⑥①

Prawdopodobnie od połowy znajdą się jakieś błędy, bo nie ogarniam jeszcze nowego laptopa i jego number pada.

———

— I jak się czujesz?

Lauren zerknęła w dół, na Camilę, która miała głowę na poduszce znacznie obniżonej na łóżku niż ona. Jakiś czas temu zjadły nawet późny obiad przy towarzystwie luźnych tematów i wszystko wskazywało na to, że nie będzie potrzeby, aby zajechać do szpitala z palcem.

— Głowa i żołądek mnie bolą, ale jest trochę lepiej po tym, jak zjadłam dwa razy — wymamrotała, mimowolnie układając dłonie na zakrytym koszulką brzuchu. — Już więcej nie piję. To trutka na ludzi.

— Wiesz ile razy to sobie powtarzałam?

Blada dłoń sięgnęła do brązowych loków, zaczesując na boki krótką grzywkę, która była całkiem gęsta. Starsza mogła zauważyć relaks na twarzy Cabello, a to, w jaki sposób się poprawiła na miejscu dało raczej do zrozumienia, że czuje się komfortowo z dotykiem Jauregui.

— Jesteś wyjątkowo cicha — skomentowała Alfa.

— Ty przeważnie jesteś cicha.

— Właśnie. Przeważnie ja mam tę rolę. Czy zrobiłam wczoraj coś złego? Albo powiedziałam?

— Dlaczego zawsze zakładasz złe scenariusze?

— Wolę być przygotowana na zawód i ewentualnie zostać mile zaskoczoną. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytania. Wydajesz się zamyślona od samego początku dnia.

— Nie zrobiłaś niczego złego — zapewniła.

— Nie wygląda to tak, jakbym zrobiła też coś dobrego — Camila przymrużyła powieki, zastanawiając się przez moment, czy może jest jakiś moment, który jest nieskładny w jej pamięci i wskazywałby na jakieś luki z powodu alkoholu.

— Mówiłaś wiele rzeczy.

— Kolejny powód, dla którego nie powinnam więcej pić. Za dużo mówię, w dodatku to pewnie same głupoty.

— Nie określiłabym tego w ten sposób.

— A więc czy to ten czas? Na wielką rozmowę?

— Wielką rozmowę?

Lauren obserwowała podnoszącą się Camilę, która zaczesała kilkukrotnie w tył włosy, zanim przekręciła się tak, aby być bokiem do starszej, krzyżując ze sobą nogi, żeby nie zabierać za dużo miejsca. Opalone dłonie znalazły swoje miejsce na zakrytych kolanach, ściskając je momentami dla drobnego rozładowania emocji, nim brunetka zdecydowała się unieść brązowe tęczówki do zielonych, ciekawskich.

— Nie przyjechałyśmy tutaj tylko dlatego, że jest weekend. Jak wspominałam wcześniej, przeważnie w weekendy pracujesz, a jeśli już masz wolne to nie masz w zwyczaju, z tego, co zauważyłam, wyjeżdżać — Camila przełknęła ciężko ślinę. — Wspominałaś, że chciałaś o czymś porozmawiać, aczkolwiek do tej chwili nie poruszyłaś pierwotnego tematu.

— Kiepsko zareagowałaś, gdy o tym powiedziałam.

— Bo zakładam, że to musi być poważne skoro widzimy się w takich okolicznościach — wskazała dłońmi na pokój.

— W porządku.

Lauren poprawiła się wyżej na swoim miejscu, złączając ze sobą palce na brzuchu. Przez dłuższą chwilę zbierała myśli, ponieważ sama nie wiedziała, od czego powinna zacząć. Trudno było wybrać, co wydawało się łagodniejszym tematem na sam start, zanim przejdą do konkretów i dość istotnych deklaracji — przynajmniej jako deklaracje Lauren traktowała odpowiedzi, które miały nadejść.

— Wczoraj wspominałaś o tym, że jesteś nieśmiała — postanowiła rozpocząć od czegoś, co mogło nie odstraszać aż tak bardzo. — A ja często odbieram to jako dystans z twojej strony. Trudno jest mi rozróżnić w twoim przypadku, czy faktycznie chodzi o nieśmiałość, czy dystans, czy może o coś jeszcze innego — bo może robię coś nie tak, że bywasz dość...chłodna, można by powiedzieć. Nie zawsze, oczywiście, ale było kilka takich momentów.

— Uważasz, że jestem...chłodna? — Cabello powtórzyła powoli, przyswajając do siebie słowa starszej.

— Nie często w tej kwestii. Po prostu miewam takie wrażenie. Częściej chodzi mi o zdystansowanie. Nie wiem, czy akurat jesteś wyjątkowo wrażliwa, czy, uch, po prostu robię coś nie tak i zwyczajnie się dystansujesz, aby nie doszło do konfliktu czy jakiejś nieprzyjemnej sytuacji.

— Nie wiedziałam, że tak to odbierasz — Camila spuściła odrobinę głowę. — Dlaczego nie powiedziałaś niczego wcześniej?

— Miałam nadzieję, że z czasem to przeminie, ale tak się nie stało — westchnęła ciężko. — I zaczyna zastanawiać mnie, czy nie czujesz się niekomfortowo, co byłoby jeszcze gorsze. W końcu nie o to chodzi, prawda?

— Nie czuję się niekomfortowo — Alfa zapewniła pośpiesznie. — To jest... — Zacisnęła wargi. — Trudne do wytłumaczenia.

— Może tylko się takie wydaje.

— To nieśmiałość — zaczęła cicho, niemal szeptem, przerywając całkowicie kontakt wzrokowy z Lauren, przerzucając go na swoje dłonie na kolanach. — I niewiedza. Zawsze...zawsze musiałam skupiać się na wszystkim dookoła mnie, ale nie na sobie. Bez względu, czy chodziło o moje wykształcenie, pracę, dom, podróże... Zawsze robiłam to dla kogoś, bo chciałam spełnić wymagane oczekiwania i nawet moje wyjazdy miały złudnie dać czas dla samej siebie, ale w rzeczywistości non stop zastanawiałam się, co powinnam zrobić po powrocie, kogo odwiedzić, jakie plany snuć dalej. Nigdy, tak właściwie, nie skupiałam się na sobie na tyle, aby faktycznie zwracać uwagę na uczucia, które w jakimś czasie mogłabym zwrócić ku drugiej osobie poza moją rodziną. To jest, um...

Camila poprawiła się na miejscu, czując gorąc na policzkach. Nie chciała powiedzieć dużo, ale z drugiej strony czuła obowiązek, aby wytłumaczyć Lauren swoje zachowanie, ponieważ na dłuższą metę to nie było w porządku — nie powinna myśleć, że czuła się niekomfortowo, tworzyła dystans i tym podobne. Starsza miała rację, mówiąc, że nie o to przecież chodzi.

— Teraz to jest coś nowego, bo nie mogę przewidzieć oczekiwań i nigdy nie miałam sposobności wyjścia poza krąg tego, co jest mi znane; tych, którzy są mi znani i... Umm... — Przetarła nerwowo twarz. — To brzmi idiotycznie.

— Nie brzmi — Lauren uniosła się z miejsca, aby być bliżej kobiety, oczywiście siadając wyprostowana, po czym chwyciła opaloną dłoń, która kurczowo ściskała kolano. Przesunęła po niej kciukiem. — Każda nowa relacja może być trudna na samym początku. Ale my chyba już się tam nie znajdujemy, dlatego nie wiem, co myśleć.

— Przepraszam, jeśli sprawiłam swoim zachowaniem wrażenie, że coś jest nie tak; że ty może robisz coś nie tak. Ja... Um, po prostu jestem poza sferą swojego komfortu, nie znam się za dobrze na relacjach międzyludzkich, takich normalnych, bo zawsze skupiałam się na rodzinie i, ja, uch, próbuję. Staram się, ale to chyba za mało. Przepraszam.

— Nie chodzi mi o przeprosiny, Camila. Chciałabym zrozumieć. Nic więcej.

— Nie znam się na tym — bąknęła cicho, wskazując palcem na dłoń Lauren, która nakrywała jej własną, drugą. — Nie potrafię wyłapać oczekiwań, schematów, za którymi powinnam iść. 

— Ale to nie jest tylko to — Jauregui pokręciła głową. — Wczoraj mówiłaś... Odniosłam wrażenie, że wiele rzeczy chcesz, ale z jakichś powodów się powstrzymujesz i nie chodzi o coś... Mam na myśli naprawdę proste rzeczy i nie rozumiem, dlaczego wiele razy się wycofujesz — czy to moja wina, czy może chodzi o coś innego? Trudno jest mi znaleźć wytłumaczenie, ponieważ nie wydajesz się chętna do rozmowy w tej kwestii.

— Ty również się wycofujesz na swój sposób — Cabello zwróciła uwagę. — Nie znam tego, Lauren. Nie za bardzo rozeznaję się w relacjach międzyludzkich, tym bardziej tego typu. Mówiłam już wcześniej, że nigdy tak właściwie nie miałam sposobności, aby być odrzuconą czy kogoś odrzucić. Ten temat...ta kwestia jest dla mnie czymś nowym i nie potrafię się odnaleźć, dlatego wolę zrobić krok w tył niżeli powiedzieć lub zrobić coś, co mogłoby zakończyć się źle przez niewłaściwą interpretację.

— Camz, nie oczekuję od ciebie wiele — Lauren westchnęła po raz kolejny. — Chodzi mi o naprawdę normalne, proste rzeczy. Nie przypominam sobie, żebyś zbliżyła się do mnie z własnej inicjatywy. Nie wspomnę o przytuleniu mnie, nawet jeśli leżymy na kanapie i oglądamy film. Teraz po prostu nie wiem, czy daję ci wrażenie, że mogłabym cię odtrącić, gdybyś tylko się przybliżyła, czy chodzi o coś innego. Gubię się w tym — postanowiła nie poruszać tematu własnego cofania się. Przynajmniej na ten moment.

— Nie wiem, czy byś tego chciała — Camila zmarszczyła brwi w czystej dezorientacji, unosząc spojrzenie do twarzy brunetki. — Wiem, że mi nie ufasz, dlatego pozostaję w tyle.

— To nie ma z tym związku, okej?

— Z czym ma w takim razie?

— Camz... — Jauregui zacisnęła wargi, nie wiedząc, co powinna powiedzieć. Było wiele odpowiedzi, które mogłaby jej dać, aczkolwiek żadna nie wydawała się wystarczająco dobra. — Nie mam zaufania do nikogo w takich relacjach. Zbyt wiele dostałam po dupie, aby od razu dawać kolejny kredyt zaufania. Wcześniej tak robiłam — dawałam kolejny, kolejny i, kolejny i za każdym razem źle na tym wychodziłam. Jak idiotka, mówiąc wprost. Naiwna idiotka. To nie ma związku z tym, że robisz coś źle, po prostu, umm... — zaczesała w tył włosy, ciągnąc za końcówki. — Nie lubię obnażać się ze swoimi uczuciami i mieć za wysokie oczekiwania, bo nigdy dobrze na tym nie wyszłam. Zbyt wiele razy musiałam przechodzić przez rozczarowanie, więc to nie jest, uch, takie proste. Ale to nadal nie ma związku z tym, że ty robisz coś nie tak. To nie ma podłoża w tym, że nie masz zaznajomienia z takimi relacjami. Chociaż z drugiej strony — Lauren uciekła ze wzrokiem do włączonego telewizora. — Takim podejściem, mam na myśli, mimo wszystko dystansem przez wycofywanie się, nie mam jak przełożyć sobie zaufania, ponieważ tyle, co rozmawiamy nie daje mi zapewnienia, że ta relacja może być z czasem coraz stabilniejsza.

— Nie chodzi mi o brak zaufania w takim kontekście — Camila przygryzła wnętrze prawego policzka przed kontynuacją. — Nie wymagam od ciebie tego, żebyś mówiła mi wszystko, dosłownie wszystko, ale momentami nie mam bladego pojęcia, co w ogóle myślisz o tej relacji, a skoro nie mam żadnej informacji zwrotnej to czuję się dość niepewnie. Bardziej niż normalnie bym była. Chyba... — przetarła oko wolną pięścią, gdy Lauren w tym samym czasie nadal od czasu do czasu muskała wierzch drugiej dłoni kciukiem. — Chyba nie wychodzi nam komunikacja.

— Musimy coś z tym zrobić inaczej — Jauregui nabrała więcej powietrza w płuca — będzie tylko gorzej.

— Co proponujesz? Powiedziałaś, że nie chcesz mówić zbyt wiele, co akurat rozumiem. Może nie na tyle, aby wiedzieć, jak to jest być na twoim miejscu, ale wystarczająco, żeby być wyrozumiała względem tego kredytu zaufania. To niechciane konsekwencje, ta niepewność, to mam na myśli. Ludzie bywają podli. Nadal nie rozumiem, swoją drogą, dlaczego ktoś miałby potraktować cię w taki sposób, ale... — Pokręciła głową, nie kończąc, ale za to spojrzała na Lauren z nadzieją, że ta wymyśli jakieś sensowne rozwiązanie. Starsza nie była głupia. I znała się na tego typu relacjach bardziej niż Camila.

— Nie mam pojęcia. Z mojej perspektywy to nie jest takie trudne, żeby dać drugiej osobie trochę uwagi — ton Lauren był znacznie łagodniejszy. — Nawet przez coś tak prostego, jak przytulenie i tym podobne.

— Rozumiem — Cabello pokiwała głową. — Postaram się być bardziej, umm, powiedzmy, em, czuła. 

— Z drugiej strony nie chcę cię do czegokolwiek zmuszać, okej?

— Wiem — zapewniła cicho starszą. — Ale to są podstawy. Ewidetnie podstawy. Nie wystarczy tylko dużo mówić.

— Więc teoretycznie jedna kwestia jest omówiona. Pobieżnie, ale omówiona — Lauren przekręciła dłoń Camili, aby bezproblemowo złączyć ich palce. — Jakie są twoje oczekiwania?

— Umm... — nie była pewna, tak szczerze, co powiedzieć. — Myślę, że kiedy rozmawiamy o sobie to odpowiadasz bardzo ogólnikowo, bo nie chcesz, żebym cię poznała. Mam przez to na myśli lepsze poznanie, ponieważ masz wrażenie, że mogłabym z dnia na dzień zrobić coś, co mogłoby cię zranić? — Ostatnia kwestia zabrzmiała raczej jak pytanie, bo nie była pewna, czy dobrze ubrała w słowa swoje wątpliwości oraz obserwacje. — Teraz też mam wrażenie, że wybrałaś takie okoliczności na rozmowę, aby mieć pewność, że następnego dnia nie zniknę skoro przyjechałyśmy razem. Często mam odczucie, jakbyś tylko czekała aż któregoś razu wyparuję, zwłaszcza rano, i już więcej nie wrócę.

Och — Lauren poprawiła się na swoim miejscu — tego się nie spodziewałam. Przecież nie mówiłam nic takiego, nie komentowałam, więc skąd taki domysł? Nie to, żeby nie był trafny, ale wciąż...starałam się być dość dyskretna.

Mimowolnie starsza powróciła do swoich porażek, ponieważ trudno na dobre odciąć się od tego, co było złe, podłe i okrutne i właściwie namieszało ci w psychice na tyle, aby być względem wszystkiego podejrzliwą — Lauren taka właśnie była przez konsekwencje po ciągłych porażkach oraz zawodach, ale nie podejrzewała, że Camila mogłaby do tego dotrzeć tak szybko. Mimo wszystko, Jauregui nie zwracała jej szczególnie uwagi, nie wykazywała się jakąś zazdrością ani nie była nachalna czy też dziecinna, jeśli chodziło o przekonywanie młodszej do zostania na noc. Nie miała pojęcia, czym się zdradziła — bo przecież czymś musiała, prawda? Camila obiecała, że nie będzie czytała jej w myślach i, póki co, wszystko wskazywało na to, że faktycznie tego nie robiła, bo inaczej mogłyby w ogóle nie mieć żadnego problemu z komunikacją.

Co dość ironicznie podkreśla, jak wiele poprawiłaby w ich sytuacji zgoda Lauren na to, aby jednak miała dostęp do jej myśli. Niby nic trudnego, przynajmniej przy kimś takim, jak Alfa, ale z drugiej strony... To były myśli Lauren. Bardzo osobiste myśli i samo, właśnie, pomyślenie, że ktoś miałby możliwość wtargnięcia między nie sprawiało, że czułaby się całkowicie obnażona — bo praktycznie rzecz ujmując, nie posiadałaby nic, co byłoby tylko jej.

— Nie lubię rozmawiać na ten temat — przyznała na samym początku cichym głosem, skupiając zielone tęczówki na ich złączonych dłoniach. — Nie wiem czym dałam ci takie odczucie, ale... Cóż, takie sytuacje się zdarzały. Właściwie za każdym razem poza zdradą Lucy, więc...więc...

— Lauren — Camila wyjątkowo uścisnęła ich dłonie, uśmiechając się półgębkiem, nadal zachowując łagodność, kiedy to specjalnie spojrzała prosto w jasne oczy. — Co prawda trudno jest do ciebie dotrzeć, bo również mam wrażenie, że moje zapewnienia brzmią dość pusto, ponieważ każdy może coś takiego powiedzieć, ale... — chrzaknęła cicho. — Ale tak na logikę, może w ten sposób będzie łatwiej skoro nie znam się za dobrze na relacjach między ludzkich — tak na logikę, dlaczego miałabym celowo wstawać z ciepłego łóżka z samego rana, gdy jest mi wygodnie, ty śpisz obok, w dodatku przeważnie do mnie przytulona, dookoła jest spokój i cisza, nie otaczają nas żadne obowiązki? 

— Ludzie mają różne cele. 

Dobrą chwilę zajęło Camili wyłapanie kontekstu.

Och — jej wargi pozostały lekko rozchylone. — No tak. Prawda. Trudno jest mi znaleźć słowa, w które mogłabyś uwierzyć, szczerze powiedziawszy.

— Cóż, generalnie nie ma problemu ze słuchem. Wiara to już inna kwestia.

— Chyba to właśnie jej brakuje — Cabello ukąsiła swoją dolną wargę. — Nie zostaję z tobą, bo czegoś po czasie oczekuję albo mam jakiś misterny plan. Zostaję, bo chcę, nic więcej. Tak po prostu. 

Lauren miała ochotę się zaśmiać, ponieważ łatwo było to powiedzieć. Ileż to już podobnych wersji słyszała — nie mogła ich zliczyć, bo i tak na sam koniec zlewały się w jedno. Jednak, oczywiście, nie wyśmiała młodszej kobiety z racji tego, że coś podpowiadało jej, że te starania z utrzymaniem kontaktu wzrokowego, splecionymi dłońmi i dość imponującą bliskością mogą nasuwać jednocześnie szczerość za tymi jakże prostymi słowami. Aczkolwiek, znowuż, to mogła być kolejna pułapka, w którą Jauregui mogłaby wpaść.

Z drugiej strony umysł podpowiadał, że to przecież Camila — a Camila zawsze była uczciwa, życzliwa oraz niesamowicie łagodna. Przynajmniej w stosunku do Lauren, więc nie pasował jej obraz dwulicowej intrygantki, która chciała się tylko z nią przespać, po czym machnąć krzyżem z ruchu dłoni na drogę i pójść w długą na dobre.

— Ale zdaję sobie sprawę, że łatwo jest to powiedzieć — skomentowała cicho młodsza brunetka. — Postaram się bardziej z moje strony. Może po tym dojdzie do progresu. 

— Najgorsze jest to, że nawet nie wiem, czy powinnam wierzyć w to — wolną dłonią Lauren wskazała raz na siebie, a raz na Camilę.

— Nie rozumiem. Prosze, wytłumacz.

— To całe partnerstwo. Ktoś sobie wymyślił, że tak musi być i jedna ma trzymać się drugiej, ale skąd pewność, że to wszystko jest prawdą? Skąd ty możesz mieć pewność, że akurat warto poświęcać mi swój czas? Bo ktoś z góry tak uznał?

— Och — kiwnęła głową w zrozumieniu. Faktycznie, kwestia partnerstwa bywa problemowa i pozostawia wiele wątpliwości. — Jak mówiłam ci już kiedyś, wcześniej źle się to dla nas skończyło, kiedy próbowałam wszystko zganiać na partnerstwo i przekazać jak najwięcej informacji. Teraz...podchodzę do tego z dystansem. Na tyle, że nie myślę w ogóle o tym pojęciu, po prostu jestem tu i teraz.

— Ale skąd możesz mieć pewność, że tu i teraz powinno być ze mną u boku? Czy w ogóle przy czymś takim jest możliwe, żeby jakiekolwiek uczucia czy sympatia były prawdziwe, czy może tak naprawdę są zwykłym złudzeniem? Jest dużo osób, które szuka drugiej połówki w podeszłym wieku, a akurat ty jesteś wyjątkowo młoda. Skąd masz pewność, że to akurat ja; że powinnaś mi poświęcać swój czas i energię, a nie komuś innemu?

Camila zakładała, że ta rozmowa prędzej czy później nadejdzie. Aczkolwiek podejrzewała, że to ona sama podejmie się konwersacji, gdy ich relacja będzie bardziej stabilna w celu zapewnienia zarówno siebie i Lauren, że nic nie jest wymysłem czy iluzją. Wyprzedzenie przez kobietę zdecydowanie ją zaskoczyło, nie ma co kłamać, ale to ma też swoje dobre strony — im więcej wytłumaczą sobie teraz, tym klarowniejsza będzie dalsza droga i może finalnie dojdą do dojrzałego konsensusu odnośnie ich relacji. Mimo wszystko, wciąż pozostawała dla Camili skomplikowana oraz niezrozumiała, bo jednak niby się kolegowały, można powiedzieć, że była tutaj jakaś przyjaźń, ponieważ sporo o sobie wiedziały, nie były jednak z drugiej strony kochankami, aczkolwiek momentami zachowywały się jak para.

To było nieznośnie dezorientujące.

— Może tego nie pamiętasz, ale na samym początku powiedziałam ci, że przyjeżdżając tutaj wiedziałam, że muszę kogoś znaleźć — Camila oblizała wargi. — Nikt mi tego nie powiedział, nakazał czy zasugerował. Przyjeżdżając, poczułam coś i musiałam zaspokoić ciekawość oraz dość dziwne i trudne do opisania odczucie. Jakimś trafem, po długim krążeniu po Miami, natrafiłam na ciebie. I, znowu, nikt mi tego nie powiedział, nakazał czy zasugerował, po prostu sama mnie zainteresowałaś, chociaż w ogóle cię nie znałam. Domyślam się, że to jest dalekie od prostego spotkania w jakiejś kawiarni, drobnego wypadku przy kawie i późniejszego poznania się w normalnych warunkach, ale... — palce Alfy zaczęły przesuwać się po własnych udach w nerwowym tiku. — W niemożliwy do wyjaśnienia sposób, przynajmniej całkowicie, odnalazłam cię i oto jestem. Oto jesteśmy. Wzbudziłaś moje zainteresowanie.

— Gdyby próbować to uprościć...wszystko sprowadza się do przeczucia.

— Tak. Można tak to określić, ale nie zmienia to faktu, że teraz, po poznaniu ciebie, spędzeniu z tobą czasu to przeczucie czy zainteresowanie trochę się zmieniło — Camila utkwiła spojrzenie na własnych dłoniach, które miała ze sobą splątane. — Zależy mi na tobie, Lauren.

Starsza kobieta mimowolnie się wzdrygnęła przez dreszcze, które owładnęły jej plecy. Słowa wypowiedziane przez Camilę od razu w nią uderzyły niczym buldożer, pozostawiając Jauregui całkowicie bezbronną. Ostatnim razem, kiedy usłyszała cokolwiek, co wskazywałoby na poczucie czegokolwiek względem Lauren, była to Lucy, a warunki towarzyszące jej wyznaniu wskazywały na desperację, której akurat nie szanowała. 

Teraz było, co prawda, inaczej, ponieważ Camila dość nieśmiało to powiedziała i nie patrzyła na nią z szeroko otwartymi, wyczekującymi oczami, tylko czekała na reakcję, nie wtrącając żadnego słowa więcej. Ale nawet takie warunki, choć dogodne, nie pozwoliły Lauren na szybkie wymyślenie odpowiedzi. Nie było to, rzecz jasna, wyznanie miłości, ale brunetka nie mogła zaprzeczyć temu, że poczuła nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej oraz przerażenie. Jeśli w jakimkolwiek stopniu Camila ją okłamywała i później ją zostawi, Jauregui pozostanie ze złamanym sercem, pomimo braku deklaracji ze swojej strony. Była wrażliwa, ale nie lubiła tego pokazywać. Ochrona tej informacji była równocześnie ostatnią linią obrony, którą posiadała i nie mogła jej zaprzepaścić przez wylanie wszystkich rzeczy o sobie.

— Lauren — dłoń Cabello łagodnie ujęła przedramię starszej, przywracając ją do rzeczywistości. Bardzo szybko, wskutek tego, napotkała parę brązowych tęczówek. — Pomimo przyznania się do tego niczego od ciebie nie oczekuję. Przepraszam, jeśli cię wystraszyłam albo odstraszyłam. Nie taką miałam intencję. Chciałam tylko... Chciałam... — Alfa przełknęła z trudem ślinę. — Naprawdę nie obchodzi mnie to całe partnerstwo, w które naiwnie próbowałam wierzyć przy swojej ciągłej samotności. Wolę kierować się tym, co czuję, a to, co czuję mówi mi, że jestem tu i teraz z właściwą osobą. I, mimo to, to nadal cię do niczego nie zobowiązuje, ale być może zmniejszysz swoje wątpliwości po tym, jak powiedziałam prawdę. Bo zawsze mówię ci prawdę, wiesz o tym, tak?

Lauren tylko pokiwała głową, chłonąc kolejne i kolejne słowa, sprawiając tym jednocześnie, że jakiś niewidzialny ciężar zasiedlił się na jej barkach, a ona sama miała ochotę zwinąć się w kłębek na łóżku i odseparować się kołdrą od wszystkich uczuć. Bo uczucia były skomplikowane, trudne, a ona sama z natury bywała naiwną romantyczką, więc szybko potrafiła wpadać w zauroczenia, przez które zawsze dostawała mocno po dupie. Nie chciała tego po raz kolejny, ale na dłuższą metę wiedziała, że to nieuniknione, jeśli Camila będzie... Cóż, jeśli Camila będzie Camilą, czyli tą paskudnie uroczą, przerażająco łagodną oraz do porzygu troskliwą kobietą. I jeżeli Lauren da się w to wciągnąć to trudno będzie o odwrót bez zranienia samej siebie. Ponownie.

— Teraz, umm... Nie wiem, czy, ja, umm... — Cabello zmarszczyła brwi, a jej głos cały czas drżał. — Nie wiem, czy nie za bardzo się z tym pośpieszyłam i faktycznie cię odstraszyłam. Nie sądziłam, że, um, że... Ja naprawdę... — wyprostowała bardziej plecy, wykrzywiając twarz w grymasie trochę porażki, trochę zawodu, a trochę smutku. — Przepraszam. Nie chciałam cię wystraszyć — powtórzyła powoli oraz szeptem, jakby bała się dodać coś więcej głośniej, bo Lauren mogłaby źle zareagować.

— Nie, to... To jest — starsza kilkukrotnie zamrugała — w porządku, znaczy... Nie odstraszyłaś mnie. Po prostu zaskoczyłaś. Nie takich odpowiedzi się spodziewałam, a głównie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Mam na myśli, um, partnerstwo, nie dopytywanie, czy ci na mnie zależy albo...albo coś.

— Czy masz jeszcze jakieś pytania? Odnośnie partnerstwa albo czegoś innego?

— Nie, uch, chyba nie.

— W porządku — głos Camili pozostawał taki sam. — Czy między nami...jest wszystko, um, okej?

Lauren uniosła wzrok.

Mogłaby przyznać, że to dużo, jak na raz. Mogłaby przyznać, że jest trochę przerażona. Mogłaby przyznać, że nadal ma wątpliwości.

Jednak, znowuż, Lauren nauczyła się, że powinna zachowywać takie rzeczy dla siebie, ponieważ ludzie potrafili je wykorzystywać, aby dopiąć swego. I, ponownie, to nie była wina Camili, ona nie robiła niczego złego, po prostu — cóż, po prostu starsza nauczyła się, na co powinna uważać, żeby się nie sparzyć, to wszystko.

Ostatecznie brunetka wyciągnęła dłonie do Cabello, poruszając znacząco palcami, aby ta się przesunęła. Zrobiła to, rzecz jasna, natychmiastowo, chociaż dość niepewnie, pochylając górną część ciała po tym, jak ułożyła dłonie na materacu. Nie spodziewała się, że zostanie porwana w uścisk, a uda Lauren otulą jej talię, kiedy ta praktycznie pociągnie ją na siebie, lądując plecami na łóżku. Alfa instynktownie zesztywniała, podtrzymując się na przedramionach, aby nie zgnieść starszej, po czym spojrzała na nią z dezorientacją wypisaną na twarzy.

— Chyba nie nadążam — przyznała cicho, na co Lauren podniosła odrobinę głowę, by z łatwością złapać dolną wargę Camili między swoje usta przed przyciągnięciem jej niżej za szyję.

Cabello byłaby głupia, gdyby się odsunęła i zaczęła zadawać kolejne pytania — czego nie zrobiła. Pozwoliła na to, aby chociaż przez moment zapomnieć o ich rozmowie i udawać, podczas wielu, wielu pocałunków, że wszystko jest w porządku i nie trzeba się niczym martwić. Tak było łatwiej — udawać, ale z drugiej strony oczywiste było, że prędzej czy później ponownie wrócą do tej konwersacji.

Alfa poczuła gorąc na policzkach pnący się w strone uszu, które zdążyły przybrać bardziej czerwony kolor, kiedy miękkie wargi wędrowały po surowo zarysowanej linii szczęki, pozwalając odczuć nowe doznania, do których nie była przyzwyczajona — psychicznie i fizycznie. Nie pomagała niesamowita blikość przy ciele Lauren, która nadal nie zmniejszyła uścisku nóg.

W przeciętnie krótkim czasie dłonie Jauregui zaczęły wędrować po zakrytych plecach młodszej, a prawa noga przesunęła się niżej, owijając się na swoje możliwości wokół uda Cabello, przysuwając ją jeszcze bliżej w kontaktcie biodra do bioder. Camila, szczerze powiedziawszy, niewiele robiła — kiedy Lauren zdecydowała się ją pocałować to oczywiście to odwzajemniała, ale gdy tylko podróżowała miękkimi ustami po innych częściach jej twarzy bądź szyi, niemal leżała podparta na przedramionach nie wiedząc, co powinna ze sobą zrobić. Ta pewna siebie strona zdążyła na dobre się ulotnić w chwili, gdy alkohol odpuścił jej ciało do tego stopnia, aby przywrócić pracę racjonalnego myślenia. Jakoś teraz, będąc trzeźwa, choć na kacu, nie mogła wyobrazić sobie ponownego uszkodzenia szyi Lauren, która wyglądała, jakby była w samych siniakach. Również z tego względu nie odważyła się tknąć jej w tamtym regionie, w obawie przed dyskomfortem.

Ale, cóż, Camila jednak po części była człowiekiem, a człowiek nie zawsze potrafi kontrolować wszystkie reakcje własnego ciała, tym bardziej, gdy mowa o kontakcie z drugą osobą, dlatego od momentu poczucia nasilających się dreszczów, próbowała stosownie, aczkolwiek dość dyskretnie odsunąć swoje biodra, aby nie zaliczyć zawstydzającej sytuacji. W teorii to wydawało się niezwykle proste, jednak w praktyce, kiedy tylko za szybko się odsunęła, noga Lauren przyciągała ją z powrotem z impetem, wskutek kończyła z mocno pogryzioną wargą, aby powstrzymać odgłosy ze swojej strony.

Dopiero w momencie, kiedy prawa dłoń starszej brunetki znalazła się na dole jej pleców, bawiąc się między palcami materiałem koszulki, Camila wypuściła drżący oddech i odsunęła się już na tyle znacząco, aby Lauren przerwała i spojrzała na nią z dezorientacją.

— Coś nie tak? — Zapytała młodszą odrobinę zachrypniętym głosem, przyglądając się z uwagą jej twarzy.

— Myślę, że, umm... — wstyd ukazał sie na zdradliwych policzkach poprzez rumieńce. — Chyba powinnyśmy trochę zwolnić.

Lauren uniosła pytająco brwi, nie wyłapując o co jej chodzi — bo dla niej to było zwykłe obściskiwanie się, czyli nic szczególnie nowego.

— Chyba lepiej nie iść, umm, o krok dalej w naszej obecnej sytuacji — Camila wymamrotała w pośpiechu. — To mogłoby narobić, em, więcej pro-o-oblemów, niż to konieczne.

Tym razem Lauren zmarszczyła brwi, próbując odpowiednio zinterpretować słowa młodszej. Nie zajęlo jej to długo — przynajmniej tym razem.

— Myślałaś, że chcę teraz uprawiać seks?

Na te słowa powieki Camili bardziej się rozszerzyły, aczkolwiek spojrzenie straciło na swojej pewności, choć pierwotnie nie miało jej wiele.

— Och — Lauren oparła tył głowy na poduszkach. — Tego się nie spodziewałam.

Jauregui właściwie sama nie wiedziała, co chciała zrobić. Nie miała jakiegoś planu. Po prostu chciała być blisko Camili, dając się wciągnąć w złudne przekonanie, że wszystko, co jej powiedziała jest prawdą i znajduje się w ramionach właściwej osoby.

— Dlaczego myślisz, że będą problemy?

— Bo mi nie ufasz — odpowiedziała Cabello, jakby to było takie oczywiste. — A tutaj jest to po prostu okazja, bo, umm, przecież wracamy razem jutro, więc...więc mimowolnie nie mogłabym sobie odejść rano, czy coś w ten deseń, bo jednak to byłoby maksymalnie podłe z mojej strony. Nie wiem, kim musiałabym być, żeby coś takiego zrobić, ale... Um, ale chodzi mi o to, że tutaj jest, choć może się mylę, większa szansa na to, że zostanę, przynajmniej w twoim rozumowaniu niż jakbyśmy były, na przykład, u ciebie w domu — Camila powoli się podniosła, siadając pośladkami na piętach. — To bardzo źle brzmi, ale... Ale wolałabym, żeby nie wykorzystywać takich okoliczności, bo i tak na koniec dnia nie masz do mnie zaufania, dlatego to mogłoby więcej skomplikować niżeli rozwiązać.

— Nie miałam żadnego planu, jeśli o to chodzi — Lauren poprawiła się na swoim miejscu. — Nie sądziłam, że odczujesz, że akurat chcę uprawiać seks.

— Znaczy, umm, to nie tak — pokręciła głową, czując jeszcze większy wstyd. — Powiedziałam, umm, po prostu na przyszłość. 

— Ale chyba masz rację. Generalnie — zmierzyła kobietę z góry na dół, unosząc na koniec brew. — Jednak przynajmniej teraz widzę, że w ogóle cię ruszam — kiwnęła lekko brodą, wskutek czego głowa Camili natychmiastowo się pochyliła, przez co mogła zobaczyć uwypuklenie na swoich dresach. Instynktownie naciągnęła materiał koszulki przy pomocy prawej dłoni, chrząkając cicho. — Nie powiedziałam tego, żeby celowo cię zawstydzić.

— Uch, przepraszam za to — wymamrotała, nie przejmując się słowami Lauren. Teraz skupiła się na tym, że jej głupie ciało ostatecznie zareagowało na bliskość, przez co wychodzi na jakiegoś nastolatka, który po raz pierwszy ma do czynienia z obecnością kobiety, a jest w okresie buzujących hormonów. W każdym sensie to było dla Camili zawstydzające. I żenujące.

— Nie przeszkadza mi to — zapewniła ją starsza. — Nie powinnaś się wstydzić. To bardziej pochlebiające, jak dla mnie, że wywołałam taką reakcję. Normalnie, cóż... Ciężko mi stwierdzić, czy cokolwiek cię rusza, bo wydajesz się zdystansowana, o czym już rozmawiałyśmy.

Camila naciągnęła bardziej koszulkę, jednak uniosła głowę.

— Staram się, umm, po prostu nie pokazywać zbyt wiele, żeby się nie narzucać. Oczywiście, że mnie, em, że wywołujesz u mnie reakcje. Różne. Nie tylko tą... Znaczy, nie chcę cię osaczać, dlatego bardziej się wycofuję.

— Za to ja chcę przeciwieństwa wycofywania się — Lauren wysunęła dłoń do kobiety, czekając cierpliwie, aż ta ją chwyci. — Chcę, żebyś była blisko. Chcę twoich reakcji. Bez nich nie wiem, czy w ogóle mam na ciebie wpływ. A, w teorii, powinnam jakiś mieć, skoro się spotykamy.

— Masz — bąknęła cicho Alfa, ujmując dłoń Jauregui.

— Dopiero teraz zauważyłam. Przeważnie, jak już, to był poranny wzwód, więc niewiele miałam z tym wspólnego.

Słowa starszej wcale nie pomagały w pozbyciu się zawstydzenia, wręcz przeciwnie. Bo faktycznie, prawdopodobnie to jest pierwsza taka sytuacja, w której Camila nie znajdowała się od razu po zmienie formy albo nie był to ranek, gdzie taka reakcja ciała była jeszcze możliwa do wytłumaczenia. Teraz nie miała się czym bronić, bo jednak...cóż, Lauren była Lauren, czyli piekielnie atrakcyjną, niesamowicie atrakcyjną oraz często ujmująco słodką kobietą. Nie ma co się dziwić, że Camila mimowolnie zareagowała na bliskość, aczkolwiek przedtem nie znajdowywała się w takich sytuacjach, więc nie mogła od tak przełknąć wstydu i ruszyć dalej.

— Chodź do mnie — Jauregui ponownie się odezwała. — Możemy po prostu poleżeć. Wiem, że pewnie nadal trochę męczy cię kac. A przynajmniej ból głowy.

— Umm...

Cabello spojrzała niepewnie w stronę brunetki, nadal trzymając kurczowo swoją koszulkę.

— Naprawdę mi to nie przeszkadza — zapewniła cicho. — Prędzej tobie może niżeli mnie. Zapewniam, że nie gryzę ani nie zaczepiam.

Alfa rozważała przez chwilę możliwość położenia się obok Lauren — właściwie, bądźmy szczerzy, dość szybko zajęła obok niej miejsce. 

(whipped)

Tym razem, Lauren objęła ją jednym ramieniem, które znajdowało się pod szyją młodszej. Od czasu do czasu przeczesywała jej brązowe loki, kiedy druga dłoń znajdowywała się na brzuchu Jauregui. Właściwie cały przód był przyciśnięty, choć nie tak mocno, jak wcześniej, do boku starszej, co wcale jej nie przeszkadzało. Ciepło oraz dziwne, promieniujące dreszcze były raczej mile widziane, więc nie miała powodu, by narzekać. Zwłaszcza, gdy leżała tak spokojnie, oddychając całkowicie regularnie, bawiąc się od czasu do czasu materiałem własnej koszulki, usilnie trzymając biodra zdala od uda Lauren, żeby przypadkiem nie napierać na nią erekcją, która raczej tak szybko nie wyparuje.

— Widziałam twój tatuaż — wymamrotała znikąd Camila, zerkając kątem oka na Lauren, która zwróciła w jej stronę głowę.

— Zależy który?

— Widziałam tylko jeden. Wczoraj, um, jak wychodziłyśmy z jacuzzi. 

— Ten na nodze czy pod biustem?

— Nie zwróciłam uwagę na nogę — zmarszczyła brwi, będąc autentycznie zaskoczona. — Ale to nie znaczy się gapiłam! To było przypadkiem. Znaczy, tego, umm, tatuażu nie da się nie, em, nie zauważyć.

Lauren zaśmiała się lekko, kontynuując przeczesywanie włosów Camili, tym razem z nadzieją, że to ją trochę uspokoi.

— To najbardziej bolesny tatuaż, który sobie zrobiłam przez to, że jest w większości na żebrach. Co prawda, z przodu, ale jednak to klatka piersiowa.

— Nie spodziewałam się, że masz duże tatuaże. Widziałam tylko te małe.

— To jest jeden z największych. Zaskoczona wzorem?

— Umm, skojarzył mi się z tą piosenkarką — przyznała cicho. — Ale nie pamiętam imienia. Jakoś, em, Rihunna.

— Rihanna — poprawiła ją, niedowierzając, że Camila nie powiedziała poprawnej nazwy. — I faktycznie, również ma skrzydła, ale akurat chyba z jakąś postacią z faraonem albo kimś takim. Ja mam same skrzydła i bardziej nowoczesnym stylu, chociaż umiejscowienie jest raczej takie same.

— Byłam blisko. Z imieniem.

— Zdecydowanie muszę cię douczyć — westchnęła ciężko Lauren, ale na ustach nadal miała uśmiech. — Cóż, w takim razie skoro nie zwróciłaś uwagi na moje pozostałe tatuaże...

— Nie wgapiałam się — wymamrotała, wysuwając dolną wargę. 

— Z takim podejściem to chyba więcej nowych nie zobaczysz — zaśmiała się lekko. — Myślałam nad zrobieniem dziesiątego.

— Wow, dużo tatuaży i piercing. W porównaniu do mnie jesteś rebelem, czy jak to tam się określa.

— Nie jestem rebelem — uniosła palec wskazujący od dłoni, która wcześniej znajdowała się na jej własnym brzuchu. — Po prostu robię to, co chcę, Camz, to znacząca różnica.

— To raczej dobra rzecz. Przez takie podejście można zbudować stabilniejszą pewność siebie.

Och, gdybyś tylko wiedziała, w jakim błędzie jesteś.

Akurat Lauren, ze wszystkich osób, które znała, miała najmniejszą pewność siebie, aczkolwiek była wspaniałą aktorką — przez 28 lat swojego życia grała rolę rozważnej i odważnej, uczuciowej, choć dalekiej od uległej, doceniającej swoją wartość kobiety.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top