④⑨

Lauren opadła na kanapę z głośnym westchnięciem, nadal będąc zaskoczona faktem, że już nic jej nie dolega. Camila naprawdę zabrała każdy ból z jej ciała, biorąc go na siebie bez pytania. Nie musiała prosić, kobieta po prostu wyręczyła ją, nie mogąc zdzierżyć tego widoku i Jauregui, szczerze powiedziawszy, nie wiedziała, co mogłaby zrobić, aby wyrazić własną wdzięczność. Nie zdarza się często, żeby doświadczyć takiej przysługi, więc pozostawała zdezorientowana przez brak opcji.

— Więc jak to jest? — Usłyszała głos Allyson, która zajęła wolne miejsce w fotelu. — Naprawdę dobrze się czujesz?

— Tak — pokiwała głową. — Fizycznie tak.

— A psychicznie?

Lauren zacisnęła wargi. Nadal miała mętlik w głowie. Tak wiele wydarzyło się w tak krótkim przedziale czasu.

— Nie mam pojęcia.

Taka była prawda. Wciąż nie dopuszczała do siebie części rzeczy, które miały miejsce w ciągu kilku godzin. Nie dopuszczała do siebie rozmowy z Camilą, która wskazywała na to, że znowu dochodzi między nimi do przerwy. Nie dopuszczała do siebie wyznania Lucy. Nie dopuszczała do siebie zaborczego zachowania Cabello względem Vives, kiedy tylko wyraziła się, jej zdaniem, w nieodpowiedni sposób albo chociażby tknęła ją palcem. Nie dopuszczała do siebie widocznego napięcia między tą dwójką o nią samą, kiedy nie zrobiła tak naprawdę niczego, aby dawać którejś z kobiet powód do skakania sobie do gardeł. Nie dopuszczała do siebie nagannego zachowania Lucy, kiedy uderzyła Camilę. I nie dopuszczała do siebie przeczucia Alfy, że z Lauren coś jest nie tak. Nie dopuszczała do siebie również tego, że znalazła ją, tak po prostu, bez użycia telefonu czy pytania kogokolwiek o nią.

Znała drogę do Lauren.

Brunetka nigdy nie przypuszczała, że Camila mogłaby okazać się tak stanowczą oraz obrończą osobą. Przeważnie pokazywała swoją łagodną, prawie nieśmiałą naturę i taki pokaz opiekuńczości zaczął mieszać w głowie Jauregui. Nie miała złych intencji, miała tego świadomość.

Po prostu nikt nie śmiał dbać o nią do tego stopnia, żeby reagować na czyiś dotyk na jej ciele — nawet jeśli nie był on determinowany zranieniem.

Może jednak dobrze, że jesteśmy z dala od siebie?

Potrząsnęła głową.

— Naprawdę jej nie uderzyła? 

Lauren przełknęła ślinę.

— Naprawdę — oblizała wargi. — Podejrzewam, że gdyby to był ktoś obcy, przynajmniej dla mnie, to by to zrobiła.

— Co teraz będzie? Z wami?

— Nie mam pojęcia. Lucy powiedziała, że mnie kocha.

Allyson prychnęła.

— Jakoś nadal nie mogę w to uwierzyć. Nagle zdała sobie z tego sprawę? Po tym, jak minęły miesiące od waszego rozstania, które i tak było jej winą, bo cię zdradziła? Coś mi tu śmierdzi.

— Sama tego nie rozumiem.

— Chyba nie umie być sama.

— Jakiś czas temu nie była sama. Znalazła sobie towarzystwo. Rebecca z nią była, wspominałam ci.

— Wiem i dlatego nie wierzę, że faktycznie miała to na myśli. Tak nie zachowuje się zakochana osoba.

— Ciężko jest mi to stwierdzić — wzruszyła ramionami, wpatrując się pusto w sufit. — Tak czy siak, przez ten niepotrzebny telefon, Camila chce przestrzeni.

— Jak się z tym czujesz?

— Chyba jeszcze to do mnie nie dociera, może jeśli...

Przerwała, kiedy po domu rozbrzmiał dzwonek. Z nadzieją, że to może sama zainteresowana postanowiła się zjawić, całkiem sprawnie się podniosła, a następnie ruszyła otworzyć drzwi.

Próbowała ukryć rozczarowanie, kiedy zauważyła kuriera, który wysunął w jej kierunku kwitek do podpisania.

— Niczego nie zamawiałam — zmarszczyła brwi.

— To tylko potwierdzenie przyjęcia paczki — poinformował. — Zamówiona na zlecenie.

— Paczki?

— Może nie do końca — poprawił czapkę z daszkiem, zanim wyciągnął zza ściany ogromnego, pluszowego misia, który miał między łapami bukiet kwiatów, który również był podtrzymywany przez jedną z dłoni kuriera. 

— To zdecydowanie nie jest paczka — skomentowała, patrząc na pluszaka, który był zbliżony do jej wzrostu.

— Proszę bardzo, karteczka jest jak zwykle w środku — dodał. — Ta pani zawsze wkłada ją do kwiatów.

— Pamięta pan, kto to?

— Tylko jedna pani zamawia u nas kwiaty. Jestem kurierem dla tej firmy — uśmiechnął się lekko. — Nie trudno zapamiętać, ponieważ tylko ta pani przychodzi osobiście zapisać wiadomości na karteczce. Przeważnie klienci wymagają ładnej i wydrukowanej czcionki. Znacznie rzadziej proszą o ręczny zapis osoby, która ma ładny charakter pisma — Lauren ostrożnie odebrała misia oraz kwiaty. — Tylko ta pani przychodzi osobiście.

— Och — zacisnęła wargi. — Cóż, dziękuję.

Kiedy Lauren udało się zamknąć drzwi stopą, powoli wróciła do salonu, w którym czekała Allyson. Nie musiała widzieć wyrazu jej twarzy, aby wiedzieć, że jest tak samo zaskoczona. 

— Od kogo to? — Zapytała, odbierając kwiaty od przyjaciółki, które prawie wypadły jej z dłoni. — Myślisz, że Lucy?

Jauregui powstrzymała się przed wywróceniem oczami.

— Lucy nigdy nie wysłałaby mi kwiatów. Tym bardziej misia — stwierdziła oczywiste, szybko chwytając między palce karteczkę utkwioną między kielichami białych róż, zanim ciekawska Allyson postanowiłaby przeczytać jej treść.

Po zajęciu przez Lauren miejsca, tuż obok misia, oraz poprawieniu kwiatów, które już znajdowały się w wazonie z wodą, na stoliku, wzięła kilka głębszych oddechów przed zdecydowaniem się na przeczytanie wiadomości. Nie była pewna, czego tym razem oczekiwać. Ilekroć wcześniej dostawała cokolwiek od Camili, tak bez okazji, były to pozytywne treści, ale w obecnej sytuacji obawiała się najgorszego.

Obawiała się, że to forma pożegnania.

Nie pytajcie, czemu taki scenariusz przeszedł przez jej umysł, ponieważ sama tego nie wiedziała.

Drżącymi palcami ostrożnie otworzyła zwiniętą na kilka razy tekturową karteczkę, która w większości była zapisana. To już nie wyglądało na dobry wstęp, bo Camila przeważnie ograniczała się do maksymalnie trzech zdań i podpisu, a nie dłuższej wypowiedzi na papierze.

Zaczęła czytać.

Mam nadzieję, że dojechałaś do domu bez żadnych uszczerbków. Wybacz mi, proszę, że nie mogłam upewnić się osobiście w tej kwestii, czy wszystko w porządku, ale nie byłam w stanie. Domyślam się, że to nie jest dobry sposób i raczej powinnam powiedzieć to, będąc twarzą w twarz, ale przepraszam za swoje zachowanie.
Przepraszam, że zachowałam się w taki sposób w szpitalu, to nie było na miejscu. Nie powinnam była na pierwszym miejscu słuchać tego, co ma do powiedzenia Lucy, a tym bardziej reagować. Przepraszam, jeżeli poczułaś się przez to osaczona. Przepraszam, jeżeli cię wystraszyłam i pozwoliłam myśleć, że mogłabym zrobić jej krzywdę.
Jej albo, co gorsza, tobie.
Nigdy bym tego nie zrobiła.
Domyślam się również, że utrzymywanie przestrzeni może nie jest najlepszym pomysłem po tym, co miało miejsce, jednak nie mogę ręczyć, że dojdziemy do dojrzałego konsensusu, ponieważ mentalnie nie znajduję się w dobrym miejscu. Nie chciałabym pogłębiać tego problemu, który sama wytworzyłam sobie w głowie i przypadkiem dokonywać czynów, których normalnie bym się nie dopuściła.
Przepraszam za wszystko.
PS 1: Trzymam kciuki za stanowisko w pracy. Jestem pewna, że je otrzymasz. :)
PS 2: Mam drobną nadzieję, że nie odebrałam ci całą zaistniałą sytuacją chęci do malowania. Jesteś wspaniałą artystką.
PS 3: Proszę, nie odbieraj tego tak, jakbym cię zostawiała. Nie zrobiłabym tego. Kiedy będzie taka potrzeba, zawsze się pojawię.
PS 4: Śpij dobrze. :)
Do zobaczenia,
— Camila.

Lauren poczuła nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej, który jedynie się pogłębiał, kiedy czytała wiadomość od nowa i od nowa, i od nowa. Nie pomagał fakt, że napotykała uśmiechnięte buźki, które nie pasowały do Camili, a które musiała dodać, żeby podnieść ją w jakiś sposób na duchu przy obecnie utrzymywanej przestrzeni.

Lauren nie podejrzewała, że w wiadomości znajdzie wspominkę o pracy. Tym bardziej o jej malowaniu, bo przecież Camila mogła, co najwyżej, zobaczyć usmarowane farbą przedramię. Wychodzi na to, że albo miała niesamowitą pamięć, albo wiedziała, w jaki sposób zawrzeć słowa w wiadomości, żeby Jauregui mogła wracać do niej przez dłuższy czas — co równało się ze świadomością, że Cabello nie zamierza pojawić się tak szybko.

Sama myśl przyprawiała ją o skręt żołądka.

Może Lauren nie miała pojęcia, ile dokładnie czasu minie, zanim ponownie się spotkają — co później okazało się nie taką krótką przerwą — ale już czuła, że będzie jej brakowało obecności Alfy. Nawet jeśli nie zawsze wiele mówiła, gdy były razem, czuła się przy niej lepiej. Nawet jeśli nie zawsze robiły coś szczególnie ciekawego, zawsze cieszyła się z tego wspólnie spędzonego czasu. Nawet jeśli Camila rzadko kiedy zostawała na noc, zawsze czuła się jakoś tak bezpieczniej i sen przychodził znacznie łatwiej, gdy miała świadomość jej obecności za plecami.

Właściwie to nie, nie czuła, że będzie jej brakowało obecności Cabello.

Po prostu już za nią tęskniła.

———

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top