⑤③

Dzisiaj wyjątkowo czuła nadzieję.

Była jakoś bardziej zadowolona, pełniejsza życia i mniej znudzona, ponieważ w końcu coś się ruszyło — ona się zrobiła krok dalej za porozumieniem i teraz kroczy po korytarzu w stronę wskazanych wcześniej drzwi, przez której już przechodziła.

W pierwszej chwili zapukała, ale szybko przypomniała sobie, że przecież nie ma takiej potrzeby, i tak niczego nie słyszy się po drugiej stronie. Dlatego też równie pośpiesznie przycisnęła klamkę odrobinę drżącą dłonią, rozchylając chwilę później drzwi. Bez słowa omiotła pomieszczenie spojrzeniem, dopóki nie zatrzymała się na tak znajomej — och, tak znajomej — sylwetce.

Nie potrafiła wypowiedzieć chociażby słowa, przez co przyglądała się leżącemu ciału, które kompletnie nie zauważyło jej przybycia. Kobieta miała na uszach słuchawki, nad szyją znajdował się metalowy pręt, do którego końców były przyczepione pokaźnych rozmiarów ciężary — na tyle duże, aby wysokość między szyją a prętem po ułożeniu całości na ziemi nie odbierała tlenu. Jakby tego było mało, brunetka wyglądała jak po zakończeniu kolejnej z rzędu serii, ponieważ klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała. Oczywiście pot również gościł na jej skórze, który wyjątkowo był wyeksponowany z powodu dobrania jako strój do ćwiczeń stanika sportowego i dresów w szarym kolorze.

Zacisnęła lekko usta, kiedy całkowicie mimowolnie — bo jakżeby inaczej — zsunęła spojrzenie po wyrzeźbionym brzuchu, który po każdym wydechu jeszcze bardziej eksponował mięśnie. Gdyby nie znajdowały się w odrobinę patowej sytuacji to może nie czułaby się tak głupio przez własną dekoncentrację.

Wzdychając cicho, jeszcze raz przesunęła spojrzeniem po całej sylwetce — od głowy aż do stóp — jednak zatrzymując się na dobrą chwilę na uwypukleniu w dresach, które na moment ją zdezorientowało. Mimowolnie odchrząknęła, zamknęła za sobą drzwi, wchodząc jednocześnie całkowicie do środka i dopiero wtedy przykuła uwagę kobiety, która początkowo leżała na ziemi, kompletnie zastygnięta, jakby nie spodziewała się wizyty.

— Lauren?

Chciała podnieść głowę, jednak szybko tego pożałowała, ponieważ pręt naparł na jej krtań w nieprzyjemny sposób, co trochę ją poirytowało, dlatego przy użyciu jednej ręki zwinnie podniosła cały ciężar nad swoją głową i odłożyła go w wystarczającej odległości, żeby nie mieć trudności ze wstaniem.

— Hallo — zielone tęczówki napotkały nieśmiało brązowe, kiedy wsunęła dłonie do kieszeni eleganckich spodni, przyglądając się raz jeszcze, stojącej już przed nią, sylwetce Cabello.

— Dzień dobry — Camila sięgnęła palcami do brwi, którą podrapała, nadal nie dowierzając, że Lauren postanowiła się pojawić.

Jauregui ponownie zacisnęła wargi, zmarszczyła samoistnie brwi i przyjrzała się ostatni raz twarzy Alfy.

— Wyglądasz na zaskoczoną — stwierdziła, sama będąc zdziwiona tą postawą.

— Nie podejrzewałam, że przyjdziesz — przyznała Cabello. — Zamierzałam się odezwać, naprawdę, ale za każdym razem... — przerwała, kiedy starsza kobieta uniosła dłoń.

— Moment, moment... Nie chciałaś się dzisiaj spotkać? — Dopytała powoli. — Dinah do mnie dzwoniła i powiedziała, że mam przyjść, bo...chcesz porozmawiać.

— Och.

I wszystko było jasne.

Dinah zaaranżowała spotkanie po ponad trzech tygodniach, prawie miesiącu, ciszy między tą dwójką. 

Może nie byłoby to takie złe, gdyby Camila czuła się w pełni na siłach. Nadal miała pewne wątpliwości co do własnego zachowania. Nadal we własnych oczach widziała w sobie nierozwiązany problem.

— Nie wiedziałaś — Lauren pokiwała do siebie głową. — I nie chciałaś ze mną porozmawiać — dodała ciszej, przyciskając w kieszeniach palce do swoich ud w drobnym odreagowaniu. — W takim razie... — zacisnęła szczękę — nie będę przeszkadzać. Lepiej już pójdę.

Jauregui całkiem sprawnie odwróciła się w kierunku drzwi, czując napływ zawodu. Naprawdę uwierzyła w słowa DJ, która oznajmiła, że Camila chciałaby z nią porozmawiać. Owszem, to było trochę dziwne, że dzwoniła siostra, aby o tym powiadomić, jednak Lauren uparcie wytłumaczyła to sobie chęcią omówienia wszystkiego w żywe oczy, dlatego się nią posłużyła. Usilnie przyprawiła samą siebie o akceptację takiego sposobu zaaranżowania spotkania, bo w głębi bardzo chciała, żeby do niego doszło.

Pomyliła się. Ponownie.

Jak teraz wygląda w jej oczach? Czy Camila w ogóle uwierzyła w to, że Dinah skontaktowała się z Lauren? Czy skonfrontuje z nią tę sprawę? 

I, przede wszystkim, kiedy Camila naprawdę wyrazi chęć rozmowy?

Dziwny, choć tak doskonale znany, ciężar na nowo zadomowił się w klatce piersiowej, natychmiastowo przywołując nostalgiczne wspomnienie o najwierniejszej przyjaciółce Lauren — samotności.

— Lauren — dłoń brunetki owinęła się wokół klamki, jednak nie wywarła na nią żadnej presji.

— Yeah?

Bezwidnie spojrzała na kobietę zza ramienia.

— Może mimo wszystko...jeśli chciałabyś to... — Cabello oblizała spierzchnięte usta. — Od jakiegoś czasu odkładałam skontaktowanie się z tobą, bo nadal mam wrażenie, że nie poukładałam sobie wszystkiego w głowie, ale... Ale miałam dużo czasu na przemyślenie tego, co chciałam i powinnam, więc może, jeśli już tu jesteś, to może byśmy spróbowały...porozmawiać?

Palce Lauren zsunęły się po metalowej klamce, zanim odwróciła się w kierunku Alfy, która stała zgarbiona, ze splecionymi ze sobą dłońmi, oczekując odpowiedzi. W pierwszej chwili Jauregui chciała odmówić, ponieważ miała w głowie to, że Camila może nie jest jeszcze gotowa na rozmowę, jednak druga strona — ta, która chciała odpędzić się od obecności samotności — niemal krzyczała w głowie, że powinna się zgodzić.

I tak zrobiła.

Kiwnęła głową, a Camila natychmiastowo ruszyła się z miejsca, aby odłożyć wcześniej pozostawiony ciężar na miejsce, niekoniecznie świadomie prezentując napinające się mięśnie pleców, kiedy wysilała zaledwie jedną dłoń. Nie umknęło to uwadze starszej, oczywiście.

— Ile podnosiłaś?

Cabello uniosła brwi na pytanie przed podrapaniem się pod brodą.

— Akurat teraz 120 kilogramów.

Przecież podniosła to tak, jakby ciężar ledwie ważył.

— Och.

— Może przejdziemy do mnie, na górę? — Zaproponowała. — Szybko bym się ogarnęła po siłowni i porozmawiałybyśmy tam na spokojnie.

— W porządku.

To była jedyne słowa Lauren, dopóki Camila nie pojawiła się w sypialni po prysznicu, całkowicie przebrana. Do tego czasu postanowiła nie dodawać nic więcej, po prostu poczekać aż faktycznie dojdzie do rozmowy. Wolała nie palnąć czegoś zbyt szybko. W ten sposób mogła dłużej przebywać w towarzystwie Cabello, która nie była — jej zdaniem — świadoma tego, jakie ma to dla Jauregui znaczenie.

Lauren odniosła wrażenie, jakby nie była w tym domu od znacznie dłuższego czasu niżeli niespełna miesiąca. Podczas nieobecności Camili rozglądała się po przestrzeni, uśmiechając się od czasu do czasu, zanim zdecydowała się zająć miejsce na brzegu łóżka. Nadal, co prawda, błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, jednak w głowie próbowała obmyślić jakieś dobre kwestie, aby ta konwersacja doprawdy dobrze się zakończyła.

Kiedy Camila wróciła do sypialni, będąc ubrana w obcisłe, czarne spodnie oraz jasnoniebieską koszulkę na krótki rękaw, Lauren podniosła się z miejsca, chociaż nie odważyła się podejść. Dała sobie czas na kolejne przyjrzenie się kobiecie, której tak dawno nie widziała.

— Może usiądziesz? — Zapytała Cabello. — Chciałabyś coś do picia?

— Nie, dziękuję.

— W porządku — wypuściła powoli powietrze z płuc. — Nie jestem pewna, od czego najlepiej zacząć, żeby...

— Mogę najpierw coś zrobić, zanim zaczniemy?

Brunetka uniosła wzrok znad podłogi.

— Tak, oczywiście — Alfa wskazała dłonią na drzwi. — Łazienka wolna.

Lauren powstrzymała uśmiech, postanawiając ruszyć z miejsca. Oczywiście nie chodziło jej o tego typu rzecz, ale Camila nie musiała tego wiedzieć. Może to, co miała w głowie nie było najlepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji, jednak nie mogła się powstrzymać.

Kobieta pośpiesznie podeszła do Cabello, która jedynie zmarszczyła brwi, a chwilę później rozchyliła usta, aby zadać jakieś pytanie, ale ciepłe dłonie chwyciły jej policzki, przyciągając całą twarz do Lauren, dzięki czemu jedna para warg napotkała drugą w pocałunku. 

Przyjemny, choć nadal zaskakujący przepływ prądu przeszedł przez ciało Lauren przy tak prostym kontakcie, jakim jest pocałunek. Ale nie narzekała. Cieszyła się z takiej dawki bliskości po takim czasie rozłąki, która zaczęła źle na nią wpływać. Nie mogła nawet powstrzymać drobnego uśmiechu na wspomnienie o wcześniejszym kontakcie z ustami brunetki, która akurat nadal pozostawała w tym samym miejscu — nie śmiała tknąć talii Lauren, chociaż kopiowała każdy ruch warg po starszej.

To nie tak, że nie chciała. Miała w głowie słowa Zayna przypominające o tym, żeby nie obawiała się dotknąć Lauren, ale... Ale mimo wszystko wolała upewnić się, czy wszystko w porządku po tym, jak porozmawiają. Wolała mieć pewność od brunetki niżeli sama dawać sobie pozwolenie. 

— Wybacz, nie mogłam się powstrzymać — Cabello usłyszała szept kobiety prosto w jej usta, na co tylko mruknęła potakująco. — Dawno cię nie widziałam.

Kiedy Lauren odsunęła się odrobinę, przesuwając wcześniej dłonie na szczyt ramion Alfy, młodsza pokiwała w zgodzie głową, nadal będąc zdezorientowana. Pocałunek znajdował się na końcu listy rzeczy, które mogłyby się jej dzisiaj przytrafić. Zwłaszcza ze strony Jauregui.

— Teraz możemy porozmawiać — stwierdziła starsza, wędrując spojrzeniem po twarzy Camili, utrwalając w pamięci na nowo każdy zarys, który na niej widniał i sprawiał, że ten widok prześladował ją wieczorami, odbierając sen z powiek.

— Porozmawiać? — Zmarszczyła brwi. — O czym?

Lauren zacisnęła wargi, aczkolwiek tym razem przegrała i pokazała swoje rozbawienie. Uniosła zaczepnie jedną z brwi, mając nadzieję, że Camila powróci do rzeczywistości.

— Och! Tak, porozmawiać — Alfa miała ochotę palnąć się w czoło, ale zamiast tego potarła brodę. — Porozmawiać...

— Dobra pamięć — skwitowała krótko Jauregui. — Od czego by tu zacząć?

Camila przełknęła ciężko ślinę, przyswajając sobie dobitniej bliskość kobiety. Wolała więcej przestrzeni między nimi, tak w razie czego, ale Lauren chyba miała inne plany. To trochę komplikowało sprawę, bo związaną z tym kwestię Cabello chciała poruszyć znacznie później.

Najwyraźniej naszła zmiana planów.

— Najpierw chciałabym cię o coś zapytać — zaczęła młodsza poważnym tonem, na który Jauregui kiwnęła głową. — Po tym wszystkim, co ostatnio widziałaś; po moim zachowaniu; po tym, jak zobaczyłaś z jaką łatwością mogę powalić człowieka w czasie, kiedy doszło do włamania... Było tyle nagromadzonych sytuacji, w których nietrudno domyślić się, że mogłabym kogoś zranić jednym nieodpowiednim ruchem, ty...ty teraz, po tym wszyskim, znowu, podeszłaś do mnie i...i-i nie rozumiem, dlaczego — przecież jestem dziwna, inna, w dodatku negatywnie — dlaczego nie czujesz strachu?

Lauren przyjrzała się uważniej opalonej twarzy, jednak sama nie pokazała w swojej ekspresji wiele. Sięgnęła tylko finalnie dłonią do gorącego policzka, muskając kciukiem delikatną skórę z łagodnym typem spojrzenia.

— Nie jesteś inna ani dziwna. No może dziwna trochę tak, ale bardziej w uroczy sposób, nieodnoszący się do twojej drugiej natury — oblizała wargi. — Ale nie jesteś inna w negatywnym sensie. Każdy, tak naprawdę, różni się od siebie, a to, że ty w jeszcze odmienny sposób, nie stawia cię w złym świetle.

— Dlaczego się mnie nie boisz, Lauren?

Naprawdę chciała wiedzieć.

— Nie jesteś w moich oczach jakimś odmieńcem — skrzyżowała ich spojrzenia, trącając uprzednio palcem czubek nosa brunetki. — Jesteś wyjąkowa.

Nie miała pojęcia, co mogłaby odpowiedzieć. Nie spodziewała się czegoś takiego. Zawsze liczyła na gorszy scenariusz, ilekroć wyobrażała sobie w umyśle nadejście tej konwersacji. W żadnej z wersji nie kończyło się to szczęślwie; nie kończyło się to pozytywnie.

Camila nie zwykła otrzymywać od kogoś komplementy.

Tym bardziej, Camila nie zwykła słyszeć czegoś dobrego na jej temat po tym, jak ludzie dowiadywali sie o drugiej naturze.

— Wtedy w szpitalu... — Lauren postanowiła kontynuować — czy też podczas włamania...to były sytuacje, gdzie takie zachowanie było częściowo wskazane. Nie zrobiłaś niczego złego, chociaż wiem, że według swoich zasad zawiniłaś — przełknęła ślinę. — Dla mnie nie zawiniłaś. Dla mnie nadal jesteś dobrym człowiekiem i dlatego nie boję się przebywać w twoim towarzystwie. Wiem, że nie zrobiłabyś mi krzywdy.

— Nie jestem dobra w odczytywaniu mowy ciała, dlatego... Co jeśli podniosłabym teraz rękę? — Z trudem wzięła większy wdech, zanim faktycznie zrobiła to, co powiedziała, używając prawej dłoni. — O czym my...

— Co za różnica czy podniesiesz rękę, czy nie? — Uniosła brwi. — Najwyżej ci scierpnie.

Kolejna zaskakująca odpowiedź. Wystarczająco wskazująca, że niewiele obchodzi ją to, co Camila mogłaby naprawdę zrobić. Zakładająca tak właściwie, że nie popełniłaby niczego złego.

Jest to prawdziwy wniosek, jednak zawsze warto się upewnić.

— A teraz...teraz się nie boisz? — Dopytała ostatani raz, przykładając dłoń do ciepłego policzka, który samoistnie wtulił się w jej wewnętrzną stronę z zaufaniem, pozwalając poczuć miękkość niemal albastrowej skóry. — Nie masz żadnych wątpliwości? 

Lauren wydawała się niewzruszona następnymi dwoma pytaniami. Wpatrywała się nieprzerwanie w brązowe tęczówki z tym samym wyrazem twarzy, wyrażając tym samym brak przejęcia, co dezorientowało wiecznie negatywnie do siebie nastawioną Camilę.

— Jesteś dobrym człowiekiem — drugą dłonią, która nadal była na szczycie ramienia, przemieściła się na mostek, dotykając opuszkami palców jednego z częściowo odsłoniętych obojczyków. — Prędzej zraniłabyś siebie niż mnie, Camila.

Alfa, nie mogąc uwierzyć, zabrała pośpiesznie rękę, żeby chociaż ten ostatni raz przekonać się, czy Lauren mówi prawdę. Nie chciała, naprawdę nie chciała niedomówień. Musiała być pewna.

Dlatego też obiema dłońmi chwyciła blade nadgarstki, powoli sunąc w górę, po ramionach, dopóki nie zatrzymała się na ich szczycie. Uważnie obserwowała przez cały czas reakcję kobiety, która jedynie uśmiechała się w jej kierunku. Nie widziała w zielonych tęczówkach przejawu strachu. Nie widziała rozszerzonych źrenic. Nie widziała najdrobniejszego drgnięcia warg. Nie poczuła pod palcami napięcia mięśni. Nie usłyszała zaburzonego rytmu bicia serca, który wskazywałby na strach.

Mówiła prawdę.

Nie bała się jej.

— Czy to w porządku? — Ostatnie pytanie padło z ust Camili, kiedy dotarła do szczytu ramion.

Lauren kiwnęła w zgodzie głową.

Alfa nie mogła powstrzymać drobnego uśmiechu, któremu towarzyszyła chwilowo zamazana wizja przez załzawione oczy.

— Nie boisz się mnie — szepnęła, czując jak ciężar, który czuła od początku znajomości z Jauregui, zaczyna zanikać z klatki piersiowej.

Lauren jeszcze raz musnęła palcami ciepły policzek.

— Kiedyś być może byłam wystraszona jakąś sytuacją — zaczęła starsza z życzliwym uśmiechem. — Ale nigdy nie byłaś powodem czy źródłem tego strachu, Camila.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top