⑥⓪

— Teraz musisz iść do łazienki, okej? — Lauren powoli zabrała ręcznik z głowy Camili, którym osuszyła odrobinę jej włosy. — Weź sobie ubrania i po prostu się przebierz. Na suszarce zostaw strój.

Kobieta pokiwała ochoczo głową, roztrzepując swoją krótką grzywkę z uśmiechem przyklejonym do ust. Starsza miała nadzieję, że kontaktuje ona na tyle, aby faktycznie się przebrać, tym bardziej bez żadnego wypadku w formie poślizgnięcia. Nie podejrzewała, że alkohol aż tak mocno w nią uderzy — zapominała, że nie miewała z nim do czynienia i jej odporność na tego typu trunki jest znacznie, znacznie mniejsza.

— W międzyczasie pójdę sprzątnąć kieliszki i butelkę z jacuzzi. Poradzisz sobie?

— Tak, tak, szefowo — owinęła się szczelniej ręcznikiem, którym Lauren kazała się jej wytrzeć od razu po wyjściu, tuż przed przekroczeniem progu domku, aby nie narobić bałaganu. 

— W porządku. W razie czego możesz mnie zawołać — zerknęła na Cabello, która już skierowywała się do wejścia łazienki.

Jauregui westchnęła cicho, oddając się chwilę później, po upewnieniu, że już na samym początku Camila nie wywinęła orła na płytkach. Nie słyszała żadnego huku, szmeru czy przekleństwa, więc uznała, że brunetka zajęła się tym, czym powinna bez większych problemów. 

Pozbieranie wszystkiego, wyniesienie do kuchni, obmycie oraz wyrzucenie butelki zajęło jej zaledwie chwilę, ku własnemu zadowoleniu, ponieważ na dworze zrobiło się dość chłodno — a może wcześniej nie odczuwała tego przez ciągłe przebywanie w gorącej wodzie oraz wino, ciężko powiedzieć. W każdym razie, całkiem sprawnie wróciła do sypialni, ułożyła się na łóżku, bo jako pierwsza się przebrała, kiedy Camila mozolnie próbowała się osuszyć dużym ręcznikiem w międzyczasie.

Lauren usilnie próbowała nie wracać dzisiaj — chociaż ten jeden raz — do słów wypowiedzianych przez upitą kobietę. Mogła być to prawda, miała niemal pewność, ponieważ słowa Cabello były zdecydowane oraz uzasadnione, więc najprawdopodobniej rozwiązał się jej język i, o ile przypomni sobie, co powiedziała, będzie tego żałowała. Dla Jauregui z drugiej strony był to pewien sygnał, że jednak nie kryje się ze wszystkim tak dobrze, jak sama podejrzewała, ale samo to, że Camila opowiedziała o wszystkim w konkretny sposób, dało do myślenia. Nie miała racji co do tego, że ktoś wcześniej podobnie wydedukował dystans. Nikogo to, tak szczerze, nie obchodziło na dłuższą metę. Komplementy się zgadzały, słyszała wiele podobnych, które kierowała do niej brunetka, aczkolwiek i tak brzmiały one szczerzej niż u poprzedników i poprzedniczek.

Jauregui zdecydowanie miała mętlik w głowie. Musiała porozmawiać z Camilą, tak na poważnie, zwłaszcza o dręczącej ją kwestii i może powrócić do tego, co dzisiaj wyszło na jaw. Wyszłaby przez to poza swoją strefę komfortu, ale co innego jej pozostało? Alfa zbyt dobrze rozpracowała nieufność oraz ciągłą samotność Lauren, pozostawiając ją w pewnym sensie wyeksponowaną. Nie podobało się jej to w żadnym stopniu, ale przecież zdecydowały wspólnie, że będą ze sobą rozmawiać. 

Bo jednak komunikacja jest kluczem.

Szkoda tylko, że za tą komunikacją można było łatwo odkrywać kolejne warstwy siebie w celu pozwolenia na poznanie przez tę drugą osobę, pozostając w pewnym momencie kompletnie bezbronnym.

A Lauren szczerze nienawidziła być bezbronna.

— Woah, ale tu się kręci — starsza natychmiastowo przekręciła głowę na bok i uniosła się do pozycji siedzącej, kiedy Camila na kilka sekund wkroczyła pewnym krokiem do sypialni, całkowicie przebrana, po czym stanęła w miejscu z wyciągniętymi w przód ramionami.

— Łóżko jest tutaj, Camila — Lauren powoli opuściła materac i wyciągnęła dłoń do kobiety, która dopiero przy drugiej próbie ją złapała.

— Troisz mi się — Cabello zmarszczyła nos, w dość specyficzny oraz niezwykle uroczy sposób, zanim ufnie podążyła za brunetką. — Ledwie mogę się skoncentrować, kiedy jesteś jedna.

Lauren zaśmiała się lekko, obserwując, jak kobieta z jej pomocą wdrapuje się na materac, ostatecznie pozostając na kolanach, z wyprostowanymi plecami, kiedy Jauregui sama ułożyła się z powrotem na poduszki.

— Połóż się — powiedziała młodszej. 

— Nie mogę, bo nie wiem gdzie — Alfa zmarszczyła brwi. — Czworzysz mi się.

— Aż tak? — Jauregui przekręciła w bok głowę. — Współczuję w takim razie, że widzisz mnie poczwórnie.

— Dlaczego współczujesz?

Camila pozwoliła, aby Lauren chwyciła jej dłonie, ułożyła je na własnych ramionach, po czym nakierowała przy przytrzymaniu talii młodszą na odpowiednią, pustą połówkę materaca. 

— Nie odpowiedziałaś mi — upomniała się, na co starsza przeklęła swój sarkazm w myślach. — Twoja skóra jest taka miękka i gładka — zmieniła nieświadomie temat, nawiązując do dłoni, które przeczesały jej włosy tak, aby nie opadały na twarz. — Jesteś pewna, że jesteś człowiekiem?

— Jestem całkiem pewna — ułożyła się niedaleko kobiety. — Unieś trochę biodra.

— Po co? — Choć zapytała, uprzednio zrobiła to, co powiedziała jej Lauren.

— Chcę zabrać spod ciebie kołdrę, żeby nas przykryć.

— Och, w porządku — kiwnęła głową, czując śmieszne wirowanie, jakby jej umysł postanowił robić jakieś wyskoki i obroty, odczepiając się od kontroli nad ciałem. — Ta poduszka jest miękka — wymamrotała chwilę później, przymykając powieki. — Nie mogę na ciebie patrzeć, bo jest ciebie aż cztery, a już jedna para twoich oczu mnie stresuje.

— Nie zamierzałam cię niczym zestresować — odpowiedziała łagodnym tonem Lauren, nakrywając na kobietę kołdrę, dostrzegając, że odrobinę zadrżała. — Chłodno ci?

— Troszeczkę — oblizała usta. — O nie! Nie czuję ust! — Natychmiastowo otworzyła oczy, wysuwając dolną wargę. — Co się stało?

— Czasami tak się zdarza, gdy wypije się za dużo alkoholu — zapewniła ją starsza. — Nie masz czym się przejmować, przejdzie ci, gdy trochę wytrzeźwiejesz.

— Hmm... 

Camila zmarszczyła brwi, dotykając koniuszkami dwóch palców dolną wargę z konsternacją wypisaną na twarzy. Lauren przyglądała się jej z łagodnym półuśmiechem, mając trochę ubaw z jej upojenia, a z drugiej strony podziwiała urokliwą stronę kobiety. Czasami zapominała, że niewiele doświadczyła w swoim życiu, bo jest znacznie młodsza. W końcu jest między nimi przepaść aż 5 lat. 

Na jakiś czas Jauregui odepchnęła ten fakt, a jednak takie sytuacje kazały na nowo zastanowić się, czy kobiety nie różnią się za bardzo od siebie. Pomijała kwestię zaufania, uczuć oraz partnerstwa. Niby znała już trochę Camilę, aczkolwiek to nadal wydawało się niewystarczające. Przecież mogły mieć naprawdę odmienne priorytety, pomimo dojrzałości brunetki. To już kolejna kwestia, którą trzeba by było dodać do listy do omówienia.

— Och, nie! — Młodsza rozszerzyła powieki, po czym szybko przekręciła na bok głowę, przestając zerkać na Lauren. 

— Co się stało?

— Zapomniałam, że jest ciebie aż trzy — wymamrotała. — Już i tak jedna mnie onieśmielasz — ułożyła własną dłoń na mostku, zamykając szczelnie oczy. — Moje serce tego nie wytrzyma.

Lauren ponownie nie kryła śmiechu, który nadal był nasycony rozczuleniem oraz rozbawieniem, niżeli prześmiewczością na bzdury wygadywane przez brunetkę. Bezwiednie sięgnęła do policzka Cabello, muskając skórę koniuszkami palców aż do samej szczęki, która była nadto uwydatniona przez pozycję głowy, w której ta się znajdowała. Miękkość oraz ciepło biło od każdego możliwego skrawka skóry młodszej, bez względu na to, jaka temperatura panowała w miejscu, w którym były — to Lauren zauważyła już jakiś czas temu i nadal była pełna podziwu. Co więcej, znajome, choć nieustannie trudne do zaadoptowania dreszcze rozeszły się od miejsca zetknięcia ich ciał, przez całe ramię, po czym rozprzestrzeniło się po całym ciele. Kolejny moment, do który się powtarzał, a do którego Jauregui jeszcze nie potrafiła przywyknąć, a który potrafił być uzależniający. Bo przecież, kto nie chciałby czuć czegoś dobrego przechodzącego przez ich ciało, prawda?

— Wyjątkowo dużo dzisiaj mówisz — skomentowała starsza. — To przeciwieństwo codzienności. Daje mi to trochę do myślenia.

— Dlaczego? — Camila podłożyła pod głowę zgięte ramię, odwracając głowę w stronę kobiety, jednak nadal utrzymując zamknięte powieki. Nawet teraz skupiała na niej uwagę na swój sposób, czego większość by nie zrobiła, jeśli leżałaby w wygodnej dla siebie pozycji.

— Zastanawia mnie, czy to taka duża nieśmiałość, czy może robię coś, co wywołuje takie wycofanie na co dzień.

— To coś nowego — odpowiedziała natychmiastowo, uchylając minimalnie powieki. — Nieśmiałość. Znaczy, nie ona jest czymś nowym, ale znajdowanie się w nowej sytuacji ją wywołuje.

— Nowej sytuacji.

— Mówiłam, że nigdy nikt mnie nie odrzucił, ponieważ nikt mnie nie chciał na pierwszym miejscu ani ja nigdy nikogo nie odepchnęłam, bo nikogo nie chciałam — westchnęła cicho. — Skupiałam się na wielu aspektach życia — rodzinie, pracy, trochę sobie, poznawałam sporą część świata, jednak w żadnym z tych aspektów nie musiałam mieć do czynienia z bardziej romantyczną wersją relacji. To nowość i dlatego obudziła się we mnie nieśmiałość, chociaż mój brat powiedział, że zachowanie, jakim się wykazuje bardziej wygląda na paniczny strach niżeli to, w co wierzę.

— Hmm.

— Jesteś dobrym człowiekiem, Lauren, wiesz o tym?

Kobieta uśmiechnęła się po raz kolejny, choć wciąż łagodnie.

— Nie jestem zwolenniczką patrzenia przez pryzmat dobra i zła. Przynajmniej nie tylko i wyłącznie. 

— A czego zwolenniczką jesteś?

— Starań — Lauren podparła głowę na dłoni, uprzednio układając zgięty łokieć na poduszkach. — Staram się być dobrym człowiekiem.

— Jesteś dla siebie surowa — Camila przetarła jedno oko palcami — za surowa.

— Być może. Ale ty również.

— Nie lubię nieznanego. I nie lubię być nieporadna. Chociaż właściwie mam dwa w jednym, kiedy chodzi o ciebie. To coś nowego i jestem przez to bardzo nieporadna. 

— Może wykorzystajmy to, że teraz wyglądasz na całkiem zrelaksowaną.

— To znaczy? — Cabello uchyliła bardziej lewe oko.

— Co chciałaś zrobić, gdy chodzi o nas, ale się powstrzymywałaś? — Jauregui przyjrzała się uważnie twarzy młodszej. — Możesz wykorzystać okazję, że nie przywiązujesz tak bardzo uwagi do tego, co robisz i mówisz — wyjaśniła, choć oczywiste było to, że nie posunęłaby spraw za daleko. Nigdy nie wykorzystałaby kogoś w stanie nietrzeźwości. Nic poważnego nie wchodziło w grę. Po prostu była ciekawa, czy Camila zrobiłaby cokolwiek, tak naprawdę.

— Dlaczego to proponujesz?

— Jestem ciekawa — przyznała. — I zastanawia mnie, czy faktycznie cokolwiek byś zrobiła. Zawsze jesteś bardzo zdystansowana.

— Tak to odbierasz?

— Tak to wygląda, ale może nie zdajesz sobie z tego sprawy.

— Hmm...

Camila uniosła się odrobinę wyżej na poduszkach, z dłońmi splecionymi na brzuchu. Oczy miała przymrużone, brwi ponownie zmarszczone, a zamyślenie było widoczne na całej twarzy. Lauren uważnie ją obserwowała, nie popychając dalej w stronę zrobienia czegoś poza strefę komfortu, przecież to była tylko sugestia. Nie miała na myśli niczego złego, tym bardziej czegoś, co mogłoby być ryzykowne dla ich dwójki skoro tak dużo spraw zostało jeszcze do omówienia, aby ta relacja dobrze prosperowała.

— Co myślisz, że mogłabym zrobić? 

Jauregui uniosła brew, zaskoczona kontynuacją tematu, ponieważ Camila trwała w ciszy dobry kawałek czasu, więc założyła, że akurat ta kwestia ostatecznie zostanie zepchnięta na bok i, co najwyżej, rozpocznie się nowy temat bądź ewentualne stwierdzenie, że jest zmęczona i chciałaby położyć się spać. Miłe zaskoczenie.

— Trudno cię rozgryźć.

— Dlaczego? Przecież jestem z tobą szczera.

— Jesteś szczera, ale zamknięta w sobie. Nigdy nie widziałam cię w bardziej zrelaksowanej wersji. Zawsze jesteś spięta. Mniej lub bardziej, ale jesteś. Trudno jest wiele po tym wywnioskować — Lauren zacisnęła na moment wargi, gdy Camila podniosła się do siadu, unosząc jedno kolano, na którym oparła ramię, a następnie prawą stronę twarzy, aby nadal pozostać skierowaną z oczami w kierunku starszej. — Ale jest jakiś progres. Nie sztywniejesz, kiedy cię całuję, a na samym początku byłaś bardzo tym zestresowana, choć nic nie mówiłaś.

— Denerwuje cię moje zachowanie?

— Nie — odpowiedziała natychmiastowo Alfie. — Nie kładziesz się?

— Nie-e.

— Dlaczego?

— Mówiłaś poważnie z tym wykorzystaniem okazji?

— Oczywiście, ale to nie zmienia faktu, że nie popchnę cię do zrobienia czegokolwiek, czego byś sobie nie życzyła. Nie przesadzajmy.

— Wiem, że byś tego nie zrobiła — uniosła prawy kącik warg.

— To co? Kładziesz się?

Camila odchyliła w tył ramiona, opierając płasko dłonie na materacu, po czym całkowicie skupiła uwagę na kobiecie, która teraz znajdowała się bliżej. Uważnie przyglądała się — cóż, na miarę możliwości w jej stanie — twarzy brunetki, która aż prosiła się o dotknięcie. Gdyby nie ta głupia nieśmiałość, trudność w odnalezieniu się w nowej sytuacji to z pewnością nie wychodziłaby na taką ciapę. Czasami Alfa miała wrażenie, że powinna dziękować Lauren za cierpliwość, którą się wykazywała.

— Czemu się nie kładziesz?

— Obserwuję — wymamrotała cicho — ciebie. Jesteś piękna, wiesz?

Policzki Lauren bardzo szybko się zarumieniły, ponieważ nie zwykła słyszeć takich komplementów znienacka, a Camila potrafiła za każdym razem brać ją z zaskoczenia, wskutek czego trudno było dobrze zareagować. Nawet nie wiedziała, że nieświadomie spuściła spojrzenie, dopóki nie poczuła, że Cabello przybliżyła się samoistnie do jej ciała.

— Jestem przekonana, że ludzie albo odwracają wzrok, ponieważ tak bardzo ich onieśmielasz, albo wpatrują się w ciebie, jak w arcydzieło i nie mogą przestać — ciepła, opalona dłoń Camili zetknęła się na trwałe z lewym policzkiem Jauregui. — Przeważnie należę do tej pierwszej grupy — skrzyżowała ich spojrzenia, wyglądając zaledwie przez moment na trzeźwą. — I nie chodzi mi tylko o wygląd. Cała onieśmielasz, wszystkim. 

Lauren nie odpowiedziała, ponieważ najzwyczajniej na świecie nie wiedziała, co mogłaby z siebie wykrztusić. Nie tylko słowa, ale bliskość oraz ciągły, łagodny dotyk nadawały więcej prawdziwości każdej wypowiedzi. Zdrowy rozsądek zaczynał przegrywać, przez co myśli o tym, że to tylko głupie teksty, na które można się nabrać, wyciszały się z każdą mijającą chwilą.

Gdy starsza po raz drugi spojrzała w brązowe tęczówki, Camila pogładziła jej policzek, na co mimowolnie bardziej wtuliła twarz w ciepłą dłoń, będąc bliżej ciała brunetki. Nie trwało to długo — co zaskakujące — aby Alfa zadecydowała o pochyleniu głowy i lekkim muśnięciu swoich ust o usta Lauren. 

Początkowo nie poczuła niemal niczego przez znieczulone od alkoholu wargi, dlatego raz za razem powtarzała prostą czynność z większym naciskiem — chociaż nadal bez przesady, rzecz jasna — dopóki nie dotarła z kobietą do punktu, w którym nie odrywały się od siebie, ponieważ zdecydowały się na branie powietrza przez nos. Dłonie Lauren niedługo później powędrowały bezpiecznie na szczyt ramion Camili, gdy tylko jej plecy zetknęły się z miękkim materacem oraz poduszkami, a ciało młodszej brunetki zamiast zaledwie zawisnąć nad jej własnym, było trwale do niego przyciśnięte, co było nowością. 

Ale Lauren nie narzekała.

Krótkie paznokcie wędrowały po opalonej szyi oraz karku, wplątując się od czasu do czasu między gęste włosy, gdy w tym samym czasie obezwładniające ciepło nakrywało jej ciało, sprawiając, że dreszcze nie pozwalały na to, aby trwała w jednym miejscu — wskutek tego nadal podróżowała dłońmi, a jedną z nóg miała zgiętą w kolanie i nieprzerwanie przesuwała stopą po zakrytej łydce oraz niekiedy udzie Camili, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie, choć nie było to już możliwe.

Alfa, z drugiej strony, nie mogła przestać powracać ustami do ust Lauren. Chłonęła każdy najmniejszy dotyk ich ciał, nawet ten najbardziej niewinny, czując się przy tym tak, jakby była na haju. Czuła się, jak narkoman łaknący kolejnej działki; jak alkoholik chcący upić kolejny łyk procentowego trunku; jakby tonęła, a kobieta była pożądanym tlenem; jakby spadała, a brunetka była bezpiecznym miejscem do lądowania. Było tak wiele określeń, którymi mogłaby się posłużyć, aczkolwiek każde na dłuższą metę wydawało się niewystarczające.

Brązowe tęczówki przez moment napotkały zielone, zanim opuchnięte wargi zetknęły się z bladym podbródkiem, ciekawsko wędrując na spód brody, a następnie na szyję. To było nowe terytorium, które Camila zawsze chciała poznać, jednak nie miała odwagi. Rzecz jasna, nie wiedziała, czy Lauren również uznaje to za wrażliwe miejsce, tym bardziej skłonne do pobudzania łaskotania, jak w jej przypadku. Ale chciała spróbować.

Już na samym początku nie wywołała śmiechu, co uznała raczej za dobry znak, ponieważ mogła zaznajomić się bardziej z nowopoznaną skórą, która nieustannie prosiła się o doceniające pocałunki. Tak, rzecz jasna, zrobiła — przytknęła dla próby wargi do krtani przykrytej skórą, czując doskonale przyśpieszony puls oraz każdy oddech, który nabierała oraz wypuszczała Lauren. Nie miała bladego pojęcia, czy zajmowała się tym miejscem przez długi czas, czy też przeciwnie, jednak pewne było, że od drobnych pocałunków przeszła do półotwartych, przez zahaczanie aksamitnej skóry dolną wargą, po spróbowanie jej smaku językiem.

Spodobało się jej to, co czuła, chociaż ludzka skóra nie miała co cieszyć się jakimś szczególnym smakiem — za dzieciaka ilekroć polizała własną skórę z ciekawości, Camila dochodziła do wniosku, że nie jest ona jakoś specjalnie smaczna. Aczkolwiek na tę chwilę lubiła drobną słoność, którą wyczuwał jej podróżujący język. Co więcej, chwytała od czasu do czasu między wargi niektóre skrawki, delikatnnie ssąc, zanim przenosiła się w kolejne i kolejne miejsca, finalnie nie pozostawiając żadnej z widocznych części nieoznaczonych przez jej usta — oczywiście nie w kontekście malinek, ale zwykłego zapoznania się z wargami młodszej brunetki.

— Ciekawa nowość z twojej strony — wymamrotała na jednym oddechu Lauren, zanim Camila podchyliła się do pocałunku. Czuła uśmiech Alfy, jednak nie był on na tyle szeroki, aby była konieczność odsunięcia się od siebie. 

Dłonie Jauregui powoli przesunęły się na plecy młodszej, zaginając materiał koszulki, kiedy przytrzymała Camilę w miejscu, gdy zetknęła własne wargi z wyraźnie zarysowaną szczęką. Kobieta niemal natychmiastowo, całkiem bezwiednie odchyliła głowę, pozwalając na to, aby niedługo po tym usta Lauren powędrowały na jej szyję, początkowo delikatnie, wzbudzając łaskotki, przez które trochę się odsunęła. Przy pomocy dłoni, Jauregui przyciągnęła ją z powrotem na swoje ciało, znacznie bliżej niż wcześniej, tym razem wykorzystując zęby do delikatnego kąsania opalonej skóry oraz języka. Przy takiej strategii Camila nie uciekała, wręcz przeciwnie — niemal wtapiała się w starszą, jej nogi zaczęły drżeć tak samo, jak dłonie, finalnie sprawiając, że Lauren zlitowała się nad nią i przy pomocy drugiej dłoni nakierowała biodro Alfy na swoje, z zapewnieniem, że może się na niej ułożyć i wcale jej to nie przeszkadza. 

Niedługo po tym, cały ciężar kobiety znalazł się na Jauregui, która zdążyła już w kilku miejscach zostawić ślady po ówczesnym zassaniu skóry. Nadal czuła nieprzerwany gorąc oraz dreszcze, z którymi nie wiedziała, co powinna zrobić, pozostając bezradną na nieznajomą–choć–znajomą reakcję ciała na obecność Cabello. Miała mieszane uczucia, które wiązały się z tematem, o którym chciała porozmawiać z Alfą następnego dnia, jednak teraz zdecydowanie nie był to odpowiedni moment do rozmyślania.

— Już wiemy co cię nie łaskocze — posłała brunetce uśmiech ukazujący część zębów, która jedynie wypuściła drżący oddech, a tuż po tym delikatnie oparła o siebie ich czoła z przymrużonymi powiekami.

— Nie mogę przestać o tobie myśleć — rozgrzana dłoń Camili ujęła cały policzek Lauren. — To bywa przerażające, że nawet jeśli jesteś blisko, chcę jeszcze częściej być w pobliżu ciebie. Nie wspominając o momentach, kiedy nie ma cię gdzieś w pobliżu — zamykając całkowicie powieki, młodsza brunetka szturchnęła nos Jauregui swoim. — To przerażające, wiesz?

Dziwny ciężar, całkowicie nieproszony, zagościł w klatce piersiowej Lauren, która przypatrywała się z uwagą twarzy kobiety, doszukując się jakiegoś śladu po kłamstwie, kończąc z porażką. Camila nie musiała tego mówić, a jednak to zrobiła. Wydawała się nerwowa, ponieważ jej dłoń drżała na policzku starszej. Miała zamknięte oczy, bo obawiała się kontaktu wzrokowego — konkretnie, reakcji.

— Wiem — potwierdziła szeptem, rzeczywiście rozumiejąc problematyczność takiego odczucia.

Cabello pogładziła kilkukrotnie policzek Lauren kciukiem, pozostając na jakiś czas w ciszy. Pozwoliła sobie jeszcze na chwilę, aby czerpać jak najwięcej z tego nowego momentu między nimi, zanim jej standardowa, wiecznie nieśmiała oraz wycofana wersja zacznie się pokazywać przez ulatujący alkohol. Ile kobieta by dała, żeby zachowywać się bardziej normalnie, typowo i pokazać jednocześnie Lauren, że naprawdę ma dla niej znaczenie i nie powinna w ogóle zajmować sobie niepotrzebnie myśli dystansem. Chciałaby dać jej wszystko, czego by potrzebowała, jednak non stop stawała w miejscu — nie kontrolowała tego i nie wiedziała, gdzie zacząć próby opanowywania tego paraliżu. Ilekroć chciała coś powiedzieć, tak szczerze, odnośnie swoich uczuć, jej usta nie chciały się otwierać. Ilekroć chciała przytulić do siebie kobietę, tak po prostu i pocałować albo zrobić coś głupiego, żeby ta się uśmiechnęła czy zaśmiała, ciało nie potrafiło drgnąć.

— Twoja skóra jest taka miękka — wymamrotała Alfa, wzdychając przy tym cicho. — W dobrym znaczeniu.

Lauren uśmiechnęła się, chociaż kobieta tego nie widziała, po czym przy pomocy dłoni nakierowała Cabello na materac, aby zajęła miejsce. Ostrożnie nakryła ich ciała po uprzednim spojrzeniu na twarz brunetki, która wydawała się wyczerpana całym dniem — miała również na uwadze to, że stres z całego tygodnia dopiero znajdował swoje ujście, co kompletnie rozumiała, dlatego postanowiła dać Camili szansę na sen i odpoczynek, zamiast wdawać się w kolejny temat. 

Kobieta ufnie uczepiła się jej boku, z ramieniem przerzuconym przez brzuch Lauren, aż do pleców, na których ułożyła płasko dłoń, której ciepło przebijało się przez ciemny materiał koszulki. Głowa Camili ułożona była, co prawda, na poduszce, jednak tuż przy ramieniu Jauregui, wskutek czego część twarzy i tak znajdowała się w okolicach szyi, i tym samym całkościowo bliżej jej ciała, a to wzbudzało w dziwaczny komfort u każdej z nich.

— Odpocznij — wyszeptała Lauren przed ucałowaniem czoła brunetki.

Camila wymamrotała ciche pożegnanie, dość nieskładnie, a niedługo po tym całkowicie usnęła.

Dla Camili dzień nie rozpoczął się za dobrze. Czuła tępy ból głowy, nieprzyjemny skręt żołądka — właściwie odczuwała go w całym brzuchu — jej plecy również dawały o sobie znać w nieprzyjemny sposób, a dodatkowo czyjaś ciepła dłoń delikatnie potrząsała jej ramieniem, gdy leżała spokojnie na boku, próbując nie zwrócić wszystkiego, co znajdła poprzedniego dnia. 

— Żyjesz tam, Camz?

Cabello zacisnęła mocniej powieki, delikatnie przekręciła się na brzuch, wtulając twarz w poduszkę.

— Nie.

Usłyszała za sobą śmiech, na co jedynie zakryła się bardziej kołdrą, zginając jednocześnie jedną nogę w kolanie.

— Chcesz tabletkę przeciwbólową? — Dłoń znalazła się na jej bolących plecach, odznaczając się jeszcze bardziej swoim ciepłem oraz niewielkim rozmiarem. — I wody?

— Tak.

— Tak do obu czy do jednego?

— Tak.

Lauren zaśmiała się ponownie, ale sięgnęła po wodę oraz tabletkę przeciwbólową, które przygotowała dla kobiety dobrą godzinę wcześniej z myślą, ze ta obudzi się znacznie szybciej. Dochodziła i tak późna pora, a brunetka zawsze była porannym ptaszkiem, także wstawanie po alkoholu tak późno było bardziej zaskoczeniem niż czymś, czego Jauregui się spodziewała.

— No dalej, musisz się przekręcić, żeby to ode mnie wziąć — ponagliła młodszą, która ze stęknięciem oraz wykrzywionymi w grymasie oczami powoli przeturlała się na plecy. Tuż po tym, bardzo szybko, zarzuciła ramię na oczy, sycząc i unosząc jedną nogę w górę.

— Oślepnę, aniele, zasłoń te okna, proszę — wyszeptała, nie czując się na siłach, aby mówić głośniej. — Jest jakaś, um, piąta rano. Za wcześnie.

— Jest południa i okna są całkowicie zasłonięte — Lauren cieszyła się, że Camila nie może dostrzec rumieńców na jej policzkach po pieszczotliwym zwrocie, który usłyszała. — Otworzyłam tylko częściowo jedno okno, żeby tutaj przewietrzyć.

— Jaki dzisiaj dzień? — Uniosła odrobinę ramię, aby drugą, wolną dłonią potrzeć zaspane oczy.

— Sobota.

— Którego? — Camila zmarszczyła brwi, ponieważ miała dziwne przeczucie, jednak nie była pewna do czego dokładnie.

— Dzisiaj mamy 15, a co? Coś się stało?

— Jesteś pewna? — Młodsza poderwała się do siadu, ignorując nieprzyjemny skręt żołądka oraz wrażenie, jakby częściowo strawione jedzenie chciało sprzeciwić się grawitacji i pójść w górę.

— Yeah — Lauren zmierzyła Cabello wzrokiem — weź tabletkę i napij się wody, okej?

— Och, nie — zaczesała w tył włosy, podnosząc się na kolana. — Najpierw muszę się przebrać.

— Ale...

— Potrzebuję mojej torby — niezgrabnie zaczęła schodzić z łóżka, tuż za plecami Jauregui.

— Jest w szafie — poinstruowała ją starsza. — Chyba nie...nie wyjeżdżasz?

— Co? — Szybko odwróciła się na pięcie w kierunku Lauren, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ to, co miała w żołądku zdecydowanie się poruszyło, wzmagając chęć wydostania się przez usta. — Nie, oczywiście, że nie. Potrzebuję się przebrać. Szybko. Nic więcej. 

Lauren, pozostając kompletnie zdezorientowana, śledziła jeszcze przez chwilę sylwetkę Camili, dopóki w zastraszającym tempie nie zniknęła za drzwiami łazienki z ubraniami zwisającymi z ramienia. Odstawiła z wrażenia szklankę razem z tabletką, nie wiedząc, o co mogło chodzić kobiecie na pierwszym miejscu. Zamierzała podpytać ją, gdy tylko wyjdzie z nadzieją, że nie chodzi o nic poważnego.

Może po prostu ma problem z żołądkiem? — Rozważyła jedną opcję, poprawiając pościel na łóżku. — A ubrania to wymówka, bo wstydziła się powiedzieć, że musi pilnie do toalety, czy coś w ten deseń.

Gdy kołdra oraz poduszki na nowo były w zadowalającym stanie, Lauren zamknęła okno, którym wietrzyła sypialnię od momentu wstania. Nie śpieszyła się z niczym, ponieważ czekała na brunetkę — wstępnie planowała zapytać ją po przebudzeniu, co chciałaby zjeść, bo średnio przechodzić przez kaca na pustym żołądku. Z dwojga złego lepiej zwrócić to, co było dnia poprzedniego, dać sobie trochę na wstrzymanie, po czym nabrać trochę tłustego jedzenia i odleżeć swoje w łóżku. Przynajmniej taki sposób miała Lauren, chociaż opcja z wymiotowaniem niekoniecznie często była możliwa do zrealizowania.

Nie była pewna, ile minęło, kiedy Camila pośpiesznie próbowała opuścić pomieszczenie, ale — no własnie, próbowała, ponieważ poza próg wydostała się zaledwie jedna noga oraz ręka. Do uszu Lauren dotarł dźwięk uderzenia, chrupnięcia oraz głośna, soczysta "kurwa", która zwróciła jej szczególną uwagę, bo nigdy nie słyszała przekleństwa ze strony brunetki. 

Niewiele się zastanawiając, podeszła do młodszej, która zdążyła usiąść po turecku na ziemi, między łazienką a sypialnią z dłońmi owiniętymi wokół lewej stopy.

— Co się stało?

— Złamałam palec.

Oczy Jauregui się rozszerzyły.

— Jak to? — Sięgnęła do ramion brunetki. — Aż tak mocno byś uderzyła? 

— Śpieszyłam się, żeby wyjść.

— Może nie uderzyłaś tak mocno — próbowała podnieść ją na duchu. — Który palec?

— Mały.

Lauren mimowolnie się skrzywiła. Najgorsze możliwe miejsce, w które najczęściej człowiek potrafi przypieprzyć w najmnej oczekiwanym momencie.

— Pokaż mi stopę — Cabello potrząsnęła głową na prośbę. — Ściągnij skarpetkę, Camila. Musimy zobaczyć twój palec. Może nie jest tak źle.

— Chrupnęło.

— Może coś ci przeskoczyło.

— Mocno uderzyłam — Alfa wypuściła drżący oddech, przesuwając palce po stopie aż do miejsca, z którego promieniował ból. — Nastawię go.

— Nie możesz sama nastawić sobie palca — Lauren próbowała powstrzymać dłonie brunetki, jednak nieskutecznie, ponieważ ta syknęła z dyskomfortu, sprawiając, że starsza poczuła się winna, myśląc, że przypadkowo szturchnęła zranione miejsce. — Musiałybyśmy pojechać do szpitala, żeby ci go dobrze nastawili.

— Dam sobie radę — złoto ukazało się w tęczówkach Cabello, a tuż po nim dało się usłyszeć drugie chrupnięcie. — Już — wymamrotała słabo — za jakiś, em, czas, przestanie boleć, bo się zrośnie.

— To tak nie działa, Camila.

— Robiłam tak już ze złamaną nogą i nadgarstkiem — wyjaśniła cicho. — Wszystko dobrze się zrośnie.

— Jesteś pewna?

— Tak — pokiwała głową. — Pomogłabyś mi wstać?

Lauren, chcąc nie chcąc, złapała za dłonie Cabello, wskutek czego ta stanęła na równe nogi — cóż, na jedną, bo musiało minąć trochę czasu, aby kości faktycznie się zrosły. Normalnie trwałoby to z godzinę czy dwie, ale przez to, że partnerka Alfy była w pobliżu, proces gojenia zamknie się w czasie krótszym od godziny.

— Połóż się — nakazała Jauregui, a chwilę później, gdy Camila znajdowała się na materacu, przykryła ją kołdrą i na koniec podała tabletkę przeciwbólową oraz wodę. — Potrzebujesz lodu na stopę?

— Nie, nie trzeba. Niedługo mi przejdzie — zapewniła ją, ale Lauren i tak wolała pozostać sceptyczna.

— Chcesz coś zjeść? — Zmieniła temat, ponieważ im dłużej myślała o zachowaniu Camili względem prawdopodobnie złamanego placa, tym bardziej chciała trzepnąć jej przez głowę i skarcić za głupotę oraz nierozważność.

— Tak — odłożyła szklankę na półkę przy łóżku — chyba mój żołądek postanowił działać jak należy po tym szoku przy wyjściu z łazienki.

— Nie chce ci się wymiotować?

— Już nie. Palec mnie otrzeźwił.

— Z pewnością — Jauregui zmierzyła młodszą brunetkę, nie wierząc w żadne słowo. — Dlaczego musiałaś tak szybko wstawać? Za duży pośpiech i masz swoje rezultaty.

— Och, cóż, dostałam okres. W sensie, dostanę dzisiaj, więc musiałam się przebrać w odpowiednie ubrania, bo teraz jestem w drugiej formie — wytłumaczyła spokojnie, opierając plecy na wysoko ułożonych poduszkach. — Zawsze dostaję go regularnie, ale wyleciało mi z głowy, który dzisiaj mamy, dlatego tak zareagowałam. Nikt nie chce takiej nieprzyjemnej niespodzianki.

— Och, w porządku — Lauren kiwnęła głową. — W takim razie poleż sobie trochę, a ja zrobię coś do jedzenia, okej? — Zasugerowała. — Jesteś na kacu, za zbliżającym się okresem i prawdopodobnie złamanym palcem u stopy, także nie wymagam wstawania. Przeleż swoje, a ja niedługo coś przyniosę — musnęła zewnątrzną stroną palców opalony, ciepły policzek brunetki. — Chcesz jedzenie na ciepło czy zimno?

— Nie musisz robić niczego sama. Mogę pomóc.

— Och, tak, z pewnością. Mogę sobie wyobrazić, jak daleko zajdziesz z tym palcem — Jauregui uniosła kpiąco brew. — Leż w łóżku. Mam ci przynieść jakąś miskę, czy jesteś pewna, że nie będziesz wymiotowała?

— Nie będę.

— Nie będziesz pewna czy nie będziesz wymiotowała?

— To drugie — Camila spuściła wzrok. — Mogłabym ci w czymś pomóc. Głupio mi będzie tak leżeć i nic nie robić.

— Ale to będziesz teraz robiła — Lauren powoli uniosła się z łóżka. — Na ciepło czy zimno? Mamy pełną lodówkę. No, prawie pełną.

Cabello zaczęła nerwowo przekładać między sobą palce, wzdychając cicho i jednocześnie roznosząc odrobinę miętowy zapach po paście do zębów, której dwukrotnie użyła przed wyjściem, aby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku w ustach.

— Ciepło — wymamrotała, nadal unikając oczu Jauregui.

— W porządku — Lauren sięgnęła do czoła kobiety, odgarniając w tył roztrzepaną grzywkę, po czym ucałowała odkrytą skórę, a na sam koniec, przed całkowitym odejściem, złożyła drobnego całusa na lekko opuchniętych ustach od szorowania zębów. — Niedługo wrócę. Włącz sobie telewizję — przed odejściem podała młodszej pilota. — Wołaj, jeśli czegoś byś chciała.

Camila pokiwała tylko głową, będąc w szoku troskliwym zachowaniem starszej brunetki. Wiedziała, że potrafiła taka być, w to nie wątpliła, aczkolwiek zastanawiał ją fakt, jak wyjątkowo mało zdystansowana dzisiaj była. Pamiętała raczej wszystko z wczorajszego dnia, ale tak naprawdę nic nie tłumaczyło takiego podejścia.

— Chyba dostałaś jakiejś wysypki — powiedziała Cabello, obserwując szyję Lauren, która związywała przy lustrze włosy. Zauważyła jej wzrok w odbiciu.

— To nie wysypka — zapewniła. — Pamiętasz dużo z wczoraj?

— Pamiętam raczej wszystko, ale nie miałaś wtedy tego na szyi.

— Zrobiłaś mi to — wzruszyła ramionami, chociaż w głębi sama była zaskoczona, gdy zobaczyła, jak wiele ich miała po wstaniu z łóżka ponad godzinę temu. — Mam na myśli, malinki.

— Och — Camila rozchyliła w zdziwieniu usta — nie bolą cię?

— Nie — pokręciła głową. — Jestem zaskoczona, że ty żadnych nie masz — dodała, zwracając się jeszcze na chwilę w kierunku brunetki całym ciałem.

— Moje ciało samo się leczy — wytłumaczyła, nie odrywając oczu od szyi, która w dużej mierze była bordowa, gdzieniegdzie czerwona. — Jesteś pewna, że nie czujesz bólu albo dyskomfortu? Mogę się ich pozbyć, jeśli chcesz.

Jakoś myśl, że mogłaby przypadkowo którejś nie zakryć i osoby trzecie miałyby możliwość zobaczenia śladów nie była szczególnie odpychająca. Wręcz przeciwnie.

— Nie trzeba — uśmiechnęła się łagodnie. — Idę zrobić śniadanie.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top