.
Gdy mamy szczęście po swojej stronie, po jakimś czasie przestaje być ono wystarzcające i postanawiamy, często nie do końca świadomie, dołożyć swoje działania, aby zyskać go więcej.
Czy wtedy też jesteśmy egoistami?
Camila nie była pewna, czy stała się egoistką, czy jej IQ momentalnie spadło tak nisko, że nie przemyślała konsekwencji swoich działań oraz słów.
— Kocham cię, Lauren.
Całkiem proste słowa nie trafiły tak od razu do każdej z kobiet. Zajęło to dwa dość długie pocałunki, zanim starsza z nich gwałtownie wycofała głowę i ułożyła dłonie na mostku oraz ramieniu brunetki nad nią z szeroko otwartymi oczami, rozchylonymi wargami oraz znacznym przerażeniem przechodzącym przez twarz.
Camila nie wyłapała tego od razu. Znajdowała się w swojej bańce, ignorując początkowo reakcję kobiety, ponieważ nie dotarło do niej, co sama powiedziała i dopiero przekręcenie głowy przez Lauren, kiedy chciała ją pocałować, sprowadziło rzeczywistość.
— Co się stało? — Zapytała, choć znała odpowiedź, ale jeszcze przez moment nie chciała dopuszczać do siebie tego, że zepsuła na wielu płaszczyznach coś dobrego.
— Ty... — Lauren odchrząknęła lekko. — Przed chwilą powiedziałaś... — oblizała usta. — Umm...
— Nie chciałam cię wystraszyć — Camila pogłaskała ramię starszej kobiety. — I odstraszyć. To, umm... Nie chciałam cię wystraszyć. Przepraszam, jeśli to właśnie zrobiłam.
Lauren sięgnęła drżącą dłonią do swojej twarzy, kilkukrotnie po niej przesuwając palcami. Czuła, jak jej oddech przyśpieszył, serce zaczęło mocniej bić, a głowa pulsować i finalnie wiedziała również, że niedaleko jej do ataku paniki. Zwłaszcza, że Camila wyraźnie zaznaczyła, że nie chciała jej wystraszyć, zamiast tego powiedzieć. Chociaż to też zapewne zabrzmiałoby źle, ale sama myśl o tym, że brunetka była — jest — pewna swoich uczuć względem Lauren wzbudziło w niej...strach?
Tak, to chyba było najlepsze określenie, jak na tę chwilę.
— Camila, ja... — przełknęła ciężko ślinę. — Chyba...chyba powinnaś wrócić do domu.
Cabello zamrugała kilkukrotnie, początkowo nie reagując.
— Wrócić do...domu? — Powtórzyła powoli, niepewnie, tym razem dając sobie możliwość, aby odrzucenie dobitnie w nią uderzyło. — Och. Jeśli to... — oblizała usta. — Umm, w porządku. Jeśli-jeśli to uważasz za, umm, słuszne. Tylko, proszę, zrelaksuj się.
— Relaks to ostatnie o czym teraz mogę myśleć, Camila — wcisnęła głowę w poduszkę.
— Wiem, wiem, ale żebym mogła się ruszyć, musiałabyś się trochę zrelaksować.
— Nie będziemy tego kontynuować — wskazała palcem raz na siebie, raz na brunetkę, która zacisnęła powieki przed wypuszczeniem cichego westchnięcia.
— Wiem, Lauren. Zrozumiałam, że chcesz, żebym wróciła do domu — powtórzyła, mając w głowie nadzieję, że jej głos nie zadrżał. — Ale muszę wyjść i nie chcę zranić twojego ciała — zerknęła przelotnie na kobietę, która jedynie kiwnęła głową.
— Nic mi nie będzie — zapewniła. — Nie przeciągaj tego — mruknęła pod nosem do siebie, ale Cabello doskonale to słyszała i...to zabolało.
Alfa czuła nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej, powtarzając wielokrotnie w głowie ostatnie słowa Lauren, kiedy przy pomocy swojej drugiej natury, ubrała większość rzeczy na ciało w mgnieniu oka. Nie mogła zmusić się do spojrzenia na brunetkę, która siedziała na łóżku z ramieniem zakrywającym piersi. Mogłaby coś powiedzieć, zacząć się tłumaczyć, a z pewnością nie teraz był na to czas — dała to wystarczająco do zrozumienia Cabello.
Przełykając ciężko ślinę, Camila wsunęła szpilki na stopy po zdecydowaniu, że wyjdzie przez taras, bo to najszybsza droga i nie będzie musiała być w towarzystwie Lauren zakrytej pościelą, która musiałaby zamknąć za nią drzwi na wszystkie spusty. Jednak nie przemyślała tego do końca, bo musiała, siłą rzeczy, odwrócić się w jej stronę i to po prostu... To bolało. Na wiele sposobów w tak krótkim przedziale czasowym. Ale postanowiła mieć dobrą minę do złej gry, wyprostowała się i powoli podeszła do brunetki.
— Wyjdę tarasem, żebyś nie musiała specjalnie przechodzić przez cały dom — wychrypiała po ukucnięciu przy materacu. — Odezwij się do mnie, kiedy będziesz gotowa — niepewnie sięgnęła po kołrę i ostrożnie zaczepiła ją o ramiona brunetki, celowo nie dotykając jej skóry. — Nie chciałam cię wystraszyć. I tym bardziej nie chcę, żebyś... — podrapała się po policzku — ...żebyś celowo próbowała zastanawiać się nad swoimi uczuciami. To, że powiedziałam, co powiedziałam, nie znaczy, że oczekuję od ciebie tego, abyś dawała mi jakiekolwiek odpowiedzi.
Powoli wstała z nadzieją, że Lauren się odezwie, ale nic takiego nie nastąpiło.
Z trudem wyszła z gracją z sypialni przez taras, przymykając na miarę możliwości oszklone drzwi za sobą. Droga przez chodnik wydawała się niesamowicie dłużyć i właściwie z każdym krokiem ciężar coraz bardziej rozpowszechniał i zagoszczał się w jej klatce piersiowej. Nie miała pojęcia, czy wolałaby na kogoś nakrzyczeć, rozpłakać się, czy może coś zniszczyć za pomocą gołych rąk.
Nie przeciągaj tego — nieustannie powtarzała słowa wypowiedziane przez kobietę, kopiąc pod sobą coraz większy dołek w trakcie drogi do auta.
Och, tak bardzo powolnej drogi do auta.
W tym samym czasie, Lauren nie ruszyła się z miejsca. W głowie miała mętlik przepełniony różnymi momentami, które dzieliła z Camilą i które zaczęła kwestionować — zaczęła stawiać pytania bez odpowiedzi, czy już wtedy coś do niej poczuła i kryła to w sobie od danej chwili. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że z ich dwójki, to młodsza kobieta lepiej radziła sobie z emocjami, ponieważ Lauren była bardzo zamknięta i prywatna. Uważała, że mówienie o swoich uczuciach równało się z odebraniem części prywatności, która pozostawała tylko dla niej.
Może to było złe podejście, ale można się jej dziwić po tylu porażkach? Czy naprawdę zawiniła, każąc Camili wracać do domu?
Z dwojga złego, wolała zostać sama ze sobą, niż zacząć się z nią kłócić albo doprowadzić do płaczu. Mogłaby to zrobić z łatwością — bez względu na opcję — bo jak nikt inny potrafiła złamać Cabello, co nie było taką zaletą.
Lauren nie była pewna, przez jak długi czas wpatrywała się w ciemność sypialni, ale do rzeczywistości przywrócił ją warkot silnika. I, ponownie, nie miała pojęcia, czy Camila szła do niego minutę, czy może wolała pozbierać myśli i odczekać pięć minut, czy może tak naprawdę minęło już pół godziny i była tak samo zagubiona, co ona?
Brunetka zacisnęła mocno powieki i wzięła kilka głębokich oddechów, wsłuchując się w dźwięki oddalającego się samochodu. Dopiero po upewnieniu się, że Camila odjechała na dobre, chwyciła po telefon, odblokowując go bez patrzenia.
W chwili, gdy zaczęła szukać numeru, jej wzrok stał się rozmazany i musiała odchylić głowę, aby w jakiś sposób cofnąć łzy, które chciały się wydostać razem ze szlochem. Odczekała dobrych kilka sekund, ponawiając jeszcze trzy razy, jak się okazało, ten ruch, zanim udało się jej przytknąć urządzenie do ucha i w napięciu słuchać sygnału połączenia.
Po trzecim zostało ono odebrane.
— Zrobiłam coś podłego — powiedziała pośpiesznie. — Możesz do mnie przyjść? Potrzebuję cię.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top