⑤②
Camila wzięła głęboki wdech, zanim pozwoliła sobie na chwycenie za klamkę. Delikatnie naparła na nią dłoń, a gdy drzwi ustąpiły, zapukała w ich powierzchnię, żeby otrzymać jakąś wiadomość zwrotną — najlepiej pozwolenie na wejście do środka.
Na szczęście nie musiała długo czekać i już po paru sekundach znajdowała się w bardzo jasnej sypialni, która odstawała jedynie kolorystycznie malunkami, którymi były poryte wolne przestrzenie na ścianach. Uśmiechnęła się mimowolnie na widok ludzika, którego sama kiedyś namalowała, a który ostatecznie wyszedł na jakiegoś kosmitę w dziwacznym, niestylowym ubiorze.
— Tak myślałem, że niedługo się zjawisz — usłyszała komentarz, zanim drzwi na balkon zostały rozsunięte.
Bez odpowiedzi na uwagę, ruszyła za mężczyzną, który zdążył już wyciągnąć zza ucha papierosa i go podpalić, ustawiając się oczywiście tak, aby dym nie leciał bezpośrednio w jej kierunku. Wiedział, że nie ciągnęło Camili do takich rzeczy, a zapach dla osoby niepalącej przeważnie nie należał do przyjemnych.
— Co się stało? — Zapytał, opierając się o barierkę z papierosem między pulchnymi wargami.
— Dobrze wiesz.
— Cóż, ogólnie wiem, ale coś konkretniejszego cię tutaj skierowało — zerknął na kobietę kątem oka. — Mylę się?
Młodsza Cabello westchnęła.
— Nie.
— Mam rozumieć, że nie skończyłaś tych ćwiczeń z naszą siostrą?
— Jeszcze nie.
— Mhm — kiwnął głową, wysuwając na chwilę papierosa spomiędzy ust, aby wypuścić chmarę dymu. — W takim razie, w jakiej sprawie przyszłaś?
Camila skrzyżowała ramiona pod piersiami, wpatrując się pusto w przestrzeń przed sobą. Nie miała w tym konkretnego celu, nie zbierała też własnych myśli — po prostu grała na czas sama ze sobą.
— Nie mogę się odnaleźć — przełknęła ciężko ślinę po tych słowach. — Wydaje mi się, jakbym ciągle robiła coś nie tak. Za każdym razem, kiedy mam solidne wrażenie, że wszystko jest w porządku, grunt zaczyna znikać pod moimi stopami.
— Bo robisz ciągle ten sam błąd — mężczyzna westchnął cicho przed kolejnym zaciągnięciem się. — Próbujesz wpasować się w społeczeństwo, bardzo pokazując, jak się od niego różnisz.
Camila przygryzła dolną wargę, spoglądając na brata. Nie miała pojęcia, co mogłaby zrobić, aby czuć, że wszystko jest na swoim miejscu. Ciągle — a właściwie notorycznie — odczuwała własną odmienność, co zaczynało coraz bardziej wadzić. Nie chciała w przyszłości być powodem, dla którego Lauren byłaby wytykana palcami z jej powodu.
Chciała być normalna.
— Wydaje mi się również, że kiedy dzieje się coś, przez co czuję, że trzeba się wycofać, zmniejszam szansę na to, że Lauren będzie miała jeszcze jakąś chęć, aby mieć ze mną do czynienia.
— Raczej tak szybko by się od ciebie nie odwróciła — brunet odpowiedział nadto cicho. — Nie grozi ci to, że całkowicie ją stracisz.
Camila szybko podłapała aluzję. Nie rozmawiali o tym często, teraz praktycznie wcale, ale pamięć o Sarah i jej utracie nadal była cieniem, który dręczył Zayna. Alfa zdawała sobie z tego sprawę, ale wiedziała też, że poza słowami oraz jakimś czułym gestem nie może zrobić nic, aby zabrać ciągły ból, który raz na jakiś czas dawał o sobie znać.
Mimo śmierci Sarah, Zayn trzymał się naprawdę dobrze. Zebrał się do kupy. Tylko z tego wszystkiego z bardzo rozrywkowej, głośnej i roztrzepanej osoby stał się znacznie spokojniejszy. Wyciszył się do tego stopnia po utracie własnej partnerki, że teraz jest niemal na równi autorytetem w rodzinie Cabello. Potrafił doskonale słuchać, a jego rady zawsze — choć często czerpał z gry słów, aby przedstawiać dwuznaczność — były pomocne.
— Niedługo mija dziesięć lat — podsunęła cicho Alfa, na co brunet tylko kiwnął głową. — Odwiedzasz grób?
— Nie wiem — zacisnął wargi, trzymając teraz między palcami papierosa, który coraz bardziej się wypalał. — Wystarczy, że wszystko pamiętam.
— Nie jesteś nikomu nic winien — przypomniała.
— W każdym razie... — szybko zaczął zmieniać niewygodny temat. — Z tego, co jest mi wiadome, boisz się być sobą. Lauren nie jest groźna, wręcz przeciwnie. Wydaje się w porządku, rozmawiałem z nią kilka razy — wzruszył ramionami. — Problem tkwi w tobie i tym, że nadal trzymasz się zasad rodziców — wyprostował plecy, a następnie odwrócił, żeby spojrzeć na młodszą siostrę. — Jesteś dorosła, decydujesz o swoim życiu.
— Decyduję cały czas. Dlatego teraz jestem tutaj, zamiast z nią.
— Nie w tym rzecz — Zayn ostatni raz zaciągnął się dymem, po czym przycisnął końcówkę do kryształowej popielniczki.
— A w czym?
Jedna z dłoni mężczyzny znalazła swoje miejsce na drobnym — w porównaniu do jego — ramienia siostry, natomiast drugą chwycił bok jej szyi. Skupił swoje brązowe tęczówki na Alfie, zastanawiając się, jakie słowa przekażą dokładnie to, co powinny, bez żadnych niedomówień. To nie był czas i miejsce na grę słów, którą przeważnie się wykazywał. Teraz nadszedł moment, w którym musiał stwierdzić konkret i trochę zabłysnąć, żeby do głowy kobiety faktycznie dotarła wiadomość.
— Wiem, jacy są nasi rodzice — zaczął powoli. — I rozumiem to, że nadal myślisz, że mogą cię kontrolować, naprawdę. Ale...przez to, że ciągle tym żyjesz, sama przestajesz żyć. Musisz zdobyć się na podejmowanie decyzji, które są zgodne z tym, co ty myślisz i czujesz, nie inni. Nie oni.
— Zayn, to...
— Poczekaj — delikatnie ścisnął jej ramię. — Wiem, że długo byłaś sama ze sobą. W tej kwestii nie umiem ocenić, jak trudne może być dostosowanie się do innych osób wokół ciebie, ale chociaż spróbuj myśleć o sobie. Tak prawdziwie o sobie. Nie próbuj wpasowywać się na siłę. Nie musisz naśladować innych. Nie musisz słuchać się przekonań. Nie musisz słuchać się tego, jacy są pozostali, bo ty i tak będziesz jeszcze inna.
— Łatwo jest powiedzieć.
— Zrobić również — uniósł rękę, która była na szyi Camili do czubka jej głowy. — Musisz poukładać sobie tutaj — położył dłoń, nie hamując się przed lekkim rozczochraniem włosów brunetki. — Nie bój się jej. Nie bój się, że coś spieprzysz. Każdy prędzej czy później coś spieprzy. Tak jest i tak zawsze będzie. To nic złego, dopóki uczymy się na własnych błędach — wargi mężczyzny zaczęły wyginać się w uśmiech. — Nie bój się być w towarzystwie Lauren. Nie bój się jej dotknąć. Nie bój się z nią rozmawiać. Dopóki widzisz, dopóki czujesz, że chce, abyś była w pobliżu, nie bój się tych rzeczy. Zacznij być bardziej pewna tego, co robisz, bo wystawiasz się jako kompletny odmieniec. I, okej, może to jej pasuje, ale wiem, że nie chcesz dla niej źle, więc zacznij zachowywać się swobodniej, a wszystko będzie dobrze.
— Nawet nie wiem, jaką mamy teraz relację.
Zayn uśmiechnął się szerzej.
— Umawiacie się ze sobą jak na razie. Ten okres często jest dezorientujący. Nie jesteś jedyna.
— Mogłabym przypadkowo złamać jej żebra, gdybym za mocno ją objęła.
— Rozróżnij delikatność od panicznego strachu — jeszcze raz ścisnął ramię siostry, jednak teraz w geście otuchy. — Na ten moment widzę w tobie czyste przerażenie i nie byłbym zaskoczony, gdyby te ciągłe wpadki, zatrzymania się w miejscu i może nawet frustracja, była spowodowana tym, że ona to widzi i sama nie ma pojęcia, co zrobić, żebyś była bardziej otwarta. Nikt nie chciałby, żeby osoba, z którą się widuje widocznie jak cholera bała się zrobić jakikolwiek ruch. To nie jest takie super.
— Więc być bardziej otwarta...
— Tak.
— Ale... — zacisnęła wargi. — Nie chcę też wychodzić na zaborczą.
— W granicach rozsądku to nie taka zła rzecz do pokazania, kiedy jest się w takiej relacji. Jeżeli nie ma przesady to pokazujesz, że Lauren w ogóle cię obchodzi. Gdybyś nie reagowała, mogłaby kwestionować twoje zainteresowanie. Mimo wszystko, spokojna osoba spokojną, ale nawet drobne reakcje mówią dużo.
— Co jeśli przesadzę?
— Wtedy najprawdopodobniej ci o tym powie. Może być tak, że nawet się pokłócicie. Ale o ile będziesz mogła wytłumaczyć swoją stronę i ona swoją, to prędzej czy później dojdziecie do zgody. Ważne, żeby uczyć się na własnych błędach, jeśli faktycznie takowy się popełniło.
— Łatwiej jest o tym słuchać niż faktycznie znajdować się w takiej sytuacji.
— Wiem, doskonale wiem — opuścił dłonie. — Ale uczymy się całe życie. Nikt nie powiedział, że życie jest usłane różami i nigdy nie będziemy mieli pod górkę.
Camila pokiwała głową, nie odpowiadając żadnym słowem. Zayn przyjrzał się jej dokładniej, dostrzegając zwątpienie. Wiedział, że to nie takie proste przyjąć do siebie radę i od razu ją wykonać. Jego siostra potrzebowała czasu, aby przetrawić wypowiedziane słowa i spróbować rozgryźć cywilizowane rozwiązanie na swój sposób.
— Zamierzasz porozmawiać w najbliższym czasie czy nadal nie jesteś gotowa?
Alfa otuliła się własnymi ramionami.
— Zwlekanie nie polepszy sytuacji.
— Wytłumaczę jej wszystko, ale... — na moment straciła głos, kiedy skrzyżowała spojrzenie z bratem. — Ale to jeszcze nie ten moment.
———
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top