⑤⑤
Wowowo, ja jednak żyję.
Słowa: +/- 7k.
Pod koniec rozdziału mogą pojawić się błędy, sooo...soriii.
———
Lauren ponownie nie wiedziała, co ma myśleć o zachowaniu kobiety. Jeszcze chwilę temu chciała stąd wyjść, aby dać jej szansę na zostanie z samą sobą i zastanowienie się nad tym, czego naprawdę chce — doprawdy wolała uniknąć ciągłej przepychanki oraz wychodzenia coraz to nowszych spraw, które miały na celu odstraszenie starszej. Nie zamierzała wchodzić w coś takiego, wolała odejść i dać Camili jeszcze trochę przestrzeni, a tymczasem wpadła w kolejne zaprzeczenie.
Bo jak inaczej to nazwać? Próbowała zniechęcić Lauren, a gdy tylko ta chciała odejść, przyciągnęła ją do siebie i pocałowała, jakby to było jedyną deską ratunku. Cała ta sytuacja była dziwaczna, a Alfa sama w sobie bardziej skomplikowana niż wydawało się na początku.
— Musisz w końcu zdecydować, czego chcesz — powiedziała cicho Jauregui, nie spuszczając oczu z twarzy brunetki. — Wiem, co powiedziałaś chwilę temu, ale mam wrażenie, jakbyś nie mogła zdecydować, czy lepiej mnie odpychać, czy zatrzymać obok.
— To nie tak — pokręciła głową, a dolna warga zadrżała nieznacznie, gdy Alfa powstrzymała w sobie kolejną chęć najmniejszego kontaktu z ciałem Lauren. — Ja...
— To nie jest dobre dla żadnej z nas, Camila.
— P-po prostu — zmarszczyła brwi, spuszczając wzrok na swoje stopy. — Staram się...staram się dać ci szansę.
— Ale na co? Na wyjście? — Lauren westchnęła ciężko. — To raczej nic dobrego, czyż nie?
— Nie, ja... — zacisnęła wargi. — Wolę dać ci sama więcej powodów teraz na to, żebyś mogła po prostu zerwać kontakt, zanim ta znajomość będzie trwała dłużej i trudniej mi będzie bez twojej obecności.
— Nie rozumiem, dlaczego zakładasz, że powinnam odchodzić — Jauregui oparła plecy o chłodną ścianę. — Tak tego chcesz?
— Chciałam dać ci prawdziwe przykłady, żebyś mogła wszystko sobie przemyśleć i podjąć świadomą decyzję, czy chcesz jeszcze mnie znać.
— Camila...
Lauren westchnęła, ponownie, czując, jak ciężar pojawia się na jej barkach. Mimowolnie wyciągnęła dłonie do kobiety, która niepewnie podeszła i pozwoliła na pochłonięcie się w uścisk. Ramiona starszej owinęły się wokół opalonej szyi, a kilka palców wsunęło się w miękkie, związane włosy, gdy przyjemne ciepło rozchodziło się od jednego do drugiego ciała, ofiarowując wzajemny komfort, o którym żadna nigdy nie śmiała wspominać. Chociaż Camila próbowała dać Jauregui wiele powodów do odejścia, nie można było zaprzeczyć temu, że obie czuły do siebie przyciąganie, jednak podjęcie się tego tematu wydawało się zbyt kłopotliwe. To mogło być za szybko dla każdej z nich, zwłaszcza dla Lauren, która mimo wszystko wiele razy została już zraniona i wchodzenie w jakąś relację zbyt szybko mogłoby ponownie mieć złe skutki.
— Nie mam pojęcia, dlaczego uważasz za dobry pomysł takie podejście — Jauregui przechyliła głowę, aby schować część twarzy w spiętych włosach brunetki, która sama z niepewnością oparła podbródek na ramieniu starszej, w okolicach szyi. — Naprawdę nie wiem, czy przez coś albo kogoś z przeszłości uważasz takie rozwiązanie za właściwe, ale na dłuższą metę... — przełknęła ślinę. — Nie lepiej zwyczajnie być ze sobą szczerymi? Tak o, bez prób zniechęcenia drugiej. Nadal, mimo wszystko, nie znamy się w pełni, więc nie mamy o sobie informacji w wielu kwestiach, jednak takim rzucaniem kilku różnych, ale negatywnych rzeczy z pewnością nie osiągniemy progresu. Przyszłam z tobą porozmawiać o tym, co miało miejsce ostatnio, w szpitalu, bo mam wrażenie, że zbyt pochopnie się oceniłaś w sytuacji, w której się znalazłyśmy i chciałam sprostować sprawę, a tymczasem na nowo wszystko się komplikuje, kiedy tak naprawdę można tego uniknąć.
— Przepraszam.
— Nie chodzi mi o przeprosiny, Camila. Nie chcę przechodzić przez takie akcje, jak teraz, bo na co są nam potrzebne powroty do starych tematów? Żeby wyrzucać sobie brudy? W czym miałoby to pomóc? — Oparła skroń o głowę Cabello. — Szczerość nie polega na wzajemnym dopieprzaniu sobie w taki sposób.
— Ja, uch, chciałam, żebyś świadomie zadecydowała, co dalej. Nie, umm, nie chodzi mi o-o jakieś deklaracje, ale... Ale to nie takie łatwe, mam na myśli — znajdować się wokół osoby mojego pokroju. I dlatego starałam się, um, dać, em, dać ci możliwość odejścia, zanim zrobię sobie większą nadzieję na to, że zostaniesz ze mną na dłużej.
Lauren westchnęła cicho, owijając szczelniej ramiona wokół ciała kobiety. Starała się przybliżyć jeszcze bardziej, ale wyczuła, że brunetka celowo unika całkowitego kontaktu podczas uścisku, na co zmarszczyła brwi, aczkolwiek nie rzuciła komentarzem. Respektowała powód, chociaż go nie znała.
— Nie wydaje mi się, żeby próby przekonywania mnie do tego, abym odeszła były dobrym pomysłem — mruknęła starsza. — Nie lepiej po prostu być ze sobą szczere i starać się, żeby nie pojawiały się między nami jakieś niedomówienia albo powstawały kłótnie?
— Takie rozwiązanie może byłoby w pełni właściwe, gdybyś miała do czynienia z człowiekiem.
— Teraz robi to dla ciebie jakąś różnicę? Czy narzekałam na to, kim jesteś?
— Nie, ale mogłabyś — uciekła spojrzeniem, kiedy Lauren odchyliła głowę w celu skrzyżowania ich oczu. — Albo być może obawiasz się narzekać.
— Nic z tych rzeczy — sięgnęła dłonią, która nie była wplątana we włosy młodszej, do brody, łagodnie ujmując ją między palce, a następnie nakierowując odrobinę na lewo, do siebie. — Gdybym miała coś przeciwko albo jakieś wątpliwości, uwierz mi na słowo, że nie powstrzymałabym się z uwagą.
— Ale...
— Możesz mi trochę zaufać?
Camila zacisnęła mocno zęby, żeby nie sapnąć z rozdrażnieniem. Niebezpieczne myśli nadal prześladowały jej umysł, podsuwając coraz to nowsze obawy, ale wszystko wskazywało na to, że Lauren jest zbyt uparta i będzie musiała przystać na warunki starszej. Może dla kogoś, kto nie rozumiał, co nachodziło Alfę, takie zachowanie wydawało się idiotyczne, jednak w rzeczywistości Camila po prostu i aż obawiała się reakcji na odrzucenie.
Z dwojga złego wolała doznać go teraz niż później, kiedy przyzwyczai się do bardziej stałej obecności Jauregui. Nie mogła wyobrazić sobie tego, w jakim stanie by się znajdowała, gdyby porzuciła ją z dnia na dzień, pomimo pustych zapewnień, że między nimi wszystko jest w porządku. Nie zraniłaby jej, rzecz jasna, nic z tych rzeczy — obawiała się raczej, w jakim miejscu mentalnie się znajdzie i czy tym razem wsparcie rodziny okaże się pomocne. Już i tak przy ostatnim razie zraniła swoją Betę przez brak kontroli. Nie chciała zagłębiać się w mroczne scenariusze, które przedstawiałyby prawdopodobne sytuacje o tym, co działoby się w tym domu, gdyby znajdowała się po odrzuceniu.
Camila nie była taka jak Zayn. Nie mogłaby od tak zaszyć się gdzieś, z dala od innych i podejmować ciągłe próby odnajdowania wewnętrznego spokoju. Z natury była wrażliwcem, a sama myśl o tym, że Lauren dałaby jej puste obietnice, pozwoliła na nadzieję, po czym porzuciła, przyprawiała o bardzo nieprzyjemne doznania fizyczne. Gdyby taka wizja się ziściła, ciężko stwierdzić, co byłoby z nią w sensie psychicznym.
— Dobrze — odpowiedziała w końcu, ponieważ nie miała tak naprawdę wyjścia. Dalszym ciągnięciem tematu mogłaby rozdrażnić Jauregui, a nie tego chciała. Nie potrzebowały kolejnego powodu do sprzeczki.
— Możemy teraz porozmawiać o tym, o czym pierwotnie miałyśmy? — Delikatnie przesunęła paznokciami po skórze głowy, na co ta zmrużyła powieki, potakując z pomrukiem. — Może usiądziemy, hm?
Alfa pokiwała posłusznie głową, chociaż szczerze nie chciała odsuwać się od brunetki. Mimo to, ustąpiła o dwa duże kroki, pozwalając Lauren na wybranie miejsca — nie miała zbyt wiele opcji, ponieważ przy biurku znajdowało się tylko jedno zwykłe krzesło, a przy niewielkim stoliku były nadto miękkie pufy, wskutek czego nie było zaskoczeniem, że przysiadła się na brzegu łóżka. Camila podążyła za nią, rzecz jasna, standardowo utrzymując pewien dystans, który wprawiał Jauregui w dezorientację, ponieważ jeszcze chwilę temu sama ją do siebie przyciągała. Momentami doprawdy nie rozumiała Cabello.
— Okej — starsza z kobiet ułożyła dłonie na własnych udach, przesuwając palcami po gładkim materiale spodni w nerwowym geście. — Sprawa wymknęła się już spod kontroli, zanim wylądowałam w szpitalu. Nie do końca potrafię zrozumieć twoją reakcję na kłamstwa, które powiedziała ci tamtego dnia Lucy. Sprostowałam je, ale to i tak nie pozwoliło mi na zrozumienie twojego zachowania. Może udałoby mi się to, gdybym wcześniej nie była z tobą szczera, ale zawsze mówiłam ci prawdę, więc nie podejrzewałam, że mogłabyś wysuwać pochopne wnioski i wierzyć jej zamiast mnie.
Camila złączyła ze sobą palce, układając je między kolanami, kiedy łokcie oparła na udach, podczas pochylenia się po zajęciu miejsca. Wzięła kilka głębokich oddechów, zanim zebrała się w sobie na znalezienie na miarę możliwości prostych, zrozumiałych słów, aby nie powstały ponowne nieporozumienia.
— Uwierzyłam ci — zaczęła, pocierając palce o siebie, żeby jakoś odreagować powracające negatywne emocje. — Problem nie tkwił w tym, co mi powiedziała i jak sprostowałaś całe zajście. Problemem była moja reakcja, z którą nie mogłam sobie poradzić.
— Ale sęk w tym, że nie widziałam nadto konkretnej reakcji z twojej strony. Odniosłam wrażenie, że zamknęłaś się w swojej bańce, przestałaś słuchać, co do ciebie mówię, po czym narzuciłaś dystans między nami — ramiona Lauren napięły się, gdy przypomniała sobie słowa Camili w pamiętnej kuchni o tym, że nawet prosty dotyk przyprawia ją o ból, chociaż Jauregui zaledwie musnęła jej ciało dłonią. Takiego czegoś nie jest łatwo słuchać, a tym bardziej przyjąć do siebie. Można by wysunąć wniosek, że to było jak cios w policzek po całym progresie, do którego wspólnie dotarły.
— Chciałam powiedzieć wiele rzeczy w tamtym czasie, ale nic nie wydawało się odpowiednie — przygryzła na moment dolną wargę, czując niemal natychmiast metaliczny posmak krwi. — Nieodpowiednie, bo cokolwiek przechodziło mi przez myśl, wydawało się takie jakbym... Jakbym miała względem ciebie pewne oczekiwania założone z góry, a nie powinnam, ponieważ nie było między nami żadnych deklaracji i niewłaściwym byłoby z mojej strony, gdybym zachowywała się, jakby nasza relacja na dany moment wyglądała inaczej niż faktycznie była — nie miała bladego pojęcia, czy słowa mają odpowiedni wydźwięk, bo ludzie w tych czasach potrafili szybko się obrażać, wysuwać pochopne wniosku oraz wyłapywać nieodpowiednie konteksty przez to, że obecne społeczeństwo od lat pozwalało sobie na tworzenie nadto skomplikowanych relacji. — Nie powinnam mieć z góry chęci do wypowiedzenia się w taki sposób, jakbyś była względem mnie do czegoś zobowiązana, mówiąc najłagodniej. I sam fakt, że temat dotyczył akurat niej — rozłożyła ręce, strzykając kostkami, zanim chwyciła własne kolana, prostując plecy. — Nie wie, kiedy powinna dać sobie spokój i ten fakt napędzał mnie jeszcze bardziej. Właściwie do tego stopnia napędzał, że przyłapałam się na tym, że zaczęłam mieć z góry względem ciebie pewne oczekiwania. I to były oczekiwania odnośnie reakcji, których mieć nie powinnam, ponieważ nie znajdujemy się, przykładowo, w jakiejś stałej relacji, którą byłby związek, więc to... To było niewłaściwe. I do tego fakt, że przez cały czas miałam w głowie to, w jaki sposób wypowiadała się o tobie nie pomagał. Jakby te oczekiwania były takie złe, to nawarstwienie wszystkiego razem zdecydowanie gorsze, ponieważ poczułam się tak, jakbyś była mi winna jakąś reakcję, lepszą niż ta, którą dostałam. Co więcej, to szło raczej w kierunku potraktowania cię tak, jakbym miała prawo do tych oczekiwań, a to dalekie od prawdy. Później chyba już na siłę dorzucałam sobie jeszcze kilka kwestii i doszłam do punktu, w którym odniosłam wrażenie, jakbym potraktowała cię jako rzecz, którą można mieć, chociaż nie powiedziałam słowa na głos, ale... Ale, cóż, samo to, że doszłam w krótkim czasie do takich wniosków, bo emocje coraz bardziej narastały w negatywnym sensie, sprawiło ostatecznie, że poczułam wstyd i wolałam zachować dystans, żeby zacząć racjonalnie myśleć — spojrzała na swoje palce z cichym westchnięciem. — Nie powinnam mieć względem ciebie oczekiwań, tym bardziej traktować jako przedmiot, który można mieć przy sobie, więc... Więc dlatego zdecydowałam, że najlepiej będzie, jeśli przemyślę to wszystko bez możliwości spojrzenia na ciebie. Pomimo tego, że nic takiego nie powiedziałam, czułam wstyd i trudno byłoby mi patrzeć ci w oczy bez poczucia winy.
— Później do tego wszystkiego doszedł szpital — podsunęła kolejny temat, nie chcąc na tę chwilę analizować całej tej sytuacji oddzielnie, tylko na sam koniec, kiedy dowie się, do jakiego konsensusu doszła Camila albo na czym się zatrzymała.
— To niewiele pomogło — kiwnęła głową, zamykając powieki, po czym na nowo się pochyliła i na krótką chwilę ukryła twarz w dłoniach. — Natychmiastowo obwiniłam siebie za całą tę sprawę, bo przecież gdybym ci nie powiedziała to nie pojechałabyś do niej, więc nie prowadziłabyś tak wzburzona samochodu i byłabyś bardziej skupiona na jeździe i nic by ci się nie stało.
— Wina była wyjątkowo tego drugiego, ale z pewnością nie odpowiadasz za moje roztargnienie. Zawsze miałam wybór zadzwonić po taksówkę czy Ally, jednak zadecydowałam inaczej i skończyło się tak, jak skończyło.
— Pierwsza reakcja z jaką się spotkałam wskazywała na to, jakbym ponosiła winę. Później wcale nie było lepiej, kiedy przysłuchiwałam się temu, co mówi.
— Nie miała prawa podnosić na ciebie ręki.
— Nie oddałabym jej — wzruszyła ramionami. — To mnie nie zdenerwowało. Bardziej to, w jaki sposób się do ciebie odzywała dokładał swoje do tego, o czym wcześniej ci wspominałam.
— Nie warto słuchać Lucy.
— Może i nie, ale samo to, że stałam obok, a ona non stop przerywała, odzywała się do ciebie albo jakoś pieszczotliwie, albo w drugiej chwili...sama dobrze wiesz... W jedną czy drugą stronę przyprawiało mnie to o chęć schowania się pod ziemią. Nie mogłam z tobą porozmawiać chociaż na miarę możliwości spokojnie — westchnęła. — Wiem, że są takie osoby, które zwracają się w podobny sposób żartobliwie. Dinah często to robi, jednak po jakichś pieszczotliwych zwrotach rozkazywanie ci z takimi wyrażeniami było nie na miejscu. Przynajmniej dla mnie. Nigdy bym się tak do ciebie zwróciła.
— Wiem o tym, Camila — Jauregui mimowolnie uniosła lewy kącik warg, czego brunetka i tak nie mogła zobaczyć. — Czy to już wszystko?
— Chyba tak — mruknęła, poprawiając się w miejscu, w obawie przed tym, jaką odpowiedź dostanie.
— W porządku — Lauren zacisnęła wargi przed powolnym przysunięciem się do kobiety. Zajęła miejsce zaledwie kilka centymetrów dalej, z wyprostowanymi plecami oraz dłońmi luźno ułożonymi na materacu, niedaleko własnych ud. — Co prawda nie analizuję tego wszystkiego teraz, ale kilka rzeczy mogłabym ci już powiedzieć.
Alfa kiwnęła tylko zgodnie głową.
— Pierwsza sprawa — starsza powoli sięgnęła po dłoń Cabello, którą chwyciła w swoją, złączyła ich palce, a następnie przycisnęła na kilka sekund wargi do opalonego wierzchu z przymrużonymi. — Jestem zainteresowana tylko monogamią, więc jeśli spotykam się z tobą to słowa lub czyny Lucy nie sprawią w magiczny sposób, że do niej wrócę w podskokach. Mimo wszystko byłyśmy razem zaledwie dwa miesiące i podczas tego okresu sprawy nie miały się między nami idealnie. Po tym, co wyprawia, mam wrażenie, jakbym tak naprawdę tkwiła z nią w dwuletnim związku, ale mniejsza o to. Faktem jest, że skoro spotykam się z tobą, to nie mam żadnego powodu, aby zajmować się nią. Poza kwestiami czysto służbowymi, oczywiście — odsunęła ich złączone dłonie na udo Camili, nadal utrzymując stabilnie splecione palce. — Druga sprawa... Rozumiem, że dezorientuje cię taka relacja, którą mamy, ale... Cóż, one same w sobie takie są. Z jednej strony można się przyjaźnić, jednak z drugiej strony wchodzą w to inne spotkania i ciężko jest znaleźć odpowiednie reakcje. To proces i podejrzewam, że będziemy musiały po prostu razem zobaczyć, jak ta znajomość się rozwinie. Nadal jest to dezorientujące, aczkolwiek chciałabym, żebyś chociaż próbowała ze mną rozmawiać na ten temat. Bez względu na to, czy masz jakieś wątpliwości, pytania, czy w twoim mniemaniu coś jest nie tak. Chciałabym wiedzieć. Tak będzie dla nas łatwiej. Im lepsza komunikacja, tym łatwiej będzie, co nie?
Ponownie, Alfa tylko potaknęła, nie spuszczając brązowych tęczówek z ich złączonych dłoni. Przyjmowała do siebie każde słowo Lauren, ale nie mogła zaprzeczyć temu, że nie była w pełni skupiona. Tak prosty dotyk skóra-skóra przyprawiał ją o dreszcze, przyjemne dreszcze. Nie zwykła odczuwać takich doznań przy innych osobach, a czas, który minął od momentu poznania kobiety wydawał się w ogóle nie zmieniać reakcji — za każdym razem, dla Camili, wszelkie formy kontaktu sprawiały, że organizm reagował tak, jakby to był pierwszy dotyk.
— Trzecia sprawa. Szpital i twoja reakcja — Jauregui wzięła dwa spokojne oddechy przed kontynuacją. — Wiem, że nie zwróciłabyś się do mnie w taki sposób, jak Lucy. I wiem też, że nie miała tego na myśli w negatywnym sensie, jednak przyznaję, że czas na takie sformułowania nie był najlepszy i mogła po prostu odpuścić chociaż raz. Natomiast co do twojej reakcji... Nie tylko tobie puściłyby nerwy w takiej sytuacji. Domyślam się, że miałaś wrażenie, jakbyś faktycznie zawiniła i głupie docinki oraz komentarze niewiele pomagały, a i tak w tym wszystkim starałaś upewnić się, czy ze mną wszystko jest w porządku. Nie przestraszyłaś mnie swoją reakcją, ale powstrzymałam cię, bo miałam przeczucie, że jeśli tego nie zrobię i powiesz o jedno słowo za dużo, nawet jeżeli słusznie, to po czasie, gdy będziesz spokojniejsza, zaczniesz bardzo się o wszystko obwiniać. Przynajmniej jeszcze bardziej niż dotychczas — przesunęła kciukiem po gładkiej, opalonej skórze. — Ale cieszę się, że przyszłaś — starsza tym razem przyznała to ciszej. — Cieszę się, że wiedziałaś i przyszłaś.
— Zignorowanie tego wrażenia, że coś ci się stało nie było nawet opcją. Nigdy nie będzie.
Lauren pokiwała głową, sięgając drugą dłonią do nienapiętego bicepsa brunetki — dokładnie od tego samego ramienia, którego rękę trzymała w swojej. Czuła pod opuszkami ciepło oraz miękkość jej skóry i nadal nie mogła się nadziwić, że ktoś tak niepozorny może posiadać takie pokłady siły. Takie zwykłe chwycenie jej ramienia w tym miejscu pozostawiało wrażenie, jakby Alfa nie męczyła się z nadto ciężkim obciążeniem w siłowni. Cała forma Cabello dawała inne pozory — wyglądała na wysportowaną, kształty to pokazywały, jednak nikt nie domyśliłby się, ile potrafiła podnieść.
— Czwarta sprawa. Ostatnia, tak myślę — Jauregui oblizała usta. — Chciałabym, żebyś spróbowała ze mną rozmawiać. Domyślam się, że momentami jest to trudne, ale bez komunikacji coraz częściej będziemy znajdowały się w sytuacji, w której albo ty, albo ja narzuci dystans. Nie chciałabym, żeby powtarzało się to często, bo nie umiemy ze sobą rozmawiać. Nie chcę, żeby coś takiego stało się rutyną.
— Postaram się — powoli uniosła głowę, żeby przelotnie spojrzeć na twarz Lauren. — Czasami wolę zatrzymać pewne rzeczy dla siebie, żeby później bardziej zrozumiale o nich powiedzieć.
— Bez względu na to, czy uważasz, że będzie to dla mnie zrozumiałe, czy nie, dobrze jest mieć świadomość, że coś się dzieje. Tylko o to mi chodzi, Camila. Nie chciałabym domyślać się w złą stronę, ponieważ wolisz najpierw się odsunąć, a później wytłumaczyć, o co chodziło.
— Rozumiem — przygryzła dolną wargę. — Postaram się.
— Nie zmuszę cię do tego. Zwyczajnie chciałabym, abyś spróbowała. Może wyjdzie nam to na lepsze. Może okaże się, że jednak zrozumiem szybciej niż podejrzewasz. Ale do tego potrzebuję twoich słów, okej? Nie ciszy. Słów.
— Słowa — kiwnęła głową po raz enty. — Dobrze. Słowa. Spróbuję.
— Świetnie — Lauren uśmiechnęła się łagodnie, podnosząc w tym samym czasie prawą nogę po zsunięciu buta, aby bez problemu wsunąć ją pod lewe udo, zwracając się bardziej przodem ciała do siedzącej obok Cabello. — I jednak jeszcze ostatnia sprawa, ale krótka.
— Słucham.
— Najpierw rozmawiajmy, aby później decydować w czym tkwi problem i czyja to wina. Nie decyduj za wszystkich, że każda kiepska sytuacja jest twoją odpowiedzialnością, bo ty ją wywołałaś. Sprowadzasz na siebie zbyt dużo wyrzutów sumienia i winy, której nie powinno być — Lauren przesunęła palcami po nienapiętej skórze bicepsa Cabello z nadzieją, że trochę ją zrelaksuje, mimo pozornie spokojnej rozmowy. — Zamiast obrzucać się winą na pierwszym miejscu, spróbujmy o tym dyskutować i ewentualnie znaleźć jakieś rozwiązanie albo pozytywy sytuacji. To nie wyjdzie ci na dobre, mówiąc już generalnie. Nikt nie zniesie ciągłych ciążących wyrzutów sumienia — pochyliła się łagodnie, aby musnąć policzkiem silne ramię brunetki. — Po prostu... Więcej komunikacji, mniej wyciągania pochopnych wniosków, okej? Rozpracujemy to jakoś.
— Jesteś...bardzo cierpliwa — pomruk wydostał się spomiędzy warg Cabello.
— Nie zawsze jestem — przekręciła na bok głowę — ale staram się.
— Czy, umm... Czy mogłabyś też ze mną rozmawiać? W tych samych kwestiach — Alfa zmarszczyła brwi, kiedy czekała na zwrotną odpowiedź.
— Oczywiście — ponownie uśmiechnęła się do młodszej. — Zaufanie powinno iść w obie strony.
Camila przekierowała wzrok na ich splecione dłonie, sama uśmiechając się pod nosem i jednocześnie kiwając samoistnie głową. Doprawdy myślała, że ta rozmowa przebiegnie całkowicie inaczej. Zakładała nawet kolejne spięcie, a tymczasem czuła się tak, jakby część ciężaru została zdjęta z jej barków. To było coś dobrego. Lubiła w Lauren to — poza wieloma innymi aspektami, oczywiście — z jaką łatwością potrafiła ukoić nerwy Alfy, w dodatku bez większych starań.
— Między nami na razie wszystko w porządku? — Jauregui wolała dopytać dla całkowitej pewności. Miała na uwadze to, że jeszcze wiele będą musiały przedyskutować i czeka je długa droga, aby ta relacja dobrze funkcjonowała, jednak dobrze byłoby wiedzieć, czy na tę chwilę kryzys został zażegnany.
— Tak — ponownie spojrzała w zielone tęczówki, które tym razem wyrażały całkowite zadowolenie. — Myślałam, że ta rozmowa przebiegnie trochę inaczej — przyznała chwilę później, na co brunetka uniosła jedną z brwi. — W gorszym sensie. Myślałam, że nie dojdziemy do względnego konsensusu.
— A jednak — powoli przesunęła palce z bicepsa ku górze, na szczyt ramienia, które zaczęła łagodnie głaskać. — Z dotykiem jest już okej? — Zapytała szybko, przypominając sobie dopiero teraz, że wcześniej był to niemały problem.
— Tak, oczywiście. Po prostu wtedy...to było za dużo. Ale teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku.
— Cieszę się.
Między kobietami nastała chwila ciszy, którą przerwał jedynie charakterystyczny dźwięk ze strony Camili, sygnalizujący, że jest głodna. Lauren uśmiechnęła się jedynie, nie przestając muskać materiału koszulki na ramieniu młodszej, która z zawstydzeniem przekręciła głowę w kierunku ściany. Przeklęła w myślach na zepsucie momentu między nimi, kiedy to wszystko wydawało się znajdować na swoim miejscu.
Głupi żołądek.
— Nie jestem zaskoczona, że masz apetyt po siłowni — skomentowała Lauren. — To całkiem normalne, więc żołądek nie jest wcale taki głupi.
Alfa natychmiastowo spojrzała na kobietę ze zmarszczonymi brwiami i ciekawością błyszczącą w oczach, co odrobinę zbiło ją z tropu.
— Co tak na mnie patrzysz?
Cabello przekręciła uroczo na bok głowę.
— Nie powiedziałam tego na głos.
— Och.
— Nie odstrasza cię to? — Postanowiła się niepewnie dopytać.
— Miałam wrażenie, jakbyś to powiedziała. Jestem po prostu trochę zaskoczona. Nie sądziłam, że działa to bez względu na to, jak między nami jest. Bardziej obstawiałam to, że jeśli jest między nami okej to może coś takiego wystąpić, ale po jakiejś sprzeczce niekoniecznie... Nie wiem, czemu tak założyłam, ale cóż...
— Nie ma na to żadnej reguły. Z tego, co jest mi wiadome, oczywiście — oblizała usta. — Ale wciąż, mój żołądek przerwał ciszę — westchnęła, jednak na wargi wkradł się drobny półuśmiech. — Jesteś może głodna? Mogłabym zrobić coś do jedzenia. O ile masz czas...
— Darmowe jedzenie? Zapisuję się — powoli podniosła się z miejsca, ciągnąc za sobą dłoń Camili, której nadal nie wypuściła z uścisku. — Chodźmy.
— Chcesz coś z mięsem czy bez? Najprawdopodobniej będę robiła gnocchi z warzywami, ale jeśli masz ochotę to mogę dorzucić do twojej porcji kurczaka.
— Nie ma takiej potrzeby — przełknęła z trudem ślinę na myśl o wyjściu z pokoju i ukazaniu się rodzeństwu kobiety przy takim drobnym geście, jakim jest trzymanie się na ręce. To było głupie, jednak poczuła się trochę, jak nastolatka, która pierwszy raz wychodzi publicznie, znajdując się w takiej sytuacji z drugą osobą i nie wiedziała, co o tym myśleć.
— Chcesz coś do picia? — Nieświadoma Cabello dopytywała podczas drogi po schodach. — Wodę, coś słodkiego albo wino?
— Chętnie wypiłabym wino, ale prowadzę i bez towarzystwa nie za bardzo wypada.
— Zawsze mogę cię odwieźć, jeśli chcesz i też się, um, trochę napić.
— To trochę się wyklucza, nie uważasz? — Lauren uniosła brew, spoglądając na twarzy Alfy dopiero po wejściu do kuchni, w której nie było nikogo, na co miała ochotę westchnąć z małą ulgą.
— Faktycznie... Zaraz coś wymyślę w tej kwestii, ale najpierw gotowanie — mówiąc to, odsunęła jedno z krzeseł przy szerokiej i całkiem długiej wysepce kuchennej, do której zdążyły już podejść. — Proszę bardzo — wskazała wolną dłonią na miejsce, które Jauregui zajęła chwilę później, luzując wystarczająco palce, aby Alfa mogła swobodnie się odsunąć oraz obejść wysepkę. — Więc gnocchi pasuje?
— Jasne, cokolwiek — starsza ułożyła ręce na jasnym, marmurowym blacie, kiedy Cabello już zwinnie poruszała się po otwartej kuchni w poszukiwaniu odpowiednich składników. — Pomóc ci z czymś?
— Nie trzeba — podniosła się z klęczków, trzymając w dłoni paczkę z gotowym gnocchi. — Jestem przyzwyczajona do tego, że albo gotuję sama, albo ktoś siedzi przy wysepce.
— Nie dopuszczasz nikogo do gotowania czy lubisz po prostu sama wszystko przyrządzać?
— Hmm — zmarszczyła brwi podczas dobierania z lodówki warzyw. — Od małego marzyła mi się duża kuchnia, w której będę mogła zrobić coś dobrego. Na tyle duża, żebym mogła sobie z kimś porozmawiać i jednocześnie robić jedzenie. Chciałam taki blat, jaki widywałam w programach kulinarnych.
— Okej, teraz rozumiem.
— Lubisz gotować, prawda? — Zerknęła przelotnie na Lauren. — Rozmawiałyśmy już o tym.
— Yeah, ale bardziej proste dania.
— Domowe są najlepsze — Cabello uśmiechnęła się łagodnie, wyciągając jednocześnie deskę na marmurowy blat po tym, jak obmyła świeże warzywa. Teraz znajdowała się niemal naprzeciwko siedzącej kobiety z zamiarem pokrojenia tego, co przygotowała.
— Też zawsze chciałam mieć taką kuchnię, jaką można zobaczyć w programach kulinarnych. Może z taką różnicą, że wolę minimalizm i połączenia dwóch, może trzech kontrastujących estetycznie kolorów.
— Tutaj, co prawda, jest przestrzeń, ale kolorystyka trochę...zbyt przytłaczająca, przyznaję — zaczęła kroić paprykę. — Za wiele ciepłego koloru drewna. Minimalizm daje poczucie, że jest zachowany porządek.
— Najwyraźniej mamy podobny gust — Lauren oparła policzek na dłoni.
— Najwidoczniej tak — Alfa momentalnie przekręciła głowę na bok. — Ariana zaraz przyjdzie.
— Potrafisz to stwierdzić tak szybko?
Spojrzała w zielone tęczówki.
— Trudno to wytłumaczyć, ale w wielu sensach umiem wyczuć, że moja siostra się zbliża.
Zanim Lauren zdążyła to skomentować, a nawet dodać uwagę, że przechodziła przez coś podobnego nie tak dawno, niska brunetka wbiegła w legginsach oraz jasnej koszulce do salonu połączonego z kuchnią. Włosy miała nadto długie, sięgające za połowę długości pleców, w dodatku związane w koński ogon. Miała podobny kolor skóry, co Camila, może odrobinę ciemniejszy, z tego, co zauważyła Jauregui. Twarz, która była poczerwieniała oraz spocona, miała łagodny wyraz, a kiedy tylko ciemne tęczówki napotkały postać Alfy, uśmiech rozprzestrzenił się po niepomalowanych wargach.
— Hej wam — powoli przeszła do kuchni, a konkretniej do lodówki, z której wyciągnęła małą butelkę schłodzonej wody.
— Dobrze się biegało? — Zapytała Camila z autentycznym zainteresowaniem, pomimo prostej czynności.
— Całkiem dobrze — westchnęła przeciągle po zamknięciu butelki. — Nie wiedziałam, że będziemy miały gościa — podeszła do siostry, a następnie wysunęła prawą dłoń w kierunku Jauregui. — Nie poznałyśmy się oficjalnie. Jestem Ariana, siostra tej marudy obok.
— Hej — starsza posłała niskiej kobiecie uśmiech, przyjmując krótki uścisk w geście przywitania. — Lauren.
— Dobrze jest cię zobaczyć, Lauren, w takim razie — uśmiech nadal znajdował się na ustach Ariany. — Przynajmniej na dłużej i w cywilizowanych warunkach.
— Ach, no tak — kiwnęła głową. — Pilnowałaś mnie jednego razu, jeśli dobrze pamiętam.
— Yah — Omega zwróciła się w kierunku Camili. — Co dobrego robisz do jedzenia?
— Nic dla was. Zwłaszcza nie dla DJ.
— Chyba niedługo powinna być. Pewnie tutaj przyjdzie — oparła się biodrem o blat. — Och, widzę tatuaż — zwróciła uwagę na napis "Angelica" na przedramieniu Jauregui.
— Jeden z wielu. Sama też widzę, że masz.
— Nie wiem, ilu bym się doliczyła, szczerze mówiąc — stwierdziła Ariana, spoglądając na jedną ze swoich dłoni. — Ale robię je raczej w przypadkowych miejscach. Ile myślisz, że ty masz?
— W widocznych miejscach cztery. Trzy na ramionach, jeden na karku.
— A ogólnie? — Ułożyła przedramiona na blacie, z ciekawością przyglądając się Lauren.
— Myślę, że...jakieś dziewięć. Tak, dziewięć.
— Całkiem nieźle — kiwnęła głową. — Szanuję, szanuję. Tatuaże bywają uzależniające.
— Prawda — Lauren ponownie oparła policzek o dłoń. — Dlatego mam już taką liczbę.
— W takim razie tylko ty zostajesz w tyle, siostrzyczko — Ariana klepnęła delikatnie plecy Alfy. — Masz za mało.
— Nie planuję kolejnych.
— A szkoda... — Omega wyprostowała plecy. — Czas na mnie skoro nie dostanę jedzenia.
— Coś w lodówce znajdziesz — mruknęła Cabello. — O ile Dinah się nie dorwała, powinna być lazania, którą robiłam wczoraj wieczorem.
— Mówiłam ci kiedyś, że bardzo cię kocham i jesteś moją ulubioną siostrą?
Camila prychnęła cicho.
— Słyszę to za każdym razem od was wszystkich, kiedy chodzi o jedzenie, alkohol albo przywiezienie was z powrotem do domu — mimo wszystko, na ustach miała charakterystyczny półuśmiech.
Nie minęło dużo czasu, kiedy ponownie zostały same. Ariana całkiem szybko uwinęła się z zabraniem jedzenia po odgrzaniu w mikrofali, po czym w kuchni na nowo zagościła przyjemna cisza. Alfa postanowiła jej nie przerywać, ponieważ czuła się z nią całkiem komfortowo, a poza tym zaczynała przygotowywać warzywa na patelni i jednocześnie pilnowała gnocchi. Czuła na sobie ciekawskie spojrzenie Lauren, aczkolwiek nie śmiała go komentować. Nadal, co prawda, często bywała onieśmielona uwagą kobiety, jednak przy tylu powodach, przez które nie mogła bezpośrednio na nią patrzeć, mogła przynajmniej uniknąć rumianych policzków.
— Kiedyś też miałam wrażenie, że przyjdziesz — usłyszała nagle. — To było bez zapowiedzi. Chodzi mi o ten dzień, w którym powiedziałaś mi o telefonie od Lucy.
— Och? — Zerknęła przelotnie na kobietę. — Jak wrażenia po takim doświadczeniu?
— To było dezorientujące i dziwne. Wydawało mi się, że coś ze mną nie tak. W końcu nie spodziewałam się, że faktycznie przyjdziesz.
— Po czym rozpoznałaś, że to ja? — Głos miała cichy, delikatny.
— Zapach — Lauren zmarszczyła brwi. — Głównie zapach, ale to dziwnie brzmi.
— Nie brzmi dziwnie. Rozumiem. Czy coś jeszcze poza tym?
— Um, słyszałam bicie serca. Jednak po nim nie mogłam stwierdzić.
— W porządku — oparła dłonie na blacie, ponieważ warzywa powoli dogotowywały się w sosie, a gnocchi jeszcze nie było gotowe. Wykorzystała chwilę, aby skupić uwagę na brunetce. — Co o tym myślisz?
— Podejrzewam, że to kwestia przyzwyczajenia. Ale poczułam się dziwnie. Po prostu...dziwnie jest mieć taką pewność, że ktoś do ciebie przyjdzie.
— Wiem, wiem — łagodny półuśmiech ponownie pojawił się na malinowych wargach. — To bywa dekoncentrujące. Poza tym, co powiedziałaś.
— Och, tak, to też. Nie mogłam się skupić.
— Trudno jest odróżnić rzeczywistość od wyobrażenia, które pojawia się znikąd. To zrozumiałe. Najprawdopodobniej przez długi czas będzie to dla ciebie dezorientujące, jeśli takie sytuacje będą się powtarzać. A myślę, że będą miały miejsce z biegiem czasu częściej.
— To było... Sama nie wiem... — Lauren zacisnęła usta, układając złączone palce pod brodą. — Miałam takie wrażenie, jakbym wiedziała, że przyjdziesz, bo jestem z tobą tak blisko. I to nie był nawet typ bliskości, który ma się względem kogoś z rodziny, kogoś z kim masz więzy krwi. Bardzo dziwne.
— Nie obawiaj się uznać, że to przerażające — uprzedziła przed powrotem do kontrolowania jedzenia. — Zawsze możesz ze mną o takich rzeczach porozmawiać. Postaram się wytłumaczyć i trochę ukoić nerwy.
Jauregui westchnęła cicho, kiwając ledwie głową. Mimowolnie powróciła myślami do tego niespotkanego wcześniej doświadczenia — nigdy nie miała okazji ani możliwości, aby móc wysłuchać bicie serca drugiej osoby. Ba, nawet swojego nie miała, bo jak i kiedy? Takie coś samo wysuwało wniosek, że Lauren po raz pierwszy jest z kimś tak blisko i, owszem, ta strona medalu była przerażająca. Chociaż kobieta potrafiła być ckliwa, to tak o swoich uczuciach nie lubiła za często mówić, ponieważ zbyt wiele razy się sparzyła. I taka, a nie inna relacja z Camilą nie była wyjątkiem. Zachowywała dla siebie część wrażeń, bo gdyby tylko pozwoliła sobie na powiedzenie o wszystkim to czułaby się obnażona z własnych myśli.
— Nie wiedziałam, że masz aż dziewięć tatuaży. Nie przypominam sobie, żebyś mi o tym wspominała. Jakąś świadomość miałam, że posiadasz ich więcej, ale nie chciałaś opowiedzieć więcej — zagadnęła poprzednim tematem Cabello, aby na siłę nie drążyć kwestii, która dla Lauren mogła pozostawać dezorientująca przez cały czas. Musiała we własnym zakresie oraz tempie zaadaptować nowe sytuacje, więc kontynuacja nie wniosłaby nic dobrego. Ważne było jedynie to, żeby miała świadomość, że zawsze może porozmawiać z Alfą o tym, jak się z daną rzeczą czuje.
— Już i tak całkiem sporo ich widziałaś. Cztery, bo są w dość widocznych miejscach. Co prawda, mam dziewięć, więc nieparzyście, ale to prawie połowa — Jauregui uśmiechnęła się, po części wdzięcznie, że Camila nie drążyła tego, jak czuje się z sytuacją, o której chwilę temu wspomniała. — Planujesz więcej?
— Na ten moment nie. Mam już te, które chciałam sobie zrobić.
— Hmm — brunetka poprawiła się na krześle.
— Och, zapomniałam o piciu.
Kiedy Camila była przez chwilę zajęta przeszukiwaniem wbudowanej, niewielkiej lodówki, gdzie chowali tylko alkohol, Lauren mimowolnie podsumowała sobie obecną sytuację — pomimo negatywów, które usłyszała od kobiety, ponownie wydawałoby się, że wychodziły na prostą. A tego właśnie chciała. Niekoniecznie zamierzała przyznawać, że zaczęła przyzwyczajać się do obecności Cabello, bo byłoby to zbyt...obnażające jej osobę. Przez lata rozczarowań przywykła do tego, aby pewne kwestie pozostawiać dla siebie, ponieważ często zdarza się, że na koniec dnia nawet ci, których uznajemy za stałych w naszych życiach, potrafią zawodzić.
A Lauren nie chciała kolejnego zawodu.
Tym bardziej od kogoś o tak łagodnym usposobieniu, jak Camila. Musiałaby naprawdę spieprzyć, żeby między nimi coś poszło nie tak.
— Wróciłam!
W momencie, kiedy Alfa ułożyła na blacie ciemną butelkę wina, do pomieszczenia weszła Dinah, która bez ostrzeżenia zajęła miejsce tuż przy Lauren. Oparła się jednym ramieniem o chłodną powierzchnię, zerkając na obie kobiety z szerokim uśmiechem.
— Och, Lauren, nie spodziewałam się, że przyjdziesz — powiedziała, chociaż oczy pokazywały jawne rozbawienie.
— Czyżby?
— Mhm, ale dobrze, że się zdecydowałaś. Moja siostra jest nieśmiała.
— Dinah — mruknęła starsza Cabello. — Idź zobaczyć, czy nie ma cię w twoim pokoju.
— Słabe — brązowe tęczówki zmierzyły postać Alfy. — A to co? Wino?
— Próbujemy się zdecydować, co pić i jak to zrobić skoro Lauren przyjechała samochodem.
Dinah zmarszczyła brwi na słowa Camili.
— Pijesz? Powiem mamie — wytknęła jej język, na co Jauregui nie mogła powstrzymać się przed drobnym wybuchem śmiechu.
— Nie jesteś zabawna — przewróciła oczami, powracając na kilka chwil do jedzenia, które wyglądało, jakby niedługo było gotowe do podania.
— Zamierzacie obie pić? — Zwróciła swoją uwagę ku najstarszej z zebranego towarzystwa, przykuwając zielone oczy.
— To właśnie kwestia dyskusyjna.
— Co wy za problemy tworzycie? — Blondynka wzruszyła ramionami. — Pijcie obie, Lauren zostanie na noc. Proste i klarowne.
Camila posłała DJ krótkie, znaczące spojrzenie.
— No co?
— Nieważne...
Dinah sapnęła cicho przed wstaniem z miejsca. Zwinnie podeszła do jednej z szafek, wyciągnęła trzy kieliszki, po czym bez spojrzenia na to, jakie wino brunetka wyciągnęła, otworzyła je i rozlała. Bez zbędnego komentarza podsunęła lampkę zarówno siostrze, jak i Lauren, która uniosła ciekawsko brew.
— Jesteście do dupy — Beta pokręciła głową z rozczarowaniem, nim upiła łyk alkoholu. — Po prostu zostań na noc, jeśli chcesz. Zawsze jesteś tutaj mile widziana — dodała już łagodniejszym tonem, aby upewnić Jauregui, że może czuć się w ich domu, jak u siebie. — Brak manier z twojej strony, Karla — spojrzała spode łba na siostrę. — Jedzenie jej proponujesz, noclegu już nie. Gdzie twoja kultura?
Bez dalszego ciągnięcia rozmowy, Dinah odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni razem ze swoim kieliszkiem w dłoni, pozostawiając za sobą zaskoczoną Lauren oraz Camilę z rumianymi policzkami.
— Zapomniałam, że masz na pierwsze Karla.
— Może to i lepiej — Alfa odchrząknęła cicho. — Jedzenie za chwilę będzie gotowe.
—
Drobny, uroczy śmiech wydostał się spomiędzy warg Camili, kiedy doznała łaskotek na względnie niewinny atak Lauren. Czuła na swojej gorącej skórze oddech starszej kobiety, która uniosła jedynie głowę, spoglądając na nią równie rozbawiona, aczkolwiek nie skomentowała reakcji Alfy. Zamiast tego pochyliła się do jej twarzy, złączając ponownie ich usta w powolnym pocałunku, na który ciało Cabello zaczęło reagować.
Miała wrażenie, jakby przyjemne dreszcze rozchodziły się całym jej ciele pod wpływem miękkości warg brunetki, która niemal na niej leżała. W pierwszej chwili miała ochotę złapać ją w ramiona i przyciągnąć jeszcze bliżej siebie, ale nie chciała ryzykować, ponieważ znajdowała się w swojej drugiej formie i nie za bardzo zastanawiała się nad tym, czy ciało wykazało bez konsultacji z umysłem zainteresowanie kontaktem, w którym obecnie się znajdowało. Wystarczyło, że sama na zawołanie potrafiła robić z siebie pośmiewisko, reakcje ciała nie musiały pogłębiać tejże tendencji.
— Miałyśmy oglądać film — pomruk przeszedł przez usta Camili po tym, jak napotkała onieśmielające zielone tęczówki.
— Oglądamy — uniosła prawy kącik warg, na moment wsłuchując się w to, co leci z laptopa, który znajdował się kawałek od nich, na materacu łóżka Alfy.
— Nie do końca — zmrużyła zabawnie oczy, zerkając na prawo. — Ile zleciało już tego filmu? — Sięgnęła jedną dłonią, ponieważ nie mogła z takiej odległości określić, ile minut minęło. — Jestem na to za ślepa.
— Może czas na okulary? — Lauren oparła się na prawym ramieniu, znajdując się całkiem blisko ciała Cabello, które znajdowało się na plecach, aczkolwiek nie złączała go bezpośrednio ze swoim.
— Mam okulary.
— Nigdy nie widziałam cię w okularach.
— Przeważnie noszę soczewki. Rzadko zdarza się, żebym wybierała do ubioru okulary.
— Dlaczego?
— Są nieporęczne. Niewygodnie się w nich leży, tym bardziej śpi. Jeśli pada to krople wody, które zbierają się na szkłach w zbyt dużych ilościach potrafią denerwować. Soczewki są bardziej komfortowym rozwiązaniem, o ile regularnie wykupuje się nowe.
— Teraz jestem ciekawa, jakie okulary masz do noszenia.
— Podobne do twoich. Tylko nie mam tak delikatnych oprawek na dole szkiełek, co ty — wzruszyła ramieniem przed zmarszczeniem brwi. — Minęło już 40 minut? Jak to możliwe? — Sięgnęła dłonią do touchpada, aby przewinąć film do samego początku. — Nawet nie wiem, o co tutaj chodzi. Nie wiem, co się teraz dzieje na ekranie.
Lauren uniosła lewą, wolną dłoń do twarzy kobiety, odgarniając z opalonego czoła kilka kosmyków brązowych włosów w tył. Gest, co prawda, drobny, normalnie by go nie wykonała, ale coś podkusiło ją do tego, żeby mieć jakiś drobny kontakt ze skórą Camili. Zawsze była nadto przyjemna w dotyku pod opuszkami, ciepła i wprawiała w dziwny komfort, który nadal dezorientował Jauregui — w tej ostatniej kwestii postanowiła się poddać i, innymi słowy, zaprzestać prób tłumaczenia sobie powodu. Nie chciała mieszać tego z partnerstwem, ponieważ powrót do tego pojęcia przyprawiał ją o część nieprzyjemnych wspomnień. Wolała wierzyć, że to wszystko, co między nimi się dzieje jest prawdziwe.
A przynajmniej miała nadzieję, że nie jest to przekonanie, w które Camila postanowiła brnąć do końca i dlatego ofiarowała Lauren tyle swojej uwagi, czasu oraz energii.
— Coś się stało? — Głos Cabello był cichy, gdy starsza brunetka wróciła do rzeczywistości, zdając sobie natychmiastowo sprawę, że na dobre muskała policzek kobiety z zamyśloną miną, kiedy brązowe, ciepłe tęczówki uważnie obserwowały jej ekspresję.
— Nie jestem pewna.
Camila nie dopytywała.
Lauren za to akurat była bardzo wdzięczna. Chyba rozumiała.
— Cieszę się, że postanowiłaś zostać — rozpoczęła nowy temat, na co Jauregui tylko się uśmiechnęła, tak łagodnie, że serce Alfy zabiło mocniej.
— Myślę, że nie miałam za wielu opcji po tym, jak dostałam do ręki kieliszek z winem — zażartowała, obserwując równie rozbawione oczy młodszej kobiety. — Ale też się cieszę.
— Pasuje ci ta koszulka — wskazała palcem prawej dłoni na szary materiał, który zakrywał ciało Lauren i który jednocześnie był pierwotnie własnością Cabello. Nie miała nic przeciwko dzielić się ubraniami, zapach brunetki na nich zostawał, a on zawsze koił jej nerwy. Może brzmiało to trochę niepokojąco, ale w rzeczywistości nie zamierzała obwąchiwać tych rzeczy, nic z tego. Po prostu sam fakt, że osoba, która jest dla niej tak ważna ma nosi jej ubrania sprawiał, że miłe uczucie roznosiło się po klatce piersiowej. — Wyglądasz uroczo.
Przez blade policzki Jauregui przebiegł rumieniec, odrobinę zaskakujący Alfę. Przeważnie to ona znajdowywała się w roli bycia zaczerwienioną, nie Lauren. Ona zawsze wydawała się taka pewna siebie, trudna do onieśmielenia, a tymczasem okazywało się, że prosty komentarz wywołał taką reakcję.
Trzeba przyznać, połechtało to trochę ego Cabello.
— Dziękuję — wymamrotała, faktycznie zakłopotana, bo tak naprawdę od dłuższego czasu to Camila była jedyną osobą, która prawiła jej komplementy i nawet jeżeli teoretycznie okazywały się całkiem banalne, to wiedziała, że są szczere. Inni tacy nie byli. Znowuż, to Cabello była inna, ale w dobrym sensie.
Była autentyczna.
— Cieszę się, że tutaj jesteś — dodała ponownie, mając na myśli coś więcej.
Nie chodziło jej tylko o obecność tutaj, w jej domu — w jej sypialni. Naprawdę cieszyła się, że napotkała na swojej drodze kogoś takiego, jak Lauren, ponieważ Lauren była osobą wartościową. Trudno jest znaleźć kobietę o takiej inteligencji, wysokich morałach oraz pewności siebie. Kontakt z nią, zwłaszcza bliższy — taki, jak teraz — pozwolił Camili na naukę. Poznawała ludzi, ich obyczaje i trochę rzadziej zdarzało się jej być zdezorientowaną na dziwne zwyczaje w stosunku do relacji.
Na wiele sposobów, Cabello szczerze była wdzięczna, że Lauren znajduje się w jej życiu. Ale nie musiała wiedzieć.
Dobre i to, jeśli zrozumiałaby te słowa, jako odniesienie do chwili obecnej.
— Tęskniłam za tobą — przyznała jeszcze na sam koniec, na co Jauregui w tym samym momencie całkowicie opadła prawym bokiem na materac oraz poduszki. — Tak po prostu. Nie tylko za towarzystwem. Po prostu obecnością — nie spuściła ze wzroku bladej twarzy. — Nie odnoszę się do tego, że teraz leżymy i próbujemy oglądać film. Tęskniłam nawet za tym, kiedy milczałyśmy. Cisza z tobą staje się bardziej komfortowa niż kiedykolwiek.
Lauren miała doprawdy ochotę zakryć twarz, ponieważ szczerze nie zwykła słyszeć takich rzeczy. Na tę chwilę była stuprocentowo pewna, że nikt inny nie odezwał się do niej w taki sposób — w takim kontekście. Znajdowanie się w takich sytuacjach było trochę przerażające, ponieważ przesłodzone komentarze, choć wypowiedziane łagodnie oraz ukrywaną, ale nie do końca dobrze, czułością sprawiały, że czuła, jakby ponownie wpadała w czyjeś sidła, a to nigdy nie kończyło się dobrze.
Ostatecznie Lauren nie zakryła twarzy. Przełknęła z trudem ślinę, po czym ułożyła wierzch dłoni na lewym, ciepłym policzku Camili, czując całkowicie ciepło jej skóry. Również przypatrywała się brązowym tęczówkom i przez fakt, że ona nie uciekała spojrzeniem, odnosiła wrażenie — a nawet przekonanie — że wypowiedziane przed chwilą słowa są prawdziwe i nie mają na celu pogrywania sobie z uczuciami Jauregui.
Już tak naprawdę finalnie, Lauren uśmiechnęła się półgębkiem.
— Też za tobą tęskniłam.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top