⑥②

— Wszystko w porządku?

Camila uniosła wzrok znad szklanki, którą zdążyła postawić przed nią Lauren. Siedziały zaledwie chwilę w kuchni, po tym, jak młodsza brunetka przyszła ją odwiedzić, tak po prostu, kiedy obie miały już czas po pracy. Początkowo nie odpowiedziała Jauregui, nadal przetwarzając w głowie możliwe sposoby na poruszenie tematu, nad którym myślała już prawie miesiąc. Mniej więcej po takim czasie odbyły również rozmowę na weekendowym wyjeździe, poruszając kilka tematów z wątpliwościami. Po wszystkim niewiele się zmieniło — przynajmniej na pierwszy rzut oka, aczkolwiek dało się zauważyć dopiero na przestrzeni czasu, że Lauren częściej, przy wyjątkowo dobrym humorze, podczas jakichś konkretnych rozmów wplatała wspominki o swoim rodzeństwie, głównie Christopherze, dzieciństwie, czy jakieś stare sytuacje w, co prawda, względnie humorystycznym charakterze, ale nawet to dawało możliwość na bliższe poznanie kobiety. Czasami mówiła o takich rzeczach, po których Camila stwierdzała, że "faktycznie, to brzmi, jak coś, co mogłaby zrobić Lauren" i tym podobne. Drobnostki również miały znaczenie.

— Tak mi się wydaje — westchnęła cicho, sięgając po kubek ze świeżo zaparzoną herbatą, odwracając spojrzenie do okna, kiedy starsza z kobiet oparła biodro o blat kuchenny, lustrując Cabello.

— Jesteś pewna? — Lauren zmarszczyła brwi. — Stresujący dzień w pracy?

— Można tak powiedzieć — odpowiedziała, gdy ciepło po smakowej herbacie rozprzestrzeniło się po gardle. — Jak ci minęły ostatnie dni? Trochę minęło od czasu, kiedy widziałam cię ostatni raz.

— Bywa ciężko. Jestem zaskoczona własną cierpliwością przy prawie 20 osobach, które w ciągu dnia podchodzą po kilkadziesiąt razy i oczekują ode mnie pomocy. Dodatkowo nadal prowadzę kontrakty ze swojego poprzedniego działu, więc ilość pracy progresywnie narasta, ale przynajmniej odbija mi się to na wypłacie.

— Nadal robisz nadgodziny?

— Ostatnio nie. Szczerze mówiąc, nie mam na nie siły przez to, jak wyczerpana się robię o tej czwartej po południu.

— To chyba dobrze? Wcześniej potrafiłaś być do późnego wieczora w pracy. Praktycznie masz więcej czasu dla siebie.

Lauren westchnęła cicho. Była to prawda, oczywiście, aczkolwiek coraz dotkliwiej reagowała na brak obecności drugiej osoby w domu. To nie tak, że chciała tutaj kogoś na stałe, jakiegoś lokatora albo przekonywać Camilę do takiego kroku — nic z tych rzeczy. Po prostu, pomimo tych wszystkich porażek, kobieta zawsze była w jakimś stopniu romantyczką i przy swoim stukniętym 28 rokiem życia coraz bardziej liczyła na to, że wypełni pustą przestrzeń dodatkową obecnością, bo pozostawanie sama ze sobą przestało być takie fajne i niosące spokój już dawno temu. Nie chciała, oczywiście, zwierzać się z tego nikomu na wzgląd możliwie złych interpretacji, no i, rzecz jasna, nie chciała uchodzić za starą pannę.

Miała swoje lata, nie miała dzieci — w ogóle na razie żadnych nie planowała — nie miała żadnych zwierząt, nie znajdowała się w związku, a właściwie według standardów dzisiejszego społeczeństwa powinna być ustabilizowana w tym zakresie z racji tego, że finansowo miała zapewnienie od bardzo dawna. Więc, tak właściwie, na co czekała? Teoretycznie mogłaby związać się z pierwszą lepszą osobą, o zajście w ciążę nie jest trudno, ale na koniec każdego dnia, gdy dopadały ją takie głupie myśli o rozpoczęciu innego trybu życia, przypominała sobie, że prędzej czy później czułaby się przytłoczona tą nowością. Ba, zdecydowanie nie była gotowa na dziecko, na bardzo poważny związek zmierzający ku związaniu się względnie na większość swojego życia.

Ale nadal pod znakiem zapytania pozostawała kwestia braku drugiej osoby w pobliżu po powrocie z pracy, przed wyjściem do pracy, a nawet w trakcie pracy poza współpracownikami. Miała Camilę, tak teoretycznie, jednak wciąż próbowała upewnić się, czy kobieta w ogóle jest zdolna do podjęcia się związku z kimś takim, jak Lauren. W końcu mogłoby się okazać, że po jakimś czasie ich prawdziwe priorytety wyszłyby na wierzch i ukazały się jako całkowicie rozbieżne. W ten sposób obie marnowałyby czas na relację, która nie przyniosłaby żadnej satysfakcji.

— Wszystko ma swoje plusy i minusy.

Cabello zmarszczyła odrobinę brwi, przesuwając ostrożnie brązowe tęczówki na kobietę. Krótko przyjrzała się jej twarzy, próbując zrozumieć dziwny ton, który wybrzmiał w jej odpowiedzi.

— Czy coś się stało? — Zapytała łagodnie starszą. — Zawsze możesz się, umm, po prostu wygadać, jeśli nie chcesz jakiejś porady. Może będzie ci lżej.

Lauren wykrzywiła w górę prawy kącik warg.

— Nie jestem do końca przyzwyczajona do zostawania w domu tak długo.

— Wcześniej byłaś przyzwyczajona do nadgodzin?

— Wracałam wieczorami, a nie popołudniami.

Camila kiwnęła głową, spoglądając krótko na kubek z herbatą. Przesunęła kciukiem po porcelanowym kancie, zastanawiając się jednocześnie, do czego zmierzała Lauren. Widocznie nie chciała mówić wprost o problemie, czy rozterce, czy jakkolwiek to zwać.

— Kiedy na samym początku dałam się pochłonąć w wir pracy nie potrafiłam znaleźć czasu dla siebie — zaczęła młodsza. — Doszłam do punktu, w którym nawet nie chciałam znajdować dla siebie czasu, ponieważ nie wiedziałam, jak mogłabym go rozgospodarować, bo przyzwyczaiłam się do ciągłej pracy. I w momencie, gdy stopniowo tej pracy ubywało, ponieważ miałam coraz większą wiedzę i wprawę, byłam przerażona zostaniem w domu sama ze sobą. I przez swoje własne zachowanie zaczęła doskwierać mi samotność na tyle obszerna, że nie miało już dla mnie znaczenia, czy obok znajduje się druga osoba, czy tylko moje odbicie. Więc, umm — ponownie zmarszczyła brwi — nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem, ale jeżeli chodzi o kwestię samotności, bo przyzwyczaiłaś się do innego trybu życia to, um, da się z tego wyjść. Ale trzeba dać sobie czasu na zmianę przyzwyczajeń. Ale, em... — zerknęła na kobietę, która patrzyła bezpośrednio na nią. — Nie mam pewności, czy o to ci chodziło. Nie sprecyzowałaś. Więc, umm, jeśli to inna kwestia, to jeżeli chcesz to możesz się, um, wygadać. Może będzie ci lżej, jak wspomniałam.

Lauren zdawała sobie sprawę, że Camili również doskwierała samotność. Zaledwie kilka razy poruszyły ten temat i to bardzo pobieżnie, ale jednak liczył się sam fakt. Przynajmniej w tej kwestii Jauregui mogła spekulować, że kobieta mogła ją rozumieć i były sobie bliższe niż mogłoby się wydawać. Nadal pozostawała kwestia, jak wiele, na sam koniec, je łączyło, ale o tym starała się myśleć najmniej, aby nie zawędrować za głęboko z myślami i dojść do jakichś czynów.

— Jest tutaj pusto, to fakt — odpowiedziała cicho na sam początek. — Nie jestem przyzwyczajona do zauważania tego, bo przez długi okres przychodziłam po pracy na tyle zmęczona, że starczało mi sił na ewentualne zjedzenie czegoś, prysznic i dotarcie do łóżka. Teraz jest trochę inaczej. Mam za dużo czasu.

— Zawsze mogę dotrzymać towarzystwa — dodała niemal szeptem Camila, ponownie skupiając uwagę na kubku z herbatą.

Lauren ułożyła łokcie na blacie, pochylając się tym samym w stronę kobiety, aby bez większego trudu ucałować prawy policzek.

— Wiem — zapewniła młodszą przed łagodnym odsunięciem głowy. — Teraz twoja kolej. Co ci leży na sercu?

— Och, um, nic takiego — Cabello zaprzeczyła, upijając celowo kilka łyków napoju i unikając zielonych, ciekawskich oczu.

— Czyżby? Od jakiegoś czasu jesteś dość spięta. I nie mówię tylko o dzisiejszym dniu — zwróciła uwagę. — Nie namawiam na siłę, ale możesz ze mną porozmawiać, jeśli chcesz. Sama mówiłaś, że może być lżej po wygadaniu się.

— To nic takiego.

Lauren obniżyła odrobinę głowę, nie odpowiadając w żaden sposób. Zastukała kilkukrotnie opuszkami palców o blat, nadal znajdując się blisko kobiety, aczkolwiek nie spoglądała na nią, bo nie chciała dawać wrażenia, że chciała usłyszeć, co ją trapi — fakt, zauważyła, że od kilku dni jest spięta, ale wszystko wskazywało na to, że nie jest gotowa albo nie chce w ogóle o tym mówić. Nie zamierzała naciskać, ponieważ takie podejście mogłoby się źle skończyć.

— Jesteś głodna? Możemy coś zamówić — Jauregui rozpoczęła nowy temat. — Jadłaś wcześniej czy znowu ominęłaś lunch?

Gdy tylko Jauregui podniosła się odrobinę, układając na wyprostowanych ramionach dłonie na blacie, Camila uniosła głowę, ale uciekła natychmiastowo wzrokiem do okna. 

— To z pracy.

Starsza uniosła pytająco brwi, pierwotnie będąc zaskoczona słowami nie na temat. Przyjrzała się uważniej Camili, której policzki zrobiły się rumiane z nieznanego powodu. Chciała zapytać, o co dokładnie jej chodzi, jednak została wyprzedzona.

— Miałam z tobą porozmawiać, znaczy zamierzałam, ale za każdym razem, umm... — brunetka objęła kubek rękoma. — Odkładałam to, bo... 

Na tym zakończyło się tłumaczenie, z którego Lauren nic konkretnego nie wyniosła.

— Jaki związek ma twoja praca ze mną?

— Cóż, em, teoretycznie nic.

— Jestem zdezorientowana — Jauregui przystanęła z nogi na nogę. — Możesz powiedzieć sedno sprawy?

Cabello wyprostowała bardziej plecy, jednocześnie bardziej pochylając głowę, jakby chciała uciec przed zielonymi oczami, które skupiały na niej całą swoją uwagę. Z jednej strony przeklinała się w myślach za zbyt długi język, a z drugiej ciszyła się, że w końcu zaczęła temat, do którego zbierała się od dawna.

— Więc?

— To nic takiego — młodsza brunetka pokręciła łagodnie głową, gdy Lauren w tym samym czasie przesunęła dłonie po blacie, pozostawiając je bliżej kubka, który okupowała Camila.

— Camila, możesz mi powiedzieć — Jauregui zmarszczyła brwi. — O co chodzi?

— Nie chcę, żebyś, um... — przełknęła ciężko ślinę. — Żebyś to odebrała w nieodpowiedni sposób. Nie takie są moje intencje, oczywiście.

— Wciąż niczego konkretnego nie wiem, a już wspominasz o intencjach i wprawiasz mnie w dezorientację — Lauren westchnęła przed ponownym ułożeniem przedramion na jasnym marmurze, aby jej twarz znajdowała się na tym samym poziomie, co Cabello. — Akurat zdaję sobie sprawę, że ty nie miewasz złych intencji — dodała ciszej. — Czy takie zapewnienie wystarcza, abyś powiedziała w czym rzecz?

— To jest... — Camila zmartwiła brwi oraz przygryzła wnętrze policzka. — Nie chcę wytworzyć jakiejś dziwnej, niezręcznej sytuacji, bo nie jestem, umm... Nie znam się na tym i przez to mogłabym powiedzieć coś nieodpowiedniego, a nie chcę, żeby doszło do nieporozumienia i druga strona poczuła się niekomfortowo — ochrząknęła cicho, dyskretnie. 

Lauren przymrużyła powieki, kiedy brązowe tęczówki w końcu skupiły na niej swoją uwagę.

— Nie chcesz mi się oświadczyć, prawda? — Zapytała z uśmiechem na ustach, mając nadzieję, że rozchmurzy atmosferę.

— Nie! Nie! 

Camila niemal wstała z miejsca, rozlewając przypadkowo trochę herbaty na blat przez nagłe poruszenie dłońmi w odmowie. Momentalnie zbladła, choć nie na tyle, aby stało się to dla Jauregui bardzo niepokojące. Z pewnej perspektywy jej reakcja była dość zabawna. 

— Bardzo przepraszam, nie chciałam rozlać — Alfa przetarła palcami czoło, gdy drugą dłonią szarnęła za rolkę z papierem kuchennym, aby przetrzeć blat. — Ja, umm... — na szybko wcisnęła namoczony papier do odpowiedniego pojemnika pod zlewem. — To zabrzmiało bardzo źle. Mam na myśli, moja reakcja — oparła się podobnie, jak Lauren wcześniej o wysepkę, czyli z rozprostowanymi ramionami i płasko ułożonymi dłońmi, gdy starsza pozostawała mniej więcej na tym samym miejscu. 

— Och? 

— Nie uważam, oczywiście, że byłabyś złą żoną. Dla nikogo, naprawdę — próbowała ją zapewnić. — Jestem przekonana, że byłabyś nawet za dobrą dla, umm, kogoś. Znaczy...

— Camila.

— Tak? 

— To był żart, okej?

— Wiem — brunetka zaczesała w tył włosy. — Nie chciałam cię urazić przez swoją reakcję. O to mi chodziło. 

— Wiem o tym — Lauren powoli ruszyła z miejsca, obeszła wysepkę, kończąc z dłońmi ułożonymi na szczycie ramion Camili, która stałą z nią twarzą w twarz. — Usiądź i przestań tworzyć problem, który nie jest potrzebny, dobrze? — Oczywiście kobieta posłusznie zajęła miejsce, a zaraz za nią Jauregui. 

— Przepraszam — Cabello potarła pięścią oko.

— Nie masz za co mnie przepraszać — starsza brunetka objęła nogami łydkę Camili po zajęciu barowego krzesła naprzeciwko. — W czym rzecz?

— Mam bankiet w pracy — powiedziała na jednym wydechu. — Niedługo. I po prostu zastanawiałam się, czy będziesz chciała pójść. Będzie darmowe jedzenie i alkohol, więc jeden wieczór z głowy. To nic takiego, ale, umm... — Alfa potarła palcami prawą brew, spoglądając na ich złączone nogi. — Nie będzie tam się działo nic ciekawego, zwyczajnie Zayn stwierdził, że wypadałoby coś takiego urządzić za kolejny sukcesywny kwartał, więc będą pracownicy, inwestorzy, ale to nie jest spotkanie nastawione na biznes. Więc, umm, pomyślałam, że może chciałabyś ze mną pójść, ale oczywiście to tylko propozycja, więc jeśli nie będziesz po prostu chciała to nie ma problemu. Naprawdę. Po prostu, um, chciałam zapytać.

— Kiedy wypada ten bankiet? — Lauren ułożyła złączone ze sobą dłonie na udach.

— W tę sobotę.

— Mamy już wtorek — starsza zmarszczyła brwi. 

— Zayn szykował to z trzymiesięcznym wyprzedzeniem i jakoś od miesiąca zastanawiałam się, czy powinnam poruszać temat, czy nie.

— Dlaczego? Chodzi mi o to, jaki problem w tym widzisz?

— Ja, umm — Camila odrobinę się zgarbiła. — Nie wiedziałam, jak zareagujesz. A nie jestem ekspertem od relacji międzyludzkich, jak dobrze wiesz, więc obawiałam się, że poczujesz się przytłoczona samą propozycją. Bo jednak będzie tam sporo osób, sama jestem szefową i nie chciałabym swoją sugestią sprawić, że poczujesz się przyparta do ściany i powinnaś udawać, umm, kogoś kim nie jesteś. Mam przez to na myśli, że spotykamy się, to fakt, ale ta znajomość nadal znajduje się na tym etapie i nie chciałabym, abyś niepotrzebnie poczuła presję — wypuściła ze świstem powietrze, unosząc wzrok do bladej twarzy kobiety. — Nie chciałabym, żebyś zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem celowo cię nie pocałuję przy obcych ludziach, którzy są przeze mnie zatrudnieni, aby pomyśleli, że jesteśmy parą, co nie jest prawdą. Nie chciałabym niepotrzebnej presji, dlatego trochę z tym zwlekałam.

— I to było twoje jedyne zmartwienie?

Camila potaknęła ruchem głowy.

— To jest tylko propozycja, z której możesz śmiało zrezygnować. Nie obrażę się ani nic z tych rzeczy. A jeśli nawet będziesz chciała pójść to możemy, umm, iść jako para znajomych. Nie wiem, z czym będziesz czuła się komfortowo, ale, em, z tobą na pewno się tam nie zanudzę. Lubię spędzać z tobą czas.

Lauren pochyliła się łagodnie do brunetki, sięgnęła do jej dłoni, które wcześniej ściskały zgięte kolana, po czym kojąco przesunęła kciukami po gorącej skórze, celowo utrzymując kontakt wzrokowy. Uśmiechnęła się do Cabello, aby dać jej znać, że wszystko jest w porządku, nie musi się stresować, a tym bardziej tyle mówić, żeby się tłumaczyć.

— Jestem przekonana, że twoi pracownicy widzieli wystarczającą ilość razy to, jak się witamy i żegnamy, kiedy czasami przyjeżdżam, żebyśmy zjadły razem lunch albo wróciły razem do mnie po pracy. Na pewno o tym plotkowali i założyli sobie z góry, że jesteśmy w związku — mocniej objęła łydkę Camili, która w odpowiedzi zarzuciła jedną z wolnych nóg o jej, więc tkwiła w takim samym uścisku. — Opinie obcych mi osób nie mają dla mnie znaczenia. A jeśli chodzi o kwestię zachowania, jeżeli już byśmy tam razem szły to jedyne, czego chcę to tego, abyś czuła się komfortowo, w porządku?

— Ale chcę, żebyś też czuła się komfortowo.

— Wiem o tym. Nie przeszkadza mi nasze typowe zachowanie względem siebie, nawet jeżeli dookoła będą twoi pracownicy. Oczywiście w granicach przyzwoitości, ale akurat to przerabiałyśmy przy wszystkich naszych wyjściach poza dom.

— Rozumiem.

— Za dużo się martwisz. W dodatku niepotrzebnie.

— Nie chciałam cię odstraszyć, to wszystko — Camila spuściła lekko głowę.

Normalnie można by to uznać za dość słodkie, że kobieta tak bardzo przejmowała się reakcją Lauren na zapas, jednak na dłuższą metę, spędziła z nią zbyt wiele czasu, aby uważać to do końca za zaletę. Starsza brunetka zauważyła, że Camila popada w niekończącą się pętlę niepewności, w której przedstawia samą siebie, jako osobę na przegranej pozycji, która odbiera odrzucenie. To było przerażające, ponieważ nic w Cabello, gdyby przyglądać się jej codziennemu zachowaniu, nie wskazywało na to, że ma podstawy do takich myśli. Przecież Camila zawsze była spokojna, niezwykle łagodna, zabawna, z taktem i, przede wszystkim, bardzo kochana. Nie można było odnaleźć czegoś, co byłoby wytłumaczeniem do pojawiających się kompleksów — bo tym nazywała je Lauren.

Nie wkraczały na temat starych związków czy ogólnie relacji po tym, jak Camila zareagowała na Lucy, więc właściwie Jauregui nie wiedziała, czy to ktoś szczególny przyczynił się do wzbudzenia tego problemu u kobiety, czy chodzi o coś jeszcze innego. Tajemniczość brunetki niewiele w tym pomagała. Za każdym razem, w kwestii związków, uważała się za kompletnie przeciwieństwo eksperta — nie to, żeby Lauren szczególnie się na tym znała, skoro jej jedyny związek trwał niemal dwa miesiące — i nic więcej do tego nie dodawała, więc na koniec dnia Jauregui nie mogła znaleźć odpowiedzi.

— Następnym razem porozmawiaj ze mną, zanim wysuniesz pochopne wnioski — zwróciła uwagę Alfie. — A co do wyjścia, to całkiem mało czasu, żeby wymyślić coś odpowiedniego do ubrania. Jak bardzo formalny jest ten bankiet?

— Jestem szefową, więc mogę przyjść w dresach i nikomu nic do tego, więc wtedy też możesz przyjść w dresach.

— Mówię poważnie, Camila! — Klepnęła udo brunetki.

— Cokolwiek zechcesz ubrać będzie odpowiednie. We wszystkim bardzo dobrze się prezentujesz.

— Ha! Na pewno — Lauren prychnęła przed puszczeniem dłoni Cabello, aby ułożyć je płasko na jej udach. — Mówię poważnie.

— Skoro pytasz to znaczy, że rozważasz pójście tam ze mną? — Przekręciła uroczo na bok głowę.

— To zależy, jak szybko powiesz mi, w jaki sposób najlepiej się tam ubrać. Najlepiej wiesz, w jaki sposób będzie przebiegał ten bankiet. Każdy jest inny. U mnie w pracy, co prawda, nie robią ich często, prawie wcale, ale przeważnie są bardzo formalne, tak czy siak. I głównie polegają na tym, żeby spędzić wieczór na obgadywaniu osób oddalonych o te kilka metrów.

Camila zacisnęła wargi w wąską linię.

— Nie wiem, Lauren — zmarszczyła brwi. — Masz dobry gust, więc jestem pewna, że wybierzesz coś odpowiedniego. We wszystkim świetnie wyglądasz.

— To nadal nie jest odpowiedź na moje rozterki — zaznaczyła Jauregui. — Powinnaś raczej wiedzieć, jak będzie tam to wszystko wyglądało, więc chciałabym wiedzieć, czy nastawiać się na coś bardziej eleganckiego czy może luźniejszą wersję; na sukienkę, spódniczkę, czy może kombinezon. Jest wiele możliwości.

— Naprawdę możesz ubrać cokolwiek — zapewniła ją Cabello, niepewnie wysuwając w przód prawą dłoń, aby ostrożnie pogłaskać palcami wierzch rąk Lauren, które nadal znajdowały się na jej kolanach. — Nie musisz się tym przejmować.

Camila przystąpiła z nogi na nogę, czekając cierpliwie na otwarcie drzwi. Usłyszała po drugiej stronie kroki, a niedługo po tym, ciemna powierzchnia usunęła się w tył, a przed oczami brunetki pojawiła się kobieta z gotowym makijażem na twarzy. Co prawda, Cabello zmarszczyła brwi, bo była w białym, puszystym szlafroku, czego trochę nie rozumiała.

— Nareszcie! — Lauren przepuściła młodszą. — Musisz mi pomóc.

— W czym?

— W wyborze — zamknęła drzwi. —  Chodź ze mną.

Camila posłusznie podążyła do sypialni, w której rzuciły się w jej oczy dwa stroje na wieszakach zahaczonych o klamki jednej z wielkich szaf należących do starszej brunetki. Pierwszym wyborem była biała, dość obcisła, ale prosta w swoim kroju sukienka, która najprawdopodobniej, według Cabello, mogła podkreślić jedynie kształty Lauren.

— Wybierz którą opcje mam ubrać i możemy iść.

Drugą propozycją był czarny kombinezon, który zawierał koronkowe elementy, duże wycięcie na plecach, dekolt w szpic. Wyjątkowo był na krótki rękaw, dokładniej uściślając, posiadał grube ramiączka, które mogły w dostatecznym stopniu odsłonić skórę w tamtym rejonie. Generalnie, trzeba było przyznać, że sam krój bardzo przykuwał uwagę, natomiast pierwsza opcja bardziej samym kolorem.

— A więc? Niedługo musimy wychodzić.

— Umm — Camila zmarszczyła brwi, zerkając krótko na swoje odbicie w lustrze. Sama miała kombinezon, co prawda, ponieważ były dla niej wygodną opcją. Zwłaszcza te dwuczęściowe, przy których nie musiała martwić się o każde wyjście do toalety. 

— Nie przyjmuję odpowiedzi: "Umm". Biel, jak ty, czy czerń?

— W czym będzie ci wygodniej?

— W obu, o ile mój tyłek nie rozedrze szwów.

Camila potarła nerwowo policzek, uważając, aby nie rozetrzeć łagodnego makijażu. Powróciła spojrzeniem do opcji przedstawionych przez kobietę, znając swojego faworyta, aczkolwiek nie chciała odnieść się do niego zbyt entuzjastycznie.

— Cóż, um, jestem dzisiaj na biało, więc możesz być na czarno, jeśli chcesz.

Lauren uniosła brwi bez komentarza.

— Chyba, że wygodniej ci w sukience — dodała niepewnie.

— Okej, więc czarny kombinezon — rozplątała ramiona, które znajdowały się tuż pod jej biustem, a następnie ściągnęła po podejściu z uchwytu odpowiedni strój. — Za chwilę wracam. 

W mgnieniu oka brunetka zniknęła za drzwiami łazienki, a sama Camila postanowiła posłusznie usiąść na łóżku i poczekać. Była ciekawa, jak będzie to wyglądało na Lauren — wierzyła jej gustom, przecież zawsze wyglądała dobrze, aczkolwiek w takim stroju jeszcze nie miała okazji zobaczyć Jauregui. Możliwe, że to dlatego, że nie tak często widywały się w dni, kiedy chodziła do pracy, natomiast w weekendy zaczęły stawiać na luźniejsze oraz bardziej komfortowe ubrania. Więc, tak właściwie, Lauren wyglądała we wszystkim dobrze — w dresach potrafiła prezentować się na tyle widowiskowo, aby nadal przyciągać oczy, natomiast w zbyt dużych bluzach, które czasem nosiła, znowuż wyglądała uroczo. Zawsze można było dać pozytywne określenie do każdego z jej wyborów modowych.

Powieki Camili odrobinę się rozszerzyły, gdy Lauren zaskakująco szybko opuściła łazienkę. Nie zdołała całkowicie wyłapać ostatecznej prezentacji, ponieważ tak szybko podeszła w szpilkach po niewielką torebkę, a następnie chwyciła ją za rękę i wyprowadziła z domu. Nawet jeżeli były już spóźnione, Cabello nie mogła być już bardziej zobojętniała na ten fakt.

— Macie wynajętą salę w miejscu poza pracą czy wszystko jest u was?

— U nas — Alfa odpowiedziała z lekkim opóźnieniem, ponieważ zapatrzyła się na tył kombinezonu, który również podkreślał kształty kobiety. Być może lepiej niż ta pierwsza opcja.

— Będziesz chciała pić czy...? — Lauren odwróciła głowę przez ramię, niemal uderzając Camilę z długich włosów. — Wolisz wracać taksówką czy samochodem? 

— Och, um, dzisiaj nie mam ochoty na picie. Mogę prowadzić.

— Jeśli jesteś pewna.

Lauren zrelaksowała ramiona, opierając się wygodnie na krześle. Przyglądała się tym wszystkim nieznanym sylwetkom, które przemieszczały się po parkiecie, łagodnie muskając przedramię Cabello, która siedziała obok i próbowała jakiegoś ciasta. Wieczór wydawał się udany przez zaskakujący spokój — zwłaszcza ze strony rodzeństwa młodszej kobiety. Cała czwórka zajmowała się przez większość czasau swoimi sprawami, nie zawracając sobie głowy tą dwójką, więc można było uniknąć jakichś niezręcznych komentarzy czy pytań. Lauren coraz bardziej obawiała się, że któreś z nich zapyta, jak jest między nią a Camilą, odnosząc się do ustalenia swojego statusu. Nie chciała przechodzić przez taką rozmowę.

Gdy tylko Lauren sięgnęła po kieliszek z winem — nadal jej pierwszy, ponieważ nie była tak samo w nastroju do picia, co Cabello — brunetka przybliżyła się do jej boku, rozmiatając słodkie, delikatne perfumy.

— Wszystko w porządku? — Zapytała starszą, która kiwnęła głową. — Strasznie tutaj nudno. Wolałabym obejrzeć serial, ale nie wypada mi nie przyjść.

— Mój szef nie bywa na takich bankietach. A przynajmniej nie pojawia się na długo. To staruszek z młodą żoną.

— Nie widujesz go często, prawda? — Camila przechyliła na bok głowę. — Zawsze wspominałaś tylko o Lucy, bo jest w jakimś stopniu twoją przełożoną. Jeśli chodzi o papierkową robotę.

— Och, tak. W ogóle do nas nie przychodzi. Szczerze mówiąc, widziałam go może ze trzy razy. Zawsze kimś się wysługuje, nigdy nie przychodzi w jakiejś sprawie.

— Wychodzi na to, że jestem przeciwieństwem tego typu szefa — uśmiechnęła się łagodnie do starszej kobiety. — Widujesz mnie często na recepcji, bo tam zostawiamy dokumenty, a że najwięcej się tamtędy przechodzi, zrobił się z niej punkt odbioru wszystkiego od wszystkich.

— Jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie jako postrach w pracy. Mam na myśli, jako kogoś, kto mógłby nawrzeszczeć na pracownika czy dać mu poczucie, że jest niczym w pracy, do której codziennie chodzi. 

— Rzadko podnoszę głos — Camila wzruszyła ramionami. — Oczywiście chcę szacunku. Chcę, żeby to szło w obie strony. Może nie mam świetnych umiejętności interpersonalnych w swoim prywatnym życiu, ale kiedy chodzi o zrobienie czegoś w pracy, nie mam problemu z porozumieniem się z drugą osobą na tyle zadowalająco, aby zrobić coś dobrego. Gdybym pozwalała sobie na jakiekolwiek nieporozumienia to zrobiłby się chaos.

— Jesteś łagodna — Lauren ułożyła dłoń na udzie brunetki. — Ale w pracy jeszcze stanowcza, z tego, co zauważyłam. Jesteś dobrym szefem, tak mi się wydaje.

— Łagodność bywa problematyczna, czyż nie? — Młodsza zwiesiła odrobinę głowę, nawiązując nie do końca bezpośrednio do jej problemów ze stanowczością w relacji, którą obecnie posiadają.

— Lepsza łagodność, którą możesz kontrolować niżeli apodyktyczność, którą bardzo trudno utemperować.

— Z dwojga złego... — Cabello potaknęła ruchem głowy. — Dinah dobrała się do muzyki. Wiedziałam, że to nastąpi — zwróciła uwagę, kiedy po sali rozniosła się piosenka, do której można było wykonać więcej ruchów niż tylko kołysanie biodrami, a to przywołało kolejne osoby na parkiet.

— To chyba znak — Lauren sięgnęła drugą dłonią do przedramienia kobiety — że idziesz na ten parkiet razem ze mną.

— Och, nie, ja nie umiem tańczyć.

— Każdy tak mówi — prychnęła. — Jesteś kubanko-hiszpanką. Musisz mieć jakieś ruchy.

— Cóż... — Cabello oblizała usta. — Wyobraź sobie kłodę. 

— Nie może być tak źle.

— Może, ponieważ jestem gorsza od tej leżącej na ziemi kłody. I to dlatego, że dodatkowo robię dziwne miny, bo czuję się głupio pośród wszystkich tańczących. Tak faktycznie tańczących.

— To nie jest wymagająca piosenka — zargumentowała. — Chociaż jeden raz, poprowadzę cię.

— Przyszłyśmy zjeść i się napić za darmo. Nie umawiałam się na kabaret, w którym jestem główną występującą.

— Proszę — Lauren zacisnęła palce wokół dłoni Camili, którą uniosła do swoich ust. — Chociaż ten jeden raz.

— Dobrze — przygryzła wnętrze policzka. — Obyś pamiętała, że powinnaś się do mnie po tym przyznawać. I obyś pamiętała, że to był pierwszorzędnie twój pomysł.

Lauren jedynie się uśmiechnęła na tyle szeroko, aby ukazać zęby i bez chwili wahania podniosła się z miejsca, ciągnąc za sobą Camilę za rękę. Mina młodszej była daleka od zadowolonej, zwłaszcza że czuła na sobie spojrzenia innych. Nie chciała być oceniana czy wyśmiewana, a sam fakt, że jednak była szefową wszystkich tutaj zebranych, przyciągał uwagę na każdy ruch.

Alfa uśmiechnęła się, utrzymując mocno zaciśnięte wargi, na co Lauren przewróciła oczami po odwróceniu się do niej przodem. Zarzuciła młodszej brunetce dłonie na ramiona, przyciągnęła ją bliżej, po czym zaczęła powoli wbijać się w rytm grającej piosenki, póki co poruszając zaledwie biodrami, tak na dobry start.

Camila wcale się nie poruszyła tylko spojrzała na nią kompletnie zdezorientowana z uniesionymi dłońmi.

— Naprawdę nie umiesz tańczyć? — Jauregui brzmiała na zaskoczoną, bo założyła, że umie chociaż trochę się ruszać.

— Mam nadzieję, że ta piosenka potrwa jakieś pięć sekund.

— Przy takim nastawieniu nie nauczysz się tańczyć — powoli zsunęła ręce do mostku brunetki. — Niepotrzebnie się spinasz. Będziesz jak kłoda, jeżeli trochę nie wyluzujesz — zamieniła miejscami ich dłonie, sama utrzymując chwyt na talii Camili, gdy ta niepewnie objęła jej kark rękoma. — Relaks.

Danie Cabello komfortu przy takim towarzystwie dookoła nie było takie proste, zwłaszcza gdy Lauren próbowała płynniej ruszyć jej biodrami, dopasowując do swoich ruchów. Brunetka nieustannie rozglądała się na boki z przejęciem, mając całkowicie wbite w głowę to, że ktoś będzie się z niej śmiał.

— Skupiasz się na wszystkich dookoła — powiedziała jej Jauregui, powoli obracając się w ramionach kobiety. — Przybliż się — poleciła, choć sama pociągnęła ją za pomocą dłoni bliżej, wskutek czego klatka biodra Camili napotkały jej pośladki, a klatka piersiowa delikatnie naparła na plecy starszej. — Tańczysz ze mną, a nie dziesiątkami innych osób jednocześnie. Relaks — sięgnęła po ręce Cabello. — Obejmij mnie w talii i spróbuj naśladować moje ruchy. Ale spokojnie, nie będziemy zaraz twerkować. Chcę, żebyś trochę wyluzowała i w ten sposób może będzie łatwiej, zamiast naśladować z odwróconej perspektywy.

Alfa wypuściła ciężki oddech, ale ostatecznie ułożyła dłonie we wskazanym miejscu, spoglądając w dół — nie na dekold, rzecz jasna — aby nie wychodzić z rytmu, który progresywnie przyśpieszała Lauren. Nie było wcale tak łatwo, jednak starsza za każdym razem, gdy Camila chciała się rozejrzeć, sięgała do jej policzka i przysuwała całą twarz brunetki do siebie. 

Prawdopodobnie oczami kogoś, kto ich nie znał, wyglądały na całkiem zadowolone z wieczoru, jeszcze bardziej ze swojego towarzystwa, ponieważ Lauren nieustannie uśmiechała się do Cabello, nawet wtedy, kiedy gubiła rytm, ale w pocieszający sposób, natomiast sama Camila stopniowo coraz pewniej trzymała się kobiety, finalnie układając brodę na jej ramieniu, kołysząc się z boku na bok. 

— To były trzy piosenki — wymamrotała cicho Camila, ponieważ Lauren i tak znajdowała się blisko — w końcu ich policzki delikatnie na siebie napierały od jakiegoś czasu. — Oszukałaś mnie.

— Nie śpieszyło ci się do stołu — zargumentowała. — Dobrze ci poszło — pogładziła drugą stronę twarzy Cabello, krzyżując ich spojrzenia po delikatnym przekręceniu głowy. — Chcesz już usiąść?

— Mhm — ostrożnie sięgnęła po dłoń starszej, kiedy ta zwróciła się do niej przodem. — Dziękuję za taniec — musnęła ustami jasną skórę. — I za cierpliwość.

— To nic takiego — zapewniła ją Lauren, układając wolną rękę na mostku brunetki. 

— Odbijany?

Camila zerknęła przez ramię starszej na osobę, która przerwała ich drobną rozmowę. Zmarszczyła brwi i podejrzliwie zmrużyła oczy na swojego brata, który uśmiechał się pogodnie z wysuniętą dłonią w stronę Lauren. 

— Do kogo mówisz?

— Z pewnością nie do ciebie, bo nadepnęłabyś mi na palce u stóp, Camila.

Kobieta uniosła brwi, zerkając krótko na Lauren, która znajdowała się przy jej boku.

— I tak zamierzałam iść coś zjeść, a widzę, że Dinah przyszła do naszego stolika. Jeśli masz ochotę jeszcze zostać to w porządku — wzruszyła ramieniem, uśmiechając się łagodnie do starszej.

Ostatecznie Lauren została z Zaynem, umawiając się na jeden taniec. Piosenka była znacznie wolniejsza od poprzedniej, dlatego musiała ułożyć jedną z dłoni na szczycie jego ramienia, natomiast drugą złączyć z wytatuowaną ręką. Od samego początku można było zauważyć całkowitą zmianę w podejściu do tańca, ponieważ Zayn nie był Camilą, więc nie wypadało i nie chciała się do niego przytulać. Oczywiście byli dość blisko, jednak wszystko zostało zachowane w przyzwoitym stopniu.

— Trudno odciągnąć od ciebie moją siostrę — odezwał się jako pierwszy po tym, jak zauważył, że Camila zajęła się rozmową z DJ.

— Skoro o tym wspominasz to znaczy, że chcesz o czymś porozmawiać albo masz jakiś interes i nie chcesz, żeby o nim wiedziała.

— Nie widzę potrzeby, aby zawracać jej głowę. Już i tak jest zestresowana pracą nad swoimi projektami.

Lauren uniosła wzrok do twarzy Zayna.

— Jeśli Camila nie chce mi o czymś powiedzieć to znaczy, że to nie jest dobry moment. I nie wymagam od niej tego, aby streszczała mi swój cały życiorys.

— Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego jest jaka jest? — Uniósł brew. — Camila zawsze była skryta, to fakt. Ale jest zaskakująco wycofana i chowa się za tym swoim łagodnym podejściem do wszystkiego.

— Wiem, że nie jest najlepsza w relacjach międzyludzkich. Robi progres w swoim zakresie.

— Od dawna widać, że jest inna — uśmiechnął się do brunetki. — Chciałem o czymś ci opowiedzieć.

— Jeżeli zamierzasz opowiadać mi o tym czy ktoś ją skrzywdził, wolałabym usłyszeć wszystko bezpośrednio od Camili.

Mężczyzna oblizał lekko usta, nie mogąc pohamować uśmiechu. Nie chodziło mu o nic takiego, ale dobrze było usłyszeć respektowanie jego siostry. Przecież nie każdy potrafi zatrzymać w sobie ciekawość — często bywa tak, że dajemy się złapać pokusie, po czym udajemy, że o niczym nowym się nie dowiedzieliśmy przed osobą, o której była dana historia.

— To bardziej dotyczy mnie niżeli Camili, ale w dużym stopniu miało na nią wpływ, chociaż nie zdaje sobie z tego sprawy. A jeśli zdaje, to stara się mnie nie obwiniać.

— Dlaczego chcesz mi o tym opowiedzieć? Cokolwiek to jest.

— Chcę, żebyś bardziej ją zrozumiała. Wiem, że dużo osób patrzy na nią przez pryzmat odmieńca i to przeważnie nie w dobrym sensie.

— Gdybym tak o niej myślała to nie byłoby mnie tutaj dzisiaj, prawda?

— Prawda — poprawił swoją postawę, prostując bardziej plecy. — Więc chcesz usłyszeć to, co mam do powiedzenia, zanim piosenka faktycznie się skończy?

— O ile nie jest to nic, czego Camila nie życzyłaby sobie, abym dowiedziała się od kogoś innego — postawiła warunek, na który brunet potaknął.

— Wiesz dobrze, że Malcolm, Ariana, Dinah i ja jesteśmy adoptowani. Jestem prawie w twoim wieku, bo teraz mam 27 lat, więc trzeba cofnąć się trochę w czasie... — wziął większy wdech. — Kiedy miałem 17 lat byłem dopiero od roku w ich rodzinie i praktycznie dziewczyny już były adoptowane. Malcolm został przyjęty jako ostatni. W każdym razie — odchrząknął cicho — miałem 17 lat, swoje problemy, zaadaptowanie się w tym nowym środowisku nawet po roku nie było takie proste. Dodatkowo zakochałem się w dziewczynie, która z tego naszego innego punktu widzenia okazała się moją partnerką, drugą połówką. Nie nacieszyłem się tym długo — spojrzał na twarz Lauren. — Zmarła w wypadku kilka miesięcy po tym, jak zdążyliśmy się poznać i to wszystko było jeszcze takie nowe.

— Moje kondolencje — odpowiedziała cicho, na co kiwnął wdzięcznie głową.

— Oczywiście byłem nastolatkiem, hormony buzowały i tak dalej... Przyjąłem to bardzo źle. Popadłem w depresję, jak się później okazało, ale co istotne, pomogła mi jedna osoba. Wyobraź sobie, że 13-latka wchodzi do mojego pokoju, kiedy byłem całkowicie zapłakany i próbuje mnie pocieszyć. I jest z tym poważna. Camila zawsze wyróżniała się tym, że była taka...roztropna na tle innych dzieci. Ale, no cholera, jak 13-latka może pomóc obcemu nastolatkowi w takiej sytuacji? 

Lauren postanowiła niczego nie dodawać.

— To długi temat, a czas nas goni, więc... Pomogła mi na wiele sposobów. Potrafiła siedzieć ze mną w ciszy, rozmawiać praktycznie sama ze sobą, bo nie chciałem się odezwać. To ona jako pierwsza wyszła ze mną na świeże powietrze na spacer po tym wszystkim. Obarczyłem ją swoją stratą, a przecież miała tylko 13 lat — zamrugał kilkukrotnie. — Moja puenta jest taka: Camila od zawsze była poważna i próbowała wszystkim pomóc. Można nawet powiedzieć, że to czysta naiwność, bo często nie zdawała sobie sprawy, jakie konsekwencje tej chęci pomocy innym na nią reflektują. Teraz jest jaka jest — nieśmiało się uśmiecha, bo zawsze czuje, że musi być roli osoby naprawdę poważnej, która powinna zająć się pracą, a nie innymi przyjemnościami; jest zamknięta w sobie.

— Dlaczego mi o tym mówisz?

— Przy tobie zapomina albo nie zwraca uwagi na rzeczy, do których się zobowiązała. W dobrym sensie, oczywiście — zapewnił ją szybko. — Chciałem, żebyś zrozumiała, że czasami trzeba ją zatrzymać w miejscu, bo da się wciągnąć w coś, co jeszcze bardziej ją zamknie przez ciągłe zamartwianie się. I, cóż, Camila potrzebuje kogoś, kto się nią zaopiekuje, chociaż sama tego nie przyzna, dlatego proszę cię o cierpliwość.

— Nie tylko ja muszę być cierpliwa i wyrozumiała z naszej dwójki — mimowolnie spojrzała w stronę stołu, przy którym siedziała Camila.

Zayn przyjrzał się uważniej ekpresji kobiety, która nadal skupiała uwagę na widocznej postaci Cabello w oddali. Tym razem nie dał tego po sobie poznać i wyjątkowo zachował komentarz o tym, że podobnie patrzył na Sarah na początku ich znajomości, co Lauren.

To było coś nowego — zobaczyć na własne oczy, że jednak poza rodzeństwem jest osoba, która przejmuje się Camilą. Przez samo to, że była taka skryta, nie miała żadnych bliskich przyjaciół poza rodzinnym gronem. Ludzie chcieli ją poznać, niejednokrotnie, ale nie zawsze z dobrych pobudek i nie zawsze potrafili być na tyle wyrozumiali, gdy dowiadywali się, kim naprawdę jest. Nie każdy chciał przebywać wśród zmiennokształtnej, dlatego nierzadko wycofywali się, póki była dobra okazja.

Ale Camila nigdy nie narzekała. Zachowywała dla siebie wszystkie rezygnacje.

Gdy tylko piosenka się skończyła, Zayn uprzejmie podziękował za taniec, po czym rozszedł się z Lauren w przeciwne strony. Kobieta cieszyła się z powrotu, ponieważ trochę zgłodniała, a poza tym, chciała spędzić więcej czasu z Camilą, bo nie widziały się za często przez ostatni miesiąc — praca za bardzo je pochłaniała, zwłaszcza Cabello, która próbowała znajdować czas, ale nie wyrabiała z własnym zmęczeniem. Niejednokrotnie przychodziła do Lauren, kiedy skończyła nadgodziny, bo zasiedziała się nad projektem albo sierocińca albo Domu Dziecka, w zależności, co w danym dniu dopracowywała, jadła razem z nią, po czym zasypiała z głową ułożoną na udach starszej podczas oglądania telewizji. 

W jakimś stopniu była częstym gościem, który nocował, ale nie przekładało się to na faktyczne spędzenie ze sobą czasu poza zwykłą obecnością.

— Och, wróciłaś — wargi Alfy wygięły się w uśmiechu. — Nie mam pojęcia co to jest, ale jest bardzo dobre. Polecam spróbować — wskazała na galaretkę w kremowym kolorze z bitą śmietaną w rogu talerzyka. — Zayn nie podeptał ci stóp?

— Jak to smakuje? I nie, nie podeptał, Camz.

— Sama nie jestem pewna. To dobrze, że nie zrobił ci krzywdy swoim marnym tańcem — zmarszczyła brwi, spoglądając na swój talerz. — Chcesz spróbować mojego? — Całkowicie zwróciła się do Lauren na swoim siedzeniu, ignorując DJ, która przyglądała się im kątem oka.

— Jasne — starsza rozciągnęła delikatnie ramiona. — Zmęczyłam się — przyznała. 

— Ten wieczór strasznie się dłuży. Może powinnaś odpocząć — odpowiedziała cicho, nabierając deser na łyżeczkę. — Chcesz posmakować? — Kiwnęła dłonią, w której trzymała nabrany kawałek słodkiej galaretki, na co Lauren rozchyliła lekko usta.

Camila wyłapała aluzję i przysunęła się odrobinę bliżej po odłożeniu talerzyka. Wolną już dłonią sięgnęła do brody kobiety, którą ledwie tykała palcami, gdy jednocześnie przybliżyła łyżeczkę do ust Jauregui. Dla starszej widok skoncentrowanej miny Alfy, aby przypadkiem jej nie ubrudzić, wydawał się niewątpliwie uroczy i miała straszną ochotę chwycić ją za policzki i delikatnie je ścisnąć, po czym wycałować.

— Faktycznie dobra — przyznała po ujrzeniu wyczekiwanego spojrzenia. — Czuję trochę karmelu i orzechów.

— Nie mam pojęcia, co to jest, ale najchętniej zjadłabym jeszcze pięć. A już zjadłam dwie.

— To małe porcje, więc nikt nie powinien cię oceniać — przesunęła dłonią po ciepłym ramieniu Cabello. — Nadal pozostajesz abstynentką na dzisiaj?

— Tak — oblizała wargi, czując na końcu języka słodki posmak deseru. — Jeśli chodzi o picie to wolałabym mieć dwa dni wolne, być gdzieś w domu i nie mieć aż tylu możliwości do wyboru, co na tamtym stole.

— Rozumiem, oczywiście — Lauren delikatnie się uśmiechnęła.

— Och, umm, muszę iść się przywitać z jedną osobą. Za moment wrócę, w porządku? — Camila przekręciła głowę w kierunku Jauregui.

— Jasne — musnęła kciukiem ciepłą skórę na przedramieniu młodszej. — Nie zdziw się, że gdy wrócisz będzie tutaj pięć pustych talerzyków po tym deserze.

— Zjedz ile zechcesz — brązowe tęczówki były rozbawione, ale wciąż łagodne. — Za moment wracam.

Oczy Lauren mimowolnie śledziły kusząco przyciągającą sylwetkę Camili, która przez cały czas była na widoku. Nie śledziła jej celowo, po prostu się zapatrzyła, a nie musiała jakoś szczególnie przekręcać głowy, bo kobieta szła w kierunku, który był po prawej stronie sali, a sama Lauren niekoniecznie siedziała poprawnie na swoim miejscu od samego początku.

Okazało się, że Camila powitała uściskiem starszego, dużo wyższego od niej, mężczyznę. 

Może to jakiś członek rodziny albo jakaś inna bliska osoba. 

— Więc Lauren... — Kobieta natychmiastowo odwróciła głowę w przeciwną stronę, napotykając inną parę tęczówek. — Camila dobrze cię przed nami ukrywa. Dawno cię nie widziałam.

— Ostatnie tygodnie były ciężkie, Dinah — sięgnęła po kieliszek z niedokończonym winem. — Nie wydaje mi się, żeby mnie ukrywała. Po prostu rzadko mamy okazję przyjeżdżać do waszego domu.

— To jak tam u was? 

— Całkiem dobrze. Teraz mamy jeden z niewielu wolnych wieczorów. Camila ostatnio dużo pracuje.

Dinah zmrużyła powieki.

— Jakie masz plany względem mojej siostry?

Lauren zakrztusiłla się winem, które w tej samej chwili popijała i ledwie potrafiła odstawić kieliszek na stół, żeby bez problemu zakryć usta serwetką i to na nią bezpośrednio kaszleć. Blondynka siedząca obok uniosła brew na widok jej reakcji oraz natychmiastowo poczerwieniałej twarzy. Spodziewała się, że Lauren od razu się wymiga albo da sensowną odpowiedź, zamiast udawać zaskoczoną.

Albo faktycznie była?

— Znacie się przecież jakieś trzy lata.

— Camilę znam... — odchrząknęła. — Prawie rok.

— No właśnie. A wydajesz się zaskoczona. Spotykacie się dość długo, a Camila nie dawała żadnych nowych ciekawych informacji co do jej statusu.

— Och, umm... — Lauren żałowała, że odstawiła treningi, bo miała niebywałą ochotę, żeby wezwać do siebie brunetkę dla wsparcia.

Ale czy to było takie dobre wyjście? Może sama też czekała na jakąś nadarzającą się okazję do rozmowy na ten temat? Umawiały się dobre pół roku, ale z przerwami, które potrafiły trwać miesiąc bez kontaktu ze sobą. Jednak to wciąż było długo, a one nie uzgodniły, czy idą głębiej w tę relację. Normalnie wszyscy inni byliby już oficjalnie parą po takim czasie, nawet z tymi odstępami czasowymi, jeśli chodzi o kontakt.

— To jest, umm...

— Proszę tylko oszczędź mi określenia: "skomplikowane". To gówniana wymówka.

Lauren nawet nie zdawała sobie sprawy, że złapała się za czoło i zaczęła je nerwowo pocierać.

— Nie rozmawiałyśmy o tym — powiedziała ostatecznie po skrzyżowaniu ramion pod piersiami z nadzieją, że odwlekanie z konkretniejszymi odpowiedziami da jej czas, w którym Camila mogłaby już wrócić i przerwać tę rozmowę. Jej nie wypadało.

— Nie rozmawiałyście? — Dinah oparła policzek na otwartej dłoni. — Mówimy o Camili. Ona na wszystko by się zgodziła. Dałaby ci nawet nerkę. Więc raczej ty nie rozmawiałaś, a nie ona.

Lauren robiło się coraz goręcej. Miała ochotę wyjść i nie wracać. Spojrzenie DJ było na tyle intensywne, że chciała wybiec.

Ale musiała przyznać jej trochę racji. W jakimś stopniu Jauregui wykorzystywała nieśmiałość brunetki, aby nie doszło do rozmowy o związku. 

— Wiesz z kim rozmawia? To nasz tata — starsza przełknęła ciężko ślinę na kolejne słowa DJ. — Normalnie pewnie pozwoliłaby mu podejść, ale przecież to byłoby niezręczne skoro jesteście w..."skomplikowanej" relacji.

Kobieta zacisnęła mocno szczękę, próbując przywołać na twarzy jakąkolwiek ekspresję, która nie wyrażałaby przerażenia.

— Dinah, wiem, że to twoja siostra i się o nią martwisz, jednak każdy ma swoje tempo. Z niczym się nie śpieszymy, bo mamy czas. Camila wie, że może ze mną o wszystkim porozmawiać.

Chyba wie. Wspomianałam jej o tym. Ale czy to też zawiera tę tematykę? Tego już nie określałyśmy.

— To tempo to jest...

— Już jestem.

Jauregui nie sądziła, że w którejś chwili wstrzymywała powietrze, dopóki nie usłyszała głosu Camili i nie poczuła jej ciepłej dłoni na szczycie swojego ramienia. Niemal instynktownie nałożyła na nią swoją, mocno zaciskając palce na skórze młodszej.

— Wszystko w porządku? — Wychyliła bardziej głowę, aby przyjrzeć się twarzy Lauren. — Normani cię szukała, Dinah.

— Nieprawda. Rozmawiałaś z tatą.

Camila powoli uniosła brew.

— Nie testuj mojej cierpliwości i wyrozumiałości w tej chwili, Dinah. Idź do Normani albo po nią pójdę i to nie skończy się dla ciebie dobrze.

— Wszystko jest okej — wymamrotała Lauren, muskając palcem dłoń Camili. Nie chciała tworzyć konfliktu między siostrami.

— Dinah i tak już idzie. 

Blondynka po krótkiej chwili rzeczywiście się podniosła i zniknęła z pola widzenia. Najwyraźniej później wróci do tego tematu z Camilą na osobności. Tak czy siak, zamierzała się wtrącić, bo czuła, że Lauren zaczyna wodzić ją za nos, co nie było w porządku. Ktoś taki, jak jej siostra powinien mieć jakąś stałość w swoim miłosnym życiu, a tymczasem stała na niepewnym gruncie i Jauregui dobrze zdawała sobie z tego sprawę.

— Chcesz porozmawiać o tym, co ci nagadała? — Cabello zajęła miejsce przy starszej, nie przerywając kontaktu między nimi — przeniosła dłoń na przedramię kobiety, mając nadzieję, że trochę ją uspokoi. W końcu była cała zarumieniona na twarzy. To nie mógł być dobry znak. 

— Nie chcę wytworzyć jakiegoś konfliktu między wami.

— Nie musisz się tym przejmować. Dinah jest dorosła. Powinna wiedzieć, co robi i mówi — oblizała usta. — Chcesz już wracać? Słabo się tutaj bawię. Jeśli będziesz chciała porozmawiać w trakcie drogi to w porządku.

Lauren tylko potaknęła.

Camila zgasiła silnik, wyłączyła światła samochodu, po czym odchyliła głowę na fotel z cichym westchnięciem. Zmrużyła powieki, nadal odczuwając dziwny ciężar na barkach. Nie wiedziała, co takiego Dinah powiedziała Lauren, ale przejmowała się tym bardziej niż zapewne powinna. Nie chciała, aby którekolwiek z jej rodzeństwa wzbudzało w kobiecie jakąś niepewność czy wywoływało taką samą reakcję, jaką niedawno mogła zobaczyć. Cokolwiek by się nie działo, Camila wolała porozmawiać o wszystkim z Lauren, a nie za pośrednictwem osób trzecich. 

Przecież miały się komunikować.

— Twoja siostra chyba ma mi za złe — głos Jauregui przebił się przez ciszę, chociaż i tak był ledwie słyszalny — że nie jesteś w związku.

Camila powoli przekręciła w kierunku brunetki.

— Nie przejmuj się nią. Wiem, że to tylko słowa, ale nie warto — przełknęła powoli ślinę. — Nie zna cię, dlatego patrzy na nas powierzchownie.

— Myślisz? Minęło prawie pół roku od momentu, kiedy zaczęłyśmy się spotykać.

— Tak. I co z tego? Mogę czekać kolejne, kolejne i kolejne. I kolejne. I jeszcze kolejne. I jeszcze kolejne — przyjrzała się bladej twarzy. — Chcę, żebyś poczuła się wystarczająco komfortowo, aby ze mną o tym porozmawiać. To nie ja ani Dinah zostałyśmy tyle razy skrzywdzone, żeby nie mieć takiego zaufania do drugiej osoby, a tym bardziej nie mieć pewności, co do samego "związku".

— Ale co z tobą? Takie czekanie na rozmowę nie jest do końca dobre.

— Wolę poczekać, dopóki nie zechcesz poruszyć ze mną tego tematu niżeli przypierać cię do ściany, a później mieć świadomość, że związałaś się ze mną, ale jednak co jakiś czas myślisz, czy za moment cię nie zdradzę, czy nie odejdę. Nie interesuje mnie kolejność i tempo, z jakim będziemy szły — uniosła prawy kącik warg dla zapewnienia Lauren, że to naprawdę w porządku. — Jedyne, czego oczekuję to monogami, niczego więcej.

— Jesteś dla mnie za dobra — Jauregui poczuła dziwny uścisk w klatce piersiowej.

— To nieprawda — Camila oparła się o schowek znajdujący się między fotelami, będąc tym samym dużo bliżej starszej kobiety. 

— Nie chcę, żebyś pomyślała, że cię nie chcę.

— Miło jest usłyszeć takie zapewnienie, ale zdaję sobie z niego sprawę. Gdyby tak nie było, nie traciłabyś ze mną czasu.

— To był...ciężki wieczór.

— Powinnyśmy odpocząć — Camila sięgnęła dłonią do kluczyków, które przekręciła, odpalając na nowo silnik.

Lauren całkiem szybko ujęła nadgarstek kobiety, przesuwając palcami po jej skórze, finalnie przekręcając w przeciwnym kierunku wsadzony klucz. Tuż po tym położyła rękę na ciepłym udzie brunetki, kreśląc na nim najróżniejsze wzroki za pomocą krótkich paznokci.

— Chciałabyś zostać? — Jauregui nie miała bladego pojęcia skąd nagła niepewność w jej głosie.

— Zawsze chcę spędzać z tobą czas, Lauren — odpowiedziała oczywistym. — Jeśli chcesz, żebym została to nie widzę argumentu przeciw.

— Robimy progres, prawda? — Spojrzała w brązowe oczy. — Wcześniej nie zostawałaś tak na noc. Teraz nocujesz, kiedy masz okazję. To progres, prawda?

— Um, tak. Tak, to progres.

— Czujesz się ze mną komfortowo? Kiedy razem śpimy?

Camila zmarszczyła brwi.

— Myślałam, że to oczywiste. Tak, jasne, że czuję się komfortowo — oblizała usta. — Uwielbiam się z tobą przytulać przed zaśnięciem i z samego rana.

— Więc to chyba kolejny progres?

— Tak, Lauren.

— Lubisz być blisko mnie?

— Uwielbiam — odpowiedziała bez wahania. — Za każdym razem czuję się wspaniale, gdy jestem blisko ciebie.

— To znowu progres, tak?

— Tak. Mamy dużo kroków za sobą, nawet jeśli komuś wydawałyby się banalne. To nasze tempo. My je ustalamy.

— Myślałaś kiedyś o tym, żeby się zatrzymać na którymś etapie czy wolisz nadal robić progres?

— Jestem raczej za progresem. Wyjątkiem mogą być jakieś okoliczności, w których jedna z nas nie czuje się z czymś pewnie, komfortowo, czy odczuwa jeszcze coś innego, ale raczej negatywnego. 

— Mam tak samo.

— Wystarczy nam komunikacja i powinno być w porządku, Lauren.

— Tak — zacisnęła bardziej dłoń na udzie brunetki. — Chcesz dzisiaj u mnie zostać?

Camila ułożyła własną rękę na wierzchu tej należącej do Jauregui, która okupowała jej nogę.

— O ile to zaproszenie, oczywiście, że chcę.

———

Słowa: +/- 7.7k.

Uwielbiam momenty, w których niektórzy są święcie przekonani, że całymi dniami siedzę z przyklejonymi dłońmi do laptopa i piszę, ale po złości nie daję kolejnych update'ów, zamiast zastanowić się i dojść do wniosku, że pewnie mam jakieś życie prywatne, obowiązki i zobowiązania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top